Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Ci którzy porzuciliście, czy odczuwaliście siłę modlitwy?

Anonymous - 2013-06-15, 20:20
Temat postu: Ci którzy porzuciliście, czy odczuwaliście siłę modlitwy?
Temat przeznaczony przede wszystkim dla osób, które porzuciły swoich współmałżonków, a które zostały nawrócone i do nich powróciły i które teraz mogłyby sie podzielić swoimi odczuciami mającymi miejsce w trakcie kryzysu. chodzi głównie o to, czy po odejściu od współmałżonka dczuwaliscie moc jego modlitwy?
Anonymous - 2013-07-08, 16:27

Szkoda że nie ma odpowiedzi w tym temacie, kochani nawróceni napiszcie jak możecie, co się z Wami działo wewnętrznie w czasie, kiedy opuściliście rodziny.
Mój mąż mówi mi że ma ogromne wyrzuty sumienia, że bardzo tęskni za dzieckiem, ale niczego w swoim postępowaniu nie zmienia ... wie że się za niego modlę, dziękuje mi za to i to tyle... może aż tyle...

Anonymous - 2013-07-11, 09:02

Ja też zastanawiam sie czy moj mąż, który odszedł, mieszka z kobietą, czuje w jakiś sposób , że sie za niego modlę z dziećmi. Może jest ktoś na forum, kto byl "z tej drugiej strony' i może dać świadectwo tego , co się z nim dzialo. To dla nas, modlących się za swoich błądzących współmałżonkow, bardzo ważne.




Jezu Ty się tym zajmij

Anonymous - 2013-07-11, 09:13

ja wierze w moc Sakramentu i nie wazne jak sie modlimy, ile czasu spedzamy modlac sie, jak szczere i glebokie sa wypowiadane slowa
mysle, ze KAZDY Sakrament "upomina" sie o tego co go przyjal wiec i w naszych malzonkach pracuje i Chrzest, Komunia, Bierzmowanie, a na koncu NASZ Sakrament, ktory polaczyl do ostatniego oddechu
kiedys modlilam sie roszczeniowo, narzekalam, biadolilam, plakalam, teraz wzdycham dziekujac za to co mam, czasem blogoslawie mezowi, a jaki to ma wplyw na niego ?? dla mnie nie wazne, bo nie modle sie dlatego, ze to cudowny srodek do uzyskania celu, modle sie z potrzeby mojego serca.........

Anonymous - 2013-07-11, 09:21

katalotka72, super to opisałaś (dałaś świadectwo), bo właśnie myślałam żeby napisać o tym samym :)
Anonymous - 2013-07-11, 18:53

Ja niestety sądzę, że to dla tych, którzy prą do rozstania nie ma żadnego znaczenia.
Anonymous - 2013-07-24, 22:46

Już jakiś czas się wachalem czy coś by tu nie wpisac, ale ciągle mi głupio i wstyd samemu powiedzieć że rozpadowi mojego malzeństwa winny jestem ja.
Teraz to ja "cierpie " ale jest to słuszna kara ,żeby jak to żona teraz pyta z ironią "teraz wiesz jak to boli" WIEM boli zarąbiście Mocno.
Kiedy przed pierwszą zdradą ,wiedziałem że bedzie bardzo wysokie ryzyko że w końcu nie wytrzymam i mnie przegadają albo co , to modliłem się o siły jeszcze większe niż normalnie.(przez ponad rok , ja tłumaczyłem innym z firmy że źle robią, oczywiście był ogólny śmiech że jakiś nawiedzony katolik- chyba mu na robocie nie zależy) .
Możecie się śmiać , niejeden fuknie nosem, inny powie dobrze mu tak.
Złamalem się i ja, samochody, kasa,lepszy świat itp., po tym jak pierwszy raz byłem z obcą kobietą za pieniądze , czułem sie sam jak zgwałcony. Pamiętam jak koło 3 w nocy , po szkoleniu, wracałem do domu , zatrzymałem sie w leśnym parkingu , i żeby zmienić zapach perfum cały natarłem się pokrzywami, nawet tam na dole i ciężko płakałem. Nie zapomne nigdy chwili kiedy wróciłem do domu, jak okropnie wstyd było mi wsunąć sie do łóżka żony(bo przecież żona nic, nic nie może wiedzieć), małe dziecko obok. Wtedy Bóg powinien mnie zwinąć z tego świata.
Kolejne miesiące , lata to jeden wielki wstyd przed samym sobą, spowiedzi, rozmowy z księżmi- kazdy mówił MILCZ.
Na wiele sposobów próbowaliśmy się porozumieć , ale oboje czuliśmy że coś zdechło.
Jak zawsze przed byłem w 101% szczery z żoną mimo że przez kolejne 7 lat ona ufała mi, nie wiedząc o niczym, ja wiedziałem co wiem. To był tak potworny wyżut sumienia że się w pale nie mieści.
Jak się zaczaliśmy oddalać to ja zaczełem popijać i wziąłem sie za prace nienomratywnie długa i najlepiej w delegacji. Jak wracałem to za wszelką cene chciałem wynagrodzic wszystko, do dziś chcę. Często to nie wychodziło, popijałem jeszcze więcej. W końcu błagałem żonę żeby mi pomogła, zaszyła mnie, wtedy było to jedyne o czym wiedzieliśmy o walce a alkocholem. Ona ciągle pytała czemu i poco pijesz, ja nie mogłem jej powiedzieć.
To były najpiękniejsze 2 tygodnie w zyciu, zakochaliśmy sie od nowa.
Niestety doktorek wszył witamine C.
I świat sie zawalił .Jak zapiłem wszywe żona obrót o 180st. coraz dalej i dalej i dalej.
Próbując znaleźć odpowiedzi czy porady jak naprawić małżeństwo: może brak seksu, moze moja gatka, może ona chora, może ja pijak,może rodzice, może niewiem co, trafiłem na forum, ale na WP, tam fajna wścieła żona innego męża, zaczeła mi fajnie, po babsku, tłumaczyć jak rozkochać żonę co jest źle i wogóle, po wielu godzinach na czacie stwierdziła że nie mam szans na odbudowe tego i powinieniem sią rozstać. tak zaczeło sie spotykanie . I też wiedziałem że strasznie źle robie, też się modliłem, prosiłem żebym to miał siły przerwać, ale wyszło jak wyszło .
I tu mam żal do Boga że w 2010 nie dał mi waszego adresu
Kiedy powiedziałem jej że to koniec i finito bo mimo że żony chyba nie kocham ale to jej ślubowałem że wracam choćby miała mnie niewiem jak bluzgać, usłuszałem że z tego nic nie będzie.
Pech chciał wszystkie tajemnice zaczeli dobrzy znajomi sprzedawać skutecznie i zapieranie się na nie wiele się zdało, nawet ta pani x mi dołożyła do worka.
Teraz mam .
Powiem tylko tym którzy wściekają się że małżonek kłamie do końca że nic nie było. Ja miałem ochotę wtedy na poczatku wyspiewać, ale męska duma i spowiednicy odradzali kategorycznie.
Zona ciągle i przez wiele lat mówiła uparcie, między nami coś nie gra bo coś ukrywasz, ale jak , jej wywalic takie zeczy ,to się nie da, a tymbardziej inny madrzejsi potwierdzają to. Ciągle slysze że mam chora miłość, ale ciągle mam
Teraz żona śmieje sie ze mimo że taki byłem to chodziłem do spowiedzi i komunii, teraz to mnie to boli, bo tylko ja wiedziałem po co, kiedy i z czego się spowiedam i wiem co usłyszłem w komfesjonale. Wiem czemu nie szukam już szczęścia uśmiechnietego tylko szczęscia spokojnego .
Powiem rozumując jej tok rozumowania że chyba Bóg tak chciał , że tak sie porobiło.
Żona i tak dobra bo jak to mówi: niosła ten krzyż przez trzy lata , teraz się poddała i popatrzy czy ja uniosę tak dzielnie jak ona, kiedy ona się szlaja.
Mnie ten krzyż przerasta.

Anonymous - 2013-07-24, 23:00

ale wciąż go możesz nieść
Twoje wybory

Anonymous - 2013-07-24, 23:06

Chyba nie potrafie sam. Dlatego tu jestem
Anonymous - 2013-07-25, 08:06

Dabo, tak trzymaj, podziwiam Twoją determinację.
Anonymous - 2013-07-25, 19:23

Jeżeli chodzi o pytanie czy czułem albo czuje siłe modlitwy?
-Mojej żony nie, poniewaz jak sama mówiła nigdy nie modliła sie za mnie, ale zawsze za nasze dziecko. Osobiście myslę ze nie mówi prawdy, bo choćby bedąc co tydzień na mszy, zeby jak to mówi porozmyślać sobie o życiu, nie jest w stanie nie pomyślec o mnie - a to jak mniemam już modlitwa.
- Odczuliśmy natomiast przeogromną siłę modlitwy wielu ludzi, kiedy dwa lata temu dowiedzieliśmy się że nasz syn ma wade serca i musiał byc operowany w CZMP w Łodzi. Dla mnie właśnie wtedy nastąpiło jak to się mówi może nie nawrócenie, ale postanowienie PRAWDZIWEJ poprawy, zadośćuczynienia, i przyjęcia wszystkiego najcięższego od życia.
Kiedy kilka dni wcześniej podziękowałem tamtej?? Na bilansie nasz doktorek powiedział mi ze u młodego coś nie gra z serduchem. Potem był jeden specjalista ,drugi i po kilku tygodniach byliśmy w Łodzi. Tak się porobiło że akurat z pracą było krucho, żona mnie zmusiła że jadę z nią, mielismy tam być tydzień byliśmy 4 tygodnie, ale rodzina się zrzuciła i pomogła, ciągle przesuwali terminy operacji. Mieszkając tam w szpitalnym hotelu ,w pokoiku 8m2 dwie obce matki i my, chodząc na zmianę po 2 godziny do młodego na salę, od 8 rano do 21, widząc tą złość dzieci z całej polski, czemu one? czemu one teraz nie mogą sie bawić tylko muszą się leczyć, rozmawiajac z chłopakiem który za pare miesięcy miał skończyć 18lat i mieli mu zabrać leki ,dzięki którym żył, naszego syna który też ani razu nie zapłakał, bo mu wytłumaczyliśmy że tak musi być, że jest najdzielniejszy i najfajniejszy, wtedy czuliśmy że tam u nas w miasteczku dzień w dzień lecą zdrowaśki za niego i za nas.
Wtedy w takiej maluśkiej kaplicy szpitalnej niejako usłyszałem taki wewnętrzny głos: "jeżeli nie chcesz już kochac żony ani jej miłości to ja zabiore ci owoc tej miłości" założyłem się niejako z Panem Bogiem że jak nam odda syna to coby nie było między nami ja zostane i będe trwał. Więc trwam.
W dniu operacji, najgorszy moment w zyciu ,kiedy odwieźliśmy syna i pielęgniarki go nam zabrały, świadomi że możliwe iż widzimy go ostatni raz , wtedy i przez cały czas operacji, splynoł na nas jakiś taki dziwny spokój , my wiedząc o ryzyku, wierzylismy i poprostu się modliliśmy, a najfajniejsze , prawie namacalne, takie jagby cielesne uczucie obecności Boga przy nas .Cała rodzina kilkadziesiąt osób walneła ,na cały dzień na kolana, to było jak walka ze śmiercią ,ale zwycięska. Od tamtej pory nie musze wierzyć czy niewierzyć ,ja wiem że Pan Bóg jest , i kiedy trzeba to jest taki bardziej life, zeby pokazać swoją potęgę.
Wtedy jeden ksiądz mi powiedział że z taką masą ludzi którzy żywo błagają Boga ze łzami w oczach o niewinne dziecko, to nawet piany chirurg się nie pomyli.

Anonymous - 2013-07-25, 21:30

Dabo powiem krótko- SZACUN za to co napisałes ...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group