Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Pomóżcie!

Anonymous - 2013-05-11, 20:25
Temat postu: Pomóżcie!
Kochani, mam problem. Mój mąż chce rozwodu. Jako podstawę wskazuje róznice charakterów, częste kłótnie. stwierdza, ze juz mnie nie kocha i ze brak w naszym związku trwałych fundamentów, miłosc sie wypaliła. W związku małzenskim jestesmy 4 lata, a razem 6 lat. Bywały dni lepsze i gorsze ale było tez i dobrze. Mąż jednak nie chce walczyć i powiedział, ze specjalnie czekał aż skończę moja edukację zawodowa, która rozpoczęłam po studiach i miał zamiar sie ze mna rozstać po wszytskim a przez ten cały okres czasu udawał. Wyprowadził się z domu, do swojego ojca. Ja mieszkam obecnie z Rodzicami, bo z miejscowosci gdzie mieszkaja mam dlizej do pracy. Mielismy z męzem zamiar sie przeprowadzić do miasta w którym ja pracuje, bo tam sa wieksze mozliwości. Mąż mnie jednak zwodził co do tej przeprowadzki i innych spraw takze. Mieszkanie w którym oboje mieszkalismy razem, a które stanowi własnosc męża jest puste, ja wpadam tam jak tylko moge i jak tylko praca mi na to pozwala. Mąż wcale nie przebywa w mieszkaniu, co widać ponieważ wszystko jest w stanie nienaruszonym. Mąż tak jak pisałam chce rozwodu ale pozwu jeszcze nie złozył. Najchętniej chciałby żebym ja go złozyła, ale to przeciez nie ja chcę sie rozejść. Mąż mnie unika, nie chce ze mna rozmawiać, spotkac się i porozmawiać. Zachowuje sie tak jakby mnie strasznie nienawidził i nie mógł na mnie patrzeć. Nie ma kochanki. Postanowiłam, ze nie bedę sie narzucać i ograniczę się w kontaktach, smsach i telefonach, bo i tak z jego strony nie ma chęci kontynuowania związku. Jedyne co robie to modle sie goraco do Boga Milosiernego, odmawiam Nowennę Pompejska i prosze o uratowanie małzeństwa, i jego powrót do mnie. Wierzę, ze z czasem on zrozumie swoje błedy i zda sobie sprawę ze swoich wad. Ja zaczęłam pracowac nad sobą i walczę z wadami, staram się zyć według moich priorytetów, z Bogiem. zmieniam się na lepsze ale on nawet nie będzie miał mozliwosci zobaczyć, ze sie zmieniłam na lepsze. z drugiej strony on tez musiałby sie chciec zmienić. Bardzo go kocham, mimo jego wad, mimo wszystko ale boję się, ze czas i brak kontaktu nas od siebie oddali. Ludzie mówia zebym dała sobie spokój, nawet rodzina moja i jego tak mówi ale ja sie wciąż modlę i mam nadzieję. Pomóżcie co robić.
Anonymous - 2013-05-11, 21:04

Joanno witaj na forum
zajrzyj proszę do:

1. Działu świadectw - http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=3

2. Do działu rekolekcji - http://www.rekolekcje.sychar.org/

3. Kącika filmowego, gdzie na początek polecam film "Ognioodporny" - http://pl.gloria.tv/?media=297261

4. Link z nagraniami ks. Piotra Pawlukiewicza - http://archive.org/details/xpiotr

5. Nasza Sycharowska broszura - http://www.broszura.sychar.org/

A najlepiej przyjdź na spotkanie wspólnoty do najbliższego Ogniska - www.ogniska.sychar.org
i zapraszamy na skypową grupę wsparcia, która spotyka się codziennie o 21.30 - http://www.skype.sychar.org/ .

Wiem że jest tego trochę
Ale potrzebujesz nowej wiedzy, potrzebujesz wsparcie
Mentalność rozwodowa tak postępuje, że nawet najbliższe nam osoby nie rozumieją naszej postawy.

joanna83 napisał/a:
zaczęłam pracowac nad sobą i walczę z wadami, staram się zyć według moich priorytetów, z Bogiem. zmieniam się na lepsze

dobra postawa
A czy on zobaczy to czy nie , przecież nie dla niego to robisz . Prawda ?

joanna83 napisał/a:
boję się, ze czas i brak kontaktu nas od siebie oddali.

to nie jest możliwe
Łaska sakramentu małżeństwa ma swoja moc.
Ja odkryłam że małżeństwo sakramentalne, to taki system naczyń połączonych na poziomie duchowym , tu czas i odległość nie ma znaczenia.

Wspomnę w modlitwie
Pogody Ducha

Anonymous - 2013-05-11, 21:09

Bóg zapłać za słowa pocieszenia i wskazówki!!!
Anonymous - 2013-05-13, 09:39

Joanno!
Witam Cię i obiecuję polecać Twoje trudne małżeństwo w modlitwie.
Myślę, że musisz być bardzo cierpliwa i wytrwała, ale jesteś na dobrej drodze, skoro odwiedziłaś to forum. Jest to olbrzymie wsparcie dla wszystkich osób borykających się z problemami w małżeństwie.
Ja również podobne problemy mam i jedyne co Tobie mogę polecić to modlić się, oddać wszystkie sprawy i troski w ręce Boga, zawierzyć Jemu. Są sytuacje, które czasami po ludzku są nie do objęcia rozumem, ale Bóg być może ma plan swój względem Ciebie i tak to własnie musi przebiegać.Tzn. musisz zacząć od siebie, pracować, tak jak piszesz nad sobą.
Wiem, jak przykro jet słuchać podszeptów ludzi wokoło, którzy do końca nie znają sprawy, a tym bardziej tego co masz Ty w sercu, więc nie zrażaj się tym co mówią nawet ci najbliżsi tylko ufaj Bogu. Uwierz, że to Duch Święty jest w Tobie i kieruje Tobą i nie pozwoli Ci zbłądzić jeśli tylko mu zawierzysz siebie i swoje małżeństwo.
Głowa do góry, będzie dobrze. Wierzę w to i będę się modlić o to. ;-)

Anonymous - 2013-05-13, 09:51
Temat postu: Re: Pomóżcie!
joanna83 napisał/a:
Kochani, mam problem. Mój mąż chce rozwodu. Jako podstawę wskazuje róznice charakterów, częste kłótnie. stwierdza, ze juz mnie nie kocha i ze brak w naszym związku trwałych fundamentów, miłosc sie wypaliła..


Jak na moje oko? Tanie wytłumaczenie. W każdym Małżeństwie jest różnica charakterów, częste sprzeczki (czasem kłótnie i coś więcej); w każdym Małżeństwie pojawia się myśl, że "już nie kochamy Współmałżonka", że "miłość się wypaliła" (to właśnie takie stany otwierają Nas na poznanie Prawdziwej Miłości, której Źródło jest w Panu Bogu). Stwierdzenie, że Ciebie już rzekomo nie kocha - według mnie i według tego, o czym piszesz, ma drugie dno. Czy macie Dzieci?

Anonymous - 2013-05-13, 12:32

Pastylka- dziękuję za wsparcie i za modlitwę.
Wilkoo - odpowiadając na Twoje pytanie, to nie mamy dzieci. Myślę, że na decyzję męża bardzo duży wpływ miał być może strach przed życiem, które miało się rozpocząć po zakończeniu moich egzaminów zawodowych. Często rozmawialiśmy o tym, że jak już będę po wszystkim, to będziemy starać się przeprowadzić do większego miasta, w którym jest więcej możliwości na rozwój zawodowy i znalezienie pracy i w którym ja pracowałam w zawodzie (mąż nie pracował w zawodzie, a miałby na to szansę w większym mieście). Kilkakrotnie namawiałam męża żeby szukał pracy w tym większym mieście, żeby wysyłał swoje cv, przeglądał oferty pracy. Robiłam to za niego, bo on nie chciał zmieniać swojej pracy, którą miał i przeprowadzać się, ponieważ, jak się okazało on jest strasznie uzależniony od swojego ojca, blisko którego mieszkaliśmy. Mąż bardzo często do niego przyjeżdżał. Męża Ojciec żyje ze swoją partnerką i jest raczej despotyczny, miał wiele związków, w rodzinie każdy się rozwodził, łatwo to przychodziło. Mąż wychowywany był jedynie przez ojca, na wsi, wśród ojca znajomych, nie miał zbyt dużo rówieśników, przebywał głównie ze znajomymi ojca. Myślę, że mąż obawia się zmian, które by go czekały, a zwłaszcza rozstania z ojcem i mieszkania w wielkim mieście, bo on lubi wieś mimo że studia skończył w dużym mieście. Najgorsze jest też to, że on zawsze był wychowywany w przeświadczeniu, że jest idealny, nikt nie wytykał mu jego wad. Kiedyś, gdy ja powiedziałam mu żeby się zmienił, żeby zaczął nad sobą pracować, on stwierdził, że nie chce się zmienić, że jest jaki jest. Myślę też , że on nie umie przebaczać i przyznać się do win, nigdy za nic mnie nie przeprosił. Wychowanie odgrywa więc tu dużą rolę. Martwi mnie jednak to, że jego rodzina powtarza wciąż, ze podstawą naszego kryzysu i rozpadu związku jest różnica charakterów i tak utwierdza go w przekonaniu. Jakieś dwa lata temu narodził się we mnie instynkt macierzyński, mówiłam o tym mężowi ale on nie odczuwał potrzeby posiadania dzieci. Potem stwierdził, że chce mieć dziecko i zaczęliśmy się starać ale nic z tego nie wyszło. Teraz się cieszę, że jednak nic z tych prób nie wyszło, bo byliśmy bardzo niedojrzali do tej decyzji, co znalazło potwierdzenie w tym co się stało później, tj. w tym że mąż stwierdził ze nie chce ze mną być. Powiedział mi o tym w samochodzie, w momencie gdy zaparkował go przed domem moich rodziców, w pierwszy dzień świat wielkanocnych. Potem jak mi to oznajmił odjechał do swojego ojca i od tamtej pory tam siedzi. Jakoś się trzymam, modlę się i pracuję nad sobą ale mam tak wielki smutek w sercu, bo go bardzo mocno kocham. Przebaczyłam mu wszystko. Zrobiłam sobie rachunek sumienia i zdałam sobie sprawę z wad które posiadam i ze złych rzeczy, staram się je wyeliminować. Wierzę, że Bóg mi pomoże, moja wiara w to, że wszystko się ułoży jest ogromna!

Anonymous - 2013-05-13, 12:39

Myślę, że w Jego przypadku ogromne znaczenie ma despotyczne wychowanie. Ono kształtuje Nasze późniejsze relacje, szczególnie w Małżeństwie. A w przypadku Twojego Męża, ogromne znaczenie może mieć też to, jaki Ojciec ma na Niego wpływ. Rozumiem, że nie akceptuje Ciebie do końca? Coś więcej Ci na ten temat wiadomo?
Anonymous - 2013-05-13, 13:13

Z początku męża ojciec mnie akceptował, ale to były początki. Potem z biegiem czasu, gdy chciałam żeby mąż więcej czasu spędzał ze mną, a nie z ojcem, relacje się zmieniły. Ojciec często krytykował mnie w różnych płaszczyznach np. krytykował to, że chce pojechać gdzieś na wakacje, że chciałam zmienić pracę. Na wszystko patrzył przez swój pryzmat. Twierdził bezpodstawnie, że ograniczam męża, że on nie ma wolności. Gdy ojciec wygłaszał swoje mowy odnośnie mojego charakteru, nie odnosząc się zupełnie do wad męża o których ja wspominałam, mąż ani razu nie stanął po mojej stronie mimo, że ojciec gadał bzdury. Myślę, że mąż się go obawia. W zeszłym roku, w maju miała miejsce dość kiepska sytuacja, ponieważ pokłóciłam się z męża ojcem, ponieważ poruszyłam temat dotyczący tego ażeby nie mówili na mój temat swoim znajomym, bo potem się wieści po wsi roznoszą i do mnie trafiają, a informacje są krzywdzące i nikomu nic do tego, co robię. W rozmowę wtrąciła się konkubina ojca i chciała mnie pouczać, ja zwróciłam jej uwagę, żeby mnie nie pouczała, bo nie należy do rodziny, a jedyne co może zrobić to nauczyć swojego syna, który jest 30letnim alkoholikiem i nierobem. Panna się obraziła i wyszła z domu, gdzieś pojechała. Męża ojciec dalej zaczął wygłaszać swoje mowy i stwierdził, że mężowi nic nie można zarzucić, bo on jest biedny chłopiec, bo mu kiedyś matka umarła, jak był mały. Mąż stał nic nie mówiąc i jedyne co powiedział wtedy podczas tego spotkania to "kiedy rozwód?". Od tamtego czasu zaprzestałam jeździć na imprezy rodzinne do męża ojca. Męża nie ograniczałam w uczestniczeniu w imprezach rodzinnych, mógł tam siedzieć ile chciał. Wiele razy chciałam się pogodzić z męża ojcem i przyjechać na wieś, na święto zmarłych, a to na Boże Narodzenie ale mąż mówił, że po co, że każdy wie jaki tata jest. W efekcie nie przyjechałam tam. Na sylwestra zadzwoniłam do niego i złożyłam życzenia. Myślę też ale nie wiem, czy mam rację, że na męża ojca bardzo duży wpływ ma jego konkubina, która jest kobietą z bujną przeszłością, dłużniczką, która musiała sprzedać swój dom za długi i szukała dachu nad głową i przez znajomych znalazła sponsora w postaci męża ojca. Ona ma sporo długów i jest nieszczera ale jest bardzo potulna i robi wszystko co każde męża ojciec i tak wiele zyskuje, bo męża ojciec wyremontował dom tak jak sobie tego życzyła, utrzymuje ją i jej syna nieroba, 30letniego alkoholika. Ja nie wierzyłam tej kobiecie od samego początku, bo naraziła męża ojca na najazdy wierzycieli a tak nie robi osoba która kocha Co jakiś czas wychodziły nowe informacje o nowych długach, a ona robiła krowie oczy i mówiła, że "oj nie wiedziałam". Ona wiedziała, że jej nie lubię. Czasem, gdy mąż miał urodziny i przygotowywałam przyjęcie, robiłam tort, ona przyjeżdżała ze swoim tortem i ze świeczkami. Panoszyła się wszędzie. Przy obiedzie mówiła do mnie tak " ta porcja/ten kawałek który jest WIEKSZY będzie dla Ciebie Mareczku, a ten MAŁY dla Ciebie asiu". Ona ma cel żeby przejąć majątek męża ojca.

Wracając do kwestii małżeńskich, to przez ostatnie lata przez wir pracy i nauki, który był widoczny i oczywisty dla męża (zawsze mi współczuł i mówił- nie martw się zrobię to i to, pomogę w tym i w tym) zaniedbałam obowiązki rodzinne. Chodzi o to, ze nie zawsze był obiad, kanapki do pracy dla męża pojawiały się sporadycznie. Porządek w domu utrzymywałam i o niego dbałam ale nie mogłam się tym kwestiom oddać całkowicie. Mąż przez problemy ze zdrowiem, które narastały, bardzo mocno pocił się w nocy i sypianie z nim w jednym łóżku było dla mnie problemem ze względu na zapach i odczucie wilgoci. Spaliśmy więc od pewnego czasu w osobnych łózkach, a ja namawiałam męża żeby poszedł do lekarza, żeby coś z tym zrobił ale on nic z tym nie robił w efekcie. Mąż nie miał też ochoty na kontakty seksualne, odbywały się one tylko z mojej inicjatywy. Dodatkowo mąż należał do tego typu osób, które nie mówiły słów "kocham Cię" nie pocałowały, całowały, przytulały, był oschły. Zawsze mnie to smuciło. Kiedyś powiedział mi, ze on nie wiem co to znaczy miłość. Widać, że są tu zaniedbania z dzieciństwa w sferze okazywania uczuć. Teraz mąż siedzi u ojca na wsi i wszystkim znajomym opowiada, ze jest zadowolony i ze jest mu dobrze.

Anonymous - 2013-05-13, 13:43

joanna83 napisał/a:
Przy obiedzie mówiła do mnie tak " ta porcja/ten kawałek który jest WIEKSZY będzie dla Ciebie Mareczku, a ten MAŁY dla Ciebie asiu".


Joasiu, no ale miało być odwrotnie? Duży kawał dla kobiety, a mniejszy dla mężczyzny?
Wiesz, co - nawet kiedy sama robię na przykład schabowe, to dwa dostaje mąż, a jeden jest dla mnie. No nie wiem, to taki zarzut trochę na siłę, niekoniecznie słowa konkubiny Twojego teścia były przeciwko Tobie. Zauważa, że jesteś kobietą i jesz mniej, niż mężczyzna i tyle. Może jakby on dostał obiad, a Ty nic, to pewnie byłoby coś na rzeczy. ;)

Joasiu, myślę też, że niepotrzebnie wchodzisz w ocenianie innych. Ten nierób i alkoholik, ta dłużniczka i łowczyni majątków, ten leń i maminsynek, ten agresor i despota.

Myślę, że nie jest ważne, kto rozpoczyna konflikty, jeśli obie strony równo sobie dają po przysłowiowych buziach. Konkubina teścia Ci mały kotlecik, a Ty jej wypominasz, że nie umie wychowywać syna, że jest nierób i alkoholik. Piszesz, że ona wie, że jej nie lubisz. Czemu więc dziwisz się jej reakcjom? Też bym nie pałała uprzejmością wobec osoby, która ma o mnie kiepskie zdanie, z którym pewnie się nie zgadzam (tak jak ona się nie zgadza). Chce przejąć majątek teścia? No swój rozum on chyba ma. Niech się rządzi po swojemu - co Ty masz do tego majątku? Nie Twoja sprawa przecież, nie Twoje pieniądze, prawda, Kochanie? Widzisz - wiele spraw, kwestii warto najzwyczajniej na świecie odpuścić i skupić się na najważniejszej, palącej relacją Twoją z Twoim mężem. Wierz mi, że stawanie z czerwoną płachtą przed jego rodziną nie będzie Cię do niego zbliżało.

Asienko, usiłuję Ci przekazać, że ocenianie innych nie ma sensu. Ja wiem, to Twój teść, mąż, partnerka teścia, bliskie osoby, więc czujesz, że mają wpływ na Twojego męża, ale nic to nie da, że będziesz podkreślała ich wady i złe nawyki. Jeśli są trudnymi ludźmi, to trzeba nauczyć się umiejętnie z nimi rozmawiać, tak - by nie dochodziło do eskalacji konfliktów - albo unikać kontaktów, ograniczyć do minimum.

Świetnie, że przełamujesz się i dzwonisz np. z życzeniami w Sylwestra. To bardzo fajny gest i dobrze o Tobie świadczy.

Jeśli mąż ma prany mózg przez ojca i jego konkubinę, to wchodząc z nimi w konflikty, jedynie sytuacja się pogorszy. Mąż automatycznie będzie obstawał przy ojcu, widząc, że nie dogadujecie się ze sobą.


Piałaś, że mąż "uciekł" przed Tobą. Niektórzy mężczyźni tak mają, to jest wpisane w ich kod męskości. Pragną się zamknąć w swojej jaskini. Niektózy uciekają w hobby, inni do mamuś, inni do kochanek, inni na kanapę przed telewizor. To my kobiety lubimy gadać, absorbować innych swoją osobą, swoimi problemami, gadać, mówić, analizowac, ględzić, chcemy być wysłuchane i same wypytujemy, drążymy, wypominamy. Mężczyźni tego nie potrafią, nie rozumieją, są inni, ale to normalne. Są mężczyznami.

Według mnie, warto by było, byś ustaliła (skoro mąż schował się do taty), gdzie jest Wasz dom. Zamieszkała tam i urządziła gniazdo, jak to kobieta. Stwórz swój dom.

Odradzam też narzucanie się, natrętne telefony, wypytywanie, wyciąganie na rozmowy - jeśli widzisz totalny brak chęci z drugiej strony.

Ale od czasu do czasu, kiedy upieczesz smaczne ciacho, albo zrobisz egzotyczną potrawę - możesz zaprosić męża do domu. Niech zatęskni za Tobą, spokojną, samodzielną, ciepłą - ale i czekającą na niego.

Chłopiec wychowany bez matki - naprawdę nie stworzył sobie sam swoich problemów emocjonalnych. Mamusie całują dzieci w piętki, bronią przed ojcem, rozpieszczają, słowem - dają tę dawkę ciepłych emocji, jakie winna dać matka. Żadna babcia, ciocia tej więzi już nie zbuduje, a to na pewno odbija się w dorosłym życiu człowieka, zwłaszcza, jeśli on sam musi budować relacje z innymi i w dodatku jest mężczyzną, więc i tak ma trudniej.

Jeśli kochasz męża - ratuj Was z miłością, cierpliwością - nawet jeśli na początku ta miłość Twoja nie będzie doceniania, nie poddawaj się. Może się okazać, że za jakiś czas Twój mąż podziękuje Ci za wszystko. Tak jak mój mąż dziękował mi, że się nie poddałam i wierzyłam w niego - a nawet na ciasto go nie zapraszałam wcale. :mrgreen:

Asiu, skorzystaj tutaj ze wszystkich porad moderatorki Mirakulum, w linkach, które zawarła w swoim poście, jest bomba wiedzy.

I pamiętaj, by oddać Bogu swoje małżeństwo i siebie, bo tylko to przynosi spokój, a czasami wspaniałe niespodzianki.

Anonymous - 2013-05-13, 14:20

Zachowanie Męża podchodzi mi pod ALEKSYTYMIZM.

Jak określa On swoją relację z Bogiem?

Anonymous - 2013-05-13, 14:27

Dziękuję, za wspaniałe słowa, w których rzeczywiście dużo jest prawdy.
Moje gadanie o ojcu męża i o jego konkubinie z pewnością dobrze nie podziałało.
Co do określenia tego, gdzie jest mój dom, to jest to rzecz trudna w chwili obecnej ze względu na moją pracę i to, że znajduje się ona w większym mieście do którego bliżej mam z mieszkania moich rodziców, a dalej od mieściny w której ma mieszkanie mój mąż a w którym mamy swoje gniazdko. W tym gniazdku mogę pojawiać się od czasu do czasu. Początkowo pracowałam w mieścinie w której mamy mieszkanie ale rynek się zmienił i tam z praca w moim zawodzie jest marnie więc poszukiwałam pracy na większą skalę i brałam pod uwagę nasze plany przeprowadzkowe do większej miejscowości. Oczywiście bywam w mieszkaniu tak często jak tylko mogę.

[ Dodano: 2013-05-13, 15:29 ]
Wilkoo - jeśli chodzi o jego relacje z Bogiem, to mąż chodzi do kościoła, modli się przed pójściem spać ale nie uznaje spowiedzi wręcz się jej obawia.

A cóz to ten ALEKSYTYMIZM?

Anonymous - 2013-05-13, 14:42

W takim razie .. Jego relacja z Bogiem .. jest na etapie Dziecka przystępującego do Pierwszej Komunii Świętej - nie zna Go, jeszcze .. a jak z tą relacją jest u Ciebie?

Odnośnie Twojego pytania - jest to osoba, która nie umie okazywać uczuć, bo ich nie rozumie i nie wie, co przeżywa - przez co ma problem z relacjami, z otoczeniem. Jest to przypadłość, która dotyka określony typ osobowości. Najczęściej są to tzw. Flegmatycy, Introwertycy. Taka osoba poddana terapii, często przeżywa wręcz "traumę" w momencie ich obudzenia / rozwinięcia świadomości.

Anonymous - 2013-05-13, 14:49

Jeśli chodzi o moje dotychczasowe życie religijne, to ograniczało się ono do chodzenia na msze, spowiedzi nie comiesięcznej niestety, modlitwie i starałam się aby Bóg towarzyszył mi w moim życiu, często się do niego zwracałam, w czasie dnia- prowadziłam monolog. Było to jednak traktowanie Boga swobodnie - teraz to widzę. Kryzys nauczył mnie jak powinna wyglądać prawdziwa relacja z Bogiem i myślę sobie, że to co było najgorsze to w rzeczywistości mam już za sobą, bo teraz w moim życiu może być już tylko lepiej.

Mój mąż nie chce jednak podjąć terapii psychologicznej. Byliśmy na takiej terapii w zeszłym roku, sam ją zaproponował ale przerwaliśmy ją bo myśleliśmy że nam się polepszyło ale też praca ograniczała mężowi spotkania.

Anonymous - 2013-05-13, 14:53

Myślę, że jak naprawdę zbliżysz się do Chrystusa to i Mąż dostrzeże Twoją zmianę. Nie wierzę w to, że nie dostrzega On despotycznego wpływu Ojca na siebie. Moja Żona potrzebowała ... praktycznie ... 15 lat, by wyznać mi (po powrocie, po separacji), że ... bała się Matki, Jej zdania; nie był wygodny dla Niej ... sprzeciw wobec Jej bardzo silnego "autorytetu". W końcu Mamusia nigdy nie chciała źle. Dziś? Ku mojemu zadowoleniu - "nie mają prawie kontaktu z sobą".

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group