Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Czuję się bezdradny.....

Anonymous - 2013-05-27, 19:14

Wilkoo napisał/a:
Najważniejsze, że już mamy za sobą tę kwestię.
Nie zmuszam Was do tego, byście cieszyli się razem ze mną.

Wilkoo nie gniewaj się -ale ten tekst właśnie mówi o tym
jak dziecinne jest twoje pojęcie o tym co się dokonało-zepsuło w twoim związku.
Zatem proponuję poczytaj w tematach na forum u innych jaki to trud, ile to trwa, jak pokonać trudności.
po co??
By relacje miały szanse potrwać długooooo ,zanim ewentualnie znów się rozdupczą.
A na początek skończ z tą iście amerykańska burleską-zakończoną
keep smiling i happy endem

Anonymous - 2013-05-28, 11:55

Na "zarzuty" o podobnie absurdalnej treści odpowiedziałem w innym temacie. Proponuję czytać ze zrozumieniem, odstąpić od trollowania i zająć się prawdziwymi problemami osób, które tego potrzebują. Z tego co widzę, żaden z "krzykaczy" nie próbował Nam pomóc, gdy faktycznie mieliśmy poważny problem między sobą. Na szczęście są tu także osoby, które rozumieją, do czego to forum jest przeznaczone.
Anonymous - 2013-05-28, 16:47

Wilkoo napisał/a:
Proponuję czytać ze zrozumieniem,
Wilko wybacz ale taki zwrot jest niegrzeczny, mówiący o kiś jesteś głupcem skoro nie rozumiesz co czytasz. Niestety ale jest to również osądzaeniem drugiego człowieka. Żarty na temat szybkiego rozwiązania kryzysu są częściowo na miejscu, ponieważ wiemy z własnego doświadczenia że tak szybko nie rozwiązuje się takich problemów. chyba że zostały wyolbrzymione przez Ciebie do granic przyzwoitości.
Anonymous - 2013-05-28, 20:08

Wilkoo napisał/a:
Na "zarzuty" o podobnie absurdalnej treści odpowiedziałem w innym temacie. Proponuję czytać ze zrozumieniem, odstąpić od trollowania i zająć się prawdziwymi problemami osób, które tego potrzebują. Z tego co widzę, żaden z "krzykaczy" nie próbował Nam pomóc, gdy faktycznie mieliśmy poważny problem między sobą. Na szczęście są tu także osoby, które rozumieją, do czego to forum jest przeznaczone.

Wilkoo zazwyczaj
najbardziej dotyka i boli nas to co jest tylko naszymi marzeniami-a w realu się nie iści.
a prawda broni się zazwyczaj sama, zatem po co udowadniasz innym na siłe że jest super.
istotne

to ty masz czuć i wiedzieć że jest super

Anonymous - 2013-05-29, 11:39

Nikomu nic nie udowadniam. Nie mam takiej potrzeby.

Cytowałem wszystko Żonie : z tego i z innych tematów.

Jej odpowiedź była krótka i konkretna:

"Sama w to nie wierzę, że tak szybko to wszystko się stało" (1,5 miesiąca)

Zaraz po tym kontynuowała, że rozmawiała jeszcze w marcu z Przyjaciółką. Mówiła Jej : "Zobaczysz, jeszcze wróci i będzie Cię jeszcze przepraszać na kolanach.." (Nie wróciłem, by przeprosić. Wróciłem, bo .. wybaczyłem.. ). Żona odpowiadała Jej zawsze konsekwentnie, w emocjach : "Nie ma nawet mowy, w żadnym wypadku!" To samo powtarzała też innym osobom. Zmieniła zamki w tym celu do Domu. A jednak : Pan Bóg zadziałał. Żona pozostaje nadal zniesmaczona postępowaniem Księży, którzy zamiast bronić węzła małżeńskiego, robili wszystko, by kierować Ją do Sądu Biskupiego.

Anonymous - 2013-05-29, 14:16

Wilkoo napisał/a:
Żona pozostaje nadal zniesmaczona postępowaniem Księży, którzy zamiast bronić węzła małżeńskiego, robili wszystko, by kierować Ją do Sądu Biskupiego.


No rozumiem. Jednak Twoja żona nie jest chyba małą dzidzią, która nie wie, co robi? Za swoje czyny każdy sam odpowiada - w tym przypadku żona za swoje kontakty pozamałżeńskie z innymi mężczyznami. To teraz już Kościół jest winien Waszego kryzysu?

Skierowanie do Sądu Biskupiego nie jest niczym złym. Mogłoby się okazać po rozprawie, że Wasze małżeństwo jest jak najbardziej ważnie zawarte, więc cóż to dla Was za różnica? No a jeśli by się okazało, że nie - to chyba tym lepiej, że Was skierowali, byście się zastanowili, czy idziecie każde swoją drogą, czy decydujecie się jeszcze raz wziąć ślub w kościele - już tym razem spełniając wszystkie warunki.

Najgorsze w kryzysie jest to, że szukamy winnych wszędzie, tylko nie u siebie. Winna żona/mąż, teściowie, rodzice, sąsiedzi, fałszywe przyjaciółki, księża bez powołania, społeczeństwo, media.

Ale jesteście dorosłymi ludźmi. Dorosłość nie równa się dojrzałość, to prawda. ;)

Wilkoo napisał/a:
"Sama w to nie wierzę, że tak szybko to wszystko się stało" (1,5 miesiąca)


W wolnej chwili przeczytaj swoje posty sprzed roku. Myślę, że zobaczysz to, co my wszyscy widzimy, a Ty jeszcze nie. I powodzenia! Pozdrowienia dla żony.

Anonymous - 2013-05-29, 14:43

Nikt tu nie wskazuje na Kościół, na Księży, jako winnych. Po prostu w swoim środowisku nie odnalazła nikogo, kto mógłby na sprawę spojrzeć obiektywnie. Wszyscy ulegli Jej "poczuciu krzywdy". W trakcie kryzysu - Psychiatra (dla postępowania sądowego) wydał Jej zaświadczenie: miała zaburzenia adaptacyjne - epizod depresyjny. To zdecydowanie zmienia postać rzeczy i charakter Jej kontaktów w celu szukania rozwiązania swojej sytuacji.

Pamiętam, co pisałem przed rokiem. Nie pisałem jednak wtedy w celu szukania pomocy, tylko, by dać świadectwo, jak bardzo wpłynął na Nas film pt. Ognioodporny. Taki był główny cel. Dla mnie to też było niemałe przeżycie, bo .. na 8 miesięcy .. rzuciłem .. palenie. Wiele dobrego się wtedy działo. Wszystko prysło w momencie, gdy .. wpadłem w depresję z powodu problemów materialnych. Nie miałem wtedy wsparcia ze strony Żony. Atakowała mnie i winiła za wszystko. Nie wytrzymałem. Pękłem. W grę zaczęły wchodzić osoby trzecie, które "szczuły mnie na Żonę", że nie docenia mojej ciężkiej pracy i wysiłków. Bardzo możliwe, że gdyby nie ten film (i Odważni), nigdy nie wróciłbym do Żony. Uległem (jak to się w Psychologii określa) tzw. "zatopieniu".

Wtedy nie akceptowałem Jej "wrednej" strony osobowości. Dlatego wszystko pękło. Dziś? Mam na to inne spojrzenie, bo od samego Boga. Uczę się Ją kochać nie tylko za to, gdy jest z mi z Nią dobrze. Uczę się Ją kochać taką, jaka jest. Także z Jej humorami i emocjami i problemami duchowymi.

Anonymous - 2013-05-29, 21:40

Swallow napisał/a:
Skierowanie do Sądu Biskupiego nie jest niczym złym. Mogłoby się okazać po rozprawie, że Wasze małżeństwo jest jak najbardziej ważnie zawarte


Dowcip cały polega na tym, że w Sądzie Biskupim siedzą inteligentni i doświadczeni ludzie. Mogłoby się więc okazać, że już na etapie rozmowy wstępnej (przed składaniem wszelkich papierów) wyjaśniłoby się wiele rzeczy.
Kwestia tego czy się wini kogoś za radę, czy się wini za sposób podania tej rady, czy też może winić siebie za takie a nie inne podejście do rad innych ludzi.

Anonymous - 2013-05-29, 21:59

Wilkoo napisał/a:
Uczę się Ją kochać taką, jaka jest. Także z Jej humorami i emocjami i problemami duchowymi.

Wilkoo czyli stajesz się wielkoduszny tak ???
takie złote serce kochające żone z jej wadami i przywarami,
uff a pomyślałeś że wielkoduszność przygniata, czasami mierzi???

Naucz się czegoś innego
że żona ma prawo do humorów, do emocji,do złego dnia,do problemów duchowych
a zobaczysz różnicę.

Anonymous - 2013-05-30, 00:49

Wilkoo chciałem Cie przeprosić za moje przycinki . To mój własny uraz do osób nadmiernie marnujące czs przy komputerze , pracuje nad tym. Soory.
Strasznie duzo piszesz o modlitwie i o Bogu, wiec przekornie ci napiszę, jak mnie małemu mama mówiła uczac pacierza że : do Boga trzeba konieczie modlić się za zmarłych bo sami sobie inaczej nie pomogą, a ludziom żywym trzeba pomagać życiem modląc się za siebie żeby mieć zdrowie im pomóc.
Jak sam sobie nie pomożesz to Pan Bóg może to odczytać jako zakopany w polu talent.

Anonymous - 2013-05-30, 21:40

Rozumiem Cię Wilkoo. Sama na nowo przeżywam kryzys i coraz bardziej tracę wiarę. Mój mąż też nie widzi nic złego w znajomościach z innymi kobietami. Niedawno pisałam świadectwo, teraz znowu jestem strasznie załamana. I też jak Ty próbuję ciągle budowac... A ktoś inny to rozwala.
Anonymous - 2013-05-31, 13:22

NM, proponuję kolejny raz zimny prysznic. Proponujesz mi "naukę" czegoś, o czym przecież napisałem wyżej. Trochę mniej złośliwości, a więcej powagi. Zajmij się czymś pożytecznym, prócz śledzenia moich wpisów (podejrzewam, że piszesz tu z multikonta).

Toksyczny nastrój Żony (który trwał od miesiąca) rozwiązał się dziś w nocy. Powiedziała, kto za nim stoi. Chodzi o to, jak jest teraz traktowana przez byłą .. "Przyjaciółkę" - straciła do Niej szacunek w momencie, gdy Żona wróciła do mnie.

Anonymous - 2013-05-31, 19:44

Wilkoo napisał/a:


Toksyczny nastrój Żony (który trwał od miesiąca) rozwiązał się dziś w nocy. Powiedziała, kto za nim stoi. Chodzi o to, jak jest teraz traktowana przez byłą .. "Przyjaciółkę" - straciła do Niej szacunek w momencie, gdy Żona wróciła do mnie.


Wilkoo, ja straciłam tak WSZYSTKIE "przyjaciółki " ze studiów. nawet jedna była u mnie w domu, żeby siłą zabrać mnie od męża. 8-)
I widzisz... nie jest to dla mnie ból wiekszy od tego, że miałabym sie rozstać z mężem. Pomimo że ideałem nie jest, wiele krzywd mi wyrządził... ale jesteśmy małżeństwem, kocham go i co mnie koleżaneczki ze studiow...
w pracy to samo - sabat czarownic nad głową które drą sie jak stado wron " zostaw go! rozwiedź się! głupia jestes że wróciłaś!"
W domu rodzina tez ma juz dośc ciągłych rozstań i powrotów... wstyd mi że tak jest
ALE CO Z TEGO, gdy idzie o nasze ŚWIĘTE MAŁŻEŃSTWO??! Ja o nie walczę. To dla mnie priorytet.

Dla Twojej żony też powinien być. A nie koleżaneczka, która za dużo "pani domu" się naczytała, albo za dużo "trudnych spraw" naoglądała i teraz za guru próbuje robić...

Anonymous - 2013-05-31, 22:02

Wilkoo napisał/a:
Trochę mniej złośliwości, a więcej powagi. Zajmij się czymś pożytecznym, prócz śledzenia moich wpisów (podejrzewam, że piszesz tu z multikonta).

A co cię wilkoo tak strasznie irytuje w moich wypowiedziach??
skoro w domu aż tak dobrze ,aż taka miłość i filmowy lansik.
Czyżby pięta Achillesa??


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group