Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa

Anonymous - 2013-05-05, 12:03

Nirwana - dziekuje za modlitwe....

dzisiaj jest zle :(( bardzo zle... czuje ze po 3.5 tyg jako takiej stabilizacji, wracam na sam poczatek... i bede wracac dopoki on sie nie wyprowadzi, a to jeszcze jakis miesiac, moze 2 minimum, musze sie dowiedziec wszystkiego faktycznie jak to pozalatwiac.

Wczoraj, dzis, umarla poraz kolejny jakas nadzieja ktora i tak nie miala juz prawa byc, ale byla.... nadzieja, ze sie opamieta, ze choc troche bedzie mu przykro z tego powodu co sie stalo ,dzieje, ze choc troche bedzie mu ciezko, ze jakis zal, ze zostawia TAKA kobiete, takie zycie... ALE NIE. on sobie tak juz wszystko w glowie poukladal, ze to wszystko bylo naprawde bez sensu, a mnie widzi jako same wady, z dnia na dzien zaczal nowe zycie, dzisiaj piekna pogoda, niedziela, jutro tez mam wolne... i co ? nic nie cieszy :(( dzisiaj naprawde nie mam co ze soba zrobic, bo brat i jego dziewczyna w pracy, kuzynka tez. no dzis nie mam nikogo. slonce swieci a ja siedze w mieszkaniu i umieram... umieram naprawde... moze musze umrzec zeby wreszcie zrozumiec ze on nie jest wart juz niczego.... nie jestem dzielna. jestem taka sama jak wszystkie inne kobiety w mojej sytuacji. wiem co powinnam, wiem, ale po prostu sie tak nie da! z dnia na dzien zaczac zyc, funkcjonowac, bez niego..... dzis placze. dawno tego nie robilam.

Anonymous - 2013-05-05, 15:20

Nie poddawaj się. Każdemu jest ciężko w takiej sytuacji i potrzeba czasu żeby się z nią oswoić. U mnie minęło 5 miesięcy i nadal płaczę.. najgorzej jest w wolne dni. Czasami snuję się po domu bez sensu i ogrania mnie przerażenie, że długo tak będzie... może już zawsze. Poszukaj towarzystwa, spotykaj się ze znajomymi, to najbardziej pomaga. Pamiętaj że nie tylko ty jesteś w takiej sytuacji, podobno jedno na 4 małżeństwa się rozpada.
Anonymous - 2013-05-06, 00:03

Kiedysbylam tak jak porzucona33 napisała każdemu jest ciężko. Każdy ma trudne chwile. I moze to nie jest pocieszenie, ale wierz mi, ze duża część z nas ma rzadziej lub częściej takie smutne samotne chwile z łezką i poczuciem bezsensu. Ja na początku to nawet weekendów nie lubiłam, bo kojarzyły mi się tylko ze smutkiem, samotnymi godzinami w domu, płaczem i wręcz zazdrością jak widziałam realnie lub w wyobraźni (sama siebie nakęcałam) tych wszystkich wesołych ludzi na rowerach, na spcerach, w lesie, w restauracjach, z rodzinami itp. A sama chlipałam w kącie mysląc jak to jest mi źle. Powiem Ci jednak , że po wszystkich tych wydarzeniach nadal są "gorsze dni"...a przecież minęły już dwa lata. Ale to normalne. Ja się śmieję do siebie w duchu tłumacząc sobie, że nawet ludzie zdrowi :))( mam tutaj na myśli osoby, które nie przezyły tego co my przeżywamy tutaj doświadczeni na forum i zawsze jak tak sobie z humorem mowie Ci "zdrowi" to usmiecham się do siebie :)) mają gorsze dni z róźnych powodów, bo samotni, bo dziecko chore, bo pracy nie ma. Kazdy , ale to każdy ma jakiś powód do smutku w swoim życiu. I wiem, ze to nie jest pocieszające, ale wazne by w takiej chwilii miec swiadomośc, ze teraz jest smutno i źle , ale niedługo to minie i znowu bedzie usmiech ;). Nie jutro to pojutrze, ale bedzie. Po burzy wychodzi słońce :) i jak sobie powiemy JEZU UFAM TOBIE i wiem, ze ta samotnosc i smutek jest po cos to złe i smutne chwile odejdą. I pewnie wrócą, ale z czasem też bedzie coraz łatwiej je znosić bo z czasem i organizacja czasu i zajęcie się sobą samym nabiera innego znaczenia :)

Trzymaj się kochana i wykorzystuj dany Ci czas:) Nawet gdy jest to czas samotności i łez:)

P.S. i jeszcze tak sobie pomyslala, przy okazji jak nie raz`zreszta sama byłam ze swoją samotnoscia i czytałam sobie wtedy np. forum, ze z pewnością w tym samym czasie jest chociazby tutajkilka osób, kt\óre czują się samotnie i źle w tym samym momencie i powinnismy sie spotkac w tej chwilii - to byłoby nam raźniej :)))
I spotykamy się tak naprawdę- choc fizycznie to nie jest mozliwe to sami nie jestesmy bo mamy siebie tutaj no i w modlitwie zbieramy sie u PAna :)Zreszta Pan zawsze jest blisko nas :)

Anonymous - 2013-05-06, 01:17

Witaj Kiedyś Byłam!

Muszę Ci powiedzieć, że wspaniale się Ciebie czyta,jesteś wspaniałą i dzielną kobietą.

Tak zastanawiam się nad tymi Twoimi formalnościami, czy zostać w domu czy odejść. Wydaje mi się,że takie życie w zawieszeniu kiedy nie wiesz co robić jest wyniszczające ale jednocześnie rozumiem, że w tym całym zamieszaniu po prostu nie wiesz co robić. To zrozumiałe.
W którymś momencie pisałaś, że w mieszkaniu raczej zostaniesz bo m.in.nie chcesz żeby on w nim został jak gdyby nic się nie stało i nie ponosił konsekwencji mieszkaniowych chociażby.
Tak sprawiedliwość tak mówi. Ale czy nie sądzisz, że twoja chęć pozostania w tym mieszkaniu z tego powodu będzie dobra? .
Myślę, że przed podjęciem decyzji o tym czy pozostać w mieszkaniu weź pod uwagę to co będzie dla Ciebie trudniejsze. Czy wyprowadzka i rozpoczęcie życia od nowa, zamknięcie tego etapu również mieszkaniowo, czy pozostanie w tym mieszkaniu,które ciągle może przypominać Ci o nim i o tym co było.
Zapytaj swojego serducha czego pragniesz ?Jeżeli pragniesz tego mieszkania dla jego samego bo masz sentyment itp. to załatw te formalności. Jeżeli za zasadzie ja będę tu mieszkać bo ty zdradziłeś to nie będzie to jeszcze dobry wybór. I będziesz musiałą jeszcze poczekać niestety na dobrą decyzję aż twoje serducho ci powie co będzie dla ciebie najlepsze

Anonymous - 2013-05-06, 09:56

Dziekuje za dobre slowa.

Tak, wiem ze nie jestem tak naprawde sama w tym cierpieniu... przede wszystkim jest Pan Bog, ktoremu wlasnie wszystko zawierzylam, przynajmniej staram sie, na tyle ile po ludzku potrafie. Ciagle powtarzam - ty wiesz Boze czego pragne, pragnelabym byc z nim, mimo wszystko i o to sie modle, o jego przemiane, ALE: zaraz dodaje - jesli taka jest twoja wola - wysluchaj mnie, ale jesli nie, jesli jest dla mnie inny plan - dobrze, bede probowac go godnie przyjmowac.

poza tym jest moja kochana, najwspanialsza MAMA. choc ona w Polsce, ja w Anglii, to ostatnie miesiace poza moja i jej praca, to chyba 90% pozostalego czasu spedzamy na rozmowach, niewaqzne ze powtarzam 20 dzien z rzedu te same rzeczy.... ona slucha... jej choroba nowotworowa juz nas bardzo zblizyla, a teraz moj rozpad malzenstwa. Modle sie tylko o nia i prosze o modlitwy - nie za moje malzenstwo juz, ale za moja mame. Zeby rak nigdy juz nie wrocil.... bo jest moim sensem zycia i w tym momencie zyje chyba tylko dla niej.

Anulka2812 - dziekuje, ale tak jak pisalam, wydawalo mi sie ze jestem 'dzielna' i masz... chyba troche jestem, bo wiem ze mojej sytuacji niektore kobiety duzo gorzej to przechodza. Ja, poki co, nie opuscilam ani dnia w pracy, nie bralam zadnych lekow, poza ziolowymi tabletkami na wyciszenie.... wiec mysle ze jakos jet.

Co do mieszkania, to duzo juz o tym myslalam. Najpierw - pierwsza reakcja - nie! nie zostaje tu nigdy ale przenigdy, nie chce tu mieszkac ( w moim wlasnym mieszkaniu). Ale to nerwy, emocje, bo co? Bo wszystko bedzie mezusia przypominac to mam isc na pokoj za podobne pieniadze, mieszkac z obcymi ludzmi (znow, wiem jak to jest), dzielic kuchnie lazienke i wszystko inne, zmieniac miejsce zamieszkania i zaczynac wszystko na nowo? Nie. To mieszkanie jest spelnieniem moich marzeen. i Jesli mam dac rade sobie sama ogolnie w zyciu, no to tymbardziej dam sobie rade z tym, zeby nie wspominac po jakims czasie jego... troche zmian sie porobi, czas zrobi swoje. Ale to jest moja duma, moje COS, to mieszkanie, bylo spelnieniem naszych wspolnych marzen. On z nich rezygnuje - ok, w porzadku, ale dlaczego ja tez mam? Mysle, choc oczywiscie boje sie zostac ze wszystkim sama, z kredytem itd, ale wierze ze poradze sobie, a kiedys w przyszlosci zalowalabym tego gdybym go juz nie miala, jak emocje opadna calkiem. Oczywiswcie ze nie podejmuje tak waznej decyzji zyciowej kierujac sie zemsta - a zeby on tam nie zostal. Owszem, nie ukrywam ze cieszy mnie to ze poniesie jakies konsekwencje, bedzie mial chociaz takie odczucie tego co sie stalo, ale to nie jest glowny powod tego ze chce tam zostac. Mam w miare blisko do pracy tez - co na londyn jest bardzo wazne, mam sasiadke ktora codziennie mnie wspiera. Mam tam juz COS, jakies swoje ZYCIE, nawet bez niego.

poza tym jesli mialabym sie wyprowadzac to pierwsze co to do brata - tu gdzie teraz spedzam weekendy i czasem nocuje w tygodiu jak nie daje rady. I co? Tu nie jest lzej, spie w ich salonie, ktory byl przez 3 lata naszym pokojem z mezem, kiedy my wynajmowalismy ten dom przed bratem. Spedzilismy w tym pokoju 3 piekne lata swojego zycia, panele na podlodze, farba na scianie to my, on to wszystko robil, bo tak chcial zebysmy mieli 'ladniej'.... wiec tutaj mam juz namiastke tego, ze nie uciekne tak od razu od wspomnien i wiem ze wszedzie bedzie mji ciezko....a w calkiem obcym domu, z obcymi ludzmi, w slabych warunkach , mialabym poczucie ze juz naprawde wszystko stracilam w swoim zyciu. W naszym mieszkaniu czuje sie bezpiecznie i w domu. Mysle ze dobra decyzje podejmuje. Sek w tym zeby on nie zmienil zdania...

Anonymous - 2013-05-06, 12:39

Cytat:
To mieszkanie jest spelnieniem moich marzeen. i Jesli mam dac rade sobie sama ogolnie w zyciu, no to tymbardziej dam sobie rade z tym, zeby nie wspominac po jakims czasie jego... troche zmian sie porobi, czas zrobi swoje. Ale to jest moja duma, moje COS, to mieszkanie, bylo spelnieniem naszych wspolnych marzen. On z nich rezygnuje - ok, w porzadku, ale dlaczego ja tez mam?


Ja mieszkam w domu, który też był spełnieniem naszych marzeń. Pamiętam dokładnie wszystkie szczegóły budowy tego domu, kocham go, jest dokładnie taki jak chciałam... ale to część mojego życia z mężem. WSZYSTKO się kojarzy. Absolutnie wszystko. Tak jakby duch męża żył dalej w tych murach:) Każdy kąt wywołuje wspomnienia. I widząc co się dzieje z małżeństwem czasami chciałabym spakować torby i jak najszybciej się wyprowadzić. Żeby właśnie nic się nie kojarzyło. Żeby uwolnić się od wspomnień, zacząć życie w zupełnie innym miejscu, oderwać się od tego co było. Skoro tak się stało, trudno, bardzo mi przykro, ale muszę iść dalej i nie chcę ciągnąć przeszłości za sobą.

Anonymous - 2013-05-06, 13:08

porzucona_33 - widzisz, dpoki tam jestes, tak czujesz, ze wszystko Ci sie kojarzy, ze chcialabys spakowac sie i uciec. Ja jestem w troche innej sytuacji, bo mialam, mam ta mozliwosc zeby byc gdzies indziej. Pierwszy tydzien spedzilam u brata, teraz tez pomieszkuje, w sensie np na weekendy jestem. i mimo ze czuje sie tu jak u siebie w domu, znam tez kazdy kat, to mam to porownanie... po jakims czasie, czujesz ze nie jestes u siebie, mimo wszystko, ze wszystko masz nie na swoim miejscu i zaczynasz tesknic za jakas taka stabilizacja, bezpieczenstwem, komfortem swojego wlasnego mieszkania. przynajmniej ja tak mam. Wiec przekonalam sie jak to jest. Owszem w domu u siebie tez mi ciezko, zwlaszcza teraz na poczatku, tak wspomina sie, chce sie stamtad wyjsc, no a potem jak juz jestem u brata, po 1, 2 dniach znow chce do siebie. tak to juz jest. nigdzie teraz nie bedzie od razu dobrze... ale mowie Ci to z wlasnego doswiadczenia, moze Ty odbieralabys to inaczej, jakbys sie wyproawdzila GDZIES. Ja sprobowalam i ciesze sie ze mam to miejsce jakim jest dom mojego brata, ale mimo wszystko, mnie akurat to dobijalo, ze mialabym zaczynac na nowo rowniez sprawy organizacyjne, mieszkaniowe. Z tego co wiem, to Ty chyba nie bedziesz za bardzo miala wyboru - to tez inna sprawa. Ale poki ten wybor jest, mysle ze to dobra decyzja....

a co do przeszlosci/ przyszlosci. Mysle ze nasza przeszlosc to nie najabrdziej te mury i sciany gdzie razem mieszkalismy, ale to co jest w sercu... i od tego tak naprawde sie nie ucieknie, trzeba to przezyc. Moze w obcym otoczeniu byloby latwiej ciut, ale na pewno nie rozwiazuje to problemu wspomnien i cierpienia. A myslac wlasnie o swojej przyszlosci - zeby byla jak najlepsza, chce tam zostac i cieszyc sie tym, na co ciezko pracowalam.

Anonymous - 2013-05-07, 09:45

Kiedysbyłam napisała: "...wiecie jakos dziwnie sie czuje tu w tym swoim temacie. Mam wrazenie ze dyskusja (choc bardzo ambitna, gleboka i ciekawa) zeszla na temat ktory jakby nie jest zwiazany do konca z moja sytuacja, w sensie ze wymieniacie swoje poglady na pewien konkretny temat, ktorego nawet ja nie poruszalam bezporednio..."

Na pewno Ciebie nie dotyczą?????
A może najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na parę istotnych pytań, dotyczących istoty życia? Czym jest dla mnie wiara Bogu? Co to znaczy być wiernym przykazaniom Bożym, jak rozpoznać wolę Bożą we własnym życiu?
Najpierw poukładać system wartości, a dopiero póżniej podejmowac decyzje o formalnych krokach w Twojej sytuacji. Jesteś raptem w kryzysie od dwóch miesięcy i już chcesz wszystko poukładac, ale po swojemu. Wiem, że boli Cię to, czego teraz doświadczasz, ale daj sobie czas na wyciszenie emocji, na przemyślenie, przemodlenie wszystkiego. Wszak cierpliwośc jest cnotą, a poza tym miłość cierpliwa jest....i wszystko przetrzyma! :-)

[ Dodano: 2013-05-07, 09:52 ]
Napisałaś: "...Bylam w kosciele i malo brakowalo a bym nie wytrzymala, lzy w oczach i myslalam ze nie dam rady i bede musiala wyjsc..."
Niepotrzebnie się pilnujesz przed łzami przed Panem. Adoracja to najlepsze miejsce i czas mówienie Jezusowi co boli, czego pragniesz i za co przepraszasz. Takie łzy oczyszczają!

[ Dodano: 2013-05-07, 11:02 ]
Kaemka2009 napisał/a:
Powiem Ci jednak , że po wszystkich tych wydarzeniach nadal są "gorsze dni"...a przecież minęły już dwa lata.

U mnie już minęły cztery lata i też bywaja gorsze dni. Wszystko zależy od tego, co z nimi zrobisz? Czy będziesz się użalać nad sobą, czy zmusisz się do aktywności, bo "praca jest odtrutką na taplanie się w smutkach". Poza tym staraj się nie izolować od ludzi, bo to potęguje osamotnienie. Jeśli sama sobie nie pomożesz, nikt Ci nie pomoże. Nasze życie to dar od Boga i nie wolno nam go marnować! Sama potrzebowałam dwóch lat, żeby to zrozumieć, co nie znaczy, iż nie boli mnie już odtrącenie, czy samotność. Ale już się nie buntuję. Pomogły mi słowa Hioba: skoro dobro przyjąłem z ręki Boga, to i niedolę mogę. Tak sobie myślę, że gdyby nie kryzys pewnie nie zatrzymałabym się i nie zastanowiła nad tym jak żyję i co w życiu najważniejsze. Trudno, że boli ta refleksja, ale wszystko co nas spotyka jest po coś! Dlatego nie stwawiaj pytań "dlaczego?", ale "po co?" Bóg dopuścił taką sytuację w Twoim życiu? Czego ma Cię to nauczyć, co musisz odkryć, a może co zmienić w swoim życiu? Bóg wierzy w Ciebie, więc i Ty staraj się zawierzyć Jemu. Zmiana optyki pozwoli Ci uzyskać pokój wewnetrzny, pokój Boży, którego świat nie może dać! Nie szarp się , zaufaj, bo nie jesteś w tym cierpieniu sama, Jezus cierpi z Tobą i to podwójnie, bo cierpi bardzo z powodu odstępstwa od Bożych praw Twojego męża. Kocha Was przecież razem. Bądż dzielnym wojownikiem! :-)

[ Dodano: 2013-05-07, 11:21 ]
kiedysbylam napisał/a:
A myslac wlasnie o swojej przyszlosci - zeby byla jak najlepsza, chce tam zostac i cieszyc sie tym, na co ciezko pracowalam.

I masz do tego pełne prawo! Czytając Cię odnoszę wrażenie, że już podjęłaś decyzję. I dobrze! Teraz się tego konsekwentnie trzymaj. A poza tym dziś jest tak, a jak będzie jutro wie tylko Bóg, więc po co palić za sobą wszystkie mosty. Poza tym co to znaczy, zacząć wszystko od początku? Nasze życie jest przecież wczoraj, dziś i może jutro i nie da się przeszłości wymazać gumką. Z resztą poco miałabys to robić? Życie z mężem było wartością w Twoim życiu, dlaczego miałabyś sie tego wyrzekać, albo od tego odcinać? Dziś jest inaczej, więc trzeba ze wszystkich sił starać się sprostać sytuacji, ale jedncześnie nie odcinać się od tego, co osiągnęłaś: pracy, przyjaciół, mieszkania itd. Kochana dasz radę, bo szukasz, pytasz, chcesz, a to bardzo dużo!

Anonymous - 2013-05-07, 16:14

AWS - dziekuje za slowa otuchy i rady. Chcialabym sie tylko odniesc do kilku spraw - w kryzysie jestem od listopada/grudnia - kiedy to wszystko sie nagle zmienilo, maz odcial sie ode mnie, bo jak sie okazalo w kwietniu teraz, zaczal sie caly proces flirtu i zdrady wlasnie wtedy. Wiec naprawde przez te miesiace dzielnie walczylam, nie znajac prawdziwego powodu naszych problemow.

swoje wartosci, swoje jakies duchowe 'ja' - tak wiem ze to najwazniejsze i przez modlitwe staram sie je jakos ukladac. Ale robie dokladnie to o czym tutaj pisaliscie - milosc musi byc stanowcza i wyznaczyc fgranice tak? To nie tak, ze ja chce rozwiazywac formalnosci, ale musze. Bo on tego chce i nadal mnie klamie, zdradza i zle traktuje ogolnie, wiec nei moge na to pozwolic. Oczywiscie ze bede sie nadal za niego modlic, nawet jak sie wyprowadzi, oczywiscie ze nadal jest moim mezem, dla mnie przynajmniej, ale niestety, co trzeba zrobic, to trzeba. I nie ukladam sobie tak jak bym chciala... ja bym nie chciala zeby sie wyprowadzal tak naprawde... ale on chce i sila go nie bede zatrzymywac, a sytuacja jaka jest w tej chwili do niczego dobrego nie prowadzi. ja czujac sie juz upokorzona do granic, zaczynam tracic cierpliwosc, puszczaja nerwy i zaczyna sie ublizanie i przykrosci, czego chcialabym uniknac.

Wszystko co piszesz o tych gorszych dniach - no ja poki co mam je caly czas, bo to naprawde dopiero poczatek mojej walki i siebie i swoje nowe zycie... ALe tak - wiem ze praca pomaga. mimo ze rano nawet dzis mialam chec po raz 1 zadzwonic ze mnie nie bedzie,.. ale dobrze ze sie zmusilam. od lludzi tez sie nie izoluje, ciagle z kims sie widze albo przynajmniej rozmwiam przez tel itd....

bardzo podoba mi sie to co napisalas na koncu - ze zycie z nim bylo wartoscia w moim zyciu - dlatego teraz, jak jego juz nie ma, jest mi tak ciezko... bo wlasnie mimo wszystko, mimo tego zlego co zrobil, to byla ogromna wartosc w moim zyciu i teraz jakos tak pusto bez tej wartosci... ale trzeba skupiac sie na inncyh dobrych rzeczach ktore Bog chce nam dac, pokazac...

tak ,szukam, pytam, mysle, bo kazdeg odnia odkrywam jak malo jeszcze wiem a jak duzo chcialabym wiedziec o Bogu, wierze, milosci, zyciu i samej sobie....

aha, a tak w ogole to szatan zaczyna porzadnie dzialac.... odmawiam NP (16 dzien) i jest coraz gorzej... maz zaczyna byc coraz to gorszy - w sensie, zaczyna mowic tak niemile rzeczy jakich wczesniej nie bylo. Ale im blizej do wyprowadzki, do poniesienia fizycznych konsekwencji swoich decyzji, tym atmosfera coraz bardziej nerwowa sie robi i naomieta. A do tego moja modlitwa.... czy szatan naprawde moze teraz naislac swoje dzialanie??

Anonymous - 2013-05-07, 18:47

kiedysbylam napisał/a:
A do tego moja modlitwa.... czy szatan naprawde moze teraz naislac swoje dzialanie??

Myślę, że może tak być. Ja w sobotę zakończyłam Nowennę. W moim małżeństwie też po kilkunastu dniach modlitwy zaczęło dziać się jeszcze gorzej . Teraz jest spokojnie, ale bez rewelacji. Co prawda mogliśmy już dziś nie mieszkać razem, tak było "gorąco", ale stało się inaczej. Ja jednak nadal czekam, aż mąż zapragnie tak porządnie wziąć się za siebie, bo póki co to nadal tylko mówi, a niewiele robi. Liczę się też z tym, że może nadejść dzień, w którym zostanę sama, bo to może być dla mnie lepsze rozwiązanie...

Anonymous - 2013-05-08, 12:09

Cytat:
poza tym jest moja kochana, najwspanialsza MAMA. choc ona w Polsce, ja w Anglii, to ostatnie miesiace poza moja i jej praca, to chyba 90% pozostalego czasu spedzamy na rozmowach, niewaqzne ze powtarzam 20 dzien z rzedu te same rzeczy.... ona slucha... jej choroba nowotworowa juz nas bardzo zblizyla, a teraz moj rozpad malzenstwa. Modle sie tylko o nia i prosze o modlitwy - nie za moje malzenstwo juz, ale za moja mame. Zeby rak nigdy juz nie wrocil.... bo jest moim sensem zycia i w tym momencie zyje chyba tylko dla niej.


Ja też tak myślałam.. i wczoraj dowiedziałam się, że moja mama jest nieuleczalnie chora.... Proszę o modlitwę :(...

Anonymous - 2013-05-08, 13:57

porzucona_33 bardzo mi przykro. Ale co jest Twojej Mamusi?
Anonymous - 2013-05-09, 11:50

Alzheimer. Słabo się robi na myśl o przyszłości :(
Anonymous - 2013-05-09, 12:22

no nie bedzie lekko na pewno, ale Alzheimer chyba bardzo roznie przebiega jesli chodzi o natezenie choroby i skutkow... wiec musisz byc dobrej mysli. ja tez ciagle zyje w strachu, kazda kolejna kontrola t ostrach czy aby czegos u mamy nie znajda... czy aby cos nie wrocilo. a to dopiero rok od zakonczenia leczenia.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group