Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa

Anonymous - 2013-12-16, 15:42

annezcka napisał/a:
ale to chce mąż, ona może chciec byc w zgodzie z własnym sumieniem i nawet jesli sąd powie rozwod za jakis czas będzie mogła powidziec że zrobiła wszystko żeby bronic sakramentu

[ Dodano: 2013-12-16, 15:33 ]
i nie chodzi o to żeby pierwsza składała papiery tylko taka może byc jej odpowiedz na pozew męża, jesli oczywiscie nie ma w sobie pełnej zgody na rozwod


Oczywiście może mężą "przeczołgać" (choć w UK pewnie gra na czas może być trudniejsza)
rok, może dwa tracąc przy tym zdrowie, ale po co?

Anonymous - 2013-12-16, 15:44

Grzegorz - maz chce rozwodu pewnie - pisze pewnie poniewaz powiedzial o tym tylko raz do tej pory - w lipcu, zapowiedzial sie ze do konca wrzesnia sklada pozew o rozwod. Ale mielismy na ten temat jeszcze rozmawiac bo to bylo tylk otakie 'odgrozenie sie' bvez zadnych ustalen. Wrzesien minal, pazdziernik i listopad rowniez a pozwu nie zlozyl. Na pewno po czesci bo z mieszkaniem sprawa dopiero na dniach bedzie zalatwiona wiec nie chcial rozwodu pewnie poruszac zanim inne sprawy nie zalatwimy. Tak czy inaczej na dzien dzisiejszy jestesmy wlasnie juz i tak i tak w nieformalnej separacji, bo nie laczy nas praktycznie nic od kwietnia.

Dokladnie tak jak pisze Katalotka - nie chce w ogole formalnei tego tykac ze tak powiem, bo gdybym chciala cokolwiek formalnie zalatwiac t ozadnej separacji by nie chcial, zreszta na poczatku proponowalam ogolnei nieformalna separacje a nie ze od razu KONIEC, no to wiadomo - nie chcial, bo on podjal decyzje itp itd.

Nie wierze zeby napisal mi cokolwiek pozytywnego w kwestii zeby dal jakakolwiek nadzieje. Ale sam fakt ze odpisal mi i w taki sposob na moj kontakt do niego jest duzym krokiem w przod, tak uwazam.

Nie wstydze sie ze nigdy go nie skreslilam. Jednoczesnie nie blagam i nie plaszcze sie. JEsli zlozy papiery o rozowd - czyli jesli teraz, po 8-9 miesiacach i mojej kolejnej wyciagneitej rece nadal jest taki pewien swojej decyzji - to ja nci na to nie poradze. Ale to on podejmuje te decyzje, on jest wiec za nie odpowiedzialny. Nie ma czegos takiego ze zlozy pozew bo powie - ' aaa i tak juz nie ma nic miedzy nami' albo 'aaa ona i tak nie chce mnie juz znac'. Nie, on wie ze go nie skreslilam. A jesli postanowi sie rozwiezc to dlatego bo sam, konsekwentnie bedzie tego chcial. i to on bedzie za to odpowiedzialny.

[ Dodano: 2013-12-16, 15:50 ]
Grzegorz - No wiec wlasnie - przeczolgac go rok, czy pol dluzej, przeciagnac to, ale po co???? Dla zasady??

Szanuje decyzje wielu z Was, ktorzy sie na to decyduja.

Ale Wy rowniez uszanujcie ze nie kazdy moze cos takiego popierac, co nie oznacza od razu jak pisalam wczesniej , ze jestem gorszej wiary....

Dla mnie ta 'zasada' kiedy mimo wszystko ZNAM swojego meza, jest totalnie bez sensu - zarowno, ze zniszczyl by mnie on psychicznie, bo w jego mniemaniu robilabym mu na zlosc ( co jest dla mnie nawet logiczne ze tak by myslal), a dwa ze nigdy w zyci uwtedy nie zmienil by zdania. Teraz tez moze nie zmienic, musze sie godzic z tym ze moze jednak naprawde mnie juz nie kocha.

Anonymous - 2013-12-16, 16:01

kiedysbylam napisał/a:

Dla mnie ta 'zasada' kiedy mimo wszystko ZNAM swojego meza, jest totalnie bez sensu - zarowno, ze zniszczyl by mnie on psychicznie, bo w jego mniemaniu robilabym mu na zlosc ( co jest dla mnie nawet logiczne ze tak by myslal), a dwa ze nigdy w zyci uwtedy nie zmienil by zdania. Teraz tez moze nie zmienic, musze sie godzic z tym ze moze jednak naprawde mnie juz nie kocha.


No właśnie.
Czy wojna w sądzie o rozwód ma poprawić relacje?
Przecież podczas takiej wojny ludzie zaczynają się nienawidzić.
Czy ktoś naprawdę myśli, że po takiej wojence procesowej trwającej rok, czy dwa małżonek skruszony wróci?
Proces rozwodowy (bez utrudniania) przecież i tak trwa kilka miesięcy więc nie można mówić, że małżonek nie ma czasu na refleksje.
Może lepiej rozstać się we względnym spokoju licząc że może kiedyś małżonkowi kiedyś piknie coś w sercu, jakieś wspomnienia dobrych czasów?
Po bojach w sądzie szansa z "małej" spada do "zerowej"

Anonymous - 2013-12-16, 16:41

grzegorz_ napisał/a:
Po bojach w sądzie szansa z "małej" spada do "zerowej"

Skąd bierzesz takie statystyki?

kiedysbylam napisał/a:
a dwa ze nigdy w zyci uwtedy nie zmienil by zdania.

A ta pewność skąd?

To jedynie Wasze przekonanie, tu nie można mieć pewności.

Justynko, co chciałaś osiągnąć przypominając mężowi w mailu, że jeszcze rozwód Wam pozostał, by dopełnić wszystkich formalności?

Anonymous - 2013-12-16, 16:50

Lil napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Po bojach w sądzie szansa z "małej" spada do "zerowej"

Skąd bierzesz takie statystyki?


To chyba dość oczywiste, że jak ktoś przez 2 czy 3 lata prowadzi wojny w sądzie to jest jasne, że jedyne czego chce to się wreszcie uwolnić od swojego procesowego przeciwnika.

Oczywiście, jak ktoś wierzy w cuda...to proszę bardzo:
Po 2 latach mąż powie....no dobra, zmęczyłem się, nie mam siły chodzić do tego sądu, wywlekać te wszystkie brudy, wrócę do domu, będę Cie kochał, przepraszał, wynagradzał i będę już dobrym mężem. Dziekuję, że nie zgodzilaś się na ro0zwód, diabłem mnie jakiś opętał ....

Anonymous - 2013-12-16, 16:54

Lil, nie wkleilam tutaj tego meila jednak, wiec w sumie nie wiecie dokladnie jak wygladal. Ale pisalam sama wyzej WIELE rzeczy ktore tam napisalam.

PRzede wszystkim ze GO NIGDY NIE SKRESLILAM, ze dojrzelismy oboje, ze tak uwazam, odwolalam sie do pewnych milych wspomnien, napisalam o tym, ze oboje popelnilismy wiele bledow, ale ze w sumie to najwazniejsze jest to, co bedzie, ze chcialabym cieszyc sie i korzystac zycia - z nim, ze zaluje ze nie mozemy wlasnie razem cieszyc sie teraz z prawdopodobnie najlepszych lat swojego zycia.

Zaznaczylam tylko, ze jesli on naprawde jest szczesliwy teraz, jesli jest pewien na 100%, jesli nie ma zadnych watpliwosci, jesli nie czuje do mnie nic, jesli uwaza ze NIE WARTO nawet sporobowac poznac sie troche od nowa (nie mowie nawet o wielkich powrotach), to ze ja mu dam wolnosc, tak jak za waszymi radami dalam mu ja nieoficjalnie w czerwcu. Nieoficjalnie ale tak naprawde to bylo dla mnie trudniejsze i wazniejsze, bo wtedy naprawde odszedl a ja musialam mu na to pozwolic, isc do innej, isc niewiadomo gdzie. Dla mnie zgoda na rozwod, po wszelkich probach ratowania zwiazku jest tylk obardziej formalna akceptacja odejscia meza. Zreszta niewazne. Pozwu narazie nie ma i ja ufam ze moze wcale go nei bedzie. Ale nie podoba mi sie takei stwierdzenie Lil, troche nawet ironiczne chyba, ze c chcialam osiagnac przypominajac mezowi o rozowdzie (to co, moze lepiej nawet tego slowa nie wypowiadac, to moze zapomni? - no badzmy powazni..... ) mal obrakuje a zasugerowalas mi Lil, ze prawie to zaproponowalam mezowi rozwod....


GDzie moje przeslanie jest calkiem inne i chyba dobrze o tym wiecie i maz rowniez wie, Do tego jest mezczyzna, wiec z nimi ponoc prosto trzeba, Wiec napisalam ja kczuje ,co mysle, jest to wyrazne - czego ja bym chciala. Wspomnialam tylk oraz rozwod, jako dokonanie rozstania - ze jesli bedzie przy tym obstawal to zeby sie nie martwil bo ja walczyc z nim nie zamierzam. Moze jestem prosta. Ale dla mnie to jest przejaw milosci - jesli naprawde potrafimy zyczyc komus szczescia. JA wiem, ze powinien byc przy mnie, ale jednoczesnie - to jest moja wiara, ok, ja powinnam trwac w przysiedze, bo JA TO ROZUMIEM. on najwyrazniej nie wierzy w to, nie ma takiej wiary, ale mimo wszystko jako czlowiekwoi ktorego kocham, zycze szczescia po ludzku. Moze dla Boga jest/ bedzie jeszcze lepszy niz ja? Nie mnie to oceniac. Moze nie jest z kochanka? Ja juz nic nie wiem, bo przestalam to sledzic tak bardzo. Moze jest sam, ale mnie nei kocha? Moze tak byc? No moze.

Zreszta, nie ma sensu chyba sie przekonywac, kazdy z nas ma jakies swoje poglady, ktore mimo wspolnej wiary, szacunku do forum, moga jednak sie troche roznic.

[ Dodano: 2013-12-16, 17:03 ]
po prostu sprobowalam jakos nawiazac z nim kontakt w tym meilu. Jakikolwiek, nawiazac dialog, powrocic do tematu 'nas'. W sposob delikatny, bo gdybym zapytala wprost - czy nie moglibysmy sporobwac jeszcze raz - to raz, ze to jest znowu proszenie go, dwa odbieranie JEMU tej szansy zeby sie psotarac, udowodnic, a dwa ze ja znam odpwoiedz na 100% na dzien dzisiejszy - gdybym zapytala - odpowiedzialby NIE. A tak, chociaz to ,ze ma mi cokolwiek do powiedzenia na ten temat ( ma odpisac, o czym mnie poinformowal) jest dla mnie czyms pozytywnym, Nawet jesli napisze to, co juz wiem przeciez - ze nie da sie, bla, bla, bla - jest to dla mnie jakis pozytyw ze wlasnie z jakis powodow postanwoil chociaz o tym 'porozmawiac'. Nawet jesli nie zmieni to nic na lepsze, po kontakcie jaki z nim teraz mam, uwazam ze na pewno nie zaszkodzilo to w zaden sposob.

Zreszta - to juz tak naprawde nie wiem co powinnismy robic wedlug Was tutaj zeby ratowac te malzenstwa. Modlitwy, prace nad soba - oczywiscie - ok, sa.

Ale tak po ludzku - czlowiek wyciaga do meza reke, bo nadazyla sie okazja, bo Bog mnie jakos tak natchnal, dal sile, schowal dume, dal odwage, a tu sie okazuje ze w sumie zle, ze niepotrzebnie, ze za 'milo' jest.

To jak tak po ludzku odbudowac jakkakolwiek relacje, kiedy nie mieszka sie juz razm, nie ma zadnego kontaktu - naprawde ma sie zdarzyc cud, ze po roku czy dwoch, gdzie nie ma dzieci wiec nawet sie czlowiek nei widzi, nagle maz stanie w w drzwiach i powie 'wrocilem'! albo powie ze wraca tak jak Grzegorz napisal - po 2 latach walki w sadzie?

No pewne rzeczy sa po prostu dla mnie mniej lub bardziej logiczne i prawdopodobne.


Aha - i na koniec. Napisalam, wspomnialam slowo rozowd - tak - ze nie chce walczyc o nic. Z drugiej strony - tak, przyznaje, jestem czlowiekiem i chcialabym zeby on cos zrozumial. Sama nie wiem jak bedzie naprawde jak ten pozew on zlozy, moze jednak tak od razu mu nie dam rozwodu, nie wiem, nie bede sie zapierac dpoki nei znajde sie w tej sytuacji. Ale nawet jesli mialoby to nim odrobinke zmanipulowac - bo wiem, ze jemu taka postawa na pewno wlasnie zrobi lepiej, niz takie kategoryczne moralowanie (nawet jesli moja idea jest wlasnie taka, zeby ratowac to malzenstwo), ale jak sami piszecie, na odchodzacych w tych momentach takie gadania nigdy nie dzialaja, to co? To to taka okropna zbrodnia ze napisalam to troche pod niego? Uwazam ze czasem powinniscie rozwazyc pewne przypadki bardziej indywidualnie. Mam wrazenie ze czasem jak ktos tylk owspomni slowo 'rozowd' w innym kontekscie niz wiekszosc, jesli cos wykracza chocy odrobine poza jakies przyejte przez Was standardy psotepowania z mezem/zona, to ze od razu krytykujecie. Kazda sytuacja jest jedna ktroche inna, kazdy czlowiek jest inny, wazne chyba ze idea i wiara ta sama.... pozdrawiam wszystkich.

Anonymous - 2013-12-16, 18:42

Lil napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Po bojach w sądzie szansa z "małej" spada do "zerowej"

Skąd bierzesz takie statystyki?


nie rozumiem o jakich bojach jest mowa?
znam osobiście wiele osób z forum które miały rozwód a do końca były wierne przysiędze i nie zgodziły się na rozwód i nie usłyszałam z ich opowieści aby toczyły jakieś boje, wręcz przeciwnie czuły spokój, opanowanie i obecność Boga. Nawet kiedy świadkowie zeznawali nieprawdę - to nie zachwiało ich wiarą.

kiedysbylam napisał/a:
A jesli postanowi sie rozwiezc to dlatego bo sam, konsekwentnie bedzie tego chcial. i to on bedzie za to odpowiedzialny.


dokładnie, mąż chce? niech wystąpi, Sąd może da, może nie, ale każde z Was jest odpowiedzialne za swoje słowa.

Anonymous - 2013-12-16, 19:13

grzegorz_ napisał/a:

kiedysbylam napisał/a:

Dla mnie ta 'zasada' kiedy mimo wszystko ZNAM swojego meza, jest totalnie bez sensu - zarowno, ze zniszczyl by mnie on psychicznie, bo w jego mniemaniu robilabym mu na zlosc ( co jest dla mnie nawet logiczne ze tak by myslal), a dwa ze nigdy w zyci uwtedy nie zmienil by zdania. Teraz tez moze nie zmienic, musze sie godzic z tym ze moze jednak naprawde mnie juz nie kocha.


No właśnie.
Czy wojna w sądzie o rozwód ma poprawić relacje?
Przecież podczas takiej wojny ludzie zaczynają się nienawidzić.
Czy ktoś naprawdę myśli, że po takiej wojence procesowej trwającej rok, czy dwa małżonek skruszony wróci?
Proces rozwodowy (bez utrudniania) przecież i tak trwa kilka miesięcy więc nie można mówić, że małżonek nie ma czasu na refleksje.
Może lepiej rozstać się we względnym spokoju licząc że może kiedyś małżonkowi kiedyś piknie coś w sercu, jakieś wspomnienia dobrych czasów?
Po bojach w sądzie szansa z "małej" spada do "zerowej"



Grzegorz, Twoja sugestia/aprobata rozwodu jest sprzeczna z regulaminem forum (II p.6):
"6. Prosimy o nie usprawiedliwianie i nie promowanie - w jakiejkolwiek formie - rozwodów cywilnych dotyczących sakramentalnych małżonków, gdyż są one zgorszeniem i godzą nie tylko w inne sakramentalne małżeństwa, ale przede wszystkim znieważają przymierze zbawcze małżonków z Bogiem."
W związku z powyższym, ponieważ już wcześniej Cię ostrzegałem na PW, udzielam Ci oficjalnego upomnienia.

My w Sycharze uczymy się takiej mądrej i stanowczej miłości, która szanuje wolę Bożą i nie sprzeciwia się Bożemu zakazowi rozwodów, a jedynie służy prawdzie i miłości.
Wiara katolicka nie pozwala wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: „Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne”, natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Odmowa zgody na rozwód jest znakiem wierności Bogu i przysiędze małżeńskiej. Czy jeśli ktoś namawia mnie do przejścia ruchliwej ulicy na czerwonym świetle - to ja mam się na to zgodzić?

Jak z miłością nie zgadzać się na rozwód, można przeczytać w:

1. "Świadectwo Doroty – jak bronić małżeństwa?" - http://sychar.org/swiadec...nic-malzenstwa/

2. "Pełnomocnik ds. walki o Jedność Małżonków" - http://www.kryzys.org/vie...ighlight=#58689

3. "Dla tych, którzy kochają – propozycja wzoru odpowiedzi na pozew" - http://sychar.org/dla-tyc...iedzi-na-pozew/

Anonymous - 2013-12-16, 19:32

Twardy

Czy rozróżniasz
promowanie rozwodów np poradę "jak ci nie jest dobrze związku to się rozwiedź"
od refleksji , że "walenie głową w mur" nie ma sensu?

Anonymous - 2013-12-16, 20:08

grzegorz_ napisał/a:
To chyba dość oczywiste, że jak ktoś przez 2 czy 3 lata prowadzi wojny w sądzie to jest jasne, że jedyne czego chce to się wreszcie uwolnić od swojego procesowego przeciwnika.

Nigdzie na tym forum nie przeczytałam, by zalecano prowadzenie wojny. Stanowcza, spokojna odmowa i rzeczowe uzasadnienie swojej postawy, to nie jest atak. To jedynie przedstawienie swojego stanowiska, do czego każdy ma prawo.

kiedysbylam napisał/a:
Ale nie podoba mi sie takei stwierdzenie Lil, troche nawet ironiczne chyba, ze c chcialam osiagnac przypominajac mezowi o rozowdzie (to co, moze lepiej nawet tego slowa nie wypowiadac, to moze zapomni? - no badzmy powazni..... ) mal obrakuje a zasugerowalas mi Lil, ze prawie to zaproponowalam mezowi rozwod....

Nie było w tym ironii, tylko zdziwienie i niezrozumienie, dlatego zadałam pytanie.
Wg. mnie może być tak, że Twój mąż się waha (bo deklarował wcześniej, że złoży pozew, a jednak zwleka), a Ty przypominając mu ten temat mogłaś go ponaglić, by się z formalnościami pospieszył... Wcześniej pisałaś, że chce to jak najszybciej uporządkować, wywnioskowałam więc, że taki ma charakter, nie lubi z czymś zwlekać jeśli już postanowił...
Nie składało mi się to wszystko, dlatego zapytałam o Twoje motywy.
Do reszty maila się nie odnosiłam i nigdzie nie oceniłam tego, że w ogóle napisałaś. Być może była to dobra okazja i rzeczwiscie coś korzystnego Wam przyniesie. Mnie zastanowiło jedynie wspomnienie o rozwodzie.
Naprawdę dobrze życzę Tobie i Twojemu małżeństwu, nie wiem czemu podejrzewasz mnie o złośliwość.

Anonymous - 2013-12-16, 20:17

twardy napisał/a:
.
My w Sycharze uczymy się takiej mądrej i stanowczej miłości,


No właśnie, mądra miłość i naiwna miłośc to chyba jednak nie to samo

Anonymous - 2013-12-16, 20:36

Dobrze wypunktowane grzegorz.
Ale odpowiedź na pytanie, gdzie przebiega między nimi granica jest moim zdaniem niemożliwa.
Bo u każdego przebiega gdzie indziej. I nie zawsze przebiega tak samo.

I nie nam zza ekranu to stwierdzać.

Anonymous - 2013-12-16, 21:10

kiedyśbyłam,ale ja nie krystykuję Twojej decyzji,bo to Twoje życie, Twoje sumienie, Twój mąz,Ty sama wiesz,co dla Ciebie lepsze.....protestowałem tylko przeciwko uświęcaniu rozwodu,jako czegoś,co ma być lepsze od trwania w swojej postawie,wręcz takiemu naginania wiary,słów Boga,Biblii, żeby wyszło,że Bóg tak chciał.......
i znowu tu robisz......
kiedysbylam napisał/a:
Ale tak po ludzku - czlowiek wyciaga do meza reke, bo nadazyla sie okazja, bo Bog mnie jakos tak natchnal, dal sile, schowal dume, dal odwage, a tu sie okazuje ze w sumie zle, ze niepotrzebnie, ze za 'milo' jest.


sama sobie dopowiadasz,że Bóg Cię natchnął.......dał siłę,żebyś zrobiła coś,czego On nie chce i czego jak sam powiedział nienawidzi? masz racje,że nas tutaj nie słuchasz,bo każdy ma swoje doświadczenia,ale może zajrzyj do Biblii,miast samej wymyślać usprawiedliwienia dla swojej decyzji,które ją uświęcają....serio myślisz,że od Boga pochodza myśli o rozwodzie?o dawaniu szczęścia na ludzki sposób?o zgodzie oficjalnej na cudzołóstwo?i tylko o to mi chodziło,a nie o Twoje motywacje i co chciałaś tym ugrać u męża............po prostu,żeby nie nadawać grzechom cech świętych,bo to bez sensu......w ten sposób można uświęcić każdą podłość,każde zło......wszystko sobie możemy wytłumaczyć,że Bóg może chciał,abym podjął taką a nie inną decyzję.........powtarzam,nie musisz nas słuchać,ale Pismo Święte można otworzyć i wyczytać wszystko,tak jak powinno być......chyba,że z Biblią też chcesz polemizować i tłumaczyć na własny sposób....na to już nic nie poradzę...........
kiedysbylam napisał/a:
Nie wstydze sie ze nigdy go nie skreslilam. Jednoczesnie nie blagam i nie plaszcze sie.


to Tobie się tak wydaje.........jeśli mąż powiedział Ci,że nie chce z Tobą być i podkreślił na spotkaniu,że podjął dobrą decyzję.....to jak ma odebrać Twój list z kolejnymi szansami i sugestiami?błaganie nie musi mieć słowa "błagam" w tekście,by było błaganiem.........

kiedysbylam napisał/a:
Do tego jest mezczyzna, wiec z nimi ponoc prosto trzeba, Wiec napisalam ja kczuje ,co mysle, jest to wyrazne - czego ja bym chciala.


no zgadza się.....jedyny komunikat,jaki on po prostemu i po męsku wyciągnie,to taki,że już się poddajesz,że zgadzasz się na rozwód,że dajesz zielone światło i że będzie miał spokój w sądzie....to wsio.............jeśli zaś chciałaś, by to go zmobilizowało do walki o Ciebie i decyzję o powrocie,to jednak chyba przeceniasz mężczyzn w dostrzeganiu drugiego dna w słowach...........

kiedysbylam napisał/a:
Uwazam ze czasem powinniscie rozwazyc pewne przypadki bardziej indywidualnie. Mam wrazenie ze czasem jak ktos tylk owspomni slowo 'rozowd' w innym kontekscie niz wiekszosc, jesli cos wykracza chocy odrobine poza jakies przyejte przez Was standardy psotepowania z mezem/zona, to ze od razu krytykujecie. Kazda sytuacja jest jedna ktroche inna, kazdy czlowiek jest inny, wazne chyba ze idea i wiara ta sama.... pozdrawiam wszystkich.


słowem cel uświęca srodki?nieważne,że manipulacją i podstępem,ale jak on przemyśli na chwilę życie i zrezygnuje z rozwodu,to będzie dobrze?uda się,albo i nie,ale tego typu metody nie są zgodne z naukami Chrystusa......nie wiem,jak może z czegoś złego (manipulacje,gierki),dobro wypływać........takie sztuczne fasady czegoś,co i tak się rozwali,bo na sztucznym własnie,oszukanym...........szczerość zawsze jest lepsza od manipulacji...........jeśli w głebi serca nie chcesz rozwodu,kochasz męża i chciałabyś by było jak dawniej,oraz,że jesteś w stanie dać mu szansę na naprawę małżeństwa,to takie komunikaty powinien jedynie mąż otrzymywać....stałe i niezmienne...........to tyle w kwestii "prostoty" myślenia facetów............

ja też nie przeżyłem gehenny w sądzie,chociaż mnie straszono,że jak powiem "nie", to będzie się ciągnęło,nie-żona też groziła,że będzie wyciągać brudy(mówiła to ze smutkiem niby,że nie chce mnie ranić)......ale nic takiego nie było,dało się przeżyć,do końca nie dawałem zgody na rozwód,nie mogłem inaczej......chociaż po ludzku wiedziałem,że i tak mnie rozwiodą i tak..........ale jak w tej sprawie byłbym chorągiewką,to i w innych też......trzeba mieć trochę szacunku do siebie.....i nie ulegac podszeptom,......na pewno nie Boskim..............pozdrawiam,szymon.

Anonymous - 2013-12-17, 08:27

krasnobar napisał/a:
sama sobie dopowiadasz,że Bóg Cię natchnął.......dał siłę,żebyś zrobiła coś,czego On nie chce i czego jak sam powiedział nienawidzi? masz racje,że nas tutaj nie słuchasz,bo każdy ma swoje doświadczenia,ale może zajrzyj do Biblii,miast samej wymyślać usprawiedliwienia dla swojej decyzji,które ją uświęcają....serio myślisz,że od Boga pochodza myśli o rozwodzie?o dawaniu szczęścia na ludzki sposób?o zgodzie oficjalnej na cudzołóstwo?i tylko o to mi chodziło,a nie o Twoje motywacje i co chciałaś tym ugrać u męża............po prostu,żeby nie nadawać grzechom cech świętych,bo to bez sensu......w ten sposób można uświęcić każdą podłość,każde zło......wszystko sobie możemy wytłumaczyć,że Bóg może chciał,abym podjął taką a nie inną decyzję.........powtarzam,nie musisz nas słuchać,ale Pismo Święte można otworzyć i wyczytać wszystko,tak jak powinno być......chyba,że z Biblią też chcesz polemizować i tłumaczyć na własny sposób.

Krasnobar ale tak samo mało dorzecznym jest określanie że Bóg pragnie rozwodu,jak niedorzecznym jest zasłanianie tego wiarą.
Bóg nie chce i nie pragnie rozwodu-ale gdy widzi wyniszczające się małżeństwo, niekochających się małżonków , łamanie zasad przysięgi małżeńskiej przed Bogiem, gdy widzi długoletnie doprowadzanie do tego by małżeństwo miało powód
stanąć na roztajach dróg.
Być może daje nam KRYZYS....
Po co jest ten kryzys??
By wolna wola ludzka jaka Bóg szanuje-bez względu na to jaki będzie wybór ludzki
stała się dla człowieka DECYZJĄ.....
czy wybiera grzech, czy wybiera wierność sakramentowi.
Zostało powiedziane co Bóg złączy-człowiek niech nie rozdziela, a mimo to człowiek rozdziela i ludzie w sadach(patrz sędzia-rozdziela).
To jest krasnobar-wola każdego człowieka.
Co wybierze i jak w danej dla siebie chwili.
Dalej -każdy z nas ma szansę na nawrócenie , na ratowanie związku na pojednanie.
Jedni wybiorą to.. inni przez naście lat tego nie zmienia.
Jedne małżeństwa się uratują inne do końca żywota nie będą razem.
jedni małżonkowie do kresu życia pozostaną wierni przysiędze żyjąc w samotności, drudzy ich współmałżonkowie wybiorą grzech drugie związki, konkubinat, lub także życie w samotności.
To jest wszystko wolną wolą i czy nam się podoba ta wolna wola drugiego, czy nie jest według nas czymś co powinien aprobować Bóg.
To jest to wciąż ludzka wolna wola jaka jest przez Boga szanowana.
Zatem nie uświęcajmy czasami własnych działań w zakresie ratowania małżeństwa, nie nadajmy im magii wiary jaka w naszym pojęciu zazwyczaj jest wypaczona poprzez doświadczenia i głuchotę na inne słowa -pewnie jakich nie chcemy słyszeć.
Tylko pozostawmy to co będzie działo się z małżeństwem
1.czasowi
2.woli
3.Bogu
Bo każdy z nas wie że Bóg jest wszechmogący-w każdej chwili ,w każdej minucie wszak może uratować nasze małżeństwo.
A jednak tak się nie dzieje i proces trwa latami, czasami nigdy.
Zatem nie jest tak do końca :
jak brzmi tu czasami piękna nuta sycharu.
Dla Boga nie są potrzebne krzyki, nie są potrzebne forumowe deklaracje, nie są potrzebne oświadczenia.
Ważne jest dla Niego-to co mamy w sercu, to co widzi prawdziwego i nie musi słyszeć zapewnień.
To tak jak z małżeństwem i miłością.
Kiedy się czuje że jest się kochanym i kiedy się naprawdę kocha-to nie trzeba słów i codziennych zapewnień kocham cię
To po prostu się wie.

krasnobar napisał/a:
ale jak w tej sprawie byłbym chorągiewką,to i w innych też.

Właśnie i aby nie być chorągiewkami na tym wietrze trzeba szanować wszystko,nie tylko to co według nas winno być szanowane
i myślę że o coś takiego chodziło Grzechowi co wcale nie jest ani aprobata, ani
popieraniem rozwodów
a jedynie czymś o czym mówi sam KK;

Jeśli rozwód cywilny pozostaje jedynym możliwym sposobem zabezpieczenia pewnych słusznych praw, opieki nad dziećmi czy obrony majątku, może być tolerowany, nie stanowiąc przewinienia moralnego.

PG 31, 849 D - 853 B).

KKK 2386 Może zdarzyć się, że jeden ze współmałżonków jest niewinną ofiarą rozwodu orzeczonego przez prawo cywilne; nie wykracza on wówczas przeciw przepisowi moralnemu. Istnieje znaczna różnica między współmałżonkiem, który szczerze usiłował być wierny sakramentowi małżeństwa i uważa się za niesłusznie porzuconego, a tym, który wskutek poważnej winy ze swej strony niszczy ważne kanonicznie małżeństwo (Por. Jan Paweł II, adhort. apost. Familiaris consortio, 84).


Twardy znów zbyt pochopnie reagujesz :-/
:-/ :-/
Czasami warto robić takie
Prrrrrrrrrrrrrrr.........własnym emocjom

[ Dodano: 2013-12-17, 08:44 ]
twardy napisał/a:
natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

I owszem kiedy to my jesteśmy piewca i sprawca rozwodu
a nie ofiarą -a to trzeba umieć rozróżniać i o tym mówić.
Inaczej jesteśmy zwykłymi manipulatorami mówiącymi ludziom że na skutek własnej bezsilności ,ulegamy procesowi rozwodowemu
To żyjemy w grzechu.
Widzisz twardy różnicę ????

[ Dodano: 2013-12-17, 08:55 ]
kiedysbylam napisał/a:
jak ktos tylk owspomni slowo 'rozowd'

Wiesz czemu kiedysbyłam????
Bo "rozwód" to słowo ukochane dla szatana,
to on powoduje lęk i strach dla tego słowa.
Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych-dla niego jest możliwe i to zmartwychwstanie
małżeństwa po rozwodzie...............


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group