Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa

Anonymous - 2013-10-29, 14:37

Cytat:
"Bedzie radośnie, bedzie zabawa i o północy......tararara..."
Myśle że żałoba się konczy i trzeba się odchamić. :mrgreen:


Ale ci zazdroszczę!:) Jak już dawno nie byłam na imprezie i tak mnie nosi ostatnio żeby się gdzieś wybrać i ochamić :D

Anonymous - 2013-11-01, 14:29

porzucona - to wybierz sie gdzies koniecznie i pobaw sie troche.

Modlitwa, modlitwa, wszystko wszystkim, ale uwazam ze balans jest w zyciu potrzebny doslownie we wszystkim co robimy. Ja ostatnio duzo 'imprezuje', spotykam sie z kolezankami, z bratem, wychodze gdzies na miasto, ostatnio bylam na webley na meczu polska - anglia w noge, na koncercie Bednarka, teraz bedzie kabaret z Pazura i tez ide ze znajomymi. A poza tym sama organizowalam imprezki u siebie w domu, grille jeszcze jak bylo cieplo, tance hulance :)

nie, naprawde, to wazne zeby znalezc czas na odreagowanie i relaks jakis.

a ja dzisiaj 'popisalam' z mezem.... no ponoc (cytuje) mnie bardzo szanuje i nie wie dlaczego myslalam w ogole ze mnie NIE szanuje ( a ja przytaczalam jego wlasne slowa z lipca), chce dla mnie jak najlepeij i tyle, zyczy mi szczescia i ma nadzieje ze wszystko mi sie pouklada i mam sobie to zapamietac!;

No wiem, wiem, ze on mnie mimo wszystk oszanuje. Nie szanowal ,mnie kiedy jeszcze bylismy razem a on mnie oklamywal i zdradzal. TEraz tez nadal klamie wszystkich, ze nic ich nie laczy, ale mnie to juz nie interesuje. Odeslal papiery, zrzeekl sie prawa do mieszkania wiec lada chwila bedzie tylko moje....

Ciezko, przykro, ze tak bardzo mnie nie chce, a jednoczesnie wlasnie dobrze zyczy, dobrze o mnie mowi i twierdzi ze bylam dobra zona, dobra osoba, no ale 'nie pasujemy do siebie i on mnie juz nie kocha'.

No coz, ja juz na to nic nie poradze... Kazdego dnia ucze sie akceptowac zaistnaila sytuacje i fakty. Ciekawa jestem kiedy u mnie nadejdzie taka pelna akceptacja... ?

Anonymous - 2013-11-01, 14:39

kiedysbylam.....


Modlitwa, modlitwa, wszystko wszystkim, ale uwazam ze balans jest w zyciu potrzebny doslownie we wszystkim co robimy. Ja ostatnio duzo 'imprezuje', spotykam sie z kolezankami, z bratem, wychodze gdzies na miasto, ostatnio bylam na webley na meczu polska - anglia w noge, na koncercie Bednarka, teraz bedzie kabaret z Pazura i tez ide ze znajomymi. A poza tym sama organizowalam imprezki u siebie w domu, grille jeszcze jak bylo cieplo, tance hulance :)



super! taka jest droga do uwolnienia sie z depresyjnych myśli-trzeba wyjść na zewnątrz chorego układu-aby nie robić głupot (wbrew przykazaniom bożym)-odizolować się od zaistniałej sytuacji-nie katować sama siebie przygnębiającymi myślami-do ludzi,do zajęć,służyć więcej bliźnim lub zająć się wypełnianiem czas

[ Dodano: 2013-11-01, 14:45 ]
tylko takie zachowanie,o którym wspomniałem powyżej może być zalecane TYM ,którzy przeszli pierwszy,najostrzejszy etap kryzysu,nie są w depresji,ich umysł nieco ochłonął...

Anonymous - 2013-11-01, 15:53

a 'najlepsze' w ty mjest to, ze robie to w 99% z samymi parami badz malzenstwami.... no coz - takie bylo nasze towarzystwo glownie - inne malzenstwa albo narzeczenstwa.... no i wiadomo - wiekszosc z tych ludzi zostala ze mna i nadal sie z nimi spotykam, wychodze, robie imprezy.... zwykle sa t osame pary i JA heh... komicznie czasem.... no nie bylo to latwe, bardzo bolalo na poczatku, wszyscy po takiej imprezie wychodza do domow RAZEM, a ja zostaje SAMA w domu i SAMA w ogole.... nadal boli to ale jest poki co lepiej.
Anonymous - 2013-11-01, 16:01

trudno o inne otoczenie, ale od tego nie daleko do grzechu-trzeba mieć silną,naprawdę silną wolę
Anonymous - 2013-12-16, 10:15

Witam, mam nadzieje ze mnie pamietacie jeszcze :)

Jestem i caly czas czytam.

Postanowilam napisac, aby podzielic sie z Wami ostatnimi 'wydarzeniami'.

Rozstalismy sie z mezem w kwietniu - ostetcznie i definitywnie. Nie bylo zadnych 'przeswitow' zadnych nadziei z jego strony. Mieszkalismy razem do konca lipca. Od tego momentu kontakt tylko w sprawach formalnych, na urodziny, imienieny - z jego strony zawsze byly zyczenia dla mnie, dla mojej mamy itd. Widzielismy sie raz na koniec sierpnia, potem chyba raz w pazdzierniku no i byl wczoraj. Po reszte swoich rzeczy. Ostatnie pare sztuk czegos tam.

Jak bylo? Wspaniale i strasznie zarazem. Porozmwaialismy spokojnie o wszystkim, naprawde jak opowiadalam mu co tam u mnie, o problemach jakei mialam ostatnio, czulam jakby nic sie nigdy nie zmienilo - byl zainteresowany, sluchal i rozumial jak zawsze wczesniej. Pytal szczerze o prace jak mi idzie, czy w mieszkaniu wszystko dobrze, jak mama itd. Ja tez pytalam ogolnie co u niego no to wiadomo, ogolnie odpowiadal. Zero nerwow, zero zali. To nie ma sensu. Co by mi dalo zebym odpowiedziala mu 'powinienes tu byc ze mna to bys wiedzial, albo powinienes teraz choinke ze mna ubierac a nie zabierac rzeczy'. Taka jest prawda, ale to na nich nie dziala i koniec.
Troche 'zartow' z jego strony - jak zawsze - jego 'glupie' poczucie humoru sie nie zmienilo i nawet teraz nie potrafie sie pwostrzymac od smiechu, chociaz przez lzy.

Niewazne, bo tak naprawde nic sie kompletnie nie zmienilo. Kupil samochod, dobrze ubrany - spoko. Zapytalam na koniec: ' a ty jak tam, szczesliwy'? Nie powiedzialam tego ironicznie tylko naprawde normalnie. Nie powiedzial 'tak jestem'. Zaczal po prostu odbiegac od tematu, ze nie o to chodzi czy jest szczesliwy czy nie, ze musi sobie wszysto od nowa poukladac (wiec niby dlatego chyba do konca jeszcze nie jest), ale na co ja powtorzylam pytanie: 'ok, rozumiem, ze musisz sobie wszystko ukladac, ale ja pytam o twoje samopoczcie, dobrze by bylo zebys byl szczesliwy, zalezy mi na tym, przynajmniej to cale rozstanie mialoby jakis sens'.... Na co on znowu odbiegl od tematu, ale powtrzyl oczywiscie spokojnie, ze uwaza ze to byly dobre decyzje ( znow noz w serce, najgorsze miesiace mojego zycia, a on o nich mowi, ze to byly dobre decyzje chyba i ze oczywiscie tak bedzie dla nas obojga lepiej). Widzialam ze zaczal sie wycofywac, nie chcialam naciskac, powiedzialam tylko ze moje stanowisko zna na ten temat wiec jesli on jest szesliwy to ok, ale mnie niech w to jakby nie miesza.

Nie wygladal na szczesliwego, ani tez na nieszczesliwego. Taki po prsotu przygaszony lekko, jak dla mnie nieszczesliwy czlowiek ubrany w nowe i drogie opakowanie zeby poczuc sie lepiej.

Jak wychodzil powiedzial spokojnie: ' trzymaj sie, wszystkiego dobrego, jakbys czegos potrzebowala to dzwon, do zobaczenia'. Byla to jego prawdopodobnie ostatnia wizyta w 'naszym' mieszkaniu. Swoja droga mieszkanie pojutrze bedzie oficjalnie tylko moje.

I teraz moje odczucia. Tak jak wczoraj nie czulam sie juz od miesiecy. Rozwalilo mnie totalnie. To, ze on naprawde nie jest zlym czlowiekiem, nie moge nienawidziec go za to ze mnie juz nie kocha. Porozmawialismy i to juz nie po raz pierwszy, normalnie, z szacunkiem i naprawde widac ze sie cieszy ze jestem w tym mieszkaniu, ze chociaz tyle z tego mam ze tak powiem. Ale uczucia ogromne po prostu, nerwy straszne.

Caly dzien o nim myslalam, obsesyjnie wrecz i znwou ta niezgoda na to ze tak ma sie to skonczyc. Swoja droga o rozwodzie ani slowa nie wspomnial nadal.
Postanowilam - nie mam nic do stracenia. Ostatniego meila pisalam do niego w sierpniu, ale to tez byl juz taki meil, ze puszczam go wolno, bez dramatow i blagan. Wczoraj poczulam, ze nic nie strace jesli dam mu do zrozumienia (po raz kolejny) ze ja go nigdy nie skreslilam i to co czuje. Napisalam wieczorem meila. Jednoczesnie nie blagajac o nic i utwierdzajac ze to wszystko jest jego decyzja, malo tego napisalam wyraznie - nie martw sie - jesli naprawde jestes taki pewny wszystkiego - zalatwimy sprawy rozwodowe spokojnie i bez problemowo. Mozecie mnie krytykowac, ze rozwod to grzech itd. Ja rozumiem. Ale przy calej mojej milosci do niego i checi do ratowania tego, wiem ze oporem nic nie wskoram i wiele przykladow z forum juz to potwierdzilo. Bedziesz chcial - odejdziesz wolno, tak jak pozwalamy wyprowadzac sie z domu, tak jak mamy nie szpiegowac, nie sledzic, tak i rozwod - przeciez to tylko 'prawo. Dla Boga to nie ma znaczenia, bo nie ma rozwodow tak?

Ja zrobilam i nadal robie mozna powiedziec wszystko, zeby dac mu do zrozumienia ze jestem otwarta, ze wiele sie zmienilo, ale jesli on nadal, teraz po 8-9 miesiacach i dajmy na to po kolejnych kilku - zdania nie zmieni i bedzie chcial ostatni etap przeprowadzic - rozwod - ja nie bede mu tego utrudniac, oczywiscie bede chciala zeby bylo napisane jaki byl prawdziwy powod rozwodu i ze to on nie chcial malzenstwa. Tyle. Mysle ze tutaj sie i z tym dogadamy.

Ja mam i bede miec sumienie czyste do konca. Nawet teraz, po 8 miesiacach, upewniam sie ze on nie moze wykrecic sie czyms w stylu ze nie wie czy ja bym go jeszcze w ogole chciala, albo ze sie nie da. JEsli tak to sie zakonczy to tylko dlatego ze on bedzie tak chcial. Ja napisalam mu co czuje. Szczerze ale bez dramatu. Wkleje pozniej co napisalam tutaj zebyscie mogli zerknac.
Pozdrawiam wszystkich, chociaz ciezko mi od wczoraj bardzo.

Anonymous - 2013-12-16, 10:52

kiedysbylam napisał/a:
naprawde widac ze sie cieszy ze jestem w tym mieszkaniu, ze chociaz tyle z tego mam ze tak powiem.


a czy dobrze pamiętam,że sama zostałaś z kredytem do spłacenia i jeszcze musiałaś męża spłacać za poniesione koszty?..........no to wybacz-łaski nie robi,że mieszkanie jest Twoje......a to co napisałaś zabrzmiało tak,jakby mieszkanie było wspólne,a on wspaniałomyślnie oddał swoją część(czyli np. spłacał połowę kredytu lub nie żądał zwrotu spłaty).......tak w sumie powinno być,facet bez honoru.........bo jak sam wymiksowuje się ze związku i łamie ustalone wcześniej umowy,zwłąszcza wiążące z bakami,to winien chociaż to zrobić,zostawić wszystko.......................i nie rozliczać się........

kiedysbylam napisał/a:
Dla Boga to nie ma znaczenia, bo nie ma rozwodow tak?


ja tam nie wiem,ale w Biblii są wyraźne słowa Boga: "nienawidzę bowiem rozwodów"......... i "co Bóg złączył,człowiek niech nie rozdziela"..............w zgodach na rozwód nie chodzi tylko o samo Wasze rozstanie się,ale o to,jak to działa na Was oboje(oboje jesteście narażeni na usankcjonowane społecznie cudzołóstwo,ludzie myślą :rozwiedziona to znaczy wolna,mogę do niej/niego uderzać"............zgoda na rozwód jest sygnałem: nie kocham cię,nie mam nic przeciwko temu,że weźmiesz ślub cywilny z inną,dasz jej nazwisko,będziecie mieli dzieci itd.......no jeśli nie masz nic przeciwko,to spoko,jeśli jednak kochasz go,tak jak mowiłaś,to decyzja o zgodzie na rozwód przeczy temu............po ludzku wydaje nam się,że "dajemy spokój" z przepychankami w sądzie i rozstajemy się w zgodzie,a w boskich kategoriach,sakramentalnych,to nasza oficjalna zgoda na cudzołóstwo małżonka..........myślę,że nie ma co teraz wymyślać,że Bogu to nie robi różnicy,bo jakby nie było,to śluby w ogóle nie byłyby potrzebne,a i o rozwodach by nie wspomniał...............rozwód ma też właściwość promieniującą na Waszych bliskich, znajomych............zawsze ktoś niezdecydowany może się wesprzeć Waszym "pogodnym" rozstaniem i powiedzieć,oni też się rozwiedli to i ja mogę zacząć na nowo.........skoro męża te sprawy nie obchodzą.....czemu na swoje barki bierzesz takie obciążenie?..to tak samo,jakby sklepikarz otworzył sklep na noc i poszedł do domu.............wiesz,że moralnie jest współodpowiedzialny kradzieży?wystawił na pokuszenie innego człowieka,który mógł bez problemu kraść................i tak samo jest z cudzołóstwem, a to przecież jedno z Boskich przykazań................
wspieram Cię modlitwą.......niepotrzebnie pisalas ten list.....pełno w nim słów o wewnętrznej zgodzie,ale to tylko pozory,przecież nie czujesz się z tym dobrze.......nie tłum w sobie prawdziwych uczuć.....masz do nich prawo,nie musisz grać twardzielki obojętnej na wszystko,po co?w miłości nie trza kalkulować,co się opłaca,a co nie......tylko trzeba być szczerym, pewnym swoich decyzji, stałym w uczuciach,konsekwentnym.......trzymaj się dzielnie,pozdrawiam,szymon.

[ Dodano: 2013-12-16, 10:58 ]
kiedysbylam napisał/a:
wiele przykladow z forum juz to potwierdzilo.


a inne przykłady potwierdziły,że niezłomność w swoich postawach małżonka,pomogły pokonac kryzys..............często zastanawiam się,czemu człowiek zawsze szuka usprawiedliwienia w tym,że inni postępują źle lub gorzej i wyszło im to na dobre,albo że nic im nie jest.......taka pokrętna logika szatana,by równać w dół................nie lepiej porównywać się do innych postaw?pewnie,trudniejszych,ale bardziej bliskich Bogu,bo przez Niego ustalonymi?to,że ktoś postąpił źle i nie skończyło się dla niego to źle,to niecała prawda,bo nie wiemy,co będzie i jak to się skończy dla tego kogoś............dla ich dzieci,czy dla niego samego po śmierci........wiem,wiem.śmierć daleko,życie blisko......no ale.

Anonymous - 2013-12-16, 11:33

Tak, spodziewalam sie takiej odpowiedzi.

Tak, place kredyt sama bo tak zdecydowalam. Malo tego splacilam oczywiscie jego. Naprawde bardzo szanuje ludzi tutaj na forum i podziwiam, ale czasem naprawde mam wrazenie ze jest to wszystko owiane przesada. Chcemy byc wierni przysiedze? Badzmy wiec, chcemy byc sami do konca zycia - badzmy, chemy walczyc najlepiej jak potrafimy - walczymy. ALE po ludzku, widac wiekszosci z nas tutaj ciezko jest sie pogodzic z faktem ze niestety czy to sie nam/ Bogu podoba czy nie/ ktos moze nas juz po prostu nie kochac i myslec po prostu ianczej niz my. miec inne wartosci i KONIEC. Zadnym brakiem na rozwod ani 'nie ulatwianiem' rozstania tego nei zmienimy. Taka jest prawda. Jesli jakis maly odsetek mezow/ zon wraca, nawraca sie to po prsotu bo cos zrozumie lub naprawde kocha, a nie w wyniku tego ze nie bede zgadzac sie na rozwod przez 2 lata. A jak to nas wyniszcza? Malo osob tutaj o tym pisalo?

Niewazne w sumie. Nie neguje nikogo kto wlasnie tak zdecydowal sie postepowac, szanuje to. Ale uszanujcie to ze ktos moze miec jednak inne pdoejscie do tej konkretnej sprawy, ale niekoniecznie byc od razu gorszym katolikiem czy mniej wierzacym niz Ty, czy Ty..... ..

Uwazam ze nie dalam mu zadnego komfortu odejscia, jasno wyrazalam i wyrazam swoje odczucia, ale niestety musze sie pogodzic z faktami - na ta chwile on mnie nei chce. Modle sie, chcialabym zeby kiedys zechcial, ale wierze ze jesli ma sie tak stac t osei stanie, bo Bog zadziala, bo moj maz tego bedzie chcial i jeszcze inne powody a nie to ze ja bede uparcie nie ulatwiac mu.

To co piszesz o rozwodach - zgadza sie, ale jesli ktos jest tak wierzacy i przekonany ze chce wytrwacw przysiedze - to co tak naprawde mnie obchodzi co ktos bedzie myslal, czy ze jakis facet niby bedzie do mnie startowal?? Przeciez to jest dla mnie smieszny argumetn, zakaldajac ze podejmuje ktos tak trudna i wazna decyzje - chce wytrwac w przysiedze......

a co do meila - a co stracilam? Ze prawde napisalam? Ze go nei skreslilam i ze zaluje ze nie znamy sie tak naprawde juz teraz bo uwazam ze oboje wiele zrozumielismy i sie zmienilismy? To az taka zbrodnia? Nie jestem pogodzona - i pisze o tym w meilu, ale w tym samym momencie pisze, ze zmusic go do niczego nie zmusze i poki co MUSZE to akceptowac - te fakty - czy mi sie podobaja czy nie, bo tak wlasnie jest. Niezgody to jest pelno w wielu z nas, kiedy nie mowimy nic albo mowimy ze sie z tym pogodzilismy, bo zadko kiedy tak naprawde jest.

Co do rozwodu nie zrobilam i nie zamierzam zrobic nic sama, pierwsza. Wiem po prostu ze na niego 10 razy podziala fakt, swiadomosc, ze wie ze mu utrudniac nie bede bo nei widze sensu walki o cokolwiek w tej chwili - z nim - i daje to wieloktrtonie wieksze szanse na to ze cos w jego sercu sie natchnie, niz to ze bede wyglaszac glosno mu w twarz moraly, ktorych on na ta chwile nei rozumie i nic dla niego nie znacza - ze przysiega, e odpowiedzialnosc itd. Ja mowie szczerze - tak chcialabym zeby wrocil kiedys i t oco pisze do niego ma dla mnie znaczenie jak on to odbierze. I dlatego uwazam ze taka droga jest lepsza, a ja wiem co mam w sercu i co juz zrobilam i jeszcze zrobie dla siebie/ dla tego malzenstwa.

Uwazam ze nie wszystko jest takie czarne i biale jak piszesz.

Rozchodzic sie w szarpanaich - zle, ale w zgodzie tez zle. To jak? Czasem nie ma idealnych wyjsc. Najlepeij byloby sie w ogole nei rozchodzic - oczywiscie, zgadzam sie, ale poki co niestety sie rozchodzimy. Nie pisze do niego an codzien i nie zachowuje sie jakby nigdy nic. Ale jak juz przyjedzie raz na 2 miesiace, musimy zalatwic pewne formalnosci, to nie uwazam ze to zle, ze kulturalnei ze soba porozmawiamy i ze zaproponowalam mu kawy.

Ja juz sprawiedliwosci u niego nei szukam, bo u niego nei znajde, za to co zrobil. Bog jest i czuwa i sprawiedliwosc jest na pewno, ale nie mam ochoty sie z nim klocic albo sluchac kolejnyc klamstw na temat kochanki ktorej przeciez nie ma....

[ Dodano: 2013-12-16, 13:48 ]
Jestem w szoku. Wlasnie dostalam smsa od meza: ' dzieki za meila, na pewno odpisze, pozdrawiam'.

Na pewno odpisze??? Juz bez wzgledu na to co na pisze (bo pewnie ze tak bedzie lepiej, ze za duzo sie stalo i ze juz wszystko sie wypalilo), ale sam fakt ze pisze mi smsa ze ODPISZE NA PEWNO, gdzie zawsze do tej pory po prostu ignorowal moje meile - miesiace wczesniej. MEile gdzie naprawde cierpialam i nie wiedzialam jak dalej zyc. Boze, nie chce sie ludzic, ale nadzieja umiera ostatnia - to fakt, a ja po prostu czuje ze wlasnie ogolnie kontakt z nim jest teraz lepszy, mimo ze minimalny, ale taki jakis dojrzalszy i naprawde szczerze jestesmy dla siebie mili.... Moze cos jeszcze napelni jego serce do czasu kiedy pojawi sie temat rozowdu...... Choc pewnie jego meil pozbawi mnie wszelkich zludzen.

Anonymous - 2013-12-16, 14:33

Kiedyśbyłam napisze Ci tak o rozwodach
to tak jak z porodem , inne opowiadają jak to będzie , ale dopiero jak to ty doświadczasz towiesz jak to jest

nikt kto się nie rozwiódł nie morze wiedzieć jak to jest po drugiej stronie
a fajnie nie jest, to co rozwód robi w sferze duchowej to nie ma takiego słowa by to nazwać,
Decyzje i jej konsekwencje będziesz ponosić ty i twoi bliscy, pozwalasz by duch rozwodu wszedł do rodziny tez za twoim przyzwoleniem na co najmniej 3 pokolenia .
Nie chodzi o to że Cię straszę czy potępiam, po prostu sama to przeżyłam i wiem co mówię.
A ty zrobisz jak uważasz. :-(
Wspomnę w modlitwie

Anonymous - 2013-12-16, 15:00

Mirakulum - dziekuje za wpis.

Nie wiem i modle sie kazdego dnia aby nie musiec sie dowiadywac jak to jest przezywac rozwod. Absolutnie go nie chce i zrobilabym chyba niemal wszystko zeby moc byc jeszcze z mezem. I dopoki on nie poruszy tego tematu wprost, ze chce rozwodu, cokolwiek bede zyc nadzieja i sama na pewno nie bede skladac pozwu co by sie nie dzialo. Bo takie mam stanowisko.

Ale jednoczesnie, uwazam ze taka postawa to jedno - a nie zgadzac sie na rozwod, jesli druga osoba go po prostu chce - jest inna sprawa i o ile widze ogromny sens w walce o mazlenstwo ogolnie, w pracy nad soba i nad tym wszystkim co wyznaje sie na forum tutaj, o tyle zapieranie sie na sile, nie dawanie rozwodu kiedy wiemy ze i tak do niego dojdzie, a odciagniemy to tylko moze pol roku albo rok w czasie, w przaypadku takiego osobnika jakim jest moj maz (badz co badz, kazda z nas zna mimo wszystko swoich mezow) byloby po prostu totalnie bez sensu i do tego wykonczylabym rowniez siebie. Zreszta tutaj w Anglii jest inaczej.

ALE: poki co - mam nadzieje, mimo wszystko. Narazie o pozwie, rozwodzie nie ma rozmowy i zrobie ile w mojej mocy i mysle ze Bozia tez dopomoze zeby jednak nie musialo do tego dochodzic. Zobaczymy co napisze w meilu do mnie.

Anonymous - 2013-12-16, 15:20

a dlaczego nie seperacja? Może to będzie czas wyciszenia emocji,niby osobno a zawsze szansa powrotu jest.....chyba łatwiej niż po rozwodzie
Anonymous - 2013-12-16, 15:23

annezcka napisał/a:
a dlaczego nie seperacja? Może to będzie czas wyciszenia emocji,niby osobno a zawsze szansa powrotu jest.....chyba łatwiej niż po rozwodzie


Przecież kiedysbylam pisze wyraźnie, że maż chce rozwód a nie separacje.

Anonymous - 2013-12-16, 15:26

oni już sa w nieformalnej separacji wiec czas na wyciszenie jak najbardziej jest, a jak kiedysbylam zlozy dokumenty o separacje to może się skonczyc rozwodem, bo maz będzie do niego dazyl
Anonymous - 2013-12-16, 15:29

ale to chce mąż, ona może chciec byc w zgodzie z własnym sumieniem i nawet jesli sąd powie rozwod za jakis czas będzie mogła powidziec że zrobiła wszystko żeby bronic sakramentu

[ Dodano: 2013-12-16, 15:33 ]
i nie chodzi o to żeby pierwsza składała papiery tylko taka może byc jej odpowiedz na pozew męża, jesli oczywiscie nie ma w sobie pełnej zgody na rozwod


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group