Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Milosc nigdy nie ustaje? kolejny koniec malzenstwa

Anonymous - 2013-04-25, 16:41

kurcze naprawde nie wiem co z tym wszystkim robic. Gdzies na dnie serca wierze, zaczelam odmawiac Nowenne Pompejanska i chce wytrwwac. Ale na dzien dzisiejszy to naprawde nie ma sensu tego przeciagac, on NIE CHCE I JUZ. Zyjemy obok siebie,a do tego ja sie katuje bo wiem ze ma kontakt z kochanka (nie wiem konkretnie jaki ale wiem ze ma). Nie potrafie zadbac o siebie tak do konca, przestac sie zadreczac kiedy chcac nie chcac fizycznie mieszkamy razem jeszcze, widze jak go nie ma w domu lub o ktorej wraca itd. Ale tak ciezko zaczac realizowac te formalnosci.... nie wiem, tak mi ciezko ze masakra.....
Anonymous - 2013-04-25, 17:16

Wiem że cięzko Wiem co znaczy jak wychodzi, wraca i nawet się nie tłumaczy Nie musisz załatwiać zadnych formalności jesli tego nie chcesz. Poczekaj
Anonymous - 2013-04-25, 18:09

ale wlasnie o to chodzi ze chyba chce... nie chce z nim juz mieszkac, skoro nie chce ze mna byc i do tego robi tak jak robi. A wyprowadzi sie dopiero jak bedzie to formalnie zalatwione. Wiec naprawde chyba tego chce, dla siebie i po to zeby zaczal ponosic w koncu konsekwnecje swoich decyzji - wyprowadzka, wynajecie mieszkania, gorsze warunki zyciowe itd. Bo teraz co? podjal decyzje, ze koniec, rozwalajac mi zycie, a dalej sobie mieszka i generalnie nic sie w jego zyciu nie zmienilo....
Anonymous - 2013-04-26, 00:05

Nirwana

Proszę uzasadnij mi dlaczego rozwód jest zły ze względów religijnych. Kto chce też niech poda swoje uzasadnienie. Jakie są powody religijne dla was?

Wiara
Jak ocenić wiarę jaka ona jest? Po czym poznać czy jest słaba, mocna? Kiedy możemy powiedzieć , że ktoś jest wierzący albo i nie? Jak mam ocenić jaka jest moja wiara? Tylko chyba jeden Bóg wie jak naprawdę jest. Trudno oceniać jaka jest wiara (mocna/słaba), czy ktoś wierzy czy nie. Dla jednego będzie mocna dla drugiego będzie słaba. Pojęcia względne. Czy osoba mówiąca jestem wierzący/a, ale nie praktykujący/a. To jaka jest jego/ jej wiara? Czy ktoś kto chodzi do kościoła to na pewno ma lepszą wiarę od osoby niepraktykującej? Chyba nie zawsze tak musi być?

Może kiedyś dawno temu były jakieś kryteria według których ktoś oceniał czy ta osoba jest rzeczywiście wierząca . Nie wiem jak ocenić czy ktoś wierzy czy nie w danej chwili. Przecież wiara zmienia się tak jak piszesz na plus i minus. Dzisiaj taka jutro może być inna. Lecz uważam, że w danym momencie kiedy osoba zdradza celowo to jest nie wierząca. Osoba szczerze wierząca tak nie postępuje. I czy na takiej podstawie można zastosować się do przykładu , który podałem z 1 Listem do Koryntian?

Sam powód, że małżonek/a jest niewierzący/a w danej chwili nie musi być powodem do tego żeby brać rozwód. Chyba, że ktoś chce. Mi chodziło głównie o ten przykład który wcześniej podałem. Jak go rozumieć, tylko tyle. Wnioski niech sobie sam każdy wyciąga czy na tej podstawie można się rozwodzić.

Piszesz cyt.:
Odszedłeś (co najmniej emocjonalnie), więc radź sobie sam, ja robię rozdzielność majątkową, składam wniosek o alimenty, przeprowadzam separację - nie wciągniesz mnie w swoje bagno, a ja w spokoju, modlitwie i godnych warunkach poczekam, aż zechcesz wrócić na suchy grunt. Gdzie w takiej postawie "niepozwalanie" na odejście?

O odejściu myślę rozwód.

Czy takie podejście, które prezentujesz jest właściwe? Odbieram to tak ( jak mogłeś mi to zrobić) odszedłeś to mam cię gdzieś, radź sobie sam itp. Będę mieszkała w godnych warunkach, będziesz płacił mi alimenty. Poczekam aż wrócisz skruszony. Czy taka postawa jest odpowiednia? Metoda kija i marchewki. Dlaczego tak trudno nam się pogodzić, że ktoś z nami nie chce być. Czy nie jest to uzależnienie od tej osoby? Bóg powinien być na pierwszym miejscu. Nawet jak odejdzie małżonek po rozwodzie to nasz stosunek do Boga się nie zmienia. Mamy wypełniać swoją przysięgę małżeńską. Małżonek sam za siebie odpowiada - ma wolna wolę, nie jest naszą własnością. Nam pozostaje modlitwa za małżonka, który odchodzi. Trudne to i bardzo bolesne jest. Tak jak dla autorki tego wątku. Trzeba się z tym pogodzić. Samo utrudnianie chyba nic nie da. Szkoda czasu, nerwów na zdradzacza. Najgorsze jest to, że robi to nam najbliższa osoba. Tak nas mocno rani, wyrządza krzywdę.

Dlaczego zakładasz, że podobny nick to musi być mój? Podobny nie znaczy taki sam (ta sama osoba). Czasem może się zdarzyć, że ktoś ma wiele nicków i może je mieć całkiem różne. Chyba to niezgodne z regulaminem. Każdemu możemy zadać pytanie czy nie korzysta jeszcze z innego nicka. Nie jestem z tych co się ukrywają pod wieloma nickami. Nawet nie wiedziałem, że ktoś ma taki podobny nick do mojego kiedy się rejestrowałem.

Jeszce dziś pomodlę się za Was kiedysbylam.

Z Bogiem

Anonymous - 2013-04-26, 01:11

Cytat:
Proszę uzasadnij mi dlaczego rozwód jest zły ze względów religijnych. Kto chce też niech poda swoje uzasadnienie. Jakie są powody religijne dla was?


"Co Bóg złączył , człowiek niech nie rozdziela"
Sam tekst przysięgi małżeńskiej .

Rozwód jest zawsze porażką , temu nikt normalny nie zaprzeczy .
Nie bardzo da się rozdzielić życia od wiary lub wiary od życia .
Jeśli się da , to i jedno i drugie kiepskie .
Rozwód jest niewiernością i małżonkowi i Bogu .
Pozostawia małżonka w bardzo trudnej sytuacji .
Samotne życie , bez bliskości , przynależniości z reguły skutkuje
nowym związkiem , czyli niestety cudzołóstwem .
To na własne konto bierze prawdopodobnie "odchodzący" , w jakimś stopniu .
Przykład rozwodu jest zaraźliwy dla otoczenia .
Dzieci często odchodzą od wiary .
Co za różnica - jeden , czy cztery rozwody .

Jak ocenić wiarę ?
....... zdaje się , że po owocach

Cytat:
Czy osoba mówiąca jestem wierzący/a, ale nie praktykujący/a. To jaka jest jego/ jej wiara?

Każdy diabeł jest wierzący ( bo wie , że Bóg jest ) .
Jego ( wierzący ale niepraktykujący ) wiara jest właśnie
JEGO całkowicie indywidualnym prywatnym zbiorem
dowolnie przyjetych wierzeń w Boga ,
którego sam sobie stworzył ,
głównie dla własnej wygody .

Cytat:
Czy ktoś kto chodzi do kościoła to na pewno ma lepszą wiarę od osoby niepraktykującej? Chyba nie zawsze tak musi być?

Ktoś kto chodzi ma okazję posłuchać Bożego słowa przynajmniej ,
choćby przez przypadek . Nie zawsze tak musi być , ale to nie argument
za nie chodzeniem . :mrgreen:

Cytat:
Lecz uważam, że w danym momencie kiedy osoba zdradza celowo to jest nie wierząca. Osoba szczerze wierząca tak nie postępuje.

Wiara nie polega na tym , że wierzysz w istnienie Boga ,
polega na zawierzeniu Bogu ,
życiu zgodnie z jego zaleceniami ( przykazania ) .

Samo przez się , patrz wyżej - grzeszy "nie cudzołóż" .
Tyle , że usprawiedliwia się zwykle sama przed sobą ( bo sumienie gryzie )
- winny małżonek , bo nie był taki a taki . Proste .
A każdy jest "tylko "człowiekiem i mamy swoje słabości itd.
............a zresztą nie ona jedna , a ludzie się rozwodzą ,
a i księża grzeszą i mają dzieci
................ i już załatwione :->

Anonymous - 2013-04-26, 09:34

Diagos - dziekuje za mdlitwe. Sama probuje sie modlic jak najlepiej potrafie - czy robie to dobrze? Nie wiem. Ciagle sie zastanawiam, odmawiajac Nowenne Pompejanska, o czym tak naprawde powinnam myslec? Odmawiam ja w intencji meza - czy o nim? Zeby sie nawrocil, zeby nie grzeszyl, zeby wrocil do Ciebie Boze? Czy o sobie samej? Zebym to ja potrafila byc lepsza osoba, zebym byla najblizeszj Boga jak sie da? Nie wiem, w tej chwili mysle podczas modlitwy o wszystkim po trochu - o sobie i swoim postepowaniu no i o meza, no bo w kocnu to za niego sie modle. Dla Boga jestesmy jednoscia, wiec modle sie jakbym byla nim? Proszac za niego o laski i nawrocenie? Jak Wy to widzicie? O czym konkretnie powinnam myslec, jak sie lepiiej modlic ?
Anonymous - 2013-04-26, 09:48

mare1966 napisał/a:

Cytat:
Lecz uważam, że w danym momencie kiedy osoba zdradza celowo to jest nie wierząca. Osoba szczerze wierząca tak nie postępuje.

Wiara nie polega na tym , że wierzysz w istnienie Boga ,
polega na zawierzeniu Bogu ,
życiu zgodnie z jego zaleceniami ( przykazania ) .


Myślę, ze sam grzech nie neguje tego , że ktoś wierzy.
Gdyby tak było, to wszyscy bylibyśmy niewierzący, bo kto jest bez grzechu.
Bardziej chyba mozna mówić, o braku postanowienia poprawy, a nie o samym grzeszeniu.

Anonymous - 2013-04-26, 11:42

czytam, czytam wasze posty, mysle i.... juz nic z tego nie wiem. Nie wiem, tak po ludzku co mam dalej zrobic. Tak, wiem ze nic nie musze. Nie musze, ale chce. No bo 'zdradzacz' sam odszedl - tak, ale tylko emocjonalnie, bo sie ze mna rozstal, usprawieliwil we wlasnej glowie i jest sobie z nia. Ale fizycznie, ciagle mieszkamy razem. Nie, ze on nie chce sie wyproawdzic. Chce, ale dopiero jak beda zalatwione formalnosci, a na to ja musze sie zgodzic. Narazie, tydzien temu powiedzialam ze potrzebuje czasu zeby to wszystko przemyslec - a on, ze nie ma problemu, ze rozumie to. I tak zakaldalam, ale myslalam ze juz zakonczyl romans, tak czy inaczej. Teraz wiem ze nadal sa w kontakcie i nie chce mieszkac z nim i z nia w jego glowie! CZyli chcac nie chcac, musze sie albo na to godzic, albo powiedziec mu jakie podejmuje decyzje wzgledem mieszkan itd i musze tak jakby 'rozpoczac' formalnosci. nie mam na mysli absolutnie rozwodu, tylko pozalatwianei u notariuszy co jest czyje, zeby sie podzielic i zeby wtedy on mogl sie wyprowadzic. Czuje ze dopoki to sie nie stanie, to naprawde nie rusze z miejsca....

dodam jeszcze, ze uwazam ze jak na tak swieza sprawe - zdrada zostala potwierdzona 1 kwietnia, a 12 on 'podjal ostateczna decyzje' ze juz w nas nie wierzy, to radze sobie naprawde dobrze, nie siedze w domu, nie placze juz za wiele. Nie wie mczy nie radze sobie 'zbyt dobrze', boje sie tego momentu ze znowu dotkne dna jak sie juz wyprowadzi i znowu to wszystko bede musiala sobie na nowo uswiadomic, ze tak, to naprawde sie juz stalo i go nie ma. Tak czy inaczej, pomaga mi modlitwa, mimo ze w obcym kraju, mam wokol siebie naprawde wspanialych ludzi - moge powiedziec przyjaciol. Nie jestem sama, pracuje, chodze do psychologa, absurdalnie ale dni mi naprawde dosc szybko mijaja. ALE. No, ale fakt jest taki, ze czy teg ochce czy nie, ciagle o nim mysle i to jeszcze w takich kategoriach wlasnie czy mnie dalej zdradza czy nie, jaki ma z nia kontakt, nie ma go w domu to mysle gdzie jest (choc wiem ze nie powinnam), wracam do domu to dzwonie do mamy i .... i znow gadamy o nim, o tym wszystkim. Moge sie oszukiwac chyba, ale boje sie wlasnie wrocic do domu, byc sama i nie jechac nigdzie. Po prostu naprawde zajac sie soba - zrobic paznokcie, poukladac w szafce, posadzic kwiaty... Tego nie potrafie, poki co robie to co musze, wykapac sie, przygotowac na nastepny dzien do pracy, no i staram sie spedzac czas z ludzmi... nie wiem, poradzcie co moge w mojej sytuacji jeszcze zrobic, w tej kwesti o ktorej pisalam wyzej. Godzic sie na t oco jest i jeszcze poczekac, wiedzac ze on dalej romansuje? Czy powiedziec mu czego chce wzgledem mieszkan itd i zeby zaczac to formalnie dzielic, w celu zeby sie jak najszybciej wyprowadzil ?

Anonymous - 2013-04-26, 11:42

W kodeksie prawa kanonicznego ta część Pisma to tzw. przywilej pawłowy. Dopuszcza rozpad mażeństwa w przypadku, kiedy jedna osoba jest niewierząca i z jej inicjatywy małżeństwo się rozpada. Ale jak podejrzewam chodzi o bycie niewierzącym w chwili zawierania związku, a nie o utratę wiary. Oczywiście to kwestia interpretacji. Podobnie w przypadku słów Jezusa w Kazaniu na Górze o nieoddalaniu żony, chyba, że w wypadku nierządu. Protestanci interpretują to tak, że w przypadku zdrady dopuszcza się rozpad małżeństwa, a strona niewinna może wstąpić w nowy związek.

Nie znam szczegółów takiej interpretacji, czy wyszła ona z Luteranizmu/Kalwinizmu, czy powstała w kościele anglikańskim z wiadomych przyczyn.

W każdym razie, póki się twierdzi, że jest się katolikiem nasza wykładnia jest jasna. Jeżeli jej nie stosujemy, to musimy to rozważyć we własnym sumieniu.

A tutaj trochę o sumieniu.

http://www.katolik.pl/grz...cz.html?idr=649

Kiedysbyłam, przeżywasz podobną sytuację do mojej, z tym, że jesteś młodsza, Twoja znajomość z mężem trwa krócej, i po tym, co on zrobił masz go na codzień. Pisałam dłużej, ale mi wyżarło. Powiem więc krótko: czekaj jeszcze z rozmowami o podziale majątku, bo nadal jesteś w traumie po wiadomości z kwietnia. Biorąc pod uwagę, że to on zdradza, powinien się wynieść bez takich rozmów w ramach brania odpowiedzialności za własne czyny. W końcu mieszkania mu na księżyc nie wystrzelisz ze sobą w środku. Najpierw się ustala sprawę grubą: rozstanie i jego przyczyny, a potem to, co jest rozstania skutkiem: podział majątku.

Anonymous - 2013-04-26, 12:05

Cytat:
W każdym razie, póki się twierdzi, że jest się katolikiem nasza wykładnia jest jasna


I tu się rodzi pytanie:

jakiego wyznania jest BÓG? ;-)

I co Bóg na to, jak w ludzki, z założenia nieudolny sposób, ludzie próbują BOGA interpretować.

Albert Enstein,
"Chcę poznać myśli Boga, reszta to szczegóły" - ja też.

Anonymous - 2013-04-26, 12:09

A tego to my nie wiemy. Pisałam raczej o konsekwencji. Jeżeli twierdzę, że jestem katolikiem, to nie negocjuję a la carte, że prezenty pod choinkę i święconka tak, a nierozerwalność małżeństwa nie, jak to ma często miejsce.

Wolę zakładać, że nie jest wyznania starotestamentowego i nie jest Bogiem Islamu.

Myślę jednak, że ostatecznie Bóg nas rozliczy z miłości i szacunku do drugiego człowieka i do siebie samego, jakiegokolwiek wyznania by nie był, jeżeli istnieje.

Oczywiście pojęcie miłości i szacunku niestety również podlega interpretacji.

Anonymous - 2013-04-26, 12:14

diagos napisał/a:
Przecież wiara zmienia się tak jak piszesz na plus i minus. Dzisiaj taka jutro może być inna. Lecz uważam, że w danym momencie kiedy osoba zdradza celowo to jest nie wierząca. Osoba szczerze wierząca tak nie postępuje

Nie zgodzę się z tym twierdzeniem.
Kiedyś miałem "super pracę" -przedstwiciel handlowy we włoskiej firmie-garnitury, auta nie starsze niż rok, dobre hotele w polsce, niemczech i włoszech. Wystarczyło zebym ładnie wyglądal i tłumaczył z niemieckiego. Po kazdej wizycie makaroniaży w polsce obwoziłem ich po bur..lach to taka atrakcja dla nich, każde szkolenie hurtowników, czy budowlańców, każde spotkanie musiało się tam kończyć. To takie zdobywanie lojalności pracowników czy kontachentów po włosku- jak wciągniesz faceta w takie bagienko to je z ręki . Przez rok to ja uświadamiałem mojego szefa(dobrego kolegę) że źle robi, to ja przypominałem że ma żonę i dwoje dzieci,(znam całą rodzinę) strałem się go nawrócić. i setki razy słyszałem ze jestem głupi : Glauben heist nicht wissen.(wierzyć to nie wiedzieć) a on wierzy w pieniądze bo Bóg nie da mu pieniędzy. Trafiało go że się nie daje złamać. Słyszałem znane z PŚ :albo jesteś z nami albo przeciw nam. Modliłem się szczególnie kiedy czekałem na nich, obściskiwany przez panie, nawet może mocniej niż w kościele. Żal mi było i jest ich wszystkich. Żal mi, że po pewnym czasie sam uległem , wskutek tego ze klienci byli pewni że ja tez kożystam i nie mogli sobie uzmysłowić ze przebywając w takich miejscach jestem wierny , przez to żal mi tych facetów hurtowników ,pewnie wtedy wiernych- których zepsułem dla firmy. Nie wytrzymałem presji i uciekłem z tej firmy, wolę pracowac na budowie upaprany po pachy. Oczywiście żona była zła ze niechcę takiej pracy, bo miała jeździć Jepem, ale w myśl ze nie jest gotowa na tę prawdę, przemilczałem ostatnie 9 lat, CIĘŻKICH lat, mało jest moich spowiedzi i modlitw, które wcale nie dają spokoju.
Niestety wiem dobrze że takich jak ja jest wielu, wiekszość szkoleń firmowych tak sie kończy i wielu wierzących i praktykujących niestety, albo po alkocholu ,albo wskutek głupiego gadania kolegów czy zwierzchników, albo dla pokazania się z odważniejszej strony wpadają w taką płapkę.
Dlatego twierdzę z pełnym przekonaniem że grzeszący mogą też być wierzącymi .
Żona często zażuca mi moją wiarę- sama jast wierząca ale średnio praktykująca.
Nie zdrowi potrzebuja lekarza ale ci co się źle mają.

Anonymous - 2013-04-26, 12:19

Bóg jest jeden.

starotestamentowy czy islamski, katolicki czy protestancki .....to tylko znów ludzkie JEGO koncepcje.

Twórcy wszystkich koncepcji są przekonani, , że oto oni mają klucz do nieba, podczas gdy reszta błądzi po omacku.

Cytat:
Myślę jednak, że ostatecznie Bóg nas rozliczy z miłości i szacunku do drugiego człowieka i do siebie samego, jakiegokolwiek wyznania by nie był, jeżeli istnieje.


Zgadzam się :-)
z jednym zastrzeżeniem:
Jakiegokolwiek wyznania byłby człowiek, Bóg zapewne jest ponad to.
I nie mam żadnych wątpliwości co do JEGO istnienia.

Anonymous - 2013-04-26, 13:14

Nie wiem czy dobrze, że tutaj piszę w tym wątku. Jeśli go zaśmiecam to proszę o przeniesienie admina w inne miejsce tego tematu.

Cytat:

"Co Bóg złączył , człowiek niech nie rozdziela"
Sam tekst przysięgi małżeńskiej .

Czy ten tekst przysięgi ma zastosowanie również do ślubu cywilnego? Ktoś kto ma tylko sam ślub cywilny dla Boga jest osobą wolną. Po rozwodzie nadal dla Boga jest osobą stanu wolego. Nie ma męża, żony. Może zawrzeć związek małżeński w kościele. Rozumiem, że państwo dopuszcza, że ślub cywilny można rozwiązać w postaci rozwodu. W pewien sposób państwo rządzi się swoimi prawami, a kościół swoim chociaż są razem w tym państwie. Według mnie jeśli tak faktycznie tekst tej przysięgi miałaby mieć zastosowanie wiążące, że nawet ślubu cywilnego dotyczy. W pewien sposób to rozumiem. To dlaczego kościół pozwala, żeby np. osoba po ślubie cywilnym rozwiedziona może zawrzeć związek małżeński z całkiem inną osobą oczywiście stanu wolnego? Dlaczego kościół nie powie tak szanowna pani/panie ma pan już żonę z wcześniejszego ślubu cywilnego. Może pan/pani zawrzeć tylko z tą osobą związek małżeński w kościele. Jakby tak było to w porządku. Brak zgody na rozwód cywilny. Czy my czasem za bardzo nie jesteśmy świętsi od samego papieża?

Czy w ogóle da się rozdzielić ślub kościelny na cywilny i kościelny? Zawierając ślub kościelny konkordatowy, automatycznie zostaje zawarty ślub cywilny. Dlaczego nie można tylko zawrzeć samego kościelnego (jakby ktoś chciał). Dla samego państwa chyba nie ma to większego znaczenia czy ktoś ma ślub kościelny. Co daje państwu, że ktoś ma ślub kościelny? chyba tylko statystyki. Dlaczego ślub cywilny nie wiąże tylko tych dwoje w kościele - jeśli kiedyś miałyby ochotę zawrzeć ślub kościelny pod warunkiem, że tylko z tą osobą z którą wcześniej zawarły związek małżeński (cywilny)?

Gdzieś tu coś nie pasuje w tej układance. Ja to widzę tak, że osoby wierzące zawierają związek małżeński w kościele tak jak jest teraz (konkordatowy) razem z cywilnym. Osoby nie wierzące zawierają związek małżeński tylko cywilny. Jeśli takie małżeństwo nawróciłoby się i chciało mieć ślub kościelny to proszę bardzo. Jednak tylko z małżonkiem ze ślubu cywilnego. Po rozwodzie ze ślubu tylko cywilnego taka osoba nie mogłaby zawrzeć ślubu kościelnego z inną osobą.
Według mnie wtedy ta przysięga miałaby zastosowanie również do ślubu cywilnego. Jak najbardziej nie można by dać zgody na rozwód.

Na tej podstawie osobiście nie widzę związku przysięgi małżeńskiej odnośnie ślubu cywilnego żeby się nie rozwodzić z powodów religijnych.

mare1966 napisał/a:
Rozwód jest zawsze porażką , temu nikt normalny nie zaprzeczy .



Zgadzam się. Bez względu na religię. Słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Nie bardzo da się rozdzielić życia od wiary lub wiary od życia .



Tak powinno być, a nie jest. Mam na myśli prawo kościelne, a prawo cywilne. Jeżeli uważamy, że nasze życie i wara są razem połączone, to w przypadku rozwodu nadal jesteśmy związani węzłem małżeńskim. Tu się nic nie zmienia. Dla Boga nadal jesteśmy mężem/żoną. Trochę słaby powód religijny.

mare1966 napisał/a:

Rozwód jest niewiernością i małżonkowi i Bogu .


Na pewno. W jaki sposób ja jestem niewierny małżonkowi. Jeśli to małżonek nas zdradza, odchodzi od nas, nie mieszka z nami, może ma jeszcze dziecko z nowego związku. I to ja mam się poczuć, że w takim wypadku jestem nie wierny małżonkowi. Bogu jestem niewierny? Jak się wypełnia swoją przysięgę to jest się wiernym Bogu. Można by powiedzieć, że jestem nie posłuszny Bogu, sprzeciwiam mu się tak. Jeśli tak to nie wypełniam woli Boga i mam grzech. Jak mam grzech nie mógłbym przystępować do komunii na mszy. Przecież można przystępować do komunii po rozwodzie jeżeli wypełniamy swoją przysięgę małżeńską. Dla mnie słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Pozostawia małżonka w bardzo trudnej sytuacji .

Prawda. Bez względu na religię. Słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Samotne życie , bez bliskości , przynależniości z reguły skutkuje
nowym związkiem , czyli niestety cudzołóstwem .


Zdradzacz z reguły odchodzi do innego/innej. Jest w nowym związku. Każdy ma swój rozum, nie możemy dorosłej osoby jak dziecka pilnować. Każdy sam za siebie będzie odpowiadał przed Bogiem. Nikt nie jest niczyją własnością, każdy ma wolną wolę. A co zrobi to jego wybór. Zamknąć w klatce, żeby czasem nie popełnił/a cudzołóstwa. To zdradzacz powinien pomyśleć, że małżonek, który pozostaje sam bez bliskości, w samotnym życiu itp. to jest narażony na różne pokusy typu cudzołóstwo. Dla mnie słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Przykład rozwodu jest zaraźliwy dla otoczenia .


Tzn. że jest sam w sobie zły, uderza w rodzinę - niszczy ją. Nie można chyba myśleć o tym co inni zrobią, powiedzą. Musimy kierować się własnym rozumem. Żeby nie dawać przykładu do rozwodu innym małżeństwom, to lepiej trwać w ułudzie, oszukiwać się. Zakładam, że małżonek jest z kochanką/ kochankiem. Co to zmieni? Fakt jest taki, że łączy tylko małżonków papier. Jaki to jest przykład dla otoczenia jak znajomi widzą, rodzina, że małżonek nie mieszka z nami tylko u kochanka/i. Lepszym byłby przykład, że jesteśmy razem. Dla mnie takie podejście jest oszukiwaniem samego siebie. Słaby argument religijny. Dla samego małżeństwa cywilnego też to dotyczy. Według mnie najbardziej przykład do rozwodu dają wszelkie media, znani ludzie, celebryci.

mare1966 napisał/a:
Dzieci często odchodzą od wiary .



Mogą i nie muszą. Nawet jak jeden z rodziców odejdzie. To na drugim spoczywa obowiązek wychowania w wierze. Trzeba dzieciom wytłumaczyć, że jest to złe i bez względu na to, że mama/ tata zostawił rodzinę to należy żyć zgodnie z wiarą. Dawać własnym przykładem, że się wypełnia swoją przysięgę małżeńską. Jak dorosną same zdecydują o swojej wierze. Mają własny rozum i wolę. W przypadku, kiedy rodzice, żyją tak jak trzeba, to też wcale nie jest powiedziane, że będą wierzące. W dzieciach wiarę niszczy rzeczywistość tzn. telewizja, gazety, różne książki, reklamy z podtekstami seksualnymi itp. Słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Co za różnica - jeden , czy cztery rozwody .


Zależy dla kogo.
Myślisz, że jak się nie zgodzimy na rozwód to się poprawi (oby tak było). Chyba nasz sprzeciw tylko poprawi statystki z rzeczywistością to nie będzie miało nic wspólnego. Wówczas byłoby widać prawdziwą skalę małżeństw tylko na papierze. Uciekanie przed prawdę nic nie zmieni. Dotyczy to również małżeństwa tylko cywilnego. Każdy musi sam zdecydować o rozwodzie, a nie patrzeć na statystyki ile małżeństw się rozwodzi. Ja dodałbym do tej statystyki rozwodów wszystkie separacje. Przecież małżonkowie nie żyją ze sobą. Jest to tylko fikcja. Głównie nie mogą zawrzeć ponownie związku cywilnego. Słaby argument religijny.

mare1966 napisał/a:
Każdy diabeł jest wierzący ( bo wie , że Bóg jest ) .
Jego ( wierzący ale niepraktykujący ) wiara jest właśnie
JEGO całkowicie indywidualnym prywatnym zbiorem
dowolnie przyjetych wierzeń w Boga ,
którego sam sobie stworzył ,
głównie dla własnej wygody .


Rozumiem, że taka osoba w danym momencie jest tak naprawdę niewierząca. Co nie oznacza, że ma zamkniętą drogę do Boga, zbawienia. Może się przecież nawrócić.

mare1966 napisał/a:
Ktoś kto chodzi ma okazję posłuchać Bożego słowa przynajmniej ,
choćby przez przypadek . Nie zawsze tak musi być , ale to nie argument
za nie chodzeniem . :mrgreen:


Zgadza się to nie jest argument. Ale nie może być przecież tak, że jak ktoś chodzi do kościoła to jest lepszy niż ten co nie chodzi. Wcale tak być nie musi. Dużo osób "chodzi" do kościoła, a z żywą wiarą to mało co ma to wspólnego.

Bóg wszystkich kocha, nikogo nie odrzuca, daje każdemu szanse powrotu do Boga o ile będzie żałował swoich grzechów choćby w ostatnim dniu swojego życia. Dla Boga nie ma lepszych gorszych. Wszystkich kocha. :mrgreen:

Mare1966 nie podałeś mi jakiś mocnych powodów religijnych dla kórych warto nie godzić się na rozwód.

Miałem jeszcze dodać, że dla mnie separacja i rozwód są tożsame. Z taką różnicą, że nie można oficjalnie mieć nowej żony/męża (cywilnie). Reszta ma takie same skutki jak przy rozwodzie. Rozwód i separacja niszczą rodzinę tak naprawdę. Małżonkowie i tak nie są ze sobą. Zdradzacz i tak żyje w grzechu (jeśli jest z kimś). Nawet po ślubie cywilnym też będzie żył w grzechu. Osoba zdradzona i tak cierpi w każdym przypadku, cała rodzina, dzieci. Separacja tez wcale nie daje gwarancji, że będzie lepiej (wróci zdradzacz). Po rozwodzie może też wrócić. Separacja to jest chyba zamiatanie brudu pod dywan. Na plus separacji dla mnie to to, że łatwiej wrócić do siebie. Może za nim podejmie się decyzje o rozwodzie warto najpierw mieć separację. Może wtedy zobaczy zdradzacz, że popełnił błąd i chce się poprawić, ratować małżeństwo. Jak długo być w separacji trudno powiedzieć. Każdy sam podług własnej sytuacji musi oceniać, czy są realne szanse uratowania małżeństwa.

Z Bogiem


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group