Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Zdradziłem i straciłem wszystko

Anonymous - 2013-04-06, 18:21
Temat postu: Zdradziłem i straciłem wszystko
Nie wiem właściwie, po co to piszę. Chyba po prostu po to, żeby to z siebie wyrzucić, zająć czymś choć na chwilę... Może ostrzec innych? Choć chyba tacy, których mógłbym ostrzec, tu nie zaglądają. Ja na przykład nigdy wcześniej w tym miejscu nie byłem. Nie byłem - bo po co? Przecież zdrada to coś, co mnie w ogóle nie dotyczy, nigdy czegoś takiego nie zrobię. A jednak...
Zdradziłem swoją Żonę. Jesteśmy ze sobą prawie sześć lat, cztery i pół roku po ślubie. Mamy cudownego, wspaniałego Syna. Nie wszystko w naszym małżeństwie było idealne, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że było mi źle, myślę, że Żona także nie mogłą tego powiedzieć. Przeciwnie - dziś wiem, że byłem szczęśliwy, a wcześniej? Wcześniej tego nie doceniałem wystarczająco, było to dla mnie takie zwykłe, codzienne, oczywiste. Dopiero teraz, gdy to wszystko straciłem, wiem w pełni CO straciłem i to tylko i wyłącznie przez własną głupotę... Zresztą - nawet nie wiem tak naprawdę przez co, nigdy nie przypuściłbym, że mogę to zrobić...

Nigdy wcześniej nie zdradziłem Żony, ba - nigdy wcześniej nawet nie flirtowałem z innymi kobietami. Pomimo tego, że jestem towarzyskim człowiekiem, że ze względu na swoją pracę dość często wyjeżdżam, mam kontakt z różnymi ludźmi, także kobietami i nie stronię od imprez, nigdy, nawet przez moment, nie pojawiło się w moim życiu nawet żadne "zagrożenie" zdradą. Przeciwnie - niemal zawsze jednym z tematów moich rozmów było to, jaką mam wspaniałą Rodzinę, Żonę, Syna, nasze wspólne podróże, wędrówki... Dziś już wiem, że Żona była od dawna zazdrosna, podejrzewała mnie, że ją zdradzam - ale nie miała racji. Nigdy nie miałem z nikim żadnego romansu...

A jednak - zdradziłem. Podczas jednego z wyjazdów podjąłem najbardziej fatalną decyzję w moim życiu. Natrafiłem na ogłoszenie typu - nazwijmy to - "agencyjnego" i skorzystałem z niego, chcąc zobaczyć, jak wygląda... striptiz. Nigdy w życiu wcześniej tego nie widziałem, może gdybym w odpowiednim wieku się "wyszalał" i popróbował "zakazanych owoców", to potem nie głupiałbym na starość... Może - ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia tego, co zrobiłem. Poszedłem w znacznym stopniu pod wpływem fatalnego impulsu, częściowo także z innych powodów, o których nie chcę szczegółowo pisać, a które miały związek z pewnymi problemami z moim życiem seksualnym. Nie planowałem zdrady, chciałem tylko pójść, zobaczyć i wrócić - choć wiem doskonale, że przecież już nawet samo to było świństwem. No i niestety poszedłem... A gdy już poszedłem, to - niestety - w pewnym momencie straciłem nad sobą kontrolę i doszło do czegoś, do czego absolutnie dojść nie miało prawa. Nie było stosunku, uciekłem stamtąd szybko, ale jednak to, co zaszło, to był seks, to była zdrada...
Po powrocie do domu - przyznałem się. Czytam, że wiele osób twierdzi, chyba nawet większość, że przyznanie się do zdrady to kolejne świństwo. Ja jednak mam inne zdanie. Uważam, że lepsza najgorsza prawda niż życie w kłamstwie. A poza tym... Nigdy nie ma się pewności, czy w takiej sytuacji nie złapie się jakiejś choroby. A nawet jeśli ryzyko jest minimalne - uważam, że, dopóki nie jestem pewny, że jestem zdrowy, nie mam prawa narażać dodatkowo osoby, którą kocham. Tak, kocham, bo mimo tego, co zrobiłem, wiem, że kocham moją Żonę, choć wiem również, jak to w tej sytuacji brzmi... A jak miałbym wytłumaczyć kilka czy nawet kilkanaście tygodni rezygnacji z seksu, bliskości?...

Przyznałem się, wiedząc, co to prawdopodobnie będzie oznaczać. Niestety, stało się to wszystko, czego się bałem. Żona nie potrafi mi wybaczyć, chyba nawet nie chce próbować. Zapowiedziała, że albo ja wyprowadzę się z mieszkania, albo Ona to zrobi z dzieckiem. Na to nie chciałem pozwolić i wyprowadziłem się ja. Pochodzi z drugiego końca Polski i za kilka miesięcy definitywnie wyjeżdża, zwłaszcza, że mieszkają tam Jej starsi Rodzice. W ciągu kilku minut, przez jedną idiotyczną decyzję, straciłem wszystko - kochaną Żonę, cudownego Syna i sens życia... Bo bez Nich nic nie ma dla mnie sensu - moje zainteresowania, pasje, które zresztą w znacznej mierze były naszymi wspólnymi, nic... I jeszcze to poczucie winy - bo przecież Rodzina, moja i Jej, też to przeżywa. A Synek?... On przecież nie jest niczemu winny i nie zdaje sobie sprawy, co się dzieje. Wciąż, gdy go widzę, pyta się, czy będzie taki duży, jak tata, bawi się ze mną...

Zrobiłbym wszystko, by mi wybaczyła, gardzę sobą, a równocześnie ogromnie żałuję. Ale - już się stało... Jeden moment - i przegrane życie...

--

To, co napisałem wyżej, opublikowałem już wcześniej na innym portalu, przeznaczonym dla osób zdradzonych. Mam nadzieję, że nie jest to sprzeczne z obowiązującymi zasadami - jeśli tak, to oczywiście usunę cały wątek, choć nie sądzę, by byłą potrzeba pisać innymi słowami o tym samym... Na ten portal natrafiłem dopiero kilka dni temu i jest on dla mnie bardzo interesujący także z tego powodu, że jestem osobą wierzącą. Moja wiara nie jest z pewnością idealna, wzorowa, ale np. w sprawie małżeństwa moje stanowisko jest jednoznaczne. Mam jedną Żonę i - niezależnie od tego, co się dalej wydarzy, nawet jeśli stracę Ją i Synka na stałe - ona pozostanie dla mnie Żoną. To, że złamałem jedną z części przyrzeczenia małżeńskiego nie oznacza, że jestem zwolniony z przestrzegania z jego całości i - w moi rozumieniu - nie zmienia tego, że jesteśmy Małżeństwem...

Anonymous - 2013-04-06, 19:11

Myślałeś, że żona Ci wybaczy i poczujesz się lepiej , jak po spowiedzi, gdy zrzuca się cieżar grzechu?

ON__ napisał/a:

Uważam, że lepsza najgorsza prawda niż życie w kłamstwie.


Kto Ci kazał żyć w kłamstwie.
Trzeba było wyznać grzechy, ale na spowiedzi, a nie żonie.
A żonie wynagrodzić miłością, dobrem, troskliwością to zło.

Wyspowiadanie się przed żoną komuś pomogło (po fakcie) ?
Zrzuciłeś ciężar swojego grzechu na nią.

Anonymous - 2013-04-06, 19:40

Ja bardzo bym chciała aby mój małżonek choć spróbował odbudować nasze małżeństwo. Ale On się zakochał i nie chce zawrócić z obranej drogi.
Myślę jednak, że jak żona nieco ochłonie po tej wiadomości zmieni zdanie. Ja osobiście doceniłabym szczerość i to, że pomyślałeś o niej, że nie chciałeś jej zarazić. Każdy z nas popełnia błędy.

Anonymous - 2013-04-07, 14:35

Zauważyłem, że taka opinia, jaką przedstawia Grzegorz, jest bardzo powszechna. Także zresztą wśród wielu księży. Skoro tak jest, to musi być w ty wiele racji, ale ja jednak nie potrafię tego do końca zrozumieć, ponieważ nikt, kto pisze, że lepiej się nie przyznawać, nie bierze pod uwagę tego "drobiazgu", o którym wspomniałem, a mianowicie tego, że zdrada niestety może nieść za sobą konsekwencje nie tylko psychiczne, ale i fizyczne. I w ślad za tym nie potrafię zaakceptować faktu, że lepiej ryzykować w takiej sytuacji zdrowiem (a w krańcowych przypadkach - wiadomo jaki wirus mam na myśli - nawet życiem Żony) niż się przyznać.
Podobnie nie zgadzam się z tym, że takie wyznanie, to zrzucenie z siebie ciężaru. Nie wiem, być może w przypadku wielu osób tak jest, ale nie w moim. Ja z tym ciężarem z całą pewnością bym sobie poradził, właśnie uzasadniając to tym, że wynagrodzę zło "miłością, dobrem, troskliwością". Początkowo miałem myśli, by tak właśnie zrobić, tym bardziej, że znając swoją Żonę, wiedziałem, czym ryzykuję i jaka pewnie będzie Jej reakcja, ale gdy uświadomiłem sobie, że nie mam żadnej gwarancji, czy przeze mnie nie zachoruje, doszedłem do wniosku, że po prostu nie wolno mi tego zrobić... Być może myślałem źle, być może popełniłem w ten sposób kolejny błąd, ale jednak nawet dziś, po paru miesiącach, choć już jestem po testach, mając niemal pewność, że jestem zdrowy - tej akurat decyzji nie żałuję, wydaje mi się, że tak powinno się zrobić...

I jeszcze jedno. Oboje sobie obiecywaliśmy pełną szczerość, że lepsza najgorsza prawda, niż kłamstwa... Gdybym ja znalazł się w takiej, ale odwrotnej sytuacji - chciałbym wiedzieć.

Anonymous - 2013-04-07, 15:13

On,

Najważniejsze , że jesteś przekonany, że postąpiłeś słusznie.
(mam na myśli poinformowanie żony, a nie zdrade)
Argument zdrowotny trochę naciągany, bo zona na pewno lepiej zniosłaby brak współżycia przez kilka tyg (do czasu testu) niż wiadomość o zdradzie

Anonymous - 2013-04-07, 15:29

Nie wiem, czy postąpiłem słusznie... Tak mi się wydaje, tak czuję - ale oczywiście mogę się mylić. Co do drugiego zdania - masz oczywiście rację, ale jak miałbym jej tłumaczyć taki nagły brak współżycia? To musiałyby być kolejne "kłamstewka", także mocno naciągane... Rzecz w tym, że tak naprawdę z takiej sytuacji nie ma chyba żadnego dobrego wyjścia - więc chyba najwłąściwiej postawić jednak na prawdę...
Anonymous - 2013-04-08, 00:48

Co się stało,niestety się nieodstanie...(a szkoda...,na wielu etapach naszych decyzji...)
Miłosierdzie Boże jest jednak niezgłębione, nie zapomnij o tym.
"Wróć synu, wróć,z daleka;wróć synu,wróć,Ojciec czeka"
Ale wróć tak naprawde,wróć na łono Ojca,upadnij na kolana i wołaj o pomoc.
Sami z siebie niewiele dobrego możemy,jesteśmy słabi,grzeszni
Ale Bóg może wszystko,jeśli tylko otworzymy tak naprawdę nasze serce na Jego działanie.
Nawracaj się każdego dnia,stawaj sie lepszy,rozmawiaj z Bogiem,żyj Nim
i módl sie za swoją żonę,by była w stanie ci przebaczyć,by zrozumiała co to znaczy prawdziwie kochać...w Bogu
Ja też skrzywdziłam mojego męża.Inaczej,ale to zrobiłam.
Myślę że wybaczył mi tylko mocą Bożą,mając za nauczyciela "Hymn o miłości"

Pamiętaj,dla Boga nie ma nic niemożliwego,On przywraca pokój serca grzesznikowi,gdy ten sie nawraca,i przynosi ukojenie tym,którzy zostali skrzywdzeni

obiecuję modlitwę

Anonymous - 2013-04-10, 10:57

Witaj!
W moim przypadku to ja byłam zdradzona i powiem Ci że pękło mi serce, wyprowadziłam się z dziećmi bo musiałam ochłonąć nie było mnie prawie trzy miesiące ale wróciłam i dałam mężowi szansę, jesteśmy razem i jest dobrze lecz jak na razie nie potrafię mu zaufać i nie da się tego szybko zapomnieć, ale moja miłość do niego jest potężna dlatego postanowiłam spróbować. Daj żonie trochę czasu ale staraj się i pokazuj że żałujesz i że to ona z synkiem są dla Ciebie najważniejsi, pamiętaj nie poddawaj się i walcz o swoją miłość , bądź cierpliwy ale zawsze obok, myślę że masz duże szanse. Powodzenia!!!!

Anonymous - 2013-04-11, 07:55

Bardzo dziękuję za dobre słowa... Niestety, w moim przypadku jest tak, że Żona wyprowadza się na drugi koniec Polski, a to zupełnie inna sytuacja niż wówczas, gdy mimo wszystko jest się blisko i kontakt jest możliwy. Dla mnie nie ma w życiu nic ważniejszego, wszelkie moje ambicje schodzą na drugi plan, mam zamiar zmienić pracę, mieszkanie, zrezygnować ze wszystkich wydatków poza niezbędnymi, ale i tak pozwoli mi to - w najlepszym razie - widywać się z Synkiem (nie z Żoną, bo Żona nie chce) przez kilka dni w miesiącu, mieszkając po hotelach. Oczywiście walczył będę tak, jak będę umiał, ale realnie patrząc sytuacja wygląda beznadziejnie. Pozostaje wierzyć, że jednak cuda się zdarzają...
Anonymous - 2013-04-11, 12:08

Błagaj żeby się nie wyprowadzała, trzymam kciuki będzie dobrze. Nieraz trzeba więcej czasu kobiecie, wierz mi to ból jest nie do zniesienia, w momencie kiedy jej to wyznałeś pękło jej serce, ciężko je pozlepiać. Przeczytałam kiedyś na facebuku "Mówi żona do męża-weż szklankę i ją stłucz, stłukłeś to teraz ją przeproś i powiedz żeby się pozbierała" To jest nasze serce po zdradzie nie wystarczy przeprosić, posklejać też się nie da, na pewno nie szybko. Ale powodzenia!!!!!
Anonymous - 2013-04-12, 07:54

To jest przesądzone...
Anonymous - 2013-04-12, 08:54

nie blagaj, bo to nic nie da....
pozwol jej odejsc i caly czas badz w postawie milosci.... tylko tyle i AZ tyle
to ze zona sie wyprowadza nie oznacza, ze nie moze wprowadzic sie z powrotem
daj jej czas, przemyslec, uspokoic sie, spojrzec na wszystko z dystansu tych kilkuset km
kazdy inaczej reaguje na drastyczne wiadomosci i kazdy ma inny czas na akceptacje zla , ktore wydarzylo sie w jego zyciu
a Ty sie nie zalamuj i trwaj cierpliwie, nie zasypuj jej czulosciami i przesadzonymi gestami milosci, to moze ja bardzo razic teraz, czas to najlepsze lekarstwo na wszystko......

Anonymous - 2013-04-12, 09:12

Masz rację. To wszystko byłoby łatwiejsze (o ile w ogóle można mówić o jakiejkolwiek "łatwości" w takiej sytuacji), gdyby nie Synek. Przecież On nie jest NICZEMU winien... Ja - rozumiem, muszę zapłacić za to, co zrobiłem. Żona nie chce dać szansy - ma prawo. Ale On... Jest mu z nami obojgiem dobrze, bawi się, śmieje, jeszcze nie rozumie co się dzieje, nie wie, że nie będzie miał prawdziwej Rodziny, jak inne dzieci... To jest straszne, potworne.
Anonymous - 2013-04-12, 09:28

i moze to jest tez klucz do Waszego pojednania - dziecko, ktore bedzie nieustannie pytac o ukochanego tate, dla niego jest wazne zeby mial caly czas poczucie, ze jestes, po prostu JESTES - najlepszy tata i kumpel
wiem, ze ilosc Waszego wspolnego czasu zawezi sie do minimum, ale wazniejsza jest JAKOSC nie ilosc, bycie w danym momencie z dzieckiem na 100000000%

pomalutku.... nie zakladaj nic z gory.... czasem zycie zaskakuje nas naglymi zwrotami "akcji"
wspieram i pozdrawiam !!!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group