Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - 9 lat bez meza...

Anonymous - 2013-04-11, 08:20

przemekfrank napisał/a:

Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...
A jeżeli chodzi o cierpienie żony niesakramentalnej, to niestety, ale Jej cierpienie ma tutaj akurat najmniejsze znaczenie i nie zasługuje na absolutnie żadną uwagę. Ponieważ gdyby była uczciwa ta kobieta, to nie doprowadziłaby do rozbicia małżeństwa Doroty i Jej męża
.
Cytat:
A co człowiek (mam na myśli kobietę męża Doroty) rozdzielił, to już jego problem i niech sobie sam/sama z tym radzi.


Przerażenie mnie ogarnia czytając to.
Gratuluję poglądów. Są naprawdę bardzo ludzkie i empatyczne.


Całe szczęście nikt nie może podejmować decyzji dotyczących życia Doroty jej meza oraz "rodziny" jaką założył nieformalnie mąż Doroty, bo jak by was słuchał to najmniej 5 par butów by zdarł biegając od Doroty do swojej konkubiny.

Tak prawdę powiedziawszy w obecnej stacji nie ma sensownego rozwiązania aby komuś nie zadawać cierpienia ale cóż to są właśnie konsekwencje zycia dla przyjemności a nie życia z honorem (częściowo dotyczy również i Doroty chodzi o wysyłanie negatywnych sygnałów do męza). Tak prawdę mówiąc współczuję Dorocie i nie zazdroszczę męzowi Doroty. wszystkie rozwiązania jakie są możliwe do wykonania są złe i przynoszące nieszczęście.

Dorotko zachęcam do wytrania w tym stanie i chociaż jest to stan zawieszenia i wielu niepewności przynaszący tylko cierpienie dla Ciebie. i kazde rozwiązanie bedzie złym rozwiazaniem.

Anonymous - 2013-04-11, 09:29

Tolku!

To co zacytowałeś i podałeś w cytacie jako moje słowa ja tylko przytoczyłem z poprzedniego postu.
Autorką ich jest Nagarek nie ja !!!!!

Nigdy nie podpiszę się pod poglądami , że tylko ja mam prawo do szczęścia a reszta świata mnie nie obchodzi. Cierpienie innych ludzi w tym dzieci nie jest dla mnie ich problemem z którymi " sami niech sobie radzą".
Co do sposobu wyrażania swoich opinii przez Nagarek - brak słów.

Z Bogiem

Anonymous - 2013-04-11, 11:03

nagarek napisała:
Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...


Ręce opadają jak czyta się tego typu wynurzenia, przerażające wprost!
Do różnych nieludzkich odruchów człowiek jest zdolny w imię idei lub ideologii no i własnego chciejstwa popartego stosowną ideą, w jego pojęciu tłumaczącą wszystko.

a sprawca "poczęcia dzieci w grzechu" - jak zawsze, oczekiwany z upragnieniem. :-D

Anonymous - 2013-04-11, 11:49

Czy dochowanie wierności przysiędze małżeńskiej oznacza jedynie pozostanie w celibacie i samotności? Czy też winno wiązać się z dopuszczeniem możliwości ponownego nawiązania pożycia małżeńskiego? Czy przy założeniu, że dochowanie wierności przysiędze wiąże się z dopuszczeniem możliwości przyjęcia nawróconego małżonka, fakt, że bedzie to powodowało cierpienie osób trzecich powinien przesądzić o odmowie nawiązania takiego pożycia? Czy w takiej sytuacji przyjęcie małzonka świadczyć będzie o egoiźmie i braku empatii małżonka wiernie trwającego w związku? Błędne koło. W sytuacji takiej jak Dorota, wykazując empatię do nowej rodziny jej męża, przysięga Doroty winna tylko ograniczać się do miłości, wierności i uczciwości małżeńskiej na odległość. Bez dopuszczenia możliwości ponownego nawiązania pożycia małżeńskiego. Nadto wykazując empatię do dzieci męża Doroty on nigdy, w tej sytuacji nie powinien zrozumieć istoty i sensu sakramentalnego związku i nawet nie powinien próbować zawrócić z raz obranej drogi, co jak widać czyni. Idąc dalej złamanie przysięgi małżeńskiej, pojawienie się dziecka pozamałżeńskiego skutkować winno uznaniem zerwania sakramentalnego związku raz na zawsze. Czy naprawdę w świetle istoty tego sakramentu o to chodzi? Czy ma on moc sakramentu dopóki nie zdradzę i nie opuszczę współmałżonka? Czy nie jest jednak tak, że przy założeniu wiary w związek małżeński jako sakrament nie powinno się uznać, że nie jest się odpowiedzialnym za cierpienie całego świata?
To są tylko pytania teoretyczne. Na szczęście nie staję przed takim problemem. Bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że w sytuacji gdyby mnie mąż zostawił, założył nową rodzinę i chciał wrócić, nie miałabym problemu z uporaniem się z bagażem jego przeszłości. I nie chodziłoby mi jedynie o cierpienie rodziny, którą by opuszczał a odpowiedź na pytanie, kim on jest? Jeżeli tak trudno poradzić sobie z przyjęciem małżonka po zdradzie, to co to musi być, jak wraca po wielu latach z bagażem nowej rodziny.

Anonymous - 2013-04-11, 14:42

Odnośnie słów przemekfrank:
"Z tego cytatu wynika że niezależnie ile osób będzie cierpiało, obecna żona, 2 dzieci, ( lub pięcioro które wyżej wymieniłaś) jest to nieważne, byle tylko Dorotka odzyskała męża bo jej szczęście tylko się liczy"
zapytam czy Twoim zdaniem Dorota i inne osoby w podobnej sytuacji mają cierpieć i nie mają prawa pragnąć powrotu SWOJEGO męża tylko z tego powodu, że mąż ma kochankę, a z nią ma dzieci?
Czy w takiej sytuacji ma liczyć się liczba cierpiących, a żona sakramentalna, czyli jedyna mająca prawo zarówno do miłości, jak i do bycia ze swoim mężem do końca życia - nie ma prawa się liczyć i jej cierpienie nie ma żadnego znaczenia?
No wybacz...
O czymś zdecydowanie przeciwnym mówi Biblia, a więc Bóg. A Boga mam nadzieję, że nie masz zamiaru pouczać i mówić Mu, że nie ma Bóg racji?
Po raz kolejny bowiem przypomnę Abrahama i Jego poczęte z kobietą inną, niż Jego żona dziecko. I znamy opinię Boga w tej sprawie.
Gdyby ludzie postępowali zgodnie z naukami Boga, to nie byłoby cierpienia.
A skoro postępują (w tym przypadku mąż Doroty i Jego kochanka, czyli obecna żona niesakramentalna) sprzecznie z Przykazaniami i z naukami Boga, to nie ma podstaw do tego, aby nad ich cierpieniem się użalać.
A zapomnieć o cierpieniu Doroty i Jej prawie do powrotu męża. Którego Dorota kocha wciąż i ma prawo kochać.
Dorota, jestem z Tobą! Wierzę, że Bóg zechce rozwiązać Twój (Wasz) problem w najmniej bolesny dla wszystkich sposób. A Tobie, że zechce przywrócić męża.

[ Dodano: 2013-04-11, 14:58 ]
kenya napisał/a:
nagarek napisała:
Cytat:
Dzieci będą cierpieć, to oczywiste. Ale takie są już skutki poczęcia dzieci w grzechu...


Ręce opadają jak czyta się tego typu wynurzenia, przerażające wprost!
Do różnych nieludzkich odruchów człowiek jest zdolny w imię idei lub ideologii no i własnego chciejstwa popartego stosowną ideą, w jego pojęciu tłumaczącą wszystko.

a sprawca "poczęcia dzieci w grzechu" - jak zawsze, oczekiwany z upragnieniem. :-D


Czyli Twoim zdaniem przerażające jest to, czego uczy nas Bóg?
Czy czytałaś/czytałeś w ogóle kiedykolwiek Biblię?
Bo bez obrazy, ale mam wrażenie, że nie. Skoro wyraźnie w swoich wypowiedziach otwierasz (świadomie lub nie) drzwi postępowaniu sprzecznemu z Przykazaniami Boskimi.
A także dajesz większe prawo kochance i Jej dzieciom do szczęścia i miłości, niż Dorocie, która jest żoną sakramentalną.
Skoro mowa o cierpieniu - sprawą dla mnie oczywistą jest, że cierpienie Doroty jest również w oczach Boga cierpieniem.
Zaś zbudowane na grzechu cierpienie kochanki (żony niesakramentalnej) męża Doroty to zupełnie inna sprawa. Ponieważ doprowadzając do rozbicia czyjegoś małżeństwa trzeba być świadomym tego, że swoim czynem sprowadza się nie tylko grzech, ale również cierpienie. Na żonę sakramentalną, jak i na kochankę czy jej dzieci.
Jeśli kochanka cierpi - to ma to cierpienie na swoje własne żądanie.
A jeśli dzieci kochanki będą cierpieć w przypadku powrotu męża do sakramentalnej żony - to należy obarczyć winą za to ich matkę i ojca, a nie Dorotę.

Anonymous - 2013-04-11, 15:10

pojawia się w tym wątku motyw cierpienia..a czymże jest cierpienie...przecież cierpienie pojawia się wtedy kiedy pojawia się grzech...cierpienie pojawia się wtedy kiedy żyjemy daleko od Boga (poza wyjatkami tych św. którzy przyjęli ciepienie dla ratowania dusz)...
no a skoro cierpienie jest konsekwencją grzechu, to szanowny małżonek i jego nowa partnerka dopóki będą ze sobą również odczuwają cierpienie dopóty nie przestaną żyć w grzechu...

ja nie chcę by kochanka męża cierpiała (w moim przypadku, akurat ona w tym momencie cierpi najmniej, ale rozstanie każdy jakoś tam boleśnie przeżywa), wiem że mój mąż cierpi, bo sam mówi, ze cierpi, że nie jest i nigdy już nie będzie w pełni szczęśliwy (tak na tę chwilę ma)...
cierpię ja -choć powoli odnajduję radość życia (czuję ja Duch Św. wypełnia mnie radością i pokojem bo go o to w modlitwie prosiłam)...
na podstawie tego mojego doświadczenia działania Ducha Św. wiem że jesli poprosze Boga to on również da pocieszenie kochance męża, gdy ta ze względu na Sakrament będzie musiala odejść...
więc cierpieć nie będzie, tym bardziej że ma ona pełne prawo do związania sie z wolnym mężczyzną i założyć szczęśliwą rodzinę..
opuszczona żona sakramentalna już tego prawa nie ma...

co do dzieci to one cierpią i to boli, mnie również, ale i tu Duch Sw. który jest źródłem Radości, pocieszenia i Miłości jest w stanie zaradzić)...
cierpienie nieślubnych dzieci jest konsekwnecją błędnych wyborów ich biologicznych rodziców i nie przestrzegania zasad moralnych, które wyraźnie wskazują na to że kontakty seksualne poza związkiem małżenskim są niedopuszczalne...gdyby człowiek się do tego stosował nie byłoby problemu, ale podobnie jak Załamana uważam że nie można żony sakramentalnej obarczać poczuciem winy za krzywdę dzieci tych niesakramentalnych...
Celem tego forum jest podtrzymywanie nadziei na to, że nawet w najbardziej pokrconej, beznadziejnej sytuacji Bóg jest w stanie nasze małzeństwo odrodzić...
KAŻDE TRUDNE MAŁŻEŃSTWO jest do uratowania..- i proszę moderatorów o sprostowanie jeśli źle rozumiem przesłanie wspólnoty SYCHAR...


bo z tego wątku można by wysnuć wniosek, że w pewnych sytuacjach nie należy o to Pana Boga prosić by ratował małżeństwo...

Anonymous - 2013-04-11, 15:25

aniela napisał/a:

no a skoro cierpienie jest konsekwencją grzechu, to szanowny małżonek i jego nowa partnerka dopóki będą ze sobą również odczuwają cierpienie dopóty nie przestaną żyć w grzechu...


Niestety, świat nie jest taki idealny i sprawiedliwy jakim go chcielibyśmy widzieć.
Osoby, które odeszły żyjące w związkach niesakramentalnych oczywiście mogą mówić , że nie są w pełni szczęśliwe (nie mogą korzystać z sakramentów), czują poczucie winy zapewne, ale i tak mają się nieporównywalnie lepiej niz osoby opuszczone.

Anonymous - 2013-04-11, 15:45

przemekfrank napisał/a:
Co do sposobu wyrażania swoich opinii przez Nagarek - brak słów.


Przemku piszesz tak jakbyś był nieomylny i super dobierał słowa...
Mam wrażenie że dla Ciebie nie ma prawa wyrazić swojego zdania ten kto myśli inaczej niż ty, czyli dla kogo Sakrament Małżeństwa ma wartość ponad wszystkim, bo jest Przymierzem zawartym z samym Bogiem...
Czytam jeszcze raz Twoje wypowiedzi, niejednokrotnie przynajmniej z moim wypowiedzi wysuwasz zbyt pochopne wnioski "co ja miałam na myśli"...może po prostu z szacunkiem potraktuj rozmówców i nie oceniaj...
masz prawo nie zgadzać się Nagarkiem czy ze mną...jedni wyrażają swoje myśli jaśniej inni takiego daru nie mają..ale to nie znaczy że należy od razu czynić podsumowania...(zresztą komunikaty Keyny brzmią podobnie: 'ręce opadają" "przerażające wynurzenia" ).
Kazdy broni swojego zdania i to jest ok, ale nie musimy się przy tym obrażać...

ja się z wami zgadzam że dzieci nieskramentalne są niczemu niewinne,
z mojego punktu widzenia, jako matki która patrzy na cierpienie dziecka, problem niesakramentalnej rodziny z dziećmi wygląda nieco inaczej...
bo mam patrzeć jak cierpi moje dziecko, które ma pogodzić się tym ze tata ma nową rodzinę i nowe dzieci..i nie możemy tamtym dzieciom zabrać taty, bo je skrzywdzimy...
ja się na to nie godzę i to jest zrozumiałe chyba, że jako matka chciałabym by moje dziecko miało ojca, które w mąż czasie ślubowania również obiecał "przyjąć i po katolicku wychować".

Podobnie jak Dorota, nie robię nic by męża odciągnąć od kochanki (tzn nie uwodzę, nie dzwonie, nie proszę by wracał, już nawet nie mówię, że żyje w grzechu), ale się modlę o Ducha Św. o nawrócenie męża, o nawrócenie kochanki i to by DUch Sw..poprowadził...
ale też mam pragnienie by mąż wrócił...
i byśmy razem jako rodzina podjemowali i rozwiązywali życiowe problemy i razem szli drogę do Nieba...
Przemkufranku czy moja postawa naprawdę zasługuje na taką krytykę z Twojej strony?

[ Dodano: 2013-04-11, 15:57 ]
grzegorz_ napisał/a:
Osoby, które odeszły żyjące w związkach niesakramentalnych oczywiście mogą mówić , że nie są w pełni szczęśliwe (nie mogą korzystać z sakramentów), czują poczucie winy zapewne, ale i tak mają się nieporównywalnie lepiej niz osoby opuszczone.


na pewno jakość cierpienia osoby opuszczonej jest inna niż tego co porzucił...
ale widząc po zachowaniach mojego męża i po jego wypowiedziach ze "świat jest zły", że jesteśmy skazani na cierpienie", że "nie może znieść tego że nas skrzywdził i nie umie tego zmienić" - to nie są tylko słowa, mój mąż tym żyje, to jego postawa...szuka towarzystwa ludzi, którzy lubią imprezować by zagłuszyć ból, szuka ludzi, którzy potwierdzają słuszność jego wyboru i namawiają że nie ma sensu ratować małżeństwa...
mój mąż odrzucił wszystkich znajomych wierzących...
i wiem że nie jest szczęśliwy...to jego wybór...to fakt, z drugiej strony nie ma jak do tej pory osoby, która by mu pokazała że można żyć inaczej, że można zacząć od początku...z Bogiem..
ja mogę się modlic by Bóg takie osoby postawił w życiu męża...ale nie powiem mu osobiście o on to odbierze jako "powinienieś wrócić" a mi przede wszystkim chodzi o to by on odnalazł Boga i u Boga szukał szczęścia...

Anonymous - 2013-04-11, 23:51

Zgadzam się z Anielą.
Ale nie jestem w stanie zgodzić się z osobami, które w tym temacie (kończąc na dodatek swoją wypowiedź słowami "Z Bogiem"...) dziwią się mojemu czy również Anieli jak najbardziej poważnemu traktowaniu świętego związku małżeńskiego. Świętego, gdyż połączonego świętym przecież Sakramentem małżeńskim, od którego nie ma żadnych ulg, zwolnień czy urlopów.
Przysięgamy sobie przed Bogiem:
"I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci"
a nie "oraz że cię nie opuszczę do czasu, aż będę mieć z kochanką jedno, dwoje, czy pięcioro dzieci...
Pojawienie się dziecka czy dzieci poza małżeństwem sakramentalnym nie stanowi żadnej możliwości uwolnienia wiarołomnego małżonka od przysięgi małżeńskiej. A więc także od obowiązku jej wiernego wypełniania w życiu.
Jeśli ktoś nie jest na tyle dojrzały, aby wstępować w wielce poważny sakramentalny związek małżeński (tzn. jeśli nie czuje się gotów do wypełnienia związanej z nim przysięgi), to może przecież nie wchodzić w taki związek i potem danej przed Bogiem drugiej osobie przysięgi nie łamać.
Ale jeśli taką przysięgę się złożyło, to nie ma zlituj...


A skoro powyżej mowa o Moderatorach:
Czy jakiś Moderator przyjrzał się dyskusji prowadzonej w tym temacie?
Czy Moderatorzy zechcieliby przyjrzeć się zamieszczonym tutaj wypowiedziom niektórych osób i to wypowiedziom zdecydowanie sprzecznym z naukami Kościoła, a nawet samego Boga zawartymi w Biblii?
Przypomnieć warto, że jest to Sychar, a więc forum jakby nie było katolickie, na którym obowiązują pewne zasady.
Moim zdaniem wypowiedzi sugerujące prawa kochanek oraz ich dzieci, większe niż prawa żony sakramentalnej, zdecydowanie nie powinny być zamieszczane na tutejszym forum, ponieważ ich odbiorcami (czytelnikami) są na Sycharze często osoby będące na tzw. zakręcie, a więc mogące dojść do wielce negatywnych wniosków na temat swojej dalszej drogi życiowej.
Jeśli załóżmy ktoś jest obecnie w niesakramentalnym związku (zdradza żonę/męża) i przeczyta takie słowa, to może uznać je za zielone światło dla siebie, czyli do dalszego życia w grzechu.
Zamiast do powrotu do żony czy męża sakramentalnego.
Bardzo proszę o reakcję Moderatorów w tym temacie.
Z góry dziękuję.

Anonymous - 2013-04-12, 00:32

nagarek napisał/a:

Jeśli załóżmy ktoś jest obecnie w niesakramentalnym związku (zdradza żonę/męża) i przeczyta takie słowa, to może uznać je za zielone światło dla siebie, czyli do dalszego życia w grzechu.
Zamiast do powrotu do żony czy męża sakramentalnego.
Bardzo proszę o reakcję Moderatorów w tym temacie.
Z góry dziękuję.


Zazwyczaj tacy ludzie ani nie czytają tego forum ani nie potrzebują żadnego zielonego światła, bo już dawno sobie takie światło zapalili.

A o prawach dzieci chyba warto mówić , niezależnie czy są to "z prawego" czy z "nieprawego" łoża. Czasy gdy takie dzieci "poczęte w grzechu" pozbawiano wszelkich praw i nazywano nawet obrażliwie bękartami już na szczęscie minęły

Anonymous - 2013-04-12, 01:12

Jak najbardziej się zgadzam z wypowiedzią Grzegorza.
Ale tutaj nikt z nas nie mówi, że dzieci poczęte w związkach pozasakramentalnych nie mają prawa do miłości swoich biologicznych rodziców oraz do należnej im opieki.
Ponieważ maja do tego prawo. Tak samo jak dzieci z tzw. prawego łoża.
Dzieci nie są absolutnie winne temu, że pojawiły się na świecie.
Więc miłość matki/ojca i spotkania z nim - należy im się jak najbardziej.
Alimenty? oczywiście, że tak.
Nikt temu tutaj nie przeczy.
Tutaj poruszamy raczej temat "prawa" żony sakramentalnej (na przykładzie Doroty) do tego, aby jej mąż - nawet jeśli ma inną kobietę, a z nią dzieci - do niej wrócił.
I to prawa z punktu widzenia praw Boskich i nauk Kościoła, a nie prawa cywilnego.
I oczywiście mówimy o sytuacji, gdy mąż/żona jest otwarta na powrót do małżonka sakramentalnego.

[ Dodano: 2013-04-12, 01:31 ]
Przyszło mi właśnie do głowy, że skoro powyżej rozpoczęta została dyskusja na temat cierpienia kobiety ze związku niesakramentalnego (kochanki czy żony nr 2), to dyskusja ta tak naprawdę dotyczy również zdrady.
Bo obecna żona nr 2, gdyby jej mąż podjął decyzję o powrocie do żony sakramentalnej, zapewne poczułaby się przez niego zdradzona.
Czy jednak można zdradzić ze swoją własną żoną kochankę?
Z pewnością nie można.
Można zdradzić tylko żonę z kochanką, a nie z żoną kochankę.
Więc tyle z mojej strony na temat cierpienia kobiet w takiej sytuacji, jak sytuacja Doroty.
Powrotu do żony sakramentalnej osobiście nie uważam za zdradę wobec żony nr 2, a także nie uważam za cierpienie tego, co na własne życzenie czuje owa żona nr 2, będąca przecież główną przyczyną rozpadu małżeństwa swojego obecnego męża.

Anonymous - 2013-04-12, 07:16

nagarek napisał/a:
A skoro powyżej mowa o Moderatorach:
Czy jakiś Moderator przyjrzał się dyskusji prowadzonej w tym temacie?
Czy Moderatorzy zechcieliby przyjrzeć się zamieszczonym tutaj wypowiedziom niektórych osób i to wypowiedziom zdecydowanie sprzecznym z naukami Kościoła, a nawet samego Boga zawartymi w Biblii?
Przypomnieć warto, że jest to Sychar, a więc forum jakby nie było katolickie, na którym obowiązują pewne zasady.
Moim zdaniem wypowiedzi sugerujące prawa kochanek oraz ich dzieci, większe niż prawa żony sakramentalnej, zdecydowanie nie powinny być zamieszczane na tutejszym forum, ponieważ ich odbiorcami (czytelnikami) są na Sycharze często osoby będące na tzw. zakręcie, a więc mogące dojść do wielce negatywnych wniosków na temat swojej dalszej drogi życiowej.


Moderatorzy zaglądają i czytają :-) Ja już się zresztą wypowiadałam w tym wątku, gdzieś w okolicach 2-3 strony.
W tej chwili piszę od siebie - to że jesteśmy na forum katolickim, nie oznacza że nikt z nas nie może mieć wątpliwości. Zdarza się że myślenie wędruje torami po ludzku, nie po Bożemu. Ale w końcu wszyscy jesteśmy w drodze, tyle że każdy z nas na innym etapie.
Nie chciałabym, aby moderatorzy pełnili funkcję policjantów, i cięli "nieprawomyślne" posty. Sądzę, że dużo lepsza jest dyskusja, taka jaka właśnie tu się toczy. Aniela, Nagarku - Wasze posty są bardzo dobrze napisane, świetnie argumentujecie - takie właśnie wypowiedzi mają szansę rozwiać wątpliwości tych, co się znaleźli na zakręcie. Tym bardziej, że od razu można poczytać kontrargumenty, a więc jakakolwiek decyzja zostanie podjęta po przeczytaniu takiej dyskusji - będzie bardziej przemyślana. Jeśli decyzja będzie podjęta zgodnie z charyzmatem Sycharu - dzięki Bogu! Jeśli nie - wolna wola człowieka, nawet Jezus podczas nauczania nie nawrócił wszystkich. Ale też i ziarno zostało posiane, kiedyś może dobry owoc wyda :->
Z Panem Bogiem!

Anonymous - 2013-04-12, 08:52

aniela napisał/a:
Mam wrażenie że dla Ciebie nie ma prawa wyrazić swojego zdania ten kto myśli inaczej niż ty, czyli dla kogo Sakrament Małżeństwa ma wartość ponad wszystkim, bo jest Przymierzem zawartym z samym Bogiem...
nagarek napisał/a:
Ale nie jestem w stanie zgodzić się z osobami, które w tym temacie (kończąc na dodatek swoją wypowiedź słowami "Z Bogiem"...) dziwią się mojemu czy również Anieli jak najbardziej poważnemu traktowaniu świętego związku małżeńskiego. Świętego, gdyż połączonego świętym przecież Sakramentem małżeńskim, od którego nie ma żadnych ulg, zwolnień czy urlopów.
Tak macie rację ale czy za wszelka cenę musi być utrzymany związek małżeński?

A gdzie jest tutaj najtrudniejszy dla Boga i dla człowieka dar Bozy WOLNOŚĆ?

Nie można zmusić nikogo do postępowania zgodnego ze swoim rozumieniem wszystkiego i zasłanianie sie sakramentem, charyzmatem, prawem Bożym i zmuszania na siłę przyjęcia poglądów jakie sami chcemy soba reprezentować.

Złem jest odejście od wiary, ale czy nie większym złem jest nakazywanie komuś na siłę przestrzeganie prawa Bożego. Ludzie chcą w swoim życiu spotkać Boga lecz jednocześnie odrzucają kościół jako zło (nie jest moją winą że tak postrzegają kościół). Czytając wasze wpisy dochodzę do wniosku coraz bardziej że mają rację z takim mysleniem. Poza tym przerabialiśmy już w histori kościoła włśnie takie błędy myślenia i są to wstydliwe karty kościoła (mowa o inkwizycji).

Przestrzeganie przawa Bożego należy zacząć od siebie i to prawo Boże jest do wykonania przez każdego z nas czyli to prawo Boże masz wykonać ty osobiście Nagarku, Anielo, Tolku. Do innych też mamy wykonywać prawo Boże ale czy je wykonujemy również tak chętnie? Bardzo pięknie powiedział Bp Dajczak o odejsciach od kościoła wyjaśniajac dlaczego.Zamieszczam linkdo tej wypowiedzi

http://tychyofm.pl/2013/k...naszych-czasow/

Oraz polecam gorąco zakup płyty ks Michała Olszewskiego SCJ najmłodszego polskiego egzorcysty.

http://wydawnictwo.net.pl/839/CREDO.html

Anielo, Nagarku nasze myslenie nieraz zmierza błędnymi torami i to dotyczy każdego z nas w żaden sposób nie wyłączając i mnie z tego. forum jest własnie po to aby mieć możliwość zmiany złego myślenia włśnie dzięki takim dyskusjom niejednokrotnie i podważającym prawdy wiary.

Anielo, Nagarku też tak kiedyś myślałem jak Wy tera jestem na etapie, że małżeństwo nie musi być utrzymane za wszelką cenę. Zacząłem wymagać jedynie od siebie przestrzegania ścisłego przysięgi małżeńskiej, przestałem wymagać tego od żony. Decyzje zony sa jej decyzjami nie moimi i nie mam wpływu na te decyzje. Zona podejmuje swoje decyzje w wolności do czego ma pełne prawo. Dlaczego odeszła ode mnie i zdecydowała śię żyć tak jak żyje nie wiem ale ważne że wie to Bóg, być może była to Boża wola aby uswięcić nas oboje właśnie w ten sposób tego nie wiem.

Panie Boże błogosław osoby które zrozumiały sens mojej wypowiedzi a tym co nie zrozumieli daj śiwatło Ducha św aby to mogli pojać

Anonymous - 2013-04-12, 10:56

nagarek napisał/a:

Czy jednak można zdradzić ze swoją własną żoną kochankę?
Z pewnością nie można.
Można zdradzić tylko żonę z kochanką, a nie z żoną kochankę.
Więc tyle z mojej strony na temat cierpienia kobiet w takiej sytuacji, jak sytuacja Doroty.
Powrotu do żony sakramentalnej osobiście nie uważam za zdradę wobec żony nr 2, a także nie uważam za cierpienie tego, co na własne życzenie czuje owa żona nr 2, będąca przecież główną przyczyną rozpadu małżeństwa swojego obecnego męża.


A tak po ludzku na to patrząc, nie formalnie....
Mąż Doroty od 9 lat żyje z kobietą. Ma z nią dziecko.
Codziennie z nią jest, pewnie mówi jej od 9 lat, że ja kocha.
Pewnie ona też go kocha.
I nagle....mówi "wiesz kochanie, żyliśmy 9 lat w grzechu, nawróciłem się, chce teraz być
dobrym mężem dla swojej sakramentalnej żony...odchodzę"
Czy żona nr 2 może czuć się zdradzona?

I co dalej?
Zapomina o tych 9 latach, wraca do żony z którą przez 9 lat nie zamienił słowa...
i staje się cud....żyją długo i szcześliwie.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group