Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - 9 lat bez meza...

Anonymous - 2013-04-06, 15:45

przysiega sie milosc i wiernosc i pozostanie do konca zycia przy zonie/mezowi ,nie dzieciom
gdzies byl ten temat juz poruszany, moze ktos pamieta i tu przytoczy

[ Dodano: 2013-04-06, 15:48 ]
" Czy w przypadku, kiedy małżeństwo sakramentalne jest bezdzietne, współmałżonek (mąż albo żona) mający nieślubne dziecko ma moralne prawo, ze względu na dobro dziecka, pozostać w związku niesakramentalnym z jego współrodzicem?
Otóż nie ma takiego prawa. Bo nie godzi się osoby, której ślubowało się dozgonną miłość, porzucać tak, jakby była już tylko jakąś niepotrzebną rzeczą."
Jacek Salij OP


tu jest calosc :
http://www.katolik.pl/las...416,cz.html?s=3

[ Dodano: 2013-04-06, 15:56 ]
"Zdarzają się odrodzenia małżeństw, w których małżonkowie sakramentalni powracają do siebie ze związków niesakramentalnych,
w które się uwikłali, w których nawet dziecko zrodzone w niesakramentalnych związkach
nie stanowi przeszkody do pojednania i  odbudowania ich małżeńskiej jedności. Nawet
w  takich szczególnie trudnych przypadkach Bóg, który jest Miłością, wskazuje właściwe
rozwiązanie."
z naszej broszurki :)

Anonymous - 2013-04-06, 16:55

Dorota,
wiem ze to brutalne i smutne, ale jesli maz 9 lat zyje z inna kobieta to prawdopodobnie ja kochs i dlatego z nia jest a nie "dla dzieci".
gdy odchodzil to przeciez dzieci nie mial.

Anonymous - 2013-04-06, 17:09

Pisalam, ze mowil w sadzie, ze ja kocha, znalazł kobiete z dzieckiem a ze ma dziecko, chyba ze 4 letnie to chyba naturalnie jeśli ma 36 lat. Czy w tym przypadku Bog blogoslawi tamten związek oparty na milosci i dzieciach? Dziekuje za wszystkie wcześniejsze odpowiedzi sa one dla mnie bardzo ważne. Prosze jeszcze, niech ktoś mi odpowie czy Bog blogoslawi takie związki jak przykład mojego meza? I co ze zwiazkami sakramentalnymi rozbitymi? Blagalam go o zotanie i tez chialam mieć dzieci z nim ale widocznie już był zakochany w kobiecie z dzieckiem. Czy Bog blogoslawi tamtem związek teraz? A jak Bog zaopatruje się na nasz rozbity ale sakramentalny związek? Prosze niech ktoś mi odpowie, ze jeśli ktoś powraca ze związku niesakramentalnego majac dziecko do zony lub meza, to to jest w porządku w oczach Boga? Rozumiem, ze dziecko może cierpieć (przez dorosłych) ale tez może się wychowywać wspaniale z taka kobieta i jej rodzina i wyrosnąć na dobrego człowieka, nie zawsze grozi to okaleczeniem na cale zycie. Proszę o odpowiedzina powyższe pytania.
Anonymous - 2013-04-06, 17:49

Dorota K. napisał/a:

Prosze niech ktoś mi odpowie, ze jeśli ktoś powraca ze związku niesakramentalnego majac dziecko do zony lub meza, to to jest w porządku w oczach Boga? Rozumiem, ze dziecko może cierpieć (przez dorosłych) ale tez może się wychowywać wspaniale z taka kobieta i jej rodzina i wyrosnąć na dobrego człowieka, nie zawsze grozi to okaleczeniem na cale zycie. Proszę o odpowiedzina powyższe pytania.


Dorota,
Sama napisałaś, że maż jest szczęśliwy w tamtym związku. Po ci Ci rozważać co by było gdyby ?

Anonymous - 2013-04-06, 18:13

Nie wiem czy jest szczęśliwy, bo nie mam z nim zadnego kontaktu ale pytanie było czy Bog blogoslawi takie ewentualnie szczęśliwe zwiazki z drugim mezem/zona i dziecmi, Co ze zbawieniem po śmierc jesli tacy ludzie nie przyjmuja Chrystusa w komuniii, co z naszym sakramentem? To sa aktualne rzeczy nie gdybania, naprawdę nie wiem. Jeśli jest szczęśliwy (ale tego nie wiem, możliwe jeśli jest z tamta tyle lat) i ja mam dac sobie spokoj to po co jest ten portal, po co mowa o tym, ze kazde malzenstwo jest do uratowania? Ja naprawdę nie chce nikogo obrazić, bardzo potrzebuje odpowiedzi na te pytania. Jak powiedzialam, od 9 laty dalam temu spokoj, bo nie kontaktowałam się, zylam jak każdy, bardziej lub mniej szczeliwie az w końcu nadszedł ten dzień, ze sprawdziłam co dzieje się w zyciu meza (a noz/widelec. Ten bol jaki znow odczuwam to dowod, ze wciąż go kocha, a jeśli jesteśmy ludzmi wierzący to ja wybieram droge zbawienia , co w tym przypadku znaczy, zycie samemu. Nie jest to latwe ale umiem widzieć piękno i cieszyc każdym tchnieniem tego swiata. Jeśli probowalam zatuszować/zaakceptować, ze tak ma być a uczucia do meza sa wciąż zywe to nie mogę ich się wypierać, bo wlasnie wtedy krzywdzę się najbardziej, robiąc jeszcze gorsze rzeczy. Chyba nadszedł ten moment, bym powiedziała glosno, przed Bogiem, a pezede wszystkim sama sobą, ze go kocham ale jest tak a nie inaczej i wtedy zaakceptować to, moje uczucia do niego i sytuacje a może wtedy nabiorę pokory i troche spokoju. Mecza mnie naprawdę te pytania. Bardzo potrzebuje odpowiedzi, bo po to tu weszłam, szukam... Serdecznie wszystkich pozdrawiam.
Anonymous - 2013-04-06, 18:25

Myślę , że w tym stwierdzeniu "Każde małżeństwo jest to uratowania" brakuje dopisku : "o ile obydwie strony tego bardzo chcą i się starają"....
Anonymous - 2013-04-06, 18:50

"o ile obydwie strony tego bardzo chcą i się starają"....

Zapomniałeś napisać jeszcze o ty który może tutaj najwięcej, czyli o Bogu.

Anonymous - 2013-04-06, 18:51

Tak Grzegorzu, tu się zgadzam. To myslenie człowieka a teraz jeśli jesteśmy ludzmi wierzącymi, to ok.mam się z tym faktem pogodzic i chyba moralnym obowiązkiem jest modlic się za wspolmazonka jeśli go kochamy i chcemy jego zbawienia. Mamy się pogodzic z rzecami takimi jakie sa i powierzać w modliwie te sprawę Bogu, czyli zostawić mala nadziej na dnie serca, ze wspolmazonek wroci do sakramentalnego związku? Co jeśli on jest szczsliwy, ma dziecko, mam się modlic, za rozbicie tego? Jeśli nie to daje sobie z tym spokoj, bo to niemoralne w tym przypadku a czy moralne jest nie modlic się za powrot malzonka? Grzegorzu umiesz mi odpowiedzieć, czy Bog blogoslawi takie drugie szczęśliwe związki? a co po śmierci? Ja naprawdę dużo rzeczy potrafie zrozumieć ale tego nie rozumiem. Po ludzku rozmumiem, dac sobie spokoj z nim, zyczyc mu szczęścia a zyczac mu wszystkieg dobrego to znaczy, ze godze się na fakt iż jest w związku niesakramentalnym, zamykam swój rozdzial malzenski w swoim umyśle, tak po ludzku. A czy nie mamy się do końca swoich dni modlic o rozwiązanie pomyślnie tego problemu? Jejku, wlasnie sobie pomyslalm o rozwiązaniu. Czy jeśli ja jestem sama zostaje wierna Bogu i Bog postanawia, ze umieram, to czy on bedac wdowcem i pozostając z nia do końca zycia dostapi zbawienia? Co będzie jeśli to on odejdzie pierwszy bedac w tamtym związku? Temat zbawienia jest tu najistotniejszy, proszę tu wszystkich o odpowiedzi.
Anonymous - 2013-04-06, 19:05

Dorota K. napisał/a:
Grzegorzu umiesz mi odpowiedzieć, czy Bog blogoslawi takie drugie szczęśliwe związki? a co po śmierci? Ja naprawdę dużo rzeczy potrafie zrozumieć ale tego nie rozumiem.


Dorota, zadajesz trudne pytania.
Kościół teraz takich ludzi (małżeństwa niesakramentalne) nie odrzuca.
Jest chyba duszpasterstwo takich rodzin.

Ktoś kto odchodzi od męża/żony czyni źle, ale co jeśli mija od tego wydarzenia 5-10 lat?
Co jeśli taka osoba żyje w szczęśliwym związku, dba o swoje dzieci, kocha partnera?
Ma zostawić tych, których kocha i wrócić do osoby, której nie kocha od lat, aby być zbawionym? To trudne tematy...zresztą jak wszytskie na tym forum.

Anonymous - 2013-04-06, 19:16

Dorota K. napisał/a:
Co ze zbawieniem po śmierc jesli tacy ludzie nie przyjmuja Chrystusa w komuniii, co z naszym sakramentem?
Dorotko tego czy przyjmują Chrystusa w komunii nigdy nie możesz być pewna. Komunia nie oznacza tej kruszyny chleba jaką podaje kapłan ale oznacza zjednoczenie z Chrystusem i można przyjmować ją w sposób duchowy. A co ze bawieniem po śmierci "takich ludzi" i tutaj nie mam pewności czy nie jesteśmy gorsi od nich. Oni popełniają grzech jawny ale czy my nie popełniamy grzechu skrytego w tym samym czasie? Nie wiem i nie umiem odpowiedzieć na to pytanie.

Pytasz co z waszym sakramentem po prostu strzeż jego jak oka w głowie przed Bogiem odpowiadzasz tylko i wyłącznie za swoją część przysięgi i nie kłopocz się wypełnieniem przysięgi przez męża i w takim wypełnieniu przysięgi powinnaś stać się egoistyczną zołzą. Czy bóg błogosławi im nie wiem ale spójż inaczej na problem. Zobacz na linię potomków Jezusa Chrystusa z jakiej matni wyprowadził największego Człowieka na ziemi, zobacz jakie było pochodzenie Jezusa wywodził się z prostej lini kazirodczej, morderców prostytutek poligamistów i wszelkiego innego grzechu jaki istnieje na tej ziemi (już widzę miny czytających te słowa co za herezje znowuż głosi Tolek :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: ). Nie znamy zamysłu Boga nie wiemy co on robi a co nie robi, wiemy tylko tyle że nas kocha i to powinno nam wystarczyć
Dorota K. napisał/a:
nabiorę pokory i troche spokoju
Pokory już nabrałaś przyznając się otwarcie do błedów a spokój no cóż przychodzi znacznie później lubi bardzo ale to bardzo wlec się w ogonku. :-P
Anonymous - 2013-04-06, 19:47

Nie, ja w zyciu nie chce nikogo osadzac, nie mysle kategoriami gorsi, lepsi, bo zdaje sobie sprawę, ze w drugich związkach ludzie sa/mogą być dużo bardziej szlachetnymi ludzmi od pozornej pseudo katolickiej rodzinki. Chodzi tylko, ze sa pewne przykazania Boga, których nie mamy lamac a, ze jesteśmy ludzmi to mamy czas i wolna wole by to naprawiac. W tym przypadku dziwnie mowic o naprawianiu czegos kiedy sa w szczeliwej rodzinie ale co z sakramentem? Wiem,ze sa związki niesakramentalne, sama chciałam do takiego duszpasterstwa nalezec ale cos w srodku m mowi, ze to bez sensu. I tak wiem, ze dobry Bog nie odrzuca nikogo ale daje nam na ziemi czas na nawrócenia wiec swiadomie nie chce brnac w jakiś związek, po to by meczyc się w duszpasterstwie zwiazkow niesakramentalnych albo to co zrobiłam, ze odwrocilam się totalnie od kościoła na wiele lat, to nie dla mnie, do tego moje uczucia do meza. Choc jestem tu krotko ale zdolalalm przeczytać gdzis, ze duszpasterstwo zwiazkow niesakramentalnych nie godzi się, nie toleruje takich zwiazkow ale nie odrzuca, bo zawsze jest szansa na wrocenie z tej drogi. Tak to mniej więcej brzmiało, czy mam racje?
Anonymous - 2013-04-06, 20:22

Tolek52 napisał/a:
Nirwanna napisał/a:
Jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to tak, bo Bóg wciąż Was widzi razem, jako jedność.
Nirwano a kto udziela ślubu ludziom aby małżeńswo mogło być sakramentalne?


Tolku, nie rozumiem Twojego pytania w tym kontekście? Mój warunek "Jeśli jesteście..." napisałam ze względu na to, że trafiają tu osoby nie będące małżonkami sakramentalnymi, ich sytuacja w tym kontekście jest wszak inna. Przecież nie wiedziałam, jak jest u Doroty.

Dorotko, w zasadzie na wszystkie pytania odpowiada oj. Salij w artykule, który zacytowała landis. I problem polega na tym, że wielu ludzi doradzając Ci (np. z rozwodem, aby przerwać stan zawieszenia) kierowało się lub będzie się kierowało myśleniem stricte ludzkim, realnym do szpiku kości. A my tutaj, wszyscy, powinniśmy myśleć dużo dużo szerzej, a w zasadzie wyżej - w wymiar duchowy wkraczając. Co oznacza, że dla Boga Ty i Twój mąż jesteście małżeństwem i kropka. I Ty masz obowiązek jako żona modlić się za niego. Sytuacja Wasza jest faktycznie skomplikowana, ale to nie oznacza, że nie ma z niej żadnego dobrego wyjścia. Jest - i Bóg je widzi. A modlitwa w takiej sytuacji najlepsza np. taka - "Panie, rozwiąż tę sytuację tak aby była zgodna z Twoją wolą, a mi pozwól poznać tę wolę i ją wypełnić". Uwierz - to będzie najlepsze dla wszystkich w tym dramacie uczestniczących.

Grzegorzu, czemu siejesz defetyzm, dołujesz? Myślenie "warto zabiegać o naprawę związku, jeśli druga strona też zabiega" jest myśleniem czysto utylitarnym. Jak ktoś mi robi dobrze, to i ja też, a jak nie to foch i idę do innej piaskownicy? Taka jest miłość, której nas Chrystus uczy?
Jak w takim razie rozumieć słowa przysięgi małżeńskiej - np. o miłości póki nas śmierć nie rozłączy? Czy nie dosłownie aby?

Do pojednania i tworzenia związku potrzeba dwóch osób. Do kochania męża/żony i uważania się za małżonka sakramentalnego potrzebna jest tylko jedna osoba, moja własna mianowicie, choć to niewątpliwie trudne.

Dorota się pyta czy ma moralne prawo kochać męża i mieć nadzieję na jego powrót. Otóż TAK, MA takie PRAWO, bo jest sakramentalną żoną, niezależnie od trudnych okoliczności.

Anonymous - 2013-04-06, 20:39

Dziekuje Nirwano za odpowiedz :) Pewnie,ze chce się modlic za jego powrot ale nie chce tym samym odbierać szczęścia w tej rodzinie... jakie to dziwne i trudne dla mnie... Czy kurs 12 krokow bylby odpowiednia terapia dla mnie? Jak długo to trwa?
Anonymous - 2013-04-06, 20:47

12 kroków na pewno byłoby dobre, choć to nie jest stricte terapia, to nie jest dobre określenie. To program rozwoju osobistego. Zwykle trwa około roku, po miesiącu na jeden krok, choć bywa, że się przedłuża np. do półtorej roku.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group