Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - 9 lat bez meza...

Anonymous - 2013-04-06, 01:51
Temat postu: 9 lat bez meza...
Witam,

Nie wiem od czego zacząć, minelo 9 lat...dokładnie tyle ile byliśmy razem (w tym 6 lat malzenstwa). Był to mój najszczegolnielszy i najszczęśliwszy okres w zyciu, bylam dumna mezatka a teraz jestem rowodka (od 6 lat). Od zawsze zastanawiałam się co u niego ale wielomiesięczne walki o nasze malzenstwo na początku separacji przyniosły tylko odwrotny skutek. Był już z kims...po 3 latach czekania na meza, na zmiane tej sytuacji ktoś poradzil mi bym w końcu to ja zlozyla wniosek rozwodowy a to na wypadek jakiś klopotow finansowych albo z powodu uwolnienia się w końcu i nie trwaniu w nicości. Pozniej prawnik doradzil mi bym na sali sadowej powiedziała, ze już go nie kocham, tak by rozwod odbyl się juz za pierwszym razem. Wylam, najgorszy dzień w moim zyciu i te 9 pustych lat... zylam, robiłam sporo rzeczy ale ta pustka pozostala. Odeszlam od kościoła na wiele lat. Nie udało mi się stlumic lub zaakceptować, ze tej milosci już nie ma, tego związku już nie ma. Jest milosc ale tylko moja, nie potrafie dluzej tego tlumic, probowac zapomniec. Slubowalam, kocham i tak jest po dzień dzisiejszy. Wczoraj szukałam w internecie jakiegos sladu o moim mezu, jest, znalazłam znikome wiadomości, znikome ale powalające,BOZE! czuje się jak 9-10 lat temu. Kazde spojrzenie, slowo, gest, dotkniecie czy ostanie przytulanie się tuz po rozwodzie czuje wyraźnie, czas się zatrzymal i boli, boli, boli. Maz ma zone od lipca 2012 (tez się pobraliśmy w lipcu!), ma 2 dzieci, jedno chyba? nie jego a drugie jego, sa ze sobą 9 lat,BOZE! tyle samo co my! Powodzi mu się zawodowo, rowija się latami po studiach i pisze, ze ma szczęśliwe zycie prywatne, a czas wolny spedza z rodzina, zeglujac itd.Nie mielismy dzieci, zawsze się usmiechalismy na myśl, ze będziemy mieli Wiktore, zreszta nie wazne było czy dziewczynka ale najważniejsze, żeby dziecko zdrowe było. Niedawno, po latach, spowiadałam się i brat franciszkanim polecił mi te organizacje. Chyba tylko niewiedza trzymala mnie przy sensie istnienia, swiat znowu runal ale tym razem już na dobre, bo jak, dlaczego i dlaczego tak bardzo sprawy się skomplikowaly. Kazde malzenstwo jest do uratowania, a te? Kiedy mój maz ma szczesliwa rodzine od 9 lat, 2 dzieci, zone. Przeciez nawet gdyby jakims cudem chciał wrocic to nie zostawi dziecka... Mam 36 lat nie mam mojego kochanego meza, dzieci z nim i nadziei. Za pomocą roznych terapii można sobie ulzyc, pomoc w innym spojrzeniu na swiat ale czy terapia potrafi uleczy z milosci do malzonka??? Poddaje się, moje serce nie chce się wyprzeć mojej milosci i chyba wlasnie będzie mi latwiej zaakceptować to, ze Go kocham (nawet w takiej skomplikowanej sytuacji)...

Anonymous - 2013-04-06, 07:17

Witaj, Doroto, na forum, dobrze trafiłaś :-)
Dorota K. napisał/a:
Kazde malzenstwo jest do uratowania, a te?

Jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to tak, bo Bóg wciąż Was widzi razem, jako jedność. Jaka będzie przyszłość - nikt z nas nie wie, ale tu możesz nauczyć się jak kochać męża, bez bólu i wyrzutów sumienia, nawet jeśli realnie nie jesteście razem.
Pozdrawiam :-)

Anonymous - 2013-04-06, 08:14

Nirwanna napisał/a:
Jeśli jesteście sakramentalnym małżeństwem, to tak, bo Bóg wciąż Was widzi razem, jako jedność.
Nirwano a kto udziela ślubu ludziom aby małżeńswo mogło być sakramentalne?

[ Dodano: 2013-04-06, 08:31 ]
Dorota K. napisał/a:
Poddaje się, moje serce nie chce się wyprzeć mojej milosci i chyba wlasnie będzie mi latwiej zaakceptować to, ze Go kocham (nawet w takiej skomplikowanej sytuacji)...
Dorotko spójż na Jezusa On też bardzo pokochał ludzi, został zbity przez kudzi, odepchnięty, wzgardzony.

Doroyko posłuchałaś kilka razy "dobrych przyjaciół" chociaż nie wiem jak życie z drugą kobietą nakłada się na wasze rozstanie bo tego nie połapałem, ale właśnie to Ty wysłąłaś sygnały zezwalające na takie życie męża. Myśle że nie masz tak wielkiego problemu z miłością do męża ale z poczuciem winy tego co zrobiłaś, czy próbowałaś spojrzeć tak na ten problem? Czy próbowałaś przepracować właśnie to poczucie winy na terapii? Warto spróbować Bóg nie chce abyś cierpiała.

Anonymous - 2013-04-06, 10:19
Temat postu: sz
Dziekuje Wam za odpowiedzi. Tak, jesteśmy sakramentalnym malzenstwem. O poczuciu wlasnej winy wiedziałam nawet przed zlożeniem wniosku. Wiedzialam, ze nie chce tego robic. To nie tak było, mój maz pierwszy powiedział o rozwodzie, był z inna kobieta i zapowiedział mi, ze za miesiąc wysle mi papiery rozwodowe ale tak się nie stało, nadal z nia byl (az do dnia dzisiejszego) i dopiero po 3 latach to ja to zrobiłam ale tylko z technicznego punktu widzenia, jak już wcześniej pisałam doradzano mi, zebym w końcu się emocjonalnie i ewentualnie finansowo 'uwolnila' z tego zawieszenia i czekania. Mowilam znajomemu prawnikowi, ze kocham meza i będzie mi trudno powiedzieć inaczej na sali. Mój maz wiedział, ze nie chcę odchodzić, bo mu mowilam a po rozprawie, po wyjściu na zewnątrz zapytałam się jeszcze czy nie wroci. Podczas rozprawy uslyszalam, ze wzial kredyt na meble albo mieszkanie z tamta kobieta. Zapytany czy mnie kocha,powiedzial, ze tak ale i ze tamta kobiete tez kocha. Rozumiem, ze mowil o 2 roznych miłościach... Jest już wieloletnim terapeuta, ulozyl sobie szczęśliwe zycie z nowa zona od lat, sa dzieci. Wie czego chce, jest nieugięty. Wlasciwie nie mamy zadnego kontaktu, absolutnie zadnego kontaktu od 9 lat, poza chwilowym zobaczeniem się na rozwodzie. Jest to beznadziejna sytuacja do uratowania mojego malzenstwa, samo to co mowie jest po prostu smieszne z tego punktu widzenia. Po latach widze, ze moja milosc nie słabnie i nigdy nie wygasla do niego. Tak bardzo pragne mieć dzieci, rodzine, dom ale tylko z moim mezem. Slubowalam tylko raz i nie widze, tym bardziej nie czuje, innej opcji w moim zyciu.
Anonymous - 2013-04-06, 12:52

Dorota K. napisał/a:
Slubowalam tylko raz i nie widze, tym bardziej nie czuje, innej opcji w moim zyciu.
Dorotko nikt nie będzie tutaj próbował namówić Ciebie do zmiany decyzji. Cóz mogę napisać w takiej sytacji sprawa jest bardzo trudna ale nigdy nie beznadziejna. Zawsze jest nadzieja na powrót męża i trwaj w tej madzieii zobacz dobro w tym co Ciebie spotkało. Nie na darmo Bóg pozwolił na takie doświadczenie jakie Ciebie spotkało. Nie wiem jakie były powody dla Boga rozdzielenia wasm ale były one bardzo ważne skoro to zrobił. Tutaj jesteśmy tylko maleńką chwilkę ważne jest jak będzie później.

Dorotko Bóg przygotowuje Ciebie do jakiegoś wielkiego czynu, do jakiego nie wiem ale namawiam abyś powiedziała "tak" planom Bożym. Te cechy jakie otrzymałaś od Boga są narzędziami w twoich rękach, nie zagłuszaj ich ale rozwijaj.

Dorotko dzięki modlitwie odnajdziesz drogę jaką masz kroczyć i gorąco namawiam do tej modlitwy efektem ubocznym będzie Twój spokój wewnętrzny czego Ci życzę z całego serca.

Anonymous - 2013-04-06, 13:48

Dorotko myślę, że postanowiłaś nie być szczęśliwą dopóki nie będzie tak jak Ty sobie zaplanowałaś.

Czy to aby dobra droga?
Co w ten sposób osiągniesz?
Jaką jakość będzie miało Twoje życie?

Nawet gdyby Twój mąż powrócił do Ciebie po wielu latach, to czy Ty czułabyś się szczęśliwa wiedząc, że zostawił swoje dziecko i jej dziecko, które on przez lata wychowywał i które przywiązały się do niego także. Taki powrót, dwoje małych, niczego nie winne istoty uczyniłby nieszczęśliwymi, masz tego świadomość?
Czy znając cenę, możesz z czystym sercem powiedzieć, że potrafiłabyś czerpać z tego faktu radość?
Wybacz, z całym szacunkiem, ale Twoja postawa wobec faktów dokonanych i przypieczętowanych a także nie pozostawiajacych żadnych złudzeń, jest w mojej opini rodzajem obsesji.
Ta obsesja a raczej Ty sama ulegąjąc tej obsesji dręczysz i ranisz nikogo innego tylko siebie samą.
Pytanie: dlaczego to sobie robisz?

Anonymous - 2013-04-06, 13:55

Tolek52 napisał/a:

Zawsze jest nadzieja na powrót męża i trwaj w tej nadziei zobacz dobro w tym co Ciebie spotkało.


Tolek,
Jaka nadzieja?
Przecież Dorota pisze wyraźnie, że mąż od 9 lat się nawet nie odzywa.
Ma inne życie, inną rodzinę....
Można się karmić nadzieją, gdy małżonek odszedł niedawno, gdy choć od czasu do czasu się odzywa, gdy daje sygnały, że na 100% nie jest przekonany do odejścia, ale nie gdy małżonek ułożył sobie nowe życie i nawet na święta nie zadzwoni z życzeniami przez 9 lat.
Może czasem trzeba sobie powiedzieć (mimo iż to trudne) ON/ONA już mnie nie kocha i nie potrzebuje i....zadbać o siebie.

Anonymous - 2013-04-06, 14:08

kenya napisał/a:
Nawet gdyby Twój mąż powrócił do Ciebie po wielu latach, to czy Ty czułabyś się szczęśliwa wiedząc, że zostawił swoje dziecko i jej dziecko

przepraszam, ale czy on tym dzieciom slubowal milosc i wiernosc do konca swoich dni czy moze zonie to slubowal?
moj maz rowniez ma pozamalzenskie dziecko, bylabym szczesliwa gdyby wrocil, tamta kobieta wiazac sie z moim mezem nijako podjela ryzyko ze dzis z nia moze byc a jutro nie

Anonymous - 2013-04-06, 14:41

To nie obsesja, chodze po gorach,podrozuje, interesuje się fotografia, fimem itd. zajmuje się wieloma rzeczami. Jestem szczesliwa ale bardzo tez tesknie za nim. Natomiast to nie moje plany, to pragnienie każdej zdrowej kobiety mieć dom i rodzine, do tego dochodzi jeszcze milosc, która nie wygasla i chec pozostania przy Bogu. Owszem , ta kobieta wiedziała o mnie, maz nawet nosil obraczke swoja na lewej rece bedac z nia, owszem wiedziała o tym ryzyku. Choc mysle, ze to wynikło z obu ich stron, on i ona chcieili być z sobą. Oboje mieli wplyw na siebie. Nie pisałam, ze chce by odszedł od dzieci, napisałam, ze wlasnie tego sobie nie wyobrażam i serce mi peka, ze wlasnie do tego doszło. Inaczej byłoby gdyby nie miał dziecka. Przeciez jestem tego swiadoma, jak i tego, ze zostaje bez rodziny na zawsze. To, ze serce znowu mi peka jak sprzed laty, to nie obsesja tylko uczucia. Zawsze uwazalam, ze tylko ewentualnie jego dziecko może nam całkowicie zamknąć droge do powrotu. Gleboko wierzyłam, ze tak się nie stanie ale wlasnie to odkryłam 2 dni temu. Nie jestem obsesyjna, bo starałam się zyc szczęśliwie przez te lata ale jednak serce peklo kiedy już postanowiłam sprawdzić co z moim mezem. Pomyslalm, ze może on tez myśli, ze ja już dawno ulozylam sobie zycie i tkwimy w blednym kole. Przeciez po latach jeśli gdzies w glebi duszy się tęskni za sakramentalnym mezem to warto sprobowac i to sprawdzić, nie warto? Liczyłam się ze wszystkim ale nikt z nas nie wie jak głębokie sa nasze uczucia...
Anonymous - 2013-04-06, 14:43

dzieciom i bez slubowania nalezy sie milosc i opieka
Anonymous - 2013-04-06, 14:53

grzegorz_ napisał/a:
Jaka nadzieja?
Pytasz jak nadzieja. Myślisz tylko po ludzku, myślisz tylko w kategoriach dziecka "ja chcę tą zabawkę" Ja mówię o nadzieii życzia, o nadzieii pomimo wszystko, o nadzieii w pogodzseniu się se słowem "Nie".
Anonymous - 2013-04-06, 14:53

Wiem Grzegorzu... co wiec stanie się z mezem kiedy on będzie w tym związku do końca swoich dni a co ze związkiem sakramentalnym? Wiem, ze ja nie mam najmniejszego wpływu na ta sytuacje. Co jesli maz zostaje w związku niesakramentalnym dla dzieci? Nie pisze, by odszedł, tylko powtarzam, serce mi peka, bo zaczelam czytac od niedawna ten portal a moja sprawa wydaje się tak skomplikowana, ze już tego nie rozumiem...
Anonymous - 2013-04-06, 15:00

Dorota K. napisał/a:
wydaje się sprawa tak skomplikowana, ze już tego nie rozumiem...
To dobrze bo jeszcze jeden mały kroczek i może zacząć się zdrowienie, może być przebaczenie.
Anonymous - 2013-04-06, 15:10

Ja już przebaczyłam, nie rozumiem tylko co jeśli on zostaje w związku niesakramentalnym dla dzieci do końca zycia i co z naszym sakramentem? Jeśli jakas kobieta lub mezczyzna odchodzi z niesakramentalnego związku w tym i od dziecka do swojej zony bądź meza, to co jest gorszym grzechem, jak się zachować, zostać, wrocic? Co o tym mowi kosciol? Tego nie rozumiem, proszę wytłumaczcie.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group