Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - pokój serca

Anonymous - 2013-04-20, 15:08

kenya napisał/a:


Już się nie mogę doczekać komentarzy ortodoksyjnej części tego forum, że jednak cuda się zdarzają i że taki przypadek też może przeżyć metamofozę, cóż, mam zgoła inne zdanie na ten temat.
Chyba jednak będzie to przemilczane. :-D


Witam serdecznie !
Nie spieszno mi do komentarza.
Kiedy nosiłam pod sercem syna i nie wiadomo było kiedy ciąża się skończy , bo sprawa była bardzo skomplikowana , odkryłam zdradę emocjonalną męża, w tym samym czasie obchodziliśmy rocznicę ślubu i odnawialiśmy śluby małżeńskie...
Mniejsza o to doświadczenie , łatwe nie było...Zadałam sobie pytanie...a raczej Duch Sw natchnął mnie mocno zadając pytanie o moje motywy bycia z Panem...Odpowiedzi odkryły przyczyny mojej niewiary w miłość i moc Bożą, oraz tak różne wyobrażenie od cudu Bożego a cudu ludzkiego....Nie bez powodu od samego początku mam przy obrazku błagalne zdanie "Panie pomnażaj mi wiary..."
Po tylu latach bycia, dziś kiedy coraz bardziej dane jest mi doświadczać w osobistej relacji Miłość Bożą , zupełnie inaczej patrze na męża. Nie jest to łatwe nie dać się zabić wszystkiemu co inne od Pana. Dziś myślę sobie ,że nie byłabym zdolna być w tym miejscu w którym dziś jestem bez pomocy Boga, czyli na dnie...( przypomina mi się obraz Jezusa w Jordanie dotykającego dna jeziora , polewanego wodą przez Jana Chrzciciela) Czy mąż się zbawi, nawróci ??? Jakiż ja sama mam z tym problem...właśnie dlatego ,że włącza mi się ciągłe myślenie ,że coś jest w mojej mocy...ograniczając moc Bożą, łaskę wiary ...
Bardzo często wodzę pamięcią w tych miejscach kiedy to Pan za mną biegał...ile tych sytuacji było...ile zmarnowanych łask...Z całą pewnością nie pozwolę odebrać sobie wiary w to ,że Bóg pragnie naszego zbawienia i zrobi wszystko co w Jego mocy szanując naszą wolność, a przyznam ,że bardzo jest kreatywny....:)
Jeśli odkrywam w moim sercu stan utraty nadziei i wiary, i włącza się takie myślenie ,że coś jest niemożliwe , tak po ludzku...to wiem ,że to nie jest naiwność , ale coś co może sprawić odebranie mi prawdy o Bożej miłości. Pytanie czy się temu chce poddać, czy oddać swoją niemoc Bogu...? Trudne to....czasem się poddaję i buntuję, płaczę , tupie nóżkami, odbieram sobie siły , a w tym czasie mogłabym pozwolić Bogu wypełnić się pokojem...Pamiętam też ,że na wszystko szukałam odpowiedzi, wyjaśnienia, a potem ludzkich odpowiedzi , które zazwyczaj odbierały mi ostatnią radość wiary w Boga...Wobec tego najlepiej było i opowiedzieć Bogu ,że nie rozumiem tej sytuacji i ,że jest dla mnie trudna , prosiłam o wyjaśnienie o uspokojenie i o wlanie wiary w miłość Bożą...Bóg odpowiada bardzo hojnie...

Kenya możesz mieć inne zdanie, szanuję je...
Wiara nie jest naiwna...wobec tego jaka jest moja wiara???
Tomasz cudowny apostoł chciał dotknąć , włożyć rękę w bok Jezusa. Chciał to doświadczyć, żeby uwierzyć...zrobił to...to jest wiara...Pamiętasz ...w innym miejscu Izajasz pisał "w Jego ranach jest nasze zdrowie"...więc o co chodzi z tą wiarą???
Czy mówiąc ,że mąż , czy zona nigdy się nie zmieni potrafimy zadziałać oddaniem to co nie jest w naszej mocy Bogu , a resztą zając się na maxa jak św .Maksymilian?
Wiara jest relacją we wspólnocie( Bóg i ja przede wszystkim), kiedy jej nie ma ...nie ma komunii, nie ma wspólnoty , nie ma relacji...więc , co pozostaje???

Jezus żyje ten sam co 2000 lat temu , wierzysz w to?

pozdrawiam serdecznie :)
pomódl się za mnie ...proszę
Dziś z perspektywy czasu bardziej obawiam się swojej reakcji, odpowiedzi na cuda, niż na brak cudów...

Anonymous - 2013-04-21, 02:17

kenya napisał/a:
Nie wiem na ile twoje, Orsz wynurzenia na temat zdrad fizycznych i emocjonalnych są reprezentatywne w środowisku męskim, ale jakoś niewielu do tej pory protestuje:)

Nie wielu tu bywa, a już w szczególności zdradzających.
Swoje mówię na podstawie obserwowanych zdradzających i nie zdradzających. Faceci są wzrokowcami, patrzy się, podoba się i ma ochotę. Na różne rzeczy ma ochotę. Jak jest w stanie wolnym, może mieć ochotę na znajomość i zamarzyć o miłości. Jak jest rozpustnikiem to wiadomo. Jak jest przykładnym mężem ograniczy się może do jakiejś szczególnej uprzejmości, uśmiechu i zaraz pomyśli o swojej kochanej żonie by nie rozwijać pokusy. Bogobojny westchnie do Boga i pomyśli, ach jaki piękny jest ten świat, Wielki Jesteś. Przyjaźń między kobieta a mężczyzną żonatym jest niemożliwa. I w drugą stronę tak samo. W ogóle spędzanie towarzyskie czasu na osobności żonatych z płcią przeciwną jest zawsze mocno podejrzane i w zasadzie niewłaściwe. O ile wyobrażam sobie jeszcze taniec na jakimś zlocie firmowym, ognisku, czy czymś tam, to już przyjęcie zaproszenia na na przykład kolejny dzień uważam za mocno podejrzane. Nawet zwykłe przysiąśćcie się do stolika śniadaniowego po potańcówce z dnia poprzedniego jest już aktem niezdrowej sympatii. No chyba, że stoliki są numerowane lub sprawy zawodowe istotnie determinują wspólne przebywanie. Takie zachowanie wskazuje na niewłaściwy trend, niewłaściwe zainteresowanie i konkretne działania mogące prowadzić do bardzo złych rzeczy.
Tyle w sprawie zdrady emocjonalnej. W ten sposób nigdy nie zdradziłem.
Każdy człowiek będący w małżeństwie ma obowiązek stawiać na pierwszym planie małżonka. Wszystko inne musi być w dalszej kolejności. Potem jeszcze dzieci i dopiero czas na własne towarzystwo. Mężczyźnie raczej niepotrzebne są kobiety czysto towarzysko, czy to do rekreacji czynnej, czy barowej. Tak się różnimy że w zasadzie nawet w karty pograć za bardzo nie idzie. Nie mówię o grach rodzinnych bo to coś zupełnie innego. Kobieta inna niż żona mężczyźnie do niczego nie jest potrzebna. A jeżeli jest potrzebna i nie do seksu to wybaczcie, ja głupi jestem i nie wiem co to za facet. To prymitywny frajer. Albo inaczej powiem. To ciężko dotknięty deficytami pokrzywdzony przez życie człowiek nienadający się do niczego. Bo jestem w stanie zrozumieć słabość. Tak. Faceci lgną na władzę, kasę i kobiety. Jeszcze może alkohol. Trzeba mieć wolę i właściwą ideę życia by tym pokusom się przeciwstawić. Ale tak przedkładać ukojenie emocjonalne nad normalne życie nad obowiązki? To przystoi chłopczykowi tulącemu się do mamy lub babci a nie mężczyźnie.
Zgadzam się że kobiety tak prędko nie chcą iść do łóżka. Kobieta chce się czuć kochana. Nawet jeśli nie jest kochana to marzy o miłości. A co może powiedzieć takiej kobiecie facet, który miał kilka lub nawet ma w chwili obecnej choćby żonę? Ja nie wiem co ja np miałbym mówić. Wiem co mówiłem do tej która miała być tą jedyną. To miało jakieś ręce i nogi i działało doskonale. Jak działa w innych przypadkach nie wiem. Wiem trochę co zadziałało na moją żonę. To skrajna głupota i naiwność. Zło też, ale odstawiłbym to akurat na drugi plan bo ja też dobry nie byłem. Nie prowadziliśmy pobożnego życia.
Powiem być może coś co Wam się w końcu spodoba. Potępiam zdradę emocjonalną popełnioną przez mężczyznę. Powyżej opisałem dlaczego. Chyba jasne. U kobiet natomiast nie. Kobieta z poczuciem braku miłości może nawet nie zauważając kiedy wpadnie w taką fazę egzaltacji. Ale przyzwoita kobieta w pewnym momencie powinna powinna się ocknąć i nie dopuszczać do pewnych sytuacji. Pewnych granic nie powinna przekraczać bo to niszczy ją i więź z tym z kim złączył lub ewentualnie ma zamiar złączyć ją Bóg. Kobieta powinna mieć bezpieczniki w postaci dobrego wychowania, dobrych manier.
Swallow, niestety nie rozumiem jak ma mi pomóc ta zmiana myślenia. To nie jest tak, że to ja jestem winny tego że moja żona nie czuła się kochana. Ja ja kochałem i to bardzo. Ufałem jej jak jakiś niedorozwój umysłowy. Źle to wyrażałem, zaniedbywałem ją i dom. Byłem daleki od ideału. Ale to że zdradziła było wynikiem zła w niej samej. Zła wyjątkowo perfidnego. W pewien sposób zasłużyłem na to. Ale cóż z tego. Jest po prostu teraz nam źle.
Ale nie wiem po co ja to piszę. Chcę tylko powiedzieć to co wcześniej. Czystość jest fundamentem szczęścia małżeńskiego. Nie wierzę w autentyczne szczęście małżeńskie pozbawione tego fundamentu. Miłość musi być równoznaczna z wolą czystości. Mężczyznom to łatwiej pojąć bo mają prymitywne instynkty. A kobiety łatwiej ulegają fałszywym mirażom bo ich odczucia związane z pożyciem płciowym są głębsze.

Anonymous - 2013-04-21, 17:27

MałgosiaK napisał/a:

Nie postzegam mojego męża jako łachudry, skończonego drania.
Postrzegam go jako człowieka chorego, niezdolnego do wierności małżeńskiej.

Małgosiu, a na co choruje Twój mąż?
Co to za jednostka chorobowa, która wyraża się w tym, o czym napisałaś?

pozdrawiam
Lea

Anonymous - 2013-04-22, 02:08

Witaj niezapominajko:)

Zaczne moze od pytania jakie skierowałaś do Małgosi.....

Cytat:
Mam pytanie napisz proszę co byś zrobiła jakbyś cofnęła się w czasie do pierwszej zdrady?
Co byś zmieniła? Jak byś żyła? Czego byś nie zrobiła?


Małgosia odpowiedziała....
Cytat:
Szczerze to chyba nie wiem.


.....i moim zdaniem to najszczersza i najprawdziwsza odpowiedź.
Można gdybać,zapewniać,zarzekać się....dopóty...dopóki sie nie wydarzy.

Póki mnie się nie zdarzyło mówiłam..... nie zniosłabym,nie wybaczyła,zrobiłabym to i tamto...
Wyszło inaczej,wbrew wszystkiemu co myślałam i mówiłam.
Dzis rozumie tych wszystkich którzy byli na NIE....zwyczajnie nie rozumieli,nie doświadczyli.

Niezapominajko....nie ma dwóch takich samych ludzi,jedyna w swoim rodzaju jesteś Ty,jedyny w swoim rodzaju jest Twój mąż,jedyne w swoim rodzaju jest Wasze małżeństwo.

Możesz czerpać i opierać się na doświadczeniach innych,możesz próbować,eksperymentować,ale absolutnie nigdy,przenigdy na nich się nie wzoruj.


Cytat:
Czy można zapomnieć i tak beztrosko żyć. Oj nie da się..... Cały czas jak o czymś takim słyszę , czytam czuję szpilę w sercu. Chyba tak już pozostanie.


Zapomnieć nie zapomnisz,ale moze to i dobrze.
Szpila w sercu?.....jakis czas pewnie będzie,nawet dłuuuuugi czas(u mnie jakies 4 lata )
Nie strasze....raczej przygotowuje.
Z czasem ból ustanie.....czas goi rany.
Oczywiście nie omieszkam wspomnieć,ze boleć może do końca zycia,ale to juz zalezy od Twojej postawy i tego co w tym kierunku zrobisz.
Ja skorzystałam z porad psychologa i rozpoczełam leczenie u psychiatry,które kontynuuję do dziś.
Tak...do dzis,choc tyle lat minęło.Moim zdaniem juz nie potrzebuje,ale jednoczesnie zdaję sobie sprawe,ze depresja to paskudna choroba lubiąca się wracać,więc odpuściłam i słucham lekarza.
Jak pomalutku i stopniowo zaczynałam,tak pomalutku i stopniowo musze zakończyć. Najwazniejsze,że przybrałam na wadze(zaczynałam z wagą 45kg), nie zwracam kazdy posiłek,nabrałam sił i chęci do życia....jestem pewna siebie i szczęsliwa.
Nie sprawił tego mąż swoja zmianą,nawróceniem(choc to fakt),ale ja sama i specjaliści,nie wyłaczajac oczywiście Boga.


Cytat:
Okazuje się, że nikt nie potrafi dać żadnych wskazówek, jedynie być czujnym, ostrożnym...
Ale co to tak na prawdę oznacza?


hm....być czujnym i ostrożnym....dla mnie to nic innego jak wieczny niepokój,podejrzliwość,kontrola....nieustający stres i wszystko co się z nim wiąże,znaczy jego konsekwencje.
Żadne rozwiazanie.
Niezapominajko....nie powiem co masz zrobić,ale powiem Ci co ja zrobiłam.
Przede wszystkim to co powyżej......zadbałam o siebie,swoje zdrowie i samopoczucie.
Dalej.....powiedzialam sobie....nie wierzę i nie mogę do końca zaufać osobie,ktora przez lata tak mnie oszukiwała i zdradzała.
Zawiodłam sie nie raz i głupotą było by wierzyć.
Mogę miec nadzieje,ale juz nie ufam......toz to człowiek tylko.
Niejeden powie....więc to nie miłosc,bo bez zaufania to nie mozliwe......uparcie przekonywac będę...MOŻLIWE.

Ufam Bogu tylko i wyłącznie i wierze,że da mi znac,gdyby cos było nie tak.
Naiwna?...
NIE....po tym co przeszłam NIE.

Cytat:
Wczoraj poczułam niesamowitą pustkę i obojętność w stosunku do męża....
Nigdy tak nie miałam.... Jakby był obcym mi człowiekiem.... Trochę mnie to przeraża...
Zawsze czułam, że go bardzo mocno kocham (choć miłość to nie uczucie), a teraz patrzę i nie rozumie co się ze mną dzieje....


Cytat:
Zastanawiam się czy się przypadkiem nie odkochałam.... A może tak wygląda dojrzała miłość??? Jej kolejny etap???
Już nie wiem o co chodzi ze mną????

Czy ktoś tak miał???


Też tak miałam i też przerażona byłam.
Wręcz czułam sie niewdzięczna,bo niby jest jak chcialam,mąż się zmienił,a ja...........trudno to okreslić....zamarzłam i chyba nie kocham.
Bazując na swoim doswiadczeniu i relacjach innych.......to normalne.
Życie po zdradzie łatwe nie jest i jesli komus wydaje sie,ze wystarczy jak ten/ta wróci i będzie ok....to.....niestety ale jest w błędzie.
Potem to dopiero jest cięzka praca.....baaaaaaaaaaardzo cięzka.
Czas i cierpliwość!

Cytat:
Podjęłam kolejną decyzję już nie będę modliła się w swoich intencjach.

...i błąd,bo teraz TA pomoc Ci najbardziej potrzebna.

Osobiście....zaleczenia ran,siły ,wytrwałości i spokoju Ci zycze,niech Bog Cie prowadzi.

Anonymous - 2013-04-23, 22:57

Lena dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem ;-) to bardzo cenne dla mnie ;-)
z ta modlitwą może masz i rację.... ciągle szukam... ale modlę się w ten sposób, ze mówię Boże kieruj moim życiem... oddaję Ci to wszystko, mój ból, moje cierpienie, moje lęki... nawracaj nas.... pragnę zbawienia dla nas obydwojga, ale nie mam zielonego pojęcia jak to osiągnąć, tyle we mnie zranień.... taka jestem słaba....
przyznaje nie potrafię się modlić... nie wiem jak to skutecznie robić..... jak prosić, aby otrzymać....

[ Dodano: 2013-04-24, 20:44 ]
Nie wiedziałam czy pisać czy nie...ale muszę....

Muszę się z Wami czymś podzielić.....

Nie mam daru pisania, jasnego przedstawiania pewnych rzeczy, ale postaram się opisać to jak najlepiej ;-)

Na forum radzono mi, abyśmy poszli na terapię... A tam już fachowo się nami zajmą...
Dobrze nie została rozpoczęta, a już jest zakończona.....oczywiście nadal mogę korzystać dalej, bo muszę nad sobą pracować...ale to co zostało mogę sama zrobić...

Otóż po przeanalizowaniu całej sytuacji, dociekliwych pytań w każdej sferze, ksiądz który to prowadził w końcu zapytał "jak to zrobiłam????"

Do niego przychodzą osoby "skulone w tym bólu i cierpieniu" a ja przyszłam "wyprostowana" i raczej dałam mu świadectwo na to, że pomimo wielkiego nieszczęścia, które mnie spotkało ja zaczęłam sama zdrowieć... w tak krótkim czasie.... jestem w takim miejscu, gdzie innym zajmuje to bardzo wiele czasu... a czasami pewne rzeczy są wręcz niemożliwe dla niektórych.... jak to możliwe? hmmmm... niby skąd ja mam to wiedzieć?

Poruszając wszystkie sfery naszego życia, nasze obecne relacje, postawy doszliśmy do wniosku, że to wszystko stało się za sprawą NASZEJ MIŁOŚCI....
I niewątpliwie szturmu modlitw, który poszły do nieba.... uruchomiłam wszystkie dostępne znajomości :mrgreen:
Co jeszcze? To forum. Modlitwy, filmy, kazania, książki, świadectwa, dyskusje.... Dziękuję!!!!
Jednocześnie wiem, że na tym nie koniec.

Pytałam jak żyć? Co oznacza bycie ostrożną? Czujną?

Odpowiedź sama przyszła po terapii... Szatan miał nas już w garści... I nadal nie odpuści.... Hmmm....
Więc o co chodzi? O mnie!!!! On czeka we wspomnieniach. Szuka najróżniejszych furtek w moim życiu... w moich relacjach z Bogiem.... w gorszym dniu... w codziennościach.... tak, czuję szpilę.... i to ja mam być czujna, aby go nie wpuścić... mam pewne rzeczy odpuścić mężowi... nie wracać.... to już skończony etap....
On zalecił mi to samo czego oczekiwał mój mąż " nie wracajmy już do tego". Pewne rzeczy zostały już wielokrotnie przewałkowane, więc po co?
A jednak miał rację. Mam to zostawić. I tu czeka mnie ogromna praca i obym wytrwała.... bardzo tego pragnę.... pragnę żyć tak Mirakulum mówiła, pisała żyć na 100% ba nawet więcej :-D

Dodał, że wykazałam bardzo dojrzałą postawę... Że to co zrobiłam/robię uratowało nasze małżeństwo. Owszem powiedział, że przed nami jeszcze nie jeden kryzys, ale wszystko będzie wyłącznie zależało od miłości tej z listu Św. Pawła.... To też będzie trudne...

Mój mąż jest tylko człowiekiem. Może zbłądzić.... Ale teraz na to wszystko inaczej patrzę... Bardziej trzeźwo... Wiem, że żadnych niepokojących sygnałów nie mogę bagatelizować....

Wspólna modlitwa. Ten temat też był poruszany.... raczej odpada. Obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie będę próbowała męża nawracać..... Tutaj musi zadziałać Bóg... Niech Go sam prowadzi i nawraca, a ja będę się za nas modliła i trwała starając się być dobrą żoną....

Przestałam się już martwić tym czy to się jeszcze powtórzy..... Jest inaczej.... Jest lepiej.... Pewne rzeczy stały się takie dla nas oczywiste.....

Można powiedzieć, że my tak właściwie zaczęliśmy nowe życie... poznajemy się od nowa.... uczymy się siebie.... ja bardzo wiele rzeczy, które wg.mnie robiłam dla dobra małżeństwa odpuściłam.... przestałam o pewne rzeczy walczyć, wymagać, żądać.... i co????
dostaję teraz to czego tak chciałam, pragnęłam ot tak po prostu.... tego nie mogę pojąć....


Nasze obecne życie to jeden wielki cud.... a po drodze było ich mnóstwo....

A co z pustką? Myślę, że było mi potrzebne doświadczenie.... W każdym razie przeszła i zapanowała niesamowita lekkość, wolność, radość, miłość.... nie wiem jak to nazwać..... jestem inna... odmieniona... spokojniejsza... zdystansowana.... chyba tak mogę to nazwać....

Usłyszałam, że moja skromna osoba, postawa jest typowa dla świętych... tego czego dokonałam... miejsca, do którego dotarłam.... dziwnie się poczułam... łzy mi napłynęły... przecież ja nie miałam takiej mocy, aby sama to przejść... to Bóg to uczynił... ja byłam tylko marnym narzędziem....

No cóż każdy musi to sam przejść. Każda droga jest inna, ale podobna. W różne miejsca może zaprowadzić, ale to ja decyduję o kierunku i ewentualnych pasażerach....

Obecnie czuje się taką nicością, ale jestem bardzo szczęśliwa, że tak bardzo ukochał mnie Bóg, tak mocno mnie przygarnął, przytulił.... Ja po prostu popłynęłam za Nim, ale przecież to On mnie wybrał, a nie ja Jego..... To Jego miłosierdzie, ta łaska, którą nas obdarza nie mogę tego pojąć, zrozumieć, ale strasznie mi z tym dobrze....

Czytam tu różne historie i czasami nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim....
Każdy człowiek jest inny... Każde małżeństwo....
Wiem, że są i takie beznadziejne sprawy, że dla zachowania zdrowia psychicznego warto się rozejść..... My też mieliśmy, ale nie wiem czy bylibyśmy nadal razem... Zostaliśmy i trwamy przy sobie.... A mój mąż każdego dnia skromnymi i właściwie nic nie znaczącymi gestami pokazuje jak bardzo mnie kocha....

Jak Bóg pozwoli może kiedyś wspólnie z mężem zawitamy do Puław i złożymy nasze świadectwo tego jak jest.... a jak było z nami źle...

Tak jest dziś.... Nie wiem co będzie jutro, za tydzień, miesiąc, rok, czy dziesięć lat...
Na pewno chcę przeżyć każdy dzień dany od Pana w pełni, tak jak by był moim ostatnim na tym świecie....

Anonymous - 2013-04-25, 17:18

Cytat:
Dalej.....powiedzialam sobie....nie wierzę i nie mogę do końca zaufać osobie,ktora przez lata tak mnie oszukiwała i zdradzała.
Zawiodłam sie nie raz i głupotą było by wierzyć.
Mogę miec nadzieje,ale juz nie ufam......toz to człowiek tylko.
Niejeden powie....więc to nie miłosc,bo bez zaufania to nie mozliwe......uparcie przekonywac będę...MOŻLIWE.


Lena
Zgadazam się z tym co piszesz, głupotą jest zaufać do końca osobie która DŁUGOTRWALE zdradzała i oszukiwała. Można mieć nadzieję, bardzo pragnąć zmiany, modlić się o to, obserwować człowieka który zawiódł....
Ale nie rozumiem tej miłości bez zaufania.
Jak to godzisz ze sobą ???

Miłość, zaufanie, bezpieczeństwo... to wszystko dla mnie się ze sobą ściśle wiąże.
Na początku po wykryciu zdrady można tak odczuwać- tak bardzo kocham osobę która mnie zdradziła pomimo, że mnie zawiodła, nie chce dać jej odejść więc daje jej szansę, zaufam jej....ale dalsze, codzienne życie z osobą którą kocham ale nie ufam jest chyba niewykonalne.
No bo jak można żyć na codzień z człowiekiem któremu nie ufamy?
Ten brak zaufania przekłada się na codzienność właśnie, od pozornie błahych spraw po te ważniejsze i najważniesze.
A jeśli damy radę to pogodzić to chyba nie będzie nam z tym dobrze, nie będziemy szczęśliwi bez zaufania.
A potem zacznie się wkradać rutyna, obojętność...
Czy Ty nie masz z tym problemu?



Ja mówię na podstawie tego co przeżyłam.
Z perspektywy czasu patrząc to moje przebaczenie, pogodzenie się ze zdradą, walka o małżeństwo były bezsensowne.
Choć z drugiej strony mogłam powiedzieć sobie, że nie odpuściłam i walczyłam o moje małżeństwo.
Ale tak na prawdę nigdy już do końca nie zaufałam mojemu mężowi, zawsze gdzieś na dnie była ta szpila w sercu którą czułam mocniej przy jakimś przypadkowym wspomnieniu o zdradzie, filmu z tym motywem a nawet przy usłyszeniu słowa zdrada, romans...
Nawet w zwykłych sytuacjach gdy rozmawialiśmy (o wiele szczerzej niż przed zdradą) czaiła się gdzieś w głębi myśl czy on z nią też tak szczerze rozmawiał ( niestety tak) gdy gdzieś się wybieraliśmy zdarzały się myśli czy on z nią też tak planował wyjazdy,
gdy szliśmy spać przypominały mi się jego meile do niej - że chciałby to znią zasypiać codzień...
mogłabym opisywać długo jeszcze.
Straciłam kilka lat życia próbując wszystkiego, terapii, rozmów z mężem, spowiedzi, modlitw.
Przez jakiś czas po wykryciu zdrady nawet kontrolowałam jego telefon i meile ( sam mi oddał telefon)...nic to nie dało, znów zaczął zdradzać.
Dodam że on w tym czasie godził się na wszystko sam deklarował, że teraz już
będzie tylko z nami i nikogo nie potrzebuje, sam mi podał wszelkie hasła do swoich kont, profili, poczty, sam zaproponował terapię, sam próbował ze mną rozmawiać, sam poszedł do spowiedzi, zaczął chodzić do kościoła, przekonał moich rodziców...
To wszystko była jego inicjatywa.
Ja uwierzyłam w to bo bardzo chciałam uwierzyć. We wszystkim chciałam widzieć oznaki zmian jego serca.
Gdy dał mi wszystkie hasła myślałam, że to oznacza, że jest całkowicie szczery ( zrobił nowe konta), gdy nie chciał nigdzie iść bez nas
(myślałam że wreszcie tylko nas kocha i potrzebuje) gdy przelewał całe swoje zarobki
na moje konto mówiąc, że są dla mnie ( potem zrobił 2 konto a wcześniej lwia część jego zarobków szła na kochankę)
Teraz wiem, że nawet ścisła kontrola, terapia nie zmienią na stałe kogoś kto nie chce zmienić swojego serca a chce tylko uzyskać
przebaczenie wszelkimi środkami.
Nie można nikogo zbawiać na siłe.
Tego się po prostu nie da zrobić choćbyśmy bardzo chcieli.
Ja już nigdy w pełni nie zaufałam mojemu mężowi ( choć był okres 2 letni po pierwszej zdradzie w którym mnie nie zdradzał).
Zawsze już czułam tą szpilę, niepewność co do niego, brak zaufania...to mi nie pozwoliło zapomnieć, zresztą chyba się nie da zapomnieć o tym.
Ale też ten brak zaufania nie pozwolił mi na uczucie całkowitej bliskości,bycie szczęśliwą z nim.
To było już jak życie obok siebie, poprawne, układne, dogadywaliśmy się, rozmawialiśmy .. niby wszystko dobrze ale...
A potem były inne zdrady i moje coraz większe odsunięcie się od tego wszystkiego, od niego, obojętność...


Jak Ty Leno godzsz to życie w miłości bez zaufania?
W jaki sposób dajesz radę tak?

Anonymous - 2013-04-25, 17:43

lena napisał/a:

Dalej.....powiedzialam sobie....nie wierzę i nie mogę do końca zaufać osobie,ktora przez lata tak mnie oszukiwała i zdradzała.
Zawiodłam sie nie raz i głupotą było by wierzyć.
Mogę miec nadzieje,ale juz nie ufam......toz to człowiek tylko.
Niejeden powie....więc to nie miłosc,bo bez zaufania to nie mozliwe......uparcie przekonywac będę...MOŻLIWE.

Ufam Bogu tylko i wyłącznie i wierze,że da mi znac,gdyby cos było nie tak.
Naiwna?...
NIE....po tym co przeszłam NIE.



Lenko...Jezus obdarował zaufaniem osoby szlachetne, takie jak św .Piotr... ich taką miłością obdarowywał...Ty natomiast i każdy małżonek powinien obdarować swego małżonka taką miłością która będzie dla niego/niej życiem , a nie zgonem...co wcale nie jest łatwe ;-)
pozdrawiam:)

Anonymous - 2013-04-26, 00:30

Cytat:
...nie rozumiem tej miłości bez zaufania.
Jak to godzisz ze sobą ???

Małgosiu.....kiedys tez nie rozumiałam.
Mogłabym w tym momencie wstawić "hymn o miłości", jakieś linki do artykułów,cytaty....wszystkie mówiace o tym czym jest miłość.
Mogłabym,ale.....osobom w kryzysie,krzywdzonym,zdradzanym bardzo trudno jest to przyjąć,zgodzić się....rozumię,bo sama w swoim czasie się buntowałam.
Nie rozumiałam,moze nie chciałam,górował żal,ból i wściekłość.
Z czasem pojęłam.

Miłośc bez zaufania.....jak godzę?
Najprostszy przykład......
Po prostu kocham bez względu na wszystko ,tak......jak swoje dzieci....bezwarunkowo.
Dzieciakom na dziś nie ufam..niestety,bo to nastolatki,chłopaki z durnymi pomysłami,jednego dnia obiecują,drugiego zawalają.
Nie ufam ,a kocham i chce dla nich jak najlepiej,mimo,ze nieraz doprowadzaja mnie do płaczu.
Miłość.....nieco inna,ale MIŁOŚĆ.
Prostszego przykładu podac nie potrafię.

Cytat:
Miłość, zaufanie, bezpieczeństwo... to wszystko dla mnie się ze sobą ściśle wiąże.

Dodałabym jeszcze.....szczęście, szczerość, wzajemne zrozumienie i pomoc, podpora w problemach.... itp.

Tak myślałam wychodzac za mąż i przez lata uparcie się tego trzymałam.
I racje miałam,bo tak wyglądać powinno małżeństwo.

Małzeństwo,miłość,przebaczenie,zaufanie.....to jednak zupełnie odrębne ,że tak powiem "definicje"
W watku mowa o miłości i na niej sie skupiam.

Cytat:
No bo jak można żyć na codzień z człowiekiem któremu nie ufamy?
Ten brak zaufania przekłada się na codzienność właśnie, od pozornie błahych spraw po te ważniejsze i najważniesze.
A jeśli damy radę to pogodzić to chyba nie będzie nam z tym dobrze, nie będziemy szczęśliwi bez zaufania.
A potem zacznie się wkradać rutyna, obojętność...
Czy Ty nie masz z tym problemu?


...jak wyżej...nie ufam synom,a zyję z nimi,kocham.....podobnie jak z mężem....
Małgosiu...podstawowe pytanie.....z tym zaufaniem to o co Ci tak naprawdę chodzi......chcesz mieć pewność ,ze nigdy wiecej Cie nie zdradzi? O jaką sfere życia Ci chodzi?
Osobiście takiej pewności nie mam,ale to nie przeszkadza mi kochać, żyć szczęśliwie,cieszę sie tym co mam,a mam dobrego męża na dziś.
Ponadto przebaczenie z zaufaniem nie musi iść w parze.
Przebaczyć i kochać owszem,ale przebaczyć i ufać ...niekoniecznie.

Cytat:
Ale tak na prawdę nigdy już do końca nie zaufałam mojemu mężowi, zawsze gdzieś na dnie była ta szpila w sercu którą czułam mocniej przy jakimś przypadkowym wspomnieniu o zdradzie, filmu z tym motywem a nawet przy usłyszeniu słowa zdrada, romans...


Znam te szpilę....film, reklama,słowo wystarczyło....straszne.
ale......nie ma to związku z zaufaniem.
To Twój problem ,fakt....zafundowany przez męża,ale Twój.
Chcesz pomocy...skorzystaj z fachowców...samej będzie ciężko.

Małgosiu.........moim zdaniem.......zatraciłaś się,bezwzglednie ufając i zmieniając sie pod Niego.
Ja zmieniłam się dla siebie,,kocham,ale nie ufam......i jeste szczęsliwa jak nigdy.
Mąż również.
Ogólnie.....szczęśliwi jesteśmy.

Anonymous - 2013-04-26, 07:28

Leno bardzo dobrze to wyjaśniłaś. niestety ja takiego daru nie mam. pewne rzeczy rozumie, są dla mnie oczywiste, ale nie potrafię tego przekazać innym....

właśnie ostatnio myślałam o miłości i zaufaniu....
poczułam pustkę i nie wiedziałam co to może być. a patrząc na siebie z boku pojęłam, że to co robię na co dzień to jest miłość. to moja postawa otwarcia się na drugiego człowieka i nie życia jakby się nic nie stało, ale nie zatruwanie tego życia tym co się stało. a to chyba jednak znacząca różnica :->

pozdrawiam

Anonymous - 2013-04-26, 09:53

Orsz napisał/a:

Tyle w sprawie zdrady emocjonalnej. W ten sposób nigdy nie zdradziłem.
Każdy człowiek będący w małżeństwie ma obowiązek stawiać na pierwszym planie małżonka.


Orsz stworzyłeś sobie ogólne teorie, które dotyczą tak naprawdę Twojej sytuacji.
Jak się domyślam z tego co piszesz, Ty zdradziłeś fizycznie, a żona emocjonalnie.
Twoja zdrada mniej zła a jej bardziej?
Jeśli ktoś zdradza tylko fizycznie to tym bardziej wyrządza zło, bo....
krzywdzi i oszukuje nie tylko małżonkę/a , ale także siebie i osobę z którą zdradza.

Anonymous - 2013-04-26, 11:09

lena napisał/a:

Ja zmieniłam się dla siebie,,kocham,ale nie ufam......i jestem szczęsliwa jak nigdy.
Mąż również.
Ogólnie.....szczęśliwi jesteśmy.


Chcę o coś zapytać Lenko...
użyłaś słów
Cytat:
szczęśliwa jak niigdy, ogólnie...szczęśliwi jesteśmy


Co jest pełnią szczęścia? Co jest nasyceniem, żeby móc powiedzieć: jestem w pełni szczęśliwa...?

pozdrawiam...

Anonymous - 2013-04-26, 23:03

Cytat:
Co jest pełnią szczęścia? Co jest nasyceniem, żeby móc powiedzieć: jestem w pełni szczęśliwa...?



Mirelko.....niewiem,bo...dla każdego to co innego.
Moim zdaniem nie ma jednoznacznej definicji szczęścia,bo coś co uszczęśliwi mnie,niekoniecznie uszczęśliwi innego.

Mogę cieszyć się słońcem za oknem,podczas gdy ktos inny buczeć będzie ,że go razi.
Jeden szczęśliwym będzie mając zapełnione konto,sukcesy zawodowe odnosi,ma super brykę(samochód) drugi,że ma rodzine,cudowne dzieci,zdrowie , jeszcze inny,że kromkę chleba ma na śniadanie.
Przyziemne przykłady,ale jakże prawdziwe.

Jestem szczęśliwa,bo....tak wybrałam
Każdego dnia mam wybór......każdego dnia moge wynaleźć dziesiątki rzeczy,spraw dzieki którym poczuję sie szczęśliwa,badź nieszczęśliwa.
Wybieram szczęście....

Czy nie mam problemów?....mam,ale łatwiej mi je rozwiązywać bedąc szcęśliwą.

Anonymous - 2013-04-27, 08:05

Cytat:
Miłośc bez zaufania.....jak godzę?
Najprostszy przykład......
Po prostu kocham bez względu na wszystko ,tak......jak swoje dzieci....bezwarunkowo.
Dzieciakom na dziś nie ufam..niestety,bo to nastolatki,chłopaki z durnymi pomysłami,jednego dnia obiecują,drugiego zawalają.
Nie ufam ,a kocham i chce dla nich jak najlepiej,mimo,ze nieraz doprowadzaja mnie do płaczu.


Leno,
A ja trochę inaczej myślę o miłości w związku.

Miłość do dzieci oczywiście jest bezwarunkowa. Nawet nie będę próbować tego negować bo to oczywiste dla każdej matki.
Kiedyś czytałam, że po narodzinach pierwszy krzyk dziecka automatycznie wyzwala miłość u matki i to jest prawda.
Kochamy swoje dzieci za to, że są częścią nas, są wyjątkowe, w zasadzie za sam fakt istnienia.
Mądra miłość rodzicielska zawiera bezwarunkową akceptację dzieci, zapewnienie im bezpieczeństwa, poczucia ważnośći, więzi... Dojrzały rodzic kocha swoje dziecko bezwarunkowo, co właśnie oznacza, że tu nie ma miejsca na żadne warunki ze strony
rodziców względem dziecka....

Ale czy w miłości małżeńskiej naprawdę nie ma żadnych warunków ???
Uczucie miłości do męża lub żony w związku chyba zawsze jest oparte na pewnych warunkach,
bo kocha się męża lub żonę za to jakimi są, jakie mają cechy, co sobą reprezentują, a nawet za to jak się z nimi czujemy, jak nas uszczęśliwiają ....no długo by pisać...a nie za to, że jak dziecko pojawili się w naszym życiu i to automatycznie obliguje nas do miłości wobec nich.

Może trochę inaczej jeszcze...
Nie mów mi Leno, że nie oczekujesz niczego od swojego męża, nie ma żadnych warunków w waszym związku i kochasz go tylko za to, że jest.
Ja widzę to tak:
Widzisz moimi oczekiwaniami w związku była szczerość, prawdomówność, uczciwość, zaufanie, wsparcie, działanie razem przeciwko przeciwnościom, wspólne decyzje, wyrozumiałość, no i co tu kryć sex który ma duże znaczenie... można dopisywać oczywiście.
Tak ja rozumiałam małżeństwo.
W każdym właściwie aspekcie moich oczekiwań doznałam zawodu.
Szczerość, prawdomówność - kłamał wręcz patologicznie.
Działanie razem, wspólne decyzje - jak najbardziej tak ale nie ze mną, tylko z kochanką.
Sex - dla mnie to coś czym nie dzielę się z nikim innym, jeżdżąc po hotelach,lasach, robiąć to byle jak i byle gdzie, w samochodzie, motelu, bez zabezpieczenia, byle tylko numerek zaliczyć.
Wsparcie - przed wykryciem zdrady zerowe, po wykryciu przez dwa lata wspierał i wyręczał mnie we wszystkim, potem znów nic.
Zaufanie- no chyba nie muszę pisać :)
Podaję to jako przykład, a nie po to by znów wyliczać jego winy :).
Myślę, że w związku dorosłych ludzi zawsze jakieś tam warunki są.

A co do braku zaufania w miłośći.
Ja nie umiałam w taki sposób kochać. Nie umiałam oddzielić miłości od zaufania bo dla mnie jedno jest wyznacznikiem drugiego.
To jak podzielić przez dwa coś czego nie można podzielić.
Kochałam i nie ufałam... i nie mogłam z tym być szczęsliwa. To rodziło taki niewidzialny mur który z czasem rósł i już nie można było go przeskoczyć. Wtedy uznałam, że muszę za wszelką cenę zaufać bo w taki sposób już żyć dalej nie mogę.
No i spróbowałam ( nie będę oszukiwać, nie udało się do końca, wybaczyć tak ale zaufać
całkiem już nie) ale znów zostałam zdradzona......

Myślę, że niewiele kobiet może być szczęśliwa W PEŁNI, bez zaufania.
A żyjąc bez tej pełni, bez tego poczucia bliskośći, nigdy nie poczuje się tej jedności z tym właśnie człowiekiem, wspólnoty, poczucia, że ten drugi człowiek jest moim uzupełnieniem, ostoją bezpieczeństwa.....a to jest właśnie miłośc dla mnie.
Więc chyba miłość bez zaufania nie jest możliwa !?
No, dla mnie nie jest.
To może być kwestia indywidualna, ale ja po prostu tak czuję.


Wracając jeszcze do miłości bez zaufania względem dzieci i dorosłych.
I tu też mam odmienne zdanie Leno.
Ufam moim dzieciakom co wcale nie znaczy, że nie broją nic :).
Tylko to trochę dla mnie inna sytuacja.
Dziecko mogę usprawiedliwić choćby tym, że jest dzieckiem, dorosłego nie mogę usprawiedliwić w każdej sytuacji.
Dziecko jest dzieckiem, dorosły NIM NIE JEST.
Dorosły człowiek ma wolną wolę i nią się kieruje. Odpowiada za własne czyny i swoje wybory. Nie można usprawiedliwić jego zdrady mówiąc tylko, że popełnił błąd. To chyba żadnej zdradzonej żonie nie wystarczy. Potrzeba do tego przebaczyć zdradę, przeboleć, w jakimś stopniu zapomnieć, odbyć leczenie-terapię...
A z dziećmi sama wiesz... zupełnie co innego.
Zresztą samo porównanie miłości rodzicielskiej a miłości partnerskiej jako bezwarunkowej do mnie nie przemawia.
Kochając w taki sposób zawsze bym już traktowała mojego męża jako kogoś kto nie odpowiada do końca za własne czyny, kogoś kogo trzeba pilnować, asekurować, jak dziecko właśnie.
A ja nie takiej miłości oczekiwałam w małżeństwie. Nie potrzebowałam trzeciego dziecka tylko mężą, partnera, kogoś kogo kocham i kogoś komu ufam całkowicie.
Oczywiście po zdradzie to zaufanie to trochę utopia.
I tu się nareszcie z Tobą zgodzę - "Zawiodłam sie nie raz i głupotą było by wierzyć"
Tak, niewiele kobiet po tym może prawdziwie zaufać.
Tylko to właśnie przekreśla w pewnym stopniu prawdziwą pełnię szczęścia, taką moją indywidualną :).

Anonymous - 2013-04-27, 12:25

Lenko napisze Ci na prv wieczorem:)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group