Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - pokój serca

Anonymous - 2013-03-23, 14:48

Niezapominajko

Trochę tak na szybko odpowiem.

Czy uważam, że jesteś naiwna?
Chyba uważam, że trochę tak.
Być może jest to kwesia wieku, wydaje mi się ( może się myle) czytając twoje posty, że jesteś osobą bardzo młodą. Ja jestem już osobą starszą i chyba bardziej doświadczoną.
Chodzi mi o twe zmienne deklaracje, najpierw sianie złością i nienawiścią, potem teksty pełne pychy na temat swego wyglądu a potem oświadczenia jak cudownie jest twraz w twoim małżeństwie i jak bardzo się z mężem kochacie. Bardzo to wszystko sprzeczne i niespójne.
Od pierwszych postów minął niecały miesiąć a ty już tak bardzo zmieniłaś pkt myślenia.
Pewnie trochę masz rację, że nie umiem się odciąć od tego co napisałaś wcześniej ale na postawie tego włąsnie i czytając następne posty wyrobiłem sobie jakiś obraz sytuacji, zdanie o Tobie i Twoim mężu.

Kenya napisała, że większość zdradzanych chce jak najszybciej zapomnieć o zdradzie. Trupy
schować do szafy i dalej bawić się w cudowne rodziny. Uwierzyć zdradzającemu i mieć spokój.
Czy nie jest tak trochę u Ciebie?

Zastanawiam się czy naprawdę dojrzale podchodzisz do zdrady?
Czy nie przechodzisz jej trochę powierzchownie?
Czy zadałaś sobie pytania czemu zostałaś zdradzona?
Kim była kochanka dla twojego mężą?
Jakie jego potrzeby zaspokajał ten związek?
Czy w czasie romansu mąż ją kochał i co wtedy czuł do Ciebie?
Czy potrafisz powiedzieć głośno, że mąż ją kochał i wiele dla niego znaczyła, tak wiele że ryzykował dla niej rodzinę?
I czy naprawę wybaczyłaś mężowi zdradę?
Ale mówię o prawdziwym wybaczeniu a nie wybaczeniu bo tak wypada, bo nie chcesz go stracić, bo nie chcesz rozwodu, nie chcesz czuć się przegrana, bo macie dziecko, bo jesteś od niego zalężna emocjonalnie i finansowo. To akurat nie są dobre powody do wybaczenia.

No i najbardziej bolesne rozważania?
Jakim CZŁOWIEKIEM JEST TWÓJ MĄŻ?
Do czego był zdolny w czasie romansu?
Do czego był zdolny dla kochanki?
Czy okłamywał Cię w jego czasie nawet w najprostszych sprawach, byleby być z nią dłużej?
W jaki sposób Cię okłamywał, czy bez wyrzutów sumienia kłamał prosto w twarz?
Czy wierzyłaś w jego kłamstwa, czy umiał Cię do nich przekonać?
Co dla niego oznacza Bóg, małżeństwo, wierność, dobro, Sakramenty Św.?
Jakie wartości ma twój małżonek?
Zrozumienie tego pomoże Ci w ocenie realnej a nie życzeniowej.
Pisałaś, że mąż jeżdził z kochanką w celu usunięcia dziecka.
To też wiele mówi o tym jakim jest człowiekiem.
Czy wiedziałaś o tym, czy to również wykryło się po zdradzie?

Nie wiem czy mnie rozumiesz.
Widzisz nie każdy człowiek potrafi i chce się zmienić.
Jeśli jest na tyle dobrym aktorem by oszukiwać długo potrafi również przekonać do zmiany teraz po zdradzie. To po roku zdrady już dla niego bułka z masłem.
Ale to nie oznacza wcale, że zmiana jest prawdziwa i szczera.
Pisałaś, że o zdradzie wiedzą Wasi najbliżsi. Czyli jeszcze jeden powód by mąż starał się ratować małżeństwo.
Jeśli tego nie będzie robił straci oprócz domu, dziecka, majątku, Ciebie jeszcze ich szacunek.
A więć jeszcze wyższa stawka gry.

Bardzo dużo teraz czytam o zdradzie, są to akademickie materiały, statystyki.
Sporo tam pisze o tym, że osoba prowadząca długotrwałe związki pozamałżeńskie jest kłamcą doskonałym. Kłamstwo jest jego drugą naturą. Potrafi oszukiwać bez mrugnięcia okiem, w najbardziej już nawet banalnych sprawach. Np. wyjście do sklepu ( tel do kochanki), wypad z koleżankami ( schadzka), pójście do pracy ( urlop z kochankiem), szkolenie ( upojny wyjazd j.w). Taka osoba stawia na szali wszystko aby tylko być z kochankiem.
I kłamstwo które to umożliwia traktuje jako coś naturalnego. Niestety im dłuższy był związek równoległy tym jest to łatwiejsze i naturalniejsze. I coraz trudniej z tym zerwać
zdradzającemu. W zasadzie bardzo duży procent zdradzających długotrwale nie uważa kłamstwa za grzech ale za coś wygodnego i nie zmienia się szczerze.
To tylko gra no i przekonanie, że powinni ratować małżeństwo. A po okresie przeczekania i wybaczenia ( może to i kilka lat trwać) zaczynają na nowo rozglądać się za kolejną nowością.
To bardzo boli nas zdradzanych ale nie każdy człowiek jest zdolny do prawdziwej zmiany.

I jeszcze jedno.
Nie tłumacz zdrady męża tym, że nie czuł się kochany. Nie wiń za zdradę siebie.
Ty również nie czułaś się kochana ale nie szukałaś kochanka, ja choć zostałem 2-tnie zdradzony nie rozglądałem się za kochanką.
Tak jak i nie tłumacz zdrady działaniem szatana lub drogą którą prowadzi Was Bóg.
Kążdy człowiek ma wolną wolę. I sam dokonuje wyborów. To one określają jakim jest człowiekiem. Naprawdę dobrze opisała to kenya na temacie Agnieszki:


"sa osoby,ktore zdradzaja i pewnie beda zdradzac,i to jest ich slepy wybor zla,podsycany
wieloma bodzcami,ktore swiat wokol wysyla,


Nie zgodzę się, że ślepy wybór. Gdyby tak było, należałoby przyjąć, że takie osoby nie mają ŻADNEJ zdolności odróżniania dobra od zła a ich wybór dokonuje się przypadkowo.
Pragnę tylko dodać, że na owe wspomniane przez Ciebie bodźce narażenie są wszyscy ludzie, lecz jednak nie wszyscy dokonują takich samych "ślepych" wyborów, ciekawe dlaczego?"

Przeczytaj jej cały wpis.

A co do rady jaką mógłbym Ci dać.
Nie wiem czy jestem w stanie dać jakąkolwiek mądrą, sam jestem w podobnej sytuacji ale kiepsko sobie z nią radzę :(
Jedyna sensowna jaka mi przychodzi do głowy to trochę mniej euforii z jaką opisujesz teraz zmianę męża, wasz idealny związek....
Brzmi to jakbyś chciała przekonać SIEBIE a może nas forumowiczów, że jest idealnie a zmiana jest prawdziwa. Trochę więcej obserwuj, bądż ostrożna i nie ciesz się na wyrost.
Bo za kolejny miesiąc życie może znów twoje poglądy zweryfikować.
A co do cieszenia się chwilą to jasne, ciesz się nią. Ale cieszenie się chwilą to właśnie radość krótkofalowa, spontaniczna, i nie można na podstawie kilku chwil dobrych orzekać że cała
terażniejszość jest idealna a zdrada nic nie znaczyła właściwie.
Czasem odnoszę wrażenie jakbyś myślała, że zdrada była czym dobrym?
Bo teraz dopiero się zrozumieliście, teraz mąż się zmienił, ty się zmienisz i będzie idealnie, długo i szczęśliwie...
Bąż ostrożna.
Pół roku to naprawdę bardzo krótki okres czasu.

Anonymous - 2013-03-23, 22:56

dzięki Przemku

wiem o co Ci chodzi, że za szybko się cieszę. że to bardzo długi proces i w przypadku kogoś kto długo zdradzał po prostu może oznczac recydywę i przed tym chcesz mnie przestrzec....

zdaje sobie z tego sprawe. odpowiedziałam sobie na wszystkie twoje pytania.
rzeczywiście jestem młodą osobą. może zbyt ufną, zbyt wierną, zbyt bardzo wierzącą, że On się zmienia, bo tego pragnę całym sercem.

cały czas mama z bratową przestrzegają mnie przed nim, żebym nie ufała. żebym była ostrożna, że on nigdy się nie zmieni.....
nawet nasz proboszcz, który jest 25 lat w parafii dowiedziawszy sie przez przypadek o całej sytuacji, stwierdził, że jest przeciwny rozwodom, ale w tej sytuacji nie ma wyjścia......

ja na prawdę nie wiem co mam robić???
dać szansę?
czy pogodzić się z losem i rozstać się....

ja to wszystko wiem co piszesz

widzę namacalne zmiany.... a co z tym zrobić.... skoro wiem czego kiedyś nie trawił, to wiem, że jeśli zmiany nie idą z serca, z prawdziwej potrzeby przemiany swojego serca już wkrótce dowiem się o tym....
znam go i wiem, że kiedyś pewne rzeczy go dusiły, więc i teraz będą....

a poza tym jestem niezależna finansowo, mam gdzie mieszkać i dla dobra dziecka nigdy nie zgodziłabym się na trwanie w toksycznym związku (lepszy tata, który odwiedza)

mój mąż to wzorcowy kłamca i co dalej?????

a co z Ewangelią????

to wszystko jest takie trudne...

zapomniałam, ale to jednak ważne. mój M zaczął chodzić w obrączce sam z siebie i powiedział, że nigdy jej już nie zdejmie. może to nieważne, ale znałam jego stosunek do niej i nigdy nie nalegałam, aby chodził....

wiem, napiszesz, że mam to czym marzyłam.... paradoks kłamcy....
trochę mnie to wszystko już męczy....

Anonymous - 2013-03-24, 00:03

niezapominajka8 napisał/a:
mój mąż to wzorcowy kłamca i co dalej?????

a co z Ewangelią????


Spróbuję odpowiedzieć cytując :


„Żona związana jest tak długo, jak długo żyje jej małżonek. Jeśli mąż umrze, może poślubić kogo chce, byleby w Panu” (1 Kor 7,39). Zaś w Liście do Rzymian: „Kobieta zamężna na mocy Prawa związana jest ze swoim mężem, jak długo on żyje. Gdy jednak mąż umrze, traci nad nią moc prawo męża. Dlatego to uchodzić będzie za cudzołożną, jeśli za życia swego męża współżyje z innym mężczyzną. Jeśli jednak umrze jej mąż, wolna jest od prawa, tak iż nie jest cudzołożnicą współżyjąc z innym mężczyzną” (7,2n).

Warto tu przytoczyć jeszcze bardzo stare, pochodzące mniej więcej ze 150 roku, świadectwo, mówiące, jak pierwsi chrześcijanie rozumieli opuszczenie współmałżonka „na wypadek nierządu”. Autorem tekstu jest Hermas, jego zaś dzieło —Pasterz — jest jednym z najważniejszych pism starochrześcijańskich:
„Panie — powiedziałem —
Jeśli kto ma żonę, która wierzy w Pana,
I przekonał się, że ona popełnia cudzołóstwo,
Czy grzeszy mąż, jeśli dalej z nią żyje razem?”
„Tak długo, póki nie wie — odpowiedział — nie grzeszy.
Jeśli się jednak mąż dowie o jej grzechu,
A niewiasta nie pokutuje,
Ale trwa w swym porubstwie,
I mąż dalej z nią żyje razem,
Staje się współwinny jej grzechu,
I bierze udział w jej cudzołóstwie”.
„Jakżeż tedy, o panie — pytałem — ma postąpić mąż,
Jeśli żona trwa w swej namiętności?”
„Niechże ją oddali — odrzekł
A mąż niech żyje samotnie,
Jeśli zaś oddali swą żonę i pojmie inną,
Tedy i on cudzołoży”.
„A jeśli, o panie — pytałem — niewiasta po swym
oddaleniu pokutuje,
I chce powrócić do swego męża,
Czy on jej nie powinien przyjąć z powrotem?”
„Z pewnością — odrzekł —
Jeśli mąż jej nie przyjmie,
Grzeszy i wielką na siebie ściąga winę.
Powinno się przecie przyjąć tego, który zgrzeszył,
a czyni pokutę.
A zatem dla tej pokuty mężowi żenić się nie wolno.
Oto jak się żona i mąż powinni zachowywać”1

Nie wolno chrześcijaninowi tolerować sytuacji trójkąta małżeńskiego: jeśli niewinny małżonek nie może sytuacji zmienić, powinien raczej współmałżonka opuścić i w modlitwie i pokucie czekać na jego nawrócenie, niż godzić się na bezczeszczenie małżeństwa.

Wszystkie fragmenty są z tekstu o. Jacka Salija :"Czy Ewangelia dopuszcza rozwód?"

www.ojacek.sychar.org

Anonymous - 2013-03-24, 00:52

Niezapominajko

Nie mogę jakoś spać, w głowie natłok myśli więc popiszę trochę.

TAK. Dokładnie tak napiszę.
Proces prawdziwej zmiany jest bardzo trudny i długotrwały. I uwierz mi nie sposób określić po paru zaledwie miesiącach czy żal jest szczery a zmiana dogłębna. To może zając lata nawet.
Dlatego też, tak nieufnie podchodzę do człowieka któremu po tak długiej zdradzie tak szybko udało się zmienić całkowicie.

I nie jest tu niestety dowodem zmiany spowiedż twojego męża, jego chodzenie teraz do kościoła ani nawet noszenie obrączki.
To mogą ( nie muszą) być tylko pozory, gra by ocalić małżeństwo.
Zdziwiłabyś się do czego zdolni są ludzie którzy mogą stracić wszystko.
To tak jak z tym do czego są zdolni nasi współmałżonkowie podczas zdrady.

Niestety związek twojego męża był długotrwały więc jest już jakiegoś rodzaju recydywą (jeśli po wykryciu zdrady nadal utrzymywał kontakt z kochanką na jakichkolwiek zasadach).
Te pytanie które Ci napisałem, na które miałaś SOBIE ( nie nam na forum) odpowiedzieć są bardzo ważne.
I tak bardzo bolesne.
Czy wiesz jakim człowiekiem jest Twój mąż, do czego był zdolny i jak Cię oszukiwał?
Czy jest to człowiek który ceni wartości, wierzy w Boga?
Ty musisz to ocenić.

Następny krok :
Teraz musisz sobie odpowiedzieć czy gdyby mąż chciał ocalić za wszelką cenę małżeństwo co by robił i jakimi środkami?
I czy zdołałby Cię znów oszukać ???
Nie musisz odpowiadać mi.
Odpowiedz na to sobie.
Jesteś osobą głeboko wierzącą, małżeństwo dla Ciebie to świętość, cenisz podstawowe wartości, jeśli twój mąż Cię zna choć trochę to chyba tędy znajdzie odpowiednią furtkę...
Jeśli nie chodził wcześniej do kościoła teraz chodzi, jeśli nie poświęcał Ci czasu teraz to robi, jeśli nie nosił obrączki teraz to zrobi, jeśli żył w ciągłym biegu teraz oddycha w domu, bawi się z dzieckiem...
To niestety żaden dowód zmiany.
Może oczywiście oznaczać początek prawdziwej zmiany ale wcale nie musi.

Czy twój mąż zdołałby Cię znów oszukać?
Chyba mógłby.
Chyba każdy z naszych zdradzaczy może nas przekonać.
My naprawdę chcemy być przekonani, że nasz współmałżonek zrozumiał swój bład a nas prawdziwie kocha.
Widzisz, z każdego twojego zdania przebija nie pewność, że zmiana jest prawdziwa ale NADZIEJA na to, że jest prawdziwa.
Ty tak bardzo chcesz uwierzyć, wybaczyć i być szczęsliwa, wreszcie zapomnieć, że zupełnie tracisz obiektywizm.
No i myślę że zbyt mocno kochasz...
To już uzależnienie.
A w takim stanie zawsze uwierzysz mężowi.

Bądż ostrożna.
Zaczekaj z tymi opiniami radykalnymi, że mąż się zmienił, że teraz jest wspaniale a małżeństwo kwitnie...
Nie ciesz się przedwcześnie, nie pisz egzaltowanie, teraz jestem tak bardzo szczęsliwa...
Stań troszkę z boku i poobserwuj siebie i męża z dystansem.
Ciesz się dobrymi chwilami ale to tylko chwile, nie buduj na ich podstawie zamków na piasku.
Nie gdybaj, że teraz jesteś wielką miłością mężą.
No i naprawdę nie masz obowiązku tak szybko dojśc do siebie po takim przeżyciu, nie musisz nikogo przekonywać, że to już za tobą, że teraz jest ok, że teraz tylko lepiej będzie.
Domyśliłem się, że jesteś bardzo młoda między innymi po tych pełnych euforii i sprzeczności wpisach.

Nie wiem w jak bliskich kontaktach jesteś z rodziną, ale piszesz, że mama, bratowa a nawet ksiądz proboszcz ( książ daje do myślenia) ostrzegają Cię że twój mąż się nie zmieni nigdy.
Czy to osoby mądre, czy te osoby Cię kochają, czy cenisz ich zdanie ?
Niekoniecznie mają rację ale to osoby które patrzą na całą sytuację z boku, z dystansem.
Widzą twojego męża o wiele trzeżwiej niż Ty, nie patrzą na niego przez pryzmat miłośći ani twojej chęci wybaczenia za wszelką cenę.
Weż ich zdanie pod uwagę.
Nie myl tego z radą - posłuchaj ich - weż pod uwagę to, że mogą mieć rację.

Uderzyło mnie jedno zdanie które napisałaś:
"...znam go i wiem, że kiedyś pewne rzeczy go dusiły, więc i teraz będą.... "
Naprawdę znasz swojego męża ?
Tak naprawdę ?
Czy podejrzewałaś, że jest zdolny do tego co Ci uczynił?

Wiesz, ja chyba muszę po 18 latach małżeństwa powiedzieć, że chyba nie znam mojej żony naprawdę.
Nigdy, ale to nigdy nie przepuszczałbym, że zdolna jest do rzeczy które uczyniła w imię swojej pseudo miłości. Kłamstwa, wykręty, podwójne życie, wyjazdy z kochankiem weekendowe, schadzki ciągłe to nic.
Czyny prawdziwie niegodziwe.
Po raz pierwszy to napiszę tu na forum. Moja żona zaszła z kochankiem w ciążę. Obydwoje uznali, że to " wypadek" (cytuję ją) i postanowili dokonać aborcji. Była to bardzo wczesna ciąża więc moja żona twierdzi, że to nie było dziecko tylko płód i nic się włąściwie nie stało.
No i, że dziecko było spoza małżeńskiego łoża więc musiała tak zrobić.
To przecież nie była aborcja, skrobanka tylko tabletka a więc nawet nie zabieg i jest porządku.
Tak to wszystko opisuje.
Odkąd to wiem, zrozumiałem, że chyba nie znam jej zupełnie a nawet nigdy nie znałem.
Nie mogę uwierzyć, że była do tego zdolna, że teraz mówi o tym jakby nic się nie stało......
Dlatego tak bardzo mnie zbulwersował twój pierwszy post w którym było zdanie, że twój mąż jeżdził z kochanką by usunąć ciąże.
Tak jakbym przeczytał coś o swojej historii.
Nie wiem jak ty sobie z tym radzisz ale ja sobie zupełnie nie radzę.
Ciągłe myśli w mojej głowie...
Czy takiej osobie można wybaczyć?
Czy warto wybaczyć i po co własciwie.
Czy można z taką osobą budowąć dalsze życie?
Czy nie lepiej pozostać samemu, w zgodzie z własnym sumieniem i wartościami unikająć kolejnych rozczarowań...
To moje wątpliwości.

Ty masz swoje dylematy.
Naprawdę z serca Ci mówię.
Uważaj.
Pracuj nas sobą.
I nie spiesz się.
Nic na tym nie stracisz a tylko zyskać możesz a w razie czego i unikniesz ewentualnych rozczarowań.
Gdyby twój mąż zdradził Cię raz, naprawdę radził bym Ci zupełnie inaczej.
Skup się teraz na dziecku, ono jest najważniejsze.

Anonymous - 2013-03-24, 14:07

przemekf napisal:

Cytat:
Odkąd to wiem, zrozumiałem, że chyba nie znam jej zupełnie a nawet nigdy nie znałem.


Niewielu ma szczęście znać swoich partnerów takimi jakimi są.
Zwykle, zwłaszcza po odkryciu jego/jej "tajemnic" dochodzi się do wniosku, że znaliśmy, kochaliśmy nie człowieka realnego tylko nasze wyobrażenie o nim. On swoją kreację na nasze potrzeby.
To zderzenie wyobrażeń o innym człowieku z realnym jego obrazem, które obnaża życie jest na tyle bolesne i nie do zaakceptowania, że zastanawiamy się czy przypadkiem "zadawanie" się z kimś kto był zdolny do pewnych zachowań nie sprawia, że pewien rodzaj "brudu" osiądzie także na nas.
Zastanawiamy się także czy akceptując człowieka zdolnego do przekroczenia pewnych granic, które dla nas samych są nieprzekraczalne, nie sprzymierzamy się z kimś kto nie rozumie jakie zło się dokonało. Skoro nie rozumie, nie czuje to, czy przypadkiem nie jest zdolny do zrobienia tego samego lub podobnego? Ta właśnie wiedza sprawia, że zaczynamy się zastanawiać do jakiego stopnia jesteśmy w stanie zaakceptować czyjeś złe czyny i co najważniejsze, gdzie są nasze granice i czy pozostawanie razem może odbyć się bez względu na wszystko, za wszelką cenę, to moralne rozterki, które są przypisane człowieczeństwu.

[ Dodano: 2013-03-24, 14:10 ]
On swoją kreację.....stworzył.... na nasze potrzeby.

Anonymous - 2013-03-24, 15:07

przemekfrank napisał/a:
Jeśli nie chodził wcześniej do kościoła teraz chodzi, jeśli nie poświęcał Ci czasu teraz to robi, jeśli nie nosił obrączki teraz to zrobi, jeśli żył w ciągłym biegu teraz oddycha w domu, bawi się z dzieckiem...
To niestety żaden dowód zmiany.
Może oczywiście oznaczać początek prawdziwej zmiany ale wcale nie musi.

Przemekfrank
Gdy Jezus nie wierzył w ludzi-wiara by nie miała sensu
Gdyby Bóg nie odpuszczał grzechów -wiara by nie miała sensu.

Ale idąc czynnikiem ludzkim jaki zapewne się w tobie załamał pod wpływem cięzkich doznań
padło coś zwane zaufaniem.
Tak to zaufanie pozwala nam wchodzic w relacje z innymi.
To zaufanie do kogoś lub czegoś -pozwala nam na otwartość.
Zaufanie to nie pyłek jaki sie wdycha i jest ,albo kichnie i go brak.
Nad zaufaniem trzeba pracować-a ku temu jest chocby wiara najpierw w Boga,potem w człowieka.
Umysł ludzki to pułapka jaka nam daje,albo odbiera i chocby kazdy psycholog jakiego spytasz
odpowie wprost :
ile możesz sam zdziałac
otwierając sie pozytywnie
lub
zamykając negatywnie

przemekfrank napisał/a:
Nic na tym nie stracisz a tylko zyskać możesz a w razie czego i unikniesz ewentualnych rozczarowań.

A mnie się wydaje że metoda asekuranctwa-nie jest dobra metodą.

To tak jak wielka chęc jazdy na rowerze,ale strach przed wywaleniem sie powoduje że
schowam głeboko w piwnicy rower-bo przecież moge się wywalić jak pojadę.
Nie pomyslę że przełamując strach ,biorąc rzeczy jakie moga mnie wspomóc(kask,ochraniacze,wolniej jechać)
wypad na rowerze ma sznse być udanym.
Lęk jaki determinuje nas przed skrzywdzeniem ,podpowiada zazwyczaj najprostrza formę.
Zniwelować przyczynę-zamiast zając się ewentualnymi skutkami

Anonymous - 2013-03-24, 22:10

NM

Myślę o tym co napisałaś.

Naprawdę myślisz, że to takie proste znów zaufać?
I wtedy jak to zrobię to wszystko będzie proste, będzie już ok?
I będę w zgodzie z Bogiem, ze sobą?

To nie jest takie proste.

Naprawdę w każdej sytuacji można i powinno się zaufać?
Czy osoba która zdradzała długotrwale, patologicznie kłamała, była zdolna zabić swoje dziecko może się zmienić?
Czy każdy grzech ( nawet zbrodnia) zasługuje na wybaczenie?
Czy ktoś kto uważa, że zabicie dziecka z pozamałżeńskiego związku jest najlepszą drogą rozwiązania "tej komplikacji" zasługuje na wybaczenie?
Czy warto z takiego pokroju człowiekiem wiązać przyszłość, wychowywać dzieci?
Czy jestem w stanie realnie ocenić czy zmiana jest PRAWDZIWA a nie jest to moje wielkie pragnienie uwierzenia w to?


Mówisz, że moje poglądy i rady dla niezapominajki są asekuranckie.
A moje spojrzenie na to jest inne.
W pewnym stopniu jej sytuacja jest podobna, jeśli chodzi o skalę win współmałżonków, jednak nasze nastawienia różne.
Widzisz cały czas mówię o osobach zdradzających - recydywistach, z długimi pozamałżeńskimi związkami emocjonalnymi, zdolnych do perfidnych kłamstw i podłych czynów, w tym do aborcji.
To nie są osoby które zdradziły raz w wyniku błędu, słabości, alkoholu... ( kiepskie tłumaczenia), ale osoby zdolne do prowadzenia długotrwałego podwójnego życia, nikczemności, kłamstw patologicznych już, w najzwyczajniejszych nawet sprawach, prawdziwych podłości.
Czy się zmienią czy mogą nas znów oszukać udając zmianę?

Nie chcę być znowu oszukanym i nie chcę też już dłużej oszukiwać siebie.
I naprawdę nie chodzi tu o strach przed kolejnym bólem -to twoje porównanie do jazdy na rowerze. Nie boję się bólu.
Ale tak boje się kolejnego rozczarowania. Nie przez wzgląd na siebie ale przez wzgląd na moje
dzieci.
Rozumiesz to?

Jeszcze jedno o czym myślę czy naprawdę znamy naszego współmałżonka?

Kenya napisała:
"To zderzenie wyobrażeń o innym człowieku z realnym jego obrazem, które obnaża życie jest na tyle bolesne i nie do zaakceptowania, że zastanawiamy się czy przypadkiem "zadawanie" się z kimś kto był zdolny do pewnych zachowań nie sprawia, że pewien rodzaj "brudu" osiądzie także na nas. Zastanawiamy się także czy akceptując człowieka zdolnego do przekroczenia
pewnych granic, które dla nas samych są nieprzekraczalne, nie sprzymierzamy się z kimś kto nie rozumie jakie zło się dokonało".

Może to i złe ale tak właśnie myślę.
Że jeśli wybaczę znów, to będzie to równoznaczne z tym, że zaakceptuję to zło do którego zdolna była moja żona.
A wybaczająć i akceptując to, jednocześnie przekroczę granicę która zawsze była dla mnie
nieprzekraczalna.
Że część tego brudu osiądzie na mnie i pociągnie się za mną do końca życia.
Że niestety ten bagaż będą też dzwigać moje dzieci którym jakaś kolejna uczynna koleżanka opowie kiedyś o ich mamie ( już jedna to zrobiła). Nie chcę by dowiedziały się o kolejnych rewelacjach w szkole, w sklepie...
To mała miejscowość, sporo ludzi już wie.
Chce im tego oszczędzić.

Radziłem niezapominajce ostrożnoć ponieważ nie jest pewne czy zmiana męża jest prawdą a w jego postępowaniu jest wiele podobieństw do zachowań mojej żony.
Nie myl tego z asekuranctwem. Asekuranctwo cechuje strach, ostrożność cechuje rozwaga.

Anonymous - 2013-03-25, 03:38

Przemek, a jesteś pewny, że w swoich rozważaniach masz rację, że to jest jedynie mądre i dojrzałe postawienie sprawy, że bierze pod uwagę wszystkie aspekty? Pewny jesteś, że radząc Niezapominajcie nie wpłyniesz na podjęcie przez nią decyzji, z którą sobie nie poradzi, że jest gotowa na stawianie takich pytań? Jesteś przekonany, że zmiana jej męża jest udawana, że nie dotarło do niego co zrobił, że nie chce wykorzystać dobrze na całe życie szany danej mu przez żonę? Masz pewność, że parę faktów rzeczywiście definiuje go jako człowieka?
Czytając to co pisze Niezapominajka miałam tylko jedną obawę, czy to wszystko nie wróci do niej po latach jako nie przepracowane emocje. Nie mam jednak takiej pewności jak TY, że będzie recydywa. Czy statystki, na które się powołujesz uwzględniają to jak taki wracający jest traktowany przez wybaczającego. Kiedyś czytałam słowa kobiety, która po zdradzie męża pozowoliła mu zostać. Pisała, że to największa kara jaką może mu zafundować i że od tej pory w domu traktuje go jak mebel. Poinformowała wszystkich o tym co zrobił, wiele osób podziwiało jej umiejętnośc wybaczania i dobro jakim się wykazała.
Jak mąż Niezapominajki ma okazać skruchę? Ma klęczeć, rozpaczać, ubrać się w wór pokutny? Może własnie jej postawa pozwoli na uniknięcie recydywy. Ktoś to wie? Może właśnie młodzieńcza naiwność Niezapominajki pozwoli jej być szczęśliwą? Może Niezapominajka ma umiejętność zamykania za sobą pewnych spraw i życia bez rozstrząsania. Nie każdemy przecież potrzebna jest taka wiwisekcja.
Piszesz, że czytasz wiele na temat zdrady. Obawiam się, że w tym nie znajdziesz ukojenia i rozwiązania. Ono jest tylko w Tobie. Zajmuje to trochę czasu ale na pewno będziesz wiedział.
Piszesz, że nie możesz sobie poradzić z postawą żony w sprawie aborcji. Nie uważam, że to było dobre ale czy myślisz, że jakby w pokoju obok płakało maleńkie dziecko żony i kochanka miałbyś więcej do niej szacunku, za to, że urodziła? Myślisz, że Wasze dzieci byłyby szczęśliwsze mając obok maleńką siostrzyczkę albo braciszka? A to dziecko, w małym miasteczku, gdzie wszyscy wszystko o sobie wiedzą wiodłoby dobre, szczęsliwe życie? Poza tym, chyba ani żona ani Ty nie wiecie jeszcze, jakie piętno decyzja o aborcji wywrze na nią za jakiś czas. Życie to kontynuacja i różne sprawy po latach odzywają się echem.
Piszesz, o działaniu zdradzających w strachu, o grze, o dalszym trwaniu w kłamstwie, o złych motywach w powrocie do małżonka. A osoba, która została zdradzona czym się kieruje zostając? Nie strachem, nie obawą o dzieci, o to jak będzie oceniana, jak się towarzystwo dowie? Nie udaje układnych relacji, nie prowadzi też swoistej gry? Czy zakłądając pozostanie w związku nie oczekuje niemożliwego? Przecież tego nie można, ot tak naprawić. Nie ma drogi zadośćuczynienia. Bo jak, obiady gotować, sprzątać, znosić wszystko? Układanie po zdradzie, to praca dla obu. Tak jak żona nie wie co zrobisz, co się w Tobie dzieje, z czym się zmagasz, tak TY nie wiesz co się dzieje z nią. Czasami takie wypieranie własnego zła to po prostu ratowanie własnego życia, w sobie, w swojej głowie, sercu i duszy, a nie jedynie walka o zachowanie pozorów.
Zarówno zostanie razem, jak i rozstanie, to ryzyko. Może warto przy podejmowaniu decyzji zastanowić się dlaczego ja sam chcę zostać, bo tylko na to pytanie jesteś w stanie sobie odpowiedzieć. Czy byłoby łatwiej, gdyby żona zdecydowała i odeszła od Ciebie?
Motywów zdrady raczej nie zrozumiesz. Może żona je sobie uzmysłowi, bo tylko ona sama zna swoją historię życia od A do Z.
Dojrzałe analizowanie ma sens, tylko, żeby się nie zapuścić w ślepą uliczkę. Bo pozostaje pytanie, co dalej?

Anonymous - 2013-03-25, 08:59

przemekfrank napisał/a:
Myślę o tym co napisałaś.

Naprawdę myślisz, że to takie proste znów zaufać?

Przemekfrank

Napisałes !! zamiast napisałas
Pisze jako facet i podchodze do tego co ty piszesz z zimnym spojrzeniem faceta.
ZAUFANIE:
Nie jest proste-dlatego też napisałem to nie pyłek jaki się wdycha(i jest) lub wykicha(i go brak).
Ale to praca-praca do jakiej nie dojdzie bez przełamania lęku,bez przełamania jak zreszta często opisujesz systemów samozachowawczych
Dla mnie to wciąż asekuranctwo.
Wiesz czemu?
doznania traumatyczne sa po coś,
napewno nie po to by wiecznie przed nimi uciekac,skrywac się,całe zycie unikac,zabezpieczać sie przed nimi
Bo nie masz takiej opcji ani możliwości
zwyczajnie-a czemu?
-nie ty dyktujesz swoim zyciem,nie ty układasz plany życia
dlatego przed niczym się nie ZABEZPIECZYSZ

Doznania traumatyczne sa po to by wzmocniły nas,byśmy "następna raza" jaka przyjdzie potrafili zupełnie inaczej to przeżyc:
byc może mniej spontanicznie,mniej nerwowo
Wiesz?
gdy tracisz pierwszy raz pracę po kilkunastu (ba kilkudziesięciu latach pracy)
jest trauma-tragedia-czujesz sie niepotrzebny,odrzucony,zdradzony,masz doły na przemian z uniesieniami
-wkoncu znajdujesz prace ,sznujesz ja ,pracujesz,dajesz wszystko z siebie-bo to jest naturalny motor obronny.
Mysl jaka powstaje w głowie-dam z siebie wszystko i tak sie zabezpieczę przed strata pracy
I nagle znów krach-tracisz pracę ,ale wcześniejsze doznanie cię wzmocniło-inaczej juz czujesz,inaczej do tego podchodzisz .
Widzisz twoja trauma pociąga cię w dół -ty nie lękasz się zaufać żonie,a bardziej lekasz się zaufac sobie że dam rade,że cos się zmieni.
Zaufanie to proces to droga ,a każda droga zaczyna sie od nas i pierwszego kroku postawionego nasza nogą.
Ty stoisz na początku jakiejs tam drogi
i stoisz z hasłem na ustach:
Nie wejde tam- bo tam straszy
A gdy dokłada się do tego jeszcze specyfik urazonej dumy męskiej,zjechanej na maxa męskości -to wkrada się proces ZAMKNIĘCIA
Widzisz byc może się mylę :->
ale wydaje mi sie że kobietom -kobiecoś jest łatwiej zbudowac.
czasami sa to prostoty:
fryzjer,przyjaciółki,zmiana otoczenia,awans w pracy,zmiana własnego stylu,zaangazowanie w cos.
czasami to większe sprawy-ale kobiety sa od nas silniejsze,bardziej wytrwałe.
i zazwyczaj kobieta powoli zaczyna wzrastac
Facet niestety sam nie da rady -bez drugiego mądrego,fajnego,twardego,sztywno stapającego faceta -jaki mu wskarze cele,wartości ,czy też procesy działania
Faceta jaki mi pokarze -co mogę zmienic,co zrobić i ile tak naprawdę znaczę.

I jeszcze jedno: nie zasłaniaj sie dobrem dzieci
bo zazwyczaj nieswiadomie wciagamy ich w coś czego nie potrzebują.
A już napewno
nie potrzebuja ojca lwa chroniącego ich przed własna mamą
Bo dzieci potrzebuja mamy i taty!!!
Mimo że mama i tata
NIE POTRAFIA BYC RAZEM

Anonymous - 2013-03-25, 10:11

NM napisał:
Cytat:
A mnie się wydaje że metoda asekuranctwa-nie jest dobra metodą.

To tak jak wielka chęc jazdy na rowerze,ale strach przed wywaleniem sie powoduje że
schowam głeboko w piwnicy rower-bo przecież moge się wywalić jak pojadę.


Też myśłałam, że napisała te słowa kobieta ;-)

Próba znalezienia wspólnego mianownika między mężczyzna- kobieta i mężczyzna- rower jest conajmniej dziwna. Powiem krótko, nie wiedzę związku.
Rower to przedmiot, w swej naturze jest neutralny, nie ma złych zamiarów wobec nas.
Możemy sobie na nim robić wycieczki do fantastycznych, urokliwych miejsc pod warunkiem, że potrafimy jeździć i to zależy TYLKO OD NAS, podczas gdy bycie w związku zależy od dwóch podmiotów, gdzie żadna z nich nie jest przedmiotem.

Anonymous - 2013-03-25, 11:16

NM, tego właśnie co mogę zrobić, co zmienić, wskazania celów i wartość po takiej traumie brak. I zgadzam się z Tobą, że kobietom łatwiej. Mają takie swoje stołeczki. Mogą sobie zawsze gotować tą swoją pomidorową... Jeżeli unikać ostrego cięcia, to jak dalej krok po kroku dojść do siebie? Chyba brakuje takich drogowskazów na codzień, na każdą bolesną chwilę. Samo trwanie w sakramencie i wierności przysiędze, którą tak podeptała druga strona jest na daną chwilę trudne do wdrożenia w życie. Bo właśnie pojawia się taka głeboka analiza zadanego bólu i tej drugiej osoby. Tutaj właściwie nie ma mężczyzny, który pozbierał się, ponownie zaufał i dokonał wyboru pozostania, w takiej sytuacji. Jeżeli już został to nadal analizuje swój ból, wyraża żal z dokonanego wiele lat temu wyboru i miota się pomiędzy odpowiedzialnością za rodziną a społecznym piętnem rogacza.
Anonymous - 2013-03-25, 12:32

kenya napisał/a:
Próba znalezienia wspólnego mianownika między mężczyzna- kobieta i mężczyzna- rower jest conajmniej dziwna. Powiem krótko, nie wiedzę związku.
Rower to przedmiot, w swej naturze jest neutralny, nie ma złych zamiarów wobec nas.
Możemy sobie na nim robić wycieczki do fantastycznych, urokliwych miejsc pod warunkiem, że potrafimy jeździć i to zależy TYLKO OD NAS, podczas gdy bycie w związku zależy od dwóch podmiotów, gdzie żadna z nich nie jest przedmiotem.

Kenya tos mnie zaskoczyła wszak kobieta -a patrzy prosto klapkami jak facet.
Gdzie ten kobiecy szerokopasmowy pryzmat??
Rower i wycieczka była porównaniem-bo przemek to facet,i zapewne jak kazdy facet
chce prostoty w okresleniach.
Zatem prościej -sytuacja z rowerem była moją odpowiedzia na to co sugeruje i wypisuje przemek niezapominajce.
A składając to do kupy wyglada to tak:
małżeństwo niezapominajki to jak ten rower i wycieczka na nim-co sie stało ano wywaliła sie.
Co robi z czasem niezapominajka?
próbuje na nowo wytaszczyc rower z piwnicy i mimo bólu jaki jest jeszcze w kościach,mimo pamieci wygrzmocenia sie -jest decyzja
moze warto spróbować.

A co robi przemek??
ano woła nie wsiadaj na rower,to najgłupsze co możesz zrobić
PAMIĘTASZ JAK SIE WYWALIŁAŚ!

Zatem kenya :
nie patrzę na to ,a także nie zastanawiam się
czy mąz niezapominajki tak głęboko poleciał po krawędzi dupskiem -by to na wieki wywarło na nim wpływ.
Nie zastanawiam się też czy niezapominajka da radę,czy wytrzyma,czy bedzie potrafiła utrzymac trwale decyzję.
Bo tego nie wie nikt z nas ani tu na forum,ani poza forum,ani nawet psychologowie
Ja wiem tylko jedno bez chęci jednego i drugiego
nic sie nie dokona.
A niezapominajka wyraziła chęc(mimo że to ją pewnie wiele kosztuje)
Zatem bez sensu jest obrzydzanie jej tego wyboru,tylko dlatego że ktoś inny
woli tkwić w swoim zamknietym świecie niedoli i jak to super napisała złamana
złamana napisał/a:
wyraża żal z dokonanego wiele lat temu wyboru i miota się pomiędzy odpowiedzialnością za rodziną a społecznym piętnem rogacza.


bo czasami bywa tak:
świat juz dawno zapomina-a to my wciąz pielegnujemy pietno rogacza
czemu??
widocznie kochamy siebie tą złą miłością.
Zamiast coś w sobie zmienic i dla siebie -pewien mur leków pokonac by godnie żyć,będziemy sie wiecznie głaskac po głowie
jacy to my najbiedniejsi na świecie.

Anonymous - 2013-03-25, 14:23

Porzucona

Ależ ja radzę tylko niezapominajce by była ostrożniejsza w swoich sądach oceniających
zmianę męża.
To w zasadzie jedyna jakiej jej udzieliłem.
Nie sądze bym tą radą bym mógł jakoś radykalnie wpłynąć na jej osąd sytuacji a już na pewno na decyzje jakąkolwiek.

Cyt:
"Może właśnie młodzieńcza naiwność Niezapominajki pozwoli jej być szczęśliwą?
Może Niezapominajka ma umiejętność zamykania za sobą pewnych spraw i życia bez rozstrząsania.
Nie każdemy przecież potrzebna jest taka wiwisekcja."

I drugi cyt:

"Czytając to co pisze Niezapominajka miałam tylko jedną obawę,
czy to wszystko nie wróci do niej po latach jako nie przepracowane emocje"


Czy to sobie nie zaprzecza aby?
To roztrząsać to, czy nie w końcu?
A naprawdę się da to zepchnąć na drugi plan, schować trupa do szafy, zapomnieć?
I czy takie właśnie rozwiązanie nie jest aby asekuranckie?
Nie będę o tym myśleć, on się zmienił przecież, jestem szęśliwa, zdrada nic nie znaczyła a teraz jest cudownie?
To chyba takie nastawienie ma dużo większe podłoże strachu niż zadawanie sobie ważnych moim zdaniem pytań.

To drugie zdanie twoje odzwierciedla moje poglądy. Jeśli teraz nie przeżyjemy dogłębnie zdrady, nie zrozumiemy jej przyczyn nigdy nie wybaczymy prawdziwie. I to będzie wracać ciągle, nawet przez lata. Po co tak ma być?


I ten urywek - "a może młodzieńcza naiwność niezapominajki pozwoli jej być szczęsliwą"
Niezapominajka jest młoda ale nie róbmy z niej dziecka któremu powiemy co ma robić a ono to zrobi. Na podstawie mojej ( czyjejkolwiek) rady nie podejmie działań całkowicie odbiegających od jej przekonań.
Zresztą ja naprawdę nie daję nikomu jakiś wskazówek jak ma postąpić ale tylko przesterzegam przez zbytnią euforią z jaką opisuje tą "zmianę".
Po to jest forum aby wyrażać swoje zdanie, dyskutować.
Na tej podstawie ludzie wymieniają swoje poglądy i poznają zdanie innych.



Za swój błąd mogę uznać to, że zbyt wiele napisałem w wątku niezapominajki o swojej sytuacji i swoich rozterkach.
Po prostu nasze sytuacje mają sporo cech wspólnych jeśli chodzi o osobę zdradzającą ale nastawienia nasze są różne - to również napisałem.
I jeszcze jedno wszędzie o zmianie lub zmianie życzeniowej pisałem w trybie warunkowym a nie orzekającym.
Ale też nie cofam swego zdania - na podstawie tego co przeczytałem w jej postach jednak jakąś opinię sobie wyrobiłem.
A człowiek który jest zdolny by długotrwale oszukiwać i zdradzać, myśleć o aborcji własnego
dziecka jest zdolny również do udawania zmiany. I to nie jest tylko kwestia statystyczna.
To zupełnie co innego niż jednorazowa zdrada.
Równoległe życie w trójkącie przez długi czas jest zupełnie innym przypadkiem do rozpatrywania.
To moje zdanie ale wcale nie musi być adekwatne do tej właśnie sytuacji.

NM
Nadal nie łapię porównania do roweru. Co ty porównujesz właściwie?
Moim zdaniem to zupełnie chybione.
To nie jest jednorazowy upadek i skaleczenie a więc wsiadam i jadę.
Zresztą to porównanie jest co najmniej dziwne - przedmiot do człowieka, podwójne życie do upadku z roweru. I co poboli ale przestanie a ja jadę dalej?
Nawet odnieść się do tego nie umiem.


A co do dobra moich dzieci - nie zasłaniam się nim.
Nie wiem czy sam masz dzieci ale chyba nie skoro piszesz że ich ochrona nie jest ważna.
Chciałbym ochronić je przed światem o ile to możliwe a nie żoną.
Jeszcze nie tak, oszczędzić im bólu niepotrzebnego.
To chyba proste.
Oczywiście, że dzieci potrzebują matki i ojca.
Czy to jednak oznacza, że to właśnie przesądza o wybaczeniu zdrady, bo dla dzieci tak lepiej?
Chyba to niewłaściwy powód.

No i nie łąpię tęż tego godnego życia i głaskania się po głowie. Rozwiń to.
Kwestia wybaczenia zdrady, pokonania lęków to życie godne?

Anonymous - 2013-03-25, 20:52

Cytat:
Nie chcę być znowu oszukanym i nie chcę też już dłużej oszukiwać siebie.


Ja jak najbardziej rozumiem rozterki przemkaf, w ogóle mnie nie dziwią. To rozterki człowieka myślącego a także mocno czującego.
Nie obdarza się oszusta zaufaniem ot tak, jeśli z jego przeszłości wynika, że nie rokuje, bo już raz lub dwa oszukał, głupotą jest słowa i zapewnienia kogoś takiego brać za pewnik. Z czego ma wynikać to nasze zaufanie? Z zaklinania rzeczywistości, z przekonywania i oszukiwania samych siebie?
Nawet kredyt w banku nie jest możliwy do otrzymania po zapewnieniu, że będzie się spłacać. Wystarczy raz zawieść a już się jest umieszczonym na czarnej liście jako osoba niewiarygodna, nie rokująca, że dotrzyma obietnicy.
Co do niezapominajki, życzę jej jak najlepiej, oby życie jej już nigdy boleśnie nie doświadczało.
Nie ma natomiast żadnego sensu jej ostrzegać, uzmysławiać, wskazywać na pułapki wynikające z zachłyśnięcia się powrotem wiarołomnego, skoro sama zdradzona nie jest gotowa na ich przyjęcie i jednak chce posprzątać po tym incydencie jak naszybciej.
Myślę, że życie weryfikuje nadwyraz dobrze i skutecznie owe postawy nadmiernego optymizmu, nie znajdującego żadnego uzasadnienia w realiach. Każdy ma swoją drogę, niech więc i ona idzie swoją. :-)

Natomiast odnoszę wrażenie, że na tym forum panuje przekonanie, że czegokolwiek by dopuściła się zdradzająca osoba, należy nad tym przejść do porządku dziennego, tak z biegu, nie należy roztrząsać, przypadkiem nie analizować, nie próbować znajdować przyczyn, jednym słowem cieszyć się, że wiarołomy czy wiarołomna z jakichś bliżej nieokreślonych powodów postanowiła jednak pozostać częścią rodziny.
Celem jest trwanie w sakramentalnym małżeństwie bez względu na wszystko i mimo wszystko.
To jest droga na skróty.
I tak, nie przyjmuje się, że są związki nie do uleczenia tak samo jak i choroby nieuleczalne.
Jednak część chorób jest możliwa do uleczenia, tak samo jak część chorych związków.
Rzecz w tym by nie leczyć objawów tych chorób tylko znaleźć przyczynę ich powstania, bo to jest droga do wyzdrowienia.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group