Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Czy mam prawo tutaj być?

Anonymous - 2013-02-27, 12:20

Zatem...

Jestem DDA. W domu nie było za ciekawie, wychowywałam się bez ojca- mąż mojej mamy zmarł w sierpniu 1980 r. Ja urodziłam się w październiku 1981, prosta arytmetyka- nie jestem jego biologicznym dzieckiem.
Do mojej pierwszej komunii św. mieszkałam z mamą i babcią. Mama nadużywała alkoholu, niestety. Niecały rok po mojej komunii mama znalazła sobie partnera. Poznała go na zakrapianym ognisku u swojej koleżanki. Potem pili już oboje. Nienawidziłam go, bo przez niego moja mama nie była w stanie przestać. Uczyłam się najlepiej jak mogłam- za złe oceny było lanie. Ciągły strach, niemożność zaproszenia koleżanek do domu (nielicznych), ciągły wstyd, czułam się gorsza.
Bodajże w szóstej czy siódmej klasie podstawówki trafiłam do oazy. Najpierw zachwycili mnie ludzie, którzy bez żadnych pytań powiedzieli: Dobrze że jesteś, potem zachwycił mnie cały Ruch Światło- Życie. Przeszłam całą formację, I, II, III stopień ONŻ. Właśnie na trzecim stopniu poznałam wspaniałego kapłana, ks. Michała. Teraz nie mam z nim kontaktu, taka wola Boża, może jeszcze kiedyś porozmawiam z nim. Pamiętam mocno jedną z nim rozmowę. W zasadzie nie była to rozmowa, zaczęłam opowiadać co mnie dręczy, w pewnym momencie po prostu mnie przytulił i tak siedzieliśmy przez godzinę. Potem powiedział tylko- to nie ja, to Jezus Cię przytulił! Te słowa jak widać pamiętam wyraźnie do dziś.
W tak zwanym międzyczasie (koniec 8 klasy SP) poznałam mojego męża. Zakochałam się mocno- teraz widzę psychologiczne podstawy, rozpaczliwie pragnęłam żeby ktoś mnie pokochał, na dodatek z domu brak wzoru, brak ojca... Męża drażnili oazowicze, uważał ich za nadętych snobów. Po trzech latach bycia razem T. mnie rzucił dla innej dziewczyny. Odchorowałam to mocno, zagłębiłam się w oazę. I znowu się zakochałam (szukając "substytutu", czy jak to zwać)... Niestety, to było nieodwzajemnione uczucie, choć z mojej strony mocne i niezłomne.. Taki dziwny stan samotności i pustki trwał trzy lata. Matura, pierwszy, drugi rok studiów... Pod koniec drugiego roku odebrałam telefon od T., że tym razem jego zostawiła tamta dziewczyna i że chce się spotkać. Potem potoczyło się swoim trybem, zabiegał o mnie, spędzaliśmy sporo czasu razem, choć nigdy nie spytał czy chcę znów być jego dziewczyną, tylko przyjął to za fakt dokonany. Zaczęliśmy planować ślub, przed wakacjami zadzwonił do mnie ks. Michał i poprosił, żebym była animatorką na prowadzonym przez niego III stopniu rekolekcji. Choć T. był wyraźnie niezadowolony, pojechałam. Piękny czas, gdy przyznałam się grupie żę zamierzam wyjść za mąz, to była jedna modlitwa wstawiennicza, gdy modlono się za mnie. Miałam też doświadczenie Ducha Świętego, o tym innym razem.

Potem był ślub, a potem potoczyło się życie.. nie do końca tak, jakbym chciała...
Teraz jestem tu, jestem taka a nie inna, z takim a nie innym bagażem doświadczeń, z nadzieją w sercu i pragnieniem szczęścia...

Anonymous - 2013-02-27, 13:00

To co kiedys poznalas,o milosci Boga nie jest fikcja,to jest nadal rzeczywistosc.Bog Cie kocha i chce Twojego powrotu do Niego bo chce Ci dac pokoj w sercu i wlasnie to szczescie ktorego tak cale zycie pragniesz.
polecam Cie w modlitwie i wierze ze to co Bog zaczal...dokonczy zwyciesko.

Anonymous - 2013-02-27, 16:31

Isia napisał/a:
Pod koniec drugiego roku odebrałam telefon od T., że tym razem jego zostawiła tamta dziewczyna i że chce się spotkać. Potem potoczyło się swoim trybem, zabiegał o mnie, spędzaliśmy sporo czasu razem, choć nigdy nie spytał czy chcę znów być jego dziewczyną, tylko przyjął to za fakt dokonany.
Isu dziwne to trochę. Czy mogłabyś napisać trochę o swoim mężu. Czy przypadkiem nie pochodzi z rodziny ze współuzależnieniem? Bo coś mi mówi że tak.
Isia napisał/a:
Teraz jestem tu, jestem taka a nie inna, z takim a nie innym bagażem doświadczeń, z nadzieją w sercu i pragnieniem szczęścia...
I bardzo dobrze będziesz mogła pomóc i innym :-D
A kto z nas nie ma pełnego bagażu? Chyba wszyscy.

Anonymous - 2013-02-27, 16:35

Tolek52 napisał/a:
Czy mogłabyś napisać trochę o swoim mężu. Czy przypadkiem nie pochodzi z rodziny ze współuzależnieniem? Bo coś mi mówi że tak.


Nie, nie pochodzi z rodziny ze współuzależnieniem.
Jego model rodziny różni się od mojego, ale też jest dziwny, za kwadrans napiszę więcej...

[ Dodano: 2013-02-27, 17:00 ]
U mojego męża w domu ojciec pracował na pełen etat i jeszcze dorabiał (elektryk), a mama zajmowała się domem, jednocześnie pracując w hucie szkła, głównie na noce.
Teść jest apodyktyczny, przez pracę miał dodatkowo słaby kontakt z dziećmi (mój mąż ma 1,5 roku starszego brata). Jak był w domu, to głównie odpoczywał. Teściowa starała się im to wynagrodzić, a że jest typem Perfekcyjnej Pani Domu, to nie dość że wszystko mieli podetknięte pod nos, to jeszcze było czyściutko, posprzątane, wyprane, wyprasowane itd...
I chyba takiego modelu rodziny chciał mój mąż.
Aha, jeszcze jedno- moja teściowa jest zdania (i zawsze to powtarza), że w małżeństwie ktoś musi ustąpić, żeby była zgoda.
Ja natomiast jestem zdania, że małżeństwo tworzą dwie osoby, różniące się jedynie budową fizjologiczną. Ugotować obiad może każda z nich. Posprzątać (po sobie!) również.
Natomiast argument o ustępowaniu dla zgody mierzi mnie bardzo. Rozmawiajmy, pracujmy nad rozwiązaniem problemu RAZEM, co daje ustępowanie? To jest rezygnacja z siebie, ja chcę ubogacać relację sobą a nie coraz mocniej znikać...
Pewne zachowania swojego ojca powtarza mój mąż, uważając to za naturalne.

[ Dodano: 2013-02-27, 17:09 ]
Nie jestem ideałem. Ideałów nie ma. Czasem zwyczajnie nie chce mi się czegoś zrobić, czasem jestem zmęczona. I rozumiem zmęczenie męża.

Ale rola służebna współmałżonka musi działać w obie strony. Raz ja dla Ciebie, raz ty dla mnie. W innym przypadku to jest pasożytowanie, czy można mówić tu o miłości?

A kompletnie się wszystko posypało po śmierci mojej Mamy. Nie był wsparciem w tak potwornie żałobnych chwilach. Zostałam z moim żalem sama. Nie mam rodzeństwa. A od męża usłyszałam, że Mama była sama sobie winna (pokonał ją nowotwór krtani), bo paliła papierosy i miała zwierzęta (koty i psa).
Jak można osobie w ciężkiej żałobie powiedzieć, że zmarła osoba jest sama sobie winna?

[ Dodano: 2013-02-27, 19:46 ]
Odnaleziona po latach melodia, która zawsze bardzo mocno mnie poruszała...
Kto śpiewa, dwa razy się modli. Więc w tym trwam dzisiejszego wieczoru:

http://www.youtube.com/watch?v=Gd7axfQRsIE

Anonymous - 2013-02-27, 19:51

Isiu, wiem o co chodzi. te podziały ról. kobieta to powinna to, a facet to.... znam to...

w związku obydwie strony powinny zaakceptować to, że trzeba sobie nawzajem pomagać. my dopiero po zdradzie męża doszliśmy do tego.
i im więcej ja dla niego robię co mi sprawia niesamowitą radość tym więcej dostaję od niego, w takich nieoczekiwanych momentach.
ale z mojego doświadczenia wiem, że jeśli ta druga osoba zamknie się w swoich przekonaniach racjach żadne groźby, kłótnie nie pomogą.... niestety...

Anonymous - 2013-02-27, 20:03

Dziękuję za każde Twoje słowo, Niezapominajko.

Dlatego ja już nie chcę się kłócić.
Może tu właśnie leży błąd- chcę sama (całe życie mogłam w zasadzie liczyć tylko na siebie), a raczej- chciałam sama, taka Zosia Samosia ;)

Dlatego chcę przejść 12 Kroków, chcę zacząć od siebie i potem umocniona (nie moją mocą, nie moją) odrestaurować swoje małżeństwo..

[ Dodano: 2013-02-27, 20:22 ]
Odkopałam w szufladzie słuchawki, może wreszcie uda mi się czegoś posłuchać...

Patrzę... I szok!
o. Donat! o Donat Wypchło! Znam go, on był na placówce w moim mieście przecież! Jakoś mi się teraz tak domowo zrobiło.... Cudnie!

Anonymous - 2013-02-27, 22:21

poprzez moje przejścia zrozumiałam jedno. człowiek sam z siebie nic nie może. kompletnie.
jednocześnie człowiek z natury uważa, że wie wszystko lepiej. on sobie z tym poradzi, nawet coniedzielne Msze Św., modlitwy to za mało - ja tak miałam. niby praktykująca katoliczka i co z tego? byłam bardzo powierzchowna i tak na prawdę wiele razy niesłusznie obrażałam się na Boga, bo mi pewnych rzeczy nie załatwił.
a On chyba lepiej wie co jest dla mnie dobre :->

Isiu Bóg ma gotowy plan dla ciebie, twojego męża, dla waszego małżeństwa, waszej rodziny i właśnie zaczęłaś jego realizacje, ale na wszystko potrzeba czasu i zaufaniu Bogu. powierzenia mu wszystkich trudów. ja zaczęłam pościć w środy i piątki (poszczę od grzechów tych, którymi najbardziej obrażałam Boga)

pamiętaj nie ważne ile razy upadniesz, ważne ile powstaniesz

Anonymous - 2013-02-28, 12:35

Wierzę mocno, że to początek realizacji Bożego planu...

[ Dodano: 2013-03-19, 16:55 ]
Czuję Wasze modlitwy, to fenomenalne....
Dziękuję i nieśmiało proszę o jeszcze..


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group