Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Emocje

Anonymous - 2013-01-21, 17:28

mallgos napisał/a:
W małżenstwie nie da się kochać za dwoje.


,,świete słowa" nie da się jeżeli jednej stronie zależy bardzo a druga ma wszystko w nosie , pózniej powstaje efekt wypalenia a nastepnie ogromny żal że tyle z siebie dawałyśmy a tak mało partner jest w stanie nam ofiarować a czasami zupełnie nic :(

Anonymous - 2013-01-21, 21:00

Iza ja swojego męża nie chcę już oceniać, wiem, że człowiek odtrącony czuje się tak głęboko zraniony, że w tym poranieniu czyni wiele zła i ja dopiero zaczynam dostrzegać ile w tym moim ratowaniu nabroiłam. Cały ten kryzys zmusił mnie do zobaczenia siebie prawdziwej i niestety nie był to miły widok, udźwignięcie tego było bardzo cięzkie, a teraz dopiero widzę jak opornym byłam materiałem. To jest proces, którego nie da się przyspieszyć, a człowiek jednak chciałby przeskoczyć siebie samego, by nie stracić. Tyle, że może właśnie trzeba stracić by zacząć zyskiwać. Ja napisałam wcześniej, że już nie rejestruję zmian w sobie i to prawda, pozwalam, by one się po prostu we mnie działy. Wcześniej bardzo skrupulatnie zwracałam na nie uwagę, bo myślę, że ta chęć uratowania mojego małżeństwa była tak silna, iż chciałam pokazać - patrz ja się zmieniam, udało mi. I przychodziło rozczarowanie, bo męża te zmiany nie interesowały. Zrozumiałam wreszcie, że nie na tym to polega i jesli ten proces już się we mnie zaczął to niech idzie swoim rytmem. Z Bogiem mam taką relację, że proszę, dziękuję, kłócę się z Nim, no róznie to bywa, wątpię też, ale teraz już wracam, już nie potrafię inaczej.
Różnie to u mnie bywało, początkowo obwiniałam za wszystko siebie, potem męża, wspominałam różne słowa i sytuacje, żałowałam, usprawiedliwiałam siebie, jego. W pewnym momencie to całe "drapanie" małżeństwa zmęczyło mnie uznałam, że trzeba wyciągnąc wnioski i nie ma już czego "drapać". Ale jeszcze myśli dręczyły mnie, zastanawiałam się co robi, gdzie jest, patrzyłam na telefon z nadzieją, że zadzwoni. Dziś po tym wylewie emocji pierwszy dzień, w którym moje myśli nie były pochłonięte mężem, dużo łatwiej było pracować.

Twardy dziękuję za poświęcony mi wczoraj czas - bardzo pomogło.

Te kryzysy pewnie będą jeszcze wracały, ale cieszę się, że są mniejsze, krótsze.
Dopiero zaczynam rozumieć co oznacza - daj czasowi czas.

Anonymous - 2013-01-21, 22:59

mallgos, dzielna Dziewczyno,..... trzymaj się, my tu wszyscy wspieramy Cię w modlitwie, choć nie wszyscy i nie zawsze o tym piszą/wspominają, ale wiedz, że nie jesteś sama i masz duże, duże wsparcie w nas,i choć my wirtualni znajomi....siła modlitwy wcale nie jest mniejsza. ;))pozwól Bogu działać, boś jest, jak sama wspomniałaś, Dziecko Boże, jeśli Mu się w pełni zawierzy , cierpliwie czeka,to dostaje się od niego takie prezenty, że szok! :)))
Anonymous - 2013-01-22, 08:17

Dziękuję i o modlitwę bardzo proszę, dużo modlitwy o siłę dla mnie, tak niewiele już mi brakuje, by w pełni stanąć na nogi.
Tak mnie właśnie natchnęło - godność Dziecka Bożego, miłość, dobroć dla siebie, zgubiłam to wszystko w ferworze "walki" o małżeństwo. Taka miłość kosztem siebie, pytanie więc czy to była miłość.
Nie wiem jak potoczą się moje losy, ale ufam, że Bóg wie co dla mnie dobre. To nie jest jeszcze takie zaufanie na 100%, jeszcze pojawia się lęk, ale idę już w tym kierunku i tak dużo jest drogi za mną, że żal byłoby zawracać.

Anonymous - 2013-01-22, 10:29

na 100 %......(nawet spirytus nie ma tyle) przypomina mi sie historia Piotra, który całe swoje dotychczasowe życie pozostawił i poszedł za Jezusem. Był mu wierny , był jego najbliższym Apostołem ,() , a kiedy nadeszła godzina próby , wyparł się Jego i to trzykrotnie . Cała jego świętość runęła nagle , nie zostało z niej nic . Tacy jesteśmy ,taki jestem i ja , niestety moja wiara jest jak cieńka skorupka. Do świetości mi duzo brakuje. Upadam ,grzesze , ale się podnosze i ćwicze się w tym podnoszeniu, wyrabiam ścieżki. Pukam i prosze,choć zawodze. Zadaje sobie często pytanie czy dobrze robie , czy to właściwa droga. Cięzko o odpowiedż samemu ,ą napewno nie dadzą mi jej najbliżsi . Wtedy staram spojrzeć na swoje postępowanie i zobaczć jakie daje OWOCE . Owoce są dobre , ale są i złe . Zawsze jednych jest więcej.
Anonymous - 2013-01-22, 10:45

Dziś staram się nie tworzyć scenariuszy, nie pytać już o nic, staram się słuchać.
Skupiać się na obowiązkach każdego dnia, na ludziach których spotykam.
To taki mój kolejny krok, każdy poprzedni tak wyglądał i za chwilkę to będzie moja nowa normalność.
Nie raz, nie dwa nie słuchałam, wiedziałam lepiej, pytałam, bo przeciez ja muszę wiedzieć, ja muszę rozumieć, nie nie muszę, myliłam się, sama sobie cierpienie ściągnęłam, teraz już wolę być grzeczną, pokorną córką, wolę słuchac Taty - On jednak wie lepiej.

Anonymous - 2013-01-22, 12:36

Ja ci powiem, że też pragnę cudu. Mój cud miałby polegać na powrocie do przeszłości i wymazaniu ostatnich kilku miesięcy tzn. zdrady męża, późniejszych rozmów, jego wyprowadzki itd. Ale to jest niemożliwe. Chciałabym bardzo żeby było tak jak wcześniej, dobrze, pełna rodzina i strata strasznie boli ale z drugiej strony nie chciałabym żeby teraz mąż do mnie wrócił. Nie wyobrażam sobie dalszego życia z nim, po tym co zrobił, co powiedział, co zobaczyłam. Jak kłamie, manipuluje. Nie mogłabym nigdy zaufać takiemu człowiekowi, ciągle bym się zastanawiała co kombinuje za moimi plecami, kiedy znowu mnie zostawi, za 5 lat, za 10? Człowiek który kierował się w życiu tylko swoimi egoistycznymi potrzebami, miał gdzieś wspólnie spędzone lata, dzieci, dom, który razem zbudowaliśmy.. co taki człowiek jest wart? Nie umiałabym kochać. I wiem, że jakby wrócił to tylko z wygodny, z tęsknoty za stabilizacją, wygodą finansową. Nie dałabym się tak poniżać i wykorzystywać. Trzymaj się, pamiętaj, że nie jesteś sama, dużo jest kobiet w takiej sytuacji:)
Anonymous - 2013-01-22, 14:35

Porzucona ja nie oczekuję powrotu do przeszłości, proszę, błagam o cud powrotu męża, ale nie chcę, już by było tak jak było.
Nie wiem czy Bóg spełni moje prośby, błagać Go mogę, a co mi przyniesie???
Tak jak napisałam już wcześniej nie chcę już pytać, dociekać, drapać.
Dopiero teraz widzę w moim mężu zwykłego człowieka i potrafię zrozumieć brak umiejętności wybaczenia. Źle pojmowana przeze mnie jedność w małżeństwie jakoś tak wyrobiła we mnie przekonanie, że małżonkowie muszą wszystko znieść, że muszą kochać się bezwarunkowo, a przecież tak kocha tylko Bóg.
We mnie rozpoczął się etap zaufania Bogu, nie podpowiadania, a proszenia i powoli rodzi się nawet radość, ciekawość tego co On sam dla mnie przygotował.

Anonymous - 2013-01-22, 17:14

"To o co się modlimy nie zawsze wychodzi nam na dobre. Jesteśmy w stanie dostrzec jedynie mały wycinek drogi, a nasze widzenie jest przesłonięte obecną sytuacją oraz codziennymi wydarzeniami i rozterkami.
Jeśli problemy, którym przyjdzie mi stawić czoła, wydają się przekraczać moją wytrzymałość, nie będę tego wyjaśniała Bogu, On już je zna. Nie powiem Mu czego oczekuję od Niego w związku z moimi trudnościami; On wie co jest dla mnie najlepsze.
Jeżeli napotkam trudności przekraczające moje siły, aby sobie z nimi poradzić, stawić im czoła lub o czymś zadecydować, nie będę zmagała się z tym sama, poproszę Boga by mi wskazał, co należy czynić. Taka właśnie powinna być modlitwa; nie prosić o nic, jak tylko o to, aby On mnie prowadził.

"Nieświadomi samych siebie błagamy często o to, co nam szkodzi, a czego Mądra Moc odmawia dla naszego dobra i tak niewysłuchana modlitwa staje się naszą korzyścią"
(Wiliam Szekspir)""

cytat z "Dzień po dniu w Al-Anon" rozważanie na dzień 22 stycznia

Anonymous - 2013-01-22, 17:28

mallgos napisał/a:
We mnie rozpoczął się etap zaufania Bogu, nie podpowiadania, a proszenia i powoli rodzi się nawet radość, ciekawość tego co On sam dla mnie przygotował.


Miło czytać. Tak trzymaj. :mrgreen:

Anonymous - 2013-01-22, 19:34

:-D

[ Dodano: 2013-01-23, 21:30 ]
no właśnie niby wiem tylko jak z tym trzymać dać sobie radę.
Dużo artykułów, obejrzanych filmów, przeczytanych książek, może "połknęłam" wiedzę nieadekwatną do mojego wieku? Nie da się przeskoczyć siebie, a może trzeba włożyć więcej wysiłku w swoje działania?
Skoro dwa kroki w przód, jeden w tył to czas zadać sobie pytanie co sprawia, że wciąż się cofam o ten jeden krok, by następnym razem zrobić dwa kroki w przód, zatrzymać się, ale już nie cofać. Może nie wiem czego chcę, a może chcę więcej, szybciej niż potrafię udźwignąć.

[ Dodano: 2013-01-25, 19:44 ]
Wreszcie pojawiła się ta najważniejsza odpowiedź, pierwszy tydzień bez ciągłego myślenia o mężu daje owoce. Wiem już, że nie mam wpływu na dalsze wydarzenia, nie mogę zrobić nic i potrafię szczerze przyznać, że czuję się w tym bezsilna. Wszystkie słowa "rzucane" przez mojego męża są jak kości, którymi "zagryzam się" szukając w tym sensu i potwierdzenia, że to tylko taka gra, że to wszystko minie. Jedyne co słysze w swojej głowie to - nie rób już nic, ogarnij się, zajmij pracą. Wiem, że modlitwa modlitwą, ale pewne rzeczy muszę pokonać sama, nie mogę do końca życia uciekać i usprawiedliwiać siebie, że funkcjonuję jeszcze niezupełnie dobrze, bo małżeństwo mi się rozpadło. Jeszcze nie potrafię uwierzyć, że jest inna kobieta, jeszcze serce próbuje oszukiwać, ale rozum mówi - jakie na ten moment ma to znaczenie, miałoby gdyby mąż wyraził jakąś chęć pojednania, ale przy jego stanowczym słowie rozwód nie warto zaprzątać sobie tym głowy.
Powoli dociera do mnie, że to "drapanie" miało swój sens, choć długo się z tym kłóciłam, całe to cierpienie, które w dużej mierze zadałam sobie sama ciągłym rozdrapywaniem wykluło słuszny wniosek, że nie można niczego tak przeżywać, że nawet jeśli rozpada się coś dla mnie ważnego to nie mogę "porzucać" całego życia, by ratować tę jedną część, bo to właśnie prowadzi do upadku. Dziś widzę wyraźnie, że 4 grudnia 2010r. należało nic nie mówić przyjąć słowa nie kocham, nigdy nie kochałem, zwrócić się z prośbą o pomoc do Boga i żyć dalej swoim zyciem.
Na razie buduję to życie sama, widze ile spraw zaniedbałam i musze je szybciutko ogarnąć. Co będzie dalej - to już czas pokaże. Ja sama nie chcę orzekać, w którą to pójdzie stronę, nie chcę wyrokować, bo rozwiązań jest nieskończona ilość, a tylko Bóg widzi te ostateczne.
Czas wewnętrznego pogodzenia i skupienia uwagi na życiu dopiero przynosi ulgę. U mnie to się rozpoczyna, więc jestem dobrej myśli, że każdy kolejny dzień, tydzień, miesiąc będzie lepszy.

Anonymous - 2013-01-25, 20:03

Wspieram Cię modlitwą
Anonymous - 2013-01-25, 21:29

mallgos napisał/a:
Nie da się przeskoczyć siebie, a może trzeba włożyć więcej wysiłku w swoje działania?
jakie to moje , wspieram modlitwą
Anonymous - 2013-01-26, 12:35

polecam wszystkim film: Jeniec. Jak daleko nogi poniosą...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group