Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Czytania i rozważania Pisma św. - Bądź oczyszczony

Anonymous - 2013-01-17, 09:31
Temat postu: Bądź oczyszczony
Wtedy przyszedł do Niego trędowaty i upadając na kolana, prosił Go: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: Chcę, bądź oczyszczony!. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.


Dociera do nas, w miarę upływu lat, a w większym stopniu na miarę osobistych doświadczeń ta prawda, że nieczystość najlepiej zobrazować pokazując kondycję człowieka. Kim jest nieczysty? To człowiek ubogi, ułomny, chromy i niewidomy. Potrzebuję, będąc nieczystym, przyjęcia samego siebie przez okazanie szacunku i zrozumienia. Potrzebuję być najpierw przyjacielem samego siebie, aby inni mogli mnie w taki sposób postrzegać i przyjmować. Traktowanie siebie jako nieczystego pozwoli uznać w nieczystych moich braci i moje siostry.

Będąc nieczystymi możemy i powinniśmy być dla innych. Życie w takim stanie ducha i serca jest nadal życiem. Nieczystość nie jest „przerwą w życiorysie”, czasem przerwy od praktykowania odpowiedzialności. W dążeniu do stawania się czystymi potrzebujemy przyjaciela, w którym znajdziemy wsparcie w postaci patrzenia na nas nie przez pryzmat naszej nieczystości, lecz godności, jaką w sobie mamy, a której nie tracimy przez nieczystość. Jest ona jedynie osłabiona i w przyjaźni potrzebuje skutecznego wzmocnienia.

Nieczystość ujawnia w nas „zatwardziałość serca”. Szczególnie staje się to dotkliwe w relacjach z osobami najbliższymi. Podwyższona temperatura niecierpliwości, kłótliwość, tracenie szybko równowagi wewnętrznej są niekorzystnym wstępem do praktykowania nieczystości. Możemy odczuć narastający w nas opór przed innymi, ich potrzebami, poglądami i rozwiązaniami, które, jak nam się wydaje, usiłują nam narzucić. Odczuwamy, jakby ktoś chciał nas pozbawić wolności, którą cenimy sobie ponad wszystko. Nieczystość wzmaga w nas stany podejrzliwości, nieufności i dystansu do innych. Stąd relacja z kimś, kto będzie mógł nam powiedzieć o nas to, czego nie pozwalamy innym osobom jest czymś niezwykłym i bardzo korzystnym dla naszego uzdrowienia.

Nieczystość skłania do zabiegania o to, aby obraz nas samych w oczach innych był bardzo korzystny. Zabiegamy o uznanie, będące pocieszeniem w zmęczeniu, wytworzonym przez nieczystość serca. Nawet bliskiej nam osobie nie pozwalamy, aby pokazywała nam nasze słabe strony. Stawiamy opór trosce innych o nasze sprawy. Przychodzi chwila, w której potrzeba naszego przyznania się, iż jest moment, gdzie pomoc życzliwego nam człowieka się kończy, a rozpoczyna się etap, w którym niezbędne jest szczególne działanie Ducha Świętego. On przemienia serce i uwalnia od zatwardziałości, ucisza lęki i stwarza w nas „serce z ciała”. Serce z ciała może być otwarte, odczuwające ból i dopuszczające do zamieszkania w nim kogoś drugiego. Zamieszkiwanie człowieka, choćby bardzo kochanego, to za mało. Potrzebujemy zamieszkiwania w nas Boga. Niezbędne jest do tego świadome i dobrowolne przyzwolenie.

Nieczystość, która doprowadza do „zatwardziałości serca”, powoduje wielkie osamotnienie i samotność. Niemożność kochania wynika z braku wolności, którą stwarza w nas nieczystość. Trudno o pogłębione relacje z innymi, ponieważ nasze patrzenie na człowieka wymaga uzdrowienia. Wraz z uzdrawianiem patrzenia, myślenia i odczuwania, dokonuje się uzdrowienie serca. Ta rzeczywistość staje się możliwa, gdy zapłaczemy nad sobą i odkryjemy kochające Oblicze Ojca.

Jest w nas skłonność do przywłaszczania sobie drugiego człowieka. Tymczasem istnieje nagląca potrzeba radowania się innymi bez rozwijania w sobie potrzeby ich posiadania. Cała atmosfera życia wypełnionego handlem, widzenie wszędzie „towaru” prowadzić może do sytuacji, że w taki sposób będzie również traktowany człowiek. Dlatego przyjaźń wymaga od nas zerwania z tym, co dominujące jest w naszej kulturze. Patrzenie na innych ludzi nie może łączyć się z ich „pożeraniem”. Św. Tomasz mówił: „Gdzie miłość tam wzrok”. Mówił on też, że kiedy pożądamy, patrzymy na drugiego niczym lew spoglądający na jelenia jako na posiłek do pożarcia.

Może pojawić się w nas, w związku z pragnieniami seksualnymi, zdolność do okłamywania samych siebie. Przekonujemy siebie oraz innych, że w naszych relacjach z określoną osobą chodzi jedynie o dobro, wzajemną pomoc, udzielenie wsparcia psychicznego, wysłuchanie, wypełnienie tej luki, jaka się zrodziła w nas, odczuwanej jako bolesne osamotnienie.

Okazywanie współczucia to dzielenie czyjegoś „czucia”, tego, co w człowieku jest najtrudniejsze – cierpienia. Jezus współczując wchodzi w dzielenie z trędowatym chwil trudnych. Nie odwraca od niego głowy, nie patrzy z przerażeniem na jego gnijące ciało. Jest z nim w jego cierpieniu. Współcierpieć, ulitować się nad drugim to nie wypowiadać łatwych i szybkich ocen odnoszących się do postępowania innych. Zdystansowanie się do własnej niecierpliwości, gdy spotykamy kogoś, kogo spotkało nieszczęście, jest widzeniem dalej niż widzą nasze oczy i usłyszeniem głębiej niż słyszą nasze uszy. Nie na miejscu są postawy umoralniające, pouczające w stylu: „Gdybyś mnie posłuchał, to do tego by nie doszło”; „A przecież ci mówiłem, lecz ty zawsze wiesz lepiej”; „Skoro nawarzyłeś piwa, to teraz je wypij”.

Jezus otwiera się na ból trędowatego. Zamieszkuje w bólu człowieka. Nie ucieka od sytuacji, od miejsc wypełnionych jego moralną, duchową, psychiczną czy ekonomiczną biedą. Patrząc na życie nasze oraz naszych znajomych stwierdzamy, że takie doświadczenia oczyszczają i uzdrawiają ze znieczulicy, przywracają też wiarę w obecność Jezusa cierpiącego z cierpiącymi i płaczącego z płaczącymi. Otwarcie się w tych sytuacjach na Niego i zaufanie, że On wie, co czyni, to zobaczenie Go tam, gdzie nie spodziewaliśmy się Go spotkać i usłyszenie w czymś, w czym nigdy Go nie słyszeliśmy. Nie słyszymy płaczu Boga w płaczu dziecka, którego pijani rodzice nie karmią, nie przewijają, nie prowadzą na spacer. Nie słyszymy skargi Jezusa w skargach kobiety, nie będącej w stanie nakarmić swoich ośmioro dzieci. Potrzeba zrobić to w danej chwili i konkretnej sytuacji, co możemy zrobić. Zawsze istnieje możliwa opcja polegająca na tym, aby narzekać na bogatych, na system pomocy społecznej, który nie funkcjonuje, na niewrażliwość innych. Gdy ja słyszę i ja widzę i ja boleśnie odczuwam to wszystko, uczynię w moim obszarze możliwości to, co zmniejszy ludzkie cierpienie. Patrzenie na cierpienie nie jest przyczynkiem do osłabienia naszej nadziei. Nadzieja zrodzona z wiary dojrzewa i oczyszcza się poprzez trudności.

Nieumiejętność przeżywania własnego bólu pozbawia nas zdolności wczuwania się w ból osób spotkanych. Niechęć do cierpienia prowadzi do niechęci wobec cierpienia, jakie noszą inni. Problemy innych przerażają nas. Obawiamy się, że one mogą i nas spotkać. Nie możemy narzucać innym tego, jak powinni przeżywać swoje cierpienie. Nie jesteśmy panami uczuć innych, a tym samym nie wolno nam manipulować uczuciami człowieka cierpiącego. Udzielając rad, które nie mają nic wspólnego ze stanem zdrowia drugiego, możemy pogrążać go w głębokiej frustracji. Spiesząc się z dostarczaniem pocieszenia chcemy dla siebie samych określone cierpienie zamknąć, gdyż za bardzo zaczyna nam uwierać. Unikając stosowania niedorzecznych słów pocieszenia powstrzymamy się przed traktowaniem człowieka cierpiącego jak przedmiot.

Miłość nie znosi dystansu. Jeśli mówimy, że kochamy Boga, powinniśmy „obejmować” Go swoimi uczuciami. Dramat życia nieczystego jest związany z nieumiejętnością kochania Boga swoimi uczuciami, okazywania czułości temu, który jest Miłością. Oddawanie Panu tego wszystkiego, co jest naszym przeżywaniem w sferze uczuć łączy się bezpośrednio z przejmowaniem miłości, jaka jest nam dana. Jesteśmy zależności od tego, komu okazujemy wiele swoich uczuć, jesteśmy tym też zamieszkujemy, ta osoba udziela nam pokoju lub niepokoju, wprowadza nas w wyciszenie lub w wewnętrzne wzburzenie.

My wszyscy szukamy spełnienia jednej z podstawowych tęsknot naszego życia, jaką jest tęsknota za bliskością i uczuciem. Tymczasem odczuwamy ogromną bezsilność wobec tych uczuć, które usiłują wydostać się nam spod kontroli, a są nimi miłość, nienawiść, odrzucenie, przyciąganie przez innych, wdzięczność i żal. Coś trzeba zrobić z naszą obojętnością na dobro i zło. Rzeczy nie mają się dobrze, kiedy nie ekscytuje nas piękna myśl lub niezwykła idea, albo perspektywa zobaczenia czegoś wyjątkowego. Stan nasz jest niezwykle trudny wobec obojętności na szerzący się wulgaryzm słowa, chore pomysły innych oraz niszczące poglądy, którym ulegamy zarówno my, jak i osoby nam bliskie. Co trzeba zrobić z własną gnuśnością, będącą szokującym nałogiem, polegającą na tym, że wiele szlachetnych spraw stało się dla mnie rzeczywistością, na którą reaguję obojętnie.

Możemy dojrzewać uczuciowo, gdy będziemy żyli w pogłębionej jedności między nami, a także, gdy będzie łączyła nas bliskość. Te dwie cechy: jedność i bliskość z innymi mówią o naszej wolności wewnętrznej. Jesteśmy słabi, stąd konieczność bycia razem, ani jesteśmy oddaleniu od siebie, powodowanym nadmierną lękliwością o nasze życie moralne i duchowe. Chodzi nam o duchową bliskość, która nie ma na uwadze realizacji własnych pożądań, potrzeb seksualnych czy pragnienia zjednoczenia fizycznego. Duchowa bliskość absorbuje umysł, serce i ciało. Nie odnajdziemy się w sobie, ale i poza sobą, jeśli nie będzie w nas tego wielkiego pragnienia bliskości, jakie ożywia serce Boże. On pragnie coraz większej bliskości z nami. Stąd targani jesteśmy niepokojami, niedosytem, samotnością. To, co nas męczy jest środkiem do przemiany, do odrodzenia przez wejście w bliskość z Jezusem.

Chcąc uporządkować uczucia winniśmy mieć wizję własnego życia, ideały, które prowadzą do przemienienia w Chrystusie. Owa wizja umożliwia piękne życie mimo zranień, będących nieodłącznym składnikiem ludzkiego poszukiwania miłości. W naszym zranieniu jest zarówno „wielki nieporządek” jak i zapowiedź „wielkiej miłości”, pocieszenia przez Boga. „On zrani, On też uleczy”. Trzeba pozwolić, aby Bóg stał się naszym obrońcą i tarczą i schronieniem. Konieczne jest zaprzestanie szukania tego wszystkiego w człowieku, „który zbawić nie może”. Bliskość z Bogiem do jeden z wyznaczników realizowania się naszego zbawienia, naszej wolności.

Porządkowanie uczuć to proces trwający do końca życia łączący się z reperacją rozerwanych sieci, w które nie pozwalamy „złowić się” naszemu Panu. Więzi zerwane trzeba odbudowywać. Niedotrzymane obietnice oczekują na realizację. Bóg, którego zawiedliśmy, nie zniechęcił się, ani nie załamał naszą postawą. On jest wytrwały w oczekiwaniu! Kształtujemy nasze uczucia przez powroty do wierności temu, co było naszą obietnicą Bogu. Potrzeba naszego uwierzenia, że powracanie do wierności jest kształtowaniem wiary. Niewierność i niepowodzenia przez stałe powroty do Boga mogą wpłynąć na silną więź z Nim.

Trzeba nauczyć się nam okazywania współczucia sobie, Panu Bogu i tym, z którymi żyjemy. Porządkowanie uczuć, to uczenie się współodczuwania z innymi. Prowadzi ono do naszego wskrzeszenia z martwych. Niewrażliwość uczuciowa jest szczególnym rodzajem śmierci duchowej. Powrót człowieka do życia w sferze uczuciowej i duchowej jest złączony z przyjęciem daru wpółodczuwania, współcierpienia i miłości. Te dary są w nas źródłem nowego życia.

Tym, co porządkuje uczucia jest dobrze dobrana literatura, nie tylko o tematyce religijnej. Chodzi w niej o przyjmowanie uczuć, wejście w nieznane nam dotychczas smakowanie życia, przez kontakt jesteśmy literaturą piękną. To samo dotyczy wpatrywania się w obrazy, przeżywanie sztuk teatralnych, uczenie się radosnego słuchania utworów wielkich kompozytorów. Wspomnieć należy, że literatura religijna doprowadziła wielu ludzi do Boga. Należy dopuścić, abyśmy nie tylko my czytali tekst, lecz by tekst czytał nas, odsłaniając te obszary w nas, do których jeszcze nie dotarliśmy. Czytanie książek może prowadzić do tęsknoty za głębszym i piękniejszym życiem od tego, jakie aktualnie przeżywamy. Nie chodzi w żaden sposób o negację tego, co jest naszym obecnym życiem, lecz o otwartość na to, co może przyjść. Literatura to szczególne miejsce spotkania i przeżywania tego, co piękne, będące potrzebą naszej duszy i serca, umysłu, uczuć i wyobraźni.

Uporządkowanie uczuć dokonuje się również w uznaniu, że nie potrzebujemy wyjątkowych radości w naszym życiu. Znaczną uwagę potrafimy zwracać na to, co nas podnieca, ekscytuje, fascynuje, albo wrzuca w udręczenie i smutek duszy. Konieczne jest uzmysłowienie sobie, co dla mnie jest ważne. Może tylko modlitwa, post, medytacja i praca? Nie można na wszystko, co nas spotyka, co mamy do wykonania, odpowiadać z taką samą siłą zaangażowania. Są sprawy, na które trzeba być obojętnym. Ważne jest powracanie do myśli: „zostaw”. Co powinniśmy zostawić, aby nie rozmieniać się na drobne w naszych przeżyciach? Są, bowiem i takie wydarzenia, które wymagają całościowego naszego otwarcia się na "nie".

Należy powrócić do praktykowania radości z dawania. Szczęście nasze nie jest zależne od tego, co posiadamy, lecz od tego, czym się dzielimy. To, co dajemy, jest nam pomnożone, dodane w obfitości. Dawanie uwalnia nas od nieuporządkowanego brania, pozbawiania innych tego, co nam się nie należy, czego nie powinniśmy brać nawet, jeśli ktoś chce nam dać coś z siebie. Zarówno w dawaniu jak i przyjmowaniu obowiązuje zasada odpowiedzialności i zdolności zagospodarowania otrzymanego daru. Posiadamy jedynie to, co przyjęliśmy w wolności. W dawaniu jest dla nas ukryty skarb radości i pocieszenia.

http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03

Anonymous - 2013-01-17, 14:51

Tu piszą o czytaniu książek :mrgreen:
(zawodowa radość ;-) )

Anonymous - 2013-01-17, 21:36

róża napisał/a:
Porządkowanie uczuć to proces trwający do końca życia łączący się z reperacją rozerwanych sieci, w które nie pozwalamy „złowić się” naszemu Panu. Więzi zerwane trzeba odbudowywać. Niedotrzymane obietnice oczekują na realizację. Bóg, którego zawiedliśmy, nie zniechęcił się, ani nie załamał naszą postawą. On jest wytrwały w oczekiwaniu! Kształtujemy nasze uczucia przez powroty do wierności temu, co było naszą obietnicą Bogu. Potrzeba naszego uwierzenia, że powracanie do wierności jest kształtowaniem wiary. Niewierność i niepowodzenia przez stałe powroty do Boga mogą wpłynąć na silną więź z Nim.


no to porządkujmy i odbudowujmy :mrgreen:

Anonymous - 2013-01-27, 08:51

"Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić........ Chcę, bądź oczyszczony!. "
Ten fragment Pisma towarzyszy mi od 12.02.2011r. co dzień modlę się tymi słowami do PANA JEZUSA -piszę je codziennie w mojej agendzie biblijnej z którą się modlę i spotykam z PANEM. Dziś też -a właśnie dziś jest dzień Chorych na Trąd.
Boże ulecz nas na ciele i na duchu: z nienawiści, pogardy, dochodzenia swoich racji, z braku miłości, z braku pokory, z pychy, ze smutku, z braku czasu na rzeczy ważne dla nas i naszego zbawienia, z braku środków do życia, z braku pracy i braku naszej godności -i z tego o czym tylko TY wiesz co nam jest.

[ Dodano: 2013-01-27, 09:56 ]
I do tej chwili nie wiedziałam czy działa ta modlitwa?
Po dzieliłam się na forum moją reakcją na ostatniej liturgii z OJ. Danielem
o tym , że inni dostali dar radości -śmiechu i słychać było to w kościele, ja w domu w tym czasie dostałam łzy- dosłownie zalewałam się łzami? nie wiedziałam co to znaczy.
Aż do tej chwili gdzie Malwina83 napisała mi że łzy to oczyszczenie.
-nie pomyślałam.
Coraz częściej zdarz mi się , że lecą mi łzy (i to nie ze smutku jakiegoś) ale refleksji lub bezsilności ludzkiej nie mocy.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group