Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - Warto wierzyć w moc sakramentu małżeństwa /świadectwo

Anonymous - 2013-01-13, 06:08
Temat postu: Warto wierzyć w moc sakramentu małżeństwa /świadectwo
Duchu Św.proszę Cię,daj mi słowa,bym mogła głosić Twoją chwałę i opisać to, co jest zrozumiałe tak naprawdę tylko sercem i wiarą.

Pan wyrwał mnie z przepaści grzechu i dał nowe życie mnie i mojej rodzinie. Dlatego teraz piszę to świadectwo aby złożyć je w dziękczynieniu za cuda jakich Pan dokonał w moim sercu. Ofiaruję je również wszystkim tym,którzy zostali skrzywdzeni przez współmałżonka,aby prosić ich by modlili się za ich drugą połówkę i nie tracili ufności,bo cuda naprawdę się zdarzają i Pan może podnieść grzesznika z upadku. A do tych,którzy szamoczą się w grzechu i którym może wydaje się,że potrafią być szczęśliwi zagłuszając swoje sumienie i wybierając krzywdę współmałżonka – chce powiedziec: nie znajdziecie spokoju dopóki wasze serce nie zwróci się ku Bogu i nie nakieruje na drogę prawdziwej miłości.

Jesteśmy małżeństwem prawie 14 lat. Początek był oczywiście “malowniczy”,jak prawie każdy. Ale po 7 latach zaczął się powoli kryzys niezrozumienia,niespełnienia...Oboje z mężem wychodzimy z rodzin dysfunkcyjnych,czyli niesiemy ze sobą bagaż wielu zranień i współuzależnień,które niestety wiele razy wpływały na nasze wzajemne relacje. Do tego dołączyły się problemy finansowe,problemy ze znalezieniem pracy... Choć na zewnątrz wszystko wyglądało tak normalnie, to jednak pogubiliśmy się w tym,szukając każdy siebie i swoich racji i bardzo oddaliliśmy się od siebie.

I wtedy ja, zamiast biec do Pana Boga i Jego prosić o ratunek,zaczęłam coraz częściej włączać internet i rozmawiać z pewnym mężczyzną,który z czasem stawał mi się coraz bliższy.Rozumiał mnie,wspierał,a nawet stawał w obronie mojego męża. Zaślepiałam się więc coraz bardziej,nie rozumiejąc, że to zły,pod postacią baranka, próbuje zniszczyć moje małżeństwo,a ja na to pozwalałam.
Widziałam coraz więcej wad w moim mężu,jego obwiniałam, a coraz bardziej fascynował mnie tamten,co prowadziło do następnych kłótni i rozczarowań. I to była ta furtka, którą dobrowolnie otworzyłam złu,a na wyniki nie trzeba było długo czekać.Zakochałam się jak nastolatka,która w ogień pójdzie za ukochanym. Świata nie widziałam poza tamtym...Ciałem byłam z moim mężem,ale całą resztą z tamtym i wydawało mi się,że bez tamtego nie potrafię żyć.
Ot,jak zły zakłada sidła,niby takie niewinne...,a człowiekowi wydaje się ,że jest taki mądry... i taki mocny... Dotychczas,zawsze byłam za wiernością w małżeństwie,aż do tej sytuacji,kiedy wszystko wymknęło mi się spod kontroli. Gdybym wtedy upadła na kolana i wołała do Boga! Na pewno by pomógł,otworzył oczy. Ale nie,byłam ślepa,zakochana,tylko niestety nie w tym, komu ślubowałam moją miłość. I tu się zaczęła droga krzyżowa mojego męża. Odkrył bolesną prawdę,zrozumiał. Dla niego świat się zawalił. Bał się,że odejdę i zabiorę dwójkę naszych dzieci, a nie wyobrażał sobie życia bez nich,bez nas. Czuł się zraniony,oszukany,odrzucony,gorszy. A ja? chciałam by mi pozwolił odejść. Nic tylko myślałam o tamtym,jak zahipnotyzowana,jakbym była nie sobą ale kimś innym. Moje szczęście widziałam tylko u boku tamtego i nie wyobrażałam sobie inaczej.
I wtedy rozpoczęła się prawdziwa bitwa. Mój mąż,pomimo ogromnego bólu zranienia nie pozwolił mi odejść. Pokazywał mi obrączkę,powtarzał,że ślubowałam “aż do śmierci” i modlił się.
Cierpiał. Ale jak już nie mógł,słuchał Hymnu o miłości – raz kiedyś usłyszałam to przez przypadek i... to niesamowite uczucie pamiętam do dziś. On wierzył...,że choć po ludzku to się wydaje niemożliwe,nie straci nas. Dla mnie nie było to na rękę,wolałam by mi tak po prostu pozwolił odejść,jak to wiele małżeństw się rozchodzi,ot tak. Ale on nie dawał za wygraną. Nie wypominał mi tego co mu robię,ale cierpienie ofiarował Bogu a mnie okazywał swoją heroiczną na tamten czas miłość. Mnie to do szału doprowadzało,ale z drugiej strony zaczęło coś we mnie drążyć. Moje sumienie się rozbudzało z martwoty,zaczynałam powoli,choć jeszcze niejasno, widzieć...,widzieć jak krzywdzę.
I jeśli ktoś myśli, że grzech prowadzi do wolności,to się grubo myli, i wcześniej czy później to się o tym przekona.Bo grzech to piekło w duszy. Na początku oczywiście wszystko zły zamydla złudą szczęścia,miłości,zrozumienia...,ubiera w ładne słowa by uśpić czujność. Ale jeśli człowiek ma odrobinę sumienia, a przecież ma,to któregoś dnia to sumienie się budzi i ... albo je czlowiek zabija...,albo się szamocze,wpada w depresje,a może i kończy swoje poplątane życie poprzez samobójstwo.

Mój mąż nie pozwolił mi zginąć. Nie mógł mnie zmusić do miłości,ale modlił się i nie pozwolił złemu zawładnąć mojej duszy.Nawet nasz syn modlił się, choć nie rozumiał co się dzieje,byśmy się zawsze kochali i byśmy zawsze byli razem.

Ja wreszcie zaczęłam widzieć moje zło,widziałam moją winę,widziałam moje potępienie. Wiedziałam,że nie mogę odejść,że nie mogę zostawić męża,dzieci. Ale z drugiej strony też była walka,wydawało mi się że nie umiem żyć bez tamtego.Walka dobra ze złem,walka modlitwy,miłości mojego męża z podstępem złego który chciał mnie doprowadzić do rozpaczy. Po ludzku,walka przegrana. Ale z Bogiem,nie ma przegranych!

Choć to nie była magiczna różdżka,która nagle wszystko zmienia,ale zaczęłam i ja wołać do Pana o ratunek. Byłam szczera,wołałam :”Panie,ja nie umiem,ja nie potrafię kochać mojego męża, nie dam rady żyć bez tamtego...ale Ty potrafisz,ratuj!”

Tak myślę sobie dzisiaj, że gdyby mój mąż ze mnie zrezygnował,gdyby tak po ludzku postawił na mnie krzyżyk i powiedział: “z niej już nic nie będzie,niech ginie w tym co wybrała...” dziś nie pisałabym tego świadectwa,dziś może depresja i poczucie winy by mnie zniszczyło,albo rozpacz zawiodła do piekła...

Ale tak się nie stało, bo mój mąż uwierzył Bogu,uwierzył,że sakrament małżeństwa to coś świętego,to coś co da moc pokonać wszelkie przeszkody,co w końcu zwycięży.Jakże jestem mu wdzięczna za to. Choć '”grzech mój jest zawsze przede mną”,to jednak jak śnieg wybielał w miłości Bożej. Otrzymałam nowe życie. Pan uczynił cud w moim sercu! Zabrał mi to zniewolenie i wlał miłość do mojego męża. To co kiedyś wydawało mi się niemożliwe,dziś JEST!!! Nie, nie zakochałam się na nowo w moim mężu,ja go kocham. Pan uzdolnił moje serce bym w nim poczuła coś co można nazwać troską,szacunkiem,pragnieniem szczęścia dla drugiego... Pan mnie uzdrowił!Wyrwał z piekła,dzięki modlitwie i wierze mojego męża i innych,którzy się za nas modlili.

Nasz kryzys trwał,z różnym natężeniem, ponad 4 lata.Dziś,droga krzyżowa mojego męża i moje piekło się skończyły,łaska Boża odniosła zwycięstwo! Od prawie dwóch lat jesteśmy po prostu szczęśliwi!!! Próbowaliśmy terapii,ale ostatecznie postawiliśmy wszystko na Boga,zaczęliśmy drogę neokatechumenatu,rekolekcje,modlimy się razem. Zmieniliśmy też miejsce zamieszkania,by oboje mieć pracę i by dzięki temu mieć czas wzajemnie dla siebie i dla dzieci.Nawet dziś,przed rozpoczęciem pisania tego świadectwa, zapytałam męża co czuje po tym wszystkim, odpowiedział mi, ze nie zapomniał,bo tego nie da się zapomnieć,ale że taka jest po prostu miłość,i że każdy może kiedyś upaść...,jeśli Bóg zostawi go samemu sobie...
Tak,Bóg mi pozwolił sięgnąć dna,pozwolił zobaczyć co mogę bez Jego łaski, i czym jest piekło grzechu i odejście od Boga. To doświadczenie było jednak zbawienne,bym popatrzyła na siebie w całej prawdzie,nie tylko tej,że jestem grzesznikiem, ale zwłaszcza tej,ze Bóg mnie kocha i mi wybacza i Jego Miłosierdzie jest niezgłębione, i że zawsze, dokąd żyjemy, jest szansa powrotu,jest nadzieja... Nadzieja na pokój serca; nadzieja modlącego się współmałżonka na powrót i uratowanie jego drugiej połówki; nadzieja dla pogubionego i grzesznego,że Bóg jest Miłosierny i że zawsze przyjmie “syna marnotrawnego”,jeśli tylko ten rzuci się w Jego ramiona.

Dziękuję Ci Panie,że mnie uratowałeś,że uleczyłeś moją ślepotę, że przemieniłeś niemoc mojego serca.
Dziękuję Ci za mojego męża, którego mi dałeś w darze 13 lat temu,za jego prawdziwą miłość i przebaczenie. Proszę,daj mu niebo za krzywdy,których doznał ode mnie.
Proszę,prowadż nas,ochraniaj od działania złego i daj,byśmy nigdy nie oddalili się od Ciebie.
Wiem,że cały czas czeka nas praca nad sobą, nad naszymi relacjami,nad naszym egoizmem... – ale z Tobą Panie idzie się dużo lżej, z lekkim sercem.
Bądź więc z nami zawsze.
Amen

Dorota

Anonymous - 2013-01-13, 09:29

pięknie, cudownie C H W A Ł A P A N U !!!!!!!!!!
Anonymous - 2013-01-13, 12:13

Dziękuję Doroto, piękne świadectwo... właśnie teraz potrzebowałam takich słów...
Anonymous - 2013-01-13, 12:21

Dziękuję Ci za to świadectwo!
Anonymous - 2013-01-13, 12:58

Chwala Panu!!! :)
Anonymous - 2013-01-13, 15:26

lavieestbelle napisał/a:
Nadzieja na pokój serca; nadzieja modlącego się współmałżonka na powrót i uratowanie jego drugiej połówki; nadzieja dla pogubionego i grzesznego,że Bóg jest Miłosierny i że zawsze przyjmie “syna marnotrawnego”,jeśli tylko ten rzuci się w Jego ramiona.


Chwała Panu

Anonymous - 2013-01-13, 16:20

piekne swiadectwo, Jezu jestes wielki!
Anonymous - 2013-01-13, 22:15

Piękne świadectwo. :-)
Dziękuję Ci. Twoje świadectwo podniosło mnie na duchu.

Anonymous - 2013-01-13, 22:19

Przepiękne świadectwo!!! Bogu niech będą dzieki
Anonymous - 2013-01-14, 08:33

Chwała Panu :mrgreen:
Anonymous - 2013-01-15, 00:12

Piekne swiadectwo. Bog jest wielki! :mrgreen:
Anonymous - 2013-01-15, 03:57

Dziękuję
Anonymous - 2013-01-15, 11:08

piękne świadectwo :-D
Anonymous - 2013-01-15, 19:05

Dziękuję.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group