Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Moje dylematy

Anonymous - 2013-01-07, 12:34
Temat postu: Moje dylematy
Odswiezam troche moj temat. Od sylwestra mieszkamy z zona nadal razem, ale juz osobno poniewaz nie zdecydowala sie uciac definitywnie swoich kontaktow z kochankiem kolega z pracy, a ja w takim ukladzie nie widze mozliwosci odbudowy malzenstwa. Koniec jakichkolwiek kontaktow z nim jest dla mnie warunkiem, z ktorego pod zadnym pozorem nie zrezygnuje. Po dwoch spotkaniach przerwalismy tez terapie malzenska, ktora nie ma w tej chwili sensu.

Coraz wiecej mam watpliwosci odnosnie kilku spraw:

1) Nie wiem juz czy wypada mi sie modlic o ratowanie malzenstwa. Chyba powinienem od samego poczatku powierzyc calkowicie sprawe Bogu, i konsekwentnie sie tego trzymac, a nie sugerowac Mu konkretne rozwiazanie w postaci ratowania malzenstwa. Moze Pan Bog chce, abym podazal inna droga ku niemu niz przez malzenstwo.

Nie wiem czy w ogole potrzebna mi zona, ktora bylaby ze mna nieszczesliwa, bo jej uczucie sie wypalilo. Moze przestala we mnie widziec mezczyzne, moze seks z kochankiem byl tak przelomowy, ze w lozku ze mna juz nigdy nie bedzie jej dobrze. Na pewno caly ten romans wyssal wszystko z naszego malzenstwa...moze poza moja niezmienna postawa milosci wobec zony.

2) Zastanawiam sie czy po raz kolejny nie poinformowac zony kochanka, ze jej maz jest wobec niej nieuczciwy i probuje znowu wciagnac moja zone w romans. Albo przynajmniej postawic warunek jemu, ze jesli nie odczepi sie od mojej zony wtedy o wszystkim dowie sie jego zona. W zasadzie hamuje mnie przed tym to, ze po jego stronie jest dwojka malutkich dzieci i moj ruch moze miec powazne skutki. Zona wielokrotnie wybaczala mu zdrade i klamstwa, ale on dalej ja oklamuje, bo nie chce zostac sam. Dlatego tez namawia moja zone, aby opuscili malzonkow razem w tej samej chwili.

Czuje sie w tej sytuacji troche jak bym widzial zlodzieja w tlumie i mimo wszystko bal sie go publicznie zdemaskowac.

Nie chce mi sie nawet po raz kolejny komentowac, jak moja zona moze w tym widziec jego milosc i szacunek do niej.

Anonymous - 2013-01-07, 13:50

Cytat:
bo nie chce zostac sam. Dlatego tez namawia moja zone, aby opuscili malzonkow razem w tej samej chwili


Masakra jakaś:) jak dzieci.
Ja ci napiszę tak: postawienie jej warunku "on albo ja" jest konieczne. Jak można cokolwiek ratować jak ona nie chce zerwać kontaktów z tamtym.
Ja powiedziałabym żonie tamtego. Nikomu nie życzę bycia okłamywanym, sama to przeżyłam. Skoro jego żona wiedziała o jego zdradach to nie będzie dla niej jakiś duży szok. Nie szantażowałabym nikogo w ten sposób, że "zostaw moją żonę bo powiem twojej", na czymś takim chcesz budować małżeństwo?

Anonymous - 2013-01-07, 14:07

Na pewno jego żonie będzie przykro, jeśli się dowie po raz kolejny, że wszystkie jego przeprosiny to była ściema, i że jest z nią tylko dlatego żeby nie zostać sam, a kombinuje na boku. Kurde, aż mi ciężko uwierzyć jak można być tak cynicznym i zakłamanym typem.

To nie tak, że chcę odbudowywać małżeństwo na eliminacji nieprzyjaciela w ten sposób. W ogóle już nie wiem czy warto cokolwiek robić skoro moja żona nie wie co ma wybrać - ratowanie małżeństwa, kochanka czy życie w samotności. Poprosiła mnie w każdym bądź razie żebym nie mówił nic jego żonie.

Anonymous - 2013-01-07, 17:00

malzenstwo to sakrament,to Ty jedno z Twoja zona,czasami bardzo bolesne jedno,ale tak jest.Walcz o jej dusze,o ten kawalek Ciebie w niej.Moze jestes dla niej jedynym ratunkiem?...
Moj maz nie pozwolil mi odejsc,przypominal slubowanie i modlil sie.Dzis jestesmy nadal razem i nie z przymusu...Dla mnie to cud.Modl sie za Twoja zone,wielu spraw nie jestesmy w stanie rozwiazac tylko po ludzku,bez Bozej pomocy.Ale ON moze naprawde wszystko.Nie chodzi o to by tolerowac zlo,ale by niesc Boze wybaczenie.Tylko w Bogu mozemy wybaczyc komus,wybaczyc sobie.
Czyz sami kazdego dnia nie prosimy "i odpusc nam nasze winy..."?
Warto walczyc o sakrament.Nie swoimi silami ale po Bozemu i z modlitwa w sercu.
Nie wiadomo jakie drogi Pan przygotowywuje kazdemu,ale warto walczyc o sakrament.
Cuda sie zdazaja...
pozdrawiam

Anonymous - 2013-01-08, 08:48

TB77 napisał/a:
Na pewno jego żonie będzie przykro, jeśli się dowie po raz kolejny, że wszystkie jego przeprosiny to była ściema, i że jest z nią tylko dlatego żeby nie zostać sam, a kombinuje na boku

- jeszcze bardziej będzie jej "przykro" ( a wręcz tragicznie, dramatycznie przykro), kiedy któregoś dnia stwierdzi że mąż odszedł, może nawet bez pożegnania - po takim tchórzu można i tego się spodziewać.
Chyba lepiej żeby wiedziała co ją może czekać.
Teraz przynajmniej może sie na to przygotować - psychicznie i prawnie.
Tym bardziej że ma na wychowaniu 2 dzieci.

Anonymous - 2013-01-08, 12:49

TB77 napisał/a:
W ogóle już nie wiem czy warto cokolwiek robić skoro moja żona nie wie co ma wybrać - ratowanie małżeństwa, kochanka czy życie w samotności.


a Ty co wybrałeś? wybrałeś to, że poddajesz się żonie i dajesz jej wybór i czas na zabawę "w życie". co ze stanowczą miłością? w takich przypadkach zdradzacz musi widzieć tylko jedne drzwi, a nie ciągle dwoje drzwi, przez które może sobie przechodzić. to co ona wybierze i na co się zdecyduje, to jedno, a gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? jak wygląda Twoje życie obecne, na zgadywaniu, co wybierze żona, na wyczekiwaniu, na co się zdecyduje, na pisaniu scenariuszy, co zrobić z tym bawidamkiem, jego żoną, itd itd.... może czas na konsekwencję i drastyczne kroki, które poukładają T w o j e życie i ustabilizują je w tak kiepskiej sytuacji.....nie chcę podpowiadać czy radzić tak szczegółowo, bo nie znam sytuacji Waszej bytowej, ale to może być rozdzielenie finansów, wyprowadzka (jej), uregulowanie sytuacji z dzieckiem, jeśli nawet miałoby się to oprzeć o sąd (gdyby np nie chciała zawrzeć umowy jak człowiek)....moim zdaniem, podkreślam, że to moje zdanie i moja opinia, która może być mylna oczywista, a więc moim zdaniem to nie do niej powinna należeć decyzja, jak będzie wyglądała Wasza rodzina....ten czas już minął....teraz ona już nie może decydować i wybierać, z kim chce być...powinna mieć jasną sytuację, nie ma możliwości bycia z Wami, z Tobą i dzieckiem, dopóki będzie kontaktować się z tamtym człowiekiem....koniec kropka, end of story.jeśli zaś zdecyduje się naprawiać małżeństwo...serdecznie zapraszasz do rozmów....i odsuń się....odseparuj.inaczej ta sytuacja będzie trwać i trwać i trwać....aż całkiem do siebie stracisz szacunek....nie mówiąc o straconym czasie spędzonym na rozterkach i gdybaniu, zgadywaniu, co żona zamierza.....co zamierza to zamierza, to jej problem, ale Ty masz swoje życie i sobie je układaj tak, by Tobie było jak najlepiej w tej sytuacji...zatem zabezpieczenie finansowe, wychowawcze, mieszkaniowe, byś Ty i dziecko przede wszystkim, miał uporządkowaną przynajmniej tę dziedzinę życia i byś mógł normalnie w miarę żyć, planować, odpoczywac, pracować, wychowywać dziecko... bez tkwienia i życia życiem tego chorego trójkąta....
czy powiedzieć tamtej kobiecie? ja bym powiedział....GregAN ma rację, niech się dziewczyna choćby prawnie jakoś zabezpieczy przed kłopotami....i po co w ogóle dyskutujesz z żoną na takie tematy, czy powiedzieć, czy nie....i w ogóle, o osobie, rodzinie czy sytuacji kochanka....ta osoba nie jest warta, by o niej myśleć nawet, a co dopiero o nim dyskutować, bez przesady..........ucinaj rozmowy w zarodku....trzymaj się, życzę mądrych decyzji i siły na bycie stanowczym i zdecydowanym....pozdrawiam,s.

Anonymous - 2013-01-08, 13:08

Moim warunkiem jest zerwanie kontaktów z kochankiem i tego się trzymam. Co do reszty:
- żony nie mogę zmusić do opuszczenia mieszkania, bo jest naszą wspólną własnością

- miejsce pobytu dziecka sąd może ustalić dopiero po opuszczeniu jednego z małżonków lub przy rozwodzie. Co do dziecka żona się upiera, że pięciolatek powinien być z matką i jakakolwiek stanowczość z mojej strony w tej kwestii odbierana jest jako szantaż i próba zatrzymania jej na siłę lub zemstę

- Wszelkie tego typu działania wcale nie wpływają na otrzeźwienie mojej żony. Ona odbiera to jako walkę z nią i zemstę. W dodatku po tych wszystkich atrakcjach chyba jest już bardziej zmęczona ode mnie i bliska depresji. Psycholog jej nawet powiedziała, że dzisiaj nie jest w stanie podejmować jakichkolwiek decyzji, bo jest w totalnej rozsypce psychicznej.

Żonę kochanka powiadomiłem dzisiaj. Specjalnie się nie zdziwiła, bo już wczoraj z nim zerwała. Widziała, że jest nie fair. Ich małżeństwo jest niesakramentalne, bo ten typ jest ateistą. Ma dziewczyna przynajmniej szansę jeszcze na poznanie kogoś wartościowego i na sakrament.

Anonymous - 2013-01-08, 15:07

TB77 napisał/a:
Moim warunkiem jest zerwanie kontaktów z kochankiem i tego się trzymam. (...) Wszelkie tego typu działania wcale nie wpływają na otrzeźwienie mojej żony. Ona odbiera to jako walkę z nią i zemstę. W dodatku po tych wszystkich atrakcjach chyba jest już bardziej zmęczona ode mnie i bliska depresji. Psycholog jej nawet powiedziała, że dzisiaj nie jest w stanie podejmować jakichkolwiek decyzji, bo jest w totalnej rozsypce psychicznej.

TB77,

póki co wszystko rozgrywasz w swojej głowie
Jeśli jest Ci źle w sytuacji, w której jesteś,
to jakie konkretne decyzje podjąłeś i jakie czyny poszły za nimi (?)

Działania podejmujesz, aby żona otrzeźwiała?
Nie będzie chciała otrzeźwieć, to nie otrzeźwieje.
Ty zadbaj o najlepsze dla Ciebie i dziecka.

Żona przekazuje Ci informacje o tym, co jej doradziła psycholog?
W jakim celu?
Czy psycholog Tobie to przekazała (?)
Rozumiem, że Twoja żona "jest w totalnej rozsypce psychicznej
i nie jest w stanie podejmować żadnych decyzji"
M.in. o tym, aby zakończyć znajomość i zerwać z kochankiem.
Wygląda na to, że głównie o to tu chodzi (?)
W końcu nagłe zakończenie romansu,
może wywołać w niej prawdziwy wstrząs psychiczny
wtedy dopiero może ujawnić się depresja
(i nie napisałam tego z ironią)
Czy jesteś gotów postawić granice (czyny)
wiedząc, że możesz popsuć samopoczucie żony?

TB77
myślenie, decyzja, działanie
jeśli zatrzymasz się na samej decyzji nic się nie zmieni,
5 lat temu podjęłam decyzję, że nauczę się jeździć na nartach,
dotąd nie umiem, bo nie podjęłam żadnych działań w tym kierunku

życzę odwagi
pozdrawiam
Lea

Anonymous - 2013-01-11, 11:54

Odkrylem w sobie kolejna slabosc. Zawsze uwazalem sie za osobe bardzo cierpliwa, a teraz okazuje sie ze jest zupelnie odwrotnie. Wsciekam sie, gdy cos nie idzie po mojej mysli. Chce zeby zona przestala pisac i spotykac sie z kochankiem i chce tego juz, jak najszybciej. Ona jednak dalej to robi, a ja reaguje gniewem i zloscia. I tym samym nie zachecam jej do milosci do mnie.

Poza miloscia do mnie, ktora jednak niby nie do konca w niej sie wypalila dowiedzialem sie w koncu, ze najtrudniejsza rzecza jest fakt, iz przestalem ja pociagac fizycznie. Do tego pani psycholog uswiadomila ja, ze ten aspekt jest naprawde trudny do zmiany.

Mimo wszystko sie nie poddaje i zamierzam podjac walke z moja cierpliwoscia, a raczej jej brakiem :-D

Anonymous - 2013-01-11, 12:02

TB77 napisał/a:
Do tego pani psycholog uswiadomila ja, ze ten aspekt jest naprawde trudny do zmiany.


kolejna wymówka, tym razem podparta autorytetem pani psycholog....byłeś świadkiem tej rozmowy? ;) wiesz....ten argument przypomina mi taką sytuację, kiedy odchudzająca się osoba obkłada się pączkami, czekoladkami i masłem i mówi z rozbrajającym usmiechem, ze stara się odchudzić, ale będzie to trudne....po czym zagryza cukierkiem.....dopóki ma kontakt z tym gościem, to jasne jest, że nie myśli o niczym innym....nie pozwól robić z siebie idioty....

Lea napisał/a:
myślenie, decyzja, działanie
jeśli zatrzymasz się na samej decyzji nic się nie zmieni,
5 lat temu podjęłam decyzję, że nauczę się jeździć na nartach,
dotąd nie umiem, bo nie podjęłam żadnych działań w tym kierunku


trafione w punkt.
powodzenia!

Anonymous - 2013-01-11, 12:16

Nie bylem swiadkiem tej rozmowy. Jednak rzeczywiscie pozadanie i zauroczenie kims nowym jest chyba czyms co potrafi zabic pociag fizyczny do osoby, ktora na przestrzeni lat juz sie znudzila. Czy jest to do wyprostowania? Pewnie jakos sie da, ale na pewno nie jest to pierwsza rzecz, na ktorej powinno sie skupiac.

Nie zamierzam nawet dyskutowac z zona na ten temat, bo nawet nie wiedzialbym jak. Gdybym mial niska samoocene to wyznanie pewnie wbiloby mnie w ziemie.

Co do decyzji i dzialan. Chyba musze zaczac zyc wiecej dla siebie bez wzgledu na to czy z zona czy bez. Moze kiedys sie opamieta, moze nie. Ja tego nie zmienie, ale chyba moge cos zrobic zebym sam ze soba sie lepiej czul.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group