Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Dzieci cierpią ... czy jest szansa ?

Anonymous - 2012-12-30, 17:55
Temat postu: Dzieci cierpią ... czy jest szansa ?
Bardzo kocham moją żonę.
Poznaliśmy się ponad 18 lat temu. 11 lat temu wzięliśmy slub. mamy dwójke dzieci 9 i 4 latka.
Dwa miesiące temu usłyszałem od żony, że mnie nie kocha i chce ode mnie odejść.
Powiedziała, że zbierało się to w Niej od dłuższego czasu. Że już 5 lat temu o tym myslała.

Wyrzuciła mi wszystko co w tych 11 latach było z mojej strony nie tak:
- że poświęciła całe życie dla mnie i dla dzieci nie patrząc na siebie
(była zawsze dla dzieci i dla mnie i robiła dla nas wszystko, nie mogę powiedzieć na Nią
złego słowa),
- że Jej nie ceniłem (tak nie było, ale chyba tego nie mówiłem zbyt często),
- że gdy bylismy blisko siebie w okresach płodnych to potem miała z tego powodu wyrzuty
sumienia przeze mnie (spowiadałem się z tego przez
11 lat i dopiero 3 miesiące temu jeden ksiądz mi uświadomił, że jak się kochamy to w
tym przypadku nie ma mowy o grzechu. Wcześniej żaden z księży
mi tego nie powiedział na comiesięcznej spowiedzi),
- że często denerwowałem się na nia i na dzieci (nasza wspólna praca zawodowa -
mieszanie się życia rodzinnego i zawodowego, mój drugi etat).
- że Ona nie miała w tym małżeństwie nic do powiedzenia (zawsze staraliśmy się o
wszystkich tematach rozmawiać i dyskutowaliśmy, ale Ona powiedziała,
że nie miała co odpowiedzieć na moje argumenty),
- że miałem za mało czasu dla dzieci (tak często było - praca itp.),
- że mecz na który jeździłem raz na dwa tygodnie jest ważniejszy od Niej (terminarz ligi
często rzutował na nasze plany wekendowe),
- że nie dałem Jej kwiatka po urodzeniu drugiego dziecka.

Ja jestem dodatkowo osobą o silnym charakterze, Ona skrytą i dość zamkniętą.

W ostatnim roku zawalił się Jej dodatkowo swiat rodziców. Dowiedziała się, że Jej tata (z którym miała lepszy kontakt niż z mamą - ona traktowała Ją wczesniej trochę jak konkurencję/rywalkę) prowadził podwójne życie przez 30 lat i dwa miesiące temu doszło do rozwodu Jej rodziców. Moja żona stanęła po stronie mamy mimo, że Jej mówiłem iz wg mnie powinna być wzgledem nich neutralna. To stanowio tez nasze sprzeczki)
Od tego czasu Jej mama jest Jej najlepsza przyjaciółką...

Ponad miesiąc temu przemyslałem sobie to wszystko co żona mi powiedziała i ma w tym bardzo dużo racji.

Najgorsze jest to, że praktycznie nigdy mi tego nie mówiła wczesniej , że to czy tamto jest źle itp.

Czasem o niektórych tematach wspominała, ale myslałem, że potem wszystko wracało do normy, a to się w Niej kumulowało...
Co tydzień chodzimy z dziećmi (lub tylko ze starszym) do kościoła.

Podczas naszych rozmów (czasami sprzeczek) powiedziała mi, że nie możemy mieszkac ze soba juz razem, bo Ona tego nie potrafi znieść. Chciała się wyprowadzić
z naszego domu. Po rozmowie z przyjacielem powiedział mi, że jesli Ona się wyniesie i gdzies ułoży sobie zycie, to bedę miał dużo trudniej Ją sciągnąć z powrotem.

Nasze dzieci zaczeły się coraz bardziej zamykać słysząc nasze sprzeczki i widząc co sie dzieje. Dodatkowo córka przestała reagowac na moje prośby
(pewnie był to Jej system obrony przed całą sytuacją) i dwa dni przed wigilią po kolejnej Jej informacji, że jesli ja tego nie zrobię to Ona załatwi
jakieś mieszkanie spakowałem torbę i przeniosłem się do mojego domu rodzinnego (mama).
Przed wyjściem usiedliśmy z dziećmi i powiedzieliśmy, że tak jak oni rodzice tez się czasem kłócą i nie potrafią dogadać i dlatego tata na jakiś czas
bedzie spał u babci.Powiedzieliśmy im, że Je bardzo kochamy.
Był to dla mnie najtrudniejszy i najgorszy dzień naszego małżeństwa.

Od tego czasu jestem co dziennie w domu, normalnie rozmawiam z żoną, bawię się z dziećmi.
Bardzo mi ich brakuje.
Najgorzej gdy syn pyta się czy juz nie będę z nimi na zawsze mieszkał. Wtedy czuję się bezradny...

Ponad miesiąc temu postanowiłem się zmienić. Zrozumiałem, że moja żona przyzwyczaiła mnie do zbyt komfortowej sytuacji, z która mnie było dobrze,
a Jej niestety nie (teraz to zrozumiałem).
Zacząłem poświęcać czas dzieciom, starałem się odciążać w pracach domowych. Uspokoiłem się.
Kupiłem zaległe kwiatki...
Pojechałem do psychologa (Ona nie chce ze mną jechać, sam tez nie gdyż twierdzi, że tego nie potrzebuje), tam znalazłem ulotkę Wspólnoty Sychar.
Od miesiąca odmawiam codzienne różaniec za Nią, za dzieci, za siebie...]
Wczoraj wieczorem zobaczyłem film Ognioodporni i płakałem ...

Zrozumiałem co zrobiłem (a raczej czego nie zrobiłem w naszym małżeństwie), ale boje się czy nie jest zbyt późno...
Jakieś trzy tygodnie temu powiedziała, mi że mnie nie poznaje, że się zmieniłem, ale nie wierzy, że na stałe.
Bo wiele razy Ją wcześniej za swe nerwy czy brak czasu przepraszałem.

Kilka osób pytało mnie czy Ona kogoś ma ?
Wydaje mi się, że nie i to jest dla mnie jakaś nadzieja.

Bardzo chcę ratowac naszą rodzinę, nasze małżeństwo.

Nie wiem co zrobić (oprócz modlitwy).
Czy starać się z Nia rozmawiać o tym ?
Czy dać Jej trochę czasu na przemyslenie ?
Teraz nie wiem czy dobrze, że się wyprowadziłem ?
Jak długo być poza domem (Ona chce czasu bysmy sobie to przemyśleli)

Jedynym pozytywem, że jeszcze nie padło z Jej ust słowo rozwód (o separacji wspominała).

Coraz częściej brakuje sił, nadzieii i podpowiedzi co zrobić ...
Dzieci cierpia...

Modlę się za was o dobra radę.

Anonymous - 2012-12-30, 19:57

ARKUS napisał/a:
że Ona nie miała w tym małżeństwie nic do powiedzenia

ARKUS napisał/a:
że często denerwowałem się na nia i na dzieci

ARKUS napisał/a:
Uspokoiłem się.

ARKUS napisał/a:
Bo wiele razy Ją wcześniej za swe nerwy czy brak czasu przepraszałem.


trochę dużo tych symptomów...
czy zauważyłeś, że mogłeś stosować wobec żony przemoc? czy robisz coś pod tym kątem? nie pod kątem małżeństwa, ale pod kątem przemocy właśnie...
co do kłótni i cierpienia dzieci, które słyszą awantury...to wiesz...do kłótni trzeba dwojga.jedna osoba kłócić się nie może, wystarczy, że Ty nie będziesz się wdawać w pyskówki, odpowiadał spokojnie, a już widmo kłótni rodzinnej będzie zażegnane, a przynajmniej Ty nie będziesz w nich uczestniczył....monologujący awanturnik pracuje wtedy na swoje konto, a dzieci widząc spokój chociaż jednego rodzica, same będą miały jakiś punkt oparcia i bezpieczeństwa, z którego nawet nie będą sobie zdawały sprawy.
ja bym się nie wyprowadzał, ale trudno to ocenić..czym innym jest praca nad małżeństwem, a czym innym fizyczne oddalenie, które to uniemożliwia.jaki cel jest tego? to też Twój dom, więc jak ma to dalej wyglądać?jeśli żona jest tak zdecydowana i zdesperowana, to niech się wyprowadzi, może życie "od nowa" z podobnymi rodzinnymi kłopotami i bolączkami codziennego życia, ale bez Ciebie, nie wyda się jej rajem i dojdzie do innych wniosków co do swojego życia.rób swoje, zwalczaj swoje wady i złe nawyki (skłonność do przemocy), to zawsze jest i będzie ważne, choćby dla Ciebie samego...
myślę też, że u Boga nie ma takich słów, jak za późno. ktoś tu kiedyś napisał fajne zdanie:Bóg spóźni się piętnascie minut, a i tak będzie przed czasem.życzę Ci dużo siły i powodzenia,może inni napiszą Ci tu konkretniejsze rady czy wskazówki, pozdrawiam,s.

Anonymous - 2012-12-30, 20:31

Mi się wydaje, że dopóki kogoś nie ma, można jeszcze coś uratować. Jak pojawi się w związku ta trzecia osoba, to już szanse są dużo mniejsze, jak nie żadne.
Anonymous - 2012-12-30, 21:09

Dziekuję za dobre słowo.
Staram się pracować nad sobą i widzę tego efekty.
Teraz to widzę, że wyglada to troche jak przemoc psychiczna :-(

Nie wiem teraz co zrobic z tym powrotem do domu ?
Ja bardzo tego chcę, dzieci pytają kazdego dnia czy już zostaję.
Czy jeśli Ona nie bedzie tego chciała mojego powrotu i mam narazic się na Jej wybuch ? że znów nie liczę się z Jej zdaniem ?
Czy czekac aż samo się coś poprawi (lub nie). A jesli czekac to ile ? Tydzień, miesiąc, pół roku ?
Na razie sytuacja wydaje mi sie patowa i nie wiem jaki ruch mam wykonać ...
Będę się dziś o to modlił do Boga - o decyzję, która nie pogorszy całej sytuacji.

Anonymous - 2012-12-30, 21:33

Witaj na forum.
Nie jest tak , ze za kryzys odpowiada tylko jedna strona. Twoja żona tez miał w tym kryzysie udział. Ty zajmij sie swoim udziałem, zmieniaj siebie i naprawiaj co się da, i korzystaj z łaski Boga w sakramentach, proś o odnowienie łaski sakramentu małżęństwa. Bóg w czasie ślubu wam błogosławił, i teraz możesz prosić go o dalsze błogosławieństwo w czasie tego kryzysu. Ze swej strony usuń tylko wszelkie przeszkody by Bóg mógł działać, współpracuj z Nim czyli bądź otwarty na Jego dobre natchnienia.
Zadbaj o siebie, by swoje wnętrze uporządkować, jakaś terapia, może 12 kroków na forum Sycharu , po to by mieć w sobie spokój. Jeżeli sobie uzdrowisz, to już 50% małżeństwa będzie uzdrowione , a to już dużo.
Powodzenia

Anonymous - 2012-12-30, 21:35

ARKUS, nie słuchaj głupot o tym, że jak pojawi się trzecia osoba, to nie ma żadnych szans.Moderatorka Mirakulum, która po sześciu latach po rozwodzie buduje z mężem na nowo swoje małżeństwo, pewnie się uśmiecha, jak czyta takie słowa...bo tam gdzie jest Bóg w małżeństwie pod postacią Sakramentu, nie ma dla ludzi takich słów, jak "nigdy", "żaden". Bóg to nam gwarantuje podczas ślubu, że zawsze będzie patrzył na małżeństwo, jako całość.teraz jest kwestia tego,by rozsądnie i "po Bożemu" próbować naprawiać, leczyć, ratować i dostrzegać Boże wskazówki.
co na temat wprowadzki mówi psycholog? a psycholog dziecięcy? czy Wasze dzieci sa pod opieką psychologa dziecięcego? z Twoich słów wynika, że rozumieją ciężar sytuacji, czy to nie za duży ciężar dla nich? powiedziałeś żonie o swoim pragnieniu? bądź wytrwały i cierpliwy, to też przecież oznaka pracy nad sobą...życzę Ci, by Duch Święty rychło podsunął Ci dobre rozwiązanie, które zadowoli Was oboje....pozdrawiam,s.

Anonymous - 2012-12-30, 21:46

Wywołano mnie do odpowiedzi :mrgreen:

Potwierdzam

Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, i choć ( nam się wydaje ) że przychodzi 15 min za późno , to zawsze zdąży.

Jestem ciekawa u jakiego to psychologa dostałeś sycharowskie ulotki ?

Piszesz że obejrzałeś Ognioodpornego, polecam książkę "miej odwagę kochać" którą bohater filmy się posługuje.

Zaproponuj żonie wspólne obejrzenie filmu, może to otworzy jej oczy.
A Ty jak daleko masz najbliższe Ognisko naszej wspólnoty? zapraszamy na spotkania, tam dowiesz się jak robi się rzeczy niemożliwe

Pogody Ducha
Ratowanie małżeństwa to bieg długodystansowy

Anonymous - 2012-12-30, 22:03

Po przeczytaniu Waszych postów łzy same napłynęły do moich oczu...
mam cały czas nadzieję (kilka tygodni temu patrząc Jej głęboko w oczy powiedziała mi Ty masz cały czas nadzieję :-)
Ulotki Sycharowe u pani psycholog poleconej przez znajomego księdza - Południe Polski.
Spróbuję ją namówić na wspólne oglądanie filmu, w najgorszym przypadku postaram się Jej go zostawić by sama zobaczyła.
Będę sie dziś modlił o odnowienie łaski sakramentu małżeństwa.
I mam zamiar zobaczyć drugi polecony na forum film - Odważni.
Wczoraj w nocy "popłynąłem" na Ognioodpornym.
Aż dziś się boję co mnie czeka.
Modlę się za Was i dziękuję za dobre słowo.

Anonymous - 2012-12-30, 23:42

Wydaje mi się, że żona powinna chcieć twojego powrotu. Poobserwuj jak reaguje, czy jest obojętna jak przychodzisz, czy widać że tęskni. Może jej na rękę to że mieszkasz poza domem. Wydaje mi się, że bez chęci z jej strony, nie ma sensu się narzucać. Jeżeli natomiast zauważysz, że jej zależy można zacząć rozmawiać.

[ Dodano: 2012-12-30, 23:48 ]
Cytat:
nie słuchaj głupot o tym, że jak pojawi się trzecia osoba, to nie ma żadnych szans.Moderatorka Mirakulum, która po sześciu latach po rozwodzie buduje z mężem na nowo swoje małżeństwo, pewnie się uśmiecha, jak czyta takie słowa...


A czy uśmiechają się inne osoby, które mimo walki o małżeństwo są same? Takich historii jest na tym forum bardzo dużo, a przytoczona wyżej jedyną o której słyszałam. Wydaje mi się, że przez takie słowa tworzysz autorowi wątku jakąś iluzję, że wszystko będzie dobrze i wszystko się uda. Niestety, życie pokazuje, że nie zawsze jest dobrze i każdy przypadek jest indywidualny. Moim zdaniem trzeba być realistą bo na decyzje i potrzeby innych osób nie mamy żadnego wpływu.
PS. Dlaczego opisujesz siebie 'kawaler'? Myślałam że jesteś po ślubie kościelnym i rozwodzie.

Anonymous - 2012-12-31, 00:34

porzucona_33 napisał/a:
Moim zdaniem trzeba być realistą bo na decyzje i potrzeby innych osób nie mamy żadnego wpływu.


porzucona33, użyłaś słowa "żadne", ja podałem przykład, który obalił to słowo: "żadne", o co Ci więc chodzi?
znasz jeden przypadek, może za słabo czytasz to forum, za mało rozglądasz się wokół siebie? :) albo na drugi raz uważnie dobieraj słowa...
czy bycie realistką oznacza dołowanie innych i pisanie czarnych scenariuszy, zasiewanie smutku w sercu autora wątku?

co ma realizm do wiary? dla Ciebie moc Boga to bajka?
czy ktoś miał wpływ na to, że żyłaś wiele lat ze swoim partnerem bez ślubu kościelnego?
odpowiedz sobie na pytanie, co się stało, że tu jesteś dzisiaj? ktoś miał wpływ na to? wszak wiele lat nie znałaś tego forum, a zajrzałaś tu wtedy, kiedy partner Cię zostawił.
jak sądzisz więc, czy na ludzi nie wpływają wydarzenia, czas?
jeśli zmienisz zamki w drzwiach i mąż siłą rzeczy nie będzie mógł wejść do domu - masz wpływ na jego zachowanie?
jeśli zrobisz komuś przykrość, zranisz, skrzywdzisz - masz wpływ na uczucia tej osoby? czy pozostaną bez zmian?
jesli zrobisz komuś przyjemność, miły prezent - masz wpływ na emocje tej osoby? na jej uśmiech, radość?
Ty szukasz Boga, może inni też przejdą swoje doświadczenia i Go znajdą?
w innym wątku narzekałaś na swoją sytuację, że miałaś "złoty róg", a teraz smutek, strata itd. widzisz, mamy kompletnie inny punkt widzenia. dla mnie Twój związek z ojcem Twoich dzieci był tak jakby kradzionym samochodem. gdzie tu "złoty róg" za którym tak tęsknisz? jeździć jeździł, może inni się zachwycali, ale kradzione jest kradzione. żal, że ciągle tego nie widzisz i tak samo patrzysz na sprawy małżeństw sakramentalnych i udzielasz im rad czy straszysz i dobijasz jakiś pogańskim defetyzmem, w sytuacjach, gdzie małżonkowie jednak polegają na Bogu i Jego obietnicach. mamy po prostu inny pogląd na sprawę małzeństwa. moje jest takie, że jeśli jest Bóg, to wszystko jest możliwe. nawet to, że można żyć radośnie czekając, tak działa wiara, a Mirakulum jest akurat najbardziej czytelnym przykładem, który jeszcze bardziej umocnił mnie w tym przekonaniu.

porzucona_33 napisał/a:
PS. Dlaczego opisujesz siebie 'kawaler'? Myślałam że jesteś po ślubie kościelnym i rozwodzie.


moje małżeństwo zostało uznane za nieważnie zawarte, mogę wziąć ślub kościelny nadal, zatem jestem kawalerem/wolnym.

dobrej nocy. :)

Anonymous - 2012-12-31, 00:37

Witaj na forum.Przeczytałem twoją historię i jestem w szoku.Jakbym widział swoje małżeństwo.Znajdź mój temat pt. życiowy problem znajdziesz tam większość cennych wskazówek które na pewno się Tobie przydadzą i przeczytaj uważnie całą moją historię która trwa.Ja się nie poddaję pomimo tego że były już rozmowy o rozwodzie,ale ja zastosowałem miłość stanowczą z książki Dobsona,którą polecam i powiedziałem żonie że ją kocham i na rozwód nigdy się nie zgodzę,a dodam Tobie że tkwimy pod jednym dachem.Tylko że u mnie jak żona ogłosiła ze mną separację słowną to w jakiejś chyba furii wyskoczyła na bok i prawdopodobnie to ją gryzie do tej pory,a mija już 9 mieś.To na tyle.Życzę tobie bardzo dużo wiary i jestem do dyspozycji...
Anonymous - 2012-12-31, 14:52

Cytat:
czy bycie realistką oznacza dołowanie innych i pisanie czarnych scenariuszy, zasiewanie smutku w sercu autora wątku?

co ma realizm do wiary? dla Ciebie moc Boga to bajka?
czy ktoś miał wpływ na to, że żyłaś wiele lat ze swoim partnerem bez ślubu kościelnego?
odpowiedz sobie na pytanie, co się stało, że tu jesteś dzisiaj? ktoś miał wpływ na to? wszak wiele lat nie znałaś tego forum, a zajrzałaś tu wtedy, kiedy partner Cię zostawił.
jak sądzisz więc, czy na ludzi nie wpływają wydarzenia, czas?
jeśli zmienisz zamki w drzwiach i mąż siłą rzeczy nie będzie mógł wejść do domu - masz wpływ na jego zachowanie?
jeśli zrobisz komuś przykrość, zranisz, skrzywdzisz - masz wpływ na uczucia tej osoby? czy pozostaną bez zmian?
jesli zrobisz komuś przyjemność, miły prezent - masz wpływ na emocje tej osoby? na jej uśmiech, radość?
Ty szukasz Boga, może inni też przejdą swoje doświadczenia i Go znajdą?
w innym wątku narzekałaś na swoją sytuację, że miałaś "złoty róg", a teraz smutek, strata itd. widzisz, mamy kompletnie inny punkt widzenia. dla mnie Twój związek z ojcem Twoich dzieci był tak jakby kradzionym samochodem. gdzie tu "złoty róg" za którym tak tęsknisz? jeździć jeździł, może inni się zachwycali, ale kradzione jest kradzione. żal, że ciągle tego nie widzisz i tak samo patrzysz na sprawy małżeństw sakramentalnych i udzielasz im rad czy straszysz i dobijasz jakiś pogańskim defetyzmem, w sytuacjach, gdzie małżonkowie jednak polegają na Bogu i Jego obietnicach. mamy po prostu inny pogląd na sprawę małzeństwa. moje jest takie, że jeśli jest Bóg, to wszystko jest możliwe. nawet to, że można żyć radośnie czekając, tak działa wiara, a Mirakulum jest akurat najbardziej czytelnym przykładem, który jeszcze bardziej umocnił mnie w tym przekonaniu.


Masz rację, brakuje mi optymizmu. Ale trudno się dziwić, jestem w rozpaczy, samotne święta, samotny Sylwester, moje dziecko płacze wieczorami za ojcem.. Nie wiem jak ją pocieszyć. Jestem w trudnej sytuacji i chyba tym są naznaczone moje posty. Brakiem nadziei i stratą wielu rzeczy. O udzielaniu rad na tym forum chyba nie można mówić, nikt nie ma tutaj kompetencji i nie zna na tyle dobrze sytuacji piszącego. Moje wpisy to tylko i wyłącznie moje poglądy i odczucia. Myślę że dobrze jest przeczytać opinię różnych osób, jak autor wątku będzie miał kilka wpisów sam wybierze sobie co jest dla niego najlepsze.

Anonymous - 2012-12-31, 17:50

Porzucona 33 pomodlę się dzis za Ciebie.
Diś to ja mam troche więcej sił i postaram się o siłę dla Ciebie.
Głowa do góry. Ja mam cały czas nadzieję ...
Pamiętaj masz dla kogo żyć !!!

Anonymous - 2012-12-31, 20:50

Arkus, wiesz co najbardziej poruszyło mnie w Twojej historii? To że kupiłeś te zaległe kwiatki , bardzo pięknie wczułeś się w uczucia swojej żony , która kiedyś z tego powodu poczuła sie zraniona a Ty postanowiłeś jej to wynagrodzic , po takim czasie , bardzo piękny gest naprawdę. Wspaniałe jest również to że zdajesz sobie sprawę z tego że żle postępowałeś nie zapierasz się że byłes nie w porządku a to zonie cos odbiło. Przyznajesz się żę kryzysowa sytuacja zaistniała również dzięki Twojemu udziałowi a to jest bardzo dojrzałe podejście do małżeństwa.
uważam że macie ogromną szanse na wspólne dalsze życie , tylko proszę daj jej czas i...nie narzucaj się zbytnio.
Pogody ducha i Bóg z Tobą


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group