Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sprawa trywialna a statystycznie beznadziejna

Anonymous - 2013-04-20, 13:20

Filomena napisał/a:

Tutaj w innym wątku ktoś mi też powiedział, że predestynacja nie jest koncepcją katolicką. Owszem, ale w jutrzejszej ewangelii stoi jasno: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca". No i jak tu wierzyć, że moja modlitwa za męża da jakiś skutek, skoro on się w moim odczuciu od Boga odwrócił. I znowu nawet jeżeli nawróci się sekundę przed śmiercią, to i tak moje i córki życie zniszczył.


Witam !
(J 6,55.60-69)
W synagodze w Kafarnaum Jezus powiedział: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać? Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca. Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: Czyż i wy chcecie odejść? Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.

Wytłuściłaś piękne słowo… DANE…
Wiara… życie wiarą jest ŁASKĄ… A cytowana Ewangelia jest przepełniona obfitością dawania i miłości Boga do człowieka tak wielką ,że mowa ta niezrozumiała i trudna… dać się w obfitości tak ,że swoim Ciałem się karmić pragnie… Pragnie dawać… siebie. Dobrze napisałaś.., że to są Twoje odczucia… Boże rozeznanie i patrzenie na człowieka nie opiera się na odczuciach… i dlatego są pewne… bardzo często różne od pragnień i wyobrażeń ludzkich… a szczególnie od motywów ludzkich…
Kiedy odnajdziesz w sobie odpowiedzi na to co jest motywem bycia z Bogiem i bliźnimi w takiej sytuacji jakiej doświadczasz , Bóg pozwoli Ci odnaleźć trudne sprawy które może przemienić i wypełnić pomimo iż sytuacja może się nie zmienić…
Pomyśl o tym ,że nawet jeśli mąż się nawróci i wszystko będzie w Twoim odczuciu dobrze , to i tak człowiek odnajduje pragnienie , które tylko wypełnia Bóg… to jest Miłość, ta prawdziwa, ta która nas przerasta, ta którą ogranicza nasz rozum, ta dla nas ciągle nowa…
Pomyśl… o tym jak ważna jesteś dla Boga tu i teraz…, ponieważ On pragnie nie sam…. ,ale z Tobą ciągle na nowo siać tak obficie ,że owoc jest niewyobrażalny… zaskakujący. Skup się na Twojej relacji z Bogiem… nad wszystkim co dzieli Ciebie w relacji z Bogiem, a potem z bliźnimi.
Takie znane powiedzenie „co mnie nie zabije to mnie wzmocni”- osobiście nie wierze w nie…, może mnie przecież jeśli nie zabije poharatać i zniewolić, zniszczyć , wykoślawić… Cierpienie jest wpisane w życie człowieka i jest tylko wtedy błogosławione kiedy jest Boże… W Twoich rękach jest decyzja o tym , czy chcesz by to Pan uleczył , dotknął, przemienił , czy chcesz być w tym doświadczeniu z Bogiem? Nie jest tak ,ze to mąż zniszczył Twoje życie. Z mojego doświadczenia wiem ,że wiele zostało zniszczone , bo na to pozwoliłam, pozbawiałam się wiary, odebrałam sobie nadzieję , a w szczególności prawdę o tym ,że tylko Bóg jest tym który może dać mi szczęście i nim wypełnić. Ekonomia patrzenia na bilans w którym przeważa to czego nie mam, przyniesie Ci tylko zgorzknienie, i zabierze wszystko co najważniejsze wiarę , nadzieję i miłość… Ekonomia patrzenia na to co chce Ci dać Bóg , jaki On jest ,Kim jest dla Ciebie bez względu na sytuacje daje Ci nasycenie, tak wielkie ,że objawia się Jego Chwała.

„ Odpowiedział Mu Szymon Piotr: Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga.”
http://www.youtube.com/watch?v=MbdPyUTUzYE
Pozdrawiam bardzo serdecznie
Nie zaprzestawaj modlitwy…

Anonymous - 2013-04-20, 23:37

Mirelo tak mi było teraz smutno....
to co napisałaś bardzo mnie podbudowało....

Panie, do kogóż pójdziemy.....

Właśnie, gdzie w tym wszystkim podąża człowiek.... pomimo wielu trudności i krętych ścieżek....

Oczywiście wiem, tylko wciąż zapominam po co tu jestem :-D

Anonymous - 2013-04-21, 11:18

Mirelo, dziękuję za Twoją wypowiedź. Teoretycznie powinna mnie podnieść na duchu, ale znowu czuję się jak w styczniu. Żadnej nadziei na poprawę sytuacji. Mam wrażenie, że mąż chce być tylko dobrym znajomym, który jeżeli mu wygodnie, to się odezwie, a jeżeli ma ciekawsze zajęcia, to się z kontaktu wypisze. Chodzi mi tu głównie o zaangażowanie w aranżowanie kontaktu z córką.

Od dwóch tygodni prawie każdej nocy mam koszmarne sny pełne strachu, złych obrazów reakcji męża, poczucia osaczenia. To też mnie nie nastraja pozytywnie.

Psycholog w zasadzie na bazie moich relacji odnośnie kontaktów z mężem i jego zachowania też nie daje mi żadnej nadziei, że mogłabym się spodziewać przemiany męża. Chyba, że podniesie jakieś bolesne konsekwencje swoich działań, co jest mało prawdopodobne.

Tęsknię za uczuciem, że mogę powiedzieć, że robimy coś razem z mężem i córką, tęsknię za uczuciem, że ktoś jest mój, a ja jego, za bliskością, wsparciem i zrozumieniem i przeświadczeniem, że trafiłam na swoją drugą połówkę. Która wersja męża jest prawdziwa? Co się stało? Nadal nie rozumiem, bo mi też było ciężko w ostatnich latach, a nie szukałam wrażeń poza małżeństwem i nie uciekałam.

Anonymous - 2013-04-21, 13:19

Filomena napisał/a:


I też mogę tu napisać, narażając się na oskarżenie o pychę, że jestem wykształcona, mogę być względnie samodzielna finansowo, sprawdzam się jako matka, zbieram komplementy za wygląd, jestem zadbana, można ze mną o wielu rzeczach porozmawiać, mam poczucie humoru, a jednak jedyny mężczyzna, któremu zaufałam mnie nie chce. Inna sprawa, że zdobycie mojego zaufania tak, abym się otworzyła przed drugą osobą bardziej niż jak przed znajomym, nie jest łatwe. Jemu się to udało i udało się mu też zabić we mnie wiarę w ludzi.

Dzisiaj cały dzień mam przebitki wspomnień ze ślubu i wesela, naszych wspólnych wakacji, dobrych chwil i nie rozumiem jak się to wszystko stało. Nadal czuję się jak w złym śnie.

Na dodatek jutro mam ciężki dzień w pracy, gdzie znowu muszę być w pełni szyku intelektualnego, komunikacyjnego itp.


Boze kazde slowo jakbym czytała o sobie. Tutaj nie chodzi o bycie pysznym, ale o obowiazek jakim jest dbanie o wlasne zdrowie psychiczne i fizyczne. A do tego potrzebne jest zeby w takich chwilach nie popasc w depresje i docecic swoja wlasna wartosc.

Ja tez jestem mloda, wyksztalcona, ponoc ładna, bardzo szczupla, mam bardzo dobra prace, caly okres naszego bycia razem i malzenstwa zarabialam pieniazki tak samo jak on. Kazdy mowi i mowil mi tez wczesniej ze jestem madra, zaradna a najwazniejszy dla mnie czlowiek wlasnie mnie nie chce...

Ja jestem na samym poczatku tej drogi, wlasnie moj maz krzata sie po naszym mieszkaniu, a ja zyje wiedzac ze mnie nie kocha i ze dla niego to juz koniec i chce jak najszybciej rozwiazac formalnosci. Do tego nadal, po tym wszystkim klamie, bo nie zerwal kontaktu z kochanka (jak mowi wszystkim) i nie czuje sie winny za rozpad naszego malznestwa.

Anonymous - 2013-04-21, 17:18

Filomena napisał/a:

Tęsknię za uczuciem, że mogę powiedzieć, że robimy coś razem z mężem i córką, tęsknię za uczuciem, że ktoś jest mój, a ja jego, za bliskością, wsparciem i zrozumieniem i przeświadczeniem, że trafiłam na swoją drugą połówkę. Która wersja męża jest prawdziwa? Co się stało? Nadal nie rozumiem, bo mi też było ciężko w ostatnich latach, a nie szukałam wrażeń poza małżeństwem i nie uciekałam.


Filomeno

Podoba mi się ,że taka odwaga otwartości o tym czego pragniesz, o swoich marzeniach, o tym co teraz w doświadczeniu wydaje Ci się zmarnowane, o tym co niespełnione...ale Ty ciągle pragniesz...Ty nie jesteś osobą typu przepraszam ,że jestem i mam marzenia i pragnienia...to jest cudowne :)Jezus bardzo kocha spragnionych...na maxa :)Jak to mówi Mirakulum na 100%. Tego sobie nie odbieraj pamiętając ,że jest tu i teraz przede wszystkim Jezus.

Czasem też pojawiają mi się różne tęsknoty...za czymś niespełnionym, niekoniecznie dobrym dla mnie. Ale miewam takie dni...Nie chodzi o to żeby uciekać przed tym , ale świadomie przeżyć ten czas z Bogiem. Pomyśl jak mogło by to wyglądać u Ciebie...Może piękny obrus na stole kwiaty , świece, Pismo św , Krzyż ...nawet herbatka...:) i Twoje tęsknoty..., boleści oddaj Najwyższemu , zwyczajnie tak jak teraz mówisz o nich...

Dziś na Mszy św jak byłaś to usłyszałaś takie słowa
Mocą Ducha Św uświęcasz i ożywiasz dary które przynieśliśmy Tobie...następnym razem jak będziesz na Mszy poproś swojego Anioła żeby zabrał te tęsknoty i niespełnione marzenia i ból, pustkę ....wszystko co boli i to co pamiętasz cudownego , nawet te pojawiające się wspomnienia, Was małżonków...On , Anioł w swojej skromności będzie bardzo szczęśliwy ,że ma z czym iść , a Ty będziesz uradowana ,że masz takiego kompana:)... A potem kiedy Kapłan zacznie wypowiadać te słowa...przypomnij sobie co teraz uświęca się Mocą Ducha sw...

Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

Anonymous - 2013-05-20, 22:48

Dzisiaj znów czytam w rozważaniach ks. Pierzchalskiego

Cytat:
Gdy zabrakło wina, Matka Jezusa rzekła do Niego: «Nie mają wina»”. Niezwykła jest wrażliwość Maryi. Maryja została zaproszona. Jednak nie zachowuje się jak gość, czyli jak ktoś, o kogo gospodarze się troszczą. To Ona troszczy się o gospodarzy i biesiadników, czyli o to, aby niczego im nie brakowało. Maryja, przyjmując zaproszenie, ogarnia troską tych, przez których zostaje zaproszona. „Nie mają wina”. Dla Maryi ważne staje się to, że „NIE MAJĄ”. Maryja zauważa BRAK w domu tych, do których została zaproszona. Maryja wyczuwa ich sytuację, ich konsternację, zaniepokojenie, zagubienie, problem. Ten BRAK, który dostrzega w człowieku (a na pewno gospodarze bardzo go ukrywali przed innymi, by się nie ośmieszyć), porusza Ją, porusza tak bardzo, że natychmiast mówi o tym Synowi: „Nie mają…”. Wino jest symbolem wesela, radości, świętowania, obfitości, życia. „Nie mają wina” – Maryja dostrzega brak w sercu człowieka: nie mają w sobie życia, nie mają w sobie radości, nie potrafią się weselić, nie są już zdolni do tego, by celebrować życie, by świętować życie, są zagubieni. Ten brak boli Maryję, porusza Jej serce. Ona jest Matką Dostrzegającą, jest pośród ludzkich braków, pośród tych, którzy noszą w sobie problem, nie umiejąc mu zaradzić. Nic, co dotyka człowieka, nie jest Jej obojętne.

„Nie mają wina”. Wypowiada przed Synem ludzki brak, zagubienie. O nic Go nie prosi, tylko oznajmia sytuację, mówi, co widzi i co Ją porusza. Mówi o BRAKU. Przynosi Synowi ten BRAK, przynosi Synowi ludzki niepokój, problem, trudną sytuację. I niemal jednocześnie mówi do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. WSZYSTKO, cokolwiek POWIE. Zadaniem człowieka doświadczającego braku jest SŁUCHAĆ i WYPEŁNIAĆ, zaangażować się w Słowo, które Jezus wypowiada, zaangażować się ufnie. Maryja ukierunkowuje człowieka na Jezusa. Człowiek ma się skupiać nie na swoim braku, ale na Jezusie, na Jego Słowie i na zaangażowaniu się w wypełnianie Słowa. „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. „Zróbcie…” – wyraża pewność Maryi w interwencję Syna.

„Jezus polecił usługującym: «Napełnijcie stągwie wodą»”. Jezus zaprasza człowieka do współpracy ze sobą. „Napełnijcie…” – nie było to łatwe zadanie. Jak podaje ewangelista, Jezus polecił napełnić wszystkie stągwie, a było ich sześć, „z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary”. 1 miara to ok. 40 litrów, a więc jedna stągiew mogła pomieścić od 80 do 120 litrów. Zatem razem słudzy mieli przynieść ok. 720 litrów wody! Zobaczmy trud, z jakim słudzy przynoszą wodę i napełniają stągwie. Wczujmy się też w to, co mogli wówczas przeżywać: w ich poczucie bezsensu (po co Nauczyciel każe nosić wodę, skoro potrzebne jest wino, a nie woda?). Zobaczmy ich niedowierzanie i ich niepokój: czy to ma jakikolwiek sens? Czy ta praca nie jest na marne? I zobaczmy ich żmudny wysiłek, wysiłek pomimo wszystko, pomimo wątpliwości, które pojawiają się w sercu, pomimo chwil niedowierzania, pomimo lęku, czy to ma jakikolwiek sens, pomimo pytań o wartość tego wysiłku. Zobaczmy ich gorliwość i determinację. Ewangelista podaje, że słudzy napełnili stągwie wodą „aż po brzegi”, czyli do końca, tak, że już bardziej nie można. Ich praca była uczciwa, nie rezygnowali z wysiłku, pomimo wątpliwości. Dopiero później, kiedy już osiągnęli granicę swojego wysiłku, „aż po brzegi”, stwierdzili ze zdumieniem, że dokonał się cud! Okazało się, że współpraca człowieka z Jezusem, trud człowieka i działanie Jezusa, daje niezwykłe owoce.

Nie wiemy, ile czasu trwało napełnianie stągwi. Jezus nie powiedział też, ile litrów wody potrzeba, polecił tylko: „Napełnijcie”. Mogli zatem napełnić do połowy, ale oni napełnili „aż po brzegi”, czyli dali maksymalnie wszystko, to, co tylko mogli. Byli hojni w swoim trudzie, gorliwi. Słudzy zrobili wszystko, co było z ich strony możliwe. A Jezus przemienił ich „wszystko”, przemienił wszystko, co przynieśli. Każda kropla ich wysiłku zaowocowała. Aby stał się cud przemiany, człowiek musi zrobić wszystko, na co go stać. Ta granica możliwości jest względna, dla każdego człowieka inna. Najważniejsze jest to, aby wysiłek był „aż po brzegi”. Słudzy napełnili stągwie całkowicie. A Jezus na całkowitość człowieka odpowiada również całkowitością. Zamienia w wino całą przygotowaną wodę. Trud sług nie poszedł na marne. Każdy litr przez nich przyniesiony został przemieniony w wino. Możemy sobie wyobrazić, jak wiele go było: ok. 700 litrów!, a więc o wiele więcej niż było potrzeba. Wyniki współpracy człowieka z Bogiem są zdumiewające! Bóg zawsze daje nadmiar, daje „aż po brzegi”, jeśli tylko człowiek jest hojny w swej pracy.

Jezus nie sygnalizuje momentu przemiany. Nie zauważają tego momentu także słudzy. Ona dokonuje się nie wiadomo kiedy, niewidocznie, bez świadków, niezwykle dyskretnie. Jedno jest jasne: słudzy noszą wodę, a na stoły trafia wino, i to wino bardzo dobre (jak pochwalił starosta wesela).

Niepotrzebne zatem jest czekanie na cud przemiany. Do nas należy „noszenie wody”, podjęcie wysiłku. Tajemnicą Boga jest to, w jaki sposób dokona się przemiana i kiedy ona nastąpi. Starosta weselny skosztował wody, która stała się winem i ze zdumieniem stwierdził, jak bardzo jest DOBRE. Przemiana dokonała się niezauważalnie.

Nie próbujmy przyspieszać przemiany czy jej wymuszać, ale róbmy to, na co nas w danej chwili stać, a doświadczymy, że woda wysiłku stanie się winem – siłą do życia, do radości, do świętowania. Jezus daje owoce proporcjonalne do trudu człowieka: ile wody, tyle wina. Przemiana często jest niewidoczna dla tego, kto jest przez Jezusa przemieniany. Stwierdzają to dopiero inni, których „dotykają” skutki naszej przemiany. Tak jak w tej Ewangelii: słudzy tylko nosili wodę, a to starosta stwierdził, że kosztuje wino, i że jest ono bardzo dobre.


I tak noszę tę wodę i noszę i taka jestem zmęczona... Bliska rezygnacji. Nie wiem, czy mąż jest chory, czy ma inny zestaw wartości, właściwie dochodzę do wniosku, że nic nie wiem, natomiast bardzo się boję.

Cud w Kanie Galilejskiej to było czytanie w trakcie mszy, na której zostaliśmy małżeństwem :cry:

Anonymous - 2013-05-21, 20:20

Filomenko
Bardzo serdecznie Cię witam! Cieszę się niezmiernie ,że napisałaś, podzieliłaś się...
Opowiem Ci coś...też o laniu wody...tylko trochę inaczej...
Pierwszą wiadomością która mnie ucieszyła kiedy spotkałam Jezusa to była informacja, że mogę zmieniać tylko siebie. Wielki ciężar spadł ze mnie...wystarczy ,że ja...będę się starać zmieniać na lepsze. Następną informacją która była najcudowniejsza to ta ,że TYLKO JEZUS ZNA MOJE SERCE I JEGO PRAGNIENIA NAJLEPIEJ. Następną informacją , wow...dużo niespodzianek ...było to ,że nie muszę zasługiwać na miłość i o miłość żebrać...

Izajasza 54
1 Śpiewaj z radości, niepłodna, któraś nie rodziła,
wybuchnij weselem i wykrzykuj,
któraś nie doznała bólów porodu!
Bo liczniejsi są synowie porzuconej
niż synowie mającej męża, mówi Pan.
2 Rozszerz przestrzeń twego namiotu,
rozciągnij płótna twego <mieszkania>, nie krępuj się,
wydłuż twe sznury, wbij mocno twe paliki!
3 Bo się rozprzestrzenisz na prawo i lewo,
twoje potomstwo posiądzie narody
oraz zaludni opuszczone miasta.
Miłość Pańska

4 Nie lękaj się, bo już się nie zawstydzisz,
nie wstydź się, bo już nie doznasz pohańbienia.
Raczej zapomnisz o wstydzie twej młodości.
I nie wspomnisz już hańby twego wdowieństwa.
5 Bo małżonkiem twoim jest twój Stworzyciel,
któremu na imię - Pan Zastępów;
Odkupicielem twoim - Święty Izraela,
nazywają Go Bogiem całej ziemi.
6 Zaiste, jak niewiastę porzuconą
i zgnębioną na duchu, wezwał cię Pan.
I jakby do porzuconej żony młodości
mówi twój Bóg:
7 Na krótką chwilę porzuciłem ciebie,
ale z ogromną miłością cię przygarnę.
8 W przystępie gniewu ukryłem
przed tobą na krótko swe oblicze,
ale w miłości wieczystej
nad tobą się ulitowałem,
mówi Pan, twój Odkupiciel.
9 Dzieje się ze Mną tak, jak za dni Noego,
kiedy przysiągłem, że wody Noego
nie spadną już nigdy na ziemię;
tak teraz przysięgam, że się nie rozjątrzę na ciebie
ani cię gromić nie będę.
10 Bo góry mogą ustąpić
i pagórki się zachwiać,
ale miłość moja nie odstąpi od ciebie
i nie zachwieje się moje przymierze pokoju,
mówi Pan, który ma litość nad tobą.
Nowa Jerozolima

11 O nieszczęśliwa, wichrami smagana, niepocieszona!
Oto Ja osadzę twoje kamienie na malachicie
i fundamenty twoje na szafirach.
12 Uczynię blanki twych murów z rubinów,
bramy twoje z górskiego kryształu,
a z drogich kamieni - cały obwód twych murów.
13 Wszyscy twoi synowie będą uczniami Pana,
wielka będzie szczęśliwość twych dzieci.
14 Będziesz mocno osadzona na sprawiedliwości.
Daleka bądź od trwogi, bo nie masz się czego obawiać,
i od przestrachu, bo nie ma on przystępu do ciebie.
15 Oto jeśli nastąpi napaść, nie będzie to ode Mnie.
Kto na ciebie napada, potknie się z twej przyczyny.
16 Oto Ja stworzyłem kowala,
który dmie na ogień rozżarzonych węgli
i wyciąga z niego broń, by ją obrobić.
Ja też stworzyłem niszczyciela, aby siał zgubę.
17 Wszelka broń ukuta na ciebie będzie bezskuteczna.
Potępisz wszelki język, który się zmierzy z tobą w sądzie.
Takie będzie dziedzictwo sług Pana
i nagroda ich słuszna ode Mnie -
wyrocznia Pana.


Wobec tego mogę lać wodę nie pozwalając sobie odbierać radości , pamiętając o szacunku dla siebie i godności dziecka Bożego.
Wklejam link który nie ma nic wspólnego z tematyka małżeństwa ale ma wspólnego dużo z kobiecością
http://www.youtube.com/watch?v=NpOFcqrqBa0

Kobieta mówi o bardzo trudnych sprawach...pomimo to jest zachwycająca, urocza, silna, mądra, spokojna, mocna, piękna, trudno jej nie słuchać i na nią nie patrzeć...zachwycająca Bogiem...
Filomenko to lanie wody to dla Ciebie...Kiedyś myślałam bardzo podobnie...,że to mąż potrzebuje...., pamiętaj ,że Ty tym bardziej potrzebujesz przewartościowania ...

Kiedy się boisz to jest to normalne...człowiekowi będzie towarzyszył lęk...mówią, słyszę to nawet....eeeeeeeeeeeee , jak ma się Boga w sercu to człowiek nie boi się...doświadczyłam czegoś piękniejszego i Ty też doświadczysz...czasem się boję, towarzyszą mi różne zwątpienia, myśli niekoniecznie pochodzących od Boga...pokusy będą i różnie nas będzie doświadczać. To jest t a autentyczność w nas...apostołowie też się bali....zamknęli się, pewno różne myśli się im kłębiły w głowie...zaczęli trwać jednomyślnie z Maryją ...i przyszedł DUCH SW , który wszystko zmienił...Bóg pragnie uczestniczyć we wszystkim co Tobie towarzyszy...we wszystkim, razem z Tobą.
Twój mąż...Filomenko ...w wolności człowiek daje tę rozumną wolność drugiemu człowiekowi....Jezus też czeka cierpliwie na Ciebie ....za każdym razem...On Twój mąż teraz tak ma...teraz tak....jak będzie kiedyś nikt nie wie....jest tu i teraz...i tym tu i teraz się zajmij z Panem :)
Zapisz się na 12 kroków, może się powtarzam , będziesz bardziej świadoma siebie...będzie Ci lepiej...W wolnej chwili przeczytaj "URZEKAJĄCA" autorstwa John & Stasi Eldredge

Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam:)
Pamiętam w modlitwie różańcowej rano o 8h
Niech Pan błogosławi Tobie i Twoim bliskim :)

Anonymous - 2013-05-23, 13:04

Filomenko - faktycznie sporo podobienstw....Z tym, ze Wy macie jeszcze Dziecko. No i taka roznica, ze Ty walaczysz juz ok 2 lat - o ile dobrze policzylam. Czyli w sumie mozna powiedziec ze zatrzymalas w jakis sposob meza tak? zajmowalas sie przy tym soba - wszystko o czym pisalas, ale w kwestii jego podejscia to chyba nic nie zmienilo? Mysle o tym, no bo ja meza nie zatrzymuje juz, bedzie sie wyporwadzal, a wiadomo ze teoretycznie moglabym mu utrudniac - jesli nie zgodzilabym sie na nic zupelnie to musilibysmy razem mieszkac jeszcze nie wiem jak dlugo. No tylko po co? Zeby dalej mnie krzywdzil? Ponoc mamy nie pozwalac sie krzywdzic.. walcze wszystkimi innymi sposobami - modlitwa no i praca nad soba, on to w jakis sposob zauwazyl, wie ze zrozumialam wiele rzeczy, no ale w jego decyzji to nic nie zmienia.

Jak wyglada teraz sprawa u Ciebie obecnie? Jakie masz plany i zamiary?

Anonymous - 2013-05-23, 16:08

Nie mam konkretnych planów. Walczę ze sobą, żeby być silną, zdrową i uśmiechającą się osobą, której chce się rano wstać, bawić, pracować, po prostu żyć.

Ja już po ludzku nic zrobić dla mojego małżeństwa nie mogę. Pozostaje mi modlitwa i trwanie w otwartości na męża, o ile on będzie chciał nad małżeństwem pracować.

Anonymous - 2013-05-23, 16:34

Mam na mysli to, ze nadal razem mieszkacie tak? jak sie sprawy maja z jego wiernoscia? jak to teraz wyglada chodzi mi o to, ze tak jak piszesz - meczysz sie juz 2 lata.... ile zamierzasz tak jeszcze (absolutnie Cie nie oceniam, tylko pytam). Chodzi mi o to, ze oczywiscie trzeba walczyc, ale jesli ktos ciagle jest na nie/zdradza/ nie kocha - to jest to krzywda ktora nam wyrzadza, sluchalam kilka razy tych rekolekcji ks. MArka no i mowi tam jasno - na przeszlosc nie mamy jzu wplywu, wybaczamy ja w sercu mezowi, ale w terazniejszosci podejmujemy racjonalne i konkretne kroki - nie dajemy sie wiecej ranic. jesli maz nadal bije/ zdradza/nie szanuje - to bronimy sie az do separacji wlacznie - nie godzimy sie na to... i ja sie tym jakos kieruje. Mozna czekac, modlic sie, ale dopoki od nich nei wychodzi ani cien checi, dobrej woli, albo tak jak moj, prawdopodobnie (nie wiem na pewno) nadal cos kreci z kochanka, to nie mozemy razem mieszkac. widze po sobie i teraz po Tobie Filomenko, ze widzisz dopoki fizycznie sie tez od nich nie odetniemy, to ja przynajmniej nie umiem ruszyc do przodu. Ja wlasnie sobie zdalam sprawe, ze od listopada, jak zaczal se kryzys, problemy, nie mysle o niczym innym. autentycznie rozumiecie - dzien i noc, dzien i noc myslalam o nas. najpierw, jak jeszcze nie znalam powodow prawdziwych - no to myslalam co takiego jest nie tak ,ja kt o zrobic zeby wreszcie on jakos ianczej postepowal. potem zdrada - no to dramat, a od prawie 2 miesiecy - myslenie nad tym jak juz faktycznie ratowac malzenstwo, ktore sie rozpada, jak na neigo wplynac. Wiecie, to jest przerazajace. Ponad 6 miesiecy myslenia NON STOP, naprwde. Dzisiaj sobie to uswiadomilam, to jest w sumie nawet uzaleniajace chyba, to ze ciagle mysle o tym. Tylko neistety tak negatywnie, tak ze organizm jakby potrzebowal tych negatywnych emocji, myslenia. A niech to!!! ja naprawde nie zylam przez ostatnie 6 miesiecy. nie zebym wegetowala, ale mozna powiedziec 'przeczekiwalam' kazdy kolejny dzien. od rana, do wieczora. od wieczora do rana i tak w kolko. Ja niczym innym sie nie zajmowalam od 6 miesiecy - ani fizycznie, ani tymbardziej psychicznie. A ja chce!!! Chce zyc!! chce normalnie, o czym myslec, cos robic, o czyms innym niz to ze on mnie nie chce!! ma mchec zycia, wiecie :)) naprawde!! nie jest to latwe, musze sobie stworzyc nowy swiat, nowe warunki do tego by miec CO i Z KIM robic, ale nie chce juz tak zyc!!! czuje ze trace najwiekszy dar, jaki mamy - zycie, bo nie przezywam go tak powinnam, nie korzystam z niego wystarczajaco. Filomenko, Ty to juz dopiero - 2 lata w takim zawieszeniu, z mezem, ale bez meza... jejku podziwiam Cie... .
Anonymous - 2013-05-23, 16:58

Mąż jest za granicą. Wraca niedługo, więc jeszcze wiele przede mną.
Anonymous - 2013-05-30, 19:49

Filomena napisał/a:

I tak noszę tę wodę i noszę i taka jestem zmęczona... Bliska rezygnacji. Nie wiem, czy mąż jest chory, czy ma inny zestaw wartości, właściwie dochodzę do wniosku, że nic nie wiem, natomiast bardzo się boję.

Cud w Kanie Galilejskiej to było czytanie w trakcie mszy, na której zostaliśmy małżeństwem :cry:


Lęku!
Oto dziś stoję przeciw tobie w Imię Boga , Mojego Pana i pokonam Cie Jego Mocą!
Ze mną jest Pan i Jego Zastępy! Idź zatem precz ode mnie! Nie chce Ciebie!
JA NALEŻĘ DO BOGA!!!


pozdrawiam

Anonymous - 2013-06-07, 15:25

Jakie jest wasze zdanie? Czy powinnam pozwolić wrócić mężowi do domu, żeby spał w innym pokoju, a nadal przed córką udawać? Czy skoro zrobił to, co zrobił, a w ciągu następnych miesięcy nie było żadnych oznak zmiany zdania, to powinnam uznać, że jako dorosły człowiek, który chce porzucić rodzinę ma sobie poszukać innego miejsca?

Mój psycholog zaleca to drugie, bo uważa, że nie wytrzymam mieszkania z nim pod jednym dachem. Uważa też, że to krzywdziciel powinien powiedzieć dziecku o decyzji jaką podjął - w mojej obecności, ale nie według wersji " z mamusią zdecydowaliśmy się rozstać", bo to on zdecydował.

Boję się nadal, znowu się rozsypuję, boli mnie, że mąż nie dał szansy naszemu małżeństwu. Śnił mi się sen, w którym dostałam radę modlenia się litanią do miłosierdzia bożego. Mam też koszmary, że mąż wraca i nadal ja rozbijam się o ścianę jego obojętności. Pytałam Boga ile jeszcze tak będę cierpieć, cała we łzach po tym jak zobaczyłam w filmie obrazki z Rzymu - byliśmy tam w podróży poślubnej, chodziliśmy po forum, była bliskość, zrozumienie, harmonia, opiekuńczość - tak wtedy myślałam. I w tej mojej skardze modlitwie usłyszałam głos w głowie (pewnie śmiesznie to brzmi) - tak długo, jak będziesz ty chciała. A potem jeszcze - podam ci dłoń i pomogę. I byłam przeświadczona, że ten głos w mojej głowie pochodził od Jezusa. Czy ktoś z Was miał takie doświadczenia? Zaznaczam, że ogólnie jestem sceptyczna i racjonalna.

Anonymous - 2013-06-07, 16:11

Filomena - nie czuje sie na silach, nie czuje sie na tyle 'madra' aby dawac Ci rady co powinnas. Nasunelo mi sie tylko pytanie - ale czy on o to zapytal? czy moze spac w domu? czy nie wiesz nawet czy on sobie juz innego miejsca nie znalazl ale martwisz sie na zapas o niego? Ile go teraz w domu nie bylo? czy byl jakis kontakt? nie wiem, nie mam pojecia co powinnas. Wydaje mi sie, ze jesli wiedzialabys ze on chcialby jakiejsc, zmiany, naprawy - to jak najabardziej nich spi w domu. Ale jesli ma potraktowac go jako hotel gdzie sie zatrzyma znow na jakis czas - to chyba nie... Ale nie wiem, naprawde, pewnie ktos madrzejszy sie wypowie.

co do tego, o czym piszesz dalej - nie mialam tak nigdy. Ale wierze ze to co slyszalas to na pewno byl glos pochodzacy od Jezusa bo on na pewno z Toba jest i zawsze bedzie....

a kiedy maz wraca i na jak dlugo ?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group