Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sprawa trywialna a statystycznie beznadziejna

Anonymous - 2013-12-04, 11:58

Filomeno,

Czytam to forum od roku, chociaż wciąż nie znalazłem odwagi? determinacji? chęci? by na nim zaistnieć. Twoje posty, przemyślenia, wnioski, tezy i pytania świadczą o niebywałej tak wrażliwości, jak i inteligencji. Serdecznie współczuję. Może z tym konkretnym pragnieniem, potrzebą nic już nie da się zrobić, nic z niego nie będzie. A może wręcz przeciwnie? Może to jeszcze nie Nadzieja została rozwiana, może to jedynie złudzenia...
Masz dziecko, ja będę ze swoim mógł spędzić cały przyszły tydzień i bardzo mnie to podnosi na duchu. Na pewno jeszcze odkryjesz piękno istnienia.

Pozdrawiam

Anonymous - 2013-12-04, 12:34

Marcin, czy macie formę opieki naprzemiennej, że piszesz o całym tygodniu z dzieckiem?
Anonymous - 2013-12-04, 12:38

Niczego nie mamy sformalizowanego. Po wyprowadzce żony przed czterema tygodniami ustaliliśmy, że dziecko będzie u mnie spędzało cały tydzień (dwa tygodnie z nią) zamiast jedynie jednego weekendu.
Anonymous - 2013-12-04, 12:46

a przez te dwa tygodnie co jest u żony masz kontakt z dzieckiem? A ile ma lat? Dopytuję bo ja od roku mam podobną sytuację i jak dla mnie się nie sprawdza. Szukam opini i rady:)
Anonymous - 2013-12-04, 12:58

Córka, siedem lat. Kontakt - telefoniczny, ale też byłem u nich dwa razy... Czy to się sprawdzi? Nie wiem, ale czuję tak wielką pustkę, kiedy rozstaję się z córką, tak bardzo potrzebuję z nią kontaktu, że muszę spróbować.
Anonymous - 2013-12-04, 13:48

Filomena napisał/a:
Dostałam pozew.
Od kilku dni prawie nie jem, od tygodnia zasypiam o 4 nad ranem.
Po ludzku zostałam obdarta z resztek nadziei.

Tracąc nadzieję, zyskałam poczucie winy, że dołączyłam do 90%, którym się nie udało, bo widocznie postawiłam w umyśle i sercu granicę Bożemu Miłosierdziu...

Nie wiem, czy o to chodzi na tej drodze.

Wiem, że moje dziecko nie ma ojca i matki, którzy się kochają i szans na braciszka, o którym marzy, którego rysuje, o którym mówi każdego dnia.


Żałuję, że wiem jak się czujesz...
Nie czuj się winna, zrobiłaś wszystko co mogłaś... po prostu...
moim zdaniem to nie jest kwestia granicy, bo jaką granicę może postawić człowiek Bogu Wszechmogącemu???

Moje też nie ma... a braciszka/siostrzyczkę zaraz dostanie od tatusia... do tej pory jakoś dawał radę, chyba nie pamiętając starych czasów... a teraz to ja już się tylko modlę, żebym miała siłę pomóc mu przez to przejść... ba przechodzić przez resztę życia... pal licho co ze mną... dziecko jest dla mnie najważniejsze...

Jesteś cudowną osobą, mądrą i wrażliwą... jedną z tych przez których ja tu jestem... dziękuję... (i nadal zapraszam na "kawkę")

Anonymous - 2013-12-04, 15:26

Marcin, piszę, czytam, nie angażuję się bo... Jestem pełna wątpliwości co do linii, jaką prezentują osoby szczególnie aktywne i ten nurt, który uosabia np. ksiądz Posacki, czy Robert Tekieli. Jestem też pełna wątpliwości, czy Bóg faktycznie chce od nas, abyśmy za wszelką cenę i wszelkimi metodami walczyli o małżeństwo, którego druga osoba już nie chce, np. poprzez uporczywy brak zgody na rozwód. Ten rozwód w porządku cywilnym w końcu i tak zostanie orzeczony. Dla mnie np. ewentualna zgoda oznacza, że mogę skoncentrować się na dziecku i pracy, mam jasną sytuację, a on może popróbować swojej wersji szczęścia. Do wczoraj miałam nadzieję, że jego wolność da mu "popalić", jednak terapeuta rozwiał moje nadzieje, twierdząc, że tacy ludzie nie wyciągają wniosków ze zdarzeń życiowych, co do własnej w tychże zdarzeniach roli. Oczywiście można powiedzieć - zmień terapeutę, bo nie uważa, że każde małżeństwo jest do uratowania. Tyle, że wszystko, co on przewidywał stało się ciałem. Zapewne grają tu rolę nieokreślone siły zła, bo terapeuta nie jest katolikiem. Ironizuję w tej chwili. Podobnie cały problem w moim małżeństwie to grzech międzypokoleniowy tamtej rodziny oraz obecność homeopatii w domu teściów, a pośrednio i moim. No i to, że czytałam - zresztą na skutek kryzysu, terapii i potrzeby uporządkowania swojej wiary - np. Steinera, Mme Bławatski, ewangelie gnostyczne i Psychologię kundalini Jogi Junga. Tyle, że to się stało już po obwieszczeniu męża, że chce rozwodu. Jak już zresztą napisałam w innym wątku - mając wybór intelektualny między teozofią, antropozofią, gnostycyzmem, czy zachodnią wersją buddyzmu, jako dorosła osoba, ochrzczona w dzieciństwie nadal wybieram chrześcijaństwo.

Chociaż w myśl pewnych opinii sama sobie winna jestem. Nie dlatego, że źle wybrałam, czy nie reagowałam na pewne oznaki cech męża, a ze swojej strony nie zauważyłam, że mąż oczekuje emocjonalnie innych oznak uczuć, niż ja mu je dawałam, tylko dlatego, że brałam Oscillococinum, przystałam na terapię w metodyce "zagrożeniowej" i przeczytałam kilka pozycji, bez istotnego efektu co do mojego światopoglądu.

Przepraszam, że może spłycam.

Wartościowe jest tu proponowanie podejścia dojrzałej miłości, stymulowanie chęci pracy nad sobą i relacją z drugą osobą. Natomiast to, czy odmówię nowennę, dam na mszę, pójdę na Jasną Górę, pójdę do przewodnika duchowego może mieć znaczenie, ale tylko w relacji ja - Bóg. Bo ten drugi ma wolną wolę.

Bardzo chciałabym powiedzieć mężowi, że nadal go kocham, że wierzę, iż w środku jest innym człowiekiem, niż był w stosunku do mnie w ostatnich latach, że chciałabym być jego przyjaciółką w małżeństwie.

Na razie wczoraj wieczorem życzyłam mu, po nieprzyjemnej zresztą rozmowie, żebyśmy on i ja w Adwencie stanęli przed lustrami i zobaczyli tam prawdziwych siebie i prawdę o każdym z nas i o naszym małżeństwie.

I jeszcze addendum - środki homeopatyczne brałam, żeby nie sprawić przykrości jednemu z członków rodziny, bo nie wierzę w to, że woda z cukrem odpowiednio wstrząśnięta leczy.

Anonymous - 2013-12-04, 15:48

Cytat:
Przepraszam, że może spłycam.


? Dla mnie za głęboko. Zwyczajnie - nie rozumiem. Ale czy wiedza, czy zrozumienie przybliży nas odrobinę do tego, żeby poczuć się szczęśliwiej?
Sam nie wiem, co mnie czeka? Rozwód? I czy jakikolwiek sens będzie miała moja niezgoda? Aktualnie najcieplej myślę o mojej żonie w trakcie czytania tego forum. Najtrudniej jest mi, kiedy jesteśmy - w zupełnie fizyczym i pozbawionym jakiegokolwiek uczuciowego znaczenia ujęciu - blisko.
Wydaje mi się, że nasze drugie połówki przez długi jeszcze czas, być może już do końca życia, nie usłyszą naszych pretensji, nie zobaczą sytuacji z naszej perspektywy. Chociaż obiektywnie wydajemy się być tymi "lepszymi", przynajmniej dlatego, że podjęliśmy trud ratowania małżeństwa, to subiektywnie, z punktu widzenia uciekającego współmałżonka nie jest to raczej tak odbierane. "Za późno" - jak usłyszałem.
Kryzys jawi mi się jako sprawdzian, z jakiego materiału wykute zostało nasze uczucie. Rozwód - z jakiego my sami...

Anonymous - 2013-12-04, 17:28

jednak jedz smakuje czy nie.............nie wazne,pare razy w zycie przezywalam zalobe cos wrtm depresyjnego tez bylo,jedzenie nie smakowalo,zyc sie nie chcialo itd jednak szybciej dojdziesz do ladu jedzac i jakos funkcjonujac,dziecko ma jedna mame,nie dwie i TAK Ty jestes jego mamusia. :mrgreen:
Anonymous - 2013-12-04, 17:49

Filomena, powtórzę za AJA "Żałuję, że wiem jak się czujesz... "

Ja byłam na takim etapie jak Ty (dostałam pozew) we wrześniu ubiegłego roku. Ja już wtedy chyba nie wierzyłam w odrodzenie małżeństwa.
Mimo wszystko napisałam odpowiedź na pozew z prośbą o mediacje - myślę, że dlatego, że sychar mnie tego hm.. nauczył (sic!) a mój adwokat zapytał "spróbujemy dać szansę mężowi? przecież widzę, że pani na rozwodzie nie zależy".

No i ... mediacje zakończyliśmy zawieszeniem sprawy rozwodowej na rok.
Wtedy myślałam, że jestem mądra, bo kupuję sobie czas na sprawdzenie czy warto w ogóle dawać nam szansę (nie wierzyłam, że w ogóle może się udać).
Nie powiem - ciężko było przez te pół roku.
Ale od ... miesiąca (chyba tak) już wiem, że warto - to próbujemy oboje (bo do tego czasu bardziej starał się mój mąż, muszę to jasno przyznać).
Nie jest łatwo.
Ale krzyże, które dostaję są zawsze "szyte" na moją miarę - tak to widzę patrząc wstecz.

Dlatego chciałabym dodać. Nie trać Pogody Ducha! Nie wiesz co będzie dalej.

Anonymous - 2013-12-04, 23:48

Bardzo współczuję Ci Filomeno w tej sytuacji, bo sam dobrze pamiętam jak to jest.

Odnośnie homeopatii i in. tematów, które poruszasz, zaznaczyłaś nieco, że ironizujesz, ale mam wrażenie, że jednak martwisz się ewentualnymi wpływami tych spraw. Podobne wątpliwości wyrażane są w różnych artykułach na stronach katolickich, np. na deonie i bywają też dyskusje na ten temat. Myślę, że należy wystrzegać się do sprowadzania spraw do absurdu. Np. jest sieć sklepów spożywczych "Lewiatan", a takie imię miał jakiś potwór z Księgi Hioba. Czy oznacza to, że kupując tam mleko wchodzimy w pakt ze złym? Jezus powiedział, że daje moc stąpania po całej mocy złego. Zatem... jak dobrowolnie w coś nie wdeptujemy i trzymamy z Jezusem, to On zawsze będzie silniejszy. Jak w coś wdepnęliśmy ostatnio czy kiedyś - pozostaje spowiedź, komunia - słowem sakramenty. Oczywiście, bywa i tak, że regularnie przypominają się w sumieniu kolejne sprawy, czyny i słowa sprzed miesięcy czy lat, ale wystarczy je regularnie oddawać na spowiedzi. Bo inną rzeczą jest zmiana światopoglądu na skutek takich czy innych lektur czy zachowań, a inną dobrowolność zajmowania się takimi czy innymi aktywnościami intelektualnymi. Wejście w psią kupę nie zmieni niczyjego światopoglądu, ale but będzie brudny i trzeba go umyć. A brud duchowy - również ten niezawiniony, nie do końca świadomy - zmywa spowiedź. To sakrament uleczenia, a nie tylko ratunek przed potępieniem.

Albo wierzysz, że Jezus umarł za każdy grzech i że każdy grzech zgładził (a nie - zgładzi później lub właśnie gładzi; tutaj mamy czas przeszły dokonany), albo nie wierzysz. Tertium non datur.

A "uporczywy brak zgody na rozwód"... dla mnie brzmi to jak "uporczywa terapia", której np. Jan Paweł II nie życzył sobie w stosunku do swojej osoby. Można samemu reanimować trupa... tylko po co? Od wskrzeszania jest Jezus.

Anonymous - 2013-12-06, 01:11

Ja nie jestem przekonana, czy to akurat psia kupa była.

Nie sądzę, że księża wypowiadają się co do tematyki literackich zagrożeń duchowych bez wcześniejszej lektury. Jeżeli tak, to na jakiej podstawie wydają opinię? Czyli też się brudzą? A religioznawcy i teolodzy, specjaliści zajmujący się apologetyką i soteriologią, historycy, literaturoznawcy?

Denerwuje mnie to, że udało się wzbudzić we mnie coś w rodzaju nerwicy eklezjogennej.

Co do homeopatii - papieże nie wypowiadali się jasno w tej sprawie, mimo zapytań, a jeżeli to zdroworozsądkowo. Widocznie jednak uważają, że wikłanie Stolicy Apostolskiej w dywagacje, czy w Boiron Laboratories ktoś wyczynia sztuczki okultystyczne nie idzie w parze z powagą Kościoła Katolickiego. Chyba, że to papieże się mylą... Ale z drugiej strony jest dogmat o nieomylności. A z trzeciej i pięćdziesiątej wątpliwości co do tego, jak ta nieomylność wygląda, skoro raz nieomylny papież gromi innowierców, a kilkadziesiąt lat później mowa jest o ziarnach prawdy rozsianych po całym świecie i wszystkich religiach... Można tłumaczyć, że Duch Święty wieje, jak mu czasy i świadomość ludzka pozwala.

To znaczy, że jak się wyspowiadam z lektur zakazanych (indeksu ksiąg zakazanych jako źródła prawa pozytywnego nie ma w KK od 1966 r.) i oscillococinum oraz zmienię terapeutę, to Łaska na mnie spłynie?

Masz rację, Jezus zgładził nasze grzechy, a Bóg jest miłością. Jest też silniejszy niż Szatan, który poległ wraz z ofiarą Jezusa. Goethe pisze o Szatanie, że jest cząstką tej siły, która wiecznie zła pragnąc, czyni dobro. Idąc tym tropem: w moim przypadku zetknięcie z "demoniczno-okultystycznymi" treściami poskutkowało ugruntowaniem wiary chrześcijańskiej.

A tak podsumowując: mam siebie dosyć. Ale nadal cenię piękno stworzenia i cząstkę Boga w innych ludziach. I co z tym fantem zrobić?

Anonymous - 2013-12-06, 02:28

Filomeno, , inni, na pewno forumowicze;), nie mają Ciebie dość, dlaczego więc sama tak się czujesz? Może Filomeno, Ty po prostu musisz odpocząć. Odpocząć od analiz, rozważań, poszukiwań, próby zrozumienia. Może stało się na dziś tak, że koncentrując się na głębokich rozważaniach uciekałaś jakoś tam od samej siebie. Ucieka się w różny sposób, np. angażując się w problemy innych, angażując się w tzw. rozwój duchowy, nadmierną religijność. Nie wiem jak to ująć. Przerobiłam (na swoim poziomie, oczywiście) takie różne zaangażowania, uznając, że na dany moment tego właśnie potrzebuję, w tym znajduję sens, analizując i dokonując na własnej wrażliwości i psychice jakiejś dziwacznej wiwisekcji. I się tym okrutnie umęczyłam. Bo i tak życie sobie płynęło tak jakoś nie po mojej myśli. Po prostu czasami odpocząć trzeba i popłakać sobie, i zebrać siły, i posłuchać siebie, zająć się tak jak kochająca mama sobą w sobie.
Przykro mi, że tak się zadziało. Wiedz, że po wyprowadzce nie wszyscy dostają pozwy. Niektórzy nawet rozważają powrót. Do tego poszukiwania, zrozumienia tego co się stało, refleksji i zmiany tylko jednej ze stron nie wystarczą. Twoja wyprowadzka a i inne zainteresowania i "zagrożenia lekturowe" nie były zasadniczą przyczyną otrzymanego pozwu (nawet jak coś w nim takiego poczytałaś). Z tego co tu pisałaś, rozważałaś, pojawiła się inna osoba, która pewnie mniej wymagając, będąc nową, nieznaną, zachwyconą, etc., namieszała panu w głowie i dała perspektywę wejścia z jednych papci w drugie. Pojawiły się nowe emocje i wizje. I tyle. Teraz będziesz miała kolejny bardzo trudny etap. Etap decyzji co i jak dalej z tym pozwem, odpocznij chwilę.
Czy Ty się w ogóle wyzłościłaś i wygniewałaś na tego swojego męża?
Ogromna empatia i zrozumienie oraz szukanie usprawiedliwienia czy choćby uzasadnienia wszelkich zachowań innych dorosłych osób krzywdzić może bardziej te osoby i nas niż czynić dobro.
A z homeopatii też kiedyś korzystałam. Pozdrawiam.

Anonymous - 2013-12-06, 07:13

w homeopatii chyba bardziej chodzi o to,że jej działanie można określić tylko przez pryzmat wiary w ten rodzaj "leczenia"................a wierzyć można tylko w Boga i "nie będziesz miał innych bogów przede mną"...........zdumiewa mnie fakt,że są jacyś lekarze przepisujący te specyfiki ludziom(a także, że są wykształceni,światli pacjenci,którzy wierzą w działanie homeopatii, znając skład leków itd).......ale prędzej znajduję tu wyjaśnienie w sowitych gratyfikacjach,jakie otrzymują lekarze i farmaceuci za propagowanie tych substancji.....konferencje "medyczne" na Seszelach, złota biżuteria itd....miałem znajomą przedstawicielkę medyczną, więc wiem mniej więcej,jak działają te mechanizmy.....
do mnie dociera przekaz fachowców, którzy jasno i wyraźnie wykazują,że "leki" homeopatyczne nie mają prawa działać inaczej,niż na zasadzie siły sugestii (i wiary).......widziałem nawet, jak w jakimś programie poświęconym temu zjawisku (uświadamiającym ludzi,że to wyciąganie od nich kasy),jak dziennikarz po kolei zjadał na wizji wszystkie zawartości fiolek tych "leków" na różniste dolegliwości: na kaszel,na obrzeki,na otyłośc,na ciśnienie itd, na raz! i nic mu nie było.....zero skutków ubocznych....tak, jakby nie brał tych leków..............................po prostu zerowe działanie,a przecież gdyby to było coś aktywnego,to powinien dostać choćby bólu wątroby czy rozstroju żołądka, przy takiej ilości...........a tu nic,.to jaki to ma wpływ na organizm? żaden - ani szkodliwy,ani pozytywny,po co więc w ogóle brać?no właśnie....by inni na tym zarobili i tyle...........homeopatię widzę więc podobnie jak działanie pt. odczynianie złych mocy u wróżki,tyle, że tu leki kupisz w aptece (więc przekaz podprogowy jest taki: o,chyba to jest coś prawdziwego,skoro kupi się to w aptece)......gdyby apteki nie miałyby z tego zarobku,a lekarze gratyfikacji,wierzcie mi,dawno by zapomnianio o czymś takim,a leki homeopatyczne można byłoby kupić w sklepach ezoterycznych...............pozdrawiam,s.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group