Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sprawa trywialna a statystycznie beznadziejna

Anonymous - 2013-09-28, 11:01

Tyle, że ja w tej chwili jestem poddawana szantażowi. Mediacja nadaje się dla ludzi, którzy chcą dojść do porozumienia. Porozumienie to nie jest to, że jeden dostaje same przywileje, a drugi obowiązki.
Anonymous - 2013-09-28, 13:17

Filomena co szkodzi zaproponować mediacje ???

może przy obcym coś uzgodnicie ?

Anonymous - 2013-09-29, 00:59

Filomeno, dużo emocji, bo decyzja zapadła a Ty cały czas w zawieszeniu i do tego rozczarowanie, że decyzja o wyprowadzce wzbudziła niefajną reakcję z drugiej strony. Z tego typu decyzjami jest tak, że są wywołują mniej negatywnych emocji jak są podjęte z określonych przyczyn dla siebie, dla dziecka a nie w celu wywołania "opamiętania" drugiej strony.
Do zawierania różnego rodzaju kompromisowych rozwiązań potrzebne są argumenty. Musisz wiedzieć jakie masz prawa, wtedy łatwiej coś ustalać. Piszesz, że czujesz się szantażowana. Piszesz o opowieściach o policji i zgłoszeniu porwania. Masz Filomeno póki co pełnię władzy rodzicielskiej. Zameldowanie jest bez znaczenia. Nie sądzę, by policja podjęła działania przy tego rodzaju interwencji. Jakbyś miała obawy możesz złożyć wniosek o ustalenie miejsca pobytu córki u siebie i wydanie postanowienia zabezpieczającego na czas trwania postępowania. Takie sprawy rozpoznawane są priorytetowo. Obawa o zgłaszanie Cię na policję odpadnie. Ustalanie kwestii kontaktów ugodowo - ok. Przed rozprawą, w trakcie, też dobrze. Zawsze lepiej jak się rodzice sami dogadają, można wtedy dopuścić pewnego rodzaju elastyczność. Podpisać taką ugodę możesz. Wiąże ona na dany dzień i w razie zmiany okoliczności ulec może zmianie. Podpisanie to nie zobowiązanie na wieczność. Jak mąż tak chce podpisywać to poproś by wszystko uwzględnił i rozpisał dwa lata naprzód. Poproś by uwzględnił w swoich ustaleniach Wasze urodziny, imieniny, dzień ojca, matki, dzień dziecka, urodziny i imieniny dziecka, dzień babci, dziadka i to poustalał (co będzie jak taki dzień przypadnie w jego albo Twój weekend, dzień roboczy, wakacje, święta). Wakacje zaproponuj po dwa tygodnie, zapytaj czy on miesiąc wytrzyma bez córki. Święta - to zależy, gdzie będziesz je spędzać, jak wyjazdowe, to dzielone naprzemiennie. Poproś by przy tych ustaleniach byli obecni jego rodzice, skoro mają być te kontakty na nich cedowane. Poproś by wskazał jak i kiedy po nocy u niego będzie odwoził córkę do przedszkola. Niech zaproponuje co w razie choroby córki, czy masz ją z temperaturą odwozić do niego, które z Was będzie brało wówczas zwolnienie z pracy. Może jak mu spokojnie i przy jego rodzicach to powiesz to zrozumie z czym ten Wasz bałagan się wiąże dla dziecka. Filomeno, tak czy inaczej to będziesz musiała ustalić i lepiej jak konkretnie dopracujecie szczegóły, skoro mąż taki formalista i nie ma szans na bieżące ugodowe regulowanie tych kwestii. Poza tym konkretna regulacja też Tobie pozwoli zorganizować własny czas. Jeżeli mąż ma dobry kontakt z córką warto to utrzymać, dla małej. Alimentów, jak nie chce, nie musi w oświadczeniu określać. Takie oświadczenie i tak w razie czego nie pozwoli na ich wyegzekwowanie. Jak nie będzie płacił, zostaje uzyskanie wyroku. Jeżeli mąż będzie się migał od alimentów możesz spytać jego rodziców czy w razie czego możesz liczyć, że będą partycypować w kosztach utrzymania dziecka (mają taki prawny obowiązek w dalszej kolejności). Nie masz złych relacji z teściami, może więc warto w kwestii tych ustaleń skorzystać z ich pomocy (taka rodzinna mediacja). W sprawach małej najlepiej jak najwięcej ustalić między sobą, bez pośrednictwa sądów. Można przed rozprawą. Jeżeli będziesz miała wątpliwości co do ilości tych kontaktów i poczucia bezpieczeństwa, własnego domu dziecka zawsze możesz to skonsultować z psychologiem dziecięcym. Możesz też wnieść o taką opinię w sądzie, wtedy będą ustalone konkretne, wasze relacje z dzieckiem. Do wakacji daleko. Bliżej Wigilia. Pozdrawiam.

Anonymous - 2013-10-29, 15:36

Ustaliliśmy coś, chociaż ogarnia mnie niesmak na myśl o tym, jak to się działo.

Koniec końców, jestem u siebie.

Żal mi, że to mieszkanie nie gości mnie, jego i naszej córki jako rodziny. Żal mi męża, że jest teraz jaki jest.

[ Dodano: 2013-10-29, 15:27 ]
Mija miesiąc od wyprowadzki, mam kobiece lokum, wesołego szczeniaka, spokojną córkę, ale...

Nadal boli, nie chciałam dla córki takiego życia z jeżdżeniem pomiędzy domami. Kiedy rozmawiamy z mężem, to tylko o córce, czasem o finansach, innych tematów nie ma, dlaczego miałyby być, skoro on kocha inną. Moi rodzice i przyjaciółka nie rozumieją, że mogłabym go przyjąć z powrotem, gdyby chciał wrócić szczerze do mnie i budować od początku, na dojrzałych fundamentach.

Ostatnio wpadły mi w ręce zdjęcia męża jeszcze z okresu przed ślubem, z naszych wspólnych wyjazdów. Bardzo boli, że taki piękny początek miał taki brzydki koniec. Teraz jak mąż przychodzi po córkę staram się nawet na niego nie patrzeć.

Nie wiem, co zrobić z obrączką, nadal ją noszę, bo ja jestem wierna, bo chcę utrzymać małżeństwo, ale równocześnie czuję się głupia, że kultywuję coś, czego nie ma.

Ostatnio trudno mi się skupić na modlitwie, po co mam się modlić, skoro dwa lata modlitwy nic nie dały, może oprócz tego, że w końcu ja podjęłam decyzję. O co się modlić na mszach o uzdrowienie - małżeństwo umarło, nie widać oznak zmartwychwstania, a to, co się we mnie miało zmienić, się zmieniło.

Mam wrażenie, że skończę jak większość tutaj, bez cudu, sama, próbująca podtrzymywać życie tam, gdzie go dawno nie ma, hodująca małżeństwo tylko w swoim umyśle.

A poza wszystkim tracę szacunek dla siebie, bo siedzę sercem, umysłem i duszą w swojej zawiedzionej miłości, w złożonej przysiędze, a inne role leżą odłogiem.

A równocześnie mimo terapii popadam w nastroje wyrzutów sumienia, że nie byłam lepsza, że nie kocham bardziej, że nie byłam spokojniejsza, że nie byłam żoną ze Stepford, że nie byłam święta. Bo jakbym była, to może by się to nie wydarzyło.

Jak to mówię, czy piszę, to uderza mnie bezsens takiego myślenia, ale ono nadal we mnie jest. Nie jestem DDA, ani DDD, mam certyfikat normalności ;-) jeżeli chodzi o system wartości, dojrzałość i gotowość do spełniania ról, ale nie udało mi się uratować małżeństwa. To moja jedyna i największa porażka życiowa.

Chyba muszę odpocząć od czytania innych historii rozpadu rodziny, bo za bardzo boli świadomość, że w większości zmierza to do nieszczęśliwego finału z wieloma potknięciami po drodze.

Od czasu do czasu mam silne przeczucie, że kiedyś jeszcze będziemy razem, ale dzisiaj nie jest to taki dzień.

[ Dodano: 2013-10-29, 16:08 ]
Co mam zrobić ze swoimi uczuciami? Mam nasze zdjęcie z pleneru slubnego - stoimy w parku, wpatrzeni w siebie, ja się uśmiecham, on też, obejmuje mnie ramieniem, widać na jego palcu obrączkę. Przez cały kryzys zdjęcie stało u nas w salonie, wzięłam je ze sobą do nowego mieszkania, ale nie jestem w stanie go postawić na swoim biurku. Mam wrażenie, że byłoby to zakłamanie.

Kupiłam herbatę Darjerling - na pierwszej randce mnie taką poczęstował, potem też często ją piliśmy razem, lubię ją nawet, ale teraz jakoś mnie od niej odpycha.

Mam w zakładce w przepisach sernik z białą czekoladą i konfiturą różaną - specjalnie kupiłam na niego składniki, kiedy on wracał na święta Bożego Narodzenia, kupiłam też wino białe, naprawdę chciałam świętować wtedy jego powrót. Upiekłam ten sernik będąc w szoku po tym, co usłyszałam na temat rozwodu dzień po świętach i dałam mu na drogę. Teraz czasem otwiera mi się ta zakładka i właśnie odczułam, że właściwie to mnie boli.

Takie wynurzenia jak na terapii, ale to właśnie czuję. Ukradziono mi i zniszczono moje dobre intencje, marzenia i wspomnienia.

Anonymous - 2013-10-29, 16:15

Cytat:
Takie wynurzenia jak na terapii, ale to właśnie czuję. Ukradziono mi i zniszczono moje dobre intencje, marzenia i wspomnienia.


Myslę, że chyba każda z nas tak ma. Wybrałysmy trudną drogę...

Anonymous - 2013-10-29, 17:19

Filomeno, mnie też dopadają takie myśli. O co właściwie się modlić, co dzień dociera do mnie ogrom tej podłości ,którą można zrobić swojej najbliższej osobie ,bez żadnych wyrzutów sumienia..Chyba już nie chcę takiego męża -zdrajcy, przerażają mnie te moje myśli, może u mnie to jeszcze za wcześnie. Ja moje zdjęcie ślubne przedarłam na pól, jeszcze na początku,gdy się dowiedziałam o zdradzie.,z wściekłości...na szczęście mam jeszcze kilka.
Anonymous - 2013-10-29, 18:08

Przynajmniej dałaś złości wyraz. A ja niczego nie zniszczyłam, mam suknię ślubną w szafie, zdjęcia w albumie, prezenty od niego, nadal obrączkę na palcu i boję się podrzeć te zdjęcia, zdjąć obrączkę, bo jeśli on się odciął i ja się odetnę, to kto w tym małżeństwie zostanie? Z drugiej strony, przecież jego to zupełnie nie obchodzi, czy ja będę mu wierna do końca życia, czy nie.
Anonymous - 2013-10-29, 20:42

Za małżeństwo i jego jakość odpowiedzialne są obie strony, nigdy jedna. Nawet jakby jedna chciała "na maksa", to druga i tak ma wybór - chcieć lub nie chcieć.
A jak to drugie nie chce, to wykorzysta każdą okoliczność, by upewnić się na "nie" - nosisz obrączkę=demonstracja; nie nosisz=zrezygnowałaś z małżeństwa
przypominasz o sobie=narzucasz się; nie przypominasz=zrezygnowałaś z małżeństwa itd.

Dobrze jest by w poczuciu porażki umieć dostrzec własne błędy, ale też nie dopatrywać się błędów tam, gdzie ich nie było. Przy czym wcale nie tak łatwo rozróżnić jedno od drugiego. Dlatego lepiej jest zauważyć, że żyjemy teraz i dzisiaj, a czasu się nie cofnie. A jak mówi powiedzenie: "lepsze jest wrogiem dobrego" ;-) Przeszłość do nas nie należy, a przyszłości jeszcze nie ma. Zostaje tylko "teraz".

Anonymous - 2013-10-29, 21:09

no ja właśnie usłyszałam, że to nie jego wina, że odszedł... że zrobił to co dla nas (łącznie z dzieckiem najlepsze)... bo nawet sąd przyznał mu rację, że rozpad małżeństwa nie jest jego wyłączną winą, co próbowałam mu udowodnić...

ale to przecież jest jego decyzja..., że zamiast walczyć o nas, zawalczył tylko o siebie...

a teraz jeszcze oczekuje, że ja się będę dostosowywać do jego życia, że dla jego wygody zamienię się na weekendy z dzieckiem, bo on akurat teraz nie może, a potem to by chciał bo akurat jego rodzice przyjeżdżają...
król życia...
a ja siedzę i wyję...

mam już dość płakania przez niego...
tych emocji... tego bólu... głupiej nadziei, którą dobija za każdym razem gdy powtarza, że podjął najlepszą decyzję o rozstaniu i rozwodzie...

nie mam, nie mam już dziś siły...

Anonymous - 2013-10-29, 21:16

Abcd masz rację, panujemy tylko nad tu i teraz. Ale żal tych uczuć obopólnych sprzed 13 lat, kiedy oboje młodzi, wierzący ludziom i wierzący w miłość na całe życie szliśmy na Sylwestra.

Z drugiej strony w tu i teraz właśnie zawieszam na ścianie kolejne kolorowe, tęczowe rysunki mojej córki, a obok spokojnie śpi psotna, psia kleptomanka.

AJA, czy sąd ustalił konkretne terminy weekendowe? Nie musisz się w takiej sytuacji godzić na zamianę.

Druga sprawa, on nie poczuje się winny, ale też Tobie jego poczucie winy nie jest do niczego potrzebne. Ważne, co Ty myślisz o tej sprawie. Możesz przecież spokojnie powiedzieć, że masz inne zdanie na ten temat i więcej do tego nie wracać. Wina przed sądem, a wina moralna to są dwie różne sprawy.

Chyba widok męża, jak piszesz w innym wątku, zadbanego niezbyt Ci dzisiaj posłużył. Rozumiem to, bo ostatnio też to poczułam. Ale trudno, mój ma teraz inną księżniczkę, a ja sama też jestem zadbana, a co więcej obiektywnie mam lepsze walory wszelkiego typu ;-) , niż tamta. On traci więcej, niż mu się wydaje.

Anonymous - 2013-10-30, 08:56

Dziewczyny i Panowie powiedzcie mi ,czy my robimy coś złego ? Czy my wierne żony i wierni mężowie robimy coś złego ? przecież to nie my zdradziliśmy, nie my wymyślamy jakieś urojone przyczyny,dlaczego musieliśmy opuścić naszych ślubnych mężów i żony. Dlaczego właśnie my musieliśmy założyć i być na tym forum? dlaczego zdradzacze nie mają takiego forum? im życie się układa, zadbali o siebie, nie mają żadnych wyrzutów sumienia, a my tu tylko jęczymy, biczujemy się i zastanawiamy dlaczego....
Anonymous - 2013-10-30, 09:09

bosonia napisał/a:
im życie się układa, zadbali o siebie

A może wlaśnie nam się układa, może to my zadbajmy o siebie. Nie wierzę w ich 'ukladanie" sobie życia. To tylko teraz, na chwilę, układanie życia na zgliszczach, dla mnie to nic innego jak bloto, w ktore wdepnęli. Najlepsze co można zrobić to zająć się sobą, dziećmi, zrobić cos tylko dla siebie. Nam się to należy. Uznać, ze my po ludzku nic nie zrobim, zaufać Temu, co może więcej od nas. Przyjść do Boga jak do lekarza, ale nie podpowiadać Mu jak ma nas leczyć. Zaufać tak do końca...bez stawiania warunków....
Nie bój się, wierz tylko...

Anonymous - 2013-10-30, 09:24

Filomena napisał/a:
AJA, czy sąd ustalił konkretne terminy weekendowe?

nie, zrezygnowaliśmy z tego, deklarując że się dogadamy... dogadaliśmy, ale on ciągle coś odwołuje albo zmienia... oczekując, że ja się dostosuję, że "a co to dla mnie za różnica, który to weekend" itd.
ma szerokie kontakty, co drugi weekend i w tygodniu miał 2 razy, ale teraz już mu to nie pasuje, wiec raz plus zabieranie Adasia w piatki na weekend - ja mu nie ograniczam i nie utrudniam
prawnicy radzą, że jeśli on się nie zgadza na to, co ja proponuję, to w jego interesie jest ustalenie tego w sądzie, ja mam "wykonywanie władzy rodzicielskiej" więc mam więcej swobody i nie mam określonego obowiązku wobec niego

[ Dodano: 2013-10-30, 09:32 ]
dorotakm napisał/a:
A może wlaśnie nam się układa, może to my zadbajmy o siebie

dorotakm napisał/a:
Najlepsze co można zrobić to zająć się sobą, dziećmi, zrobić cos tylko dla siebie. Nam się to należy.


Zgadzam się i robię co mogę, ale ostatnio nerwica się u mnie bardzo nasiliła, może tę ostatnią sprawę, wyrok... teraz próbuję się wyciszyć...
Wczoraj, bo wysłuchaniu kolejnych oskarżeń, jaka to ja jestem niedobra i utrudniająca, jak to dobrze dla nas wszystkich że nas zostawił - postanowiłam sobie, że NIGDY WIĘCEJ SYFU W ŻYCIU... ŻE MOŻE I TAK, MOŻE TO NAJLEPSZE CO MNIE SPOTKAŁO...
a i usłyszałam, że jak chcę, to mogę sobie "unieważniać" ślub kościelny, dla niego to nic nie znaczy, nie jestem jego żona od dawna
więc ja idę w tę stronę... posprzątam co się da i do przodu...

[ Dodano: 2013-10-30, 09:35 ]
dorotakm napisał/a:
Nie bój się, wierz tylko...

ja już się nie boję... nie wymyślam czarnych scenariuszy, jest jak jest, dobre już było, teraz może być tylko lepiej, a lepsze jest wrogiem dobrego...

[ Dodano: 2013-10-30, 09:39 ]
DZIĘKI ŻE JESTEŚCIE ;-) ))
ja jestem z Wrocławia - zapraszam na "kawkę"

Anonymous - 2013-11-08, 14:30

Jak będę we Wrocławiu, to się przypomnę 8-)

Ja męża puszczam emocjonalnie. To nie jest ten człowiek, o jakim sądziłam, że istniał. On sam odpowie kiedyś za to, co robił na drodze do zbawienia.

Wiele ostatnio myślałam i czytałam, żeby wyrobić sobie własny pogląd powiedzmy, że metafizyczny, na to, co się stało.

Byłam w swojej wierze chłodna i rozumowa. Obowiązkowa tak, jak we wszystkim, ale rozumowa. Teraz wiem, że nie tylko poznanie rozumem się liczy.

Natomiast ten wzrost świadomości nie dotyczy sprawy z mężem, ale mnie samej. On jeżeli będzie chciał, jeżeli będzie mu to dane, to sam też do tego dojdzie.

Nie pomógł mi ksiądz Dziewiecki, ale pomogła Hildegarda z Bingen i Mistrz Eckhart ;-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group