Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy jest jakaś nadzieja, czy powinienem walczyć?

Anonymous - 2012-12-22, 13:59
Temat postu: Czy jest jakaś nadzieja, czy powinienem walczyć?
Cześć wszystkim! Szukając przyczyny stanu w jakim znajduje się nasze małżeństwo, trafiłem przypadkiem na to forum i tak już zostało, że całymi dniami w międzyczasie w pracy szukam odpowiedzi.
Jesteśmy małżeństwem od 26 maja br., kocham swoją żonę, ale wiele razy ją zraniłem, bo prawie nigdy nie szedłem na ustępstwa, bo nie żyłem w dobrych stosunkach z teściową. Mieszkaliśmy razem po miesiącu to u moich rodziców, to u Kasi rodziców. Kłóciliśmy się o to, że żona nie znajduje dla mnie czasu, bo o 22 po pracy nie będzie ze mną rozmawiać, a jak skończy o 18 to musi obejrzeć film, to przeczytać książkę, to wyjść z kimś. W pracy podobnie, twierdzi, ze duży ruch i nie może się odezwać, ale z koleżankami to rozmawia, spaliśmy razem, ale po przeciwnych stronach łóżka. Po pracy, jeździłem od razu urządzać nowo zakupione mieszkanie (stan deweloperski). Żona za bardzo się nie interesowała, często musiałem namawiać, żeby zobaczyła co już zrobione. I wiele takich różnych drobnych spraw. Kiedy porobiło się tego za dużo, codziennie mówiłem, że czuje, że mnie oddala od siebie. Zaczęliśmy się kłócić.
Od strony żony wyglądało to tak: ciągle chcę rozmawiać o nieodpowiednich porach (zapomniałem dodać żona pracuje na pełen etat i studiuje dziennie i spodziewamy się pociechy pod koniec maja), krzyczę na nią, źle się zachowuje (nie rozmawiam z teściową), jestem zazdrosny, nie pozwalam się z nikim spotykać.
W sobotę kolejny raz z rzędu Kasia nie chciała się normalnie ze mną przywitać, buziak od niechcenia jak nieśmiała dziewczynka (0,5 sekundy a może i krótszy). Posmutniałem i przez te pół godziny czekałem niemalże w ciszy, aż skończy pracę (21:30-22:00), na koniec pracy zamykamy placówkę,a żona pokazuje mi czerwoną różę (dostała od klienta), zasugerowałem, że masz męża i zostaw ten kwiat. Zona uparcie powiedziała nie, bo to jej, to ona dostała. Ja w ogólnej atmosferze, gdzie czułem się już długo odsuwany, poczułem się jakby mnie zdradzała, choć z drugiej strony wiedziałem, że to niemożliwe. Kiedy zajechaliśmy pod blok, chciałem porozmawiać na ten temat, ale znowu była do pora nieodpowiednia. Powiedziałem zostaw tę różę, jeżeli uważasz mnie za swego męża. Kasia nie zrobiła tego. Ja pojechałem na mieszkanie, wykańczać je z myślą, że już pierwszy raz przenocuję w nim. Ale nie mogłem, skończyłem kilka rzeczy, wróciłem do teściowej mieszkania po 1 godzinie, a właściwie chciałem wejść. Drzwi zamknięte, klucz pozostawiony specjalnie w drzwiach od drugiej strony. Pukałem długo aż mi otworzyła żona z mamą. Powiedziała, że nie chce mnie widzieć, spała z mamą, a nasze łóżko niepościelone, już wiedziała, że nie chce mnie tam. Zabrałem swoje ubrania i pojechałem do rodziców.
Dalej nie było łatwo, nie ma mowy o rozmowie ze mną, porozmawiali moi rodzice (w niedzielę) z Kasi mamą i Kasią, ale nic dobrego z tego nie wyszło. Kasia powiedziała mi później przez telefon albo sms, że musi przemyśleć, odezwie się jak zechce porozmawiać. Długo nie wytrzymałem i nakłoniłem do rozmowy w środę.
Rozmowa w obecności teściowej. Kasia powiedziała co ją boli. Była w oazie, już nie jest, śpiewała w scholi, już nie jest, na pielgrzymkę poszła sama (2 poprzednie byłem z nią, ale wg mnie poszła aby porozmawiać z koleżankami, a nie w żadnym innym celu, wiec obydwa razy się pokłóciliśmy o to). W końcu dałem się namówić żeby pójść i tym razem. Wyszło, że muszę jednak w sobotę iść do pracy, bo szef idzie na wesele, a ktoś musi nadzorować w firmie. Kasia poszła sama. Byłem zły, ale nie dlatego że poszła, tylko, że niosła koleżankę na pielgrzymce. Zrobiło się znowu niemiło. Powiedziała że kiedyś ona ewangelizowała, a teraz sama potrzebuje ewangelizacji, że ją ograniczam (choć zawsze uświadamiałem, że pracując i studiując nie ma na to czasu, ale jak znajdzie chwile to może, owszem, ale z braku czasem rzadziej). Na koniec powiedziała jeszcze, że przed ołtarzem nie była pewna, że bała się odmówić (bała się o to co ludzie powiedzą, o to że mi przykro będzie, nie bała się nie daj Panie Boże o jakąś przemoc). Zapytała, czy gdyby hipotetycznie chciała rozwód to jej dam, odpowiedziałem, że nawet gdybym chciał, to nie mogę, bo taka jest wiara. To zaczęła szukać innej drogi. Będzie chciała unieważnienia, ze względu na niedojrzałość. Pomysły takie pewnie z pracy, koleżanka jest w trakcie takiego procesu unieważnienia z dokładnie tej przyczyny (powinno się zakazać na wstępie procesu mówienia o tym głośno, bo to gorszy społeczeństwo!). Tak głęboka moja wiedza oczywiście stąd. Czytam masę postów, artykułów, świadectw, filmów, wszystkiego co z tego forum prowadzi.
Prosiłem o przebaczenie, przed pierwszą rozmową, powiedziałem: "zanim zaczniemy rozmowę, chcę Ciebie przeprosić za..." i wymieniłem wszystko co pamiętałem "i proszę wybacz mi, będę wszystko robił jak to powinienem był robić od początku". Kasia dalej musi przemyśleć, a w międzyczasie radzi się koleżanek - trochę brzydko z mojej strony, ale Kasia wie, że sprawdzam codziennie bilingi. Z teściową się pogodziłem, na razie nieformalnie, ale walczymy razem i mnie wspiera. Codziennie rano i wieczorem się modlę. Nie mogę jeść i spać, czuję się jak warzywo, jak ten mąż z historii, o małżeństwie, które się kłóciło, ale gdy żona odeszła z tego świata, mąż 11 lat był ciałem na Ziemi, a duszą nieobecny, aż zmarł. Uznałem, że moja modlitwa jest za słaba. Wyspowiadałem się wczoraj, rozpłakałem się przy konfesjonale. Płaczę w zasadzie codziennie, nie mogę czasem normalnie porozmawiać. Odprawiłem zadaną pokutę, w której nie było przeprosin dla teściowej, ale oczywiście będą, się należą. Szczerzę chcę naprawić i się zmienić. Kasia nie chce, ciągle chce czasu, ja nie dam rady bez niej zasnąć. Kasi mam podobnie jak ja i mój tato również.
Kasia zaplanowała, że sama pójdzie na sylwestra do koleżanki, ale nie mogę nic powiedzieć, bo ze mną rozmawia już tylko oficjalnie, bez uczuć, nie biorąc pod uwagę mojego zdania. Nosi obrączkę, ale nie traktuje mnie jak męża. Kiedy rozmawia o mnie z kimś, mówi mąż, wiec słowem się nie wypiera mnie.

Co dalej? Mam pozwolić na unieważnienie małżeństwa? O ile jest to możliwe, bo chyba decyduje o tym ktoś inny niż same małżeństwo? Mam poprosić żeby zdjęła obrączkę i powiedzieć: "nie jestem Twoim mężem, jak powiedziałaś, więc ją zdejmij, ale ty jesteś moją żoną, i Cię nie opuszczę jak nakazano"? Czy może to nie były jej słowa, tylko gorszący wpływ środowiska? Modlę się i nie przestaję wierzyć, ale miewam chwilę zwątpienia. Najczęściej wieczorem myślę, a co jeśli to, że czasem się odezwie przez telefon, to tylko takie przyzwyczajanie mnie, żebym się nie rozklejał i zrozumiał, że to koniec? A co jeśli na sylwestra będą nieodpowiedni ludzie, Kasia łatwowierna da się opętać i będzie mnie z kimś zdradzać, uczynkiem? A co jeśli jej coś się stanie, jeśli po porodzie dostanie szoku i odrzuci nasze dziecko? Co mam robić?
Na rekolekcje nie pójdzie, już się pytałem, na spotkanie w poradni rodzinnej też nie pójdzie ze mną. To już jest koniec naszego życia? Przecież ja szczerze chciałem zwiazać się do końca życia, przeciąż ja ją kocham. Zabolało to, o co mnie obwinia, o to że mówi, że z jej strony nie hest ważny ślub, ale wybaczyłem jej niemalże od razu kiedy to powiedziała, bo w końcu porozmawiała szczerze co ją boli.
Ta nieformalna separacja mnie niszczy, zamiast lepiej jest codziennie gorzej.
Nie byłem nigdy gorliwy w wierze, kościół istniał dla mnie tylko w święta i niektóre niedziele. Chyba zrozumiałem, chyba, bo za dużo emocji teraz przeze mnie przemawia, ale staram się uwierzyć i w pełni zaufać Bogu. Pomóżcie mi.

Anonymous - 2012-12-22, 14:29

Witaj, Dawidzie, na forum :-)
Na pewno dostaniesz mnóstwo wsparcia, ja od siebie napiszę tylko abyś starał się maksymalnie wyciszyć, ten piękny czas Świąt temu sprzyja. Jak rozumiem Twoja żona jest w ciąży? Burze hormonalne w tym okresie potrafią nieźle dać w kość zarówno brzemiennej niewieście, jak i jej najbliższemu otoczeniu.
Dlatego to właśnie do Ciebie należy być dla niej maksymalnym wsparciem - mimo wszystko, mimo kryzysu. Dlatego to Twoje wyciszenie emocji jest potrzebne.
I nie gdybaj - a co na Sylwestra, a co jak odrzuci dziecko.... Powierz to Bogu, zaufaj i módl się do jej Anioła Stróża. A dla siebie - odmawiaj modlitwę o pogodę ducha.
I jeszcze drobna sugestia - jeśli w w podpisie jest Twój nr telefonu - lepiej go usuń, nie jest rozsądne podawanie takich danych na publicznym forum.

Anonymous - 2012-12-22, 14:57

Witaj Dawidzie.

Nirwana ma rację... weź głęboki oddech i na spokojnie przeczytaj swojego posta. Co w nim widzisz? Co byś jego autorowi doradził?
Za dużo w nim pewnego rodzaju zazdrości, złości, nienawiści.
"Zazdrość to cień miłości a im więcej cienia, tym mniej światła." W miejsce zazdrości wstaw cokolwiek ze swojego zachowania, a efekt będzie wynikiem tego, co okazuje Ci żona w Twoim poście.

"Choć miłość można okazywać na wiele sposobów, słowa są najczęściej odbiciem stanu duszy. Bądź chętny do słuchania, nie skory do mówienia i nie skory do gniewu" Św, Jakub.
"Trudno jest okazywać miłość, gdy nie ma za to nagrody..." Wiesz z jakiego to filmu cytaty? Z "Ognioodpornego" - znajdziesz go na Youtube. Obejrzyj też "Spotkanie" Wiele mądrości z nich wyciągniesz dla siebie. A z czasem nie zaszkodzi też obejrzeć ich wspólnie z żoną. Wracaj sam "często gęsto" do tych filmów.

Weź sobie zeszyt i pisz codziennie przez miesiąc "raport" zaczynając od zdania "jestem szczęśliwy i wdzięczny za to, że..." Zacznij pisać "raport" od siebie i potem napisz za co jesteś wdzięczny, za co chwaliłbyś/za co doceniasz swoją żonę.
Poszperaj na portalu www.spotkaniamalzeńskie.pl, poszukaj sobie kazań i wykładów Jacka Pulikowskiego; ks. Pawlukiewicza i poszukaj tutaj rekolekcji XII/2012 ks. Dziewięckiego.
Poszukaj też krótkiego filmu pt "przez śmiech do lepszego małżeństwa" z wydawnictwa vocatio na Youtube. Warto to mieć w domu jako rodzaj domowej terapii małżeńskiej - polecam, bo sam posiadam i wywróciło to seminarium moje dotychczasowe poglądy o związku do góry nogami.

I najważniejsze dla Was... spuść z tonu dla dobra dziecka. Ono teraz jest jak magnes tego, co jest między Wami i odbije się to na Nim po urodzeniu. Nie tylko w psychice ale i zdrowiu.

Anonymous - 2012-12-29, 07:07

Pracuję nad sobą, oczywiście z tonu spuszczam, zmieniam się. ...tylko to czekanie. Zaczynam traktować czas jako swojego wroga, no ale cóż innego jak nie modlić się i czekać. Oczywiście obdarowuje żonę kwiatami, osobiście i przez posłańca. Widzę nadzieje w tym, że nadal nazywa mnie swoim mężem i dzisiaj moja ukochana żona pytała się przez telefon mojego starczego o to co u mnie, choć wczoraj widziałem się z nią (zabrać kwiaty z pracy, żeby nie więdły). Rozmawialiśmy ze starszym przez telefon dobre 3 kwadranse, o problemach, o radościach, o starych dobrych studenckich czasach. Cała ta sytuacja pogłębiła moją słabą wiarę, ale dlaczego kosztem żony i dziecka? Przecież dla niej, szczególnie teraz to jest niepotrzebne.
Dziękuję za dobre słowo.

[ Dodano: 2012-12-28, 09:40 ]
Niestety mimo moich starań, mimo tego że jestem cały czas dobry, że jestem taki jaki być powinienem od początku, nic nie zmierza w dobrym kierunku. Kasia wczoraj chciała po pracy spotkać się z koleżanką. Oczywiście wiedząc, jak bardzo tego chce nie robiłem problemu. Okazało się później, że to był kolega, jakiś znajomy kilka placówek dalej w pracy. Najpierw skłamała, że piszę na gg z tą koleżanką, od razu wiedziałem, że kłamie, bo znam żonę. Później nie chciała się przyznać, że spotkanie też było z nim. Z rana udało mi się uzyskać prawdę, jak zawsze w ten sam sposób, czyli powiedziałem, że wiem. Nie zaszedłem do tej restauracji gdzie się spotkali i nie zrobiłem jej sceny, choć mogłem powiedziałem żeby miała to na uwadze.
Żona nie cieszy się z żadnej niespodzianki, które jej robię. Woli siedzieć na facebooku, czy robić cokolwiek innego niż ze mną porozmawiać. Pozwalam jej na to, bo czemu miałbym zabraniać? Mimo wszystko oszukuje i kombinuje. Mimo wszystko nie mogę liczyć nawet na buziaka. Ostatnie 2 noce spała wtulona we mnie, z czego poprzedniej nocy cały czas głaskałem jej rączkę, bo wiem jak bardzo to lubi. Rozmawialiśmy ze sobą i była ogólnie dobra atmosfera. Nawet pomodliliśmy się razem. Co prawda zwykły pacierz, bo widocznie na szczerą modlitwę było za wcześnie, ale jednak jakiś krok w dobrą stronę. A tu następnego dnia takie cyrki. To nie jest jedyna rzecz którą ukrywa, wiem to po jej zachowaniu i choćby po tym, że się chowa, chowa telefon pod poduszkę, gdzie póki było wszystko ok zapominała o telefonie, nie istniał dla niej. Pokazałem jej mamie, połączenia, sam nie patrząc od razu, bo byłem pewien i niestety nie zawiodła mnie intuicja. Mama kazała jej usunąć gg, wracać z pracy do domu bezpośrednio, nigdzie nie zachodząc. Ja powiedziałem, że pisz z kim chcesz, tylko nie oszukuj mnie i że może rozmawiać z kim chce.
Nie wiem, czy to dobre w tej sytuacji?
Czy zgodnie z Ez 3, 16-21 powinienem upomnieć tego człowieka, żeby nie wtrącał się w nieswoje sprawy? Czy źle zrozumiałem Słowo?
Czy skoro żona twierdzi, że z jej strony ślub nie był, bo nie była pewna i zmarnowała sobie życie, mam jej zaproponować unieważnienie (bo wiem już, że na rozwód nie mogę pozwolić)?
Nie daje się przekonać ani mnie ani mamie, że robi źle dla dziecka, że z kimś innym też pojawią się problemy i lepiej jest rozwiązać je, skoro ja pragnę zmiany i tylko dobra (choć troszkę za późno to do mnie dotarło) Kasi, niż rzucić wszystko?
Gdy jedna strona wzięła ślub, uczciwie, a druga z jakiejś obawy, to małżeństwa nie było?
Proszę o kontakt do jakiegoś mądrego człowieka, najlepiej duchownego, najlepiej osobiście w Białymstoku (nie telefonicznie). Ja nie wiem co mam robić, czy w tej sytuacji mam walczyć czy wręcz przeciwnie?

Anonymous - 2013-01-13, 13:35

Witaj Dawid86

Walcz o malzenstwo, zwlaszcza teraz, kiedy Bog Wam poblogoslawil.
Moze wybierzcie sie razem z Zona na rekolekcje we dwoje :-)
http://www.spotkaniamalzenskie.pl/

Pozdrawiam, z Bogiem

Anonymous - 2013-01-13, 14:36

Dawid86 napisał/a:
Długo nie wytrzymałem i nakłoniłem do rozmowy w środę.
Rozmowa w obecności teściowej.


Dawid86 napisał/a:
Pokazałem jej mamie, połączenia, sam nie patrząc od razu, bo byłem pewien i niestety nie zawiodła mnie intuicja. Mama kazała jej usunąć gg, wracać z pracy do domu bezpośrednio, nigdzie nie zachodząc.


:shock:

że niby jak? mamusia żony obecna przy rozmowie o WASZYM małżeństwie, mamusia kazała dorosłej kobiecie, mężatce, coś tam zrobić, usunąc gg i wracać prosto do domu z wracy? naprawdę nie widzisz w tym nic nienormalnego?
moje pytanie: bo teraz teściową masz po swojej stronie, jeśli przestaniesz, to nadal będzie Ci się podobało to, jak wtrąca się w życie Twojej zony? np. nakaże się jej z Tobą rozwieść.....skoro za żonę mamusia jej musi podejmować decyzje, to może faktycznie ten ślub nie był ważnie zawarty, bo z kim? z emocjonalnym dzieckiem, które słuchać ma się mamusi?

ewidentnie widać, jak silną presję wywierała na nią przez całe życie jej matka....skąd uciekła w małżeństwo....gdzie ma powtórkę z rozrywki, kontrolę, nakazy i podporządkowanie się....

Dawid86 napisał/a:
Powiedziałem zostaw tę różę, jeżeli uważasz mnie za swego męża.


szkoda, że nie odpowiedziała Ci: jeśli uważasz mnie za swoją żonę, pozwól mi wziąć ten kwiat.............i co byś zrobił? widzisz teraz bezsens tego typu szantażyków i testów? widzisz tę dziecinadę?
mówisz, że Kasia nie wie, że sprawdzasz bilingi....jej zarzucasz, że nie mówi Ci prawdy, ale sam sobie na ukrywanie pewnych spraw dajesz prawo i to jest dojrzałe Twoim zdaniem i to jest dobra metoda ratowania małżeństwa? dobrze chociaż, że sam nazywasz to "brzydkim zachowaniem", może więc po prostu zaprzestań?
miłość to nie kontrola, to nie osaczanie, to nie owijanie się bluszczem, nie narzucanie swoich ramek....żona Ci się wymyka, sam nie wiem, czy bym wytrzymał przy takim ciasnym golfie z każdej strony.............dajcie jej z teściową spokój i dajcie jej raz spokojnie i bez presji wybrać, jak ma żyć....niech teściowa się modli, ale czas na wychowywanie córki się dawno zakończył. na Twoim miejscu raczej skupiłbym się całkowicie na wyeliminowaniu takiego myślenia: niech jej mamusia powie czy ją skarci, od myślenia, że wiesz, co jest lepsze dla Twojej żony....

Dawid86 napisał/a:
Od strony żony wyglądało to tak: ciągle chcę rozmawiać o nieodpowiednich porach (zapomniałem dodać żona pracuje na pełen etat i studiuje dziennie i spodziewamy się pociechy pod koniec maja), krzyczę na nią, źle się zachowuje (nie rozmawiam z teściową), jestem zazdrosny, nie pozwalam się z nikim spotykać.


tu masz swoje dziury do załatania, zaborczość, kontrola, uwieszanie się na żonie.....wykorzystaj błędy innych takich zaborczych mężów, którzy chcieli mieć żonę tylko dla siebie, najchętniej zamknęli by ja w klatce, narzucili im plan dnia, listę rozrywek, listę znajomych (okrojonych do 3 imion), listę tematów do rozmowy....odpuść i spórbuj swoje życie uczynić ciekawszym dla samego siebie, to wtedy i zainteresujesz tym żonę....zapewniam, że gdyby była odwrotna sytuacja, też byś nie wytrzymał wieczneho sprawdzania, scen zazdrości, pewnej niewoli....słowa mają mniejszą siłę przekonywania niż działania....prawdziwa zmiana Twojego charakteru, kiedy pozbędziesz albo w części chociaż wyeliminujesz swoje wady szybciej zadziała na Twoją żonę, niż cytaty z Biblii, sprawdzanie bilingów, płoszenie adoratorów czy napuszczanie mamusi na żonę.....młody jestes bardzo, nie popełniaj tych samych błędów co inni, zrób krok dalej i zacznij od siebie....ufając Bogu....pozdrawiam, s.

Anonymous - 2013-01-13, 14:41

Chyba jesteś za dobry... i nie stawiasz granic, takie jest moje wrażenie. Ona mówi o rozwodzie a ty ją głaszczesz po rączce? Coś jest nie tak. Takich ludzi się nie szanuje, w tym sensie, że jak nie postawisz granic to ona będzie robiła co będzie chciała. I wygląda na to, że tak jest w twojej sytuacji. Nie napisałeś co żonie nie pasuje w tobie? Z jakiegoś powodu chce tego unieważnienia. Niedojrzałość w jakim sensie.. że nie była do ciebie przekonana, uległa jakiejś presji a teraz już wie na pewno że nie chce z tobą być?
Anonymous - 2013-01-14, 13:29

krasnobar, następnego dnia wiele się zmieniło. Powiedziałem, że sprawdzałem, powiedziałem, że znam nowe hasła, powiedziałem, że nie chcę widzieć żony przymuszonej do mieszkania w naszym mieszkaniu. Masz rację, z mojej strony było to niepoważne zachowanie. Zanim cokolwiek tu napisałeś, sam do tego doszedłem i wg mnie to jest najważniejsze, bo dzięki temu zapamiętam to raz na zawsze.
Żona nie zgodziła się, na zamieszkanie oddzielnie (mówi, że po przemyśleniu tak będzie lepiej), ale w sumie zastanawiam się nad wyjazdem na delegację, aby dać faktyczny czas sobie, przynajmniej dla mnie. Prosiłem aby nikt więcej się nie wtrącał ja w ogóle się nie wtrącam i jak mi zadają jakieś pytania związane z naszym małżeństwem, udzielam odpowiedzi wymijających.
Co do odwrotnej sytuacji. Dla mnie to nie przeszkadza. Nie utrzymuję kontaktów ze znajomymi, z którymi widziałem się prawie codziennie od rozpoczęcia technikum, aż do poznania Kasi (czyli z 8 lat), bo oni są nieodpowiedni, tak żona chciała, tak dostała. Na dobre mi to wyszło, bo po pewnym czasie to zauważyłem, że faktycznie tak było, znajomi, którzy są, kiedy jestem im potrzebny do zrobienia czy załatwienia czegoś.
Jest jedna zasadnicza różnica, pomiędzy mną a żoną. Ja sprawy nasze pozostawiam dla nas i nie liczę się ze zdaniem osób postronnych. Tylko mój starczy sugerował, abym walczył jeżeli dam radę. Natomiast rodzina wręcz przeciwnie, a decyzja jest moja, że póki widzę nadzieję, to staram się. Jak nie widzę nadziei, szukam odpowiedzi i znowu widzę sens.
Zmiany we mnie już zaszły spore, ale nadal trwają i bez względu na finał, będą nadal trwały, bo zauważyłem, że nawet dla mnie jest lżej po takich zmianach.
W sumie zbierałem dowody, ale już sobie odpuściłem. Poradziłem się u prawnika w pracy. Z rozmowy wynika, ze finansowo i tak dużo zależy od Kasi, bo uczciwą umową, będzie umowa spisana przez nas, analizując nasze za i przeciw, a nie prawne zarządzenia. Także spawy ziemskie mam pookładane, sprawy emocjonalne w trakcie, sprawy z Bogiem, w trakcie, ale zdecydowanie jest lepiej.

Zmiany żona zauważyła i ją to przytłoczyło, sama mi to powiedziała. Zmiany w Kasi... próbuję ją nauczyć tego, czego się nauczyłem. Byliśmy na spotkaniu u ks. w archidiecezji, który zajmuje się takimi sprawami. Rozmawiał z nami na poziomie ludzkim, religię i sakrament odstawił na bok. Po rozmowie Kasia od razu zaczęła temat na opak. Ksiądz zasugerował, że jest co ratować i dobrze że wykonaliśmy pierwszy krok, natomiast Kasia po wyjściu powiedziała "widzisz, możemy sobie jeszcze ułożyć życie, ja sobie Ty sobie", a później powiedziała mi o kosztach unieważnienia. Powiedziałem, że jak potrzebujesz tych pieniędzy, to 2 miesiące moich nadgodzin i masz skoro chcesz. Rozstaliśmy się spokojnie, powiedziałem, że teraz nie czas na takie dywagacje i wróciłem do firmy. Jest teraz czas na przemyślenia, ale jak można coś przemyśleć gdy jestem jednocześnie krzywdzicielem i pokrzywdzonym, żona również, a my mieszkamy razem? Do porodu Kasia ma nie podejmować decyzji. Powiedziałem, że powiedzenie sobie że nie podejmujemy decyzji, a w międzyczasie kombinowanie na boku i kłamanie jest wg mnie podejmowaniem decyzji. Powiedziałem, że stawianie na jednej szali męża, a na drugiej romans jest nie w porządku.

Byliśmy wczoraj na kolacji, w zasadzie obiedzie. Rozmowa była na trudne tematy, ale właśnie po to była mi potrzebna restauracja. Po pierwsze nie było ucieczki od rozmowy ani krzyku, po drugie sam fakt wyboru miejsca zrobiło dobre wrażenie na żonie. Po kolacji było lepiej. W domu tragicznie, bo znowu wróciłem, do tego, do czego nie wracam (niestety). Temat osoby z którą się spotykała, a mimo tego, ze ustaliliśmy definitywny brak kontaktu, tak nie było. Znowu to samo... Później godzina milczenia. Później zacząłem rozmowę. Skoro uważasz że łatwiej jest zbudować nowe życie z kimś kogo nie znasz, to wyprowadź się choćby teraz, ale pamiętaj, że dużo ryzykujesz. Wady wyjdą za jakiś czas, nie będziecie ze sobą rozmawiać tak jak to jest teraz w naszym przypadku i co, znowu uciekniesz jak będzie za trudno?
Po 10 minutach ciszy zaproponowałem, że ja zrobię prezentację na uczelnię dla Kasi, a ona będzie się uczyła, żeby nie traciła czasu. Powiedziała, że tak nie można, bo Cię wykorzystuję. Powiedziałem, że jeszcze jestem Twoim mężem i jeszcze mam jakieś obowiązki wobec Ciebie, a i tak nic innego nie mam do roboty poza remontem, którego dzisiaj i tak nie będę robił, bo jest niedziela.
Tak zaczęliśmy się zajmować nauką. Później Kasia, coś wspomniała, że wie, ze mogę mieć rację że jest ryzyko także w innym związku. Przytuliła się do mnie. Raczej było to przytulenie bo tak będzie lepiej, niż przytulenie bo jest między nami ok. Zawsze to jakiś krok. Podchodzę do tego nieufnie, bo słusznie zauważyłeś, że ludzie się mieszają. Mieszają się również koleżanki Kasi, jej starsza, ale przestało mnie to interesować. Na spotkaniu mimo, iż nie wspominaliśmy o tym wpływie innych, ksiądz sam rozpoczął taki temat (domyślił się w czym jest problem? nie wiem). Ważne, że zostało to powiedziane i ważne że sam również o tym stanowczo powiedziałem (rozmawiaj z kim chcesz, ale decyzje pozostaw nam, a nie wam. Dziel się informacją o tym co dobrego jest w naszym związku, a problemy rozwiązuj ze mną).

porzucona_33, tak samo jak twardy i nieugięty jestem z charakteru i w pracy, tak samo z lekkością mimo zła, robię dobrze Kasi. I (już) wiem, że właśnie robię w ten sposób źle i tak, słuchałem "Kapitanie, dokąd płyniecie" i tak, zrozumiałem to bardzo dosadnie i słuchałem parę razy, później tylko dlatego że mi się spodobało, że dzięki temu się śmiałem będąc sam w domu. Teraz na stawianie granic jest trochę za późno, ale jednak je stawiam. Trafiłaś w sedno sprawy, Kasia została zmanipulowana przez środowisko, może nieświadomie, ale jednak. Po zachowaniu widzę, że mówi jedno, a robi drugie. Widzę, że gdy zaczynam jakiś temat, o którym w ogóle nie wspomniałem, to rozmowa jest taka jak kiedyś, bo przy mnie nie mogła się skonsultować. Wskazałem żonie drogę, ja swoje błędy zrozumiałem i staram zmienić siebie dla siebie, dalej nie zrobię nic.

Zastanawiam się tylko, jak zrobić coś, aby nikt nie naciskał.

Podoba mi się w tym wszystkim to, że odzyskałem wiarę, że osiągnąłem spokój (strasznie mnie trudno jest teraz denerwować, a wcześniej trudno było mi zachować spokój) i że przekonałem się że nie mogę zaufać żadnemu człowiekowi, ani rodzinie, ani znajomym, ani żonie (siostrze mogę, bo ona przynajmniej tylko wysłucha, nie doradza i nie każe).

Żonie nie pasuje we mnie to, że kiedy postawie na swoim, jest tylko jeden sposób, którym można mnie przekonać, a czego żona nie zrobi. Szczerą prośbą. Poprosi mnie bo musi, albo i wcale, ja zdania nie zmieniam, nie staram się nawet analizować za i przeciw. Prośba jest szczera, od razu uzgadniam warunki, że ok, ale to to i to.
Nie podoba się jej, że nie lubię żadnych jej znajomych (co jest nie prawdą, bo nie lubię akurat tych, którzy sobie na to zasłużyli), jakoś nie potrafię udawać przed kimś, że mój stosunek do niego jest ok, skoro mnie obgaduje, albo robi świństwo, a mnie nie przeprosi.
Nie potrafiłem już właściwie (bo teraz potrafię), rozmawiać z teściową i nie przywitam się z każdą znajomą dla Kasi, czy teściowej osobą. Niestety tak zawsze u mnie było, że rozmawiam tylko z tym kim chcę i witam się tylko z kimś kogo znam.
...i jeszcze jeżeli chcę postawić na swoim to jestem bezwzględny w działaniu.
Tyle ma do zarzucenia dla mnie żona, ja miałem do zarzucenia sobie o wiele więcej, ale to się zmienia.

Co tak na prawdę mam do zarzucenia żonie?
Nie trawię jakiegokolwiek kłamstwa. U mnie każde kłamstwo jest po prostu kłamstwem, nieważne że to jest spawa blacha czy sprawa życia i śmierci. Jest czarne i białe. Kasia często kłamie, chociaż wie, ze jest tak jak napisałem.
Nie ma własnego zdania (a miała i mimo tego co teraz mówi pod wpływem czegoś czy kogoś, to jednak nie zawsze tak było).
Ustaliliśmy granice nie do przekroczenia jeszcze dużo przed ślubem. Zdrada, w każdym, nawet niefizycznym znaczeniu jest tą granicą. Myślą, mową, uczynkiem, kierunkiem działania się zdradza, jak któreś z nas to przekroczy, to niestety koniec.
....i tu mam pretensje do siebie, bo po przekroczeniu granicy, po pierwsze nie kończę, po drugię walczę, po trzecie straciłem godność (biorę wszystko na siebie). i tu mam problem, jedyny z tych, z którym sobie nie potrafię poradzić.

Anonymous - 2013-01-14, 14:46

Dawid86 napisał/a:
Ustaliliśmy granice nie do przekroczenia jeszcze dużo przed ślubem. Zdrada, w każdym, nawet niefizycznym znaczeniu jest tą granicą. Myślą, mową, uczynkiem, kierunkiem działania się zdradza, jak któreś z nas to przekroczy, to niestety koniec.
....i tu mam pretensje do siebie, bo po przekroczeniu granicy, po pierwsze nie kończę, po drugię walczę, po trzecie straciłem godność (biorę wszystko na siebie). i tu mam problem, jedyny z tych, z którym sobie nie potrafię poradzić.


trochę dziwne granice sobie ustaliliście przed ślubem, że jak zdrada to koniec, bo Sakrament Małżeństwa raczej wyklucza koniec z tego powodu.....nie zdając sobie sprawy anulowaliście w dniu ślubu tamtą zasadę....na ślubie jest: i nie opuszczę cię aż do śmierci......a nie: do pierwszej zdrady. ;) to tak na marginesie....no i to dobrze, że trwasz w tym "niekończeniu", uciekać i odpuszczać wielu potrafi, niewielu potrafi nie wiać jak chorągiewka zawieje......a tak poza tym to według mnie idziesz bardzo dobrym kursem..... i szczerze podziwiam Twoją pracę nad sobą i Twoje przemyślenia...trzymaj się mocno, będę pamiętał o Was w modlitwie, pozdrawiam,s.

Anonymous - 2013-01-14, 14:46

Jesteś dobrym człowiekiem i bardzo wrażliwym, czułym mężczyzną. Ale twoje wpisy są przedziwne.

Cytat:
a później powiedziała mi o kosztach unieważnienia. Powiedziałem, że jak potrzebujesz tych pieniędzy, to 2 miesiące moich nadgodzin i masz skoro chcesz.


Będziesz pracował na jej sprawę o unieważnienie?! To tak jak mąż mnie prosi o rozwód i mam mu dać na niego pieniądze, załatwić prawnika a może w ogóle zanieść papiery żeby się nie fatygował do sądu?....

Cytat:
Po 10 minutach ciszy zaproponowałem, że ja zrobię prezentację na uczelnię dla Kasi, a ona będzie się uczyła, żeby nie traciła czasu. Powiedziała, że tak nie można, bo Cię wykorzystuję.


Ona mówi o unieważnieniu, a ty robisz jej prezentację żeby się nie przepracowała? Nie, ona cię nie wykorzystuje - to ty dajesz się wykorzystywać... strasznie.

Cytat:
Później Kasia, coś wspomniała, że wie, ze mogę mieć rację że jest ryzyko także w innym związku.


Więc będzie z tobą dlatego, że w innym związku mogłoby się nie udać?.... A gdzie miłość?

Cytat:
Myślą, mową, uczynkiem, kierunkiem działania się zdradza, jak któreś z nas to przekroczy, to niestety koniec. ....i tu mam pretensje do siebie, bo po przekroczeniu granicy, po pierwsze nie kończę, po drugię walczę, po trzecie straciłem godność (biorę wszystko na siebie).


No właśnie. Ja też tak to widzę, tracisz godność postępując w ten sposób. Jesteś uczynnym człowiekiem... ale trzeba też szanować siebie.

Anonymous - 2013-01-15, 00:53

Cytat:
Więc będzie z tobą dlatego, że w innym związku mogłoby się nie udać?.... A gdzie miłość?

No i tutaj mamy problem. Żona mówi, że nie ma miłości i nie było. W wieku 20 lat ludzie nie wychodzą za mąż, wstydzi się tego, a ciąży jeszcze bardziej.
Dlatego ja nie wiem tak na prawdę o co walczę.

Chcąc szanować siebie, uważam, że powinienem coś zrobić z tymi granicami, ale jakie wyznaczyć kobiecie w ciąży? Poradzi sobie beze mnie? Dla mnie ta cała sytuacja jest coraz bardziej nienormalna. Dzisiaj powrót to kłótni. Nie rozmawiam, Kasia się pyta co się stało. Mówię że nic i tak w kółko. Po prostu potrzebuję pomyśleć, a nie pogadać. Denerwuje ją wszystko: mikrofalówka pika jak się funkcje zmienia, jazzowa muzyka jest piskiem, zbyt spokojnie mówię, nie dokończę zdania i mi przerywa żona szukając od razu zaczepki. Tak się nie da.
Spytałem, czy nie lżej byłoby dla niej gdybyśmy nie mieszkali razem. Nie, bo się oddalimy, albo ktoś zatęskni.
Przecież już się oddaliliśmy i ja już tęsknię za żoną, a nie tym kimś z kim teraz przebywam.
To nie ma być ucieczką, tylko czasem dla mnie. Nie będę musiał oglądać tej złości, gniewu, chamstwa. Jak można popełnić taki błąd i uciec?

Anonymous - 2013-01-15, 10:48

Dawid86 napisał/a:
Cytat:
Więc będzie z tobą dlatego, że w innym związku mogłoby się nie udać?.... A gdzie miłość?

No i tutaj mamy problem. Żona mówi, że nie ma miłości i nie było. W wieku 20 lat ludzie nie wychodzą za mąż, wstydzi się tego, a ciąży jeszcze bardziej.
Dlatego ja nie wiem tak na prawdę o co walczę.

Chcąc szanować siebie, uważam, że powinienem coś zrobić z tymi granicami, ale jakie wyznaczyć kobiecie w ciąży? Poradzi sobie beze mnie? Dla mnie ta cała sytuacja jest coraz bardziej nienormalna. Dzisiaj powrót to kłótni. Nie rozmawiam, Kasia się pyta co się stało. Mówię że nic i tak w kółko. Po prostu potrzebuję pomyśleć, a nie pogadać. Denerwuje ją wszystko: mikrofalówka pika jak się funkcje zmienia, jazzowa muzyka jest piskiem, zbyt spokojnie mówię, nie dokończę zdania i mi przerywa żona szukając od razu zaczepki. Tak się nie da.
Spytałem, czy nie lżej byłoby dla niej gdybyśmy nie mieszkali razem. Nie, bo się oddalimy, albo ktoś zatęskni.
Przecież już się oddaliliśmy i ja już tęsknię za żoną, a nie tym kimś z kim teraz przebywam.
To nie ma być ucieczką, tylko czasem dla mnie. Nie będę musiał oglądać tej złości, gniewu, chamstwa. Jak można popełnić taki błąd i uciec?


Wiesz, jej humory mogą wynikać z ciąży. To jest pewne, kobieta ma różne dolegliwości, zmiany nastroju. Tym się nie przejmuj, mężczyźnie w tym czasie pewnie też jest ciężko.

Tak, poradzi sobie bez ciebie. Chyba musisz to zrozumieć, ze nie możesz jej wszystkiego ułatwiać. Nie mówię o ciąży bo tutaj pomoc jest na pewno potrzebna ale np. nie robić za nią prezentacji, nie płacić za jej unieważnienie małżeństwa. Nie wiem co ci napisać z tą wyprowadzką bo żona jest w ciąży.. trochę nie bardzo zostawić kobietę w ciąży:/ Myślę, że z tą wyprowadzką można poczekać, macie trudny moment. Może zacznij od czegoś mniejszego - już zacząłeś - nie reagujesz na jej zaczepki. Uświadom sobie, że wiele rzeczy nie musisz robić za nią - np. tej prezentacji. Jeżeli cię obraża, bądź asertywny.

Anonymous - 2013-01-15, 11:02

Masz rację, będę robił tylko to, o co mnie wyraźnie poprosi i na co powinienem się zgodzić, a nie na wszystko. Zajmę się sobą, mieszkaniem, samochodem. Czyli zacznę robić to co lubię najbardziej (poza pomocą żonie). Lubię tworzyć coś nowego (mieszkanie od podstaw, bez pomocy jakiegokolwiek fachowca - już prawie skończyłem), lubię też naprawiać (jest parę rzeczy do zrobienia w aucie, sprawy raczej nieprzymusowe, ale dla własnej satysfakcji).

[ Dodano: 2013-01-16, 11:32 ]
Niestety ciężko jest w naszej sytuacji być konsekwentnym w działaniu. Kasia poprosiła o pomoc przy kolejnej prezentacji, miała cały dzień się uczyć, a wyszło że oglądała filmy (nie pytałem, sama opowiedziała co robiła, ale powiedziała też że ogólnie jest senna i nie może się skupić i trochę dziecko daje się we znaki ruchami, takze uznałem to jako ta część mnie, kiedy pomagam ciężarnej, a nie żonie). Zrobiliśmy zakupy, ugotowaliśmy pierwszy wspólny obiad w naszym mieszkaniu. Podział obowiązków był, zmywać naczynia miała żona, pozmywałem ja, ale później drugą partię naczyń stanowczo powiedziałem:
masz zamiar się myć dzisiaj?
Tak.
To pozmywaj naczynia. (jestem w trakcie robienia salonu z kuchnią, także mamy kuchenkę gazową, ale jeszcze brak mebli kuchennych i zlewu, więc naczynia stały w wannie :) ).

Także pozmywała, zrobiła pranie, wzięła się w końcu za naukę, kolejne jakieś przytulenie w trakcie nauki. Nadal traktuję to z dystansem.

Zanim pomogłem przy kolejnej prezentacji, powiedziałem, że muszę pomalować jeszcze ściany. Kasia powiedziała, żebym podszedł do przedpokoju. Stanęliśmy (w objęciach) i powiedziałem w tym momencie: myślisz że w ten sposób wpłyniesz na to, że rzucę robotę i pomogę Tobie? Odpowiedziała tak i nadal mnie obejmowała. Zapytałem czy ma jeszcze jakieś obowiązki. Kolokwium następnego dnia. Więc powiedziałem tak: w takim przypadku ok, ale jutro chcę już zrealizować swoje plany. Na co żona, że jutro też będziesz mi potrzebny, bo sama sobie nie poradzę z MOPI. Powiedziałem, to kiedy ja mam w końcu to skończyć? Kasia odpowiedziała, że pojutrze. Dokończyłem tylko narożniki i zadzwonił do mnie mój starszy, dobry kolega (przyjaciel?). Porozmawialiśmy, a właściwie posłuchałem i się pośmiałem z jego problemów (nie mylić z naśmiewałem) i zasiadłem do prezentacji.

Dzisiaj zona sama do mnie zadzwoniła pochwalić się że zaliczyła na 42 z 45 punktów, zaplanowała jechać się uczyć do mamy (wcześniej już mi mówiła, że tam się skupi, bo tak się przyzwyczaiła). Po pracy mam zabrać Kasię po zajęciach jeszcze raz do teściowej na obiad i później do nas uczyć się.

Sytuacja jest o tyle trudna w mojej konsekwencji w działaniu, że ja mam sumienie i nie potrafię nie pomóc ciężarnej żonie, mimo iż na własne życzenie pracuje i studiuje dziennie i nie chce wciąż zwolnienia "bo nie".

Na razie małymi kroczkami będę ustalał granice w postaci podziału obowiązków. W międzyczasie pracuje nad swoim osobistym życiem. W którą stronę to pójdzie dalej zobaczymy.
Żona zauważyła też że zmieniłem nawet rytm życia. Mam więcej czasu, bo mam spokój wewnętrzny i sam siebie nie poganiam już. Słucham innej muzyki (tak na prawdę to tej samej, ale przy żonie przeważnie puszczałem cokolwiek, oby grało, a teraz słucham muzyki).
Dbam o siebie, o swój wygląd, o pełny żołądek (z wyrzutem: ile Ty możesz jeść? - jestem bardzo szczupły także pytanie jak najbardziej na miejscu, bo trudno w to uwierzyć, że tyle potrafię, ale odeszły nerwy i odzyskałem apetyt).

Co dalej, zobaczymy dalej. Nie wspominam o przeszłości, nie wspominam o przyszłości (chyba że o tym co planuje kupić).

[ Dodano: 2013-01-16, 11:40 ]
Jednej rzeczy nadal nie potrafię zrozumieć. Popsuliśmy coś razem, najpierw powiedzmy że ja (nie wyłącznie, ale w większości z mojej winy), a później żona (przytłoczona sytuacją, ale jednak decyzja o głupim ruchu była jej), natomiast żona zachowuje się jak pokrzywdzona, a jak wyłączna osoba chcąca naprawy popsutego małżeństwa. Co prawda nie wiem i myślę, że wolałbym nie wiedzieć co siedzi w jej głowie, ale z zewnątrz tak to wygląda. Muszę jakoś przestać o tym myśleć!

[ Dodano: 2013-01-17, 08:24 ]
Nie mam siły już na walkę. Ja się nie wyprowadzę, żona też ("owszem wprowadziłam się na siłę, ale zostać już chcę z własnej woli"). Przez to jest teraz taka sytuacja, że chcę zmienić się dla siebie, ale będąc przy żonie, jednak zmieniam się z nadzieją na powrót do małżeństwa. To jest chore.

[ Dodano: 2013-01-19, 13:01 ]
Udało mi się :) Przynajmniej mi tak się wydaje. Udało mi się nabrać dystansu do żony. Niezależnie czy śpimy w jednym łóżku, czy ja w salonie (w końcu główne prace remontowe doszły i tam), potrafię myśleć o tym co będzie dobre dla mnie, o zmianie siebie dla siebie. Pogodziłem się z tym, że to już jest koniec. Jakaś tam resztka nadziei oczywiście gdzieś siedzi wewnątrz mnie, ale nie jest celem powrót, a JA.
Ognioodporny to jest najlepszy film obejrzany przeze mnie w najlepszym momencie ;)

[ Dodano: 2013-01-24, 11:35 ]
Byliśmy wczoraj na drugim spotkaniu z księdzem-psychologiem. Podsumowanie jest takie, że i ja i Kasia musimy chcieć pozostać ze sobą, same chęci nie wystarczą, ale bez nich nic nie będzie. Potrzebujemy dużo czasu, i musimy odpowiedzieć sobie na pytanie czy chcę.
Teraz to ja już nie wiem nic, po sugestii czy ja chcę, czy może chcę, aby żona chciała, jestem skłonny uwierzyć w to drugie. Pomagam w szkole i odbieram żonę z pracy/szkoły itd. i robię wszystko co zawsze robiłem, a nawet więcej, bo nadal uważam ją za swoją żonę, a robię źle, bo w ten sposób podkopuje sam pod sobą dołki.
Wygląda na to, że już straciłem chęć do walki, poddałem się, zajmę się własnymi, sprawami (jak można tak powiedzieć w obecnej sytuacji, że mam jakieś osobiste sprawy). Ja nie potrafię udawać, że żyjemy szczęśliwie, bo drobne tak głupie sytuacje, jak spotkanie żony przy znajomych, gdzie mogę tylko powiedzieć z daleka cześć, ani uścisnąć ani ucałować, powodują to, że wszystko znowu spada na mnie i nie mogę nie myśleć, nie mogę żyć dniem dzisiejszym, tylko ciągłymi pytaniami, kiedy i jak to się w końcu zakończy.
Zaczynam mieć podobne wątpliwości jak niektórzy z forumowiczów, czy wolą Boga może być szukanie naszego szczęścia już jako nie małżeństwo? Każdy osobno?

[ Dodano: 2013-02-10, 16:23 ]
Czas mija i wpływa na nasze relacje i to wpływa niekorzystnie. Po co mi te kłótnie, po co mi te słuchanie, że "nie widzę szansy, liczę że zdarzy się cud"?
zona mnie bezustannie krytykuje, za wszystko co tylko się da i wie wszystko najlepiej. Jest bardzo nieszczęśliwa w swoim grzechu, że nie wyspowiadała się, bo złości się za wszystko i to nie tylko do mnie, ale i do swojej mamy i do moich rodziców.
Oczywiście nie jestem bez winy, nie mogę tłumaczyć się że robię coś bo Ty tak robisz... Mimo, iż Kasia nie poniosła żadnej odpowiedzialności za swoje czyny (odpowiedzialności ludzkiej, bo jeśli chodzi o sprawy wyższe, to trwa w grzechu i nie wiem jak nakłonić ją do tego by się oczyściła), to jej pomagam.
Duszę się w tym związku, czuję się oszukany, bo przed ślubem na spotkaniach, ani również w życiu nikt nie uświadomił mnie, że "na złe" może oznaczać iż żona znajdzie kogoś, nie przyzna się do swojej winy (jestem winny, bo stawiałem na swoim, więc ja zrobiłam to co zrobiłam, bo czułam się sama), a ja będę ją kochał i szanował mimo ślepoty.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group