Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - kryzys

Anonymous - 2012-12-17, 20:20
Temat postu: kryzys
Dziś kiepsko się czuję problemy w pracy, rozdzielenie z mężem, jego zatwardziałość i nowe zycie ....
Przypomina mi się powiedzenie, że łatwiej jest zapobiegać niż naprawiać, ale kto jest tak świadomy dopóki nie doświadczy takiego przezycia.
Widziałam się dziś z mężem i serce aż podskoczyło mi z radości na sam jego widok, on zadowolony nie był. Powiedział, że nie ma takiej możliwości, by zmienił zdanie na mój temat. A ja chyba chciałam dostrzec w jego oczach coś czego tam pewnie nie bylo. Dziś czułam wyraźnie, że mój dom jest tam gdzie mój mąż. Od kilku dni czuję na palcu obrączkę, której już od dawna nie noszę. Moje serce już wybaczyło, dla niego my to zamknięty rozdział.
W pracy od kilku miesięcy cięzko, a ja też funkcjonuję jeszcze jak lekko potłuczona, wciąż trudno skupić mi się na obowiązkach.
Coraz mniej we mnie nadziei, że cokolwiek zmieni podejście męża do mnie. Ja zmiany w sobie widze i czuję bardzo wyraźnie. On nie jest w stanie ich dostrzec, bo nie mieszkamy razem, bo nie chce żadnego kontaktu ze mną.
Dziś jest mi bardzo ciężko ....
Żałuję bardzo tej separacji, chciałabym żeby był chociaż z boku ... no tak, ale to dziś, gdy jestem silniejsza, czy udałoby mi się jakkolwiek podnieść przy nim?
Jaki będzie koniec tej separacji Boże, tak bardzo brakuje drugiego człowieka u boku?

Anonymous - 2012-12-17, 20:44

...
Anonymous - 2012-12-17, 21:16

Olgo dziekuję za ciepłe słowa.
W sumie to nie czekam, ale te kryzysy jeszcze się pojawiają i wtedy zaczyna się gonitwa mysli.
A dziś mam straszny dzień użalania się nad sobą, z jednej strony myślę sobie - jakie ziarnka zasiałaś takie plony zbierasz, z drugiej, że może ta kara jest zbyt wysoka.
Co chwilę stawiam siebie do pionu, bo nie chcę wchodzić w rolę ofiary.
Trudno jednak wytrwać w przysiędze, gdy mąż ma już nowe życie, separacja rozdzieliła nas doszczętnie, pogłębiła jego gniew. A ja w domu sama, nie ma do kogo buzi otworzyć, trzeszczy telewizor i strasznie trudno, coraz trudniej oprzeć się pokusie - bycia z kimś.
Bo tak na codzień bardzo brakuje drugiego człowieka. Cieszę się, że odnalazłam Boga, dzięki niemu podniosłam się z najgorszego upadku, jednak życie w pojedynkę jest bardzo przykre.
Jutro będzie nowy dzień, nowe spojrzenie, nowe siły.
Czasami jednak wątpię, że nie ulegnę, też chciałabym mieć normalny dom.
Moje małżeństwo w dużej mierze z mojej winy się rozpadło, choć sporo też winy męża. Praca, znajomi, pasje, my byliśmy na szarnym końcu. Każda próba wytłumaczenia, że w naszym życiu nie ma nas, że sam fakt, że pracuje, opłaca rachunki i wraca do domu to trochę za malo, by stworzyć rodzinę.
Im bardziej mąż oddawał się tej swojej przestrzeni tym większe czułam zagorżenia dla naszego małżeństwa i pojawiały się pretensje, rany.
Dziękuję Bogu, że potrafię żyć w miarę samodzielnie, utrzymywać się, spotykać z ludźmi. Choć przecież każdy ma swój dom, rodzinę i te spotkania nie mogą być zbyt częste, a mnie trudno jest być samej.
To dla mnie bardzo ciężka lekcja - uczę się samodyscypliny, nie ma dziecka, nikogo z kim można zjeść śniadanie, dla kogo ugotować obiad itp. Okropnie jest żyć dla siebie, nie móc dawać, bo nie ma komu.
Każdego dnia staram się nie upaść, a raczej mocniej trzymać na nogach i walczyć z tą pokusą związania się z kimś innym, niestety mój młody wiek mi w tym nie pomaga, myśli że jestem na tyle młoda, że mogłabym jeszcze założyć rodzinę.
Ciężkie grzechy, ciężka pokuta.
Dawno nie pisałam o sobie to chociaż dziś leciutko wydobyłam z siebie smutek.

Anonymous - 2012-12-17, 21:26

...
Anonymous - 2012-12-17, 21:45

Olgo ja już się w wolontariacie spełniłam, udzielałam się w nim, u mnie to jest bardziej głód rodziny, macierzyństwa.
Jednak ty dziś dla mnie dużo zrobiłaś, wysłuchałaś mnie - dziekuję :-D
Cieszę się, że te dni nie są już tak częste jak dawniej. Użalanie się nad sobą to zerowa przyjemność, choć jakoś emocje trzeba z siebie wydobyć, by nie gniły w środku.
Pomyslę nad tym jak zapełnić sobie czas popołudniami, by nie mieć czasu na myślenie o nowym związku.
Dziękuję i pogody Ducha :-)

Anonymous - 2012-12-17, 21:47

...
Anonymous - 2012-12-17, 22:44
Temat postu: komentarz
Droga Mallgos -jakże ja Ciebie rozumiem ja też czekam,płaczę,płaczę,czekam i tak od 1,5 roku.Jem,chodzę,oddycham,ale nie zyję .Po 35 latach małżeństwa -czlowiek,któremu ufalam bezgranicznie- "zabił" mnie.Ja żyję jego życiem (podglądaniem,dopytywaniem itp). Moje "chore",skołatane serce łączę z Twoim bólem i przepraszam,że nie pocieszylam i nie podniosłam na duchu.PRZEPRASZAM Ewa
Anonymous - 2012-12-17, 22:50

...
Anonymous - 2012-12-17, 22:58
Temat postu: droga Olgo
dziękuję Ci za Twoją troskę Twoją natychmiastową interwencję za Twoją dobroć le mam pytanie (bez odpowiedzi) jak to zrobić? mam sporo lat na plecach i niestety pustkę w głowie. Kłaniam sięEwa.
Anonymous - 2012-12-17, 23:06

...
Anonymous - 2012-12-17, 23:17
Temat postu: Olu
Długo by pisać ,a to nietaktem - miast wspomagać Mallgos ,to roztkliwiam się nad sobą,napiszę tylko tyle,że mieszkamy pod jednym dachem ,widzę go a on mnie nie zna i dużo dużo więcej (ale raczej na priwa) Dziękuję Ci za serce
Anonymous - 2012-12-17, 23:22

...
Anonymous - 2012-12-18, 06:53

mallgos napisał/a:
A ja w domu sama, nie ma do kogo buzi otworzyć, trzeszczy telewizor i strasznie trudno, coraz trudniej oprzeć się pokusie - bycia z kimś.

Mallgos - paradoksalnie - wywal telewizor. Poważnie. Odkąd żyję bez telewizora zauważam, że stopniowo widzę więcej z realnego życia, a i życie jest spokojniejsze, bo poukładane wg moich wartości. I pokus też mniej, i stabilniejsze myśli... :-)

Anonymous - 2012-12-18, 09:11

dziekuję
spanikowałam i zobaczyłam świat w czarnych barwach.
Dziś jest już lepiej :), ale takie dni jak wczorajsze uzmysławiają mi, że wciąż jeszcze dużo lęku we mnie, paniki.
Bez wsparcia to się jednak nie da


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group