Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Skrzywdziłem...

Anonymous - 2012-11-16, 19:31
Temat postu: Skrzywdziłem...
Stary facet, po pięćdziesiątce. Po ponad dwudziestu latach małżeństwa...
Trzy lata temu w pracy poznałem kobietę. Najpierw znajomość, potem przyjaźń, coraz bliżej, potem coś co można nazwać romansem. Niestety zakochałem się w niej. Żona interweniowała u jej męża. Też mieli (przynajmniej według jej słów) kryzys. Spotykaliśmy się. W czerwcu 2010 roku upokorzyła mnie wobec moich pracowników. W sierpniu ostatnie spotkanie, miało być bardzo burzliwe, było raczej spokojne. Niestety nie mogłem się z tym pogodzić. Wlewałem w siebie prawie codziennie alkohol. Zaniedbałem dzieci - przygotowywały się wtedy do matury. Zaniedbałem dom. W tym samym czasie, jesienią 2010 zaczęła się choroba. Diagnozowali długo, czerwiec 2011 - ostatecznie zdiagnozowali. Październik 2011 operacja. Teraz o żonie. Najwspanialszej kobiecie. Brała na siebie ciężar rozmów z lekarzami. Pierwsza dowiadywała się, że nowotwór jest w miejscu niedostępnym. Potem wyszło, że to "tylko" przetoka, niedokrwienie rdzenia, niedowład od pasa w dół... Była ze mną, kiedy diagnozowali, kiedy się decydowało co dalej... Wzięła urlop, zamieszała u koleżanki w Warszawie. Potem było nieco lżej. Ale przed operacją do "tamtej" zadzwoniłem. Po operacji jesienią 2011 piłem mniej, ale wciąż piłem. Mogłem chodzić bez kuli, więc po pracy, do sklepu, po piwo było w miarę łatwo. Przyszedł 2012 rok. Już nieco zacząłem odbudowywać się psychicznie. "Tamta" wciąż była w myślach, ale jakby dalej. Powolutku wracałem do swoich hobby. Miałem nawet postanowienie: tak, jak przed laty podczas Wielkiego Postu nie opuścić ani jednej Drogi Krzyżowej. Niestety... W środę popielcową 2012 przyszedł sms: Jestem koleżanką .... ona chce się z panem spotkać, będzie tu i tu. Pojechałem. Oczywiście jej nie było. Podjąłem korespondencję sms-wą i mailową z osobą, której do dziś z imienia nie znam. Podawała takie szczegóły z okresu "romansu", że domyślam się kto to jest. Oczywiście żona natychmiast wiedziała, bo ta osoba przesyłała jej wszystkie informacje o moich reakcjach. Na początku maja postanowiłem z tą anonimową dać sobie spokój. Używając wulgarnych słów i dedykując jej fraszkę Sztaudyngera o "zejściu ekscelencji z drogi" zakończyłem korespondencje. W tym czasie odżyła choroba. Poruszona operacją przetoka rozrosła się zabierając krew z rdzenia. Niedowład postępował błyskawiczne. 9 sierpnia embolizacja (zamknięcie) i całkowity niedowład prawej nogi, jakiś ok. 70 procentowy lewej i wszystkiego(!) od pasa w dół. Kiedy wwozili mnie po zabiegu na oddział, lekko przymulonego, nad głową zobaczyłem dwie najdroższe kobiety: żonę i córkę. Ona znów pokazała klasę. Przemogła w sobie to wszystko i była przy mnie. A potem jeszcze kilka razy w tamtym szpitalu i w innym, gdzie przez dwa tygodnie stawiali mnie na nogi. A potem to już tylko kolejne moje świństwa. Tak się złożyło, że dziewięć tygodni rehabilitacji miało miejsce w kolejnym szpitalu, położonym w mieście, gdzie mieszka i pracuje "tamta". Rozterki straszne. Dwa tygodnie "walki". A potem zgłupiałem. Z jednej strony chciałem - przynajmniej tak myślałem - pojednać się z Panem Bogiem, wyrzucić to wszystko. Był ksiądz. Rozmawiałem z nim zamierzałem się wyspowiadać... I coś mnie podkusiło. Napisałem do tej anonimowej koleżanki sms-a z przeprosinami za te wiosenne wulgaryzmy. Zresztą kiedy po kolei leżałem w szpitalach, to ona niby to przez pomyłkę pisała do mnie, ale nie odpowiadałem, jednak chyba po trzecim czy czwartym napisałem, żeby się odp..., więc też wulgarnie. I tak się zaczął kolejny okres głupiej, nic nie dającej korespondencji. To znaczy nic pozytywnego nie dającej. Moja żona natychmiast o wszystkim się dowiedziała.... Po co ja to piszę...
Problem mam wielki. W myślach wciąż "tamta" jest obecna. Żona codziennie wyrzuca mi to, że zdaje sobie z tego sprawę, że powinienem ja to małżeństwo zakończyć, że ją oszukuję, że nie mamy już wspólnych tematów, że trzeba dzielić obowiązki. Że ja muszę iść do sądu z wnioskiem o separację lub rozwód. Staram się prosić, żeby nie powtarzała tego samego po raz piąty, dziesiąty, może pięćdziesiąty. Po jakimś czasie takiego wyrzucania mi tego wszystkiego zła, które uczyniłem, po kolejnych szyderstwach, że "tamta" wykorzystała mnie (rzeczywiście wykorzystała) i rzuciła, miała gdzieś, wróciła do męża, po takich kolejnych wrzutach puszczają mi nerwy, potrafię użyć wulgarnych słów. Potem żałuję. A potem przychodzi następny dzień i to samo...
Godzę się już z napisaniem pozwu o separację z mojej winy. A jak to zrobić. Jak żonę nazywać pozwaną, przecież to ja zniszczyłem ten związek. Czasami, po kolejnych czterech czy pięciu godzinach wysłuchiwania wyrzutów żony mam "czarne" myśli. Tylko dwoje dorosłych dzieci (bliźnięta) trzyma w jakiejś nadziei wartości życia. Nie umiem sobie z tym poradzić. "Tamta" i spędzone z nią chwile wciąż się gdzieś kołaczą. Poczucie skrzywdzenia rodziny też mocno się dobija. Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom i jej postępowaniu wobec mnie (a w tym 2009 roku naprawdę ona to zainicjowała, a ja oczywiście chętnie się zaangażowałem). Że nie potrafiłem powiedzieć stop. Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił. Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz? Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci. O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...

Anonymous - 2012-11-16, 21:05

Piszesz o braku kontroli nad uczuciami, myślami (powtarzający się wątek). To od nikogo innego, tylko od Ciebie zależy, czy masz"haluny" na jawie. I czy w swojej głowie śnisz bajki z kim innym w roli głównej, wyobrażając sobie możliwe sceny z życia. Przestań, a wiele się zmieni. Istnieje tu i teraz.

Trudno mi się oprzeć, aby nie napisać: chłopie weź się w garść, bo się doigrasz.
Weź odpowiedzialność za swoje decyzje.
Nie masz obowiązku składać wniosku rozwodowego! Beznadziejny pomysł, kt do końca Was zniszczy.
Ale To być może ostatnie chwile na radykalną, całkowitą przemianę, bez oglądania się, ani pół minuty, wstecz. Ani pół minuty rozżalania się nad sobą. Ja Ciebie nie oceniam. Chcę tylko zaznaczyć, że radykalne odcięcie się od przeszłości oraz panowanie nad myślami jest możliwe. Czasami też dolegliwości zdrowotne bywają nawet paradoksalnie błogosławieństwem.
Rodzina potrzebuje Ciebie, Twojego honorowego zachowania, Twojej jednoznacznej postawy. Zawalcz, bo masz o co. Ratuj, bo masz co.

Z popaprania można wyjść. A Ty nadal jesteś nieźle 'zakręcony'. Nie pouczam Cię, bo nie jestem lepsza, tylko w innej sytuacji i w innym punkcie, z którego jest dość rozległy widok na skutki różnych działań. Ale to jest Twoje życie. Może jeszcze być wartościowe i piękne, nawet jeśli trudno będzie je wyprostować.

Anonymous - 2012-11-17, 00:23

Cytat:
Problem mam wielki. W myślach wciąż "tamta" jest obecna. Żona codziennie wyrzuca mi to, że zdaje sobie z tego sprawę, że powinienem ja to małżeństwo zakończyć, że ją oszukuję, że nie mamy już wspólnych tematów, że trzeba dzielić obowiązki. Że ja muszę iść do sądu z wnioskiem o separację lub rozwód. Staram się prosić, żeby nie powtarzała tego samego po raz piąty, dziesiąty, może pięćdziesiąty. Po jakimś czasie takiego wyrzucania mi tego wszystkiego zła, które uczyniłem, po kolejnych szyderstwach, że "tamta" wykorzystała mnie (rzeczywiście wykorzystała) i rzuciła, miała gdzieś, wróciła do męża, po takich kolejnych wrzutach puszczają mi nerwy, potrafię użyć wulgarnych słów. Potem żałuję. A potem przychodzi następny dzień i to samo...

Twoja zona (zdradzona,skrzywdzona)najzwyczajniej w swiecie woła o pomoc......zobacz,nasze małżeństwo sie sypie ,zrob coś z tym....a Ty....uzywasz wulgaryzmów.

Cytat:
Godzę się już z napisaniem pozwu o separację z mojej winy. A jak to zrobić. Jak żonę nazywać pozwaną, przecież to ja zniszczyłem ten związek. Czasami, po kolejnych czterech czy pięciu godzinach wysłuchiwania wyrzutów żony mam "czarne" myśli. Tylko dwoje dorosłych dzieci (bliźnięta) trzyma w jakiejś nadziei wartości życia. Nie umiem sobie z tym poradzić. "Tamta" i spędzone z nią chwile wciąż się gdzieś kołaczą.


Godzisz sie......czy tylko na tyle Cię stać?
Kto był przy Tobie w najgorszych chwilach,kto Cie wspierał,kto latał po lekarzach.........kochanka,czy żona???
Cytat:

Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom i jej postępowaniu wobec mnie (a w tym 2009 roku naprawdę ona to zainicjowała, a ja oczywiście chętnie się zaangażowałem). Że nie potrafiłem powiedzieć stop. Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił. Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz?Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci.

...no jakiż ten Bóg okrutny....wepchnał Ci kobietę w ramiona, unieszczęśliwiajac tym samym żone i dzieci.
...teraz ręce raciera....udowodniłem jego słabość...

Zwyczajnie "sprawdzianowi" poddany zostałeś, jak każdy z nas poddawany jest co dnia.
Oblałeś......i...niczyj w tym udział,niczyja wina(kochanki również)....tylko i wyłącznie Twoja wola i wybór.
Cytat:
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...


....nie chcesz rad,ni pouczeń,tylko kogos kto zdobedzie sie na zduszenie Twoich rozbudzanych ,fajnych uczuć.
No ...proszę Cię.
Jak Ty to sobie wyobrażasz?....nijak nie pojmuje.
Twoje uczucia,Twoje myśli,marzenia.....Twoja sprawa.
Nie potrafisz zdusić ich sam....my tym badziej.

wagro....wspułczuje ci ,że chory jesteś i z całego serca zdrowia Ci zyczę,ale jak dla mnie nie jest to taryfa ulgowa .
Narozrabiałeś.....naprawiaj....prośba o wybaczenie i zadośćuczynienie.

Ponadto i przede wszystkim....naprawa samego siebie,a duzo do naprawy jest.

Anonymous - 2012-11-17, 08:39

...
Anonymous - 2012-11-17, 11:24
Temat postu: Re: Skrzywdziłem...
wagro56 napisał/a:
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...

Też tak myślę (pogrubione).
Pamiętam w modlitwie: za Ciebie i Twoją rodzinę.

Anonymous - 2012-11-17, 12:04

Elzbieto...dzięki za pogrubienie...teraz dopiero zrozumiałam sens i aż się dziwię dlaczego wcześniej nijak pojąć nie umiałam

Moja nieuwaga,moj błąd.

Wobec powyższego mój komentarz do ów zdania jest niewłaściwy i nieaktualny.

Wagro....przepraszam.

Anonymous - 2012-11-17, 12:54

...
Anonymous - 2012-11-18, 11:23

Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury...
Czyli dwóm bogom służysz? Kochankę chcesz mieć na upojne noce, a żonę, by troszczyła się o Ciebie, by biegała do lekarzy, gdy pojawia się Twoja choroba. A gdy stan zdrowia Ci się poprawia, to znowu po Twojej głowie chodzi "tamta" oraz "romans"?!
A dlaczego to Twoja żona, a nie kochanka, troszczyła się o Ciebie podczas choroby?
A dlaczego słowo romans ująłeś w cudzysłów? Nie oszukuj sam siebie. To był romans i to była zdrada.
Czy powiedziałeś żonie prosto w oczy, że jesteś z nią, bo jest Ci z nią wygodnie i z tego powodu, że traktujesz ją jak opiekunkę podczas choroby? a więc, że jesteś z nią dla własnego interesu i dla własnego dobra?
Czy powiedziałeś wprost kochance, że mówisz o niej per-tamta?
Zastanów się, facet, nad swoim zachowaniem i nie usprawiedliwiaj się tak łatwo. Bo na takie świństwo, jakim jest zdrada, nie ma żadnego, absolutnie żadnego usprawiedliwienia.
"Ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską...".
To chyba jasne. I nie trzeba mam nadzieję tych słów tłumaczyć z polskiego na nasze.
Jak najszybciej błagaj żonę o wybaczenie, na kolanach ją proś, aby zechciała Ci ponownie zaufać i tego zaufania nigdy w życiu już nie zawiedź!
A "tamtej" (jak Ty o niej mawiasz) powiedz THE END. Bo jej w ogóle nie ma. Nie miało prawa jej być. Szatan Ci babę jako pokusę przed nosem postawił, a Ty do niej poleciałeś, jak pies za kiełbasą. Ale tej kobiety nie ma. Jest tylko jedna jedyna kobieta w Twoim życiu na dobre i na złe - Twoja żona. Więc walcz o jej miłość, zaufanie, wybaczenie i niech Cię Ręka Boska broni od powrotu i od jakiegokolwiek dalszego kontaktu z kochanką.
I idź do Spowiedzi,ale uczciwej, ze szczerym przyrzeczeniem Bogu poprawy.
Z Panem Bogiem.

Anonymous - 2012-11-18, 15:22

Dziękuję wszystkim Paniom za zainteresowanie. No może nie wszystkim równie ciepło i życzliwie. Nagarkowi, która miała mdłości troszkę mniej, ale też dziękuję.

Pewnie chciałbym się otworzyć jeszcze bardziej i napisać coś więcej. Ale po co? Wasz osąd i tak będzie jednoznaczny.

"Trudno mi się oprzeć, aby nie napisać: chłopie weź się w garść, bo się doigrasz.
Weź odpowiedzialność za swoje decyzje.
Nie masz obowiązku składać wniosku rozwodowego! Beznadziejny pomysł, kt do końca Was zniszczy."

Próbuję się wziąć w garść. Wiem, że zaczniecie krzyczeć: nie próbuj, tylko się bierz! Zawsze z boku łatwo jest dawać rady. Wniosku rozwodowego składać nie chcę, ale nie wiem, co będzie dalej...

"Bierz do ręki PIsmo Święte , otwieraj na której kolwiek stronie i czytaj.Nieważne czy rozmiesz co czytasz czy nie, ważne ,że od czegos zaczynasz."

Widzisz Laura_33_31 łatwo wypowiadać opinie na podstawie mojego postu, który z konieczności zawiera tylko fragment życia. Wyobraź sobie, że miałem taki okres w życiu, że Pismo św. czytałem codziennie i przeczytałem je w całości. Redagowałem pismo parafialne, moje teksty były w tygodniku Niedziela. Tym gorzej dla mnie? Tak tym gorzej dla mnie.

"Mam nadzieję ,że nie zdziwi cię nasz tzn. kobiet ton, mężczyźni może inaczej do tego podejdą (...)"

A swoją drogą, to nie napisał żaden mężczyzna...

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkie Panie.

Anonymous - 2012-11-18, 15:38

"Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury... "


Jak dobrze , ze Bog patrzy na nas calkiem inaczej !!!!!!!!!!!! :mrgreen:
Jak dobrze , ze nie jest podobny do Nas !
Wargo56 , to co sie z Toba zadzialo , moze byc motorem do zmiany siebie !

Napisales
.... Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom ....
Że nie potrafiłem powiedzieć stop.
Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił.
Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz? Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci.
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić.
Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem.
Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć.
Nie oczekuję rad i pouczeń.
Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...

Duzo w tym co napisales , oceny siebie !
Myslisz , ze Bog "specjalnie" wystawia nas na probe ? Zeby potem "cieszyc" sie naszym upadkiem ?! Mysle , ze nie !!! Apsolutnie nie ! Bo nie jest podobny nam ,
nie mysli jak my , nie jest nam podobny !!!!!!
Latwiej zyc myslac , ze Bog mnie "odrzucil" niz przyjmujac Jego MILOSC
i MILOSIERDZIE ...prawda ? Bo jesli bys uznal , ze Bog kocha Cie nad wszystko ,
musialbys poddac sie tej MILOSCI . A Ona , zmienia , wszystko !
Jezeli Bog dopuscil , bys poznal te wszystkie bezecenstwa rozwiazlosci ,jezeli nie wyslal zastepu aniolow , zeby Cie od tego ustrzec , to znaczy ze mial po temu powody . Poznasz je w niebie.Na razie musisz zadowolic sie tym ze nie bedziesz mial
do Niego zalu , za te zalosnie , zmarnowales kilka lat zycia ! ( ja tez zmarnowalam
jakis okres ).......
I nie zapomnij ze , ze w wielkanocny poranek ,
Jezus zapragnal,aby Maria Magdalena (codzoloznica) ,
aby to ona stala sie pierwszym swiadkiem Jego Zmartwychwstania!
Sw. Augustyn (jak wiesz , nie urodzil sie swiety od razu ) mowi , ze ,
Bog nigdy nie dozwolilby , aby wsrod jego dziel zaistnialo jakies zlo ,gdyby nie byl
dostatecznie potezny i dobry , zeby ze zla nawet wyprowadzic dobro !


..... Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć......


To moze teraz stac sie Twoim powolaniem > sam je odnalazles :lol:
Mozesz byc swiadkiem ! Mozesz swiecic jak latarnia morska , i ostrzegac statki przed
mielizna !

O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń.

Nie chce Ci dawac rad i pouczen , chce Ci tylko powiedziec , ze bylam podobna
Tobie !
I wiem jak bardzo Bog kocha Ciebie i jak bardzo chce zebys zaczal juz nowe
zycie !
Faktycznie czas bys zaczal zyc , jak nowy, silny mezczyzna , a kula ,ktora musisz
sie wspierac i w tym zyciu juz samemu i w tym zyciu duchowym , niech bedzie
Ci Jezus ! Wargo56 , bo tak naprawde , to On zawsze byl w Tobie , tuz obok ,
calkiem blizko , zawsze !
Jeszcze nie widzisz , ale mozesz zobaczyc , jesli tylko bedziesz chcial. Ja naprawde
nie znam nikogo , kto kochalby Cie bardziej ....
Mocno Cie pozdrawiam i bede pamietac w modlitwie.

Anonymous - 2012-11-18, 18:23

Czasem Pan Bóg dopuszcza nasz upadek, by coś pokazać, no jeszcze człowieku, masz coś do zmiany w sobie na tej drodze do nieba. Jeżeli wykorzystamy to doświadczenie , jakie nas dotyka, i rozpoczniemy swoja przemianę, to wygramy. Zachęcam Cię do przejścia programu 12 kroków. Jak Bóg daje doświadczenie to daje tez pomoc, tylko trzeba chcieć ją wykorzystać, ale to już zależy od nas samych.
Anonymous - 2012-11-19, 09:59

:-|
Anonymous - 2012-11-19, 14:20

Wiele słów krytki, zbulwersowania padło pod adres autora postu.
np.
Cytat:
Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury

myślę że ta historia dla nas wszystkich jest przesłaniem, że nie należy mówić :
- "ja nigdy"
nawet gdy wydaje nam się że jesteśmy mocno związani z Kościołem, udzielamy się w Kościele...

Anonymous - 2012-11-19, 15:11

...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group