Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co robić?

Anonymous - 2012-11-06, 12:56
Temat postu: Co robić?
Swój kryzys już opisywałem w osobnym wątku. Dzisiaj jestem w dziwnej sytuacji. Żona waha się czy chce być ze mną i ratować małżeństwo czy uciekać do kochanka, swojego kolegi z pracy, który 3 razy ją zawiódł nie potrafiąc zostawić żony i dzieci. Powiedziała mi, że on teraz znowu chociaż mieszka z żoną i udaje przed nią, że jest dobrze jest zdecydowany być z moją żoną i czeka na jej decyzję.

W ciągu ostatnich tygodni, a dokładnie od rekolekcji sycharowskich, na których byłem sam, próbowaliśmy jakoś poskładać nasze małżeństwo. Wróciliśmy do współżycia i wszystko układałoby się dobrze, gdyby nie fakt że ona nie potrafiła zerwać z nim kontaktu. Ciągle poza kontaktem w pracy piszą do siebie przez internet, smsują, czasami niby przypadkiem spotykają się na siłowni. Nie potrafiłem udawać, że tego nie widzę i tylko przez to nie mogę odciąć się od przeszłości skoro ona w niej tkwi.

Żona powiedziała mi, że chciałaby próby ze mną, żebyśmy utrzymali to tak jak jest teraz. Że w jakimś sensie jeszcze jej na mnie zależy i coś tam do mnie czuje, ale nie ma przekonania że może nam się udać. Że może mnie pokochać tak jak powinna. Natomiast w nim zakochana jest bez pamięci. Co do mnie to mówi, że czuje się jakby zaczynała wszystko od nowa.

Nie wiem czy to co do mnie mówi jest do końca szczere. W zasadzie chyba tym czym najbardziej powstrzymuje ją przed podjęciem ostatecznej decyzji jest świadomość, że będę się starał aby nasze pięcioletnie dziecko zostało przy mnie.

Biję się z myślami co mam zrobić, ona twierdzi że nie potrafi jeszcze podjąć decyzji z kim być. A ja w tej sytuacji mam albo czekać i się starać i zobaczyć co z tego wyniknie, albo z nią skończyć i ona to zrozumie, bo to ona zawiniła.

Oba rozwiązania wydają mi się złe. Co robić???

Anonymous - 2012-11-06, 13:42

Mi pierwsze co się nasunęło, to twarda miłosć.
Szacunek do Sakramentu, do jedności małżeńskiej.

Jeśli tego zabraknie, to i żadne jej łaskawe powroty, czy brak wyprowadzki do kochanka nie scalą małżeństwa.

A Ty jak czujesz, co mówi Ci serce?

Anonymous - 2012-11-06, 13:51

Moje serce mówi mi, że ją kocham mimo wszystko. Ale strasznie się męczę w tym zawieszeniu. W pracy nie mogę się na niczym skupić, ciągle rozmyślam. Przytłacza mnie to, że niczego nie da się zaplanować. Choćby najbliższego weekendu, bo przyszłość jest tak niepewna.

Żona ma dzisiaj wypaczony stosunek do przysięgi małżeńskiej. Twierdzi, że kiedy przysięgała to była przekonana, że to do śmierci bo była wtedy zakochana i szczęśliwa. Dziś jest zakochana w innym i choć między nami jest więź to nie może być pewna naszej przyszłości. Tak mi to wytłumaczyła.

Anonymous - 2012-11-06, 14:24

TB77 napisał/a:
Żona ma dzisiaj wypaczony stosunek do przysięgi małżeńskiej. Twierdzi, że kiedy przysięgała to była przekonana, że to do śmierci bo była wtedy zakochana i szczęśliwa. Dziś jest zakochana w innym i choć między nami jest więź to nie może być pewna naszej przyszłości. Tak mi to wytłumaczyła.


Ale to jest żony stosunek do małżeństwa, i ona sama za niego odpowiada.
A jaki jest Twój stosunek?
Wiem, że to trudna sytuacja, ale czy wg Ciebie trwanie w trójkącie sprzyja budowaniu więzi i jedności między małżonkami?

Anonymous - 2012-11-06, 14:30

Popraw mnie - czy teraz Twoja żona utrzymuje kontakty intymne z dwoma mężczyznami - z mężem i kochankiem? Intymne - nie mam na myśli samego seksu, chociaż jeśli się spotykają realnie (siłownia, praca) niczego wykluczyć nie można, ale także flirtowanie, może wspólne plany, wspominanie, narzekanie na małżonków itd?
Poza tym wiesz - gość chce niby odejść od swojej żony, to chyba nie tylko dla wspólnego picia herbatki i ćwiczeń na siłowni, prawda?
Co, jeśli żona zajdzie w ciążę?
Co - jeśli będzie to Twoje dziecko? Czy to jest dobry czas na powoływanie dziecka na świat? Czy to jest odpowiedzialne w Waszej sytuacji?
A co - jeśli to będzie dziecko kochanka?
A czy pewne jest, że jej kochanek nie ma na przykład żółtaczki? 70% zarażonych o tym nie wie.
Czy Ci to nie przeszkadza?

Nic dziwnego, że się męczysz i że nie możesz niczego zaplanować. Żona ma wypaczony stosunek do przysięgi i twierdzi, że jest zakochana w innym.
Czemu więc pozwalasz w tej sytuacji na zbliżenia z Tobą i namiastkę "normalnego" życia?

Wyobrażam sobie teraz Twoją żonę, jako udzielną panią, która łaskawie zdecyduje, z kim chce być, kto się bardziej nada. Z mężem się prześpi, z kochankiem poflirtuje - i póki co - po co coś zmieniać? "Z mężem mam więź, ale zakochanam w kochanku, co tu począć?"

Czy nie powinna mieć postawionych wyraźnych granic? Rodzina, ale zero kontaktów z kochankiem, wspólna terapia i szczera chęć naprawy wszystkiego - albo tę rodzinę, wygodne życie, przyjemności rodzinne traci, no nie można mieć wszystkiego.

Kto powinien pokazać jej, co jest normą, a co nie - skoro ona ma takie wypaczone myślenie i żyje w poligamii?

Nie gódź się na to - nawet za cenę oddalenia w pewnym stopniu.
Bo czy teraz nie jesteście blisko jedynie ciałem?
Co to za więź, jeśli ona Cię rani swoimi wyznaniami szesnastoletniej pensjonarki?

Nie możesz pracować, nie możesz żyć pełnią życia - bo pozwoliłeś żonie decydować o Twoim życiu i jego kształcie.

TB77 napisał/a:
A ja w tej sytuacji mam albo czekać i się starać i zobaczyć co z tego wyniknie, albo z nią skończyć i ona to zrozumie, bo to ona zawiniła.


Nie "kończyć z nią", ale z życiem w obecnym kształcie. W zawieszeniu, niedomówieniach, z cieniem kochanka itd. Z tym możesz skończyć i to w każdej chwili - nie pomyślałeś o takim rozwiązaniu? To nie jest jednoznaczne z opuszczeniem żony.
Myślę, że nie ma na co czekać - i też chodzi mi o sytuację z dzieckiem, moim zdaniem powinieneś się starać już i teraz o to, by zabezpieczyć kontakty z dzieckiem na stałe, a także konsekwentnie, alimenty od żony na dziecko - bo taka jest kolej rzeczy. Twarde konsekwencje - a nie życie w oparach absurdu i jakiegoś zgorszenia. Nie tłum swoich uczuć - zagubienia i niepokoju, bo słuszne one są i jak najbardziej naturalne. To życie w trójkącie jest chore. Ktoś musi to przeciąć.


Trzymaj się mocno, wspieram modlitwą.

Anonymous - 2012-11-06, 14:49

Żona nie utrzymuje z nim kontaktów intymnych od pewnego czasu, w sensie stosunków seksualnych. W pracy siłą rzeczy się widują i rozmawiają. Do wczoraj jeszcze jeszcze kontynuowali te rozmowy z domu. Powiadomiłem też wczoraj jego żonę o tych kontaktach, których nie była do końca świadoma. Spotkała się z nimi wczoraj i zapytała każde z osobna. Moja żona przyznała się do kontaktów poza pracą, on skłamał i zaprzeczył. Nie wiem jak ten facet wytłumaczył się swojej żonie, ale nadal są razem, a mimo wszystko próbuje nadal walczyć o moją żonę.

Nie podglądam jej rozmów, ale na pewno są to rozmowy nt. ewentualnej wspólnej przyszłości i wspominanie przeszłości.

Wczoraj wieczorem też miałem poważną rozmowę z żoną. Zażądałem definitywnie ucięcia kontaktów poza pracą. Zgodziła się i dzisiaj przeprowadziła z nim rozmowę, choć on zadawał jej podobno pytania o jej uczucia i czy jest tego pewna oraz jakie są powody. Powiedziałem też wczoraj żonie, że w mojej ocenie potrzebna jest jej pomoc psychoterapeuty z poradni rodzinnej, ponieważ ma silnie zachwiany system wartości. Nie protestowała. Rozważa podjęcie indywidualnej terapii, bo jak twierdzi w mojej obecności ciężko jej się będzie otworzyć.

Tak jak pisałem wcześniej, od paru tygodni sypiamy ze sobą, uprawiamy seks, okazujemy sobie codziennie czułość przez przytulanie i pocałunki.

Może rzeczywiście w tej niepewnej sytuacji powinienem podziękować żonie za wspólne łóżko do czasu kiedy zdecyduje czy chce mieć męża i rodzinę czy kochanka.

P.S.

Jeśli chodzi o ciążę to raczej mogę to wykluczyć. Żona się zabezpiecza i nie chce mieć więcej dzieci, ani ze mną, ani z nikim.

[ Dodano: 2012-11-06, 14:56 ]
A jeszcze pytanie jak mam zabezpieczyć kontakty z dzieckiem? Mieszkamy cały czas razem, utrzymujemy dom i dziecko wspólnie. Co mogę zrobić więcej żeby zabezpieczyć się przed odebraniem mi dziecka?

Ona wie, że o dziecko będę walczył. Że to ona była gotowa wybrać życie poza rodzinę i nie konsultowała niczego ze mną tylko uznała, że dziecko należy się matce. Ja mam inne zdanie na ten temat. Wcześniej zarzucała mi, że to jest szantaż z mojej strony, bo wiem że bez dziecka nie odejdzie.

[ Dodano: 2012-11-06, 15:09 ]
Jest jeszcze jedna rzecz, którą mi zarzuca i po części chyba ma rację. W kochanku nie odkocha się z dnia na dzień. I to zauroczenie, zakochanie czy może nawet miłość do niego (w co wątpię, bo wydaje mi się że oni oboje inaczej pojmują miłość) przysłania jej uczucia i miłość do mnie.

W moim odczuciu ich związek był zbudowany na egoizmie. Żona twierdzi, że mają takie same charaktery, takie same poglądy na wiele spraw, i że oboje chcieli od życia więcej dlatego zdecydowali się na romans. Ich romans zaczął się rzeczywiście w chwili kiedy mieliśmy jakiś kryzys. Kiedy zabrakło szczerych rozmów między nami i kiedy w końcu przestaliśmy się wzajemnie doceniać, ona spotkała kogoś kto powiedział jej to co chciała usłyszeć. Przy kim znowu poczuła się kobietą. Opowiedzieli sobie o swoich rozczarowaniach względem małżonków i znaleźli wspólny język.

Anonymous - 2012-11-06, 16:33

TB77 napisał/a:
Przy kim znowu poczuła się kobietą.


No ale przecież nie odszedł od żony?
Dla osoby patrzącej z boku - traktuje ją jako zabawkę seksualną, odskocznię od obowiązków, dawkę adrenaliny i możliwość wyładowania się. Serio trzeba mieć wypaczone postrzeganie miłości, by w tym widzieć 'traktowanie jak kobietę".

Miłość to coś więcej, to przede wszystkim szacunek do tej osoby, jej zobowiązań, jej bliskich (jej dziecka). Tam miłości nie ma.

TB77 napisał/a:
Jeśli chodzi o ciążę to raczej mogę to wykluczyć. Żona się zabezpiecza i nie chce mieć więcej dzieci, ani ze mną, ani z nikim.


Po pierwsze - wszelkie chemiczne i mechaniczne metody antykoncepyjne są niedozwolone dla praktykującego katolika, dozwolone są naturalne.

Po drugie - są dwie możliwości, kiedy na 100 procent można wykluczyć ciążę.
1. Brak biologicznej możliwości (brak jajników, sterylizacja)
2. Powstrzymywanie się od współżycia, asceza.

Żadna inna metoda nie daje 100% pewności.
A w żadnej innej mierze nie zabezpiecza przed chorobami wenerycznymi i żółtaczką.

Czy jeszcze masz jakieś wątpliwości?

TB77 napisał/a:
A jeszcze pytanie jak mam zabezpieczyć kontakty z dzieckiem? Mieszkamy cały czas razem, utrzymujemy dom i dziecko wspólnie. Co mogę zrobić więcej żeby zabezpieczyć się przed odebraniem mi dziecka?


Poradź się prawnika, on wskaże Ci Twoje możliwości. Są takie na pewno - znam taką sytuację, w przypadku mojego znajomego chodziło o zabezpieczenie zamieszkania dzieci tam, gdzie mieszka ojciec (był synek siedmioletni i córka 4 lata) i zabezpieczenia alimentacyjnego - choć tam nie było wspólnego gispodarstwa domowego, żona wyprowadziła się do kochanka - może i na to właśnie będziesz musiał się zdecydować.
Ale nie jestem prawnikiem, więc nie będę Ci mącić - poradź się fachowca.

Stanie w rozkroku niczego nie naprawi. Stanowcza miłość - brak Twojej zgody na takie życie.
TB77 napisał/a:
Powiedziałem też wczoraj żonie, że w mojej ocenie potrzebna jest jej pomoc psychoterapeuty z poradni rodzinnej, ponieważ ma silnie zachwiany system wartości. Nie protestowała. Rozważa podjęcie indywidualnej terapii, bo jak twierdzi w mojej obecności ciężko jej się będzie otworzyć.


Więc pokaż jej te wartości. Albo rodzina, albo życie z kochankiem w tle.
Albo naprawa małżeństwa, terapia i wspólne gospodarstwo, mieszkanie, wspólnie spędzany czas - albo obowiązki alimentacyjne i życie na własny rachunek.

No coś trzeba wybrać - dopóki nie ma takiej potrzeby, to czemu ma coś się zmienić? tak jak jest, widocznie jest jej dobrze. Ma ciepły dom z czułym mężem, może trochę zrzędzącym, ale o jak wyrozumiałym, że nawet przyjmuje zwierzenia i rozterki żony związane z uczuciami do kochanka - i ma adrenalinkę i mroczne tajemnice z kochankiem, który też ma identyczną sytuację. Widocznie tak jest jej dobrze


To co żona zrobie, zdecyduje, co zechce zrobić, czy nie zrobić - to jej problem.

Ty decyduj o sobie i o dziecku, by wychowywało się w normalnym systemie wartości, gdzie ktoś, kto schodzi z dobrej ścieżki, decyduje się też na nieciekawe, samotne życie.

I moim zdaniem właśnie teraz, kiedy kochanek wcale nie wyrywa się do życia z Twoją żoną - należy podjąć ostre decyzje, bo teraz najwyraźniej ona odczuje te konsekwencje.

Ale to moje zdanie.

Anonymous - 2012-11-06, 18:20

Ten facet to mistrz wygodnych układów. Czeka na moją żonę, aż powie mu że chce z nim być i wtedy on odejdzie od żony. Wcześniej 3 razy odchodził od żony i kiedy moja małżonka była gotowa wyprowadzić się ode mnie i zamieszkać z nim on wracał następnego dnia do żony. Wiem, że to nie zdarza się nawet w wenezuelskich serialach, ale moja żona tak się dała nim zaczadzić, że straciła rozum.

Teraz twierdzi, że mówiąc o tym że nie jest pewna czy zostanie na zawsze ze mną ma na myśli nie tyle jego, co może jeszcze kogoś innego. Czyli, że jeśli nie pokocha mnie tak jak powinna i nie będzie z tego powodu szczęśliwa nie wyklucza innej drogi.

Postawiłem warunek, że ma sobie dać czas i podjąć ostateczną decyzję. Do tego czasu żadnych prób, bo czas na próbowanie się był kiedy byłem kawalerem.

Anonymous - 2012-11-06, 19:55

Katarzyna74 napisał/a:
TB77 napisał/a:
Powiedziałem też wczoraj żonie, że w mojej ocenie potrzebna jest jej pomoc psychoterapeuty z poradni rodzinnej, ponieważ ma silnie zachwiany system wartości. Nie protestowała. Rozważa podjęcie indywidualnej terapii, bo jak twierdzi w mojej obecności ciężko jej się będzie otworzyć.


Więc pokaż jej te wartości. Albo rodzina, albo życie z kochankiem w tle.
Albo naprawa małżeństwa, terapia i wspólne gospodarstwo, mieszkanie, wspólnie spędzany czas - albo obowiązki alimentacyjne i życie na własny rachunek.

No coś trzeba wybrać - dopóki nie ma takiej potrzeby, to czemu ma coś się zmienić? tak jak jest, widocznie jest jej dobrze. Ma ciepły dom z czułym mężem, może trochę zrzędzącym, ale o jak wyrozumiałym, że nawet przyjmuje zwierzenia i rozterki żony związane z uczuciami do kochanka - i ma adrenalinkę i mroczne tajemnice z kochankiem, który też ma identyczną sytuację. Widocznie tak jest jej dobrze

To co żona zrobie, zdecyduje, co zechce zrobić, czy nie zrobić - to jej problem.

I moim zdaniem właśnie teraz, kiedy kochanek wcale nie wyrywa się do życia z Twoją żoną - należy podjąć ostre decyzje, bo teraz najwyraźniej ona odczuje te konsekwencje.

Ale to moje zdanie.

Może i jest to jakieś rozwiązanie, ale... no właśnie.
Takie postawienie żony przez TB77 pod ścianą sprawi, że Ona się przestraszy Jego "presji" i w efekcie osiągnięty cel autora będzie zgoła odmienny od zakładanego, o czym to zresztą On sam uzasadnia:
"Żona waha się czy chce być ze mną i ratować małżeństwo czy uciekać do kochanka, swojego kolegi z pracy, który 3 razy ją zawiódł nie potrafiąc zostawić żony i dzieci. Powiedziała mi, że on teraz znowu chociaż mieszka z żoną i udaje przed nią, że jest dobrze jest zdecydowany być z moją żoną i czeka na jej decyzję."

Anonymous - 2012-11-06, 20:29

bags napisał/a:
Takie postawienie żony przez TB77 pod ścianą sprawi, że Ona się przestraszy Jego "presji" i w efekcie osiągnięty cel autora będzie zgoła odmienny od zakładanego


A jaki jest zakładany cel? Jeśli przekonanie żony do czegoś (odejścia od kochanka, podjęcia decyzji), to według mnie - podkreślam - według mnie - jakiekolwiek działanie będzie niewłaściwe.

Żona może podjąc każdą decyzję, ale musi podjąć ją sama.
Może chcieć zostać, może chcieć odejść - ale ona ma wybór.
Gdzie tu jest postawienie pod ścianą? Postawienie pod ścianą to raczej brak wyboru, żona TB77 ma dwoje drzwi, ona wybiera.

Taki sam wybór - jak zjeść ciastko i mieć ciastko. Nie da się, trzeba wybrać.

Tu chodzi o życie TB77, o jakość tego życia - a nie wegetację w strachu, co postanowi żona, wegetację bez nadziei na lepsze jutro, skoro żona tak otwarcie i bez żenady mówi, że jest zakochana, chodzi na siłownię z kochankiem, flirtuje z nim przez internet czy smsy, życie ze strachem, że jak nie ten kochanek, to będzie inny, takie obawy już TB77 ma.

To są jej reguły, jej życie - trudno, jeśli nie potrafi zrozumieć, na czym to wszystko polega.

Ale czemu wkręca w swoją maszynę TB77 i ich dziecko?

To nie jest presja. To konsekwencja JEJ wyborów.

To tak, jakby powiedzieć, że pieszy, który stoi na czerwonym świetle, czuł, że musi stać, bo jest pod presją przepisów ruchu drogowego.
Ależ może iść po pasach na czerwonym, jego wybór. Ale konsekwencją jest ryzyko potrącenia, albo mandatu od policjanta.

Taki miałam tok myślenia - oczywiście nie twierdze, że jedynie słuszny, najmądrzejszy i najwłaściwszy. Po prostu ja tak to widzę. Ten sposób nie ingeruje w życie żony, nie manipuluje ją, a jedynie porządkuje życie TB77. To jak będzie wyglądało jej życie, ona sama zdecyduje.

Cokolwiek TB77 postanowi - ma moją modlitwę i wsparcie. :)

Anonymous - 2012-11-06, 22:38

Dokładnie tak, żonie nie podoba się żadna presja i stawianie pod ścianą. Mówi tylko, że teraz jest ze mną i próbuje się do mnie przekonać. Chciałaby chyba żebym był jej wdzięczny za przemianę, bo jeszcze dwa miesiące temu czuła wręcz odrazę do mnie.

Przychylam się do opinii Katarzyny, że ona sama musi podjąć decyzję, jednak nie chciałbym żeby została tylko ze względu na dziecko i coś przede mną udawała.

Z tą siłownią to nie jest do końca tak, chociaż już po rozstaniu przynajmniej raz niby przypadkiem się spotkali. Jednak wiem, że przez uczucia do kochanka pewnie szuka okazji, żeby się z nim spotykać, żeby go widzieć i żeby z nim rozmawiać. Nie zrezygnowali nawet z imprezy firmowej pod koniec tygodnia, a na poprzedniej uprawiali seks. Wszystkie 3 próby zakończenia romansu to była jego decyzja. Dopiero po 3 razie przeprosiła mnie, pytała jak mogła być tak naiwna, cieszyła się że nie zdążyła się wyprowadzić z domu z dzieckiem, a nawet zapytała mnie czy możemy być jeszcze małżeństwem. Wystarczył dzień czy dwa, a ona dalej zaczęła za nim tęsknić i powróciły kontakty. Zaczęliśmy w tym czasie próbować coś razem, mówiła że na pewno więcej do niego nie wróci, że już jest spalony. W ciągu ostatnich paru dni już ta pewność jej minęła.

Anonymous - 2012-11-07, 00:41

TB77 napisał/a:
jednak nie chciałbym żeby została tylko ze względu na dziecko i coś przede mną udawała.


Tego i tak nigdy nie będziesz wiedział, bo nie siedzisz w jej głowie.

Ale nie chodzi o nią, chodzi o Twoją postawę. Ty odpowiadasz za swoją postawę i o sobie sam musisz decydować.

Tak jak mówiłam wcześniej, żona powinna mieć do wyboru dwoje drzwi.

Jedne z napisem: mąż i dziecko, rodzina, wierność
Drugie: romans, kochanek, dziecko z regulowanymi widzeniami, alimenty

A Ty dajesz jej w tej chwili całkiem inne drzwi: mąż i dziecko, rodzinka, flirt z kochankiem, stałe z nim kontakty, trzymanie męża w szachu, balansowanie między mężem, a kochankiem.

I ona sobie przez nie przeszła. Ba! To ona wymyśliła takie drzwi i sprawiła, byś Ty sądził, że na cokolwiek masz wpływ. Sprytne, co nie?
Dla niej jest najlepiej. A dla Ciebie?
Czy takie życie jest ok?
Czy dla Twojego dziecka takie życie i taki model rodziny jest ok?
Jak myślisz, kto w Twojej rodzinie stoi pod ścianą i żyje tak, jak żyje, bo właśnie nie widzi wyboru?

Anonymous - 2012-11-07, 08:43

W pełni się z Tobą zgadzam Katarzyna, małżeństwo to nie konkubinat. Jeśli chodzi o dziecko, to moja żona inaczej to widzi, uważa że dziecko bez względu na wszystko i tak będzie dla nas najważniejsze. Ba, nawet swojego czasu szukała poparcia u osób, które przeszły przez rozwody, żeby upewnić się że dla dziecka wcale nie musi to być jakaś trauma.

Ja ją w pewnym sensie rozumiem. To zawsze była mądra i odpowiedzialna dziewczyna tylko gdzieś pobłądziła i potrzebuje czasu i pomocy mądrych ludzi, aby się z tego pozbierać. Dopóki na jej decyzje wpływ będą miały koleżanki i kochanek raczej nic z tego dobrego nie wyniknie.

Od wczoraj nie śpimy razem. Już wie, że musi coś wybrać i nie jest z tego powodu szczęśliwa. Rozumiem, że nie da się pokochać męża na siłę skoro kocha się kogoś innego. Kilka dni temu trochę bała się mnie stracić. Ostatnie tygodnie nas trochę do siebie zbliżyły, a teraz moja postawa ją ode mnie chyba oddala. Zobaczymy. Jeśli rzeczywiście jej zależy, jeśli zrobi porządek w swojej głowie nie powinna mieć problemów z decyzją. Ja nadal ją kocham i jestem gotowy przyjąć i pomóc się z tego wszystkiego wydostać, wspólnie pracować na to żeby nasze małżeństwo było lepsze i budowane na solidniejszych fundamentach niż dotychczas.

W tym wszystkim jest jeszcze jedna możliwość. Zawsze można skłamać, rozpocząć terapię, a mimo wszystko prowadzić podwójne życie czy być po prostu otwartym na inne możliwości. Na to nie mam wpływu. Mogę kształtować jedynie swoją postawę, a takie ryzyko nielojalności małżonka jest wpisane w każde małżeństwo.

Anonymous - 2012-11-08, 15:29

Moja żona wybrała właśnie ten trzeci wariant. Zgodziła się na terapię i na rekolekcje, a w tym czasie kontaktowała się z kochankiem. Pisała do niego, wysyłała zdjęcia, jeździła (niby to w delegację). To był jej wybór.
Prawdopodobnie nigdy nie podjęła sama, z własnej woli, decyzji o zerwaniu znajomości, romansu i życiu ze mną. Zarówno za pierwszym razem (gdy romans wyszedł na jaw) jak i potem (gdy powiadomiłem o wszystkim jego narzeczoną), rozstanie było wymuszone. Oczywiście o ile takie rozstanie nastąpiło.
I to jest właśnie pytanie. Dla mnie to bardzo trudne. Jak nagle z dnia na dzień zacząć wierzyć żonie, że mówi prawdę, skoro dotąd, przez wiele miesięcy, wyłącznie kłamała? I do tego jest tak zamknięta...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group