Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - doszłam do ściany

Anonymous - 2012-11-22, 15:53

Teraz chodzi głównie o to, żeby poszedł na terapię. Tak mi się wydaje... Namiary na różne grupy dla uzależnionych już dostał ode mnie, Trzy tygodnie temu.
Czasem nawet myślę o tym, że moze jakies rekolekcje (spotkania małżeńskie) zaproponować, albo mediatora, o którym Regina pisała. Ale to znowu ja mam go ciągać po różntych miejscach?
Zawsze go ciągnełam do kościoła, do psychologa, do rodziny.
Niech sam podejmie decyzję, czego chce. Wygląda na to że chce tak tkwić i czekac nie wiadomo na co :(

Anonymous - 2012-11-22, 16:30

..
Anonymous - 2012-11-22, 16:51

Im więcej czytam o tym nałogu, uczę się, tym bardziej mnie to wszystko przeraża. Łapię się na tym, że nie wierzę, że mój mąż będzie chciał i mógł sobie z tym poradzić. Nie chcę brac w tym udziału. Nie widze w tym miejsca dla siebie. Zresztą dobrze wiem, że nie jestem odpowiedzialna za jego nałóg. Ani za to że powstał (bo powstał dawno temu gdy sie jeszcze nie znalismy) ani za jego wyjście z nałogu. A ponieważ to bezpośrednio dotyka relacji, intymności, nie mogę z nim tworzyć związku, bo jak.
Owszem, jestem w małżeństwie, ale nałóg zabrał mi małżonka. Właściwie to i tak jestem sama.

Anonymous - 2012-11-22, 17:18

..
Anonymous - 2012-11-22, 17:44

marta176 napisał/a:
Mój mąż namiary na terapię dostał rok i 8 miesięcy temu i ...... nic. Ciągle mówi ,że ma zaległosci w 12 krokach i musi nadrobić i siąść do komputera.Powtarza też ,że się zmienił i że ja tego nie widze.Trochę czytałam na temat seksoholizmu i nigdzie nie znalazłam by ktoś wyszedł z nałogu opierając się tylko na 12 krokach.


Marta wiesz co, też tak robiłam, myślałam, że nawet jak pójdzie na terapię to to i tak nic nie da i w sumie to miałam rację, bo gdybym ja nie zaczęła robić z sobą tego co powinnam, czyli wziąć się za siebie, przerobić swoje współuzależnienie problemy to choćby on dawno już wyszedł z nałogu to ja bym dalej była w tym samym miejscu. Jestem pozytywnie nastawiona, poszedł na terapię i więcej nie wnikam bo po co, czas skończyć z obsesyjnym myśleniem o nim i o tym co robi. Namawiam Cię na terapię współuzależnienia albo do czytania literatury z tym związanej. Jeszcze nie dawno sama przeczyłam, że coś jest nie tak a okazało się że jest gorzej niż myślałam i mam problemy wynikające z współuzależnienia. Pozytyw taki, że wiem co ze sobą zrobi

[ Dodano: 2012-11-22, 17:50 ]
duzapanna napisał/a:
Teraz chodzi głównie o to, żeby poszedł na terapię. Tak mi się wydaje... Namiary na różne grupy dla uzależnionych już dostał ode mnie, Trzy tygodnie temu.
Czasem nawet myślę o tym, że moze jakies rekolekcje (spotkania małżeńskie) zaproponować, albo mediatora, o którym Regina pisała. Ale to znowu ja mam go ciągać po różntych miejscach?
Zawsze go ciągnełam do kościoła, do psychologa, do rodziny.
Niech sam podejmie decyzję, czego chce. Wygląda na to że chce tak tkwić i czekac nie wiadomo na co :(


Ja swojemu mężowi powiedziałam że mediacja to ostateczność, naprawdę byłam zdecydowana by się rozstać. Powiedziałam, że to jedyny mój warunek mediacja, jak nie to separacja. Myślę, że powinnam od razu od tego zacząć jestem bardzo zadowolona z tego. Psycholog określiła co mam zrobić ja co on by było lepiej i myślę że łatwiej iść we dwoje.

Anonymous - 2012-11-23, 12:00

marta176 napisał/a:
Też tak czuje, nałóg zabrał mi męża. Czuje się samotna. I ta przepaść w intymnych relacjach , czasem mam wyrzuty sumienia po zbliżeniu a z drugiej strony chce poczuć się kochaną . Tylko czy dla niego to miłośc czy tylko sex i spełnianie fantazji.


Marta, ja tez tak czułam przez większość czasu. I pewnie to powodowało zamknięte koło, bo ja i tak byłam zaknięta i nieufna podczas zblizen, a męża tym bardziej popychało to do szukania wrażeń poza małżeństwem.

Teraz jak jesteśmy osobno, jestem spokojniejsza i czuje się jakby "zdrowiej" choć z drugiej strony tak bardzo boli mnie ta rozłąka i tak bardzo boję się przyszłosci.

[ Dodano: 2012-11-23, 12:04 ]
Regina dzięki za tego linka do bloga, którego wczoraj wkleiłaś.
Cieszę się, że u Was coś się dzieje, że mąz podjął decyzję o walce. I bardzo dobrze, że zajęłaś się sobą.
Czyli mediację zaproponowałaś Ty? A kto umówił Was na spotkanie, Ty czy mąż?
Pytam, bo dla mnie bardzo wazne jest, żeby mój w końcu podjął jakiekolwiek działanie, przejął inicjatywę.
Niby mogłabym znowu ja go namawiać, zapisać nas na mediację. Może nawet odniosłoby to jakiś skutek, sama nie wiem.
Ale tak bardzo bym chciał żeby on po prostu wykazał sie dobrą wolą, zrobił cokolwiek, a nie siedział zaknięty w skorupie. Tak go nie znosze za tę bierność.

Anonymous - 2012-11-23, 20:36

Po tym jak powiedziałam, że jedynym ratunkiem przed separacją jest mediacja to sam nas umówił. Jeszcze fajna sytuacja bo umówił nas w inne miejsce a poszliśmy w inne, pomylił się, a ja pomyślałam, że albo znów coś kłamie albo taki los, ale psycholog przyjęła nas tam gdzie byliśmy akurat ktoś zrezygnował ze spotkania :mrgreen:

Miałam takie same uczucia co Ty, że nie chce mu się naprawić, pasuje mu tak jak jest, że nic z tego. Nie poddawaj się takim myślą, uwierz że będzie dobrze :)

Spróbuj porozmawiać na spokojnie, przyjaźnie może zaskoczy.

Anonymous - 2012-11-23, 21:00

Dość interesujący opis uzależnienia:
cyt.:"Istotne jest tu określenie seksoholika, jako „seksualnego pijaka”, który uzależnił się od żądzy jako "siły napędowej", który stracił kontrolę i nie jest na tyle wolny i silny, by się zatrzymać i zerwać z nałogiem. Taki człowiek z jednej strony nie może już znieść swej żądzy, ale z drugiej - nie może nad nią zapanować. Seksoholicy, określając sami siebie, twierdzą też, że uzależniony od seksu stawia się całkowicie poza kontekstem pozwalającym określić, co jest dobre, a co złe. "

cały tekst tu:
http://facetpo40.pl/uzale...eksoholizm/2/1/

Anonymous - 2012-12-03, 09:51

To mnie wszystko przerasta. Chodził za mną, obiecywał poprawę, przymilał się, niby zapisał się na mitygn, a oczywiście dalej to robi. Dalej rozmawia z tą samą kobietą, i pewnie z dziesiątkami innych.
Tak bardzo chciałam wierzyć, że on chce się zmienić.Tłúmaczę sobie, że to uzależnienie, że nie mogę się spodziewać niczego dobrego. A tu ciągle okazuje się, że cżłowiek trzyma w sobie jakieś resztki nadziei, które tak strasznie bolą.
Powinnam chyba dla własnego dobra odciąć się od niego, a nie umiem.

Nie umiemy ze sobą rozmawiać, momentami on nie potrafi NIC powiedzieć do mnie. Wczoraj próbowaliśmy, kulawo. Wyszło, że to wszystko moja wina, bo go nie wspieram. On tak myśli. Że niby on mnie zaprasza do jakiegoś kina teatru, a ja odmawiając powoduję że mu się wszystkiego odechciewa. Chciał się pozytywnie nastawić przed mityngiem a ja zła żona znów mu wszystko popsułam. Tak jakbym nie próbowała wspierać przez te wszystkie lata, jakbym nie oferowała swojej pomocy dziesiątki razy.

Zastanawiam się, że gdybym była normalna, to już dawno bym się wyprowadziła. Normalna, zdrowa kobieta nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie, a ja w tym tkwię, bo nie umiem inaczej.
Jestem w rozpaczy....

[ Dodano: 2012-12-06, 12:44 ]
Mój mąż poszedł na pierwszy mityng. Cały jest dumny z siebie i pewny że wszystko teraz będzie super. Mi daleko do jakiegokolwiek optymizmu, ale to dobrze, jeśli on zobaczył jakąś perspektywę dla siebie.
Próbujemy rozmawiać, choć bardzo to jest trudne. Gdy przed nim siedzę, to właściwie nie chcę już niczego mówić, nie wiem nawet co. Chcę żeby dał mi święty spokój, żebym nie musiała na niego patrzeć. Jakby znikały jakiekolwiek mysli, którymi mogłabym się podzielić.

Anonymous - 2012-12-10, 10:51

..
Anonymous - 2012-12-10, 18:59

Najważniejsze że pierwszy krok wykonany! Oby tylko nie przerywał tych mitingów. U nas niestety to samo, też nie mamy o czym rozmawiać :cry: Za tydzień mamy się przeprowadzić na nowy dom, mnie to przeraża, nie chce tego, chciałabym żeby tam sam zamieszkał, a jednocześnie nie jestem w stanie zostać sama. Chodzi na tą terapię i jedyne co się zmieniło to to, że codziennie słyszę jaka to ja zła jestem :-( Na zakupach do domu poczułam się źle on to zignorował, a jak chciałam wrócić do domu to stwierdził, że marnuję jego cenny czas i pieniądze na dojazd do sklepu. Ciągle słyszę on to on tamto, a mnie i dzieci nie ma :-( Nie wiem już co się dzieje. Czemu zamiast na dobre wali się na gorzej?!
Anonymous - 2012-12-11, 23:55

...aż ciśnie się na usta....a nie mówiłam...
Reginko....pamietasz jaka zła na mnie byłaś,jak wkurzało Cie moje pisanie?
Powtórzę po raz kolejny...nie podkładanie poduszki pod zadek,ale twarda miłość/warunki i zajęcie się sobą.

Próbowałam jak Ty i nie wyszło,dlatego polecam co polecam.

Anonymous - 2012-12-12, 08:24

Pamiętam jak przez długi czas czytając o tym, że do męża trzeba "trafić" miłością kompletnie nie mogłam zrozumieć jak ja jemu mam tę miłość okazać, by jednocześnie nie dać sobie wejść na głowę.
Dziś wiem, że miłość nie może być uległa, musi być stanowcza, od ludzi trzeba wymagać, aczkolwiek należy uważać też, by nie popaść ze skrajności w skrajność.
No i podstawa - zająć się sobą, dziećmi, mąż jest dorosły i da sobie radę.
Pogody Ducha

Anonymous - 2012-12-12, 09:33

lena napisał/a:
...aż ciśnie się na usta....a nie mówiłam...
Reginko....pamietasz jaka zła na mnie byłaś,jak wkurzało Cie moje pisanie?
Powtórzę po raz kolejny...nie podkładanie poduszki pod zadek,ale twarda miłość/warunki i zajęcie się sobą.

Próbowałam jak Ty i nie wyszło,dlatego polecam co polecam.


Wiem, tylko tu chodzi o to, że on po tych spotkaniach z terapeutą zaczął się tak zachowywać. Albo może ja też podczas swojej terapii zaczęłam to dostrzegać?! Nie wiem. Ciągle słyszę, że teraz on jest najważniejszy, musi się zająć sobą, mam go nie stresować, ciągle słyszę tylko zarzuty w swoim kierunku. Wszystko co robi to twierdzi że tak mu terapeuta doradził. Mam wrażenie, że nasze terapie idą w kierunku totalnego uniezależnienia się od siebie. Jeśli dotąd łączył nas nałóg i współuzależnienie to teraz nie zostaje nic. Ja na niego patrzę teraz jak na obcego, przeszkadza mi i irytuje na każdym kroku ja jego pewnie też. Spędzamy czas oddzielnie, każde ma teraz swoje zdanie. Jak dwie obce osoby w jednym domu. Lena też tak miałaś na początku swojej terapii?

[ Dodano: 2012-12-12, 09:40 ]
mallgos napisał/a:

No i podstawa - zająć się sobą, dziećmi, mąż jest dorosły i da sobie radę.
Pogody Ducha


Właśnie tak jest teraz, zajmuję się sobą i dziećmi on sobą i domem. A między nami mur. Nie wiem czy nas może coś połączyć oprócz dzieci i kredytu?! Czuję się tak jakbym się obudziła przy człowieku którego nie znam, którego może nawet nie chce znać, z którym jestem tylko dlatego, że wciągnął mnie w swoje problemy, a ja wielka miłośniczka wybawiania ludzi dałam się złapać. Przecież to nie jest miłość, to jest chore współuzależnienie. Im więcej mnie zdradzał tym bardziej "kochałam" teraz idę w drugą stronę :-(


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group