Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - doszłam do ściany

Anonymous - 2012-11-04, 23:23
Temat postu: doszłam do ściany
Pisałam tu kilka miesięcy temu - o moim mężu uzależnionym od pornografii i naszym kryzysie. Po ostatniej "akcji" w maju, kiedy to znów znalazłam dowody że on ciągle w tym tkwi - ja zajęłam się trochę sobą, on po wielu namowach poszedł do psychologa. Niestety tylko raz. Stwierdził że poki co będzie sobie radził sam, a jeśli będzie potrzeba uda sie na terapie dla uzależnionych.
Przez kolejne tygodnie zapewniał mnie że radzi sobie, że nie ma problemu. Ja robiłam wszystko żeby mu wierzyć, żeby go nie sprawdzać. Choć czułam z czasem że znów jest coraz alej ode mnie. Że nie ma czułości na codzień, bliskości, że nie zależy mu na zbliżeniach.
Czułam że on znów żyje tym drugim życiem, ale starałam się. Chiałam wierzyć że się znudzi, że nie ma co robić afery. Że przyjdzie jakieś rozwiązanie.

Wreszcie sprawdziłam... W zeszłym tygodniu. Mąż oczywiście świetnie się kamufluje. Kasuje historię, zmienia hasła, ma nowe konta mailowe, coraz to nowe portale pornograficzne. Niestety jak zawsze wiem co wystarczy wpisać w wyszukiwarkę by odnależć jego konta...

Dla mnie to już jest koniec. Żyję z człóowiekiem, któremu nie ufam, któremu nie mogę uwierzyć w ani jedno słowo. Nie widzę w nim nawet jednego procenta chęci by coś zmienić. On nie chce nic zmieniać.
Nie zrobiłąm awantury tym razem. Nawet mi się nie chce. Powiedziałam mu że wiem, że robi to ciągle i koniec. Wyłączyłam się. Nie odzywamy się do siebie. On się oczywiście przestraszył jak dziecko które nabroiło, próbuje mi nadskakiwać - sprząta, gotuje obiad. W ogóle nie rozumie że to nic nie pomorze i niczego nie zmieni. Nie chcę jego wysiłków bo są powierzchowne.

To co istotne się nie zmienia. Wiem, że mąż rozmawia czasem z przypadkowymi osobami, ale ma też bardziej stałe znajome. Uprawia z nimi cyber-seks. NIe mam żadnej pewności że nie spotyka się w realu.

Co czuję? Czy mam żal? Czuję ból i strach przed tym co będzie. Czy mam żal do niego? Chyba już nie. Po prostu nie umiem już z nim być. Dziękuję Bogu, że nie mamy dziecka o które tak się modliłam, bo z dzieckiem byłoby mi sto razy trudniej.
Pierwszy raz czuję że z trudem ale poradzę sobie sama. Mogę być sama. I chyba tak się to właśnie skończy...

[ Dodano: 2012-11-04, 23:57 ]
Dodam jeszcze że zaczęłam rozważać staranie się o kościelne stwierdzenie nieważności małżeństwa. W końcu mój mąż był uzależniony od pornografii i cyberseksu już przed ślubem, choć ja tego nie dostrzegałam i nie rozumiałam. Raczej nie pomogło mu to w potraktowaniu na serio przysięgi wierności.
Tylko nie wiem jeszcze jak się zabrać za to wszystko, od czego zacząć...

Anonymous - 2012-11-05, 02:21

Cytat:
Dodam jeszcze że zaczęłam rozważać staranie się o kościelne stwierdzenie nieważności małżeństwa.


a moze w zamian......twarde warunki i konsekwencja w ich egzekwowaniu, nie obiadki,nie sprzątanie i nadskakiwanie dla odkupienia win,ale.....terapia dla uzaleznionych i to natychmiast.
Jasno i zdecydowanie.

Anonymous - 2012-11-05, 09:07

Masz oczywiście rację - twarde warunki. Tyle że co ja więcej mogę zrobić poza wypowiedzeniem swoich oczekiwań? Mogę się jedynie odciąć gdy on nic nie zamierza robić, nie zamierza iść na terapię.
Anonymous - 2012-11-05, 09:52

..
Anonymous - 2012-11-05, 10:17

U nas jest o tyle trudniej że maż jest informatykiem, pracuje przy komputerze, spędza przy nim wiele godzin dziennie. Nie może się więc od tego komputera odciąć, nie pomagają też jakieś filtry, blokady, które nawet czasem sam sobie zakłada. Przecież każdą blokade obejdzie, albo znajdzie nowe porno strony. Zresztą wystarczy że jakaś znajoma odezwie się do niego na komunikatorze...

Powiem Ci Marto że zawsze się bałam samotności, bałam się tego że sama sobie nie poradzę i z samotnością i z materialnymi sprawami, z kredytem itd. Teraz chyba bardziej niż tego zaczełam się bać bólu, zgorzknienia, tego że przeżyję życie stłamszona, byle jak. Za wszelką cenę chcę żyć pełnią życia. Nie chcę być zraniona i zgorzkniała.
I to mi w jakiś dziwny sposób dodaje sił. Muszę chronić swoje serce.

Anonymous - 2012-11-05, 10:30

marta176 napisał/a:
czasem coś napisze w swoim wątku choć, nie wiem czy ktoś to jeszcze czyta

Czyta, czyta, tylko jeśli nikt nie odpowie, to każdy Twój następny post jest niewidoczny w "Nieczytanych postach", więc nie zawsze widać, że coś nowego napisałaś. Warto wtedy kogoś poprosić: "podbij mój wątek".
Pozdrawiam :-)

Anonymous - 2012-11-05, 10:42

Duzapanna Mój mąż jest na terapii indywidualnej udało się po spotkaniu z mediatorem z Bednarskiej. Pierwsze spotkanie męża wyglądało tak jak i Twojego (pisałam Ci już o tym) też miał sobie sam poradzić a jak nie to ma iść na indywidualną. Czy twój mąż też był na Bednarskiej u pana Andrzeja? Nie udało mu się samemu w końcu postawiłam wszystko na jedną kartę chciałam mediacji i mąż nas umówił na nią też na Bednarskiej. Nie mogę sobie przypomnieć nazwiska tej pani ale udało jej się dotrzeć do męża, że jeszcze na drugi dzień rozpoczął terapię, nie wiem jak to dalej będzie ale mam nadzieję, że ją ukończy i nie zrezygnuje po drodze. Może spróbujcie dziewczyny jeszcze tej mediacji? Mi się w niej podobało to, że mąż nie mógł okłamać, próbował ale nie był w stanie bo byłam ja. Powiedział też co mnie zszokowało tzn że nie widział że to może tak krzywdzić mnie?! ech Pozdrawiam!
Anonymous - 2012-11-05, 11:25

Tak, był na Bednarskiej u jakiejś Pani - chyba Ewy. Z tego co mówił - powiedział jej szczerze w czym problem i co robi i ona go odesłała do terapii grupowej dla uzależnionych, na którą oczywiście nie poszedł.
Może gdyby zachęciła go do dalszego przychodzeia, coś by z tego było. A tak, jakas terapia grupowa, kolejny wysiłek, no i zrezygnował.
Cóż, nie wiem co dalej będzie. Ja nie zamierzam już naciskać bo to nie przynosi efektów. Niech robi co chce.

Anonymous - 2012-11-05, 11:50

Mój na tej mediacji tłumaczył się, że sam sobie da radę, że nie potrzebna mu terapia bo już co raz dłużej jest w stanie nie wchodzić w tą pornografię, ale ta psycholog od razu powiedziała ze to nie ma wyglądać tak że ma co raz dłuższe okresy tylko że ma w ogóle z tego nie korzystać. Przedstawiła mu co się stanie jak nie pójdzie na terapię indywidualną. Na szali postawiła separację, samotność i brak kontaktu z dziećmi. Ja też twardo postawiłam sprawę i to go przekonało.

[ Dodano: 2012-11-05, 11:51 ]
A i usłyszałam, co ja mam robić czyli nie myśleć o nim i zająć się sobą;)

Anonymous - 2012-11-05, 12:25

...
Anonymous - 2012-11-05, 17:30

marta176 napisał/a:
gdy stawiałam warunki i mówiłam o separacji słyszałam, że coś sobie zrobi. Nie mam tyle siły by nieść na sumieniu jeszcze coś takiego.


wiesz że to szantaż emocjonalny????,
pisząc, że nie chcesz nieść tego na sumieniu, dajesz dowód że łapiesz się na to.

przeba przemodlić i porozmawiać z kapłanem

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-11-07, 14:00

Zaczyna się robic trudniej. Minał tydzień odkąd nie rozmawiamy.
Przez pierwsze dni wiadomo, jest złość, ból, żal. Teraz zaczynam odczuwać samotność. Dociera do mnie co będzie, jak zostanę sama. Dotąd nie musiałam się tak przejmować pracą. Jakby mnie zwolnili to nie problem, razem byśmy sobie poradzili. Sama - muszę mieć pracę i zarabiać w miarę sensownie.
Sama jeżdżę po mieście załatwiając różne sprawy, sama jadę do pracy, sama idę jutro do lekarza. Jak jest już ciemno i nieprzyjemnie to zamawiam taksowkę lub przebiegam wystrachana między przystankami.
Nie mam komu się wyżalić, powściekać na koleżanki z pracy, nie mam komu opowiedzieć zabawnej historii.
Wiem, że nie wymięknę. Że muszę być konsekwentna. Nie będzie już normalności między nami. Po prostu muszę się jakoś trzymać.

Ciekawe jak on to czuje? Czy jemu mnie brakuje? W sumie robi to co zawsze - pracuje, jeździ na treningi, siedzi przy kompie i przed tv. Jak przechodzę do kuchni to nawet na mnie nie patrzy. Czy dalej romansuje z tymi babskami, czy myśli o terapii, nie mam pojęcia. I pewnie już się nie dowiem.

[ Dodano: 2012-11-07, 16:00 ]
Dzis dowiedziałam się (nie od męża), że mąż przyjał zaproszenie dla nas na bal sylwestrowy od kogoś z rodziny.
Nie rozumiem. On myśli chyba że wszystko znów będzie jak dawniej? Liczy że sprawa rozejdzie się po kościach?

[ Dodano: 2012-11-16, 12:58 ]
Mija 17 dzień milczenia. Mąż od czasu do czasu próbuje jakoś wrócić w łaski, a to ugotuje obiad, a to kupi kwiaty. Ale nie rozmawiam z nim, on też rozmowy nie zaczyna. Żyjemy w osobnych pokojach, osobno jeździmy do pracy, widzimy się może kilka sekund dziennie. Powiedziałam mu że nie potrzebuje nadskakiwani i prezentów, bo nie zamaże tym swojej winy. Odpowiedział że wie, że robi to dlatego bo ja na to zasługuję, a nie by zamazać winę.
Wczoraj pisał do mnie - czy już nigdy nie zamierzam się odezwać. Nie odezwałam się, Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić, żeby zrozumiał że tylko jego pójście na terapię jest rozwiązaniem, tylko wtedy mogłabym zacząć znowu z nim zyć.

Jednocześnie ze mną jest chyba lepiej. Poszłam do spowiedzi, codziennie się modlę i uczestniczę we mszy świętej. To daje mi siły. Tego brakowało poprzednim razem. To takie dziwne - jednocześnie czuję rozpacz i strach oraz całkiem obok przekonanie że jednak wszystko będzie dobrze. Bóg odwrócił mnie do Siebie, całkiem o 180 stopni. To takie dziwne. Dziś dziękowałam, za ten kryzys, bo pozwolił mi wrócić do Boga.

Prawie nikomu nie mówiłam skąd ten kryzys u nas. Rodzinę widujemy kilka razy w roku, nie uważam aby wiedza o nałogu męża była im potrzebna. Ciągle wierzę, że jeszcze się pogodzimy i po co oni mają patrzeć na niego przez pryzmat tego świństwa... Nie wiem, czy dobrze robię. Podobno nie powinno się ukrywać uzależnienia...
Tymczasem rodzina nic nie wie, więc umoralniają mnie, że powinnam się pogodzić z mężem, że powinnam zrobić pierwszy krok. Nie znają sytuacji, a mi tym trudniej...

[ Dodano: 2012-11-21, 11:42 ]
Minęły trzy tygodnie ciszy. Pozornie nic się nie dzieje.
Ja sama przeżywam jakby rekolekcje. Chłonę Pana Boga podczas Mszy św., w usłyszanym słowie, przeczytanych ksiązkach i na modlitwie. Modlę się o swoje trwałe nawrócenie i o to bym była wierna niezależnie od tego czy życie będzie ciężkie czy też znów kiedyś spokojne i szczęśliwe.

Polecam wszystkim książkę "Zbyt zajęci, by się nie modlić" Billa Hybelsa. Łatwo się ją czyta i zawiera konkretne rady, bardzo pomocne, jeśli ktos nie wie jak zacząć. Polecam też osobom, które modlą się od dawna, ale mają wrażenie że Pan Bóg nie słucha ich modlitw.

[ Dodano: 2012-11-22, 13:38 ]
Znów gorszy czas. Jutro urodziny mojego męża. Bedę się za niego modlić tym goręcej. Choć czasem nie wiem jak i o co się modlić.
Uczę się akceptować fakt że raz jestem spokojna, raz czuję ból nie do zniesienia, jak dziś. To po prostu emocje, na które nie mam wpływu.
Nie mam się do kogo odezwać. Osoby nie znające problemu namawiają mnie żebym "pogodziła się z mężem". Czasem nie wiem już jaki jest sens mojego milczenia.

Anonymous - 2012-11-22, 14:29

Może na urodziny w ramach prezentu
namiary na Sychar ???
albo "Spotkania Małżeńskie ???

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-11-22, 15:06

Nie trać nadziei, mąż po wizycie u mediatora rozpoczął terapię już 3 spotkania za nim, teraz czeka go wyjazd na kilkudniowe warsztaty. Czas dla mnie na naprawę siebie, a on siebie potem zajmiemy się naszym związkiem.

Przeczytałam dziś książkę może Ci się przyda nie twierdzę że masz z tym problem. Jest tak o uczuciach związanych z uzależnieniem partnera podnosi na duchu, polecam. Melody Beattie - Koniec współuzależnienia.

A i przeczytałam coś fajnego wczoraj zamieściła to ŻoiMa (bardzo dziękuję)

http://seksoholizm.blogspot.com/?m=0

Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group