Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Kim my jesteśmy????????

Anonymous - 2012-11-05, 19:13

Norbert1 napisał/a:



mgła1 napisał/a:
Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (Mt 5:33-37)

wszak o tym starałem sie napisac....

skoro to powyżej ...........
to od kogo zatem pochodzi takowe pytanie(jak w tytule)....
to kim my jestesmy???

napewno to nie Bóg jest twórca emocji do takowego pytania



Norbert, z tą pewnością w ostatnim zdaniu to bym się tak nie spieszył.

Ja chciałbym mówić "tak, tak; nie, nie." Nic nadto.
Właśnie dlatego zadałem pytanie "kim my jesteśmy??????".

W sycharze mamy jasno określone poglądy, czasem się spieramy, ale czy po przeczytaniu takiego artykułu powinniśmy powiedzieć sobie:
To nie ważne co mówi ten człowiek, ja mam swoje (jedynie słuszne) poglądy.

Ale ten człowiek to ksiądz. Ksiądz, który jak się okazuje jest opiekunem duchowym jednego z naszych ognisk.
Czy mam przejść nad tym do porządku dziennego i powiedzieć sobie nic się nie stało?

Ja nie potrafię.

Nie jedna osoba z nas tu obecnych na forum usłyszała od księdza "rozwiedź się - w twojej sytuacji to najlepsze wyjście" (ja również).
Teraz czytam jakie poglądy ma kolejny ksiądz. Przecież zanim zostali księżmi studiowali wiele lat, mają za sobą wieloletni staż w pełnieniu posługi kapłańskiej.
Czy nikt im nigdy nie powiedział, np. że rozwód to grzech? Obawiam się że nie.
I tu powstają moje wątpliwości: DLACZEGO ?
Czy my sycharki to wiemy lepiej co jest grzechem niż księża?

WIARA. Co oznacza wierzyć? Czytam Pismo Święte, modlę się, przestrzegam przykazań. Wierzę w Boga i chcę w życiu kierować się Jego nauką, Jego zasadami.
Ale jakimi zasadami? Którymi?
Wiem...........mam żyć zgodnie z zasadami jakie dał nam Bóg, jakie głosi Pismo Święte.
Ale jakie te zasady są? Wydawało mi się, że wiem, ale po tym artykule to mam pustkę w głowie.

Zdaję sobie sprawę, że przemawiają przeze mnie emocje, ale jestem człowiekiem i jak każdy człowiek mam emocje i mam prawo je wyrażać, tym bardziej, że poruszany temat dotyczy jednego z fundamentów Sycharu.
Pomimo bycia opuszczonym/ną przez współmałżonka żyć samotnie aż do śmierci.
I tak żyję............ale nie chciałbym, abym np. po kilkudziesięciu latach takiego życia usłyszał od księdza:
"Przecież Jezus powiedział - kochaj bliźniego swego jak siebie samego, a ty dlaczego przez kilkadziesiąt lat tak się katowałeś żyjąc sam?"

Wiem, że poruszam temat bardzo delikatny, ale takie wątpliwości ma wielu sycharków i dlatego uważam, że należy o tym rozmawiać, a nie udawać, że nie mamy wątpliwości.

Anonymous - 2012-11-05, 19:35

Cytat:
Ale ten człowiek to ksiądz. Ksiądz, który jak się okazuje jest opiekunem duchowym jednego z naszych ognisk.
Czy mam przejść nad tym do porządku dziennego i powiedzieć sobie nic się nie stało?

Ten kapłan swoją postawą powoduje obniżanie dna osobom zdradzającym, żyjącym w konkubinacie, małżeństwach urzędowych.
Sprawia, że osoba taka może czuć obniżenie wymagań, neutralizowanie konsekwencji płynących z życia w świadomym grzechu.

Czy moja żona przeczytawszy ten artykuł będzie bardziej zbudowana do powrotu do życia w łasce uświęcającej czy wręcz przeciwnie?

Jaki cel przyświecał autorowi?

Pytania te pozostaną bez odpowiedzi, ale rodzą się one mimo woli.

Osoby nie będące w sytuacji zdradzanego, opuszczonego przez małżonka, a chcące ewentualnie zabrać głos w dyskusji proszę o trochę empatii.

Anonymous - 2012-11-05, 20:58

Smutne to, ale w końcu musiało wyjść na jaw jak to „Kościół” broni sakramentalnego małżeństwa. A chyba najgorsze jest to, że już nawet księża się z taką postawą nie kryją. To niestety świadczy o tym, jak bardzo wielu z nich przesiąkło fałszywą ideologią, że skoro sakramentalne małżeństwo okazało się „zbyt trudne” to można związać się z kimś innym, z kim już tak ciężko nie będzie. Natomiast „sycharki” słusznie czują się oburzone, skołowane i tak naprawdę za swoją heroiczną postawę - wyśmiane. Bo jeśli ktoś jeszcze nie wie, to informuję, że Kościół nie wymaga heroizmu.


Dokładnie ta sama postawa jak ojca Ł. obowiązuje w sądzie kościelnym. Ci którzy kochają swego współmałżonka oraz cierpliwie i wiernie na niego czekają dostaną kubeł pomyj na głowę. Przeżyłem to i wiem co mówię. Był to dla mnie szok, a kto nie wierzy może spróbować.
Jeśli na swoje nieszczęście powie, że czeka i uważa, iż współmałżonek powinien do niego wrócić, bo przecież mu przed Bogiem ślubował miłość do końca życia to zostanie uznany za niezdolnego z przyczyn psychicznych do podjęcia istotnych obowiązków małżeńskich. Już tłumaczę dlaczego. Otóż taki ktoś jest ogromnie niedojrzały psychicznie, gdyż w dniu ślubu założył sobie fałszywie, że współmałżonek go nigdy nie opuści, bo przecież mu ślubował. Jest to wielka niedojrzałość psychiczna, bo ograniczamy wolność współmałżonkowi, a on w każdym momencie ma prawo do tego, aby nas opuścić, chociażby z powodu, że było „zbyt trudno”.


Ja kiedyś nie wierzyłem żonie, że jej rozwód zaproponował ksiądz. Dziś już wierzę. Mój były proboszcz (awansował obecnie, o zgrozo wykłada „naukę o rodzinie i małżeństwie” w seminarium duchownym) zaczepił moją rozwiedzioną kuzynkę na ulicy i bez zbędnego owijania w bawełnę zaproponował, aby wniosła pozew o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Dodam, że nigdy przedtem z nią nie rozmawiał, nie zna jej, nie zna jej męża, ale pan kościelny mu doniósł, że się rozwiodła po 6 miesiącach małżeństwa. Ksiądz ten stwierdził, że po przeczytaniu protokołu z badania kanonicznego (sam dawał im ślub) można by na jej męża znaleźć „haka”. Ocenę moralną takiego zachowania księdza pozostawiam czytającym. Natomiast ważniejsze jest, że skoro wiedział, bo sam sporządzał ten protokół to dlaczego dopuścił do tego małżeństwa i błogosławił je? Może to zbyt banalne, ale czy dla pieniędzy za ślub, a potem za stwierdzenie nieważności?

Na szczęście są jeszcze księża, którzy widząc to co się dzieje potrafią temu nie ulec. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że są w ogromnej mniejszości. Niestety.

Anonymous - 2012-11-05, 21:47

Po co oglądacie się za siebie? ("Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda..." ;-) )
Wątpicie kim jesteście?
Ja jestem Sycharką nie dlatego, aby mi ktoś przyklaskiwał, zatwierdził heroiczność moich cnót :lol: i aby niesakramentalni wstydzili się za siebie w moim towarzystwie.
Jestem Sycharką, bo kocham i dlatego że Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie musi być mój!!! To jest moja radość przede wszystkim, a nie przede wszystkim moje cierpienie.

Generalnie podzielam wątpliwości, dlaczego ludzie Kościoła, duchowni i świeccy idą w tym kierunku (złagodzenie przykazań???) ale nie przekłada się to na wątpliwości co do mojej drogi.

Anonymous - 2012-11-05, 22:03

Twardy, żeby była jasność- ja się z Tobą zgadzam w stu procentach.
Anonymous - 2012-11-05, 22:12

twardy napisał/a:
Pomimo bycia opuszczonym/ną przez współmałżonka żyć samotnie aż do śmierci.
I tak żyję............ale nie chciałbym, abym np. po kilkudziesięciu latach takiego życia usłyszał od księdza:
"Przecież Jezus powiedział - kochaj bliźniego swego jak siebie samego, a ty dlaczego przez kilkadziesiąt lat tak się katowałeś żyjąc sam?"

Twardy cała złożonośc sytuacji jest zazwyczaj taka....tak naprawde nie znamy drogi jaka obrał dla nas Bóg....
nam ludziom może się tylko cos wydawac....prawde zna tylko Bóg....
a wybory sa naszymi wyborami..tak samo jak konsenkwencjami płynącymi z tych wyborów.......

Nie nam potępiac,nie nam oceniac...skoro sam Chrystus wyciągał dłonie do tych najbardziej upadłych....
takie jest moje zdanie....
co od tego
Jarosław napisał/a:
Osoby nie będące w sytuacji zdradzanego, opuszczonego przez małżonka, a chcące ewentualnie zabrać głos w dyskusji proszę o trochę empatii.

Jarek zapewne odbieram to prawidłowo..(jako słowa kierowane do mnie)...

uczysz mnie empati tak???
no to skromnie napisze tak....a jaka miara mierzysz włąsny ból ,dyskonfort i doznania cięzkości życia?
...czy widząc je w swoich oczach jako mega cierpinicze doznania?
,a przy okazji pomniejszając chocby moja życiowa sytuacje...

w czym twoje cierpienia rozwodnika sa większe,bardziej odczuwalne...niz moja sytuacja wynikająca z separcji,
jak chocby:zimno ze strony zony ,wieczne okazywanie jak zbędny jest mąz w zyciu....
czym jest rózny rozwód okreslony przez sad...od separcji określonej także przez taki sam sąd...
a co za tym idzie:
zycie dwojga ludzi -mimo że pod jednym dachem...to tak dalekich od siebie....

Jarek napisze wprost (prostymi słowami)...jak uda ci się kiedys wyłączyć swój własny egoizm...to może wówczas dojrzysz cierpienie chocby innych ludzi....
a to dopiero bedzie pierwszy krok ku empatii....na jaka tak chwalebnie sie powołujesz....
kiedyś fajny ksiądz powiedział mi doś mądre słowa...
słuchaj Norbert...kiedy tak prawdziwie zaczniesz rozumiec drugiego człowieka,wówczas i będziesz rozumiał siebie....
a rozumiejąc tylko siebie wyłączasz się na zrozumienie innych...
i tyle

Anonymous - 2012-11-05, 22:16

Jedna napisał/a:
Po co oglądacie się za siebie? ("Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda..." )
Wątpicie kim jesteście?
Ja jestem Sycharką nie dlatego, aby mi ktoś przyklaskiwał, zatwierdził heroiczność moich cnót i aby niesakramentalni wstydzili się za siebie w moim towarzystwie.
Jestem Sycharką, bo kocham i dlatego że Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie musi być mój!!! To jest moja radość przede wszystkim, a nie przede wszystkim moje cierpienie.

Generalnie podzielam wątpliwości, dlaczego ludzie Kościoła, duchowni i świeccy idą w tym kierunku (złagodzenie przykazań???) ale nie przekłada się to na wątpliwości co do mojej drogi.


Fajnie piszesz, ale ja niestety jeszcze tak nie potrafię - na 100%.

[ Dodano: 2012-11-05, 22:32 ]
Norbert1 napisał/a:
Nie nam potępiac,nie nam oceniac...skoro sam Chrystus wyciągał dłonie do tych najbardziej upadłych....
takie jest moje zdanie....


Zgadzam się z Tobą. Ja nie oceniam autora artykułu, ja zastanawiam się nad treścią tego artykułu.

Anonymous - 2012-11-05, 22:49

twardy napisał/a:
Zgadzam się z Tobą. Ja nie oceniam autora artykułu, ja zastanawiam się nad treścią tego artykułu.

Wiesz twardy ja nawet zaprzestałem juz cokolwiek oceniac....
bo mam świadomośc że jest to tylko moja ocena i jakies wnioski za tym idące..
Nie znam pełnych działań Bozych i z tym związanych planów...
ufam jedynie że skoro sa ....to jest w nich jakis Bozy sens....

Ja wiem natomiast cos innego...cos co wielokrotnie mnie personalnie dotykało...
wiele razy w kościele słysze słowa......

miłośc to cos wspaniałego....o miłośc trzeba dbac....rozpalac ja każdego dnia i pielegnowac...
wówczas miłoś trwa i wzrasta...
taka miłościa jest miłośc do Boga...pielegnując ja,mam nadzieję na wzajemnośc...
tymi samymi kategoriami kierujemy sie w małżeństwach....pielegnując zwiazek,dbając o niego..on wzrasta...
zadbany związek zawsze rozkwita...zaniedbany marnieje...
marnieje ..az sie rozpada...
i co wówczas???
widzimy skutki..ale zapominamy o przyczynie,
a zazwyczaj to przyczyna doprowadziła do konsenkwencji....
a na konsenkwencje (zazwyczaj )mało sie juz zgadzamy....bo konsenkwencje poprostu bola...
a człowiek w dbałości o siebie - bólu juz nie chce.....
pozdrawiam

Anonymous - 2012-11-06, 00:55

Norbert1 napisał/a:


miłośc to cos wspaniałego....o miłośc trzeba dbac....rozpalac ja każdego dnia i pielegnowac...
wówczas miłoś trwa i wzrasta...
taka miłościa jest miłośc do Boga...pielegnując ja,mam nadzieję na wzajemnośc...
tymi samymi kategoriami kierujemy sie w małżeństwach....pielegnując zwiazek,dbając o niego..on wzrasta...
zadbany związek zawsze rozkwita...zaniedbany marnieje...
marnieje ..az sie rozpada...
i co wówczas???
widzimy skutki..ale zapominamy o przyczynie,
a zazwyczaj to przyczyna doprowadziła do konsenkwencji....
a na konsenkwencje (zazwyczaj )mało sie juz zgadzamy....bo konsenkwencje poprostu bola...
a człowiek w dbałości o siebie - bólu juz nie chce.....
pozdrawiam

Pozwolisz że dorzucę swoje trzy grosze opierając się na Twojej wypowiedzi?
Norbert, Bóg nie oczekuje Twojej miłości żeby Cię kochać, On Cię kocha mimo wszystko. Czy jesteś z Nim, czy nie, Jego miłość jest niezmienna.
A co do miłości małżeńskiej, też z założenia ma być bezinteresowna. Ale cóż, jesteśmy ludźmi i nie potrafimy kochać drugiego człowieka tak jak kocha Bóg. W te nasze relacje dodatkowo wkrada się :evil: i mąci i burzy i robi wszystko żeby osłabić sakramentalny związek. Pielęgnacja związku jak najbardziej, ale zawsze we dwoje. Samemu nie dasz rady.
A co do tematu głównego z mojej strony: też jestem trochę skołowany. Ja póki co trwam w związku, jest źle, ale teraz, kiedy tak bardzo się zbliżyłem do Jezusa i tak mocno z Nim związałem nie mogę inaczej. Jeszcze kilka miesięcy temu zostawiłbym żonę i żył sobie na luzie, nie koniecznie w innym związku, ale uwolniony od problemów, pozornie oczywiście. Ale teraz, choć są sugestie i podszepty, żeby odejść, zostawić - NIE!!!
Ciekaw jestem dalszej dyskusji w temacie.

Anonymous - 2012-11-06, 15:53

Z zasady nie pisuję na forum, ale tym razem czuję się zobowiązany do napisania kilku słów.

Ojciec Mieczysław Łusiak SJ, to świetny duszpasterz. Człowiek o ogromnej wiedzy, a przy tym skromny i prostolinijny. Cieszy się dużym autorytetem w zakonie i diecezji, gdzie pełni wiele odpowiedzialnych funkcji. To, że nie odwraca się od małżeństw niesakramentalnych świadczy o jego odwadze i wielkoduszności. Jego działalność w Ognisku Sycharowskim to wielki dar. Ojciec Mieczysław podziwia postawę wierności małżeńskiej i do niej zachęca - dlatego jest naszym duszpasterzem, ale nie odwraca się od ubogich braci w trudnych związkach niesakramentalnych. Zanim ktokolwiek wystawi kolejna negatywną ocenę, niech się zastanowi nad sobą, nad własnymi grzechami, słabościami...

Anonymous - 2012-11-06, 17:43

Ja tez znam o.Mieczysława.....
Tak jak napisał Giaur-to naprawdę b.dobry kapłan.A to że nie potepia w czambuł niesakramentalnych?? kiedyś spytałem Go o pracę z niesakramentalnymi(zresztą w W-wie robi to samo o.Wojciech Nowak na Rakowieckiej),obaj odpowiedzieli podobnie: nie można odrzucać tych co chca byc bliżej Boga.Nawet gdy nie spełniają wszystkich warunków sakramentalnych.
PD

Anonymous - 2012-11-06, 19:16

mario napisał/a:
Norbert, Bóg nie oczekuje Twojej miłości żeby Cię kochać, On Cię kocha mimo wszystko. Czy jesteś z Nim, czy nie, Jego miłość jest niezmienna

I tym sposobem mario chyba odpowiedziałes na pytanie twardego....
czemu niesakramentalni..i czemu postawa taka-a nie inna księzy...
mario napisał/a:
Pielęgnacja związku jak najbardziej, ale zawsze we dwoje. Samemu nie dasz rady.

mario samemu to można zdziałac tyle ile sie da..wiadomo...
ale pilnując tylko swa działke zawsze trza miec nadzieję że druga strona tez cos zechce od siebie...
a taka najprostrzą drogą jest wszak PRZYKŁAD....i warto go dawac

A sedno tematu chyba dośc dobrze podkreślone przez nałoga
nałóg napisał/a:
nie można odrzucać tych co chca byc bliżej Boga

przed Bogiem nie ma lepszych czy gorszych....
czasami bywa tak...
że ci co widzą sie lepsi w ogólnym rozrachunku może wyjda odwrotnie...
pozdrawiam

Anonymous - 2012-11-06, 22:55

Ktoś napisał , że czeka na nowe posty
( zapewne ma pytania na które szuka odpowiedzi )
Po przeczytaniu tego artykułu ( nie jeden raz )
i po odczekaniu 2 dni ( może mnie oświeci i pojmę )
postanowiłem jednak napisać .
Jednak - bo odpowiedzialność za słowo , zwłaszcza na taki temat , niemała .

...... skołowani ........ nie dziwię się
Ksiądz o.Łusiak zasadniczo porusza temat związków niesakramentalnych ,
ale przecież Ci "niesakramentalni"
byli wcześniej w dokładnie takiej samej sytuacji jak "my" obecnie , byli sakramentalni .
Na początek słówko do określenia " małżeństwo niesakramentalne" .
Nie będę wchodził w meritum , ale "powód" zmiany u księdza ,
z "zwiazku" na "małżeństwo"
bo przyszły dwie lesbijki
wydaje mi się zbyt błachy .......... i raczej nieprzemyślany .

Przykłady , którymi posłużył się o. Łusiak
........ na forum każdy dorzucił swój , tu nie ma "lekkich przypadków" ,
tego chyba udowadniać nie muszę . :mrgreen:
No i z własnej świadomej woli nikt z nas nie "planował"
swego porzucenia czy oddalenia ( to w przypadku pań ) .

Zawczasu jedna uwaga : nie potępiam , nie wydaję wyroków na "niesakramentalnych" .
Należą do Kościoła jak wszyscy inni ............ grzesznicy ( tudzież piszący ) .
Nie mnie kogokolwiek sądzić ( napomnieć - nawet zdaje się obowiązek )

Po przeczytaniu wywodów o. Łusiaka ,
zadać można sobie pytanie :
Czego właściwie oczekuje odemnie Bóg ?
Zachowania przykazania "nie cudzołóż" i dotrzymania wierności POMIMO
........ czy też szczęśliwego życia dla moich dzieci ,
obdarowania szczęściem nowej żony
i mojego własnego szczęścia ?

A to POMIMO , to każdy wie jak wyglada .
( druga strona nie ma ochoty na JAKIKOLWIEK związek z nami - nie mówię szczęśliwy ,
a jakie mamy szanse na dogadanie się ? ......... sami wiecie
obustronne poranienia , trudna przeszłość itd.
czy "nowe małżeństwo" ......... jak się wydaje
nie ma lepszych widoków ?
No , po ludzku to tak wyglada
........... i sadzę , że o Łusiak myśli może za bardzo po ludzku ???
ale może to z doświadczenia ?
"Niedobrze , żeby mężczyzna był sam" ......... zgadzam się :mrgreen:
to samo tyczy pań :mrgreen:
i bynajmniej nie o więź fizyczną mi idzie przede wszystkim
Psychika może nie wytrzymać , a już na pewno będzie narażona na liczne trudności .

Ksiądz o Łusiak całkowicie pomija logikę boską , kierując się logiką ludzką .
Zresztą jego logika ludzka też niedoskonała , przykład :
Cytat:
Ze świadomością, że gdyby chodziło tylko o niego, pewnie pozostałby sam.
– Czy ten człowiek miał intencję grzechu? – pyta o. Łusiak. – Czy chciał zrobić coś wbrew woli Boga? Przeciwnie, przeżywał wewnętrzny ból, że musi zrobić coś, co jest niezgodne z Bożymi przykazaniami, a jednak jest dobrem dla dzieci...

............. tu dodatkowo kuriozum
coś jest niezgodne z Bozymi przykazaniami , ale jest dobre dla dzieci ????? :shock:

............. można by jeszcze dalej ciągnąć

Kiedyś , usłyszałem od kogoś :
"Mój mąż mówi , że gdybym go kochała
to bym mu pozwoliła być szczęśliwym , czyli pozwoliła odejść bo on tego właśnie chce ,
no i że Bóg też chce aby on był szczęśliwy ."
Więcej , właściwie ona powinna cieszyć się przecież jego szczęściem , czyż nie ? :shock:

Danka 9 napisała :

Cytat:
To ze trwamy w wiernosci małzonkowi i sakramentowi, to nie przymus ale nasz wolny wybór przeciez.
Czy jestesmy wierni z milosci do Boga i malzonka czy ze strachu przed karą i grzechem?
Odsuniecie od sakramentow, to duze cierpienie.
Wolnosc wyborow jest trudnym darem...


W świetle tego co pisze o. Łusiak
to istotnie " nie przymus" jakby
ale jakie ZNACZENIE "praktyczne" mają więc słowa Jezusa o nierozerwalności małżeństwa ? :shock:
Pozostaje kwestia DLACZEGO i w czym "trwamy" .
Oczywiście z miłości do kogoś kto zazwyczaj ma do nas stosunek "lekko nieprzychylny" ,
albo całkiem już zapomniał ......... wszak minęło 30 lat
Strasznie trudna taka miłość ............ chyba trudniejsza niż u "niesakramentalnych"

................. a jeśli braknie tej miłości
i jako motyw pozostanie tylko STRACH przed Bogiem , karą ?
..................... PYTAM ! Jaka wartość tekiego trwania ?





Cytat:
Odsuniecie od sakramentow, to duze cierpienie. Odsuniecie od sakramentow, to duze cierpienie.

..........wydaje się mniejsze , niż to fizyczne wynikające z braku " kochania"
Dlazcego , jeśli TAK NAPRAWDĘ KOCHAM , nie potrafię ofiarować Bogu i małżonkowi
tego daru Eucharystii ?
A jakaż to zasługa , składać śluby czystości w wieku 70 ....... 80 lat ( dla pewności ) ?

O. Łusiak pisze zaś :
Cytat:
Istnieje również możliwość podjęcia decyzji o życiu w białym małżeństwie, jak brat z siostrą.

– Na to rozwiązanie ludzie decydują się niezwykle rzadko, zwykle wówczas, gdy współżycie w naturalny sposób, na przykład ze względu na stan zdrowia, ustaje – mówi o. Łusiak. – Ja osobiście nie spotkałem się z przypadkiem, żeby ludzie pod wpływem bycia w duszpasterstwie zdecydowali się na taki krok. Paradoksalnie bierze się to stąd, że duszpasterstwo zbliża ludzi do siebie i wzmacnia ich więź.


:shock:
......... a mi by się wydawało , że właśnie pod wpływem bycia w duszpasterstwie
powinni przynajmniej rozważać "taki krok"
......... a dalej to już ........ słów brak
Czy więź fizyczna ( nie powiem NIEZWYKLE ..... BOŻA .... może być )
jest jedyną formą bliskości , jaką o Łusiak zna ?

Tylko pytam ..............

Anonymous - 2012-11-06, 22:59

Od 8 miesiecy jestem po rozwodzie cywilnym, zona bardzo wierzaca i praktykujaca katoliczka - na moje prosby o pojednanie i zgode, wyraza opinie, ze powinienem sobie poszukac jakiejs kobiety , zawrzec z nia zwiazek cywilny i byc szczesliwym czlowiekiem, po prostu mowi, ze mam zyc swoim zyciem. Troche to pachnie takze akceptacja z jej strony zwiazku niesakramentalnego dla polepszenia sobie wlasnego samopoczucia...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group