Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mój mąż jest dla mnie całym światem ... a ja go tracę

Anonymous - 2013-01-03, 19:17

wspieram modlitwą

i polecam film, mnie zawsze wzmacnia

http://www.youtube.com/wa...eature=youtu.be

Pogody Ducha mimo wszystko

Anonymous - 2013-01-04, 13:25

Cytat:
Mam ogromny problem z zaakceptowaniem siebie, z poczuciem własnej wartości
.

Brak prawidłowych wzorców, wychowywanie sie w dysfunkcyjnym domu skutkuje zawsze zaniżonym poczuciem własnej wartości. Tak też jest z tobą. To spuścizna dawnego życia, bycie DDA jest pewnego rodzaju piętnem, wymaga pracy nad sobą, zrozumienia istoty problemu. To nie łatwa droga, ale jesteś mądrą, wykształconą kobietą i jestem przekonanan, że osiągnięcie celu jest w twoim zasięgu.
Mąż i jego zachowanie tylko uruchomiły w tobie strach, który wynika z niepewności, braku wiary w siebie i niestety czerpania własnej wartości tylko z małżeństwa- to wielki błąd!
Taka zależność od drugiej osoby jest sama w sobie wysoce dysfunkcyjna bo skazuje cię na łaskę lub niełaskę kogoś, kogo bycie z tobą warunkuje twoje istnienie.
Twoje myślenie o sobie samej, twoje poczucie własnej wartości powinno bezwzględnie ulec zmianie, to powinna przynieść profesjonalnie prowadzona terapia.
Niepotrzebnie warunkujesz twoje szczęście i chęć życia od postawy męża. Mężowie zdarzają się różni, to tak jak na loterii. Powinnaś utwierdzić się w przekonaniu, że jesteś człowiekiem, który zasługuje na szacunek, który ma godność, bez względu na to jakie było twoje dzieciństwo i jak obecnie postrzega cię twój mąż. Twoja ocena samej siebie jest naistotniejsza w tym procesie zdrowienia :-)
Pozdrawiam.

Anonymous - 2013-01-04, 13:59

kenya napisał/a:
Powinnaś utwierdzić się w przekonaniu, że jesteś człowiekiem, który zasługuje na szacunek, który ma godność, bez względu na to jakie było twoje dzieciństwo i jak obecnie postrzega cię twój mąż. Twoja ocena samej siebie jest naistotniejsza w tym procesie zdrowienia



Poczucie własnej wartości. Często się o nim mówi. Czym jest i skąd się ono bierze?


To , jakie jest nasze poczucie własnej wartości przede wszystkim pokazuje nam , czy kochamy i cenimy siebie, takimi, jakimi jesteśmy. I czy wierzymy, że mamy w sobie cechy, które sprawiają, że inni mogą nas pokochać.

Jest miarą naszego przekonania o tym, jak wiele jesteśmy warci. Niezależnie od tego w jakim momencie naszego życia się znajdujemy, niezależnie od tego, czy osiągamy sukcesy, czy spotyka nas porażka, niezależnie od tego, czy działamy zgodnie z zamierzonym planem i zgodnie z wartościami, które są dla nas ważne, czy nam się to udaje, czy nie.

Takie bezwarunkowe akceptowanie siebie nie zakłada, że zawsze mamy być zadowoleni z naszych działań, dobrze jest dążyć do realizowania swoich celów, rozwijać swoje umiejętności, nie „spoczywać na laurach” , mówiąc „ takiego mnie Boże stworzyłeś i takiego mnie masz”.

Akceptacja nie polega na tym, że mamy się nie starać aby osiągać bardziej satysfakcjonujące nas rezultaty naszych działań, ale polega na dawaniu sobie przyzwolenia na popełnianie błędów, na chwile lenistwa i cenne, (bo pozwalające na zregenerowanie sił a czasem na moment refleksji) chwile nicnierobienia.

Bezwarunkowa akceptacja siebie to uznanie swojej wartości pomimo popełnianych błędów, porażek, pomyłek. Uznanie faktu, że jesteśmy ludźmi, którzy żyją po to, żeby się uczyć i rozwijać, a nie zaprogramowanymi na bezbłędne wykonywanie poleceń maszynami.

Nasze poczucie własnej wartości kształtuje się głównie we wczesnym dzieciństwie. To od naszych rodziców i opiekunów zależy, na ile będziemy cenić i kochać samych siebie. To ich głosy zapisują się w naszych głowach, ich głosem odzywa się nasz wewnętrzny krytyk, który „dokopuje” nam, kiedy nie spełniamy swoich albo cudzych oczekiwań, i myślimy wtedy o sobie „ jestem głupi, znowu zachowałem się beznadziejnie, zawsze robię wszystko nie tak...”.

Najpewniej są to zdania włożone nam do głowy przez naszego opiekuna, który kiedyś tak mówił o nas.

Ale mogło być i tak, że nasi rodzice nie krytykowali nas, kiedy byliśmy dziećmi, może nawet nas chwalili, mimo to poczucie naszej własnej wartości jest u nas mizerne.

Bo czasem nie trzeba mówić, wystarczy, że rodzic pokaże dziecku , że jest nieporadne, że nie wierzy w jego zdolności i ich nie ceni i efekt takiego postępowania jest podobny, dziecko nie ufa sobie i nie wierzy w swoje możliwości. „Widocznie nie potrafię- myśli -, nie jestem na tyle mądry, żeby się nauczyć i to zrobić, dlatego mama robi to za mnie.”

Dzieje się tak wtedy, kiedy rodzic kocha miłością nadopiekuńczą. Jeśli wyręcza dziecko i robi za nie to, w czym czasem wystarczy tylko dziecku pomóc. Jeśli nie zachęca dziecka do samodzielności i nie chwali go niezależnie od tego, czy dziecko osiągnie zamierzony cel.
Taka nadopiekuńcza miłość potrafi być równie bolesna w skutkach, jak krytykowanie dziecka.

Krytykować możemy nie dziecko, ale jego niektóre zachowania. Dobra miłość nie polega na pochwalaniu złych, na przykład agresywnych zachowań, czy na mówieniu, że dziecko zrobiło coś wspaniale, kiedy wcale tak nie jest.
Dobra miłość polega na okazywaniu dziecku (i mówieniu mu!), że jest kochane i wspaniałe , a jednocześnie uczenie go i pokazywanie mu tego, czego jeszcze nie umie, nie krytykując go za to. Tak, żeby wiedziało, że niewiedzy nie musi się wstydzić. Bo gdyby wiedziało wszystko, świat może przestałby być ciekawy.


Poczucie niskiej wartości ma większość dzieci alkoholików . W rodzinach, w których rządzi alkohol nic nie jest przewidywalne. Dziecko nie wie, kiedy rodzic okaże mu swoje zainteresowanie, a kiedy potraktuje jak powietrze albo nakrzyczy. Najczęściej zamroczony alkoholem rodzic nie zauważa dziecka, nie zważa na jego potrzeby. Dziecko czuje się opuszczone i przeżywa opuszczenie za każdym razem, kiedy rodzic jest pijany, albo „leczy kaca”. Dziecko czuje się nieważne i niekochane.

Często potem, już jako dorosły przez resztę swojego życia próbuje udowodnić, że jest wart miłości, próbując na tą miłość zasłużyć. Nie wierzy, że może być kochany dla samego siebie, musi dawać z siebie wszystko, służyć, pomagać, żeby na tą miłość zapracować. Ale wciąż jest w nim, gdzieś w środku zimna, ciemna dziura spowodowana brakiem miłości rodziców.

Niektórzy zapełniają tą dziurę poprzez nieskończone gromadzenie różnych materialnych dóbr, zdobywanie kolejnych szczebli kariery, wchodzenie w wiele krótkotrwałych związków ( „spójrzcie, jaki jestem zaradny, jaki zdolny, ilu partnerów mogę zdobyć!”). Potwierdzanie własnej wartości w taki sposób jest skuteczne tylko na chwilę i zaraz od nowa trzeba zdobywać i potwierdzać swoją wartość. To syzyfowa praca.

Kobiety, które dorastały nie czując rodzicielskiej miłości często wchodzą w związki nie z tym mężczyzną, którego pokochają, ale z tym, który jako pierwszy zwróci na nie uwagę.

Tak bardzo nie czują się warte tego, żeby być kochane, że są wdzięczne już za sam fakt, że mężczyzna zwróci na nie uwagę, wyróżniając w ten sposób.

Spełniają potem oczekiwania swoich partnerów, same nie oczekując niczego, są skłonne do poświęceń, i zrobią wiele, żeby nie zostać opuszczone, bo nie wierzą, że może zjawić się ktoś następny, komu wydadzą się atrakcyjne.

Osoby, które w dzieciństwie czuły się przez swoich rodziców niekochane albo kochane warunkowo ( tylko, jeśli spełniły jakąś przysługę, przyniosły dobrą ocenę ze szkoły) i nadmiernie krytykowane, noszą w sobie taki głód miłości, taką ciemną dziurę. Tego głodu nie zaspokoi nic z zewnątrz, żadne osiągnięcia, choćby największe. Będzie to możliwe tylko wtedy, jeśli same uwierzą w to, że są wartościowe, niepowtarzalne i że można je kochać.

Odbudowanie swojego poczucia wartości nie jest proste, wymaga zazwyczaj cierpliwości, czasu a często także psychologicznego wsparcia. Pomocne w tym bywa stawianie sobie co dzień pytań o to, co w sobie lubię? Z jakich swoich cech jestem dumny? I zaopiekowanie się z troską i miłością sobą, dbanie o swoje potrzeby, spełnianie swoich marzeń, pozwolenie sobie na przyjemności, na odpoczynek, tak, jak zrobiłby to kochający rodzic pragnący sprawić radość swojemu dziecku.

Bo tylko traktowanie samego siebie z miłością, uwagą, wyrozumiałością może przywrócić nam nasze poczucie własnej wartości.

Anonymous - 2013-01-04, 15:11

Witaj, Michale, na forum :-)
Jeśli zacytowałeś w swoim poście jakiś artykuł (tak mi to brzmi), to dobrym zwyczajem jest podanie jego źródła, linku do strony, skąd pochodzi.
Pozdrawiam

Anonymous - 2013-01-04, 17:27

Czarny łabędziu :-D
Gratuluje pierwszego kroku - terapii DDA
nie zatrzymuj się zrób drugi - cierpliwie pracuj nad sobą, nie odpuszczaj,
różnica w Twoich wpisach pomiędzy październikiem a styczniem jest ogromna, zresztą chyba sama to czujesz- pomyśl że jesteś świadectwem dla innych, inspiracją, powodzenia
P.D.

Anonymous - 2013-01-08, 21:25

Mój mąz tez jest i byl dla mnie calym swiatem, sama siedze sie doluje ogladajac nasze zdjecia, czytajac esa, wspominajac tylko to co bylo dobre. mimo iz kazdy po tym wszystkim co miedzy nami zaszlo, mowi bym sobie odpuscila, przestala ratowac to malzenstwo, ja jednak mysle sercem. W przeddzien wigilii polamalismy sie oplatkiem, zlozylismy zycznia, bylo milo, mimo iz swieta kazde z nas spedzilo w swoim rodzinnym udalo nam sie spotkac, mowil ze czuje pustke, ze mu brakuje, przytulal mnie, nawet sie zblizylismy, powiedzial ze potrzebuje czasu i co w nowy rok oswiadcza mi ze przemyslal i jest to koniec, kolejna klotnia, zle emocje, wiem ze nikogo nie ma, nie odbiera tel, czasami odpisze, straszy juz drugi m-c rozwodem, i o wszystko o co pytam mowi ze porozmawiamy o tym na sali rozpraw. Wewnetrznie czuje ze to koniec, ale nie umiem tak zyc kocham go mimo wszystko
Anonymous - 2013-01-13, 12:33

Dziś wiem, że bez Was bym sobie nie poradziła. Dziękuje wszystkim za wsparcie i modlitwę. Te miesiące pracy nad sobą tak dokładnie nad soba, a nie nad moim mężem i nie nad naszym małżeństwem, zaczynają przynosić zauważalne rezultaty. Spędziłam bardzo udany weekend z moim mężem, w czwartek dostałam ogromny bukiet kwiatów, co nie zdarzało się już naprawdę od chyba dwóch lat. codziennie spędzamy ze sobą dużo czasu, mamy o czym rozmawiać. Bo dotarło do mnie w końcu, że nie liczy się ilość czasu spędzonego razem, ale jego jakość. Nie wiecznie naburmuszona zołza i zrzęda, ale sympatyczna i miła zona, która "popuszcza lejce". Mój maż gotuje, sprzata, robi zakupy, pierze a ja go o to nie proszę!!!!!!!!! :D ja wiem, że dla wielu z Was to brzmi jak bajka, ale tak naprawdę jest. to nie oznacza, że nie ma wad, ma... czasem puszczą mu nerwy i krzyknie na nasze dzieci, czasem jest niekonsekwentny. Ale ja już naprawdę więcej nie wymagam... o tym wszystkim co nas różni możemy spokojnie porozmawiać. Zaczęłam od Dobsona, grupa DDA dała mi ogromny wgląd w siebie, umiejętność nawiązywania zdrowych relacji, komunikacji w małżeństwie, rozwiązywania konfliktów, wreszcie zrozumiałam mechanizmy własnych zachowań.
Nie wystarczy przeczytać tuzina książek, żeby umieć żyć - trzeba jeszcze to wszystko mieć okazje przećwiczyć, doświadczyć. Chodzę na terapie, zaczynam dbać o siebie. to dzięki tym wszystkim rzeczom, które robię dla siebie mam o czym rozmawiać z moim mężem, mam więcej pomysłów na wspólnie spędzony czas. A i on jest szczęśliwszy gdy ja się uśmiecham. wiem, ze to niemozliwe, żeby tak było zawsze, ze jeszcze nie raz emocję wezmą górę. Ale najważniejsze ,że mam mocny fundament, na którym bede budować. Nie zapomniałam też o swojej zazdrości, chociaż juz coraz rzadziej opanowuja mnie te myśli. moja pani psycholog obiecała mi, ze niedługo nawet nie przyjdzie mi to do głowy. Trzymam ją za słowo.

Anonymous - 2013-01-13, 15:12

Chwała Panu
Anonymous - 2013-03-28, 11:01

Witaj!
Widzę że dawno Cię tutaj nie było a ja jestem od niedawna,jestem bardzo Ciekawa co u Ciebie iż mam bardzo podobny problem jeżeli chodzi o mnie samą.Też jestem DDA,tylko ja niestety trafiłam na męża który naprawdę ma problem a ja staram się mu pomóc tylko on niestety nie przyznaje się do tego.Dodatkowo także od 11 lat leczę się na stany lękowe to depresja,staram się chodzić do terapełty i na spotkania grupowe ale nie zawsze mi to wychodzi no i oczywiście czytam.Daj znać jak będziesz.

Anonymous - 2013-05-19, 22:09

Rzadko tu bywam, bo wchodzę raczej z pobudek egoistycznych. Nie mam przyjaciół, nikogo zaufanego. Tak jak w tytule mojego posta - to mój maz był dla mnie całym światem. Tylko, gdy potrzebuję kogoś kto mnie wysłucha, zrozumie - nie ma takiej osoby wokół mnie. Terapia działa. Może nie przynosi spektakularnych efektów, ale umiem zatroszczyć sie o siebie. Nie popadam w rozpacz, a bywało skrajnie... Zdarzyło sie wiele przykrych rzeczy, przez czas mojej nieovbecności na tym forum. były i piekne chwile. Czuje ogromną nienawiść do tej kobiety. Mimo, że maż nie zdradził mnie fizycznie, moze nawet emocjonalnie też nie. To okazał sie w stosunku do niej bardzo lojalnym człowiekiem. mnie natomiast okłamywał, nie szanował, nawet pobił. Dziś też jestem sama. Znów mnie okłamał, zawiódł... Nie jestem konkurencją dla jego znajomych, miewam złe nastroje, przejmuje się brakiem pieniędzy i narzekam, że to ja zarabiam na naszą rodzinę. Wciąż sobie powtarzam, że jestem bardzo wartościowym człowiekiem. Ale w rzeczywistości jestem człowiekiem niekochanym, poniżanym, okłamywanym... Nie potrafię już żyć na tej emocjonalnej huśtawce. Potrzebuję w życiu kogoś kto dostrzeże we mnie te pozytywne cechy, które ja już powoli dostrzegam...
Anonymous - 2013-05-20, 08:01

blackswan napisał/a:
Potrzebuję w życiu kogoś kto dostrzeże we mnie te pozytywne cechy, które ja już powoli dostrzegam...


I masz kogoś takiego. To Bóg. On kocha Cię taką, jaka jesteś i widzi w Tobie to, czego Ty sama jeszcze nie odkryłaś. I czeka, aż to odkryjesz. Może po to jest ten kryzys w Twoim życiu? Byś doszła do sedna wartości swojej osoby, odkryła mocne punkty, zauważała słabe i nauczyła się je pokonywać, pracować nad nimi? I odkryła bliskość z Bogiem?

A jeśli pisząc "kogoś, kto dostrzeże" - masz na myśli drugiego człowieka, innego mężczyznę czy zresztą kogokolwiek innego - to jesteś na początku swojej drogi. Jakbyś się cofnęła.
Bo jeszcze nie wiesz, że nikt, żaden drugi człowiek nie odkryje za nas samych naszej wartości i za nas nie uwierzy w nas. Człowiek poraniony, stłamszony, niepewny siebie, taka ofiara losu, którą oszukują, którą poniżają - przyciaga osoby, które takie właśnie cechy pociągają. A więc osoby o skłonnościach despotycznych, może nawet sadystycznych. Bo czy ktoś o zdrowym podejściu do życia pakowałby się w relację z kimś, nad kim trzeba jeszcze pracować? Do takiego poświęcenia zdolny jest chyba tylko rodzic. Nie wymagaj od innych ludzi, żeby "pracowali" za Ciebie w odkrywaniu Twojego "ja". To Twoje zadanie i teraz masz na to czas. Nad relacją będziesz pracowała później, jako osoba już uzdrowiona, stojąca mocno na dwóch nogach. SAMA, bez niczyjej podpórki. Podpórki ludzkie mają to do siebie, że mogą odejść. I co wtedy? Kolejny upadek?

Z Panem Bogiem. :)

Anonymous - 2013-05-20, 08:23

Rozumiem to. Pracuję nad sobą. Brakuje mi tylko w życiu przyjaźni, wsparcia, zrozumienia. kogoś kogo to będzie cieszyć. Ja również mam wrażenie, że sie cofam. Za każdym razem gdy pójde krok do przodu. Nadchodzi taki czas jak ten. Poczucie bezsensu, brak wiary w zmianę. Dziś zaczynam swoją dalszą drogę... Oddaję życie Bogu, to teraz sprawia mi największą trudność. Dziękuje za wsparcie i modlitwę
Anonymous - 2013-05-20, 10:15

Sama sobie dostarczasz tej emocjonalnej huśtawki, to pierwsza rzecz jaką musisz zrozumieć.
Złe nastroje nie biorą się znikąd. Nastrój, emocja jest odpowiedzią ciała na działanie umysłu.
Przyjrzyj się dokładnie poczynaniom Twojego umysłu, ile czasu poświęcasz na użalaniu się nad swoją sytuacją. Dla niektórych takie nawykowe rozpamiętywanie sprawia, że żadną miarą nie są w stanie dostrzec pozytywów życia a wszystko czego chcą to użalanie się nad sobą, choć mówią coś zupełnie przeciwnego. Umysł ludzki bywa pokrętny.
Owszem, powtarzasz sobie, ze jesteś wartościowym człowiekiem, ale cóż to znaczy jeśli zaraz potem dopowiadasz, że jesteś niekochana, poniżana i okłamywana? Tak myśląc warunkujesz swoją wartość tym, czy KTOŚ INNY cię kocha i jest fair wobec Ciebie.
Tak warunkując swoją wartość możesz nigdy nie dostrzec światełka w tunelu.
Twoja wartość nie zależy od innych, tylko od tego, jak TY siebie postrzegasz.
Odnoszę wrażenie, że z upodobaniem celebrujesz rolę ofiary i nie zamierzasz być szczęśliwa, dopóki pewne warunki nie zostaną spełnione, tzn. dopóki mąż nie dostrzeże w Tobie tego, czego sama NIESTETY dostrzec nie potrafisz lub nie chcesz.
Łabądku czarny- sama sobie stoisz na przeszkodzie, choć od szczęścia, być może, dzieli Cię zaledwie krok.

Anonymous - 2013-05-20, 10:38

...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group