Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Uczę się miłości...już po rozwodzie

Anonymous - 2013-02-12, 20:32

radka napisał/a:
Jak się cieszę, że nasgul wyszła z dołka


Dziś nie wiele tym prawdy.
Byłam w Sanktuarium w Czernej...dziwne uczucie - obraz piękny i chyba taki jak we śnie...

No właśnie dziś już zostały tylko sny. To co miałam straciłam więc?...

Tata mojej przyjaciółki odchodzi...jest na ostatniej prostej i to co najbardziej mnie w tej historii przeraża to fakt że jej rodzice są po rozwodzie, żadne z nich nie ułożyło sobie życia ale złość i żal jest zbyt głęboki żeby żona pokonała kilkaset kilometrów a mąż jest już zbyt słaby by wyrazić chęć spotkania. Żal bo ten rozwód jak każdy inny był głupi i wniósł tylko cierpienie. Nie przebaczyli sobie i obawiam się że to już się nie stanie i nie wiem dlaczego ale potwornie mnie to boli... Czy powinno?
Dziś jako rozwiedziona 32 latka tupię nogami złoszcząc się że nic nie jestem w stanie zrobić ani dla nich ani dla samej siebie.
Bezsilność to "coś" co paraliżuje najmocniej.

Pozdrawiam

Anonymous - 2013-02-12, 21:15

nasgul napisał/a:
nic nie jestem w stanie zrobić ani dla nich ani dla samej siebie.


możesz, możesz modlić się za nich, prosić Boga o łaskę dla nich o skruchę i żal

Anonymous - 2013-02-20, 11:37

Malwina83,

Modliłam się i wciąż się modlę... Tata przyjaciółki zmarł w sobotę. Odchodził bardzo cierpiąc. Mam nadzieję że teraz jest już szczęśliwy.

A ja dziś wyjątkowo mam dzień kuszenia - i jeśli mam wybierać to wolę dni zwątpienia niż dni takie jak te. Być kuszona łatwiejszym życiem...pozostawieniem wszystkiego i ułożenia sobie życia "na nowo"

Człowiek z którym spędziłam 10 lat życia nie odpowiada na żadną moją wiadomość nawet tą tzw techniczną... chce odzyskac kilka swoich rzeczy z domu i nie mam szans.
Nie wiem czy miłość w jego sercu zakwitła czy rozpanoszyła się nienawiść do mnie.

Nie wiem ;(

Anonymous - 2013-02-20, 12:01

Powtórzę, za św. Tereską od Dzieciątka Jezus:


"Trwaj stale w ufności. Niemożliwe, by Bóg na nią nie odpowiedział, bo On zawsze mierzy swa hojność naszą ufnością"

Anonymous - 2013-02-20, 12:05

Malwina83,

ufać? Ja już nawet nie bardzo wiem w co mam ufać.
hm... wiem że inni borykają się z trudniejszymi sprawami.. i wstyd mi czasami ze w ogóle czymkolwiek sie martwie...

no ale dziś tak mam.

Anonymous - 2013-02-20, 12:55

Ja ufam, wierzę, że:

"Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra"

Ten ostatni rok mi pokazał, że nie ma przypadków...wszystko jest "po coś" i ma określony cel i sens.
Wcale nie muszę wszystkiego rozumieć, po prostu ufam mojemu Ojcu w Niebie, ufam jak dziecko, że Bóg zrobi wszystko co będzie służyło mojemu zbawieniu i z każdego zła jakie mnie dotyka, On wyciągnie dla mnie dobro.


" ŻADNA NOC NIE MOŻE BYĆ AŻ TAK CZARNA, ŻEBY NIGDZIE NIE MOŻNA BYŁO ODSZUKAĆ CHOĆ JEDNEJ GWIAZDY.
PUSTYNIA NIE MOŻE BYĆ AZ TAK BEZNADZIEJNA, ŻEBY NIE MOŻNA BYŁO ODKRYĆ OAZY.
POGÓDŹ SIĘ Z ŻYCIEM, TAKIM JAKIM ONO JEST.
ZAWSZE GDZIEŚ CZEKA JAKAŚ MAŁA RADOŚĆ.
ISTNIEJĄ KWIATY, KTÓRE KWITNĄ NAWET W ZIMIE"

Phil Bosmans

Anonymous - 2013-02-20, 13:02

hm... wiem że inni borykają się z trudniejszymi sprawami.. i wstyd mi czasami ze w ogóle czymkolwiek sie martwie...
no ale dziś tak mam.

Mamy prawo martwić się ,smucić, uważać to co nas dotyka za smutne...
To, że ktoś inny w danej chwili umiera na raka nie jest pocieszeniem i nie umniejsza naszego smutku

Anonymous - 2013-02-20, 13:02

nasgul napisał/a:
wiem że inni borykają się z trudniejszymi sprawami.. i wstyd mi czasami ze w ogóle czymkolwiek sie martwie...


dla Niego każdy choćby najmniejszy problem jest ważny i czeka zawsze tuż obok Ciebie żeby Ci pomóc

Anonymous - 2013-02-20, 13:15

grzegorz_, Malwina83,

...dziękuje!

To fakt, jest smutno... bo brak wpływu na otaczający świat sprawia że człowiek staję się bezsilny. Poza tym jakie miała bym mieć prawo zmieniać decyzję innych... żadne.

hm...
pozdrawiam

Anonymous - 2013-02-20, 13:55

"Nie przywiązuj się do tego świata, do Ziemi.
Pamiętaj, że nie ona jest celem.
Jesteś tu tylko na występach gościnnych"
:mrgreen: ;-)

Anonymous - 2013-02-20, 13:59

"Nie przywiązuj się do tego świata, do Ziemi.
Pamiętaj, że nie ona jest celem.
Jesteś tu tylko na występach gościnnych"

Malwina, to jest teoria....
Kochamy nasze dzieci, naszych mężów, żony.
Jesteśmy przywiązani do rodziny i nic w tym złego nie widzę.

Anonymous - 2013-02-20, 15:03

"Nie przywiązuj się do tego świata, do Ziemi.
Pamiętaj, że nie ona jest celem."

naszym celem jest wieczność, perspektywa wieczności pomaga inaczej spojrzeć na to co się dzieje w życiu...

grzegorz_ napisał/a:
Kochamy nasze dzieci, naszych mężów, żony.


tak kochamy, ba, powiem więcej, to Jezus w nas ich kocha

grzegorz_ napisał/a:
Jesteśmy przywiązani do rodziny i nic w tym złego nie widzę.


ja tez, pod warunkiem , że nie jest to "chora" miłość, która stawia w centrum człowieka a nie Boga.

Anonymous - 2013-02-20, 15:22

Malwina83,
Kochana - rozumie Cię i trochę zazdroszczę - moze łatwiej było by żyć z takim nastawieniem...

Skłaniam się jednak ku temu że tu na Ziemi nie żyjemy dla siebie... bez drugiego człowieka tu po ludzku jesteśmy samotni...
Jesli ktoś wybrał drogę małżeństwa to cokolwiek się stało w jego życiu tu na ziemi moze czuć się samotny i dlatego cierpimy.
Jeśli Bóg jest w każdym z Nas to mąż jest dla mnie tez przez to w centrum więc nie zgadzam się z określeniem tej miłości jako chorej.
Hm...trudne to wszystko.
Naszym celem jest wieczność - ale też nie chcę się zamknąć w celi i "dożyć" do wieczności... bo zanim do niej przejdę będę rozliczona z teraźniejszości...z tego jak kochałam tutaj...

A może się mylę ... nie wiem

Anonymous - 2013-02-20, 15:23

nasgul napisał/a:
nie zgadzam się z określeniem tej miłości jako chorej.


nie miałam w ogóle na myśli Ciebie...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group