Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Uczę się miłości...już po rozwodzie

Anonymous - 2012-11-19, 17:53

maryniaa napisał/a:
Wierzysz,ze wszechmocnemu raz nie udalo sie i stworzył jakichs "bubel"??? Nie obrazaj Pana Boga.


liczyłam się z taką opinią.

TO zupełnie nie tak. Ale nie jestem w stanie tego opisać.

;(

Anonymous - 2012-11-20, 15:35

Witaj nasgul :)

pewnie nie powinnam zabierać głosu, ale czytając to co piszesz...nie powinnaś pójść do lekarza?
wiem, ze lekarz to nie jest panaceum na wszystko, ale mam wrażenie jak byś była u skraju, a możne już całkiem nie u skraju...depresji
a to nie żarty...do tego grudzień, fatalny czas dla depresji...

czasem trzeba pomóc sobie po ludzku w myśl powiedzenia - pomóż sobie sam a Pan Bóg Ci pomoże

pozdrawiam ciepło kobieto :)
nie gniewaj się na mnie

Anonymous - 2012-11-20, 15:53

lustro,
nie gniewam się, dlaczego miała bym to robić?

Dziękuję za troskę - a depresja to moja wieloletnia już przyjaciółka...
Ale daje sobie jeszcze trochę czasu.

Pozdrawiam

[ Dodano: 2013-01-01, 19:04 ]
1 dzień nowego roku, bilans kilku ostatnich dni?

Kilka kilogramów mniej - wbrew obiegowym opiniom że święta sprzyjają tyciu...
spuchnięte zapłakane oczy... i wizja nadchodzących 32 urodzin w atmosferze porzucenia i braku nadziei....

Każdy piszący tutaj albo szukał albo wciąż szuka nadziei...że kolejny rok nie będzie ani smutny, ani samotny.
Ja tej nadziei szukam po omacku...gdzieś ją rozsypałam swoim brakiem wiary.

Pozdrawiam...w nowym roku życzę kochanym czytelnikom wiary, nadziei i miłości...
Niech się spełnią tylko dobre sny...

M

Anonymous - 2013-01-02, 09:30

nasgul napisał/a:
spuchnięte zapłakane oczy... i wizja nadchodzących 32 urodzin w atmosferze porzucenia i braku nadziei....


Nasgulko...święta tak nastrajaja nas...melancholią...smutkiem...wtedy tez bardziej odczuwamy samotność....Szkoda, ze nie zabezpieczyłaś sie jakos na te dni....Może sie nie dało zapełnić wszystkich tych dni bliskimi, rodziną....
Może miałaś doświadczyć samotności.....hm.....Nasgulko....pozwól sobie przezywac emocje, nie uciekac od nich.....ale tez nie nakręcac sie i nie taplac sie w nich zbytnio.
Nic nie stoi w miesjcu....pozwól sobie ...ruszyć do przodu !!

Modlac się.....rozmawiając z Bogiem...przychodzi nadzieja !!! Nie odpuszczaj modlitwy !!

Nasgulką....święta minęły.....dzisiaj nowy dzień.....idziemy do pracy.....wzejdzie słońce....przyjdą ludzie.....czas zacznie szybciej plynąć.....

Zacznij sobie planowac dni.....dzisiaj...tu i teraz..nie dalej !!
Niech ten dzisiejszy dzien będzie dla Ciebie dobry ...proś o to Boga, a wieczorem dziękuj Mu za to.


nasgul napisał/a:
Pozdrawiam...w nowym roku życzę kochanym czytelnikom wiary, nadziei i miłości...
Niech się spełnią tylko dobre sny...


To tylko nasze marzenia.....ale logicznie Nasgulko..życie nie jest usłane różami....albo ...tak jest usłane różami ....z kolcami !

Życie to nie bajka...życie to trud....i to każdego dnia i zawsze ...pod górkę.

Nasgulko....w nowym roku....niech spełniaja się nasze marzenia...Twoje.....ale jak przyjdą trudne dni...to życzę Ci z całego serca, zebyś umiała je podejmować, przeżywać i podnosić się, powstawać !!
Bierz swój krzyż.....na każdy dzień...i stawaj obok Jezusa....i z Nim , będzie raźniej....dzielni i z podniesiona głąwą maszeruj.....razem ze mną, z nami....i naszymi krzyżami....do przodu !! zawsze Nasgulko do przodu !!!
Dobrego dnia !! EL.

Anonymous - 2013-01-02, 10:52

Moja walka o małzeństwo tez dobiegla konca - jesteśmy małżenstwem, od 3 m-cy, miesiac temu maz wyprowadzil sie z naszego wspolnie zakupionego mieszkania na kredyt. Zrobil to po kryjomu, pod moja nieobecnosc, spakowal wszystkie swoje rzeczy, zostawiając tylko te ktore ja mu kupilam i przeprowadzil sie do matki, ktorej opowiedzial doslownie wszystko co zle i dobre bylo miedzy nami czesc podkoloryzowal. Stwierdzil ze mial w domu pieklo, ze mam dwie twarze, ze byl tłamszony, z czym sie nie zgodze, poniewaz szukanie oszczednosci, zwracanie uwagi by mniej wody lal, nie siedzial tyle i nie gral, gasil swiatlo, wypominanie w zlosci kwestii finansowej, poniewaz mimo 35 lat nie wniosl zlotowki do naszego zycia, wklad wlasny, wszystkie ubezpieczenia, notariusz ja zrobilam, on wzial tylko pozyczke na meble. Mio wszystko zalezy mi na tym bysmy dali sobie szanse, jednak on jest uparty nie chce o tym slyszec uparl sie na rozwod, gdzie tym slowem konczyl kazda klotnie. jest mi cholenie ciezko mysle o nim, pisze, dzwonie, skontaktowalam sie nawet z ksiedzem ktory udzielil nam slubu, nie wiem co mam zrobic by uratowac to malzenstwo, jest mi tego zal, nie skad w nim taki upor choc jego zachowanie tez odbiega od idealu, dodam iz bylo rowniez wiele pieknych chwil, ale on kazda klotnie konczyl slowem rozwod, zdaje sobie sprawe ze go urazilam, gdyz w zlosci gdzie sa emocje mowi sie duzo ale potem zaluje i go przepraszam, on natomiast ma z tym problem. niedlugo ma skladac paiery rozwodowe, jak stwierdzil nie widzi dla nas szansy, najgorsze jest to ze nie chce rozmawiac, jak probuje twierdzi ze wszystkiego dowiem sie w sadzie i taka z nim rozmowa. beznadziejna sytuacja. do tego pisze ironiczne esy, jezdzi patrze z kim siedze na naszym wspolnym mieszkaniu. Nie wiem czy jest sens to wszystko ratowac, on nawet nie chce sie spotkac pogadac, widac ze nas przekreslil.
Jest mi ciezko teraz z perspektywy czasu wiem, ze jest to moja wina, nawet nie umiem Wam powiedziec co mu takiego powiedzialalm, zlosc nerwy, emocje. ja kredyt ubezpieczenia, wszystkie koszta on nic, ja od swojej rodziny pieniadze pozyczam on mowi ze jego rodzice mu nie dadza, a za pare dni mowi, ze rodzicom swoim samochod znalazl. I mi nerwy puszczalu. Kiedy mu mowie czy do zle prowadzilam, co mam mi do zarzucenia on mi na to ze za duzo perfekcyjnej pani domu sie naogladalam, probislam, blagalam, przepraszalam nie chcial rozmawiac, komentowal dowiesz sie w sadzie. Przed slubem tez bywaly spiecia ale zawsze potrafilismy sie dogadac, a teraz tak sie zawzial ze szok. Pisalam maile, by wiedzial co czuje, ze jest mi zle, wspomnialam tylko dobre momenty. Ale on rozwod soie zaplanowal, mimo tego ze kazal sobie oddac pierscionek zareczynowy, stwierdzil do mojej mamy ze za zone wybral sobie najgorsza ze wszystkich dziewczyn i takie tam pomyja wylal. Ja zrobilam wszystko, duzo uswiadomila mi rozmowa z ksiedzem ktory udzielil nam slubu, ale cos on nie chce a mi juz brakuje sily, i najgorsze ze mamy kontakt sms i jest mily, ale to tylko pozor.
W danej sytuacji trudno mi opanowac, gdyz wszystko rozpoczelo sie od niewinnej klotni, w ktorej moj maz mi tez dal do wiwatu slownictwem ktore mnie zabolalo. I boli mnie to ze z jego strony nie ma reakcji na ratowanie a ja inaczej nie umiem, my w nowym mieszkalismy niecaly m-c i od m-ca oddzielnie, ludze sie ze w swieta sie pogodzimy, ale wiem ze tak nie bedzie, on chce rozwodu bez orzekania o winie, wlasnie mija 4 miesiac malzenstwa, napisalam smsa, ze kocham i ze jest moja polowka, a zjego strony cisza, chcialam umowic sie z nim na randke by to jakos uczcic i cisza. Nie wiem czy to wszystko ma sens, bo zaangazowanie naprawy jest widoczne z jednej strony. Nie wiem co mam robic?? ten caly slub, przysiega, emocje z nia zwiazane to byla jednym slowem farsa.


Jakiś czas temu udalo mi sie spotkac z mezem, dlugo czekalam na to spotkanie, tymbardziej ze to ON wyszedl z inicjatywa. Zrobil herbate i usiedlismy - jak mi tego brakowalo, zaczelismy rozmawiac, pierwszy raz od dluzszego czasu, bez oskarzen, mowilismy co nas boli, opieral sie ale nawet mnie przytulil, gdy tak siedzial i patrzylam na niego widzialam zreszta przyznal sie ze cierpi, zle to znosi, spac nie moze po nocy, tak schudl, policzki mu opadly. Stawierdzil ze mi nie ufa, ze go kocham, i nie wierzy w moja przemiane na lepsze.
W dzień Nowego Roku moja sytuacja sie pogorszyla, choc widzialam oznanki na pogodzenie, ktore byly m.in swietami a nowym rokiem, mianowicie przelamalismy sie opłatkiem, zlozylismy sobie zyczenia, w miedzy czasie esemesowalismy milo, wiem bo sie przyznal, ze mu mnie brakuje, ze teskni, ze rozplakal sie przy oplatku w swoim rodzinnym domu. nastepnie w wigilie sam zaproponowal spotkanie, i tak praktycznie spotykalismy sie codziennie. Sylwestra spedzilismy oddzielnie, on byl u brata, ja siedzialam w domu. W nowym roku spotkalismy sie, oznajmil mi ze jednak chce rozwodu, ja poczulam sie oszukana bo mialam nadzieje ze wszystko sie ulozy, znowu zaczela sie ostra wymiana zdan, nastepnie zaczal mnie nagrywac jak szarpalismy sie przy drzwiach, i komentowac ze tak jest zawsze, dzwonil do moich kolezanek, aby przyjechaly by miec dowod ze zostawil mnie cala i zdrowa, i ze sobie nic nie zrobie, Takze moja walka o to malzenstwo dobiegla konca.

Anonymous - 2013-01-02, 14:48

kika11 napisał/a:
Takze moja walka o to malzenstwo dobiegla konca.


Kika i całe szczęście !!!

Bo o małzeństwo sie nie walczy...ale je ratuje !!

Zobacz...samo słowo....walka !

i to co odbyło sie u Was podczas ostatniego spotkania....to była właśnie walka....co z tego dobrego ??

Przestań walczyć !!

Widzę tu dużo niedojrzałości.
Kika....uspokój i wycisz emocje....wtedy przyjdzie racjionalne myślenie.
Cisza, spokój....tak powinnaś żyć....Wtedy też bycie z kims razem...będzie mozliwe. EL.

Anonymous - 2013-01-02, 15:30

ja jestem wyciszona, tylko jak ktos klamie w zywe oczy, daje szanse, zbliza sie do mnie zarowno fizycznie jak i emocjalnie po czym mam prawo sadzic, ze przemyslal i chce dac nam szanse, prowadzi ze mna normalne rozmowy, a w nowy rok znowu zaczyna i prpwokuje do klotni, szyderczo klamiac i to kazdemu emocje opadna, bo jak tak mozna, mowic jedno, ze rozplakal sie w rodzinnym domu przy opłatku, ze mu mnie brakowalo, ze pierwszy napisal by sie spotkac w naszym mieszkaniu... a pozniej byc takim okrutnym w kolko straszyc pozwem, sadem. BO ON JUZ PODJAL OSTATECZNA DECYZJE. Nie mam sily widzac ze non sop jestem na przegranej pozycji, mam cala jego rodzine przeciwko sobie a te jego zachowanie gdy mnie kreci kiedy sie szarpiemy.
Anonymous - 2013-01-02, 20:17

Nie wiem jak ugryźć temat...niedowierzanie miesza się z zakłopotaniem....

Wczoraj przed snem zmęczona kilkudniowym stanem ogromnego smutku zwróciłam się do Matki Bożej z prośbą/ pytaniem czy zechciała by zostać moją opiekunką... opowiedziałam jej o paru sprawach i z zakłopotaniem poprosiłam o opiekę, itd...

Zanim zasnęłam miałam dziwne uczucie krzyku mojego męża... a dziś rano obudziłam się ze wspomnieniem snu - Śnił mi się obraz Matki Bożej - i jakas informacja że to Matka Boża Szkaplerzna - ale od razu wyparłam to z głowy - bo przecież nie ma takiej Matki Bożej... Szkaplerzna? No niby skąd....

Wróciłam z wieczornej mszy św i nie dający mi spokoju sen - sprawdziłam - sprawdziłam czy istnieje Matka Boża Szkaplerzna...

Sanktuarium jest niedaleko Krakowa... Uśmiecham się do siebie i wciąż nie wierzę... ja? Taki grzesznik i nicpoń? Ten obraz ze snu...był prawie identyczny jak ten w Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej...

Muszę tam pojechać....

M

Anonymous - 2013-01-02, 22:27

www.karmelczerna.pl,
:-D
i jeszcze warto zajrzeć do karmelitów na Karmelicką w Krakowie, bo to ten sam szkaplerz
Błogosławionej podróży!

Anonymous - 2013-01-02, 22:33

Jest w Krakowie? ;) Nie wiedziałam

Dziękuję za informację... na podróż muszę poczekać a na Karmelicką mam blisko ;)

Pozdrawiam
M

Anonymous - 2013-01-02, 23:32

nasgul napisał/a:
Uśmiecham się do siebie i wciąż nie wierzę... ja?


Znam to uczucie - jest piękne.
A to Twoje uśmiechanie się do siebie nie wyglądało przypadkiem tak:
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Chwała Panu!

Anonymous - 2013-01-03, 08:12

kochana

od miesiąca mam szkaplerz....pod płaszczykiem Mamusi jest cieplutko i bezpiecznie :-)

twardy napisał/a:
A to Twoje uśmiechanie się do siebie nie wyglądało przypadkiem tak:
:mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:



hehehehehe :mrgreen:

Anonymous - 2013-01-03, 23:16

Kochani!

To moje uśmiechanie się wyglądało dokładnie tak :D :) :mrgreen:

i na końcu taki ludek tańczący ale nie mam takiego żeby wkleić ;)

Dziś się trochę przejechałam na tym swoim chwaleniu się szerokim uśmiechem - ale znam te sztuczki... kudłaty zawsze mi da pstryczka w nos jak się zaczynam chwalić... i lądowanie było do przewidzenia... może właśnie dlatego nie bolało tak bardzo... pozbierałam się i wróciłam do rozmowy z Bogiem...a że wzieło mnie na zwierzenia to się nagadałam...

;) spadłam... i jest trochę lżej.

Pozdrawiam
M

p.s. A w Krakowie pada deszcz... zima?

Anonymous - 2013-01-21, 22:46

Jak się cieszę, że nasgul wyszła z dołka. Pan Bóg jest wielki, a Matka Boża cudowna! Przylgnij do Nich i już się nie zachwiejesz. Odwagi i dużo radości. Życie jest piękne. Zostaliśmy wybrani i ukochani. Przez Niego. Któż może Mu dorównać? Pozdrawiam.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group