Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Z życia wspólnoty - MOJE ŚWIADECTWA REKOLEKCJ

Anonymous - 2013-07-19, 22:22

Dziękuję ....
Anonymous - 2013-07-19, 22:52

Słusznie - nie daj się! Miło Cię czytać po przerwie. :lol:
Anonymous - 2013-07-20, 14:01

Hania pamiętam w modlitwie :) Nie daj się
Anonymous - 2013-08-24, 21:12

==
Anonymous - 2013-08-25, 09:51

Dzięki Haniu za poruszenie tego tematu.
Faktycznie w Kościele zapada krąg milczenia nad tym jak powinni żyć ludzie po rozwodach, ew. jakieś banalne stwierdzenia typu: Bóg tak chciał, po co się Pan rozwodził itp, itd.

Myślę i piszę tu o sobie i swoim doświadczeniu, (jestem po rozwodzie cywilnym), dzieci z żoną ja widuję je co 2 tyg. na weekend, choć ostatnio dotyczy to głównie syna, bo córki nie bardzo chcą do mnie przychodzić. Dodatkowo na skutek pewnej naiwności życiowej i łatwowierności nie mam praktycznie nic. Jak dobrze pójdzie to po podziale majątku będę zwolniony na 5 lat z alimentów ( w tym 2 lata zaległości) gdyż jestem bez pracy stałej. Pewnie i strata pracy jest jednym z owoców kryzysu. Niestety Kościół mówi często o sytuacjach mało realnych, tzn idealnych, podobnie nie/stety jak ks. Dziewiecki na rekolekcjach w Porszewicach.
Najłatwiej mówić truizmy pt. jak powinno być, ale gorzej to realizować.
Po dużym dole psychicznym zaliczonym po rozwodzie z moją głęboko wierzącą żoną w zasadzie nie miałem ochoty żyć dalej ani też i celu.
Dobrze że trafiłem na Sychar, bo mogło by być i tak że stałbym się bohaterem newsów w TV, pt. niezrównoważony psychol zabił teścia i kochanka byłej żony. Dodatkowo 6 mies. po rozwodzie żona urodziła kolejne dziecko, tym razem nie moje i kochanek wprowadził się do niej do domu, a w zasadzie do domu teściów, gdyż oficjalnie żona nie ma nic jak sama mówi. Wtedy wszystko ułożyło mi się w logiczna całość. Pewne niezrozumiałe działania żony , które brałem na karb jej załamania nerwowego i depresji, stały się nagle jasne i logiczne.
Ale nie piszę tego żeby ją oskarżać czy też użalać sie nad sobą, tylko po to , aby naświetlić lepiej obraz. Z czasem zaczęło do mnie docierać co zawaliłem w naszym małżeństwie. A warsztaty 12 krokowe pokazały mi to jeszcze dobitniej. Dodatkowo nie mogę znaleźć oparcia w moich rodzicach a zwł. w ojcu, który chce aby wszystko działo się wg jego życzeń. W tym niestety jest on bardzo podobny do mojej żony.
Ale wracając do tematu. Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.

Zdążyłem się już nauczyć żyć samotnie, albo tak mi się wydaje. Jednak na co dzień jest to bardzo trudne do realizacji, zwłaszcza w zgodzie z nauką Kościoła. Brak drugiej osoby, bliskości, dotyku jest trudny do realizacji. Jakiś czas temu poznałem kobietę po przejściach. No i kurde zaiskrzyło między nami. Fajne rozmowy , wspólne zainteresowania itp. itd. , przesiedzieliśmy wiele godzin na Skypie i na mailach. Dobrze chyba że nie mieszka ona blisko, bo pewnie dalej by się potoczyło wg schematu i skończyło by się w łóżku. Na szczęście do niczego, poza wzajemną fascynacją nie doszło. Zwłaszcza że jej mąż wrócił do rodziny, tzn. do niej, jednak jeszcze wiele pracy przed nimi. Teraz mogę sie z nią widzieć i już mnie nie wprawia w podniecenie fizyczne jej widok ani bliskość. Jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną. Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...

Nie wiem też czy po tych moich słowach nie zostanę wyrzucony z forum. Ale nie jest to dla mnie tak ważne , jak bycie w zgodzie ze swoim sumieniem i jasne wyrażanie poglądów. Piszę bo zapodałaś Haniu trudny temat i bardzo mnie dotykający. Rozmawiałem nawet na ten temat z księdzem w czasie spowiedzi, On mi mówi że dopóki jest to relacja miłości bratersko-siostrzanej, to nie ma problemu.Ale ja doskonale wiem że ja tak nie dałbym rady. Bo jak bym był z kobietą wieczorem w jednym pokoju to po tygodniu..... miesiącu uległ bym.

W chwili obecnej jedyną dla mnie motywacją do życia i działania jest mój syn. Czy warto dla niego żyć? Warto i to jeszcze jak. Teraz zaczął się wspinać i robi to całkiem fajnie jak na 10-latka. Gdy widzę, jak stawia swoje pierwsze kroki w skale, jak uczy się pokonywać trudne miejsca i w końcu przechodzi je. To jest odczucie nie do opisania. Ostatnio jak byliśmy w skałach, to w ostatni dzień poszliśmy posiedzieć sobie na półkę na skale, taki rodzaj tarasu z pięknym widokiem na Karkonosze. I tak siedząc obaj zaczęliśmy płakać, bo zdaliśmy sobie sprawę że wyjazd dobiega końca. Nie wiem czy kiedykolwiek pogodzę się z myślą że nasze małżeństwo to już tylko papierowo-sakramentalna fikcja. Jednak wiem że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Modlę się też czasem do Boga, patrząc na jedyne nasze wspólne zdjęcie, abym nie znienawidził żony za to zrobiła. A jeśli nadejdzie kiedyś taki dzień że zmieni swoja decyzję i zechce wrócić, to żeby nie było za późno i żebym miał siłę ją przyjąć.

Kończę już bo się rozpisałem i jak zwykle poszedłem w tematy oboczne. ;-)

Anonymous - 2013-08-25, 10:18

Robercik Ty jesteś jak zawsze genialny !!
szacun dla Ciebie za szczerość i odwage

Anonymous - 2013-08-25, 11:42

Nadzieja

Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie puszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców.
Księga Jeremiasza 17:7-8 / Biblia Tysiąclecia

Anonymous - 2013-08-25, 12:52

Witaj mój imienniku!

Trudny i delikatny rzeczywiście temat poruszyła Hania. Wiem co oznacza samotność bo sam jej doświadczam. Targa nami wiele myśli. Jak to co napisałeś:

robot321 napisał/a:
Jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną.


Jesteśmy tylko ludźmi i takie myśli mogą same przychodzić nam na myśl. Ważne co my na to. Jeżeli jesteśmy osobami wierzącymi, to pomimo takich myśli musimy sobie zdawać sprawę z tego, że ta druga droga jest sprzeczna z 6 przykazaniem. Wiem, że zdajesz sobie z tego sprawę i właśnie dlatego, pomimo tych przychodzących myśli, chcąc żyć w zgodzie z naszą wiarą nie możesz wybrać tej drugiej drogi.

robot321 napisał/a:
Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.


Też przychodzą mi do głowy takie pytania, ale tak jak piszesz - wszystko dzieje się po coś.

robot321 napisał/a:
Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...


Tego nikt nie może być pewnym - jak się zachowa w takiej sytuacji. Czy nie wybierze się łatwiejszej drogi. Dlatego warto wszelkie znajomości z płcią przeciwną ustawiać od razu na właściwej płaszczyźnie, zanim coś zaiskrzy. Ja tak postępuję i pomimo istniejących pokus i sytuacji jakie spotkały mnie, potrafiłem utrzymać odpowiednie relacje z kobietami w sytuacjach dwuznacznych. Metoda - ucinać zbyt bliskie relacje zanim one zaistnieją. Chyba, że się tego celowo nie chce zrobić.

robot321 napisał/a:
. Bo jak bym był z kobietą wieczorem w jednym pokoju to po tygodniu..... miesiącu uległ bym.


Rozumiem Cię, dlatego ja nie dopuszczam w swoim życiu ani do jednego takiego wieczoru w jednym pokoju. Ja tez jestem tylko człowiekiem.

P.S. Mam nadzieje, że nie zabraknie Cię na jesiennych rekolekcjach.

Anonymous - 2013-08-25, 17:06

Ja to was chłopy podziwiam.
Też sie zarzekałem od listopada, że ja tak jak wy , ale po cichu liczyłem że do tego nie dojdzie i mi się uda. Wyszła lipa, i mam dylemat, czy dalej się upierać, kiedy już wiem że efektu jaki chciałem nie będzie,ba teraz to nawet bym nie chciał. Czy odpuścić, ale to też odpuścił bym swoje własne słowa, raz ze ślubu a dwa troche i tu na forum się nakręciłem inapisałem jaki to ja nie super bede.
I szczerze to wygodniej było by posłuchać kumpli, zapomnieć , znależć inna, tą ślubną pogrążyć i zruinować, jej kochasiowi też dowalic od pleców strony, żeby kontakty , czy prace stracił.
Jak pół roku łatwo było mówic że kocham i czekam, to dziś nie jestem tego wszystkiego taki pewny. Wiem że nie problem ściągnąć jakąś artychę do domu na noc. Ale mi brakuje z kims pogadać do nocy, może za cycka potrzymac, zadzwonić że się spuźnię, że obiad ja dziś zrobię, że coś ,czy coś. Mam dośc chodzenia do rodziców na 20 minut, do znajomych nie chce iść bo zaraz jedno, jedziemy na dupy. Przyjaciele mają żony, więc nie będe ich nastręczał bo w ich pewnie mniemaniu to jestem spragniony i jeszcze im pocharacze żony.
Siara z domu wyjść. ?Jak wy sobie z tym radzicie?

Anonymous - 2013-08-25, 17:18

Dabo napisał/a:
bo zaraz jedno, jedziemy na dupy.

Dabo zwróć uwagę na słownictwo jakiego używasz na forum

Anonymous - 2013-08-25, 17:45

==
Anonymous - 2013-08-25, 23:13

helenast napisał/a:
Wiem ,że wszystko zależy od człowieka
czy rzeczywiście wszystko zależy od człowieka? według mnie jakby tak było to wiele sytuacji potrafiłąbym rozwiązac sama a tak nie jest a gdzie w tym stwierdzeniu jest wola Boża? wiele razy w waszych wypowiedziach jest stwierdzenie ,że wszystko dzieje sie po coś czy rozwiązaniem nie jest spojrzenie na problem dlaczego on jest i co przez te sytuacje chce nam Bóg powiedziec? ja najczęściej szukam tu odpowiedzi na to co sie u mnie dzieje/
pozdrawiam gabi

Anonymous - 2013-08-25, 23:32

[quote="robot321"]Dzięki Haniu za poruszenie tego tematu.
Faktycznie w Kościele zapada krąg milczenia nad tym jak powinni żyć ludzie po rozwodach, ew. jakieś banalne stwierdzenia typu: Bóg tak chciał, po co się Pan rozwodził itp, itd.--- a według ciebie jest mozliwe ujęcie w pewne ramy odpowiedzi na to pytanie?

Niestety Kościół mówi często o sytuacjach mało realnych, tzn idealnych, podobnie nie/stety jak ks. Dziewiecki na rekolekcjach w Porszewicach.
Najłatwiej mówić truizmy pt. jak powinno być, ale gorzej to realizować.- a ja uważam ,że ksiądz Dziweiecki to ktos bardzo klarowny ze swoimi pogladami,niekoniecznie łatwymi do zrealizowania ale tez nie niemozliwymi,często zależnymi [b]od naszej postawy JA CHCĘ

[/b]

Z czasem zaczęło do mnie docierać co zawaliłem w naszym małżeństwie. A warsztaty 12 krokowe pokazały mi to jeszcze dobitniej. - NO WIDZISZ jednak sa i pozytywy tej trudnej sytaucji.


Ale wracając do tematu. Dlaczego jeszcze żyję? Nie wiem, widocznie Bóg tego chce. Po co żyję, też nie wiem. Jednak moje krótkie życie pokazało mi juz kilka razy, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko dzieje się po coś. Może Bóg ma jakiś swój zwariowany plan.

Napewno ma i wcale niekoniecznie zwariowany!


jednak wcale nie mam pewności czy droga trwania w wierności jest tą jedynie słuszną. Trwam bo trwam, bo tak naprawdę nie nadarzyła się jeszcze okazja. A co będzie jak takowa się nadarzy?? Nie wiem. Mam nadzieję że nie ulegnę...- fakt to po ludzku bardzo trudne i bez Boga wręcz niemożliwe!!! jednakże w dniu naszego ślubu przyrzekalismy miłośc i wierność aż do smierci -czyz nie?


Nie wiem też czy po tych moich słowach nie zostanę wyrzucony z forum. - myslę ,że nikt jak narazie nie ma ochoty cię stąd wyrzucić -ewentualnie modlić się za ciebie aby starczyło ci jak nadłużej sił,które pozwola trwać ci przy Bogu i z Bogiem.bo jednak mimo wszystko piszesz o bardzo pozytywnym wpływie sycharu i 12 kroków na twoje życie!!!!

Anonymous - 2013-08-26, 07:04

==

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group