Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sytuacja beznadziejna...

Anonymous - 2012-09-03, 15:57

Peter2 napisał/a:
Niestety stanowczo i dobitnie moje kochanie mnie utwierdziło w przekonaniu że to koniec. Mam jej dać spokój. Mam się odczepić. Powiedziała układam sobie życie od nowa ale bez Ciebie. Ci którzy coś takiego usłyszeli wiedzą jak to boli...


Wielu z nas usłyszało te słowa i tak, to boli. Ale wiesz, co? Tylko część z naszych współmałżonków nadal trwa w swojej postawie. Niektórzy z nas (w tym i ja), mimo, że słyszało gorsze słowa - "nasze małżeństwo było pomyłką", "nigdy chyba cię nie kochałam/łem", "nie pamiętam nic dobrego, co nas łączyło" - podniosło się z kryzysu, we dwoje. Ludzie wracają do siebie nawet po długoletnich romansach.

I ja słyszałam takie słowa. Teraz mąż się ich żartobliwie wypiera.
I ja sama miałam takie odczucia - że nie kocham męża, że wybrałam nie tego mężczyznę, co trzeba, że nie przemyślałam wszystkiego, że jestem nieszczęśliwa i chyba rozstanie jest rzeczywiście najlepszym wyjściem. Potem, kiedy rozstanie nabrało realnych kształtów, wpadłam w panikę. Że wszystko idzie nie tak, jak trzeba.
Że nie chcę tego rozstania i chciałabym to wszystko naprawić.

A dzisiaj bardzo kocham tego mojego niedoskonałego, pełnego wad męża.
Inną miłością, bardziej dojrzałą, wybaczającą i chyba mocniejszą, niż była nawet w dniu ślubu. Taką też miłość czuję od niego.

Po co to piszę? Po to, by dać świadectwo, że jeśli jest słowo Bóg, to nie może stać przy nim słowo "beznadziejnie", jak w tytule Twojego wątku. Bóg jest nadzieją. Bóg jest wszechmocny. I chociaż na chwilę obecną wszystko jest nie tak - to nadchodzące jutro jest nadzieją. Bo kto postawi przed Bogiem jakieś ograniczenia? :lol:

Dzisiejsze decyzje zostają podjęte na podstawie wczorajszych wydarzeń.
Ale jutro mogą być inne, bo każdego dnia zaczynamy nowe "dzisiaj". I to dzisiaj w dużej mierze od nas zależy przecież.

Oczywiście, trzeba zastanowić się, co się zrobiło nie tak. Bo tylko głupi nie uczy się na błędach. Ale: dojrzeć, co się zrobiło nie tak, przeprosić i naprawiać, co możliwe, naprawiać siebie.

O ile Ty zdajesz sobie sprawę z tego, że coś zepsułeś, masz tego świadomość - będzie Ci chyba łatwiej. Ja uważałam, że nie mam sobie nic do zarzucenia. Było mi trudniej i ciężej wejść w tor: Kaśka, też masz wady - pracuj nad nimi.


Po co naprawiać wady?

Żeby nie popełniać kolejnych błędów, albo popełniać ich mniej.
By podnieść poczucie swojej wartości, odzyskać godność dziecka Bożego, a jednocześnie ustawić w odpowiedniej kolejności priorytety - na pierwszym miejscu zawsze Bóg, zawsze z Bogiem, zawsze o Bogu, zawsze w Bogu, zawsze po Bożemu, a wtedy wszystko inne się jakoś układa.

Nie od razu przezwyciężyliśmy kryzys z moim mężem.
Ja wykonywałam ciężką pracę (w moim ówczesnym mniemaniu), a mąż szukał mieszkania, pakował rzeczy. Kiedy budził się lęk, szłam na nieszpory gregoriańskie do Dominikanów, albo po prostu, ot tak, wchodziłam do kościoła i siedziałam, modląc się własnymi słowami o pokój ducha, o zabranie tego lęku, o gotowość na przyjęcie woli Bożej, jaka by nie była.

Wychodziłam uspokojona, wzmocniona. Cokolwiek się stanie, mój Ojciec i Przyjaciel jest ze mną i nie pozwoli mnie skrzywdzić. I dam radę przez to przejść.

Szukaj spokoju i rozwiązań w Bogu, nie w żonie i jej słowach.
Wczoraj mówiła "kocham", dzisiaj mówi "nie kocham", a jutro może przynieść całkiem inne rozwiązania.


Masz dzieci, więc na ile możesz, dbaj o Wasze relacje, ale staraj się w sercu nie obwiniać żony za to, że patrzą na Wasze rozstanie. Rozstanie nigdy nie następuje po szczęśliwym pożyciu. To rozwiązanie ostateczne, rozpaczliwe i może rzeczywiście zbyt pochopne, kiedy są dzieci, ale no nie ma tak - że ktoś szczerze, wiernie, mądrze kochany - odchodzi sobie ot tak. Myślę, że dla Twojej żony to też ciężka decyzja i zdaje sobie sprawę z jej ciężaru i konsekwencji. Ona musi to sama w sobie przerobić, czasami dobrze jest, kiedy osoba taka zostaje sama ze swoimi myślami i nie musi wciąż uzasadniać swojej decyzji - co często tylko ją utwierdza w przekonaniu, że postępuje słusznie, bo na głos powtarza swoje utarte argumenty. Czasem cisza powoduje, że te argumenty bledną, stają się trochę żałosne. A czasem nie - różnie bywa.

Żona prosi Cię, byś się odczepił, więc zrób to.
Nikt Ci kochać jej nie zabroni, ale uszanuj jej prośbę, bo wszelkie przeciwne działania tylko pogłebią jej irytację i niechęć: "znowu ma gdzieś to, o co proszę, znowu myśli tylko o sobie".
Bądź niedaleko, pod ręką. Dbaj o dzieciaczki i oddawaj swoje lęki Bogu.
Nie ciągnij rozmów o Was, nie dopytuj się o zmiany, powody - jeśli ona tego nie chce.

Mniej analizowania słów i zachowania żony - nie masz wpływu na nie, więc nie ma co się zatruwać, a więcej ufności w Boga.

Nie módl się o powrót żony, módl się raczej o siłę na przyjęcie woli Bożej - bo tylko tak możesz pokazać Panu swoją ufność w Jego mądrość i Jego miłość.

Bóg obiecał nam dać WSZYSTKO, o co go poprosimy. Musimy tylko odrzucić lęk, watpliwości, rozpacz i w pełni zwierzyć, że Bóg wie, co robi.

Ja wierzę w tę obietnicę. Moje życie jest dowodem, że tak właśnie jest.

Powodzenia, pozdrawiam. :)

Anonymous - 2012-09-03, 18:03

Piotr ja też ponad 6 lat temu powiedziałam podobnie mojemu mężowi , i co ???

Bóg i nawet tak upartego grzesznika jak ja przyprowadziła do siebie ,

I teraz kocham inaczej , lepiej, prawdziwiej , mojego męża , cały czas uczę się tego , Bóg mnie uczy.

Czemu rzucasz te zajęcia z psychoedukacji ???
Bo twój bożek - żona coś powiedziała ??

A dla siebie , to nie warto wzrastać ?

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-09-04, 10:23

Peter2 napisał/a:
Zastanawiam się dlaczego zmarnowałem mojej ukochanej życie a zarazem sobie. Dlaczego tak postępowałem? Co mnie do tego pchało, zmuszało? Po co to wszystko było?
-

Piotr zatrzymam sie chwile nad tymi pytaniami...
nie popadaj w skrajnośc..zostan przy faktach.
Fakty sa takie twoje złe zachowania wobec zony były przyczyna jej nerwów,powstają konsenkwencje
konsenkwencje sa twoje i jej -bo nimi jest oziebienie relacji.
Twoja zona ma sznse jako dorosła osoba ocenic to:
czy ratowac cos ,czy machnac łapa.
Ona jest dorosła i podejmuje wszelkie decyzje na swoja i innych przyszłośc
co zrobic z tym,jaka podjąc droge.
uciec i wycofac sie..czy podejmuje prace nad...
Każda jej decyzja jest teraz tylko jej decyzja...
decyzja za jaka odpowiada..miedzy innymi jak to napisałes "rozwaleniem rodziny"
przyjmuj tylko na barki to za co odpowiadasz
nie przejmuj całych kataklizmów świata -by jak to pieknie piszesz"twoje słoneczko"
mialo ulge w decyzjach i powstałych konsenkwencjach.

i jeszcze jedno nie rezygnuj z terapi ,pomocy bo to sa pozytywne owoce jakie kiedys będa wzrastac tylko w tobie

pozdrawiam

Anonymous - 2012-09-08, 12:00

...
Anonymous - 2012-09-08, 15:16

Peter2 napisał/a:

1. Żona się denerwuje, ja myślę że dobrze robię a wychodzi jak zwykle.

2.... Nie ma nawet w oddali małego światełka...

ad.1 Skąd ja to znam? Zwątpiłem i przestałem sie starać zadowolić żonę.... sześć lat kombinowałem... 3 lata pijąc, 3 lata w abstynencji..... i wychodziło jak zwykle :( Teraz staram sie pracować nad sobą. Przestałem odgrywać różne role dla usatysfakcjonowania żony.... bo wydawało mi się że jak zrobię tak , albo tak to będzie to....pytałem żony... rozmawiałem... i cóż. Brakło mnie. Teraz szukam siebie...
ad.2
"Szukajcie a znajdziecie"... ja na tą chwilę znalazłem spokój i ukojenie... przestałem sie złościć, że "znowu w życiu mi nie wyszło"... i szukam dalej. I pracuję nad sobą.... kroki... i szukam ....

Anonymous - 2012-09-10, 23:39

Chciałbym wszystkim serdecznie podziękować...
Moje małżeństwo się zakończyło. Moja żona układa sobie życie od nowa ale już beze mnie.
Ja nie mam już sił. Tak jak pisałem wcześniej wszystko co robiłem było złe...
Zdjąłem obrączkę z palca... Dla mnie nie ma już tego małżeństwa. Skoro tak dosadnie, dobitnie mnie w tym utwierdza to niech tak się stanie.

W końcu muszę stanąć na nogi... Mam nadzieję tylko że szybko odchoruję...

Pozdrawiam i serdeczne Bóg zapłać.
Żegnajcie...

Anonymous - 2012-09-11, 08:43

Peter, ale Ty facet jesteś, więc pojęcie walki jest Ci zapewne bliskie; polecam ten tekst: http://www.kryzys.org/vie...der=asc&start=0
:mrgreen:

Anonymous - 2012-09-11, 15:37

Peter2 napisał/a:
Zdjąłem obrączkę z palca... Dla mnie nie ma już tego małżeństwa. Skoro tak dosadnie, dobitnie mnie w tym utwierdza to niech tak się stanie.


Poddałeś się...
I co teraz masz zamiar zrobić?
Dobry Pan dał Ci zupełnie za darmo grupę wsparcia, możliwość nawrócenia, zmiany.
Dlaczego nie chcesz się zmieniać?
Żona ma prawo nie chcieć być teraz z Tobą, ale Ty masz prawo dążyć do odrodzenia Waszego małżeństwa.
Jesteś Ojcem.

Piszesz o ciemności. Chcesz w niej zostać?
Piszesz o poplątaniu. Chcesz tak żyć?
Nie rozumiesz, że teraz jest czas pracy organicznej nad samym sobą, porządkowania własnego życia, sumienia, serca, relacji z Bogiem, drugim człowiekiem, nie rozumiesz istoty tego kryzysu w Twoim życiu?
Masz szansę, Pan wyciąga do Ciebie rękę.
Naprawdę chcesz dalej tak wegetować?
Zmiana w fajnego, dobrego Męża i Ojca naprawdę jest fajna.
To jak, zostajesz w ciemności, czy idziesz ku Światłu?
Pozdrawiam!

Anonymous - 2012-09-11, 21:09

Peter2 napisał/a:
......Zdjąłem obrączkę z palca...

Nie zdjąłem obrączki z palca...

Anonymous - 2012-09-11, 21:34

Piotr przecież sam tak napisałeś :shock: kilka postów wcześniej
Anonymous - 2012-09-22, 09:45

Dzisiaj jest nasza 5 rocznica ślubu. Dzień ślubu pamiętam doskonale...
Wtedy stał obok mnie prawdziwy i piękny anioł w białej sukni...

Nie mogę sobie darować że to wszystko zepsułem. Żyję sobie "jakoś". Tak z dnia na dzień. Raz jest lepiej a raz gorzej...

Ostatnio gdzieś wyczytałem że dla niektórych ludzi życie to pasmo porażek. I niestety ja do tej grupy się także zaliczam. Przegrałem prawie wszystko co było ważne w moim życiu... Niestety...

pozdrawiam

Anonymous - 2012-09-22, 12:46

Peter2 napisał/a:
Przegrałem prawie wszystko co było ważne w moim życiu... Niestety...

Kiedy ja po zapiciu alkoholem leków antydepresyjnych wylądowałem na oddziale zamkniętym w szpitalu psychiatrycznym myślałem że to już koniec.... że nigdy z tego szpitala nie wyjdę.... że zmarnowałem 19 lat życia....
Dziś czerpię z tego doświadczenia:
1. zmieniłem otoczenie i znajomych
2. staram się zmienić sposób myślenia i postępowania....
3. myślę, że odnalazłem Boga... takiego jak ja go pojmuję....
I życie zaczyna nabierać sensu....
Ale ja teraz idę ZUPEŁNIE INNĄ DROGĄ... i ona coraz bardziej mi się podoba :)
I wierzę że każde doświadczenie czegoś mnie uczy i....
"wszystko co mnie w życiu spotyka jest dla mnie dobre... aczkolwiek nie zawsze przyjemne..."

Anonymous - 2012-12-03, 00:46

Witajcie
nie było mnie tutaj 2,5 m-ca.
Co się zmieniło? Faktycznie przestałem żonę prosić o kolejną szansę. Poprosiłem aby dla dobra naszych dzieci i nas samych "zakopać topór wojenny" i zacząć się dogadywać. Jeśli jest taka możliwość to nawet się "przyjaźnić".
I od kilku tygodni faktycznie dogadujemy się. Czasami wychodzą jakieś nieporozumienia ale wydaję mi się to na tym etapie normalne. Żona jak na razie nie składa pozwu. Mówi że, raz to nie ma pieniędzy a dwa że, nie ma czasu... Zresztą poprosiłem ją aby tego nie robiła bo ja najzwyczajniej nie jestem na to gotowy psychicznie. Przez ten cały czas dawała mi do zrozumienia i czasami mówiła że, nie będziemy już razem... Za każdym razem odpowiadałem "wiem". Ale gdzieś w moim serduszku została iskierka nadziei. Co do tej nadziei - wczoraj powiedziała "a Ty dalej masz nadzieję i liczysz na to że, będziemy razem?"Powiedziałem "wiem że, nie chcesz ze mną być i nie będę Cię prosić o ostatnią szansę bo to nie ma sensu tylko pogorszyłem sobie sytuację tymi ciągłymi prośbami. A iskierka nadziei gdzieś tam jest ale to nie ma znaczenia i wiem że, to tylko mój problem i staram się jakoś z tym poradzić" Tu już nic nie odpowiedziała... Ale są plusy: dogadujemy się, teściowie zaczęli się do mnie odzywać a nawet witać ze mną (o przeszłości ani słowa). Jedyny minus że, dalej nie mogę znaleźć pracy. Jeżdżę, piszę, wysyłam, rozmawiam i póki co, nic.
Czasami są dni gorsze, smutek, załamanie. Ale o wiele więcej jest dni dobrych, normalnych. I wiem że, to wszytko jest zasługą naszego Pana... Pomaga mi modlitwa, uczestnictwo w eucharystii. Zauważyłem też że, kocham moją żonę tak inaczej, lepiej, mocniej i dokładniej. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Mimo tego że, mam świadomość iż nie chce ze mną być to ją właśnie tak kocham... Co przyniesie czas, zobaczymy...

pozdrawiam Was serdecznie

Anonymous - 2012-12-03, 05:59

Brawo, Peter, tak trzymaj! :-)
A w sprawie prawy zwróć się do św. Józefa, on jest od tego specjalistą :-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group