Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Moja żona mnie nie kocha... Zarządała rozwodu...

Anonymous - 2012-09-16, 23:48

Michał, czytam teraz taką broszurkę "Droga do chwały". Polecam Ci ją, wiele ze swego życia w niej odnajdziesz... tak myślę (tam na dole linka: Droga do chwały)
Pamiętam w modlitwie

Fragment z niej:
"Jeśli życie ludzkie biegnie beztrosko, pośród zabawy, w pogoni za sukcesem, bogactwem, prędzej czy później następuje gorzkie rozczarowanie, gdyż egzystencja ziemska jest nierozerwalnie związana z cierpieniem. Można to porównać do poprzecznej belki, która nagle pojawia się na drodze naszego życia. Może to być jakieś niewodzenie, śmierć bliskiej osoby, zraniona miłość lub choroba. Zderzenie z nią naznacza nas krzyżem cierpienia, rozpaczy, bólu. Mamy wtedy do wyboru: odrzucić lub zgodzić się na krzyż (...)
W sytuacjach, kiedy jest nam źle, kiedy strach i rozpacz zaglądają nam w oczy nagle przypominamy sobie o Panu Bogu. Kierujemy do Niego całe litanie modlitw, aby przywrócił nam to, co straciliśmy, aby dał nam to, czego chcemy. Zaślepieni bólem i cierpieniem, nie możemy z początku dojrzeć sensu tego, co dzieje się w naszym życiu. Gdy tracimy to, co ukochaliśmy, kiedy przychodzi na nas cierpienie i ból, zdaje się nam, że stoimy przed 'murem', pod którym kończy się nasze życie, a przynajmniej traci ono sens (...) Czasami dopiero po latach zdajemy sobie sprawę z tego, że ten 'mur', to wydarzenie nie pozwoliło nam iść dalej drogą zatracenia. Gdy na te wydarzenia spojrzymy przez pryzmat wiary, zobaczymy, że wraz z przyjęciem przez nas krzyża - Pan Jezus kieruje nas na właściwą drogę. On pomaga nam ten krzyż dźwigać - bowiem jest on jedyną szansą na osiągnięcie przez nas nieba.

Anonymous - 2012-09-16, 23:54

AdrianQ7 napisał/a:
"Jeśli życie ludzkie biegnie beztrosko, pośród zabawy, w pogoni za sukcesem, bogactwem, prędzej czy później następuje gorzkie rozczarowanie, gdyż egzystencja ziemska jest nierozerwalnie związana z cierpieniem. Można to porównać do poprzecznej belki, która nagle pojawia się na drodze naszego życia. Może to być jakieś niewodzenie, śmierć bliskiej osoby, zraniona miłość lub choroba. Zderzenie z nią naznacza nas krzyżem cierpienia, rozpaczy, bólu. Mamy wtedy do wyboru: odrzucić lub zgodzić się na krzyż (...)
W sytuacjach, kiedy jest nam źle, kiedy strach i rozpacz zaglądają nam w oczy nagle przypominamy sobie o Panu Bogu. Kierujemy do Niego całe litanie modlitw, aby przywrócił nam to, co straciliśmy, aby dał nam to, czego chcemy. Zaślepieni bólem i cierpieniem, nie możemy z początku dojrzeć sensu tego, co dzieje się w naszym życiu. Gdy tracimy to, co ukochaliśmy, kiedy przychodzi na nas cierpienie i ból, zdaje się nam, że stoimy przed 'murem', pod którym kończy się nasze życie, a przynajmniej traci ono sens (...) Czasami dopiero po latach zdajemy sobie sprawę z tego, że ten 'mur', to wydarzenie nie pozwoliło nam iść dalej drogą zatracenia. Gdy na te wydarzenia spojrzymy przez pryzmat wiary, zobaczymy, że wraz z przyjęciem przez nas krzyża - Pan Jezus kieruje nas na właściwą drogę. On pomaga nam ten krzyż dźwigać - bowiem jest on jedyną szansą na osiągnięcie przez nas nieba.


zacytowałam, by było lepiej widać

Anonymous - 2012-09-17, 11:50

Ja już wszystko oddaję Jemu... Nie jestem w stanie walczyć z tym bo sam sobie nie radzę... To jest mój krzyż i jeśli tak miało być to przyjmuje go z pokorą, ale nie jestem w stanie uzdrowić mojego małżeństwa już żadnym z ziemskich sposobów... Czuję się z tym okropnie, bo ten sam ja który kiedyś potrafił, teraz nie potrafi... Mój stan psychiczny i fizyczny jest zdruzgotany a z tym muszę poradzić sobie już tylko sam... Gdzieś na początku mojego wątku, ktoś napisał że jeśli w naszym małżeństwie nie ma osób trzecich to są duże szanse na jego poskładanie, teraz wiadomo już, że moja żona ma swój nowy świat w którym czuje się lepiej od tego w którym żyła ze mną... Więc moje małżeństwo się skończyło...
Anonymous - 2012-09-17, 12:05

Michale, sakramentalne małżeństwo wciąż trwa, nawet po rozwodzie, uwierz w to! :-)
Anonymous - 2012-09-17, 12:05

Michał1982 napisał/a:
Ja już wszystko oddaję Jemu... Nie jestem w stanie walczyć z tym bo sam sobie nie radzę... To jest mój krzyż i jeśli tak miało być to przyjmuje go z pokorą, ale nie jestem w stanie uzdrowić mojego małżeństwa już żadnym z ziemskich sposobów... Czuję się z tym okropnie, bo ten sam ja który kiedyś potrafił, teraz nie potrafi... Mój stan psychiczny i fizyczny jest zdruzgotany a z tym muszę poradzić sobie już tylko sam... Gdzieś na początku mojego wątku, ktoś napisał że jeśli w naszym małżeństwie nie ma osób trzecich to są duże szanse na jego poskładanie, teraz wiadomo już, że moja żona ma swój nowy świat w którym czuje się lepiej od tego w którym żyła ze mną... Więc moje małżeństwo się skończyło...

Tak jakbyś wyjął mi to z moich ust.
U mnie podobnie. Ja również muszę ten krzyż teraz dźwigać.
Przyjaciele -których mam niewielu- radzą mi całkowicie przestać o niej myśleć.

Łącznie z zerwaniem z tym forum - bo tu tylko o tym piszemy/mówimy i rozbudzamy niepotrzebna nadzieję.
Szukać nowych znajomości, przyjaciół. Pasji...
Wiem, ze racjonalnie to najlepsze rozwiązanie. Ale jako romantyk z natury niestety wyłączyć swoich myśli nie zawsze mam siły :(

Nirwanna napisał/a:
Michale, sakramentalne małżeństwo wciąż trwa, nawet po rozwodzie, uwierz w to! :-)

Nirwano - owszem trwa. Ale to wówczas fikcja jeśli ciało i dusza daleeeeeko.
Więc aby nie oszaleć nie ma co łudzić się nadziejami.

Anonymous - 2012-09-17, 13:45

Michał1982 napisał/a:
Mój stan psychiczny i fizyczny jest zdruzgotany a z tym muszę poradzić sobie już tylko sam...


Michale nie sam, nie sam bo zwariujesz tylko modlitwa da Ci spokój wiem sam po sobie gdyby nie modlitwa na pewno bym zwariował i być może by mnie nie było już tu...
Módl się do Ducha Świętego o siłę i poraz kolejny polecam Nowennę Pompejańską daje siłę.
Z Panem Bogiem

Anonymous - 2012-09-17, 17:48

Piotr_z_Gdanska napisał/a:
Nirwano - owszem trwa. Ale to wówczas fikcja jeśli ciało i dusza daleeeeeko.
Więc aby nie oszaleć nie ma co łudzić się nadziejami.

Piotrze, ale to właśnie forum dla ludzi, którzy wierzą w to, co ty ujmująco nazywasz "fikcją".
Dla takich trochę szalonych, którzy czasem nawet nie tylko nadzieję mają, ale pewność że chcą i robią dobrze, choć na teraz efektu nie ma i może jest to przeciw całemu światu.

Anonymous - 2012-09-18, 17:22

Dziś kolejny dzień leczenia... Czuję jak leki przesiąkają przez moją skórę... Dzień wygląda jak nicość... Wstaję, jem, jadę do pracy, pracuję, wstaję, jadę do domu, jem, jadę na siłownię, jem, idę spać... I tak każdy dzień. Najgorzej jest z weekendami, kiedy nie mam co ze sobą począć... Nie chce mi się wstawać bo pamiętam doskonale jak w sobotę wstawałem o wiele wcześniej żeby przynieść mojej żonie kawę do łóżka, której ona już nie chce bo może się bez niej obejść, bo już za tym nie tęskni, bo już wypełniła sobie ten brak czymś lepszym, czymś dzięki czemu może obejść się bez mojej porannej kawy.... Jak znaleźć siłę... Nicość, nicość, nicość...
Anonymous - 2012-09-18, 17:33

Po raz kolejny radzę modlitwa, modlitwa, modlitwa. Właśnie w ten czas porannej kawy i każdy inny gdy nie masz co ze sobą zrobić poświęć na choć chwilę modlitwy. Tak, na początku to będzie trudne ale z czasem łatwiejsze.
Pogody ducha i z Panem Bogiem

Anonymous - 2012-09-18, 18:50

:-|
Anonymous - 2012-09-18, 19:48

Michał1982,

polecam: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=6880

Anonymous - 2012-09-26, 01:43

Dziś dostałem pozew rozwodowy. Moja zona wysłała mi go mailem żebym się z nim zapoznał i dał jej znać... Żadne moje starania nie przyniosły skutku, żadne moje prośby nie przyniosły uzasadnienia, żadne moje modły nie zostały wysłuchane... Wszystko co do tej pory robiłem zostało sprowadzone rangi niepotrzebnych starań o coś co już dawno się skończyło... Moja żona wyśmiewa się z mojej miłości, z tego jak o nią zabiegam i z tego że chcę swojej poprawy. Mimo że ją widzi nie chce uwierzyć w nas i naszą wspólną przyszłość. Nazwała nas zupełnie obcymi sobie osobami... Dziś byłem u niej i o tym rozmawiałem, tyle było w niej jadu... Moja nadzieja odeszła bezpowrotnie...
Anonymous - 2012-09-26, 07:35

Michał1982 napisał/a:
Moja nadzieja odeszła bezpowrotnie...

jak to była nadzieja ? oparta o drugiego człowieka ???

byłam taka zawzięta jak twoja żona , nie widziałam nieudolnych starań męża o zatrzymanie mnie w tym parciu do rozwodu . Potem mówił że czekał jeszcze rok i dał sobie spokój :-( stracił nadzieję bo nie oparł jej na Bogu , na tym że miłość nigdy nie umiera.

Gdy się nawróciłam , ocknęłam , mąż powiedział - za późno

na szczęście dla Boga nigdy póki żyjemy nie jest za późno

Po 6 latach od rozwodu , budujemy na innym fundamencie :mrgreen:

Wiesz gdy się nawróciłam przypomniało mi się każde słowo każde nawet drobne staranie męża , i płakałam , że nie czekał dłużej , ale to nic
Bóg wszystko przemieni w dobro

Pogody Ducha
Nie poddawaj się

Anonymous - 2012-09-26, 08:13

Michał1982 napisał/a:
Dziś dostałem pozew rozwodowy. Moja zona wysłała mi go mailem

Jak dostaniesz ten pozew z sądu ze wszystkimi pieczęciami, to dopiero wtedy będziesz mógł mówić, że dostałeś pozew rozwodowy. Na razie dostałeś maila od żony, i tyle.
O nadziei słusznie Mirakulum napisała - tego się trzymaj!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group