Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Moja żona mnie nie kocha... Zarządała rozwodu...

Anonymous - 2012-07-27, 16:49
Temat postu: Moja żona mnie nie kocha... Zarządała rozwodu...
Witajcie... Na wstępie napiszę, że nie jestem bardzo pobożnym człowiekiem. Chociaż pochodzę z katolickiej rodziny, to nie mogę powiedzieć że jestem częstym gościem w kościele na niedzielnej mszy, chociaż w ostatnich tygodniach to się zmieniło. opowiem Wam po krótce co się stało. Mam 30 lat. Ożeniłem się z moją wybranką życia niecały rok temu, dokładnie 13 sierpnia 2011 roku po 13 latach związku. Przeżyłem z nią w zasadzie wszystkie pierwsze razy jakie młody człowiek doświadcza na swojej drodze... Dzisiaj moja żona zapragnęła byś "wolna bez pętli na szyi" i szykuje pozew rozwodowy. Mówi wciąż że to wszystko moja wina, że to ja dałem plamę i to z mojego powodu nasze małżeństwo jest już fikcją, tylko na papierze. Nie chcę się tu wybielać bo nie jestem idealnym człowiekiem, mam swoje wady i przywary. Ale nad życie kocham swoją żonę i nie potrafię sobie poradzić z faktem że jej nie będzie... Myślałem że jestem silnym facetem, że nic mnie nie złamie, a nasze małżeństwo będzie dla mnie czymś mocnym, nierozerwalnym i stałym. Jak bardzo się myliłem... Teraz mieszkam u rodziców, nie mamy dzieci, mieszkania (bo wynajmowaliśmy), ani wspólnych zobowiązań finansowych. Gro moich znajomych powtarza mi że to dobrze bo będzie nam obojgu łatwiej zacząć nowe życie... Mimo to czuję że straciłem najważniejszą osobę mojego życia. Panicznie boję się sądnego dnia, tak jak na myśl przychodzą mi jej słowa "MICHAŁ JA CIĘ JUŻ NIE KOCHAM!!! ZROZUM TO!!!" Nie wiem co robić, nie mam pojęcia jak się zachować, nie wiem co teraz będzie, co dalej?? co mam zrobić?? z kim porozmawiać?? Jestem tak załamany że nachodzą mnie już dziwne myśli. Nie wiem czy ona kogoś ma, czy ktoś jej zaimponował bardziej niż ja. Nie wiem już co robić. Sprawa w sądzie jest pewna i tego już nie cofnę. Tylko jak teraz życ?? Jak mam żyć ze świadomością że ona może być z kimś innym?? Jak pozbawić się myśli że to jedyna osoba na którą zasługuję?? Pisze o tym bo jestem w naprawdę ciężkiej sytuacji, z resztą jak wiele osób tutaj. Z tym że moja sytuacja jest taka, że żona wiele razy mówiła mi o tym jak bardzo jest nieszczęśliwa i że mi nie ufa. Ja jako facet oczywiście przyjmowałem to do wiadomości, ale nigdy o tym nie rozmawialiśmy, nie było konkretnych wniosków, nie było kompromisu ani ustaleń. Teraz to widzę jak na dłoni. Teraz juz wiem co zrobiłem źle i czuję się z tym fatalnie. Wiele razy od kąd mieszkamy już osobno próbowałem z nią rozmawiać. Ale ona nei wierzy już w to że się zmieniłem i że chcę ratować nasz związek. Mówi że to przyzwyczajenie, że teraz żyje normalnie, że za mną nie tęskni i że nie kocha... Pomóżcie błagam bo nie wiem jak długo to wytrzymam...
Anonymous - 2012-07-27, 18:59
Temat postu: Re: Moja żona mnie nie kocha... Zarządała rozwodu...
Witaj, dobrze trafiłeś
Rozumiem, że mieliście ślub kościelny? Poczytaj to forum i stronę gł Sychar - znajdziesz tu wiele podobnych sytuacji, wielu podobnych facetów i wiele dobrych rad. Pewnych rzeczy nie cofniesz - nieczystość, inne grzechy, ale możesz zacząć to naprawiać. Zacząć pracę nad sobą.
Ps. bardzo ogólnie napisałeś o swej sytuacji, jak żyliście i dlaczego żona odchodzi, więc trudno coś konkretnego powiedzieć.

Anonymous - 2012-07-27, 19:49

no cóż... żyliśmy razem prawie 14 lat od liceum. Ona jest moja pierwsza poważną miłością z resztą ja jej również. Iwona w swoim domu rodzinnym raczej była trzymana "krótko". Rodzice dbali o to żeby wracała o 21wszej zawsze do domu, zmieniło sie to wówczas kiedy zaczęliśmy ze sobą "chodzić" Jej rodzice zobaczyli że jestem wart ich córki i co raz to pozwalali nam na więcej. Wspólne wyjazdy, wspólne wakacje itd. Wszystko robiliśmy razem. Ja studiowałem zaocznie w związku z czym miałem pracę. Na początku zatrudniłem się jako przedstawiciel handlowy i jeździłem po połowie Polski i sprzedawałem towar. Często szczególnie na wakacje zabierałem w trasy ją ze sobą żeby być częściej razem. Tak bardzo się kochaliśmy. Do tej pory pamiętam wspaniałe chwile które razem przeżyliśmy... Potem były studia. Ona jest ode mnie 2 lata młodsza ma 28 wiosenek. Zaczęła studiować na Politechnice Wrocławskiej, lecz nieststy w wałbrzyskiej filli. Nieststy nie radziła sobie tam więc postanowiliśmy wspólnie że poświęci rok i przeniesie się na studia na uczelnię w której ja studiowałem. Myślałem wtedy że będziemy bliżej siebie, z reszta sam zaproponowałem jej kierunek który mogłaby studiować. I tak też się stało. wszystko toczyło się tak jak miało być, wynajęliśmy pokoje w akademiku. żyliśmy wspólnie. Często u niej bywałem i pomagałem jej w szkolnych sprawach, chociaż nie byłem prymusem. Pamiętam doskonale sytuację, kiedy zbliżał się termin oddania prac dyplomowych na tytuł magistra. Ile wtedy było płaczu że nie zdążymy bo jej promotor pokreślił jej całą stylistykę... Pamiętam jak zarywaliśmy razem noce by zdążyc na czas. Komputer nie dawał rady bo nie było jej stać na lepszy, po za tym ten na ktaórym pracowała jej oddałem... I udało się. Pamiętam jak biegłem ile sił w nogach aby zdążyc do dziekanatu z jej pracą. tak samo było z obroną inżyniera. Jak to wspominam to śmiać mi się chce bo wszystko skończyło się dobrze, Iwona obroniła się bardzo dobrze, wspólnie cieszyliśmy się z jej sukcesu, ja natomiast pracując zaniechałem nauki i nie obroniłem się... Do tej pory mam ukończone studia, lecz bez papieru ponieważ nie zdążyłem napisać pracy. Wspólnie stwierdziliśmy że skoro zarabiam, a ona ma wyzsze tytuły to jakoś nam się ułoży. Jeszcze w czasie studiów zmieniałem pracę kilkukrotnie, aż trafiłem na stanowisko projektanta mebli na wymiar. Pracowałem do godz 20 bo studio projektowe znajdowało się w galerii wnętrz otwartej do późna... Ale jeszcze wtedy moja żona chwaliła sie wszystkim że jej facet to projektant. do dziś pracuję w tym zawodzie zmieniając pracodawców chyba jeszcze 4 razy. Nieststy w tej branży nie można kończyć pracy o godz 15... My zawsze byliśmy rogaczami. Ja jestem Koziorożczem, a ona Baranem. Często się kłuciliśmy, ale zawsze razem wychodziliśmy z założenia że to tylko wzmacnia nasz związek. Pamietam jak podczas studiów jeszcze na 4 tym roku oświadczyłęm się jej. Zrobiłem to po ciężkiej kłótni. Za oststnie pieniądze kupiłem pierścionek zaręczynowy i ona powiedziała TAK. Byłem przeszczęśliwy!!! Po 11 latach związku postanowiliśmy zamieszkać razem. Najpierw było malutkie mieszkanie na tym samym osiedlu gdzie mamy swoje rodzinne domy. Pamiętam jak dziś jak namawialiśmy naszych rodziców na zezwolenie. Oczywiście byli przeciwni zamieszkaniu razem przed ślubem, ale my chcialiśmy się "dotrzeć". Pamiętam jak Iwona błagała z płaczem na twarzy moich rodziców, jak ich przekonywała do tego że jak nie spróbujemy żyć razem to się nie przekonamy jak to naprawdę jest. Pamiętam jak mówiła: Jeśli będzie bieda to będzie nasza bieda i sami nauczymy się jak przez nią przejść". Nasi rodzice po prostu bali się że sobie nie poradzimy z opłatami, zyciem itd... Ale stało się. Zamieszkaliśmy razem. Poczuliśmy wolność, niezalezność i ogromne uczucie które tylko scementowało nasz związek. Nieststy proza życia pokazała że nie jest tak kolorowo. Iwona studiując dziennie nie miała możliwości wcześniej zdobyć doświadczenia w jakiejkolwiek dziedzinie pracy. Szukaliśmy jej stanowiska przez prawie rok. Do tej pory przez te lata ja byłem osobą która łożyła na nasz związek. Stało się tak, że z braku "laku" Iwona zatrudniła się w sklepie odziezowym na pasażu Tesco. Pracowała tam bodaj 2 lata... Przez ten czas zdobyła stanowisko zastępcy kierownika, ale czuła że przecież nie po to kończyła studia żeby grzebać się w ciuchach. W tym czasie kiedy mieszkaliśmy razem bywały między nami różne rozterki i kłótnie. Iwona przez swoją "domową" przeszłość była typem domatora. Nie lubiała chodzić do barów ani spotykać się ze znajomymi, bo tak naprawdę ich nie miała... Dawne koleżanki ze studiów poszły w swoją stronę i słuch o nich zaginął. Następne jej znajome pojawiły się w jej pierwszej pracy. No cóż... Iwona była tam najbardziej wykształcona i najstarsza, więc imponowała w jakiś sposób swoim koleżankom. Ja natomiast zawsze wszędzie ją zapraszałem, zawsze chciałem wszędzie iść z nią, ale ona nie chciała bo nie lubiała, więc chodziłem sam... Oczywiście się jej to nie podobało, powiedziała mi że moje słowa i sposób w jaki się jej oświadczyłem był poniżej krytyki... Postanowiłem w takim razie oświadczyć się ponownie!!!!! kupiłem drugi pierscionek 40 róż uklęknąłem i ze łzami w oczach wyznałem jej swoją miłość... Wszystko wróciło do normy. Potem zmieniliśmy mieszkanie na troszkę większe, a Iwona zmieniła pracę na lepszą. W tym momencie pracuje w biurze i całkiem nieźle zarabia. mieszkanie zmieniliśmy jeszcze przed ślubem i pamiętam jak wracałem z kolegami z baru, kiedy nas napadnięto... Miałem rozbitą głowę straciłem przytomność. Do tej pory nie pamietam jak doszedłem do domu. Pamiętam tylko jak do niej zadzwoniłem żeby po mnie wyjechała bo fatalnie się czuję. Od tamtej pory, a mijają już 2 lata nigdzie do żadnego baru już nie wyszedłem. Bo jej to biecałem. Obiecałem sobie że koniec z tym i tego się trzymałem. Od tego momentu zaczęły się nasze problemy, a przynajmniej ja to tak widzę. Ponieważ moja żona twierdzi że to był proces postepujący i że od dawna mi nie ufała. Ona jest dość specyficzną osobą. Zawsze jak osiągnie jakiś sukces dostaje skrzydeł... Tak było kiedyś gdy zdała maturę. Wtedy też się ode mnie odsunęła i zaczęła się spotykać z chłopakiem z jej dawnej szkoły. Nie trwało to jednak długo i wróciliśmy do siebie. Teraz kiedy dostała nową pracę, poczuła że jest niezależna sama dla siebie. Może sama się utrzymać, sama może o sobie decydować. A ja jestem typem kombinatora. Mam prace taką jaką mam. I to poza miastem. W jedną stronę mam 50 km. Zawsze dojeżdżałem do pracy samochodem, co przyznaję nie było rozsądne bo przepalałem w ten sposób prawie 1000 zł miesięcznie, ale chciałem być szybciej w domu. teraz dojeżdżam autobusem i widzę że mogę być nawet o tej samej porze z powrotem.... Cóż, człowiek uczy się na błędach, ale to że nie było mnie w domu był jednym z powodów jej odejścia. następna sprawa o którą mnie wini to fakt, że całe dnie i wieczory wolne spędzałem w garażu jej ojca. To była moja pasja. Kupowałem lekko uderzone samochody i sprzedawałem z zyskiem, bo chciałem nam zapewnić godny byt, oraz wkład własny do kredytu, bo planowaliśmy wspólne M. do tego jeszcze doszedł mój brak zaangażowania w sprawy domowe. Co prawda czasem cos ugotowałem bo bardzo chwaliła sobie moje sphagetti, co weekend witałem ją w łóżku gorąca kawą z mlekiem, ale to nie wystarczyło do tego abym był godnym mężem... Jeśli chodzi o sprawy intymne.... No cóz... Iwona nie należała do osób które bardzo chętnie podchodziły do tych spraw. Oczywiście to rozumiałem, są ludzie którzy to lubią a są którzy lubią to mniej. Wtedy się od siebie oddaliliśmy na dobre. Zacząłem przesiadywać nocami przed telewizorem, albo na internecie, czasem nawet do 2-3 w nocy. wiedziałem że jak się położę z nią spać to powie mi: "jesteś aż tak zmęczony czy przyszedłeś tylko po jedno??". Ona wstawała wcześnie rano do pracy, o godz 6. Ja natomiast spokojnie 2h później. Po prostu od zawsze byłem nocnym Markiem... Wszystko poskładało się do jednego worka, az worek pękł... Dużo by mówić jeszcze o tym jak wyglądało nasze życie, dużo by mówic o tym co ja dla niej zrobiłem. Fakt jest taki, że nawaliłem. Nawaliłem na całej linii i nie wiem czy mogę coś jeszcze zrobić. Dzisiaj napisałem jej list, który włożyłem do jej skrzynki. Mam nadzieję że go przeczyta, ale wątpię żeby to coś dało... Napisałem w nim słowa naszej małżeńskiej przysięgi i błagałem o wybaczenie. Czy ktoś z was panowie był w podobnej sytuacji?? Czy taki szmat czasu da się wymazać z pamięci kobiety?? Czy ona faktycznie już mnie nie kocha??
Anonymous - 2012-07-27, 19:59

Wątpię żeby taka miłość mogła tak po prostu wyparować. Zaufaj Panu Bogu. Oddaj się modlitwie np o uzdrowienie małżeństwa. Pozdrawiam
Anonymous - 2012-07-27, 20:11

dziękuję za wsparcie, modlitwę odmawiałem już wiele razy....
Anonymous - 2012-07-27, 20:18

Witaj,
sądzę, że jeśli między wami nie stają osoby trzecie to jest duża szansa na ponowne jej rozkochanie..tylko trzeba sposobu i cierpliwości..jeśli między dwojgiem ludzi była szczera miłość to moim zdaniem ona nie wygasa..może bardzo przygasnąć ale nigdy nie zgaśnie do końca..ja jestem tu nowa i mam inną sytuację może dużo Ci nie pomogę, sama się dopiero uczę ale myślę, że ludzie, którzy się tu znajdują pocieszą Cię :) mają taką jakąś uspokajającą moc..:) tyle co ja zdążyłam zakodować przez ostatnie parę dni: nie gódź się na rozwód, nie narzucaj się(mi z tym opornie idzie :) ), zajmij się sobą i powierz wszystko Bogu..
..doskonale rozumiem Twoje rozgoryczenie, ciężko pogodzić się ze stratą osoby, którą się kocha ale pomyśl, że może obecna sytuacja zaistniała w konkretnym celu..może to jest zły dobrego początek..:)
nie wiem jak stoisz z wiarą..mi pomogły 2 filmy: "Spotkanie", na który trafiłam przypadkiem i "Fireproof", który idealnie pasuje do Twojej sytuacji..

..polecono mi prośby o wsparcie do Św Rity patronki spraw beznadziejnych..modlitwy za męża i małżeństwo..może i Tobie też pomogą:)
3maj się :)

Anonymous - 2012-07-27, 20:21

co chcesz powiedzieć przez nie godzenie się na rozwód?? Przecież to ją jeszcze bardziej rozjuszy..... Do tego jeszcze dziś powiedziała mi że już za mną nie tęskni i że juz mnie nei kocha!!!!!!!!!!
Anonymous - 2012-07-27, 20:49

No więc chodziło mi gł. o to byś opisał, dlaczego żona odchodzi, o co ona Cię wini i co ty widzisz ze swej strony nie tak, nie musiałeś opowiadać życia, ale ok :)) ;-)

Z tego co piszesz wynika, że nie ma jakiejś konkretnej wielkiej twojej winy, która zraniła śmiertelnie żonę i której nie może Ci wybaczyć (tak?). Raczej żona obwinianiem Ciebie chce usprawiedliwić swoje odejście. Jeśli uważasz że tak jest - to przestań ją przepraszać. Przepraszając ciągle i błagając o wybaczenie (czego??? - że chciałeś zarobić na was???), utwierdzasz ją w przekonaniu, że faktycznie ty wszystko nawaliłeś i ona ma prawo Cię zostawić - nie ma prawa.

My zawsze byliśmy rogaczami. Ja jestem Koziorożczem, a ona Baranem. Często się kłuciliśmy, ale zawsze razem wychodziliśmy z założenia że to tylko wzmacnia nasz związek. Ty naprawdę przywiązujesz wagę do znaków zodiaku? Wiesz, ze poza tym, ze to jest głupie, pierwotne, to jest to też antychrześcijańskie, jest grzechem?

Jeśli ją kochasz i chcesz zrobić porządek w swoim życiu i małżeństwie, to nie gódź się na rozwód. Poczytaj forum i stronę Sychar - pisałem - tam znajdziesz uzasadnienie dlaczego... oraz świadectwa osób, które się zeszły z powrotem tylko dzięki tej decyzji o wierności przysiędze małż. mimo sprzeciwu małżonka.

Przygotuj się do spowiedzi - z całego życia. Weź z internetu jakiś dobry rachunek sumienia i przygotuj sie, potem spowiedź. Od tego trzeba zacząć. Potem droga wiary i modlitwy. Czytaj to forum, tu też będziemy Cię wspierać. Bo może być ciężko: żona odejdzie, zezłości sie że nie zgadzasz sie na rozwód (nie możesz się zgodzić), może ktoś jej się podoba - ale TY musisz być mocny i walczyć o wasze małżeństwo.

modlitwę odmawiałem już wiele razy.... Modlitwa to jak jedzenie - liczysz ile razy jadłeś w życiu? Módl się teraz jak najwięcej.

Wiem, ze Ci ciężko, bo kochasz żonę, nie wyobrażasz sobie życia bez niej, ranią Cię jej słowa o braku miłości. Nie przejmuj sie słowami kobiet, to Ty masz ją kochać i zawalczyć (ona wtedy pokocha). Ale nie pisaniem rozpaczliwych listów (pogarszasz sprawę), a swą wiarą, nadzieją i miłością, swą stanowczością, że mimo jej postawy i zagubienia, ty będziesz działał na rzecz małż.: zmieniał się, dojrzewał do tego sakramentu i żył dla Boga.

Anonymous - 2012-07-27, 20:50

i o jakim sposobie HI mówisz??
Anonymous - 2012-07-27, 20:56

dając zgodę na rozwód łamiesz przysięgę, sam czynisz grzech a i jej otwierasz furtkę do życia w grzechu(będzie czuła się wolna i zacznie życie z kimś innym a Ty jej to ułatwisz)..jeśli będziecie dalej małżeństwem to zawsze będzie jakaś szansa pogodzenia się :) a tak to spalisz most..w sumie co masz do stracenia..i tak, jest na Ciebie zła..wchodzeniem w.....nic nie zyskasz..i kota można zagłaskać na śmierć :) ja tak zrobiłam:(
nie chcę Ci źle doradzać...sama się dopiero uczę..może mnie ktoś poprawi

módl się do Boga o jej nawrócenie, do jej Anioła Stróża żeby chronił ją przed złymi myślami..modlitwy mają naprawdę wielką moc..a powierzenie wszystkiego Bogu naprawdę daje ulgę..wiesz, że nie jesteś z tym wszystkim sam..

a tak z takich porad świeckich..musisz jej zaimponować..przede wszystkim zadbać o siebie..ludzie sami lgną do osób, które promienieją..mi to wszyscy radzą, staram się ale przez ciążę czuję, że mam ograniczone możliwości i czuję się na tym polu skreślona..i to mnie dobija..Ty możesz dużo..pokaż, że jesteś jakiś (a nie jak flaki z olejem), że jesteś wartościową osobą..kobietę trzeba sobą zainteresować..znasz żonę długo więc powinieneś wiedzieć jaki jest na nią sposób..ja sposób na męża znam ale póki co nie mogę go wprowadzić w życie z pewnych względów :(
jak będziesz siedział zapłakany z miną zbitego psa to będzie działało tylko na Twoją niekorzyść

Anonymous - 2012-07-27, 20:58

AdrianQ7, dziękuję Ci, Widzisz, wiele osób mówi mi że nie ma konkretnego powodu dla którego ona chce się rozwieźć (nawet nie wiem jak to się pisze). Moja mama była u niej. Wyobraźcie sobie że Iwona mówi do niej już na Pani a nie MAMO!!!!! Ja z jej rodzicami mam bardzo dobry kontakt. Oczywiście nie narzucam się bo wiem ile nerwów to wszystkich kosztuje. Zawsze ich szanowałem i szanuję i będę szanował, a ona chce żebym się nie kontaktował z jej rodziną i nie sposkował z jej plecami z jej mamą. Tylko że zarówno ja jak i jej mama przezywamy to tak traumatycznie że sam się nei poznaję... Ale AdrianQ7, powiedz mi, jeśli nie zgodzę się na rozwód to przecież z góry bede skazany na jeszcze większe cierpienie. To forum nie pozwala mi pisać słów jakie do mnie mówiła ale jej słownictwo do mnie jest wręcz makabryczne... Nie chcę nawet myśleć co będzie jeśli na sprawie sądowej powiem że się nei zgadzam na rozwód....

[ Dodano: 2012-07-27, 21:08 ]
AdrianQ7, hi554, nie miałem pojęcia że spotkam tu tak zyczliwych ludzi.... aż się poryczałem....

Anonymous - 2012-07-27, 21:12

czemu na jeszcze wieksze cierpienie???
Anonymous - 2012-07-27, 21:12

Napisałem Ci, nie martw się jej słowami - wiesz jak żona na mnie przeklinała? i co? i nic z tego nie zostało... Nie przejmuj się słowami kobiety :).

Co do rozwodu - macie ślub sakramentalny, uświadom sobie (i żonie jak bedzie okazja) - że rozwód NIC NIE ZMIENIA - dalej JESTEŚCIE I ZAWSZE BĘDZIECIE MAŁŻEŃSTWEM. To z tego powodu nie możesz zgodzić się na rozwód - z perspektywy katolickiej to jest grzech, a z perspektywy faceta: to złamanie przysięgi (najważniejszej w życiu) - którą złożyłeś żonie.

Jeśli złamiesz najważniejszą przysięgę jej daną - jak ona będzie mogła kiedykolwiek Ci zaufać w mniejszych sprawach? Tak jej to możesz powiedzieć.

ps. A kobieta jest zmienną, więc gdy zmni decyzję , to co? - to też jej możesz powiedzieć, nie płacz, żartuj z nią :-)

Anonymous - 2012-07-27, 21:14

bo już sobie wyobrażam z jakim obrzydzeniem i wściekłością na mnie patrzy... Rozmawiałem z nią o tym. Chce wnieść pozew za porozumieniem stron żeby jak najszybciej się ode mnie uwolnić.... Boże co ja takiego zrobiłem.....

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group