Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Odpowiedź

Anonymous - 2012-08-12, 22:20

Gogol, wybacz, ze na razie Ci nie odpowiem. Wziąłem się za Dobsona. Cóż, znalazłem to czego się spodziewałem. Stanowczo się z nim nie zgadzam i uważam, go za niebezpiecznego autora. Co z tego że zgadzam sie z nim w 99 % objetości książki. Moim zdaniem tej 1 % wystarcza by go uznać za autora szkodliwego.
A tak na marginesie, moim zdaniem z ogromną ostrożnością należy podchodzić do wszystkich teksów schizmatyków. Dobson jest ewengelikiem! 1% może wywrócić naszą wiarę do góry nogami!
Przestrzegam przed Dobsonem. Postarajcie się znaleźć potwierdzenie tego co pisze o małżeństwie i wybaczeniu u innych autorów katolickich. Bardzo proszę o takie cytaty.

Anonymous - 2012-08-13, 11:29

Orsz napisał/a:
Cóż, znalazłem to czego się spodziewałem. Stanowczo się z nim nie zgadzam i uważam, go za niebezpiecznego autora
-a to mnie zaciekawiło co takiego znalazłeś czego się spodziewałeś?
Anonymous - 2012-08-13, 15:26

Orsz.........czy Ty dposzczasz myśl o swoim udziale w kryzysie jaki przeżywacie w Waszej rodzinie?
Czy widzisz jakiś swój udział w tym kryzysie?
Kiedyś Jacek Pulikowski podczas warsztatu postawił tezę.............. "za zdradę żony w znacznym stopniu odpowiedzialny jest mąż".
Wtedy trochę mnie to zbulwersowało.Dziś już znacznie mniej,a nawet przyznaję mu sporo racji.
Bo za samą zdradę odpowiada tylko ten co zdradza,ale za kryzys odpowiadają obie strony.
Tylko nie myl odpowiedzialności z winą.
PD

Anonymous - 2012-08-14, 19:53

Oj ludzie, załamujecie mnie tym co piszecie. Nie dlatego, że jesteście, źli, jesteście dobrzy nawet bardzo. Ale mam obawę, że jesteście pod złym wpływem. Winiłbym tu przede wszystkim Dobsona. Ktoś napisał, że nie musicie być dla mnie autorytetem i to nawet dobrze, że nie jesteście. Kazał się zwrócić do psychologa, kogoś tam jeszcze i teologa.
Otóż ja Wam, Moi Drodzy powiem, naprawę też jak najlepiej Wam życząc. Tylko o teologa mi tu chodzi. Dobson jako ewangelik promieniuje całkowicie heretyckim pojęciem o małżeństwie. To co on przedstawia ma w większości spraw znamiona dobra, ale tym dobrem nie jest. Kwestia winy, kary, ocen, podejścia do prawdy też jest chyba bardzo istotnym elementem, który nas różni. W tych sprawach potrzebny jest fachowiec, teolog. Powinien tu zabrać głos. Z kim Wy, Moim Drodzy się konsultujecie? Ludzie poranieni często ulegają złudnym wyobrażeniom prawdy i dobra. Po prostu trzeba uważać. Dotyczy to oczywiście także mnie. Jednak ja nie uciekam od prawdy, ja stawiam ją na pierwszym miejscu, tak ostro, że aż czasem boję się, iż będę posądzony o jakąś perwersję.
A mi rzeczywiście jest źle i kilka wpisów wystawiło mnie na próbę. Ale nie chce się skarżyć, wolałbym, by dało się ustalić jednak jakiś konsensus.
Wpis Katarzyny http://www.kryzys.org/vie...ghlight=#201102 jest doskonałym podsumowaniem wszystkich tych kwestii, które nas różnią. Jest potwierdzony w nim jeszcze jeden element. Moim zdaniem fałszywa koncepcja osoby ludzkiej. Zauważam próbę rozgraniczenia ciała i ducha.
Cytat:
A mnie przeraża, że Ty nadal uważasz, że z małżonkiem tworzy się wspólnotę ciała.

Co moim zdaniem moglibyście postarać się wyeliminować aby uczynić sensowniejszą naszą dyskusję? Nie doszukiwać się niuansów, by mi coś wytknąć. Tak to jest z ta "wspólnotą ciała". Nigdy nie uważałem, że małżeństwo jest wspólnota tylko ciała. Na ziemi w równym stopniu ciała i ducha. Nie można chyba w małżeństwie wyróżnić elementu ważniejszego. Oba są komplementarne. Może są lepsze, teologiczne określenia określające tę istotę natury człowieka składającego się z ciała i ducha. Na ziemi naszym ciałem wyrażamy większość swojej duszy. Akt płciowy jest tego szczególnym przypadkiem. Nie oddajemy tylko swego ciała, oddajemy także duszę. I nie jest prawdą, że dusza już wcześniej była tego kochanka. Tak nie jest. Liczy się czyn, decyzja, by oddać się drugiemu. Wszystko co związane jest z niewiernością jest złe. Bycie złym w małżeństwie jest złe, prowadzi do złego. I przez sam fakt zła samego w sobie i przez to, że właśnie doprowadza nieraz do tego najgorszego, do zdrady, lub rozpadu małżeństwa.
Pod kątem jedności małżeństwa istotną rolę zapewnie odgrywa też czystość myśli
Nasze myśli tylko Bóg widzi, tylko on ma możliwość je ocenić i mówi wyraźnie, że samo pożądanie jest już cudzołóstwem, ale w myślach – to powiedział Chrystus. Czy jest to mniej złe od cudzołóstwa cielesnego? Moim zdaniem tak. W mniejszym stopniu wpływa na jedność małżeństwa, choć niewątpliwie też mu zagraża. Jest też złe samo w sobie. Coś jest w tym, że nie ma przykazania zabraniającego mieć myśli mordercze, a już pożądać żony lub rzeczy, tak.
Jest to dla mnie pewna tajemnica. Potrafię to tłumaczyć tym, że nieczystość i chciwość wyjątkowo perfidnie współgrają z naszą ludzką psychiką.
Trzeba starać się mieć czyste myśli. Ciało wszystkiego nie wyraża, ale ciało jest ostatnią instancją wypowiadające nasze zło w duszy. Jest też elementem wiążącym nas z naszymi współbraćmi. Mając być dobrymi, miłosiernymi dla innych mamy wyrażać to czynem. Pisaliście o tej postawie. Postawa wynika z przeżyć wewnętrznych, które też doskonale rozpatruje bł. Karol Wojtyła w "Miłości i odpowiedzialności". Wszystko się zazębia.
Zdrada jest ostatecznym wyrazem ducha, który w tym momencie jednoznacznie i ostatecznie zrywa jedność ziemską (cielesną i duchową) z małżonkiem. To samo tyczy aktów przedmałżeńskich. Nie ma różnicy między tym co dzieje się w trakcie, przed i po małżeństwie. Po śmierci bowiem też mamy obowiązek być wierni małżonkowi do czasu kolejnych zaślubin.
Pozwólcie, że jeszcze jedną skrajną nadinterpretację i nieporozumienie wynikające chyba z przemożnej chęci udowodnienia swego przedstawię Wam. Katarzyna w zalinkowanym tekście pisze, że moim zdaniem Sakrament małżeństwa nic nie zmienia w życiu bardzo poranionych przez siebie, przez życie ludzi. Nigdzie nic takiego nie napisałem. Zmienia bardzo dużo. Łączy ich w jedno ciało, tak jak każdych innych wiernych. Tylko to ciało jest poranione i pozbawione u samego startu tych radości ziemskich, duchowych i cielesnych chyba też, które przygotował Pan wiernym jego Słowu. I tyle. Nie zgadzasz się ze mną Katarzyno? Ja myślę, że to moje twierdzenie jest oczywiste. Uważam, ze sprzeciw wobec tego co przed chwilą powiedziałem byłby kpiną z Bożych przykazań i Bożej Myśli o Stworzeniu. Ale naprawdę, przy reprymendzie teologa, księdza, który od czasu do czasu powinien tu zaglądać, wycofam się. A Wy zastanówcie się, czy czasem nie naginacie prawdy do własnych bolesnych doświadczeń.
Oj przydałby się arbitraż.
Katarzyno, piszę tu bo nie chcę zaśmiecać wątku Andiego.
Napisałaś.
Cytat:
Tak, jakby Bóg niczego nie mógł, jakby Sakrament był tylko imprezką w kościele, jakby Spowiedź była tylko rytuałem, bez jej znaczenia - no po prostu koniec. Człowiek popełnia grzech i czeka go piekło. Nie tylko po śmierci, ale i tu na ziemi. Nie da się odkupić, odwrócić, przebaczyć, naprawić, uświęcić, uzdrowić.

Gdzie coś takiego napisałem? A dalej pytasz się w jakiego Boga wierzę?
Wierzę w Boga, który wybacza tym, którzy czynią pokutę, a nie tylko chcą i chcą.
Aby mieć pełnie małżeństwa trzeba się o nie starać całe życie. Nie chodzi o ideał. Ideału nie będzie nigdy. Zawsze się ludzie w małżeństwie będą sprzeczać w większym lub mniejszym stopniu. Ale trzeba zachować fundamenty. Fundamentem jest miłość, czystość, wierność. W moim przekonaniu Wy wszystko odwracacie. Zwracacie uwagę na błahe kłopoty małżeńskie, a najgorszy czyn wybielacie.
Tak, wybielacie. Zaczęło się to od zwrócenia mi uwagi przez Malwinę, że tylko na ciało zwracam uwagę. Jest to banalizacja ciała, banalizacja nieprawego aktu seksualnego.
I powiem Wam, jeszcze jedno. W moim odczuciu takie traktowanie tej sprawy może być zgorszeniem dla tych najmniejszych.

Katarzyna pisze.
Cytat:
W jakiego Ty Boga wierzysz, jestem ciekawa...chyba nie w tego, w którego ja wierzę. Wszechmocnego, miłosiernego, wybaczającego, wymagającego, ale wyrozumiałego, mądrego, przewidującego. Mój Bóg daje mi sakramenty, które zawsze pozwalają wyjść człowiekowi z bagna. Z bagna grzechów. I jakoś bardziej cieszy go powrót jednej zagubionej owcy, niż całe stado grzecznych i posłusznych owiec, które ma u swoich stóp.


Nie rozmawiamy o powrocie Katarzyno, rozmawiamy, przynajmniej ja to staram Wam przedstawić, o konsekwencjach zła. Ty te konsekwencje odrzucasz, a to może świadczyć o nieodnalezieniu Prawdy.

Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi. I powiem Wam coś jeszcze. To nieszczęście spowodowane grzechem jest największą chwałą grzesznika. Nie nieszczęście potępieńcze, nie judaszowa trwoga, lecz nieszczęście bólu po zadaniu ran Chrystusowi, ran najbliższym, własnych ran duchowych.
A psychoterapia to niszczy. Tu potrzebna pokuta i prawda. Jeszcze raz polecam film "Misja".

Nieporozumień w tekście Katarzyny jest masa. Kwestia semantyczna własność- przynalezność. Jest istotne to rozróznienie. Bo rzeczywiście własnośc oznacza możliwość dusponowania druga stroną bez jej woli. Przynależność oboby w małżeństwie natomiast podkreśla osobitą wolę bycia własnościa drugiej osoby. Jedna i drugie słowo zawiera w sobie bowiem słowo "dać". Oddajemy siebie na wzajem. Każdego dnia i całe pozostałe życie należymy do drugiej osoby. Wolną wolę mamy i są konsekwencje, to oczywiste. Konsekwencje nie ograniczaja się jednak tylko do Sądu Ostatecznego.
Różne są konsekwencje różnych czynów. Gdy zapomnimy dać kwiatka w rocznicę, są konsekwencje, gdy zdradzimy są konsekwencje. Niepomiernie różne, bo dotycząace innej materii. Jedne naruszają bezwzględnie jedność małżeńską, są aktem woli oddania siebie kumuś innemu, inne nie. W tych innych przypadkach nie ma tej innej osoby i nie ma tej decyzji, nie ma też aktu, który grozi poczęciem dziecka. Nie można też zapominać o zwykłym splugawieniu się. Mężczyzna pożądający kobiety nieprawnie jest plugawy, łasi się na największą ziemską przyjemność i traktuje komuś przynależną osobą jak rzecz, którą potem, w swej pysze, często gardzi.
Nie można zapominać i o tym ziemskim, społecznym aspekcie zdrady-hańbie.
Można by pisać też o pięknie, o godności kobiecej. Nie wiem czemu, ale zawsze najbardziej zachwycały mnie kobiety czyste, wierne. Natomiast piękności, które oddały swą duszę i ciało plugawym mężczyznom wzbudzały we mnie jakąś niechcę, a jako kandydatki na potencjalną żonę nawet odrazę. Czy jestem skrzywiony? Jeszcze nie tak dawno było to normalne. Teraz widać wraz z upowszechnianiem się nieczystości, ludzka wrażliwość się zmienia. Ludzie dopasowują standardy moralne do siebie samych. Nie muszę chyba tłumaczyć, ze powinno być odwrotnie.
Przebaczenie mordercy córki jest czymś innym niż przebaczenie żonie. Wynika to z innego rodzaju miłości i innych relacji. Miłość oblubieńcza ma swoją specyfikę. Nie pisze o tym bł. Karol Wojtyła? Po co mieszać nieporównywalne? Zestawienie zabójstwa z cudzołóstwem uważam za nadużycie.
Zresztą ja nie piszę, że nie wybaczę. Ja piszę o warunkach przyjęcia żony. Szkoda, że Katarzyno nie odniosłaś się do wzmiankowanej przeze mnie wypowiedzi ojca Saliego.
Kobiety nie skruszonej bym nie przyjął. Moja żona od początku żałowała, jednak nie miała świadomości tego co uczyniła. Wie coraz wiecej i we mnie też coś się zmienia. Wypoweidź ojca Saliego ewidentnie oddaje odwieczne prawa natury człowieczej, którym moja męska dusza podlega.
Masz racje Katarzyno, że modlitwa pomaga, ale pomaga też prawda, pomaga samozaparcie, wiara w ideały, pamaga odbudowywana na różne sposoby męska duma, która nie jest niczym złym.
Oj Katarzyno, jak mieszasz. Jeszcze raz punkt po punkcie analizuję Twój wpis. Piszesz by nie mieszać wybaczenia i pojednania, rozumiem, że małżeńskiego, bo ona ma swoją specyfikę, a jednoczesnie podkreślasz warunki wybaczenia jako element niezależny od skruchy. Podkreślasz możliwość braku skruchy. A bez skruchy pojednania być nie może. Skruchy autentycznej. To mówi ojciec Salij. O czym piszemy. Wybaczyć możemy małżonkowi, który nigdy nie wróci. To jest, owszem, potrzebne przede wszystkim dla nas samych. Warunki bycia z małżonkiem pod jednym dachem, w jednym łożu są o wiele szersze. Potrzebne jest pojednanie i odniesienie go do konkretnych wydarzeń z przeszłości.
Ta potrzeba prawdy jest dla mnie tajemnicą. To chyba wynika z potrzeby jedności ciała i ducha. Gdy jest czystość jest radość, są niezapisane karty, które sobie wzajemnie zapisujemy. Gdy tego nie ma, ja przynajmniej odczuwam potrzebę odczytania tej karty z która przyszło mi żyć. Życie to nie poker. Przynależność małżeńska nie toleruje tajemnic. W tej grze nic nas nie powinno zaskakiwać.

Anonymous - 2012-08-14, 20:19

Orsz, ale mógłbyś jakoś się bliżej, szczegółowiej odnieść do Dobsona? Bo na razie argumenty, że on podchodzi inaczej, heretycko, że przedstawia pozory dobra - nie przemawiają do mnie.

Orsz napisał/a:
Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi.

Dlaczego tak uważasz?

Orsz napisał/a:
Wierzę w Boga, który wybacza tym, którzy czynią pokutę, a nie tylko chcą i chcą.

A co z tymi którzy nawracają się na łożu śmierci? U nich żal za grzechy jest, przyjmą sakramenty, ale pokuty nie zdążą uczynić?

Anonymous - 2012-08-14, 21:37

Orsz napisał/a:
Nie rozmawiamy o powrocie Katarzyno, rozmawiamy, przynajmniej ja to staram Wam przedstawić, o konsekwencjach zła. Ty te konsekwencje odrzucasz, a to może świadczyć o nieodnalezieniu Prawdy.


Świetnie, że wspomniałeś o konsekwencjach, bo już dawno miałam Cię spytać.
A gdzie są konsekwencje Twojego zachowania, Twoich postępków, Twojej postawy w małżeństwie?



Orsz napisał/a:
Nasze myśli tylko Bóg widzi, tylko on ma możliwość je ocenić i mówi wyraźnie, że samo pożądanie jest już cudzołóstwem, ale w myślach – to powiedział Chrystus. Czy jest to mniej złe od cudzołóstwa cielesnego? Moim zdaniem tak. W mniejszym stopniu wpływa na jedność małżeństwa, choć niewątpliwie też mu zagraża.


Twoim zdaniem.
Czy dlatego, że jesteś mężczyzną i masz takie, a nie inne postrzeganie kobiet, związków, cielesności?

Dla Ciebie zdrada fizyczna jest końcem procesu, ale dla mnie - emocjonalna.
I śmiem przypuszczać, że dla wielu kobiet też twardszym ciosem byłoby zakochanie się męża, oddanie innej kobiecie swojego serca, myśli, tęsknoty i tego pierwszego miejsca w głowie, miejsca jedynej oblubienicy. Po prostu tak mamy. Mamy też świadomość domów publicznych i tego, że panowie tam nie z miłości chodzą. Takich przybytków dla pań nie ma. Są więc różnice w postrzeganiu tego, więc nie bagatelizuj zdrady emocjonalnej i nie umniejszaj przykazania, byś nie pożądał w myślach, wobec przykazania "nie cudzołóż".

I wcale nie chcę Cię przekonywać, byś myślał, jak ja.
Usiłuję Ci od początku samego podpowiedzieć, co może myśleć, czuć Twoja żona - nie jako człowiek ogólnie, tylko jako kobieta, jaką i ja jestem.
Usiłuję Ci przekazać, że nie możesz przykładać swojej tabelki znaczeń pojęć, swojej tabelki wartości i na tej podstawie działać, wymagać takiego myślenia od swojej żony, bo to niemożliwe.

Bóg zadbał o wszystko dając przykazania. I o zdradę cielesną i o zdradę emocjonalną. Ba! Nawet wyszczególnił płeć tego, do którego się zwraca, bo w swojej mądrości wiedział, że to oddalenie się emocjonalne mężczyzny, rani kobietę najbardziej.

Oddalenie się emocjonalne - nie tylko myśli poświęcone innej kobiecie - ale i traktowanie kobiety jako kogoś, kogo uczucia są nieważne, kto nie jest partnerem, a własnością, służką, pracownicą, poddaną, elementem nr 2.

Jesteś mężczyzną, więc interpretujesz w ten właściwy dla siebie sposób wszystko, co czytasz. No dobrze.
A kobiety mają inaczej, myślą inaczej. Co zrobisz zatem teraz?


I co Ty chcesz od tego Dobsona? Twoje słowa są żywym dowodem na to, że miał rację. Przecież prezentujesz postawę dokładnie taką, jaką przypisuje on mężczyznom, mężom w swoich książkach. Czy Ty w ogóle go czytałeś? Czy odrzuciłeś go z punktu, dlatego, że jest ewangelikiem?

Poza tym nie sądzę, by dla kogokolwiek Dobson był guru. Guru dla nas jest Bóg. A On dał przykazania, z których żadne nie jest oznaczone, jako mniej ważne.

Dla Ciebie zdrada jest czymś, co uniemożliwia zbliżenie się i pojednanie całkowite z żoną. Rozumiem.

To teraz zrozum punkt widzenia kobiet.

Poczytaj wpisy pań, które tutaj zmagają się z mężami uzależnionymi od pornografii. Ich mężowie TYLKO oglądają, tylko patrzą. A to sprawia, że dotyk takiego męża jest dla żony nader przykry i bolesny. Czasami wręcz obrzydliwy. Nie ma mowy więc o pojednaniu, chociaż przecież "on nic takiego nie zrobił". Co innego, gdyby zdradził.
Nieprawda - w naszym myśleniu, w myśleniu kobiet, on już właśnie nas zdradził. Mimo, że nie uruchomił - jak to mówisz - tego ostatniego ogniwa, ciała.

Tak samo może być przykry kontakt żony z mężem, który na co dzień może nie ogląda pornografii, ale jest przykry, despotyczny, traktuje żonę jak przedmiot, własność, nie szanuje jej uczuć, traktuje ją jak pomoc domową, pracownika, podwładnego, stosuje przemoc fizyczną, psychiczną, ekonomiczną, nie szanuje jej, wyśmiewa, krytykuje wygląd itd itd - co powoduje, że kobieta pragnie uciec, schować się, ma taką samą blokadę, jaką Ty masz w tej chwili wobec swojej żony.

I tylko tyle.

Orsz napisał/a:
Każdy może zawsze liczyć na miłosierdzie Chrystusa, ale nie każdy może być szczęśliwy już tu na ziemi. I powiem Wam coś jeszcze. To nieszczęście spowodowane grzechem jest największą chwałą grzesznika. Nie nieszczęście potępieńcze, nie judaszowa trwoga, lecz nieszczęście bólu po zadaniu ran Chrystusowi, ran najbliższym, własnych ran duchowych.
A psychoterapia to niszczy. Tu potrzebna pokuta i prawda. Jeszcze raz polecam film "Misja".


Czytam Ciebie uważnie.
"Psychoterapia niszczy..."
"Nieszczęście spowodowane grzechem jest chwałą grzesznika..."
"Tylko pokuta i prawda..."
"Nie każdy może być szczęśliwy..."


No proszę Cię.
Powiedz to tym, którzy tracą maleńkie dzieci w hospicjach, którzy tracą kończyny, tym, którym ginie cała rodzina w wypadkach samochodowych. Rozumiem, że dla nich tylko marzenie o śmierci zostało, by być bliżej Boga?

Wiesz, co? Prawdę każdy ma swoją.


A pokutę wyznacza spowiednik - nie mąż.
Wykonanie tej pokuty będzie rozliczał Bóg.
Nie jesteś Bogiem.


Tak, konsekwencją zdrady Twojej żony, jest ogromny ból w rodzinie.
Ale nie jest nią brak Twojego wybaczenia, bo ono zależy od Ciebie i Twoje blokady przed tym procesem.

Natomiast zgoda, że pojednanie, czyli powrót bliskości, harmonii, spokoju i nadziei na przyszłość zależy od obojga, oboje muszą chcieć.

W dalszym ciągu jednak mam nieodparte wrażenie, że pokazujesz Panu Bogu białe pola, na których sobie nie poradzi. Na przykład nie potrafi swoim działaniem uszczęśliwić człowieka. Dla mnie to jest nie do wyobrażenia. Ja takich białych pól nie widzę. Bóg może wszystko.

Jeśli ktoś jako szczyt szczęścia widzi coś ziemskiego, coś co zależy od drugiego człowieka - czyli nie Boga i jego moc, siłę, obietnicę - to nigdy nie będzie szczęśliwy.
Bo zawsze ktoś może umrzeć, majątek można stracić, ukochany może zdradzić. I koniec, po szczęściu. To w ogóle cud, że Eleni śpiewa na koncertach, uśmiecha się, żyje. To cud, że inni rodzice, którzy stracili swoje dzieci, mogą w ogóle dalej żyć. Albo ci, którzy nie mają kończyn. Cud, że małżeństwa (także i te sycharowe) przezwyciężają kryzysy, jednają się po zdradach, po wieloletnich romansach i są szczęśliwi. Może po prostu trzeba pozwolić Bogu na uczynienie tego cudu i po prostu w Niego, Jego moc uwierzyć?

Widziałeś ten film?

http://www.youtube.com/watch?v=VfEQdhCLdig

Możesz spojrzeć w swoje życie wstecz. Zanim dowiedziałeś się o zdradzie żony - byłeś szczęśliwy? Budziłeś się co dnia rano i mówiłeś: Boże, jaki jestem szczęśliwy, dziękuję Ci za to. Tak było?

Anonymous - 2012-08-15, 12:31

Orsz proszę powiedz co myślisz o tych fragmentach Pisma św.
Mt5,38-42,
Mt6,12,
Mt5,23-25,
Łk6,35,
Łk6,29,
Łk6,32.

Anonymous - 2012-08-15, 15:11

Tylko Tolkowi na razie:
Tolek, wszystkie te fragmenty w zasadzie dotyczą miłości nieprzyjaciół, a nie własnej żony.
Mt6,12, dotyczy przebaczenia, a nie tworzenia wspólnoty małżeńskiej. Przebaczenie nie oznacza sworzenia wspólnoty małżeńskiej zgodnej z Planem Bozym. Wspólnota małżeńska to coś znacznie więcej.
Czy rozumiesz o co mi chodzi? Nie brnijmy dalej w to nieporozumienie

Te fragmenty są doskonałe dla żołnierzy idących na wojnę, by nie mordowali rannych i wziętych do niewoli.

Anonymous - 2012-08-15, 15:41

Orsz napisał/a:
Wspólnota małżeńska to coś znacznie więcej.
Czy rozumiesz o co mi chodzi? Nie brnijmy dalej w to nieporozumienie.


Orsz, jak dla mnie to większość tego co ty piszesz wyglada jak wielkie nieporozumienie albo niezrozumienie. Masz bardzo ograniczone sppojrzenie na relacje małżeńska. Pamiętasz jeszzcez co przysiegales? Chyba nie było tam o samej wierności? Jak chcesz takiej relacji, to kup sobie psa, który sie przywiaze do ciebie i będzie wierny, ale najlepiej na spacery chodź ze smycza icgo nie spuszczaj, bo on sie tezcmoże zapomnieć i ci hen poleci.

A twoja zona zrobiła to oco zrobiła, to sie chłopie zastanów jak wyglądała twoja miłość i czy to ty wczesniej jej w waszym małżeństwie nie opusciles.

Czy zaczales z nią rozmawiać? Czy spytales - co sie z nami stało, ze tak sie stało? Czy zamiast pouczac wszystkich wokoło jak jakiś d...ek potrafisz zacząć słuchać co do ciebie ludzie mówią, a ona przede wszystkim? Facet, jesteś nie do wytrzymania, zero samokrytycyzmu i wsluchania sie w innych. Od takiego Orsza ona dała nogę i nad tym pracuj, a nie nad jej wiernoscia i posluszenstwem. Chyba ze chcesz ten kryzys zmarnować na biadoleie nad sobą, to następny będzie znacznie gorszy.

Anonymous - 2012-08-15, 15:56

Andy, dosyć. albo się ograrniesz, albo nie bedę z Tobą rozmawiał. To nie miejsce na pyskówki i osobiste docinki. A w szczególności nie życzę sobie tego typu tekstów od osób o tak pokrzywionym życiorysie jak Ty (najdelikatniej mówiąc).
Kiedy Ty ostatnio czułeś co to wierność. W jakim wieku? 15, 18, 20 lat? Doskonale wiesz co to niewierność, ale nie masz skali porównawczej. Weź to pod uwagę.
Żeby nie było, że ja się tylko pytam. Moją jedyną kobietą była moja żona, wówczas przyszła, niestety. Wiek 23 lata.
Zestawmy naszą moc charakterologicznhą do prawa wypowiadania się o wierności.

Anonymous - 2012-08-15, 16:02

Ciekawe ujęcie tematu Orsz lecz ja inaczej to troszeczkę rozumiem a mianowicie:
Mt5,38-42 Dla mnie bardziej mówi o tym aby dobrze czynić tym, którzy wyrządzają nam zło i zastanawiam czy to koniecznie muszą być nieprzyjaciele?
Mt6,12 Tutaj jest mowa bardziej o wybaczaniu tym, którzy nas krzywdzą, czy krzywdy nie możemy zaznać od najbliższych?
Mt5,23-25 Czy w tym fragmencie nie jest mowa o pojednaniu i tworzeniu w ten sposób wspólnoty?
Łk6,35 Czy nie zachęca nas Bóg do tego aby czynić bardziej dobro a niżeli spodziewając się prawego postępowania z drugiej strony?
Łk6,29 Tutaj jest bardziej dla mnie o pokorze względem zła jakie nam wyrządzają a nie za wszelką cenę doszukiwania się sprawiedliwości.
Łk6,32 I tutaj jest następny dowód na Twoje błędne myślenie co nie omieszkam zacytować:
Wybaczyć można komuś kto żyje na drugim końcu świata. Z kimś kto jest obok nas każdego dnia, trzeba tworzyć wpólnotę. Z małżonkiem wspólnotę ciała. Tej wspólnoty ciała nie ma. To jest fakt, a Wy ciagle swoje, wybacz. Wybaczenie nie ma nic do tego faktu, który się nie odstanie.

Anonymous - 2012-08-15, 17:16

Orsz napisał/a:
To nie miejsce na pyskówki i osobiste docinki. A w szczególności nie życzę sobie tego typu tekstów od osób o tak pokrzywionym życiorysie jak Ty (najdelikatniej mówiąc).


Czemu zabierasz innym prawo do tego, co sam robisz? To powyżej to nie są osobiste docinki wykorzystujące wiedzę na temat tego kogoś, kto tu w szczerości coś wyznał? To nie są pyskówki?
Najpierw ustawiałeś w szeregu Malwinę, teraz Andy'ego...

Wiesz, może zaznacz w pierwszym poście, że w wątku mają się wypowiadać tylko określone osoby - np. te, które zawsze były wierne, miały jednego partnera seksualnego i była nią żona/mąż. Oczywiście dopiero po ślubie - reszta weg.
No i te znające Prawdę (prawdę Orsza).
No i jeszcze odrzucające Dobsona, psychoterapię, terapię psychiatry (leki), za to znieczulające się alkoholem. W takim gronie oczywiście tylko utwierdzisz się w swoich poglądach, w klapkach na oczach będziesz widział tylko to, co chcesz widzieć, słyszał to, co chcesz słyszeć.

Tyle w Tobie pychy, pogardy do ludzi, zwłaszcza do ludzi błądzących...
Czy żona usłyszała chociaż raz od Ciebie, że jest Twoją "niestety" żoną?
Tylko wiesz... jakoś dziwnie brak we mnie jakiegoś usprawiedliwienia dla takiej postawy. Nie masz powodu do pychy, ja w Tobie doskonałości nie widzę. A mimo to - pogardy nie mam, żal mi Cię tylko.

Jeśli o mnie chodzi, możesz nie wysilać się na odpowiedź, to Twoje życie, Twój kryzys, radź sobie, jak potrafisz, ja Ci życzę wszystkiego dobrego. :)

Anonymous - 2012-08-15, 17:38

Ciekawe...
Skoro wiesz najlepiej, jak postępować zgodnie z zamysłem Bozym, to po co ta dyskusja z osobami o pokrzywionym, jak napisałeś, życiorysie? No tak, to był zwrot do jednej osoby...
Większość osób ma mniej lub bardziej pokrzywiony ten życiorys, więc nie wiem czy są godni tego, by z Tobą rozmawiać...
Z przekonaniem o własnej racji potrafisz pisać i argumentować, po długości niektórych postów sądzę, że poświęcasz na to dużo czasu, ale w chwilach gdy poniosą cię emocje wychodzi z Ciebie pogarda dla innych.
A wychodzi to w tekstach typu "taka osoba jak ty nie będzie mi tu nic mówić..." W kontekście znajomości encyklik i z pewnością wielu innych dzieł o moralności niezbyt ładnie to wygląda...
Piszesz i pouczasz wszystkich jak teolog, ale cała ta konstrukcja intelektualna służy jednemu - usprawiedliwieniu tego, że nie jesteś teraz zdolny przebaczyć. Nie mówię, że to źle czy dobrze - tak bywa. Ale zlituj się, nie rób z tego traktatu intelektualnego.
Szukasz potwierdzenia swojej racji, a nie prawdy. Gdybyś naprawdę chciał wiedzieć, to byś pytał - z nastawieniem, że może być inaczej niż myślisz. A ty masz nastawienie - ja muszę ich tu na forum oświecić, biedaków, bo tkwią w błędzie.
Gdybyś chciał wiedzieć, co z tym zrobić, już dawno byś zapytał ksiedza/teologa/czy kogo tam uważasz za słuszne pytać.
Po co pytania, czy zagląda tu jakiś ksiądz? Są tu zarejestrowane osoby duchowne, możesz napisać do nich maila. Poszukaj w użytkownikach forum. Gdybyś szukał, dawno byś znalazł.
Tak na marginesie, chciałeś wiedzieć - Sychar ma ogniska w różnych miastach i tak, spotykamy się pod opieką osoby duchownej.
Cała ta wyłożona przez Ciebie teoria dotycząca wspólnoty małżeńskiej jest stworzona z wyselekcjonowanych fragmentów chrześcijaństwa na potrzeby Twojej obecnej emocjonalnej sytuacji, abyś mógł powiedzieć, że postępujesz zgodnie z zasadami . Rozumiem, ludzie tak mają, bo starają się jakoś odnaleźć.
Ale że Twoje wypowiedzi mają charakter niemalże wykładu na temat prawd wiary, jest to niepokojące, delikatnie rzecz ujmując.
Jak na razie wszystko, co usłyszałeś tu o przebaczeniu, łącznie z cytatami z Biblii, kwitujesz: tak jest, ale to nie dotyczy mojej sytuacji. Świetnie. Szukasz każdej okazji, żeby powiedzieć, że się nie da i koniec. Jaką masz więc alternatywę? Chcesz znaleźć w jakimś traktacie stwierdzenie "Orsz powinien/nie powinien przebaczyć i na nowo stworzyć wspólnotę?" Nawet gdybyś znalazł, to powiedziałbyś, że to o jakiegoś innego Orsza chodzi..
Sam będziesz musiał o tym zdecydować o tym, czy chcesz być za swoją zoną, czy nie. Bóg dał nam wolną wolę. Możesz nie chcieć. Ale nie wmawiaj sobie i wszystkim tu obecnym, że nie możesz stworzyć z nią wspólnoty, bo tak Bóg nakazuje.

Wiem, że znajdziesz na potwierdzenie swoich tez wiele cytatów i odpowiednio je zinterpretujesz.

Powodzenia.

Anonymous - 2012-08-15, 17:43

Orsz śledzę tą dyskusje od dłuższego czasu

powiem Ci kawałek mojej historii wybaczenia

ponad 12 lat temu mąż wreszcie poszedł na leczenie

ja zadowolona ale , wymagałam jak ty ,
by było tak,
jak ja sobie wymyśle ,
jak ja sama ocenię poziom jego skruchy , jego odpokutowania , jego prawdziwości , itd...

wiesz czym sie skończyło ??

rozwodem bo nie było po mojemu , bo jakoś było mi "nie dość "

musiały minąć lata prawie 3
Kiedy się nawróciłam, prosiłam Boga o prawdziwą Miłość taką jak z 1 listu do Koryntian

i skończyło się myślenie po ludzku o tej miłości ,
o tym że ktoś ma na coś zasłużyć, że musi wykazać się przede mną, takim stopniem pokory który mnie zadowoli , i wtedy przyjmę męża na moich warunkach.

Zero oczekiwań , jasne widzenie swojego udziału w kryzysie, i naprawienie swojej połowy

Orsz tak bardzo zajmujesz się żony wina i pokutą i zadośćuczynieniem, że masz bielmo na oczach na własny współudział
Podziel się z nami wnioskami z Twojej przemiany , Twojego udziału.
Oj ręczę że będzie bolało
mnie moje wnioski bolały i pchały do dalszej przemiany.

Mąż wrócił tydzień temu po 6 latach , a 3 lata od mojego nawrócenia
i w tle też była zdrada
i co ???
co mi przyniosłaby ocena jego skruchy , czy poczucia winy , czy tego jak głęboko zrozumiał czy pojął swój grzech , albo jak ma mi zadośćuczynić ????

To jego sprawa z Bogiem

Jeśli jest prawdziwie nawrócony , jeśli jest na bożej drodze Pan sam mu to powie.

Drugi raz nie zamierzam być " bogiem" i tobie też radze, zajmij się swoim udziałem w kryzysie.

Rozumiem , że masz problem z przebaczeniem
polecam książkę
C. Avis M. Troy "Uzdrawiająca siła przebaczenia"

Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group