Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - odbudowywanie (?)

Anonymous - 2012-06-07, 07:35
Temat postu: odbudowywanie (?)
Bardzo proszę o pomoc. Brakuje już mi sił i coś we mnie pęka.
Jakiś rok temu wyszedł romans mojego męża (pisałam już o tym na forum). Mąż był dla mnie wtedy okrutny...Kazał patrzeć jak się szykuje do pracy jak również okłamywał mnie co do kontaktu z kochanką. Nabawiłam się nerwicy.
Twierdził że mam, nie zastanawiać się za dużo a jak mu się nie będzie podobać życie ze mną albo ja to usiądziemy do stołu i się "pożegnamy". Podczas rozmów usłyszałam tak bolesne rzeczy jak to że nie chciał pierwszego dziecka... teraz ma 12 lat. wracają wspomnienia gdyż nie przyjechał do szpitala. Ja nie wiedziałam nigdy dlaczego..wiedział ze poród będzie z komplikacjami bo dziecku spadało tętno. Twierdził że dzięki kochance nasze małżeństwo trwało tak długo...
Dzięki temu forum przetrwałam, zaczęłam pracować nad sobą i widziałam efekty!

Mąż zbliżył się do mnie emocjonalnie...ale zrobił sobie ze mnie przyjaciółkę.
Powiedział mi ze jego interesuje partnerski układ taki że każdy ma swoje życie....mówił to z uśmiechem jakby miał super pomysł...i ze moze ma kryzys wieku średniego
nawet nie wie czy praca którą wykonuje to to co by chciał zrobić.
Zaczęłam myśleć i zauważyłam że kiedy mąż się zbliża do mnie to ma jakies kłopoty...Jak jest u niego wszystko dobrze....to ja mogę być ale równie dobrze zniknąć....
Nasze małżeństwo właśnie tak wyglądało...i to zarzucał mi mąż między innymi, że żyjemy osobno a jednak razem.... jednocześnie wszelkie próby w małżeństwie i teraz odrzuca.
Chyba ja ciągnęłam to małżeństwo i chyba ciągnę to teraz....
Były momenty jak nie dawałam rady że łzy płynęły mi po policzkach. Słyszałam tylko że za bardzo się przejmuję, że on nienawidzi jak płaczę, tak też teraz usłyszałam jak zapytałam z dziećmi pojedziemy na wakacje...zaczął wrzeszczeć ze ja wszystko chce.., wszędzie jechać. On nie znosi tego.. i teraz mam się popłakać najlepiej...wiec się popłakałam..to powiedział że płacze jak świnia. Potem przeprosił, powiedział że nie lubi wyjazdów.Wczoraj się okazało ze planuje wyjazd z kolegami a z nami później..Na pewno tez nas gdzieś zabierze...ale słyszałam już to. Już nie chodzi o mnie.. Chciałabym dla dzieci.
Zdenerwowałam się na początku. Potem sama zrozumiałam że to mi nic nie da.....Rok temu mąż był z nami jeden dzień.... był cały nerwowy i wyjazd w sumie był dla mnie kolejnym stresem.
Nie przypominam sobie z naszego małżeństwa niczego z czego mąż byłby zadowolony...
Już kiedyś zamknęłam się w sobie. Mąż się na chwile obudził. Zauważył mnie..do czasu kiedy się otworzyłam zęby znowu otrzymać cios...
Mąż nic nie zrobił żeby odzyskać moje zaufanie....
Jak widzi że nie wytrzymuję, wtedy powie ze mam fajne spodnie albo mam z nim coś pooglądać i uważa że to załatwia sprawę a moje serce zamienia się w lód.
Jedyną osobą, której mą się boi jest jego mama...stwierdził ze jakby się dowiedziała o wszystkim to by dostała zawału ( jest chora na serce).
Coraz częściej myślę że mąż ze złych powodów się ożenił i ze złych wrócił- odszedł na jeden dzień...bał się konsekwencji odejścia, opinii ludzkiej- mi powieział ze mnie kocha..kochał jeden dzień.
Dodam że rodzinie nie powiedziałam, chciałam ich ochronić...i chyba jego..nie wiem.
Doprowadziłam do tego że maż się czuje bezpiecznie bo wie ze mi zależy. A ja nawet nie wiem czy do końca mu wierzyć ze się nie kontaktuje z kochanką.
Głupia baba...całe życie tylko słyszałam od niego i od jego rodziny że za bardzo się przejmuje. nawet wtedy kiedy dostaliśmy na wychowanie 13 letnia wtedy jego siostrę..
Czuje że się rozsypuje a serce zamienia się w lód. I tego co wtedy się stanie.
Proszę napiszcie coś...

Anonymous - 2012-06-07, 15:09

Witaj Aleksandro, czy w tej trudnej sytuacji masz wsparcie rodziny i przyjaciół?
Czy myslalas o terapii, by wzmocnić siebie?

Cytat:
Dzięki temu forum przetrwałam, zaczęłam pracować nad sobą i widziałam efekty!

a teraz jak jest?

Może tez kontakt z sycharkami w Twoim miejscu zamieszkania, oraz dbanie o relację z Panem Bogiem, w Sakramentach, w modlitwie.

Pogody Ducha, pozostaję z modlitwą. :-)

Anonymous - 2012-06-07, 15:09

Witaj Aleksandro, czy w tej trudnej sytuacji masz wsparcie rodziny i przyjaciół?
Czy myslalas o terapii, by wzmocnić siebie?

Cytat:
Dzięki temu forum przetrwałam, zaczęłam pracować nad sobą i widziałam efekty!

a teraz jak jest?

Może tez kontakt z sycharkami w Twoim miejscu zamieszkania, oraz dbanie o relację z Panem Bogiem, w Sakramentach, w modlitwie.

Pogody Ducha, pozostaję z modlitwą. :-)

Anonymous - 2012-06-07, 17:36

Nie mam sił. Boję się z czegokolwiek cieszyć bo chwilowej poprawie naszych stosunków wszystko znika. Bo zadam głupie pytanie. Mąż zieje wtedy nienawiścią do mnie. Czuję że to wszystko przeze mnie.
Nie zawsze sobie daje rade z emocjami. Nawet jak sie bardzo staram. Mąż mnie raz przyciąga, raz odrzuca. to tak jakbym była grzeczna...taka jak on chce.. to przyciąga. Jak nie to odrzuca.
Czuję niepokój. Po ostatnim razie nie mogę dojść do siebie. Boję się już z czegokolwiek cieszyć. Martwię się o dzieci. Już nie jestem taką wesołą mamą jak kiedyś. Nie umiem im zapewnić spokojnego domu. Dręczą mnie wyrzuty sumienia, szczególnie do starszego dziecka (niechcianego przez męża). Ja tego nie wiedziałam. Czuję się w tym wszystkim sama taka "niechciana".
Mój mąż- czasami widzę jak cierpi. On chyba nie umie , nie chce i nipotrafi mnie kochac. Kiedys w chiwlijego szczerości powiedział mi że byłam przypadkiem, że uśmiechałam się przyjaźnie do ludzi to stwierdził ze taka będę i go rozczarowałam. te wszysatkie bolesene słowa , które wypowiadał wracają.
Czuję jakby nasze małżeństwo skończyło się w tym momencie kiedy urodziłam. to co było pomiedzy nami niewróciło.
Potem spadła na nas informacja o tym ze będziemy musieli wychowywać jego przyrodnią siostrę...i chyba byłam potrzebna i tak zostałam. Poem drugie nasze dziecko...Ja chyba nie byłam ważna nigdy.... tak czuję.
Mam wsparcie rodziców. Mieszkaja nie znami ale obok. Przezdłuzszy czas chroniłam ich przed tymi kłopotami. Mąz ich nie lubi. Moja mamę za to że jego zdaniem jest nadopiekuńcza do dzieci. Nie lubi mojego brata za to ze jest ciapą. A mojego ojca za to, że jest bałaganiarzem. Mieszkamy w domu dwurodzinnym. Mamay zupełnie odzielne mieszkania.
Korzystałam z psychiatry. Pół roku brałam lekarstwa. Miałam iśc na terapie. Nie skorzystałam. Bałam się że to będzie koniec mojego małżeństwa.

Teraz mam ochote zejść z oczu męzowi, nei robić już problemów.
Mąż chce miec mnei wesołą... ja nei umiem już taka być.
Dlaniego nic wielkiego się nei stało..... i jak zwykle ja jestem przewrazliwiona i za dużo się przejmuję......
Jutro Euro. Ma teraz żal, że swoim nastrojem popsuję mu oglądanie Euro.
Meczę go..."ogólnie".... ale jak staram sie nie wchdzic mu w drogę to chodzi niespokojny co mi jest.
A ja juz nic nie chce. Tylko nei chce żeby moje dzieci cierpiały. Obwiniały się. Teraz tylko myslę jak to zrobić. To żeby ich mama była taka jak kiedyś.. wesoła, usmiechnięta i pełna optymizmu. Ja miałam wybór.. one nie. Nie chce żeby płaciły za wszystkie błędy moje i męża. Sa coraz starsze i widza coraz wiecej.
Mysle o terapii tej, z której zrezygnowałam.
Czuję też że zamykam sie przed mężem...Boję się znowu przezyć odtrącenie..
Przyjaciele...mam kochaną przyjaciółkę i innych parę osób. Tylko one raczej stoja na stanowisku zeby to zakończyć bo sie niszczę...że znikam... a ja nie poto weszłam kiedys na Sychar żeby zakończyć to małżeństwo tylko żeby je uratować.

Anonymous - 2012-06-07, 17:59

aleksandra11 napisał/a:
Mysle o terapii tej, z której zrezygnowałam.

Aleksandro uważam, że to już czas na działanie, a nie na myślenie. Jak sama piszesz jesteś wrażliwa i bez fachowej pomocy, a być może leków sobie nie poradzisz.
Jesteś bardzo zorientowana na męża i zwracasz uwagę tylko na to jaką ocenę Ci wystawi, a jako DDA ma pewne cechy niełatwe w pożyciu to już wiesz.

Zadbaj o tę terapię.

Anonymous - 2012-06-07, 19:33

Cytat:
Miałam iśc na terapie. Nie skorzystałam. Bałam się że to będzie koniec mojego małżeństwa.


Obawiasz sie ze terapia zachwieje Twoją wiarą i wiernoscia męzowi?
Czy ze terapeuta będzie "przekonywał" Ci do rozwodu...tak bywa....warto więc szukać terapeuty o podobnych wartosciach..np chrzescijanskiego.

spróbuj troche oddzielic sie od meza, zajac czyms przyjemnym, spotkac z koleżanką, moze wyjsc na Adoracje do koscioła...
podobnie jak Jarek zauważyłam Twoje wpatrzenie w męza...to może męczyć jego i Ciebie
Ty tez jestes wazna,,,dla dzieci, dla samej siebie....ciekawa, wazna, kochana.

A jak relacja z Panem Bogiem, jesli mogę zapytać?

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-06-07, 20:24

aleksandra11 napisał/a:
Już kiedyś zamknęłam się w sobie. Mąż się na chwile obudził. Zauważył mnie..do czasu kiedy się otworzyłam zęby znowu otrzymać cios...


aleksandra11 napisał/a:
Doprowadziłam do tego że maż się czuje bezpiecznie bo wie ze mi zależy.


aleksandra11 napisał/a:
le jak staram sie nie wchdzic mu w drogę to chodzi niespokojny co mi jest.


Czy zauważyłaś pewną prawidłowość w zachowaniach męża?

Kochana, indywidualna terapia jest w Twoim przypadku niezbędna. Nie potrafisz stawiać granic, dlatego mąż robi z Tobą to, co robi, a Ty cierpisz. Zauważ, że kiedy nieświadomie i niechcący te granice stawiasz - oddalasz się, przestajesz nad nim wisieć, przestajesz stawiać go na piedestale - raptem zwraca się w Twoim kierunku, niepokoi.

Nie każdy potrafi stawiać granice, które nie przyzwalają na przemoc psychiczną i jest to zależne od wielu względów - od wychowania, jakie się przyjęło w domu, wzorca z tegoż domu wyniesionego, od braku asertywności, pewności siebie, poczucia niskiej wartości własnej, niskiej samooceny. Ale asertywności można się nauczyć, tylko zanim dojrzejesz do tego, by wziąć się za siebie, musisz odpowiedzieć sobie na pewne pytania:

Czy jesteś gotowa na to, że Twoje zmiany czyli powrót do normalności w Twoich zachowaniu (szacunek do siebie, niestawianie wyżej męża od siebie) mogą spowodować także takie zmiany, które Ci się mogą nie spodobać - np. mąż odejdzie.

Bo masz dwie możliwości - albo żyć tak jak teraz, albo zaryzykować i zmienić się (wzmocnić, zacząć siebie szanować, pokochać siebie, strącić męża-bożka z piedestału - to nawet grzech jest stawiać małżonka wyżej od Pana Boga). Mąż ma wtedy też dwie możliwości - albo dostosować się do takiej Ciebie zmienionej, albo odejść. Może być różnie, Twoja przemiana będzie dla męża zaskoczeniem, ale to jedyna szansa, by on sam mógł zderzyć się z normalnością, bo teraz - wierz mi - normalnie nie jest.

Myślę, że i tak jesteś obecnie samotna, opuszczona, tłamszona psychicznie. Czy czujesz teraz, że masz męża-przyjaciela, towarzysza na dobre i na złe?

Musisz przemyśleć bilans zysków i strat.

Podobał mi się tutaj post, jaki dodała Sagita, polecam jej wszystkie posty, można je znaleźć w archiwum forum za rok 2011.

Oto ten post:

Wysłany: 2011-07-05, 10:44 Temat: sama nie wiem jaki temat
Przykro to mówić, ale wygląda na to, że dałaś sie zmanipulowac w klasyczny sposób. Nie potępiam Cię, przeszłam też ten etap. Niestety, beznadzieję tego można zobaczyć dopiero, kiedy się człowiek pozwoli przekonać, że popełnia błąd.

Zobacz, o czym mówisz - mąż ma romans. Nie chce z niego zrezygnować, szkoda mu. No ale tak całkiem to z rodziny nie chce sie wypisać, bo jak to tak, co ludzie powiedzą, sam chłopczyk zostanie. Więc wygląda na to, że robi wszystko, żeby utrzymać obie, żonę i kochankę. Przynajmniej do czasu, kiedy coś sie nie rozwiąże SAMO.
Dopóki miał nadzieję na to, ze się uda pomysł, był miły. Kiedy przyduszasz, zaczyna się klasyczny manewr - atak. To ty jesteś winna, bo tak nie rozumiesz, ze ja się miotam, że ja chcę być z tobą, ale mi nie pozwalasz, bo jesteś francowata i masz fochy. Osaczasz mnie, dusisz brakiem zaufania (bo oczywiście zaufanie oznacza, ze wiarołomna połówka ma miejsce na uprawianie swoich miłostek, tworzy pokrętnie wrażenie, że MA DO TEGO PRAWO. A twoje żądanie uczciwości w tym zakresie jest naruszeniem jego WOLNOŚCI. Znasz te słowa, prawda?)
Mój Boże, jak ja Cię rozumiem.....
Kobieto!
Wołam do Ciebie z całych sił, żebyś odłożyła emocje i postawiła sprawę twardo. Po prostu. Nawet nie wiesz, jak wiem, że to sie zdaje niemożliwością. Bo musisz wkalkulować opcję, zę on wybierze tamtą, a przed tym broni się wszystko w człowieku. I zdaje mu się (temu człowiekowi postawionemu niezasłużenie w takiej sytuacji), że nawet trójkąt wytrzyma, żeby tylko facet mówił, że kocha.

To sie nie uda. Nigdy się nie udaje.
Poszukaj siły w wierze. I zbierz argumenty na rozmowę serio. Wiesz, niewiarygodne to, co mówisz: że on NIE CHCE O NIEJ ROZMAWIAĆ. No to przepraszam o czym macie rozmawiać??? O zakupach, rachunkach? Nie pozwalaj na takie wykręty. Zażądaj od niego, żeby był meżczyzną choć na godzinę rozmowy, może najważniejszej w życiu.

I przygotuj się na to, że będziesz musiała zaakceptować jego wolność. To jest w sumie najtrudniejsze.

Wiesz, podzielę się z Tobą pewnym doświadczeniem. Trafiłam kiedyś na wykłady Pomarańczarni u Krakowskich Dominikanów. Tam czytają Pieśń nad Pieśniami w kontekście małżeństwa. I tam, w ciemnym kapitularzu, pośród młodych ludzi, którzy wierzą, ze życie to zawsze i na zawsze z nim/nią zrozumiałam w jednej chwili, że ja nie chce byle jakiego męża. Cieplaka, słabeusza. Takiego, co to trzeba za niego decyzje podejmować i pilnować na każdej imprezie i w delegacji. Ze ja chcę Mężczyzny, który stoi wyprostowany, ma siłę i wiarę, jest jak cedr Libanu. Że chcę Oblubieńca, który będzie chronił żonę, dzieci, stada i pastwiska. Który będzie wierzył w Boga i na Nim zbuduje wszystko, co zamierzył.
Powiedziałm mu to wszystko spokojnie, położyłam przed nim notatki ze spotkania z adwokatem (w sprawie separacji i podziału marnego majątku naszego) i powiedziałam, że ma dobę na podjęcie decyzji. Męskiej DECYZJI.
U nas wszystko sie zmeiniło po tej rozmowie.

Wychodzenie z kryzysu spowodowanego zdradą nawet przy całkowitym zerwaniu z kochanką jest trudne. Kiedy próbuje się to zrobić w półobrocie, ze wzrokiem utkwionym w zło i tęsknotą w sercu za utraconą "miłością" - nie da się. Naprawdę się nie da.
Jeśli mi nie wierzysz, poczytaj o żonie Lota. Poczytaj o Locie samym, który marnie skończył, bo zamieszkał na górze, z której sobie popatrywał na utraconą Sodomę.

Będę sie za Was modlić. Mnie pomogły modlitwy rodziny i ludzi stąd.


S.



Czasem trzeba odwagi, by zmienić swoje życie. Sagita też pisała w innych postach, że bała się, że mąż nie zechce iść za nią w kierunku tych zmian, ale odważyła się, nie chciała dłużej tak żyć.

Pozdrawiam, z Panem Bogiem.

Anonymous - 2012-06-07, 22:19

Tak. Widzę ta prawidłowość.
Dzisiaj nawet usłyszałam czemu się nie przytulam tak jak zawsze. Czy jestem zła. Powiedziałam prawdę że czuję się odtrącona jego zachowaniem, że jest mi ciężko. Odpowiedział że jemu tez jest ciężko jak taka jestem. Przytulił mnie a
potem sam powrócił do tematu wyjazdu. Wypada w urodziny córki. Ma tez wtedy przyjechać jego siostra z zagranicy. Powiedział , że rozmawiał z mamą i mu powiedziała że ma jechać ale pyta mnie o zdanie. Zaskoczona byłam. Powiedziałam że ma robić jak uważa. Zdenerwował się i powiedział że to nie jest wsparcie. Ja mu powiedziałam że zna mnie na tyle, że wie że taka odpowiedz nie będzie zgodna z jego oczekiwaniami. Mogę mu tylko obiecać że zrobię wszystko żeby dziecko nie odczuło jego braku.
Nie wiem już sama....Mój mąż tak wiele oczekuje a tak mało daje w zamian.
wiele obiecuje. Nie dotrzymuje słowa.
Potem przeprasza że jest takim dupkiem i czy możemy o tym zapomnieć i że ona tak ma że podejmuje jakieś decyzje i się potem komplikuje. ma takiego pecha......
Nie czuję się jakbym była z mężczyzną tylko jak z dzieckiem.

Pójdę na terapię. Mam kochane i wspaniałe dzieci. Czytam trochę. Myślę że jestem współuzależniona bo próbuję stawiać granice a potem się martwię jak mąż to zniesie. On tym czasem moimi emocjami raczej się nie przejmuje. Wypalam na tą sytuacją. Widzę że coraz bardziej kosztem dzieci. Jestem nieobecna a to one mnie potrzebują.
Jakiś czas temu próbowałam namówić męża na terapię małżeńską...
Powiedział że się boi, że woli nie..
Myślałam ostatnio żeby wrócić do tego tematu... tylko ja wiem jaka będzie odpowiedz. Mąż ma teraz inne problemy. Wpakował się w jakieś interesy. Oczekuję coraz mniej i na coraz mniej rzeczach mi zależy.
Smutne to wszystko. Zaczynam izolować się od ludzi. Najlepiej czuję się w domu w otoczeniu dzieci.
Zastanawiam się nad Nowenna pompejańska. Bardzo potrzebuję spokoju ducha.
Dziękuję bardzo za odpowiedzi. Tyle tu zrozumienia, że od razu zrobiło mi się cieplej na sercu.

Anonymous - 2012-06-07, 23:40

Aleksandro, może to dziwnie zabrzmi, ale po zachowaniach męża (opisanych przez Ciebie) można się zorientować, że nie jest tak do końca wszystko stracone. O ile gorzej byłoby, gdyby był cyniczny, nie przepraszał, nie widział nic złego w swoim zachowaniu. Z zachowania Twojego męża wynika, że tak jak mówisz - jest jak duże dziecko, które potrzebuje stanowczości, granic. Niejako przyzwyczaiłaś go do pewnych spraw, rzeczy, reakcji, dlatego czuje się "uprawniony" do tego, co robi. Dzieci też często próbują rozeznać się, gdzie jest granica, której przekroczyć nie wolno, robią coś źle, ranią, zazwyczaj do pierwszego razu, kiedy widzą stanowczy odpór i wytłumaczenie, dlaczego źle postąpiły. Twój mąż wie, że coś robi źle, ale potrzebuje tego odporu, znaku stop, granicy.
Naprawdę nikt, nawet mąż, dzieci, rodzice - NIKT nie ma prawa nas ranić, stale. Wykorzystywać, stosować przemoc. I przeciwko temu trzeba zawsze się przeciwstawiać, to nie jest nic złego, wręcz przeciwnie.

Sięgnij, proszę, po "Miłość potrzebuje stanowczości". To świetna książka i myślę, że może sporo Ci rozjaśnić, podpowiedzieć pewne rzeczy. W pracy nad sobą ważne jest to, by wszystko, co robimy, podobało się Bogu, by uczyć się komunikacji, a nie manipulacji, by umieć kochać siebie zdrową miłością, a nie uczyć się egoizmu itd itd. Dlatego rozmowa ze specjalistą, lektury pomogą ustawić tę pracę na właściwe tory, tak - by wszystko szło tak, jak trzeba. Nie czekaj i zwróć się o pomoc, bo źle by było, gdybyś wpadła w depresję, podczas gdy wiele , naprawdę wiele możesz sama zmienić, od Ciebie dużo zależy, więc nie martw się. :)

A co do dzieci - warto by było pokazać im mamę, która kocha i szanuje siebie samą, by nie widziały wielu spraw i nie słyszały rozmów, które w przyszłości odcisną na nich piętno, przekażą niewłaściwe wzorce rodzinne, tzw. bagaż pokoleniowy.

Trzymaj się cieplutko. :)

Anonymous - 2012-06-08, 19:19

Dziękuje bardzo za wszystkie odpowiedzi. Jakaś nadzieja się we mnie obudziła i jakby sił mam więcej.
Myslałam troche nad tym wszystkim.
Kiedys byłam u Pani psycholog. Mówiłam o tym że czuję się tak głupia i naiwna, że wiekszośc kobiet by pogoniła takiego męza... ona mi powiedziała że to nic złego i żaden wstyd walczyć o rodzinę.
Czytam watek Ani 39... z tamtąd też czerpię dużo wiedzy.

Mąz dzisiaj jest wyciszony. Ja odpoczywam. Wiem ze musze zajac się sobą. Dzisiaj mecz euro. A Ja mam zaplanowany wieczorek z córeczką.
Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie...

Anonymous - 2012-06-10, 09:15

aleksandra11 napisał/a:
ona mi powiedziała że to nic złego i żaden wstyd walczyć o rodzinę.


Witaj , tak to nie wstyd walczyć o rodzinę to powód do dumy...........ale ja nie o tym......

ja sama nie lubię meczy, ba nawet bardzo........ale euro oglądam z wielką radością, sama się dziwię skąd u mnie takie uczucia.......jak zobaczyłam stroje naszych piłkarzy z orłem na piersi to jakoś tak dziwnie serce zadrżało.........i ta modlitwa bramkarza.......jesteśmy Polakami , nasza tradycja jest chrześcijańska, to wspaniale ,że są tacy ,którzy się tego nie wstydzą........
jeśli mogę ci coś podpowiedzieć ....... usiądź razem z mężem, i z córeczka przed
telewizorem , obejrzyjcie wspólnie mecz, nieważne jaki - we wtorek graja nasi- może to będzie jakiś krok , no może taki kroczek jak okruszek w stronę waszego pojednania...... ale czyż nie z okruszków składa się cały bochen chleba?

Anonymous - 2012-06-12, 17:56

Oglądałam trochę Euro ;-)
Na tyle ile pozwolił mi czas... teraz tym bardziej spadło na mnie jeszcze więcej obowiązków domowych.
Podniosłam się troszkę psychicznie. Obawiam się jednak, że mąż jest ze mną tylko dla dzieci. Mówi to miedzy wierszami przy różnych okazjach.
Jednocześnie jak gdyby nic wieczorem oczekuje .... spełnienia obowiązków małżeńskich...
Czuje się okropnie....
Dzisiaj miałam założoną wesołą bluzkę taką w kwiatki..Powiedział do mnie, że wyglądam jak dziewczynka.... ja cicho dodałam że mała dziewczynka, która potrzebuje mężczyzny.. Słyszał ,nic nie powiedział...
Siedzę sobie teraz sama.
Zastanawiam się nad swoim życiem. Popełniłam dużo błędów. Zrobiłam tez dużo rzeczy, z których jestem dumna, nie raz musiałam sobie dawać radę sama....teraz to "obudowywanie" małżeństwa przypomina raczej walkę o przetrwanie ale tyle czasu już minęło a ja nadal walczę..upadam i wstaję. Szkoda tylko że ogarniają mnie smutne myśli.
Pozdrawiam wszystkich mocno...

Anonymous - 2012-06-14, 09:06

aleksandra11 napisał/a:
Obawiam się jednak, że mąż jest ze mną tylko dla dzieci. Mówi to miedzy wierszami przy różnych okazjach.


to może już przestań się obawiać, może nie czytaj między jego wierszami................?
aleksandra11 napisał/a:
Jednocześnie jak gdyby nic wieczorem oczekuje .... spełnienia obowiązków małżeńskich...
Czuje się okropnie....


Skoro czujesz się okropnie , to dlaczego nie poprawisz tej sytuacji , aby tak się nie czuć?
Czy powiedziałaś o tym mężowi, i postawiłaś jakieś granice w tym względzie?
Na pewno nie będzie się cieszyć gdy odmówisz spełnienia czy spełniania tych obowiązków, ale w twoim przypadku może to odnieść jakiś pożądany efekt.
Jeśli masz być wesoła, radosna , przytulać się jak dawniej, to mąż musi uwzględnić także twoje potrzeby i uczucia , a nie tylko swoje.

aleksandra11 napisał/a:
ja cicho dodałam że mała dziewczynka, która potrzebuje mężczyzny.. Słyszał ,nic nie powiedział...


no właśnie ......a mógł coś miłego powiedzieć, wykonać jakiś miły gest..................... eh ci niektórzy mężowie/ np. twój i mój ;-) ;-) /
aleksandra11 napisał/a:
Popełniłam

dużo błędów


po co sie tym zadręczasz? kto w życiu nie narobił błędów?nie ma takiego człowieka, jesteśmy słabi, grzeszni, i wszyscy popełniamy błędy..............a zresztą po co rozpamiętywać przeszłość jak czasu nie cofniesz,
aleksandra11 napisał/a:
Zrobiłam tez dużo rzeczy, z których jestem dumna, nie raz

musiałam sobie dawać radę sama....teraz to "obudowywanie" małżeństwa przypomina
raczej walkę o przetrwanie ale tyle czasu już minęło a ja nadal walczę..upadam i
wstaję.


i to jest piękne..............walcz, jeśli upadniesz Pan poda ci rękę , powstaniesz, kiedy dopada cię smutek nie załamuj się , za chwilę Pan zapuka do twego serca i smutek rozproszy..................tylko musisz spełnić jeden warunek........zawsze i wszędzie być blisko Pana naszego Jezusa Chrystusa, swoje" sercowe mieszkanie" musisz mieć zawsze gotowe na Jego przyjście.

Za dużo u ciebie troski o męża za mało troski o Boga.
Bo jeśli Bóg będzie na pierwszym miejscu to wszystko inne rozwiąże się samo.

Kiedy po przebudzeniu otwierasz oczy to pierwsza twoja myśl biegnie do Boga czy do męża? jeśli mogę o to zapytać?

[ Dodano: 2012-06-14, 09:34 ]
http://religia.tv/index.p...ajemnica&id=628

to tak ku pokrzepieniu serc, podaję adres, a może słuchasz na religia tv?" Tajemnice Słowa."

gorąco polecam.

Anonymous - 2012-07-24, 08:18

Witam po długiej przerwie.
Właśnie wróciłam ze wspólnego wyjazdu z mężem. Okazał się katastrofą.
było z nami kilku znajomych.
Bardzo mi na tym wyjeździe zależało.
Miałam jednak zbyt duże oczekiwania.
Mąż zaczął gwiazdorzyć a od chwili kiedy podsłyszałam jak mąż rozmawia o intymnych sprawach z moja koleżanką włączył mi się zapalnik i zrobiłam się nerwowa i niespokojna.
Pech chciał że usłyszała to jedna z innych kolezanek. Pokłociła się z moim mezem bo to co powiedział o niej uderzyło w jej godność. przyszła do mnie i wyrzuciła wszystko z siebie a ja ja nie wytrzymałam i poszłam sobie... nad wodę żeby się wyciszyć.
chyba jednak za dobrze mi nie poszło bo jak wróciłam to "wypomniałam" mężowi zdradę a właściwie powiedziałam że nie daje rady , że jestem wykończona, że mam dość tego wszystkiego. że on się nie liczy z moimi uczuciami. I że rzeczywiście powinien mieć taka kobietę jak "tamta" Pani bo ona jest twarda i bezwzględna a ja wszystko przezywam.
Mąż twierdzi że nic takiego nie zrobił... może i nie..może to ze mną jest coś nie tak...
wczoraj wieczorem usłyszałam że on nie ma zamiaru cierpieć za to co zrobił do końca życia, że wypominam mu zdradę choć miałam tego nie robić. on ma dosyć, że minęło już tyle czasu od tego zdarzenia , że powinnam się z tym uporać a z koro się nie uporałam to oznacza to tylko tyle że nie uporam się nigdy a on nie zamierza żyć w takich warunkach. że wierze wszystkim a nie jemu. I nie zastanawiam się nad tym że to on jest tu pokrzywdzony bo nic złego nie zrobił a został niesłusznie oskarżony.
I wyszło, że to ja jestem winna... w sumie być może nie powinnam zareagować tak gwałtownie ale mój mąż nigdy nie baczył na moje uczucia. Za zdradę obarczył mnie takim poczuciem winy że ledwo z tego wyszłam.
Teraz znowu je mam. Bo w sumie były już dni, ze było już całkiem przyjemnie... i spokojnie..i wyglądaliśmy jak normalna rodzina.

Czuję się teraz znowu winna.. bo pewnie w normalnej sytuacji nic bym nie zrobiła.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group