Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jak wybaczyć zdradę

Anonymous - 2013-06-18, 13:57

Witam ponownie.
Tytułem bardzo krótkiego przypomnienia, rok temu z lekkim okładem, odkryłem zdradę żony, romans z przełożonym. Od tamtej pory borykam się z depresją, nieustannymi koszmarami (nie potrafię przestać o tym myśleć), ciągłe - być może z przerwami, nie wiem - jej kontakty z kochankiem, decyzje o rozstaniu, które nie dochodzą do skutku. Jednym słowem mordęga.

Wczoraj moja żona oświadczyła, że już nie będziemy małżeństwem, to się nie uda. Wypowiedziała mi przysięgę. Kryzys sprowokowałem ja, bo dowiedziałem się, że znów pisze do kochanka.
Doprawdy, nie wiem już co ze sobą zrobić. Chciałbym powalczyć o nią, ale jej postawa jest dla mnie nie do przyjęcia. Kiedy mówię "oszukujesz", odpowiada: "taka już ze mnie oszustka". Wytrąca mi wszelkie argumenty z ręki. Nie wiem jak z nią rozmawiać. Z resztą tego właśnie unika najbardziej.

Nie oczekuję niczego od Was, każdy ma swój krzyż, ale przynajmniej tu mogę wyrzucić to z siebie w miarę anonimowo.

Anonymous - 2013-06-18, 16:22

Piotr
Modlitwa i zmiana siebie :mrgreen:

Anonymous - 2013-06-18, 16:39

Może poza modlitwą też jakieś działanie?
Żona pewnie kiedy chce chodzi do kochanka a ty sie stresujesz myśląc, czy w danej chwili jest z nim.
I jeszcze siebie winisz "Kryzys sprowokowałem ja, bo dowiedziałem się, że znów pisze do kochanka. "

Anonymous - 2013-06-18, 16:54

Źle mnie zrozumiałeś. Sprowokowałem kryzys w znaczeniu, że doprowadziłem do spięcia.
Nie wiem, czy żona się z nim spotyka, myślę, że nie. Od kwietnia nie pracują razem. Rzecz w tym, że nie może (lub nie chce) wytrzymać bez kontaktu z nim dłużej niż miesiąc - dwa. I przy tym to być może nie są kontakty/rozmowy intymne, ale i tak jest mi z tym ciężko.
Nasze życie ostatnim rokiem było huśtawką. Trochę lepiej, trochę gorzej... Ona nie odpuszczała sobie kontaktów z nim, ja wbijałem jej co jakiś czas szpilę... żyłem zdradą. Myślałem: "skoro moja dusza bezustannie cierpi, a Ty niemalże nie masz sobie nic do zarzucenia, nie martwi Cię nic, nie odczułaś żadnego dyskomfortu - to niesprawiedliwe. Musisz się dowiedzieć jak bardzo mnie skrzywdziłaś, musisz się dowiedzieć jak bardzo bolą mnie Twoje kontakty z nim..." I wysyłałem jej różne skróty do artykułów o zdradzie (a jest tego zatrzęsienie - to najbardziej chodliwy towar w internecie), albo zawieszałem się na całe dnie. A potem np przychodził weekend i próbowałem żyć normalnie. Dotknąć ją, przytulić, pocałowąć. Nawet seks.... I kolejna fala w dół ... W końcu powiedziała "dość".

Anonymous - 2013-06-18, 18:12

Piotrze Mirakulum dobrze pisze modlitwa i zmiana siebie....

Przesłuchaj sobie ostatnie rekolekcje z ks. Markiem. Mi dały dużo do myślenia i postawiłam pierwsze granice z czego jestem bardzo dumna...
Wreszcie zaczynam żyć w naszym małżeństwie. Wcześniej byłam w cieniu męża.

http://archive.org/details/przysiega-malzenska

Anonymous - 2013-06-20, 09:28

Określiłem granice. Każdy kontakt z kochankiem, o którym się dowiem będzie skutkował moją wyprowadzką z domu. Z drugiej strony spróbuję dać z siebie wszystko, być dla niej lepszym. Ma okazję zdecydować: ja czy on. Nawet jeśli będzie się z nim dalej kontaktować, to przynajmniej ten koszmar się skończy.
Anonymous - 2013-06-20, 10:09

Piotr, na takie sytuacje nie ma mądrych. Piszesz, że borykasz się z depresją, czujesz brak zadośćuczynienia ze strony żony, nie potraficie rozmawiać, podsyłasz jej artykuły na temat zdrady, ona zamyka się na wszelkie tego typu tematy, ogromnym wysiłkiem starasz się być lepszy wobec niej. I tak od ponad roku. To faktycznie masakra. Potrzebne Wam wsparcie z zewnątrz, bo sami nie potraficie w tym się odnaleźć. Jakaś sensowna terapia dla Was obojga lub choćby dla Ciebie. Korzystasz z czegoś takiego? W Warszawie jest możliwość znalezienia niezłych terapeutów. Znajoma mówiła, że właśnie tam jeździła, tylko żałowała, że tak późno, bo niestety po rozwodzie. Powiedziała, że gdyby pojechała wcześniej jej małżeństwo byłoby do uratowania, sami z mężem nie dali rady.
Anonymous - 2013-06-21, 15:49

złamana napisał/a:
Znajoma mówiła, że właśnie tam jeździła, tylko żałowała, że tak późno, bo niestety po rozwodzie. Powiedziała, że gdyby pojechała wcześniej jej małżeństwo byłoby do uratowania, sami z mężem nie dali rady.


Powiedz znajomej że po rozwodzie to też możliwe :mrgreen:

Anonymous - 2013-06-21, 22:26

złamana napisał/a:
....
Potrzebne Wam wsparcie z zewnątrz, bo sami nie potraficie w tym się odnaleźć. Jakaś sensowna terapia dla Was obojga lub choćby dla Ciebie. Korzystasz z czegoś takiego? W Warszawie jest możliwość znalezienia niezłych terapeutów. Znajoma mówiła, że właśnie tam jeździła, tylko żałowała, że tak późno, bo niestety po rozwodzie. Powiedziała, że gdyby pojechała wcześniej jej małżeństwo byłoby do uratowania, sami z mężem nie dali rady.

z tego co pamietam to żona Piotra zgodziła się uczestniczyć w rekolekcjach małżeńskich, również w terapii par (u psychologa, który twierdził że zona ma prawo do prywatności i nie mówic wszystkiego mężowi).
Wszystko to było szopką.
Przykrywką, do kontynuowania romansu....
Podziwiam wytrwałość, determinację Piotra.
Nie dziwię sie jego chwilom zwątpienia.
Oby Pan dał mu siłę wytrwania.

Anonymous - 2013-06-24, 10:19

Tak było...
Ale coś się zmieniło, mam nadzieję. Po awanturze i postawieniu warunku coś jakby drgnęło między nami. Tylko ja wiem ile mnie kosztuje otwarcie się na żonę mimo wszystkich draństw, jakie mi wyrządziła. Ale mam nadzieję, że będzie warto. Z drugiej strony jestem bardzo zdeterminowany, aby tym razem nie ugiąć się. Jeśli wybierze kontakty z nim - z nami koniec. I ona chyba to wie.

Anonymous - 2013-06-25, 11:41

Zyczę Ci powodzenia i podziwiam Twoją walkę.
Anonymous - 2013-06-25, 14:54

Nie będę udawał, że było i jest łatwo, ani że nie byłem bliski rezygnacji. Cieszę się jednak, że do tego nie doszło, bo wierzę, że najgorsze nad nami. I mam nadzieję, że za tą swoją wiarę nie dostanę znowu kopniaka od żony.
Anonymous - 2013-06-26, 10:26

Zauważam że baby zdradzając bardziej chcą nam dokopać niż mieć jakąś korzyść ze swojej znajomości. A jeszcze bardziej je wnerwia obojętność na to ,że nie skaczę nie robie scen. Pamiętam jak na początku mówiłem że obije tego ......... albo zdemoluje mu chate czy spalę samochód. Żona sama dopowiedziała a spal mu samochód ciekawe co zrobi. Nie wiem czy miało by to poskutkować moimi konsekwencjami prawnymi, czy chciała zobaczyć na ile tamtemu zależy na niej a na ile na samochodziku. Strasznie ją to budowało taka adrenalina. Ale ja nie jestem od pomagania w sprawdzaniu ich uczuć. Kiedy odpuściłem wszystko, to żona jakby żal miała że ja sie nie staram.
Dziwne bo kilka lat temu narobiłem jednemu gościowi boruty no i podziałało spłoszył się .
Teraz wystarczyło nagadać i łajza ewakuował się do holandii i z tamtąd uprawia miłość sms-ową. Ostanio 18 km brykłem się rowerem o 6 rano żeby zabrać jej samochód, komentarz po czasie : ty jesteś wariat , ale chyba mnie naprawdę kochasz, jakąś chorą miłością.
Ciągle się zastanawiam czy kobiety naprawdę potrzebują takiego wariactwa żeby świat podpalać dla nich, czy to wam się właśnie podoba?
Czy w wieku 60 czy 70 lat wystarczającym szaleństwem będzie odkurzenie dywanu, skopanie ogródka, czy może jednak wyjście na śnieżkę?

Anonymous - 2013-06-26, 10:50

Jestem Dabo w odpowiednim wieku ;-) i dla mnie osobiście miłym wariactwem byłyby same słowne groźby wobec jakiegoś tam mojego adoratora (bez ataków i złych ocen mnie samej) Odczytałabym to jako chęci bycia dla mnie prawdziwym ochroniarzem. :-D

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group