Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Miłość zawsze zwycięża

Anonymous - 2012-01-23, 10:05
Temat postu: Miłość zawsze zwycięża
Dzień dobry
Od jakiegoś czasu podczytuję forum i chyba dorosłam do tego, aby opowiedzieć naszą historię. Czuję jakąś wewnętrzną potrzebę podzielenia się tym wszystkim, może też zrzucenia z barków ostatnich lat.

Męża poznałam na początku studiów prawie 10 lat temu. Nie będę tutaj kłamać, że bardzo długo żyliśmy w nieformalnym związku, ale po kolei...

Była to moja wielka pierwsza miłość. On wcześniej spotykał się już z dziewczyną, którą bardzo kochał, ale która go zostawiła. Wtedy bardzo to przeżył, ja chyba miałam być trochę "odtrutką" po tamtym związku. Na początku traktowaliśmy się jak przyjaciele, miło było razem gdzieś wyjść, także imprezy rodzinne typu wesele etc. nie były już takie uciążliwe, gdy mogło się z kimś pójść. Z czasem narodziło się wielkie uczucie, byłam szczęśliwa i zakochana. Niestety teściowie od początku bardzo niechętnie na nas patrzyli, nie byłam wymarzoną synową. I do tej pory nie wiem czemu, bo byłam zwyczajną, spokojną dziewczyną, bez nałogów itp., zawsze odnosiłam się do nich z szacunkiem. Ale mniejsza z tym. Cały czas mówili mojemu chłopakowi, że związek ze mną nie ma szans, że nie mowy o ślubie itp. (przy czym wprost wytaczali argumenty typu, że przeze mnie jego ojciec trafił do szpitala na serce).

Jakoś żyłam z tą świadomością, chociaż nie było to miłe. Przez te wszystkie lata mieszkaliśmy osobno. Mój chłopak ciągle powtarzał, że małżeństwo to poważny krok, a on nie jest gotowy. Ja stwierdziłam, że co ma być to będzie, a naciskanie go na siłę przyniesie odwrotny skutek. Było mi duchowo ciężko, bardzo pomógł mi mój spowiednik, który nam kibicował. To był młody ksiądz, podchodził do tego związku bez pouczania, za co mu dzisiaj jestem bardzo wdzięczna. Po trzech latach pojawiła się ona. Koleżanka, pocieszycielka. Wtedy jeszcze byłam na etapie "różowych okularów", była rozpacz, proszenie, on zapewniał, że to tylko przyjaciółka. Jednak po tym, jak go perfidnie wykorzystała w pracy (awansowała, bo on naiwny projekty robił za nią) i stwierdziła, że nie jest jej już potrzebny, wrócił do mnie. Widziałam jak bardzo cierpi. Trochę pomogły nam wspólne wakacje, gdzie zapomniał o tym wszystkim.

Mijały kolejne lata, skończyłam studia i nic się nie wydarzyło specjalnego. Coraz bardziej zaczęliśmy się od siebie oddalać. Zaczęłam się zastanawiać jaki sens bycia z kimś, kto jednak nie ma ochoty się wiązać. Długie godziny rozmów, snucia planów, zastanawiania się... i stwierdziliśmy, że nie ma sensu... że pierwsza miłość nie oznacza dojrzałą miłość i lepiej to skończyć, nim cokolwiek sobie będziemy przysięgać. Bo żeby przysięgać trzeba być pewnym tego uczucia.

Po rozstaniu on się puścił w wir kawalerskiego życia (nie w sensie dziewczyn, ale męskich imprez, samotnych wyjazdów, grzebania do nocy w warsztacie). Mieliśmy kontakt telefoniczny i chyba każde z nas łapało oddech. W między czasie ja poznałam kogoś. Wydawało mi się, że odnalazłam miłość swojego życia. Odpowiedzialny, opiekuńczy, oczytany. Tylko na końcu okazało się, że okłamywał mnie od początku. To mogłaby być historia na osobny temat. Jak się dowiedziałam, że ma żonę (niby w separacji, ale żonę!!!) i dzieci, to zrobiło mi się słabo. Wydzwaniał, przepraszał, zarzekał się, że tylko ja. Czytam na forum czasem o tej trzeciej, wierzcie mi, że faceci też tak potrafią manipulować, że ta trzecia nie ma o niczym pojęcia. :-? Czułam się kretynka, że dałam się tak podpuścić. Od czasu, gdy dowiedziałam się prawdy, już nigdy się z nim osobiście nie spotkałam. Wiem, że w końcu się rozwiódł, że nadal "miło mnie wspomina", ale ja sobie nie wybaczę takiej głupoty i naiwności.

Mój były chłopak, kiedy dowiedział się od znajomych, że się z kimś spotykałam, całkowicie się załamał. Przyjechał do mnie z kwiatami i zastał mnie w kompletnej rozsypce (trawiłam wiadomość o żonie). Rozmawialiśmy całymi godzinami, nigdy tyle o sobie się nie dowiedzieliśmy co tamtego dnia. Kilka miesięcy później zaszłam w nieplanowaną ciążę. Były ogromne naciski ze strony rodziny przyszłego męża, aby wziąć ślub. Ale jaki jest sens sakramentu, jeśli jedna strona nie jest pewna? Ciążę miałam trudną, teściowa zakazała wszystkim o niej mówić, bo a nuż coś będzie! Bardzo ubodły mnie jej słowa. Nadal mieszkaliśmy osobno. Kiedy nasze dziecko miało kilka miesięcy trafiło z zagrożeniem życia do szpitala na neurologię. Okazało się, że musi być rehabilitowane. Modliłam się różańcem codziennie, tak samo jak i w trakcie ciąży. W dzień wypisu przyjechał mój chłopak. Prawie go nie poznałam, płakał i prosił o to, abyśmy stworzyli normalną rodzinę.

Oświadczył mi się następnego dnia, a trzy miesiące po tym wydarzeniu zaczęliśmy uczęszczać na nauki przedmałżeńskie i wzięliśmy ślub oraz ochrzciliśmy syna. Ślubu dzielił nam ksiądz, który niegdyś był moim spowiednikiem. Był nieco zdziwiony, że przez tyle lat się nie rozstaliśmy. Nie było hucznego wesela itp., bo oboje stwierdziliśmy, że to już nie dla nas.

Teraz jesteśmy niecałe 2 lata po ślubie. Wiem, że niektórych rzeczy nie da się cofnąć i naprawić, ale skoro wczoraj do nas nie należy, to nie będę tego roztrząsać. Do Boga dążymy małymi kroczkami, ale się udaje. Miesiąc po ślubie mąż trafił do szpitala, lekarze nie mogli zdiagnozować przyczyny. Podejrzewali nowotwór. Modliłam się gorąco do NMP i mąż po miesiącu został wypisany. Do tej pory nie wiedzą co to było. Wyniki ma dobre. Myślę, że to była próba, aby pokazać mi, jak łatwo można stracić kogoś, kogo się kocha. I że nie można się bawić miłością. Dodatkowo tylko dodam, że pojawiają się takie małe próby Boże (na szczęście tylko malutkie). Tamten żonaty mężczyzna związał się teraz z moją koleżanką i naopowiadał na mój temat bzdur. :-( Wiem, że przyjdzie czas, że kiedyś go zobaczę znów, ale wiem, że jestem na tyle silna, aby nie rozpamiętywać przeszłości.

Aby odciąć się od przeszłości i niektórych trudnych wspomnień, z Bożą pomocą, udało nam się wyprowadzić do innej miejscowości i zaczynamy życie od początku. Mam nadzieję, że jest to też okazja do odnowienia życia duchowego. :-)

pozdrawiam

Anonymous - 2012-01-23, 13:28

Tereniu, to co piszesz, jest piękne :-)
Anonymous - 2012-01-23, 20:47

Dziękuję. Napisałam to, bo pomyślałam, że ludzie mają różne losy i czasami Bóg je splata w dziwny sposób, ale to wszystko ma sens.

Mieszkam tu zaledwie od kilku dni. Dziś nagły dzwonek do drzwi i patrzę ministrant. W ogóle się nie spodziewałam, bo jeszcze nie miałam okazji być w tutejszej parafii. Byłam sama z dzieckiem (maluch spał, a mąż w pracy), ale w duszy się bardzo ucieszyłam, bo to jakby Jezus przyszedł nagle do mnie. Okazało się, że był sam ksiądz proboszcz. Przeprosiłam za brak przygotowania, ale zrozumiał. Pomodliliśmy się wspólnie. Cieszę się, że poświęcił nasz dom, wierzę że jest to znak, że wszystko będzie dobrze.

Wiem, że kiedyś bym znalazła wymówkę :oops: , ale teraz się cieszę. Od kiedy czytam to forum, widzę tutaj ludzi dużej wiary i od Was się trochę uczę. Już jesteśmy w oficjalnym spisie parafian. :) Proboszcz naprawdę niesamowity, ciepły, miły, bił od niego taki spokój duchowy.... :oops:

Anonymous - 2012-01-23, 21:09

Witaj Tereniu, piękna świadectwo

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-02-16, 13:42

Myślę, że to była próba, aby pokazać mi, jak łatwo można stracić kogoś, kogo się kocha. I że nie można się bawić miłością

racja . Szkoda że niestety nie wszytskie historie tak się kończa i miłość niestety nie zawsze zwycięża

Anonymous - 2012-02-20, 16:38

Teresko, kibicujemy Ci tu wszyscy - musicie pójśc drogą wiary - obydwoje.
Pisałaś o swoich modlitwach i postawie - a czy mąż też podziela ten pogląd, też religijnie chce wzrastać - pokazałs mu to forum? :)
Pozdrawiam

Anonymous - 2012-02-24, 22:45

Dobry wieczór
Przepraszam, że tak długo milczałam, ale nie mogłam na spokojnie usiąść do pisania na forum. Poza tym u naszego synka lekarz chirurg stwierdził deformację czaszki i musi mieć rezonans. To wszystko sprawiło, że przez ostatnie dni prawie nie jem, nie sypiam, bardzo się załamałam. Oczywiście staram się wierzyć, denerwuję się sama na siebie, że nie mogę po prostu zaufać Bogu, że wszystko będzie dobrze. Widocznie nadal jestem człowiekiem zbyt małej wiary, ale przyjmuję to poniekąd z pokorą.

Mężowi nie pokazałam forum, ponieważ on nie widzi potrzeby dzielenia się takimi przeżyciami. Jest osobą, która jest zamknięta w sobie i uważa, że wszystko powinno zostać wyłącznie między nami. Momentami takie podejście utrudnia nam komunikację.

Poza tym pisząc tutaj sama, piszę od serca, czuję się swobodnie i wiem, że w razie jakichś kłopotów, będę mogła nadal pisać szczerze, bez zastanawiania się nad tym, co by na to powiedział mój mąż.

Anonymous - 2012-03-01, 09:33

Tereniu, deformacja czaszki to jeszcze nic strasznego. Spokojnie, zróbcie badania, porozmawiajcie z lekarzem o wszystkich swoich wątpliwościach.
Co do forum - osoby tutaj są bardzo pomocne, ale pamiętaj, że relację powinnaś budować i pogłębiać z własnym mężem. Jest dużą pokusą robienie sobie
"ucieczek" na forum, bo "mąż mnie nie rozumie". Nie tędy droga.
Wszystkiego dobrego!

Anonymous - 2012-03-01, 14:45

Cytat:
Jest osobą, która jest zamknięta w sobie i uważa, że wszystko powinno zostać wyłącznie między nami. Momentami takie podejście utrudnia nam komunikację.


Rozumiem to dobrze, u mnie bylo i bywa podobnie...jednak trzymalam sie swojego zdania ze potrzebuje forum by sie wygadac, i maz zaakceptowal to.
Tajemnice w malzenstwie nie są dobre.
Maz ma swoje zdanie, Ty swoje, potrzebujesz komunikacji....forum jest anonimowe. Robisz to dla siebie.

Wspieram modlitwą i z Panem Bogiem!

Anonymous - 2012-03-01, 15:15

Basia73 napisał/a:
Co do forum - osoby tutaj są bardzo pomocne, ale pamiętaj, że relację powinnaś budować i pogłębiać z własnym mężem. Jest dużą pokusą robienie sobie
"ucieczek" na forum, bo "mąż mnie nie rozumie". Nie tędy droga.

A ja podtrzymam te słowa i dopisze jeszcze to.......

byle by forum nie zastępowało braków komunikacyjnych jakie sa w realu....
czasami nawet je widzimy w sobie..
ale natura ludzka tłumaczymy to jak chcemy.....(albo jak nam jest wygodniej)

wsio by tylko nie uznac własnej prawdy....
chocby takiej

MAM Z TYM PROBLEM....

p.s ja złapałem siebie chocby na tym że ląduję na forum w cięzszych dniach :-> :->
jakos to mi pomaga-ale czy to dobre dla mnie??
nie jestem przekonany...

za to wiem -gdybym miał zdrowa komunikacje w domu..nie siegałbym po forum
albo własnie sobie tylko to tłumacze :mrgreen: :mrgreen:
pozdrawiam

Anonymous - 2012-03-01, 20:52

Dobry wieczór
Nie, nie robię sobie ucieczek. :) Chociaż może to tak zabrzmiało. Mąż nie widzi zasadności takich miejsc, ponieważ właśnie uważa, że każdy problem powinnam omawiać wyłącznie z nim. Tak też jest, ale mimo wszystko uważam, że oprócz tego dobrze jest porozmawiać na forum. Dlatego forum mi nie zastępuje komunikacji z własnym mężem na szczęście.

Mąż ponadto przejmuje się, że ja się przejmuje problemami innych ludzi, którzy piszą w sieci. :oops: Uważa, że forum nie może być pomocne, bo to substytut komunikacji międzyludzkiej. Dlatego chyba zapraszanie go tutaj, mijałoby się z celem.

Ale ukrywać się też jakoś specjalnie nie muszę, raczej chodzi o to, że nie obnoszę się z pisaniem. Ostatnio przechodził, zerknął mi przez ramię, jęknął "to my mamy jakiś kryzys, chodź lepiej na jakiś film" i tyle było jego zainteresowania forum Sycharu. :oops: Powiedziałam mu za to, że poprosiłam o modlitewne wsparcie za synka, bardzo się wzruszył i kazał podziękować również we własnym imieniu. :-)

Myślę, że gdyby chciał przeczytać, to wystarczy, żeby zerknął, kiedy jestem w pracy, co mam na komputerze, nie czyszczę historii itp., bo nie mam żadnych tajemnic. Hasła, piny itp. znamy oboje, chociaż nie mamy wspólnych kont.

Anonymous - 2012-03-01, 22:23

Terenia napisał/a:
Nie, nie robię sobie ucieczek.

to super..chociaz faktycznie tak zabrzmiało....

ale tereniu jak to mówia trza byc czujnym bo licho nie śpi...i może przychodzic pod każda postacią

a co do tego
Terenia napisał/a:
forum nie może być pomocne, bo to substytut komunikacji międzyludzkiej

Na jakims etapie jest pomocne....ale zaleganie w nim tez staje sie niebezpieczne....

a do tego jak mawiaja specjaliści prawdziwe stosunki miedzyludzkie sa face to face....

a forum???

jak to w przerobionej piosence Sthura .....

pisac każdy może-jeden lepiej ,drugi gorzej..... :mrgreen: :mrgreen:

dlatego nieraz lepiej miec kumpele..taką z która mozna nawet konie......

pozdrawiam

Anonymous - 2012-03-05, 20:31

Poczytałam ostatnio trochę archiwalnych wątków, których nigdy nie przeglądałam, aby też lepiej poznać Wasze doświadczenie, forumowiczów z długim stażem. Zrozumiałam też dlaczego forum może być substytutem rozmów małżeńskich i ucieczką.

Ja od czasu przyjścia na forum, bardzo wiele zrozumiałam. Zmieniła się m.in. moja postawa względem rozwodów - już rozumiem dlaczego niektórzy walczą o utrzymanie małżeństwa. To dość cenna lekcja dla mnie. Najważniejsze jednak i najcenniejsze jest doświadczenie z przeczytanych tutaj niektórych tekstów, nie będę przytaczać konkretnych osób, ale piszą z tak pełnym wiary przekonaniem, którego ja nigdy nie miałam... :oops:

Myślę, że Bóg działa bardziej namacalnie poprzez Sychar niż niektórzy mogą myśleć. Ja widzę ogromne zmiany w moim życiu małżeńskim, które zawdzięczam na pewno i modlitwie i doświadczeniu, które tutaj zdobywam. Kiedyś kłótnia kończyłaby się kilkudniowym marazmem, dzisiaj po krótkim czasie potrafimy się przeprosić, wyciągnąć do siebie ręce. Tak dobrze nigdy nie było.

W obliczu czekającej nas diagnostyki syna, czuję powoli, że to wszystko ma jakiś sens. Głębszy sens, niż kiedykolwiek umiałam to nazwać. :oops: Wiem, że wyboista droga przede mną jeszcze, ale chyba faktycznie trzeba ją przejść krok po kroku... Oczywiście nadal się boję, ale jak się bardzo boję w nocy to zaczynam się modlić, czasem tak długo, aż nie zasnę...Jak mam napady lęku i płaczu to tłumię je zmawiając dziesiątki różańca i to mi pomaga.

Anonymous - 2012-03-05, 21:25

Terenia napisał/a:
Wiem, że wyboista droga przede mną jeszcze, ale chyba faktycznie trzeba ją przejść krok po kroku..


no to może 12- kroków ku pełni życia ?????

zapraszam

oto kilka świadectw uczestników
http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=107

Pogody Ducha i do zobaczenia w drodze


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group