Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Szukam wsparcia lub wiadra zimnej wody

Anonymous - 2012-01-21, 12:59
Temat postu: Szukam wsparcia lub wiadra zimnej wody
Witam Wszystkich którzy tu zajrzą, czytających a w szczególności doradzających.
Od kilku dni czytam w wolnych chwilach różne tematy na forum i odpowiedzi udzielane osobom proszącym o pomoc i sam zdecydowałem się napisać. Bo chociaż wiele tematów i odpowiedzi jest mi pokrewnych to jednak przeczytać coś dla siebie może będzie lepsze :?:
Napisałem przy rejestracji że jestem w kryzysie, tak na poważnie od 4-ech miesięcy a patrząc szerzej to prawie całe małżeństwo jest czasem zmagań i kryzysu. Mamy dwie córeczki, 5,5 i 4 prawie latka i chyba tylko ten okres ich poczęcia i wyrośnięcia z pieluch mogę uznać za naprawdę szczęśliwy w małżeństwie. Głównym naszym wrogiem jest oczywiście szatan ukryty pod postacią alkoholu. Przed ślubem wiele go wspólnie wypijaliśmy, w pewnym momencie powiedziałem dość, przygotujmy się do Sakramentu. Od Wybranki usłyszałem:" no weź przestań odgrywać świętego, trzeba się wyszumieć, po ślubie wszystko się zmieni". I uwierzyłem, naiwnie, trochę jak Adam Ewie, co oczywiście mnie nie tłumaczy. Gdybym niestety wtedy miał wiarę i rozum taki jak teraz, ale gdyby się tak dało to nie było by potrzebne to forum i wiele jemu podobnych bo ludzie dokonywaliby właściwych wyborów. Po ślubie zamieszkaliśmy w moim domu rodzinnym, prawie sami, brat czasem tylko nocował a moja mama przyjeżdżała po tygodniu pracy odpocząć w domu rodzinnym (dom po jej matce). Żona piła, nie pracowała zawodowo, jedynie w niedzielę i święta, jest organistką. Nie potrafiłem się jej przeciwstawić, nie rzadko piłem z nią gdy wróciłem po pracy do domu. Wreszcie zaingerowała mama, gdy przyjeżdżając do domu zastawała synową śpiącą (po wypiciu) lub po prostu pijaną. Ponieważ to ona miała prawa do tego domu postawiła warunek, albo żona przestanie pić albo się wyprowadzi. Moja żona poczuła się oczywiście urażona (początek "wojny" z teściową) i odeszła. Załatwiła sobie spanie i mieszkanie na starej organistówce w miejscowości gdzie grała, mnie nie chciała najpierw widzieć, potem pozwoliła mi przyjeżdżać ale tylko w odwiedziny a na noc wracałem do swojego domu. Podjęła leczenie ale nie alkoholizmu lecz psychiatryczne, zawsze coś, dostała tabletki, odstawiła picie. Trwało to ok.1,5 roku. Niestety zaczęła pić wciąż zażywając leki. Poszedłem do jej lekarza, powiedzieć co i jak. Pani się przeraziła, a żona przestała się leczyć, piła swobodnie. Bardzo chciałem z nią być, zgadzała się bym nocował co jakiś czas u niej ale byłem tym zmęczony. Postanowiłem zrobić coś dla nas, zaproponowałem wynajęcie mieszkania, zgodziła się. Byłoby dobrze gdyby nie alkohol, ona nie pracowała w tygodniu tylko w niedziele, z nudów czy po prostu dla tego ze już musiała piła. Zaczynała gdy wyjeżdżałem do pracy a jak wracałem to często albo mi zadzwoniła lub wracałem do sklepu po alkohol, bo jak nie to będzie zła, taki mały szantaż któremu ulegałem. Po jakimś roku takiego życia i bezowocnych prób zaprzestania picia codziennego postanowiłem działać. Mój proboszcz zaoferował pomoc, unieważnienie małżeństwa właśnie z powodu alkoholu, że nie możemy mieć dzieci (małżeństwo nieskonsumowane) i patologia alkoholowa, że jej ojciec był alkoholikiem i prawdopodobnie ona przejęła jego styl. Trochę to dziwne, nigdy nie wierzyłem w dziedziczność tej choroby, ale dodam że moja wybranka wychowała się w środowisku PGR-ów, mała religijność i luźne obyczaje. Kiedy powiedziałem o moich zamiarach żonie, podcięła sobie żyły, będąc pijaną oczywiście. Nic jej nie było, trochę się wystraszyła ale co ważne, odstawiła picie i wróciła do matki z którą od kilku lat się nie odzywała. ja wróciłem do swojego domu, było to przed Świętami Bożego Narodzenia 2004. Święta spędziliśmy osobno, bez kontaktu, ale w Sylwestra nie wytrzymałem, po nabożeństwie na zakończenie roku pojechałem do niej i się pogodziliśmy, mieszkaliśmy co prawda osobno ale widzieliśmy się codziennie, ona poszła na terapię uzależnień, w maju 2005 zamieszkałemu niej. Zaczęliśmy się starać o dziecko, urodziła się nam córeczka w sierpniu 2006, następna w kwietniu 2008. W międzyczasie żona popijała alkohol, za wyjątkiem ciąży i karmienia, dodam że jeszcze nałogowo pali papierosy, non stop, nawet w pewnym okresie ponad dwie paczki dziennie :cry: Po odstawieniu drugiego dziecka od karmienia wracał pomału problem alkoholu, tzn. nasilał się ten problem. Zmienił się styl picia mojej żony, przez dzień zajmowała się dziećmi i domem a jak ja wracałem do domu z pracy, dzieci były dla mnie a żona jak sama mówiła "ma czas dla siebie", piła i szła spać. I tak jest do dzisiaj. Prawie rok temu zrobiłem małą wojenkę, żona odwiedzała kolegę którego poznała na AA a którego tez znałem i domyślałem się że nie mówi mu prawdy o swoim piciu. Poszedłem do niego i nie myliłem się, gość był w szoku ale postanowił jej pomóc, niestety żona obraziła się na niego a ja stałem się jej wrogiem nr 1. Wyrzucanie z domu, przekleństwa pod moim adresem i wulgaryzmy, często na oczach córek, stały się moją codziennością. W międzyczasie zmieniłem pracę, tzn. wcześniej, w 2009 roku rozpocząłem własną działalność. Niestety, nie wyszło, mam trochę długów, firma upadła a ja nie umiem się odnaleźć. Właśnie 4 miesiące temu , zgłosiłem żonę do gminnej komisji od problemów alkoholowych, i zaczęło się jeszcze gorsze piekiełko w domu. Żona właśnie kończy terapię dzienną (40 dni) ale cóż jak piła tak pije tyle że trochę mniej żeby jej rano nie pokazało na alkomacie w ośrodku że piła. Może zrobiłem błąd, że nie ingerowałem w jej terapię, ale chciałem uniknąć eskalacji konfliktu. Liczę na Bożą opatrzność, że to On mi pomoże i sprawi coś Swoją mocą co mojej żonie pozwoli "przejrzeć" na oczy. Twierdzi że wyrządziłem jej krzywdę podając do gminy i zmuszając do terapii, przebąkuje coś o rozwodzie, a na pewno nie chce mi wybaczyć, "nakręca" się nienawiścią do mnie. Ja znoszę to wszystko cierpliwie i mimo wszystko z pogodą ducha, jestem blisko Boga, czuję Jego obecność przy mnie, staram się w każdą niedzielę i święto umacniać Słowem i Ciałem Pana, w Nim moja siła.
Napisałem to wszystko żeby trochę sobie ulżyć, a jednocześnie prosić o wsparcie modlitewne. Być może coś pominąłem, ale uzupełnię potem, o ile jakaś dyskusja i pytania do mojego wpisu się pojawią
Przepraszam za przydługawy tekst. :roll:

Anonymous - 2012-01-21, 14:34

Mario Witam na forum

na początek mam pytanie o to, co z Twoją terapią , jesteś współuzależniony , też potrzebujesz pomocy i grupy wsparcia.

zapraszam do któregoś z naszych Ognisk Sycharowskich , nie wiem jak daleko masz do najbliższego ?

zapraszam codziennie na skype , mój nick na skypie " Mirakulum"

polecam na początek dwa filmy
" Ognioodporny"

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4764

" Bohaterowie"

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7118

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-21, 22:06

Wspieram modlitwą.
Anonymous - 2012-01-21, 22:20

Cytat:
[quote="Mirakulum"]Mario Witam na forum

na początek mam pytanie o to, co z Twoją terapią , jesteś współuzależniony , też potrzebujesz pomocy i grupy wsparcia.


Jak chodzi o mnie, osobę współuzależnioną, ratuję się terapią indywidualną. Niestety moja sytuacja rodzinna (po pracy dzieci są moje) i zawodowa (muszę pracować i zarabiać na utrzymanie domu i dzieci) nie pozwala mi na uczestniczenie w zorganizowanych grupach terapeutycznych, nawet Al-Anon w mojej miejscowości jest za wcześnie, nie dam rady.

Cytat:
polecam na początek dwa filmy
" Ognioodporny"

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4764

" Bohaterowie"

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=7118

"Ognioodporny" oglądałem, ten drugi poszukam i skorzystam chętnie, dzięki za podpowiedzi, a przede wszystkim za odzew.

[ Dodano: 2012-01-21, 22:39 ]
Cytat:
zapraszam do któregoś z naszych Ognisk Sycharowskich , nie wiem jak daleko masz do najbliższego ?


Mam 50 km do Krakowa, poczekam kilka dni na rozwój sytuacji, czym mnie żona zaskoczy po skończeniu terapii. Wtedy podejmę decyzję jakie dalsze kroki podjąć.
Dzięki za zaproszenie.

Anonymous - 2012-01-21, 23:32

Jak nie masz czasu , zapraszam na program 12- kroków w internecie , teraz są zapisy do 7 grupy .
http://www.kryzys.org/vie...p=161955#161955


Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-26, 01:11

Możesz spróbować także poszukać pomocy on-line. Wiem,że istnieje taka grupa tęcza-dla kobiet, więc i dla mężczyzn pewnie też. Może łatwiej będzie Ci pogodzić wtedy opiekę nad dziećmi, pracę i terapie żony.
http://www.informator.nie...ogloszenia.html

Anonymous - 2012-01-26, 10:05

Dziękuję za wszystkie linki, podpowiedzi, coś spróbuję.
Małżonka skończyła terapię we wtorek, na razie nic szczególnego, popija wieczorem, ja zajmuję się dziećmi czyli nic się nie zmieniło. Od wtorku męczy mnie o dodatkową pracę. Jako argumentu używa niedawnego zdarzenia, 2-ego stycznia miałem stłuczkę i poniosłem koszty naprawy samochodu 950zł. Nie było by pewnie tematu, gdyby nie to że moja żona co miesiąc pod koniec miesiąca pożycza swojej znajomej (jej doradczyni jak ma żyć) paręset złotych, które ta jej oddaje po 5-ym jak dostanie rentę. Tak na marginesie ta pani jest gdzieś po 50-ce, ma trzech synów, każdy z innym tatusiem i nie ma męża, usilnie przekonuje od wielu miesięcy a może i lat moją żonę że można tak żyć. To jest właśnie środowisko ludzi PGR. Kończąc o tej pani, jeden tylko syn się ożenił i ma rodzinę a dwóch mieszka z mamusią, żyją z renty i świadczeń, a oni pracują dorywczo - NA PICIE! I teraz popatrzcie na logikę mojej żony: ja mam odrobić te wydane pieniądze, bo ona zamiast wydać na dom, na życie, musi pożyczyć, a że musi pożyczyć to zostajemy na kilka dni bez grosza, moja wypłata się niestety skończyła w zeszłym tygodniu. Cóż, kosztem mojego życia z dziećmi ja mam iść do pracy, zarabiać a moja żona będzie pić i palić i jeszcze wspomagać "darmozjadów", za przeproszeniem oczywiście. I żadne argumenty. Ja mówię że to był wypadek, niestety nieplanowane koszty a jak mówię że ona wydaje świadomie na alkohol i papierosy to wtedy ma tylko jedną odpowiedź: "zarabiam na siebie i wolno mi". Pytam się jej czy tak ma wyglądać małżeństwo i rodzina że jedna osoba pracuje na nałogi a druga na resztę? To ona mi że renta mamy jest jej wkładem w życie, ale przecież mama też je. Nie ważne, nie wypominam i nie wypominałem nigdy że muszę utrzymywać rodzinę ale po prostu szukam sprawiedliwości, żeby druga, bliska mi osoba (przynajmniej ja szukam tej bliskości) zrozumiała i pojęła realia życia, otrząsnęła się z tej mrzonki jaką jest życie po alkoholu. Niestety czarno to widzę. :-(
Na domiar złego dziś jeszcze dostałem pismo od adwokata mojego wierzyciela z tej spółki którą prowadziłem o spłatę długu (250tyś.). Co prawda sprawa nie jest taka prosta, bo gość który żąda tych pieniędzy, był w mojej spółce wspólnikiem i na moją spółkę sprzedawał materiały ze swojej. Pożyjemy - zobaczymy, jak się sprawy ułożą. Powiem Wam, że ta sprawa mnie tak nie rusza i nie boli jak problemy małżeńskie.
Wiecie, fajna sprawa to forum, rozpisałem się trochę i znowu mi ulżyło :->
Trzymajcie się Wszyscy z Bogiem.

Anonymous - 2012-01-26, 10:58

ojjj trudne to wszystko dla Ciebie i trzeba czasu zeby zrozumiec mechanizmy, ktore moga zadzialac i sprawic zebys sie poczul dobrze i spokojnie od srodka...
ja polecam goraco 12 krokow, to jest cos niesamowitego!! pokazuje moje bledy i moje uzaleznienia, a myslalam, ze kto jak kto ale ja nie mam zadnego :shock: i nabywanie umiejetnosci reagowania na zachowania meza, ktorego chce kochac ale madrze
i stawianie granic.... o matkoooo jakie TO wazne, u Ciebie tez!!
polecam polecam polecam....
a na razie badz z nami, zawsze ktos madry cos podpowie na juz, na dana chwile, bo tu baaaardzo duzo baaaardzo madrych i cieplych ludzi...

Anonymous - 2012-01-26, 12:32

Cytat:
a na razie badz z nami, zawsze ktos madry cos podpowie na juz, na dana chwile, bo tu baaaardzo duzo baaaardzo madrych i cieplych ludzi...


Coś w tym jest, może to działanie Bożej Łaski, Miłosierdzia, że czuję to ciepło i bliskość innych ludzi na forum. Przecież to Bóg nakazał czynić sobie ziemię poddaną i pewnie w dobie internetu i On przez internet działa (to tak obrazowo, bo przecież dla Niego nie ma żadnych ram i granic).
Właśnie z pół godziny temu rozmawiałem z żoną przez telefon, pyta mnie jak się czuję z tym wezwaniem do zapłaty. Mówię że potrzebuję jej wsparcia, dobrego słowa, pocieszenia, wreszcie przytulenia i co słyszę??? To samo co już wiele razy: "ja ci długów nie narobiłam". "Budująca" odpowiedź. Na szczęście jest Bóg, który w takim momencie potrafi natchnąć mnie wewnętrzną siłą, to jest coś niesamowitego jak On działa, jak bezinteresownie pojawia się kiedy tego potrzebuję.

Anonymous - 2012-01-26, 14:36

mario, chcemy wsparcia od malzonków to naturalne...ale co wtedy gdy oni nie umieja go nam dac?
rozczarowanie?
od wsparcia sa przyjaciele, Pan Bóg...zona, mąż nie zawsze umieją i nie zawsze maja dystans do sprawy...szczegolnie gdy są w trakcie terapii, uzaleznieni, w nałogach.

sami nie stoja dobrze na nogach a my chcemy by nas podtrzymywali.
ktos mi powiedzial kiedys "mąż to nie krzesło, czemu ty sie chcesz na nim wspierac"
wtedy byłam zła na tego kogos....teraz rozumiem

milosc w 100% akceptujacej mozemy dostac tylko od Pana Boga

Anonymous - 2012-01-27, 08:50

dośc ciekawe......

Co wpływa na trwałość i powodzenie małżeństwa?


Silna więź małżeńska jest istotnym elementem sukcesu małżeńskiego. Pełny sukces w małżeństwie wymaga spełnienia warunków które wymieniają Burgess, Tallin i Shultz. Należą do nich:
-Miłość i manifestacja uczuć
-Wzajemna zależność emocjonalna
-Zgodność w zakresie temperamentu i cech osobowościowych
-Wpływy w zakresie kulturowym
-Posiadanie wspólnych interesów
-Skłonność do życia domowego
-Przekonanie o trwałości małżeństwa
-Wspólne podejmowanie decyzji
-Umiejętność dostosowania się
Podsumowując, sukces małżeński jest wynikiem działania sił pochodzących z osobowości partnerów, jest rezultatem umiejętności ich przystosowania do siebie i sytuacji życiowych.
Relacje panujące w małżeństwie.
Satysfakcja z życia małżeńskiego zależy od wielu czynników. Jednym z nich jest zaufanie. Proste, głębokie przekonanie że współmałżonek jest prawdomówny, uczciwy i można na nim polegać to chyba fundament zdrowego związku. Jeżeli zaufanie zostanie nadużyte, lub co gorsza nastąpi jego utrata to nie czujemy się już tak bezpieczni a odbudowanie zaufania jest bardzo trudne i długotrwałe. Kolejnym czynnikiem jest zdolność porozumiewania się. Często partnerzy albo zupełnie nie rozumieją się albo źle interpretują swoje słowa. Problemy z porozumieniem się uznawane są za główne powody napięć w związkach. Często mąż czy żona w ogóle nie rozmawiają ze sobą na temat problemów, które mają albo wspólnie, albo któreś z nich. Mów i słuchaj, to motto powinno stale towarzyszyć w rodzinie. Nie należy lekceważyć także mowy ciała oraz innych sposobów komunikowania się jak: mimika twarzy, gesty, ton głosu. Należy umieć odczytywać je, ponieważ są one również ważnym środkiem przekazu.....


""""fragment z większego opracowania""""
pozdrawiam

Anonymous - 2012-01-27, 11:25

Norbert1, tekst owszem, ciekawy, pewnego rodzaju wyznacznik postępowania, drogowskaz życia małżeńskiego. Cóż, kiedy do tego potrzeba dwojga, oboje małżonkowie muszą być zgodni co do tego: TAK, IDZIEMY TĄ DROGĄ.
U mnie jest tak, że szukam okazji by się wygadać przed żoną, usłyszeć od niej ciepłe słowo, skosztować jakiegoś gestu. Ona z kolei, po pierwsze, ucieka w alkohol, to jest dla niej życiowy wspomagacz, pocieszyciel, przytulacz. Powiedziała mi stanowczo i wyraźnie: jej mąż/mężczyzna jest nie potrzebny. I tu, już przy tym pierwszym kroku ruszamy w przeciwnych kierunkach, ja szukam wsparcia i czułości w niej, ona ucieka ode mnie w alkohol. To nawet może wygląda trochę inaczej, ona ucieka a ja ją gonię ;-)
Po drugie, cały czas jest ten brak czasu na rozmowę i kontakt wzajemny, bo ja wracam z pracy, ok. 17-ej godziny, i od razu zostaję zaatakowany (oczywiście w pozytywnym znaczeniu) przez dzieci, a ona korzystając z możliwości swobody ucieka w alkohol nie dając nam czasu na rozmowę. Zresztą w małżeństwie z dziećmi, czyli w rodzinie, małżonkowie mają czas dla siebie po położeniu dzieci spać. U nas mamusia nieraz wcześniej się kładzie od dzieci, wiadomo dlaczego.
I tu powstaje kolejny problem. Jeżeli ja chcę przed żoną się otworzyć, porozmawiać i szukam wszelakiego wsparcia a nie otrzymuję go, naturalnym jest że szukam innego rozwiązania. Tu powstają właśnie konflikty i zaczynają się odejścia od siebie, bo jedno z małżonków kogoś poznaje, kto go wysłucha, itd. Nie będę się rozpisywał, bo wiemy o co chodzi. Ja nie szukałem i nie szukam wsparcia w obcej kobiecie. Ja znalazłem wsparcie w matce, która zawsze stała obok i zawsze była i jest gotowa do pomocy, przede wszystkim do wysłuchania. No i właśnie, jak uświadomić żonie, że niesłusznie oskarża moją mamę o wtrącanie się w nasze małżeństwo? Ona tylko służy do tego aby się wygadać, wyrzucić z siebie przed nią swoje bolączki i nigdy nie mówi zrób to czy tamto, tak czy inaczej. Zawsze natomiast powie, nie martw sie jakoś to będzie, pomodlę się za ciebie synu i za was, za wasze małżeństwo i rodzinę. I tyle i aż tyle, ale dla mojej żony to za dużo, najlepiej jakbym się odciął całkowicie od mamy, przestał odwiedzać rodziców, nie woził tam wnuczek i tylko siedział w domu i zajmował się dziećmi.
Tak z bieżących spraw, wczoraj właśnie wróciłem z pracy, żona już była "pod wpływem", wcześniej odwiedziła swoje dwie siostry które ją podbudowały w jej przekonaniach i dopóki nie poszła spać (o 19-ej) chodziła i truła mi o niemożności życia ze mną, że lepiej jakbym się wyprowadził z domu (dom jest jej), jak się będę rzucał to mnie wyrzucą (razem z mamą) itd., itd... Rano wstaje i jakby nic się nie stało, jakie plany i w ogóle. Ja pytam, czemu się tak zachowywała wczoraj? "A co, nie wolno mi?"
Dziś wieczorem jadę do kościoła na Mszę i nabożeństwo dziękczynne z modlitwą o uwolnienie. Włączyłem się do tej modlitwy od czterech miesięcy (raz w miesiącu takowe jest) i naprawdę czuję że z tego wypływa wielka Moc, w tym jest moja siła. Powiem Wam, że dziś dopiero będę czwarty raz, a czuję taką wewnętrzną potrzebę tej modlitwy że się od kilku dni nie mogę wprost doczekać. Dzięki tej modlitwie cierpliwie potrafię czekać z otwartym sercem na moją żonę i ufam że Dobry Bóg, dotknie swoją Łaską również i moją żoną, której nawet nie podoba się mój w tym udział a co dopiero żeby ona miała jechać razem ze mną. Ale wierzę że Bóg może wszystko, nawet coś co nam wydaje się beznadziejne i niemożliwe do odwrócenia, zmiany.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia Wszystkim.

Anonymous - 2012-01-27, 13:40

mario napisał/a:
Norbert1, tekst owszem, ciekawy, pewnego rodzaju wyznacznik postępowania, drogowskaz życia małżeńskiego. Cóż, kiedy do tego potrzeba dwojga, oboje małżonkowie muszą być zgodni co do tego: TAK, IDZIEMY TĄ DROGĄ.

Mario ja wiem że ten tekst teraz z perspektywy czasu brzmi jak FUTURYSTYKA
ale wrzuciłem go nie dla zbytu -tylko po to bys zestawił jak byc powinno..a jak było

i powoli kalkulował jak to zmienic...co zrobić..jak zadziałąć

mario napisał/a:
Ale wierzę że Bóg może wszystko

Jasne że wszystko ale potrzebuje do tego naszych rąk...... :mrgreen: :mrgreen:

no a na sam poczatek to chyba uporanie sie z tym świnstwem na literę:
"A"

i w tej materi sa tu na forum bardziej doświadczeni

pozdrawiam

Anonymous - 2012-01-27, 19:03

Witam Cię Mario serdecznie!
Bardzo się cieszę, że w kryzysie małżeńskim zdecydowałeś się skorzystać z pomocy jaką oferuje to forum i że przyjąłeś wyciągniętą dłoń Pana Jezusa. Świetnie!!
Co możesz zrobić, dać od siebie Żonie-alkoholiczce?
Przede wszystkim zacząć od siebie, od leczenia tych miejsc w sobie, które wymagają uzdrowienia.
Patrząc z boku na Twoją sytuację mogę powiedzieć dwie rzeczy.
Po pierwsze możesz pomóc Żonie dając jej przykład własnego życia. Piszesz, że picie było Waszym wspólnym zajęciem. Czy dostrzegasz u siebie symptomy choroby alkoholowej? Jeżeli tak, podejmij leczenie. DZIŚ. Nie czekaj ani dnia dłużej. Nie warto.
Jeżeli potrafisz żyć bez alkoholu podaruj Żonie własną ABSTYNENCJĘ.
Wpisz w wyszukiwarce KRUCJATA WYZWOLENIA CZŁOWIEKA i zostań jej członkiem.
Dla siebie. Dla Żony. W imię miłości, która wyzwoli Żonę. Naprawdę warto. Efekty przerosną Twoje oczekiwania. Tylko zaufaj:)
Sprawa nr 2. Jesteś mężczyzną. Mężem. A piszesz jak bez przeproszenia pensjonarka.
"Chciałem się przytulić do Żony", "Chciałem usłyszeć dobre słowo".
Posłuchaj, Twoja Żona jest CHORA. POWAŻNIE. Na chwilę obecną nie usłyszysz od niej dobrego słowa, nie wesprze Cię w żaden sposób.
To TY masz teraz być siłą dla niej.
Ale zacząć powinieneś od siebie. Od pracy nad sobą. Już wiesz jak, bo napisali Ci to Sycharowicze powyżej. Ja dodam jedynie cytując księdza Pawlukiewicza: " do kobiety trzeba iść z siłą, a nie po to, by tę siłę od niej uzyskać".
Przemyśl to.
Światła Ducha Świętego:)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group