Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Nie wiem jak żyć

Anonymous - 2012-01-13, 12:49
Temat postu: Nie wiem jak żyć

Anonymous - 2012-01-13, 14:20

Witaj scouby!

Decyzję - w dobrym kierunku - już podjęłaś:

Scouby napisał/a:
Zakończyłam romans nie zpowodu jego rozpadku, ale nie umiałam dalej żyć na dwa konta.


Jak Twoja relacja z Bogiem? Proponuję zacząć od spowiedzi, od sakramentu, by zyskać siły oraz rozeznanie co do dalszej pracy nad sobą, do zrozumienia mechanizmów, które doprowadziły Cię do tego rozdarcia, które w efekcie nie wyszło korzystnie ani dla rodziny, ani dla Ciebie.

Scouby napisał/a:
Tylko nie wiem jak.


Czytaj forum, to jest spora kopalnia wiedzy. Gdzie mieszkasz? Zapraszamy do któregoś z Ognisk Sycharowskich, gdzie możesz czerpać z doświadczenia innych osób, poznać co robić.

Na forum pracujemy w programie 12 kroków. Tutaj są zapisy do kolejnych grup: http://www.kryzys.org/vie...p=161955#161955

A tutaj informacje o programie:
http://sychar-12krokow.blogspot.com/

Zapraszamy na skypa. Tam rozmawiamy, wymieniamy doświadczenia, śmiejemy się, modlimy. Mój nick: <jantarsychar> lub do koleżanki <Mirakulum>.

Scouby napisał/a:
Nie umiem się niczym cieszyć ,wciąż widzę jak bardzo na nichnie zasługuje, i jestem pusta wśrodku......już nie umiem kochać, może nigdy nie umiałam....


Czasem trzeba najpierw wysprzątać wszystko do końca, żeby zostało miejsce: na łaskę Bożą, na nowe doświadczenia, nową wiedzę.

Spokojnie, wszystko przyjdzie z czasem, ale samo nic "się nie zrobi", do tego potrzeba wysiłku z Twojej strony :-)

Anonymous - 2012-01-13, 14:24

hej, piszesz że jestes pusta ....! bo masz w zasadzie wszystko co niejedna kobieta chciałaby by miec i być na Twoim miejscu. Według mnie nie umiesz się cieszyć z tego co masz, brak Ci pokory ... ale nie martw się tysiące osob ma z tYm proBlem i chciałoby żyć tak jakby to była noc sylwestrowa z fajerwerkami. Jestes troszkę niedeojrzała emocjonalnie .... ale to moje zdanie. Pozdrawiam i radzę wizyte u psychologa. A może nie , jak by zycie kopneło Cie porządnie w tyłek ...to byś zrozumiała i doceniła to co masz . Pamiętaj życie jest bardzo kruche i krótkie ... staraj się dostrzegać miłość Boga , którą Ci daje na codzien poprzez kochającego męza, mądre dzieci itp.
Anonymous - 2012-01-13, 15:50

Uwolniony od grzechów może wstać i pójść do domu. Przez uwolnienie z grzechów odzyskujemy wstęp do domu. Jest tak, że przebywanie z rodziną, najbliższymi w stanie grzechu sprawia, że nie czujemy się u siebie. Przebywanie z nimi nie cieszy. Nasze życie przygnębia nas. Uwolnienie z grzechów, to odzyskanie domu, radości, swojego miejsca przed Jezusem.
Scouby, te słowa przeczytałam dzisiaj:
http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03

Przemyśl...

Masz wspaniałego, kochającego prawdziwie męża.

Pozdrawiam.

Anonymous - 2012-01-13, 17:30

Masz racje, tylko nie wiem co dalej...
Anonymous - 2012-01-13, 18:27

1 krok zrobiłas Scouby jesteś tu, módl sie , czytaj, rozważaj , moja modlitwe masz
Anonymous - 2012-01-13, 19:00

Tak, tylko co zrobić z poczuciem winy pustki.....
Patrzę na znajomych i tak sobie myślę że każdy jest lepszy, że każdy ma
w sobie życie radość....
W domu też pustka. Każdy z osobna robi cos w zamknięciu....
I to wszystko przeze mnie....

Anonymous - 2012-01-13, 20:07

Jarek zadał Ci pytanie...

Jak Twoja relacja z Bogiem?

Byłaś u Spowiedzi Świętej?

Anonymous - 2012-01-13, 20:14

Tak.
Próbuje od roku poukładac na nowo swoje życie i życie swojej rodziny,
Wciąż się czuję nie pewnie, boję się że on zadzwoi i cały ten rok
układania sobie życia na nowo rozpadnie się.
Tęsknie za nim ale wiem , mam świadomość że nie mogę z nim być.
Tylko to wszystko jest takie kruche.....
Nie rozumiem sama siebie...
Rozum mówi co innego serce też...
A Pan Bóg milczy......

Anonymous - 2012-01-13, 20:16

bezsilność ogłosiłam na 12 krokach
Anonymous - 2012-01-13, 22:45

Scouby - jak dobrze ze jestes !
Twoja sytuacja jest ciut podobna do mojej , tez szukalam "szczescia" po za tym
co jest naprawde szczesciem ...
Rozumiem ze boisz sie powrotu zlego , tego co bylo....
Ja mysle ze , jesli tylko bedziesz chciala - chwyc sie tego co dla Ciebie , dla Was
NAJWAZNIEJSZE ...
Ty juz wiesz ile mozna stracic ile zyskac....
Wiem tez bo doswiadczylam tego na wlasnej skorze , ze wlasnie
teraz , kiedy zerwalas z grzechem -
szatan bedzie podsuwal Ci zle mysli...pokazywal jak wiele mozna zyskac
a nawet bedzie probowal wmowic ze wlasciwie to jestes do niczego....
To wszystko to rzeczywista walka o Twoja dusze.....
Ja Ciebie mocno sciskam i tak sie ciesze ze walczysz....
I masz racje wszystko jest takie kruche - ale jednoczesnie
tak cudownie silne - jak Ty teraz .
Chwyc sie z calych sil Jezusa , jesli nawet myslisz ze Go nie znasz
to badz pewna ze On Jest i ze On w Ciebie nie zwatpi nigdy....

Anonymous - 2012-01-14, 11:48

hej, chyba przesadziłam w moim poście do Ciebie , nie chciałam Cię urazić, po prostu napisałam to co myślę napisałam prawdę - przepraszam !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Miłego dnia JAK dzisiaj nastrój u Ciebie ?
Anonymous - 2012-01-14, 12:41

Scouby napisał/a:
Wciąż się czuję nie pewnie, boję się że on zadzwoi i cały ten rok
układania sobie życia na nowo rozpadnie się.
Tęsknie za nim ale wiem , mam świadomość że nie mogę z nim być.
Tylko to wszystko jest takie kruche.....


Każdy, kto wtrąca się w małżeństwo, kto wikła się w romans z osobą żonatą/zamężną, kto rozkochuje w sobie osobę będącą w związku małżeńskim i mającą dzieci - ma problem z ustawieniem właściwej hierarchii, jest egoistą, dla którego NIC nie znaczy słowo "rodzina", "małżeństwo".

O ile małżonek/małżonka jest zawiedziona swoim małżeństwem i próbuje szczęścia gdzie indziej, tak jeszcze mogę to zrozumieć. Natomiast nie widzę usprawiedliwienia dla osoby wolnej, która może związać się z inną osobą wolną, a jednak wciska się w święty związek, niszczy rodzinę.

Cóż wart jest mężczyzna/kobieta, który dla swojego chciejstwa, seksu, przyjemności, egoistycznych marzeń (oczywiście pod przykrywką wielkiej miłości) rozbija rodzinę małemu dziecku, pozwala na życie w kłamstwie osobie "kochanej", nie przeszkadza jej życie w trójkącie, w cieniu oszukiwanego jakiegoś męża czy żony, pozwala, by działa się krzywda komuś niewinnemu?

Jeśli na tym etapie pokazuje on/ona, że za nic ma wartości rodzinne, kto da gwarancję, że sam swojej też nie rozbije?

Jeśli "kocha", jak może ranić, unieszczęśliwiać dziecko osoby rzekomo kochanej?

Kupy się to nie trzyma.

Miłość to postawa. Nie czynię zła drugiej osobie i staram się czynić dla niej dobro. Nie krzywdzę, nie ranię, nie wykorzystuję, dbam o jej szczęście i spokój duchowy, ponieważ zależy mi na niej, mam na uwadze bliskie jej osoby (dzieci, rodziców, przyjaciół).

Jeśli ten człowiek nie dzwoni - tym lepiej dla niego.

Jeśli zadzwoni - będzie to oznaczało jedynie tyle: mam gdzieś jej rodzinę, co czuje jej mąż, jej dziecko, ona sama - ważne jest to, że JA tęsknię. Teraz. Bo przecież za rok mogę tęsknić do innej. Jeden związek rozbiłem, to i co za sztuka rozbić drugi?

No niestety - taka jest prawda. Obiektywna. Choć serce przypomina pewnie słodziusie esemeski, przytulaski i wróbelki ćwierkające w głowie.

Za bardzo skupiasz się na swoich potrzebach, dlatego widzisz jedynie braki.
Jezus mówił: szczęście to dawanie.

Nastawiając się na branie - unieszczęśliwiasz się, bo ktoś/inni/los/świat/ludzie wcale nie musi Ci niczego dawać.

Dawaj Ty, szczerze, bezinteresownie - a poczujesz się szczęśliwa.

A co do związków....

Każdy związek ma swoje fazy. Jest ta faza najpiękniejsza - zakochania, adoracji, ciekawości fizycznej, namiętności - ona w zdrowym związku nie znika, ale niestety słabnie. Niestety - bo jeśli za nią nie idzie odpowiedzialność, dojrzałość - to związek się rozpada. Niestety, bo mnóstwo ludzi sądzi, że ta faza będzie trwała wiecznie i zawiedziona ulatnianiem się wzajemnej fascynacji, szuka nowych wrażeń.
Dla tych kochających prawdziwie, dojrzale związek przechodzi w o wiele lepszą fazę - ciepła, wzajemnej życzliwości, bliskości duchowej (ale i cielesnej też oczywiście), może jedynie bez tych "motylków" osławionych...

Udowodnione naukowo jest to, że kiedy człowiek przezywa zakochanie, tę wstępną fazę miłości - jego organizm przeżywa rewolucję. Ogromna tęsknota, namiętność, pragnienie tej drugiej osoby wywołuje ogromny wysiłek. Ciśnienie, serce, układ nerwowy - wszystko to pracuje na wysokich obrotach i gdyby ten stan nie mijał NATURALNIE, wykorkowalibyśmy po trzech latach takiego życia. Tym się różnimy od zwierząt, że my tę fazę fascynacji kontynuujemy (lub przynajmniej staramy się kontynuować) w inny, dojrzalszy sposób, nie mniej fascynujący, jeśli się tego chce.

Nawiasem mówiąc - poczytaj statystyki. Liczba rozwodów drugich "małżeństw" (mam na myśli związek cywilny, bo małżeństwo jest tylko jedno), liczba nieudanych związków po-małżeńskich jest wielokrotnie wyższa, niż związków pierwotnych.

Czemu, jak sądzisz?

Bo osoba niedojrzała, która wciąż oczekuje, że namiętność i cudowne uczucia będą trwały wiecznie, nagle wielce się zadziwia, że oto mieszka ze swoją ukochaną osobą, z którą jest po wielu perypetiach i cóż to? ten sam problem się pojawia? Znowu nuda, rutyna, gdzieś zanikają motylki? Bo nagle widzimy tę wymarzoną osobę wychodzącą z toalety, do której lepiej nie wchodzić, bo zostawia po sobie brudne ubrania, bo miast zabierać na wycieczki za miasto - siedzi z pilotem przed TV? Bo nagle widzimy ją w takiej sytuacji, w jakiej jej nie widzieliśmy i idealizujemy ją, zwłaszcza w konfrontacji ze znanym i nudnawym już małżonkiem...

Samo życie.


Byłaś u spowiedzi. Raz?

Tu jest potrzebna regularna spowiedź, regularna opieka spowiednika, regularny rachunek sumienia, skoro myślisz o kochanku, masz wątpliwości.

Bez wyciszenia się duchowego nie ujedziesz.

Dodatkowo poczytaj sobie coś o związkach, na czym polega zdrowa relacja między mężczyzną, a kobietą, o fazach w związku.

Nie szukaj jak dziecko wiecznej podniety, bo nie na podnietach, ekscytacji i motylkach w brzuchu życie polega....

I jeszcze jedno.

Kiedyś pisałam tu o mojej przyjaciółce Danusi, która podobnie jak Ty, miała rozterki. Ona co prawda nie dopuściła się zdrady, ale przeżywała kryzys małżeński, pt. "mąż mnie już nie kręci" i "nuda w związku". Jakie to życie jest bez sensu i w ogóle.

Nagle musiała przestawić swoje myślenie na inne tory, bo okazało się, że ich synek zachorował na raka kości, w tej chwili nie ma lewej nóżki poniżej kolana. Dzięki Bogu badania nie wykazują nawrotu, ale wiadomo. Chłopiec u progu życia, lubiący sport, ruch, zabawę, jest przykuty do wózka, rodzice muszą na to patrzeć i żyć z tym.

Danusia błędnie myślała, że to Bóg na nią karę zesłał, a przecież Bóg nie karze nas za życia. Chodzi jedynie o to, że te problemy, które miała Danusia przed diagnozą profesora - okazały się nic nieznaczącym pryszczem. Problemem wymyślonym.
Życie jej pokazało, jak ważne i ciężkie mogą być problemy.

Kusisz los, Dziewczyno.

Doceń to, co masz. Kochającego męża, zdrowe dziecko. Może bowiem zdarzyć się tak, że kiedyś zamarzysz o sytuacji, w której jesteś, bo problem kochanka i "niespełnionej wielkiej miłości z przeszkodami" wyda Ci się śmiesznym epizodem, niewartym ani jednej myśli. Nie chcesz się chyba o tym przekonywać na własnej skórze?

Ja codziennie modlę się o to do Boga. Bym nie musiała się przekonywać kiedyś, jak cudowne życie teraz prowadzę, chociaż czasami wydaje mi się, że brakuje mi tego i owego...

Anonymous - 2012-01-14, 13:27

Satine napisał/a:

Każdy, kto wtrąca się w małżeństwo, kto wikła się w romans z osobą żonatą/zamężną, kto rozkochuje w sobie osobę będącą w związku małżeńskim i mającą dzieci - ma problem z ustawieniem właściwej hierarchii, jest egoistą, dla którego NIC nie znaczy słowo "rodzina", "małżeństwo".
O ile małżonek/małżonka jest zawiedziona swoim małżeństwem i próbuje szczęścia gdzie indziej, tak jeszcze mogę to zrozumieć. Natomiast nie widzę usprawiedliwienia dla osoby wolnej, która może związać się z inną osobą wolną, a jednak wciska się w święty związek, niszczy rodzinę.


Absolutnie się z tym zgadzam!!! W moim przypadku pierwszej zdrady dopuściłam się właśnie dlatego ,że wolny mężczyzna rozkochał mnie w sobie , dawał mi to czego brakowało mi w moim małżeństwie. Teraz to wiem ! Wtedy niestety ale byłam ślepa!

Satine napisał/a:
Cóż wart jest mężczyzna/kobieta, który dla swojego chciejstwa, seksu, przyjemności, egoistycznych marzeń (oczywiście pod przykrywką wielkiej miłości) rozbija rodzinę małemu dziecku, pozwala na życie w kłamstwie osobie "kochanej", nie przeszkadza jej życie w trójkącie, w cieniu oszukiwanego jakiegoś męża czy żony, pozwala, by działa się krzywda komuś niewinnemu?


Jest totalnie prawdziwe.

Satine napisał/a:
No niestety - taka jest prawda. Obiektywna. Choć serce przypomina pewnie słodziusie esemeski, przytulaski i wróbelki ćwierkające w głowie.

Za bardzo skupiasz się na swoich potrzebach, dlatego widzisz jedynie braki.


Jest tak jak piszesz Satine
Wielu sytuacji i rzeczy nie widziałam jak byłam daleko od Boga , im jestem bliżej tym więcej wiem i widzę. Wiem,że byłam bardzo samolubna ,że dopuściłam się zdrady myślałam o swoich potrzebach a nie potrzebach mojego dziecka i męża. Teraz to wiem . Zapłaciłam za to dużą cenę i modlę się abym nie zapłaciła większej.
Tak dawanie daje więcej szczęścia niż branie.

Uważam ,że regularna spowiedź i stały spowiednik , który nas zna może nas poprowadzić duchowo. Spowiedzi od przypadku do przypadku i u rożnych osób powodują ,że czasem trzeba wracać do wyznanych grzechów aby wyjaśnić nasz stan duchowy.
Bez wewnętrznego pokoju i wyciszenia się nie ujedzie się daleko.
Ja też codziennie modlę się o to do Boga. Bym nie musiała się przekonywać kiedyś, jak cudowne życie teraz prowadzę, chociaż czasami wydaje mi się, że cierpienie i razy które dostaję od mojego poranionego męża, że po prostu ich nie wytrzymam

Dziękuj Bogu za to co masz. Módl się codziennie. Pracuj nad sobą. I daj każdego dnia tyle ile zdołasz miłości dzieciom i mężowi.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group