Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Kryzys, zdrada....i co dalej?

Anonymous - 2011-12-23, 11:19
Temat postu: Kryzys, zdrada....i co dalej?
Witam wszystkich serdecznie.

Od dłuższego czasu czytam watki na forum.
Bardzo mi pomogły. Pozwoliły mi spojrzeć na całą moją sytuacje w sposób głęboki..
Wyszłam za mąż z miłości w wieku 22 lat. Mój mąż-troche starszy ode mnie. Oboje nie dojrzeliśmy do małżeństwa. Ja miałam bajkowe wyobrażenie. Wspierające się małżeństwo, dzieci, pies..taka idealna wizja rodziny. Życie szybko nas "wyprostowało". Dwa lata po ślubie urodziłam córkę Teraz okazuje się że to była to moja decyzja, na pytanie czemu nic nie mówił, stwierdził , że bał się mnie zawieść. Jak bardzo to boli.. bo sam pochodzi z rozbitej rodziny i jeszcze przed ślubem mówil , że niczego tak nie pragnie jak mieć rodzinę, dzieci...smutne to wszystko. Potem urodziłam jeszcze jedno dziecko. Dostalismy na parę lat pod piekę jego siostrę. Ojciec-alkoholik nie zapewniał jej należytej opieki Nasze życie toczyło już wtedy, od problemu do problemu, bywało ciezko, w tym czasie oboje pracowalismy zawodowo i byliśmy w trakcie budowy domu. Siostra męza w wieku dojrzewania zaczęła sprawiać kłopoty.Niezbędny był kontakt z psychologiem i ciągła kontrola. Byłam już czasami tym wszystkim zmęczona.Ja nie dawjąc sobei rady z emocjami często plakałam, czy w ciązy, czy po kłótni. Mimo , że jestem chyba ogólnie pogodną i silną osobą płakałam z bezradności, co powodowało złośc mojego męza. Zarzucał mi, że pierw sie kłocę a potem robię z siebie ofiarę. Obenie dzieci są już odchowane, siostra się wyprowadziła. Z różnym skutkiem układa swoje życie ale daje sobie radę. Z męzem oddalilismy się od siebie. Kłocilismy się duzo przez całe małżeństwo. O drobne rzeczy, że mi nie pomaga, że złości się bez poowdu, o rodziców.. Ja miałam problem w pewnym momencie ze zbliżeniem sie do niego fizycznie. Spowodowane to było głownie tym, że mąz unikał mojej bliskości w ciagu dnia. Nie lubił jak go przytuliłam, wręcz odtrącał mnie. Nie chciał spędzać ze mną wspólnego czasu. Powodów do kłotni było mnóstwo. Były też miłe chwile. Powody do radości i dumy...tylko to wszystko teraz za mgłą. Mimo wszystkiego złego cały czas podświadomie wierzyłam a wręcz pewna byłam, że mój mąż mnie kocha. Peność mnie zgubiła. Wiem, że jest dobrym i bardzo wrażliwym człowiekiem. Takiego go poznałam. Nie mogłam zrozumieć tylko skąd tyle agresji wobec mnie, skad to wieczne niezadowolenie cokowliek by się dla niego zrobiło. Kryzys sie pogłębił.Doszło do tego że mnie zdradził, z swoją koleżanka z pracy, przyjaciółką..powierniczką historii jaki on biedny i cierpiący w małżeństwie ze mną..Po prostu pewnego dnia oswiadczył mi, że kogos ma. płakałam , rozpaczałam. Potem prztcichłam żeby znowu rozmaiac z mezem.. co.. dlaczego..usłyszałam, że nasze małżeństwo juz dawno się skończyło, że całe jego życie jest ustawione przeze mnie. Ze pierwszego dziecko urodziłam za wcześnie.... że całe nasze życie to moje decyzje. że zrobiłam z niego kobietę i że nowa pani wiele dla niego znaczy ale da nam łaskawie szansę, że jest nam to winny.. i tak nam dał. że przez kolejny miesiąc okłamywał i ją i mnie.. i działał na dwa fronty.Dowiedziałam sie o tym i powiedziałam mu że koniec nas, że ma odejśc, bo ja już tego nei wytrzymuję. Odszedł na jeden dzień. Na drugi powrócił prosząć o szansę. Mówiąc ze kocha mnie bardzo... Że wybagrodzi mi wszystko, że czeka nas lepsze zycie jesli tylko mu wybacze. Po 3 dniach lezał na kanapie nieobecny. Mineło pare miesiecy od tego mementu. W ciagu którego mój mąz raz wmawiał mi wine , że uszcżeliwiałam go na siłę, obwiniając mnie dosłownie wszystkim i wędzając w poczucie winy żeby po chwili stwierdzić , ze to chyba wszystko jego wina. Nie wytrzymywałam tej chuśtwaki.. trafiłam do psychologa opowiedziałam wszystko ze szczegółami. Opowiedziałam jej o dręczącej mnei winie. Jestem świadoma swoich błędów, przyznałam się do nich mezowi bo stwierdziałam że dość juz neidomówień w naszym małżeństwie, że tak bardzo chiałabym je uratowac, że nie ma dla mnei znaczenia jakas duma czy okałamywanie siebie...powiedziałam to wprost. Mąz jakby urósł w siłę a ja liczyłam , że odwdzięczy mi się tym samym.Znowu zaczeło sie obwinianie mnei na każdym kroku. Na zrobienie miłego gestu- słyszałam- wczesniej tego nie robiłaś. Wiele zarzutów miało sie prawdą i wiedziałam , ze mój mąz doskonale o tym wie ale nie miałałam momentami juz siły dyskutowac. Czasem twierdził że jego postawa wynika z tego, że próbuje sie usprawiedliwiać. Potem twierdził, że boi sie, ze go wyrzucę. Powiedziałam , że nei musze go wyrzucać. Morze wyjśc sam jak mu coś nie odpowiada. Zaczeliśmy się komunikować.. rozmawiac, wyjasniać. emocjonalnie bylismy bliżej. Pewnego dnia jendak dowiedziałam się.. od życzliwych, że przez cały ten czas mój mąz ma kontakt z Panią X. Pracują w tym samym zakładzie pracy. Tłumaczył mi, że tego wymaga jego praca, że unika jej jak może. Ja jednak powątpiewam w ten konieczny kontakt...;-( wydaje mi się , ze jak się chce to można. Poddałam się. Powiedziałam wprost do meza, że nie daje sobie rady z tą świadomością. Skończyło się wielką awanturą, nieprzespaną nocą. Pani X nie ma żadnych granic, wiem o tym bo miałam okazje wielkokrotnie z nia rozmaiwiać i według niej to normalna sytuacja a cała jej postawa była przerażająca. Naprawiałam małżeństwo mając świadomość , ze jest ona tam gdzieś tle i na pewno nie unika z własnej inicjatywy mojego męża.. Skupiłam sie jednak na naszym małżeństwu i dzieciach. Słuchałam męża.. analizowałam wszystko nawet za bardzo...Wpędziłam się w kozi róg ale w końcu wzięłam sie za siebie. Wzmacniam się.. ale i tak znalazłam się w miejscu kiedy nei wiem co dalej... przez te miesiące mąz mnie okłamywał, nawet jak twierdzi , że dla mojego dobra(kontakt z panią x)... mimo to widzę jak się stara.. choć podobnie do mnie. jedno niepowodzenie i się poddaje na chwile... wydaje mi sie , że to ja częściej wyciągam rękę po naszych upadkach. Podczas wizyty u psychologa dowiedziałam sie , że istnieje takie coś jak syndrom DDA.. Nie wiedziałam o tym wcześniej. Poczytałam troche na ten temat i wtedy otworzyły mi się oczy, wtedy zrozumiałam mojego męża.. a moze po prostu jego spojrzenie na świat. Wiedziałam jednak, że nie tylko to było przyczyną naszych problemów.
Ja wychowana w pełnej rodzinie, wychowana w poczuciu wartości często nieświadomie raniłam mojego męża chociażby mając pretensje, o rzeczy których nie dawał mi on nie ze złośliwości. On teraz sam przyznał sam że nie lubi czułości ( tak bardzo mi potrzebnej jako kobiecie, ucieka od problemów. Mieliśmy i mamy cały czas jeszcze problem z komunikacją. Sama tez jestem osobą wybuchową. Rozmawialiśmy właściwie w dwóch różnych językach.
)... Robimy małe postępy , chociaż mam czasem wrażenie, ze to małżeństwo ratuję ja.. jak umiem. Niepokoi mnie jedna sprawa.. świadomość tego kontaktu z kochanką( mam nadzieje , ze znikomego).. zabiera mi całą godność jako kobiety.. to jest moja ciągła walka ze sobą. Nie mam możliwości skontrolowania tego, nawet nie iem czy chcę to zrobić..myśli o tym zabierają mi siły do dalszej walki o moje małżeństwo. Wiem, że mój mąż jest wpływowy.. wiem też do czego jest zdolny...Czytając posty na tym forum, dowiedziałam że naprawa małżeństwa przy jednoczesnym kontakcie z osobą trzecią... jest wręcz nierealna.. co ja robię.. czy ja się wygłupiam? czy kiedyś zabraknie mi sił. A szkoda b y było. bo teraz naprawdę poznałam mojego męża.. i mimo tego co mi zrobił, chciałabym żeby nasze małżeństw przetrwało.. ale na więcej niespodzianek nie mam już po prostu siły.
Czy ktoś był w podobnej sytuacji.....czy w małżeństwie w którym nakłada się tak wiele problemów ma szanse...
Przepraszam z chaos wypowiedzi. Moje życie teraz to chaos i jeden wielki bałagan...

Anonymous - 2011-12-23, 17:06

Witaj Aleksandro.
Nie mogę teraz dokładnie opisać swojej sytuacji ( jestem jeszcze w pracy i niedługo wychodzę), ale moja historia kryzysu jest podobna. Ja osobiście, po moim doświadczeniu życiowym, nie uważam, że w Twoim przypadku naprawa małżeńska jest nierealna. Mąż mieszka z Tobą, więc masz ogromną szansę zmienić wasze relacje. Jak masz okazję to przeczytaj książkę Gary Champan "Sztuka wyrażania miłości w małżeństwie". Ona mi bardzo pomogła.
Bądź silna, nie poddawaj się.

Anonymous - 2011-12-23, 23:05

Dziękuję bardzo! Zamówiłam książkę w księgarni internetowej. Czytałam wcześniej Dobsona. Dzięki temu chyba udało mi się przetrwać najgorszy moment, kiedy mąż był w amoku. Teraz patrząc wstecz zastanawiam się czy naprawdę musiałam tyle przejść, żeby wszystko to zrozumieć. Czytając forum chłonę wiedzę jak gąbka. Wszystko wydaje sie takie logiczne i oczywiste a jednak przed moim trzęsieniem ziemi byłam wielu rzeczy nieświadoma... a moze chiałam być.
Jokino jak sobie radzisz z zaufaniem do męza? Czy "ta trzecia" jest w jakiś sposób jeszcze w waszym zyciu?
Pozdrawiam Cię serdecznie i wszystkich forumowiczów.
Wesołych Świat

Anonymous - 2011-12-25, 17:02

Witaj Aleksandro na forum,

pisz, czytaj, chłoń wiedzę. To, czy mąż będzie utrzymywał kontakty z panią X i jakie to będą relacje, jest wyłącznie jego decyzją. Oczywiście Twoje zachowanie, słowa mają wpływ na męża, ale przecież każdy z nas ma lepsze lub gorsze dni i wyłącznie od nas zależy, co zrobimy, gdy pojawi się gorsze samopoczucie. Tak samo wyłącznie od Twojego męża zależy czy zechce się pocieszyć u innej, gdy akurat ma złe samopoczucie.

Piszesz, że pracujesz nad sobą, że czytasz i tak trzymaj. Czy i kiedy mąż to dostrzeże, nie dowiesz się, ale Twoja praca będzie miała wpływ na Twoje zachowanie w stosunku do męża, a także będziesz łatwiej znosić sytuacje, które teraz są dla Ciebie trudne.

Błogosławionych Świąt!

Anonymous - 2011-12-27, 06:43

Witaj Aleksandro.
Opiszę Ci jak ja walczyłam o małżeństwo przy jednoczesnym kontakcie mojego męża z tą Trzecią. Może wiele doświadczonych osób na tym forum nie pochwala mojego zachowania, ja też wielokrotnie zastanawiałam się czy postępuję słusznie, ale robiłam to co dyktowało mi serce i rozum. Mój mąż w ostatnich latach nie czuł się dobrze w naszym małżeństwie. Uważał że go nie kocham, zajmuję się tylko dziećmi, a jego traktuję jak robotnika (kupiliśmy dom, który musiał wykańczać). Faktycznie pomimo że go kochałam byłam wiecznie niezadowolona z jego zachowania, i mu to okazywałam. Byłam ciągle na niego zła że nie radzi sobie z wykończeniem domu. Mój mąż, podobnie jak Twój, w nowej pracy spotkał „bratnią duszę”. Na początku to były rozmowy, ona go świetnie rozumiała i wspierała duchowo. Potem pojawiło się uczucie. Ja o niczym nie wiedziałam. W grudniu 2010 r mąż się wyprowadził , na początku do swojej mamy. Ja błagałam go aby wrócił. Zrozumiałam przyczynę kryzysu i chciałam wszystko zacząć od nowa. Mówiłam mu że przecież go kocham. O mi odpisała SMS-em „rozmawialiśmy wielokrotnie, prosiłem, błagałem jak żebrak, a mimo to od dawna nie czułem , nie słyszałem i nie widziałem tego, a wręcz przeciwnie… Teraz chcę pożyć dla siebie, mam już dość poświęcania się. Wydaje mi się dziś za wcześnie na rozmowę”. Ja wpadłam w czarną rozpacz. Tak bardzo chciałam aby dał mi szansę, mocno wierzyłam że mogę się zmienić i znowu możemy być szczęśliwi. Postanowiłam nad sobą pracować i się zmienić. Do domu przyjeżdżał na parę godzin co 2,3 dni. Ale nie nocowała. Kilkanaście dni mieszkał u mamy, a potem wyprowadził się do kochanki u której mieszkał kilka tygodni. Mi i dzieciom powiedział że nocuje w mieszkaniu służbowym kolegi który wyjechał na parę tygodni na szkolenie za granicą. Pod koniec lutego mieliśmy przez 3 dni stolarzy w domu którzy musieli u nas nocować więc go poprosiłam aby nocował z nimi w domu. Tak jak Ci wcześniej napisałam bardzo pracowałam nad sobą i kiedy mąż był w domu starałam się aby nasze relacje były właściwe. Od tego czasu mąż coraz częściej nocował w domu ale nadal prowadził podwójne życie. Ciągle mówił że się spotyka ze znajomymi, piją więc nie może wrócić samochodem na noc. Ja się wielokrotnie pytałam czy nie spotyka się z jakąś kobietą. On nie przyznał się do romansu a ja mu wierzyłam. W kwietniu mąż miał operację (spowodowaną że pomagał jej przesuwać ciężkie rzeczy, a nie powinien gdyż miał chory kręgosłup). Był na zwolnieniu więc dużo siedział w domu, ja cały czas starałam się okazywać mu miłość. On niby to widział ale ciągle mówił że nie wierzy że ja się mogę zmienić to tylko chwilowe a potem nasze życie będzie takie same. W maju, dzień po komunii córki, przeżyłam szok i dowiedział się prawdy. Dostałam maila od jego kochanki że się chce ze mną spotkać. Spotkałam się z nią i dowiedział się o ich gorącym uczuciu. Ona powiedziała mężowi o naszym spotkaniu. Z jednej strony wiedziałam że powinnam mu postawić stanowczy warunek ja albo ona. Rozmawiałam z mężem. Przyznał się że on w ostatnich latach nie czuł że go kocham, źle się czuł przebywając w naszym domu. Teraz ja się zmieniłam, jest dużo lepiej czuje że jak go kocham , ale on darzy uczuciem również Tamtą kobietę. Nie jest w stanie teraz wybrać. Jest u niej jest szczęśliwy, ale po pewnym czasie tęskni za rodziną. Jak jest za długo z nami to brakuje mu jej. I tak zaczęło się nasze życie w trójkącie. Ja to zaakceptowałam, ale traktowałam jako przejściową sytuację. Ciągle mu przypominałam że nie akceptuję takiej sytuacji i musi wybrać. To miał być jego czas aby się zdecydował co wybiera rodzinę czy kochankę, ale też i mój aby mu udowodnić że go kocham, zmieniłam się i potrafimy razem żyć szczęśliwie. Jeśli w maju koniecznie chciałabym aby wybrał to by się z domu wyprowadził. Tego nie chciałam gdyż uważałam że nie mieszkając z nim będę miała mniej okazji na pokazaniu mu jak możemy razem zgodnie cieszyć się wspólnym życiem. Trójka naszych dzieci nie wiedziała o całym moim dramacie , nie chciałam aby się dowiedziały prawdy. W takim chorym układzie żyliśmy 6 miesięcy. Mąż z jednej strony czuł że obie nas krzywdzi, obie bardzo cierpimy. Z drugiej był szczęśliwy i ta radość z niego promieniowała. Jak wracał od niej to tryskał energią, był bardzo radosny i między nami było super. Ja pomimo iż bardzo cierpiałam i to mu mówiłam, starałam się, jak był w domu, żyć chwilą, nie myśleć o ich romansie i mojej krzywdzie. Oczywiście to wszystko było bardzo trudne. Schudłam, po nocach nie spałam, miałam bóle żołądka i straszne problemy z wypadaniem włosów (i tak zawsze ich miałam mało więc dla mnie to był dramat). Nie byłam w stanie w pracy pracować tak jak wcześniej i przez to straciłam stanowisko i szansę na awans. Ale jakoś dzięki modlitwie i wielkiej determinacji funkcjonowałam. W trudnych chwilach czytałam to forum i to mi dawało siłę i nadzieję. Przez cały czas bardzo nad sobą pracowałam, ten kryzys wiele mnie nauczył, przewartościował swoje życie. Mąż coraz rzadziej u niej bywał a ja coraz części mu mówiłam że nie daję rady psychicznie i musi jak najszybciej wybrać. Dałam mu czas do 15 listopada. Teraz jest ze mną ale bardzo za nią tęskni. To widać po nim. Nie jest taki radosny jak kilka miesięcy temu. Cierpi a ja nie umiem mu pomóc. Nie wiem czy teraz się z nią spotyka. Pytasz się o zaufanie. Oczywiście po ludzku to jest bardzo trudne. Pomimo że się staram, i ciągle się modlę o łaskę cierpliwości, wytrwałości jestem niepotrzebnie bardzo podejrzliwa. Jak nie wraca długo z siłowni to od razu mi się wydaje że pojechał do niej. Przed świętami zamówił przez Internet dla siebie jako prezent pod choinkę perfumy. Ja odebrałam przesyłkę i zauważyłam że jest wyjątkowo ciężka jak na jedne perfumy. Wcześniej mnie się pytał czy mi też nie kupić, powiedziałam że nie potrzebuję więc wiedziałam że dla mnie ich nie ma. Jak mąż wrócił z pracy to mu powiedziałam że jest przesyłka z prezentem. On chciał koniecznie abym mu ją dała bo chce sprawdzić czy wszystko jest OK. Ja od razu pomyślałam że na pewno w środku są tez perfumy dla niej. Przez 2 dni przed wigilią ciągle o tym myślałam i było mi bardzo przykro. W Wigilię otworzył przy mnie paczkę i okazało się że zamówił dla siebie 2 butelki perfum takich samych. To jest dla mnie nauczka aby nie myśleć, nie podejrzewać, nie kontrolować. To nic nie pomoże jak będą się chcieli spotykać to i tak to zrobią. Ja muszę skupić się na sobie i na swoim zachowaniu. Po ludzki już więcej nie mogę zrobić. Wszystko w rekach Najwyższego.

Anonymous - 2011-12-27, 07:29

Przepraszam , że się wtracam ale ja bym nie wybaczył zdrady.... wieć prosze o odpowiedz jak można to wogóle tolerować...... nie umiał bym dalej żyć jak bym wiedział iz moja Żona ma kochanka.... może mnie każdy skrytykować ale dla mnie w małżeństwie są twarde zasady , a zdrady się nie wybacza... bo jak się już raz wybaczy to bezie ta druga osoba sobie chulać i chulac w dobre.....
Anonymous - 2011-12-27, 08:31

bellator napisał/a:
Przepraszam , że się wtracam ale ja bym nie wybaczył zdrady.... wieć prosze o odpowiedz jak można to wogóle tolerować...... nie umiał bym dalej żyć jak bym wiedział iz moja Żona ma kochanka.... może mnie każdy skrytykować ale dla mnie w małżeństwie są twarde zasady

hmm bellator skrytykować???
raczej nie ale mozna wskazac sprzeczność...
skoro małżeństwo to zasady...skoro tak czujesz to wymagac trza tego na całej lini...

wszak zdrada nawet pomijając częśc wiary(czyli grzech)...
ze strony ludzkiej jest rodzajem pomyłki...błędu

i skoro w podobnej lub zblizonej sytuacji ja wymagam..(ba... żle powiedziane) oczekuje od drugiej strony zrozumienia mego błedu jaki doprowadził do zachwiania związku...

jak mogę cos wewnętrznie potepiać ..oczekując zarazem odpuszczenia mojej części...

można napisac jak to -to przecież niewspólmierne....

heee ..no tak zalezy jaka miara to mierzymy ???
bo
wina to wina...
bład..to błąd...

bellator moja mała propozycja ...poproś uczciwie Boga do swego serca....
to da zrozumienie...czemu potrafie odpuścić..czemu przychodzi wybaczenie...czemu mimo czegos umiem kochac...
ewentualnie czemu ktos ma problemy z odpuszczeniem moich win ;-) ;-)
reasumując

Bóg tylko tak uczciwie i szczerze :-D :-D


pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-27, 11:31

bellator napisał/a:
dla mnie w małżeństwie są twarde zasady , a zdrady się nie wybacza...


Bóg wybacza zdrady , a My co lepsi i twardsi od Boga ?

zapraszam do lektury Pisma św,

Anonymous - 2011-12-27, 23:32

jokina,
Dziękuję bardzo że opisałaś dla mnie swoją historię. Czuję że nie jestem sama.
Mój mąż też był zauroczony. Na dodatek tak wyidealizował siebie w głowie Panią X, że wypadałam przy niej według niego srasznie blado. Czułam się z tym zle i bardzo się obwiniałam że byłam taką okropną żoną.. jednocześnie idealizowałam mojego meza, któremu do ideału było zawsze daleko, mimo tego zawsze jak miał kłopoty na ile potrafiłam byłam dla niego wsparciem, wielokrotnie wyciągałam go z kłopotów Zaczęłam się zastanawiać nad jego zarzutami. Wiele było w nich prawdy...jednak to był jego punkt widzenia i uszanowałam to jednocześnie analizując dlaczego tak postępowałam żeby dać sobie w jakiś sposób ukojenie. Nie okłamywałam się, to było bolesne ale konieczne. Zrobiłam własny wewnętrzny rachunek sumienia. Dałam sobie prawo sobie błędów.
Przeprosiłam męża. Powiedziałam mu że bardzo go kocham i że zależy mi bardzo żeby naprawić małżeństwo......ale jeżeli on chce żeby nam się udało to proszę go żeby zrobił swój własny rachunek,pomijając zdradę.. czy taki był idealny, rzeczywiście taki pokrzywdzony... a ja taka wstrętna. Za każdym razem jak próbował w ramach swojej obrony obarczać mnie winą powtarzałam.." Porozmawiam z tobą bo czuję się winna ale żebym mogła o tym z toba rozmawiać wolę poczekać az pogodzisz się ze sobą.""Twierdził , że oszalałam.... kłóciliśmy się. Bywały chwile , że miałam dosyć. W tle ta trzecia... Do rozmów doszło, były bolesne, wiele wyjaśniły.
Przeczytałam ksiązkę o DDA , wiele artykułów. W jakims stopniu zrozumiałam mojego męża. Pewnie do końca to niemożliwe. Ale jestem jakby przez to spokojniejsza.
Nie wiem co będzie. Czy mi się uda. Co będzie jak ja wybaczę mężowi a mój mąż nie wybaczy mi......
Ta trzecia tam gdzieś krazy ale ja już jestem teraz silnijsza..mądrzejsza i wszystko co robię robie w zgodzie z sobą.Mimo wszysyko czasem jest cięzko. i wiele pytań , na które nie ma odpowiedzi..... niestety.
Pozdrawiam

Anonymous - 2011-12-27, 23:32

Przepraszam , że się wtracam ale ja bym nie wybaczył zdrady.... wieć prosze o odpowiedz jak można to wogóle tolerować...... nie umiał bym dalej żyć jak bym wiedział iz moja Żona ma kochanka.

Więc powiedz mi prosze co robisz na tym forum?
Z reguły trafiamy tu w czasie kryzysu....najczęściej po zdradzie.
Własnie Tu...pod wpływem tego forum staramy się wybaczyć.......i zyć dalej.

Anonymous - 2012-01-18, 05:28

Witam Was wszystkich serdecznie.
minęło trochę czasu. od kiedy pisałam Rozmawiamy, zajmujemy się wspólnie dziećmi. Dla ludzi nas obserwujących wszystko jest między nami ok. Ja mężowi gotuje, piorę, on przywozi mnie z pracy, wspólne oglądnie tv... tylko ten mur wzajemnych żali i tych prawdziwych i tych wyimaginowanych na własne potrzeby wydaje się nie do przebicia. Nie wszystkie są wypowiadane głośno i wprost ale gdzieś tam między słowami...
Kiedyś przeczytałam tu na forum w archiwalnych wątkach, że prawdziwe odbudowywanie zaczyna się dopiero wtedy gdy obie strony "pochowają" życiem przed zdrada i kryzysem...ja chyba jeszcze tego nie potrafię.
Z tego co mówi mój mąż to on nie wierzy w miłość a ja byłam dla niego przypadkiem, ogólnie jest samotnikiem,że on czegoś innego się spodziewał po naszym małżeństwie..na pytanie czego. Odpowiada: nie wiem. Jak pytam jakie ma teraz ode mnie oczekiwania..twierdzi, że żadnych, że on ogólnie wymaga mało od życia, wycofuje się wtedy, próbuje się wyciszyć sama.. wtedy nagle prosi żebym siedziała ... w tym samym pokoju. Dziwne w to wszystko. Jestem pogubiona...
Zastanawiam się nad 12 krokami...tak bardzo chciałabym się znowu uśmiechać...mój mąż kiedyś też stwierdził.. że mam się uśmiechać więcej. Tylko daje mi tak mało powodów....komentuje każdy czuły gest, odtrąca, krytykuje.Czasem prowokuje. twierdzi , że jestem nadopiekuńczą matką, że niańczę dzieci i przez mnie nie poradzą sobie w życiu. wszystko jest ok, póki mu przytakuję, chwale...wystarczy, że inaczej powiem niż by sobie tego życzył...awantura p.t. nie rozumiesz mnie i nigdy mnie nie rozumiałaś.
W momencie lepszych okresów proponowałam wspólny wyjazd weekendowy lub jednodniowy, żeby porozmawiać..odpocząć.. Odmówił twierdząc, że jak zwykle coś dziwnego wymyślam..
I mam uważać żeby nie zagłaskać kotka na śmierć.....
Całe życie uszczęśliwiałam go na siłę
Czasami mam ochotę wszystko rzucić, całe to odbudowywanie.....modle się wtedy..
Wiem, że mój mąż cierpi, miał trudne dzieciństwo tłumacze o sobie w głowie jak umiem, walczę już tyle miesięcy... o małżeństwo, sama ze sobą.
Czasem się zastanawiam czy mąż nie jest ze mną z wygody. O cokolwiek go poproszę.. o pomoc przy dzieciach. czy przy obowiązkach domowych ...słyszę: a muszę? przecież wiesz że nie lubię. Już nawet nie dyskutuję bo i tak się skończy wszystko awanturą. Ja padam czasami i psychicznie i fizycznie. Mój mąż leży na kanapie.
wiem że obserwuje mnie uważnie. wyłapuje każda minę, każdy gest. i komentuje....zaczynam się zachowywać sztucznie.
pogubiłam się.. znowu i nie umiem się emocjonalnie uodpornić na to co mówi mówi mój mąż.
Bliska osoba z naszego otoczenia, która zna nas dobrze, naszą historię powiedziała mi ostatnio , że nie mogę wymagać od mojego męża, rzeczy do których nigdy nie robił i do których najwidoczniej nie jest zdolny, bo tylko będę czuć rozczarowanie.
Mój maż nigdy nie dbał o mnie w żaden sposób emocjonalnie. wiec nie mam liczyć na jakiekolwiek jego wsparcie. Czułe gesty, czy jego uwagę zawsze wymuszałam. i powoli zaczynam robić to samo...jednocześnie mój maż, wymaga i wymagał bardzo wiele.
wiem, że opieram moje szczęście na mężu....jestem na to zła na siebie bo mam przynajmniej dwa wielkie powody żeby być szczęśliwą. tylko w tej całej walce zatraciłam siebie, nie wiem kim jestem.......i tęsknię za sobą..
Wszystko mnie boli i łzy cisną mi się do oczu.
i tak od czasu do czasu...bo mój mąż zabiera mi energie i podkłada nogi może i nieświadomie.. jakby sprawdzał ile wytrzymam. Parę miesięcy temu powiedział, że on rzeczywiście się nie stara bo chce sprawdzić czy go takiego zaakceptuje bo on taki właśnie jest.
codziennie sobie obiecuję, że jutro wstaję na nogi i że nie będę tak wszystkiego brała do siebie. Widzę że to nie ma sensu..Rozmowy z moim mężem na tym etapie również., bo ciągle mówi co innego......
co robić trwać?..Mimo tego wszystkiego złego co się wydarzyło nie umiem się poddać, nie umiem nie walczyć.........tylko to najwidoczniej szkodzi a nie pomaga. Ludzie, żyją obok siebie i dają radę. Obawiam się, ze być może do tego zmierza mój mąż...a ja tak nie potrafię. Dzisiaj.
Pozdrawiam wszystkich i proszę o modlitwę za moje małżeństwo

Anonymous - 2012-01-18, 15:56

aleksandra11 napisał/a:
Zastanawiam się nad 12 krokami...tak bardzo chciałabym się znowu uśmiechać..

zapraszam , jeszcze sa zapisy do 7 grupy
to prawda 12-krokowiczem maja ta prawdziwa Pogodę Ducha nie zależną od tego co na zewnątrz.

Wspomnę w modlitwie

Pogody Ducha

Anonymous - 2012-01-18, 20:32

aleksandra11 napisał/a:
w tej całej walce zatraciłam siebie, nie wiem kim jestem.......i tęsknię za sobą..

Poddaj ten problem Maryi. To co czujesz to może być etap zdrowienia i przemiany, budzenia się świadomego odczuwania kobiecości, bycia żoną i matką itd. Proś Maryję o prowadzenie , nauczenie ofiarnej miłości i wytyczenie drogi. Zobaczysz ,że to pomoże, miałam tak samo. :-D Gdy Bóg obiera nas z wyobrażeń o sobie na rzecz prawdy o nas wtedy często tracimy poczucie siebie- to tylko wynik przemiany, ale bywa bardzo męczący, a nawet przykry. Wtedy najlepszą pomocą i przewodniczką jest Maryja.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group