Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Od czego zacząć

Anonymous - 2011-11-03, 11:08
Temat postu: Od czego zacząć
Szukam pomocy, ale zupełnie nie wiem jak, gdzie jej szukać, od czego zacząć.Jesteśmy 10 lat po ślubie. W naszym małżeństwie nie jest dobrze i to nie jest przejściowy kryzys, to złożone problemy. Czuję się po prostu bezradna.
Anonymous - 2011-11-03, 16:11

Zapraszam do lektury forum, znajdziesz tu wiele pokrewnych dusz.

Dróg pomocy moze byc wiele,,,wszystkie prowadzą do Pana Boga. :-)

1. Nawrócenie i Pan Bog na 1 miejscu
2.Wspolnota , moze jedno z ognisk sychar tam gdzie mieszkasz jest?, rekolekcje dla małżenstw, wizyta w poradni rodzinnej, u mądrego bożego psychologa...

PIsz do nas, o sobie. :-) Popros innych o modlitwę za Was.
Z modlitwą.

Anonymous - 2011-11-05, 13:42

Czytam trochę to Forum i właściwie nie wiem, widzę że inni mają o wiele większe problemy. Zdrady,dramaty... Nie mniej jednak nie pociesza mnie to. Nasze problemy nadal są. Ciężko mi zacząć, ale może jakoś powoli się rozpiszę. Szczególnie przydała by nam się chyba pomoc dobrego psychologa, ale jak go znaleźć?
Jesteśmy małżeństwem w depresji. U mnie to trzeci rzut, leczę się. Mąż jest po ciężkim wypadku. Początkowo się leczył, zrezygnował, woli od czasu do czasu utopić smutki w alkoholu. Problemem jest brak chęci do życia. Żyjemy na siłę - dla dzieci, ale nic nam nie idzie, nic nas nie cieszy. Dołujemy się wzajemnie zamiast wspierać. Ogromne kłopoty z komunikacją. Ja jestem sfrustrowana, wybuchowa i histeryczna - gdy sobie ze wszystkim nie radzę lub ulegam rezygnacji - idę spać, pragnę się odciąć od dzieci, od całego świata. Chciała bym umrzeć, ale mam świadomość, że one jednak mnie potrzebują. Mój mąż ma tendencję do strasznego zamykania się w sobie, trudno z nim porozmawiać. Jak ma dobry dzień, to zajmuje się pracą (coś w domu-ale idzie mozolnie). Kiedy indziej potrafi pół dnia przesiedzieć patrząc w ścianę. Mnie to doprowadza do szału i dodatkowo dołuje.To na razie może tyle. Nie wiem czy to co piszę warte jest w ogóle uwagi.

Anonymous - 2011-11-05, 14:10

Oczywiście, że jest warte uwagi!
Z modlitwą! :-)

Anonymous - 2011-11-05, 17:52

Zapraszam anik77 na skypa: rozmawiamy, śmiejemy się, modlimy.

Gdzieś od 21.30

Mój nick: <jantarsychar>

A na depresję chyba nic lepiej nie robi niż Eucharystia i adoracja Najświętszego Sakramentu (oczywiście obok leków, a nie zamiast).

Anonymous - 2011-11-06, 17:48

oczywiście pocieszanie się że inni mają gorzej nic nie daje. Każdy z nas jest w swojej sytuacji i w tej sytuacji może się odnaleźć i pomóc siebie. Chyba dobrze że szukasz, że zastanawiasz się, to pierwszy krok. Im więcej otwartości, szczerości tym łatwiej.
Pan Bóg pomaga tym którzy sami sobie chcą pomóc

Anonymous - 2011-11-06, 21:46

Dziękuję za przyjazne nastawienie i zachętę do modlitwy. Tak, zaczęłam od modlitwy. Chciała bym jakoś zebrać siły do życia w ogóle. Chciała bym odzyskać radość życia - już tak dawno jej nie czułam, chciała bym zacząć rozmawiać z moim mężem, lecz zupełnie nie wiem jak, jesteśmy jak z dwóch różnych światów. Chciała bym znów zacząć żyć, bo jesteśmy jak umarli za życia. Nie wiem czy ktoś w ogóle rozumie o co chodzi. Tak na prawdę najbardziej dołuje nas chyba sytuacja mieszkaniowa. Nie stać nas, byśmy byli całkiem na swoim.Nie czujemy się wolni, jednocześnie nie jesteśmy w stanie tego zmienić przy naszych dochodach. Może to jest powód? A może się mylę...
Anonymous - 2011-11-06, 22:31

Aniu masz moja modlitwe
Anonymous - 2011-11-08, 12:33

Anik!
Depresja to poważna choroba, rzeczywiście trzeba się leczyć. Dobrze, że to robisz. To długie leczenie. Mąż też powinien się leczyć i trzeba znaleźć sposób, żeby chciał to zrobić. Siedzenie i patrzenie w ścianę przez pół dnia to pewnie jest jeden z efektów i objawów choroby. Czy zaakceptowałaś chorobę męża i swoją głęboko w sercu? Ta choroba ciężko ogranicza, znam osoby, które leżą tygodniami i patrzą w sufit, nie są zdolni do żadnego działania, choć na oko wyglądają na zdrowych. Czy można dostawać szału na ich widok, krzyczeć, żeby się wreszcie ruszyli? To nie zadziała, tu trzeba lekarstw i terapii. Czy krzyczałabyś i miała pretensje, żeby osoba bez nóg zaczęła biegać po stadionie? Nie da się tak łatwo, trzeba mieć dobre protezy i długo ćwiczyć. Spójrz na męża jak na chorego człowieka, który nie jest w stanie na razie odpowiedzieć na Twoje oczekiwania, który nie jest w stanie podjąć decyzji o leczeniu, bo tak go obezwładnia jego choroba. W dodatku uzależnia się od alkoholu, co jest dodatkowym problemem. On potrzebuje pomocy. To jest jego cierpienie. Rzeczywiście poprzez modlitwę Bóg może wskazać na możliwe rozwiązania. Ty też masz taką sytuację, masz swoje cierpienie wynikające z choroby, nie jesteś w stanie na razie funkjonować tak jak byś chciała. Daj czas sobie , by leczenie zaczęło przynosić efekty. Twój brak radości życia to Twoje cierpienie, spokojnie to zaakceptuj. W "środku" na pewno jesteś pełna radości, to ciało przeżywające swoją chorobę nie pozwala Ci tego poczuć. Jeżeli razem z mężem jesteście w takim stanie, to trudno , żeby nie było na razie kryzysu. Ale działaj na tyle na ile to teraz możliwe. Małymi kroczkami, coś wymyśleć dla siebie miłego, dla męża, z modlitwą na pewno Ci się uda. Ściskam mocno!!!!

Anonymous - 2011-11-09, 14:49

Dziękuję za te słowa, za zrozumienie, a szczególnie za modlitwę, co mnie zaskakuje, przepraszam że się tak wyrażę: właściwie obcych osób. Tym bardziej jestem wdzięczna. Zaczynam powoli wierzyć, że małymi kroczkami z pomoca Bożą nabierzemy sił do życia i że nasze relacje małżeńskie się poprawią. Jak jest troszkę lepiej, to się boję, że za chwilę przyjdzie kolejne załamanie, ale co by nie było postanowiłam się mocno trzymać Boga i czerpać siłę z sakramentów. Nie spodziewam się natychmiastowego uwolnienia od problemów, ale potrzebuję skądś czerpać siłę. Dziękuję za ta zachętę.

[ Dodano: 2011-11-11, 10:20 ]
Czy ktoś może wie, czy poradniach rodzinnych,takich działających przy parafiach pomaga się małżeństwom, czy też zajmują się tylko przygotowaniem narzeczonych i NPR-em ?

Anonymous - 2011-11-27, 20:08

znaleziona na forum , a warte przypomnienia , polecam

PRODUKT MIŁOŚCIOPODOBNY,
Augustyn Pelanowski OSPPE

Nikt nie potrafi powiedzieć, jak wielki procent z nas cierpi dziś na obsesyjne uzależnienie, które nazywa miłością. Trudno się z tych pęt wyzwolić, ale na szczęście łatwo je rozpoznać. Bez trudu możesz rozpoznać, czy nie wpadłeś w sidła obsesyjnego uczucia, które uparcie nazywasz miłością. W poprzednim numerze Gazetki MAM pisaliśmy o toksycznych związkach. Dziś kilka porad, jak się z nich ratować.

Jak rozpoznać uzależnienie uczuciowe i jak je pokonać?

Oto symptomy uzależnienia:

Nieustanne myślenie o kimś. Przekonanie, że ja jestem dla kogoś wybawicielem, albo że ktoś jest nim dla mnie. Że ZAWSZE będzie ze mną i NIGDY mnie w NICZYM nie zawiedzie.

Chorobliwa zazdrość: ciągłe kontrole i podejrzliwość.

Poczucie odrzucenia nawet wtedy, kiedy ktoś po prostu nie jest mną całkowicie zaabsorbowany.

„Łaknienie” czyjejś bezustannej obecności. Gdy tej jedynej osoby nie ma, wszystko jest bez sensu.

Relacja z tą osobą układa się tak, że albo ona musi do mnie należeć bez reszty, albo ja muszę być oddany tej osobie jak niewolnik.

Silne tendencje do obwiniania o wszystko siebie lub kogoś.

Przesadna troska o drugą osobę albo domaganie się od niej takiej nadtroskliwości. Skłonność do kontrolowania drugiej osoby lub skłonność do bezkrytycznego poddawania się czyimś manipulacjom.

Przerażający lęk przed opuszczeniem i zabiegi, by uwięzić drugą osobę i uniemożliwić jej odejście.

Nieznośne odczucie, że ktoś jest nieosiągalny, niedostępny, że się wymyka i próba przezwyciężenia tego: kontrole, sprawdzanie, domysły, podejrzliwość, przekonanie o oszustwach i nieuczciwości uczuciowej drugiej osoby.

Pokusy autodestrukcyjne, rozpacz, ból i poczucie bycia zniewolonym i bezsilnym wobec tego zniewolenia. Nieustanne myślenie o kimś.

Jeśli jesteś w sidłach chorej miłości, pozwól sobie na złość. Zaczniesz się uwalniać od kogoś, kto te sidła zastawił. A może to Ty uzależniasz? Przyznaj się przed sobą, że tak jest. To pierwszy krok do wolności.


Kroki ku wolności

1. Musisz być głęboko przekonany, że to co cię więzi z drugą osobą jest złe. To początek drogi do wolności. Zrób listę argumentów, które przemawiają za tym, że twoja relacja jest toksyczna, zgubna dla ciebie i dla kogoś. Wypisz też wszystkie zniewalające sytuacje, zachowania, uczucia, które są twoimi kajdanami – musisz zobaczyć całe zło tego chorego związku, aby się utwierdzić w przekonaniu, że uwolnienie jest jedynym dla was ratunkiem. Potrzeba ci kilku dni absolutnej ciszy w kontaktach z tą drugą osoby. Będziesz wtedy atakowany wyobrażaniem sobie, jak bardzo ona cierpi. To fałszywa litość. Pamiętaj, że rozłączenie jest dobre i dla tej osoby, i dla ciebie. Nie tylko ona była pasożytem dla ciebie, ale i ty albo dałeś się wciągnąć w sieć zabójczych emocji, albo sam ją zarzuciłeś na czyjeś serce. Całą złość ukierunkuj na tę zwyrodniałą formę relacji. Jeśli to możliwe, odejdź w pokoju. Jeśli jednak druga osoba zacznie odgrywać rolę ofiary – nie daj się wkomponować w poczucie winy. To pułapka. Tu potrzeba bezwzględnego cięcia – opuszczenia kogoś. W takim przypadku nikogo nie unieszczęśliwiasz, lecz UWALNIASZ. Być może lepiej to sobie uświadomisz, pisząc kilka nawet listów, których jednak nie wysyłaj. Zauważysz, że kolejne wersje przybliżają Cię do prawdy o waszej relacji. Przekonasz się, że teraz czas na wolność. Stopniowo, w kolejnych wersjach, rozładuj i złość i litość – nie możesz zrzucić winy tylko na drugą stronę, ale nie możesz też dawać żadnej szansy na kontynuowanie tej relacji.

2. Uświadom sobie, że koniecznie potrzebujesz odzyskać samego siebie – wydobyć siebie z tego zatopienia się w kimś. Na tym polega drugi krok. Biblijna Ewa, musiała „wyrwać” się z boku Adama, aby stanąć na własnych nogach. W hebrajskiej, oryginalnej wersji opisu, użyto słowa: „sagar” na określenie zamknięcia boku Adama, aby Ewa nie mogła się w nim ponownie zatracić. „Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił [dosł.: ‘zamknął’, wajjsegor] ciałem” (Rdz 2,21). Bóg zamknął przed Ewą bok Adama, jak drzwi, które czasem trzeba zatrzasnąć komuś przed nosem. To warunek, aby Ewa odzyskała wolność, własne życie. Bardzo to trudne, ale konieczne. W przeciwnym razie Ewa zapewne znowu „zawiesiłaby się” na Adamie. Ty też musisz zacząć żyć własnym życiem. pamiętaj, że potrzebujesz uwolnienia od drugiej osoby, nie odzyskania jej. Ludzie Biblii, kiedy przeżywali wielkie uwolnienia, pisali księgi, zapisując w nich świadectwa wybawienia, jakie im ofiarował Bóg. W księdze Liczb Izrael wyliczył 42 etapy uwolnienia z niewoli egipskiej i wędrówki przez pustynię! Potrzebujesz napisać swoją księgę uwolnienia.

3. Załóż dziennik, w którym, krok po kroku, będziesz zapisywać etapy uwolnienia. Zapisuj swoje modlitwy – prośby do Boga o uwolnienie od drugiej osoby. Bądź konsekwentny i już nigdy nie proś Boga o jej odzyskanie. Wyłapuj te chwile w ciągu dnia, w których natarczywie wraca tęsknota, czujesz przymus rozmowy telefonicznej, spotkania, wspomnień, nostalgicznych skojarzeń. Wszystko to trzeba przezwyciężać: nie tylko na papierze, ale też w sercu. Wykorzystuj wszystko, co ci pomaga uwolnić się od spętania – nawet złość i wściekłość, ale kieruj je na samo zniewolenie, nie na osobę. Złość i gniew, które prowadzą do uwolnienia nie są grzechem. Demontuj schemat myślenia uzależniającego – nie pozwalaj sobie zbyt długo pozostawać w amoku wspomnień. Konieczny jest ci dystans. Nie ma już nic do wyjaśnienia. Pod żadnym pozorem nie szukaj kontaktu, nie oszukuj sam siebie, że chcesz tylko popatrzeć z daleka: znowu wpadniesz w zniewolenie. Żadnego „ostatni raz”, żadnych listów. Fotografie, pamiątki, rzeczy, kasety, filmy, które wywołują wspomnienia lub ofiarowane przez tę osobę – wyrzuć je lub dokonaj symbolicznego pogrzebu i odżałowania – pozwól sobie na płacz i złość, na wyżalenie się i modlitwę.

4. Zniszczenie dowodów zniewolenia to czwarty krok! Ważne jest, aby znaleźć osobę, która będzie dla ciebie przewodnikiem w wyprawie po uwolnienie. Musisz być szczery wobec tej osoby i zyskiwać pomoc pełną zaufania – to nie może być ktoś, w kogo uciekasz. Może to być terapeuta, spowiednik, osoba moralnie stojąca blisko Boga i doświadczona w łasce i cierpieniu.

5. Uwolnienienie polega na znalezieniu powiernika duchowego – to piąty krok. Powinieneś odkryć bardziej zaawansowaną, intymną, bliską relację z Bogiem – nie możesz pozostać w pustce. Idź do spowiedzi, wyrzuć wszystkie grzechy, żeby twoja modlitwa miała pewność, że żyjesz z Bogiem w przyjaźni. Podstawą twojego uzależnienia jest złe rozstanie z rodzicami, dlatego potrzebujesz, aby odkryć w Bogu kogoś więcej niż najbliższego rodzica.

6. Związanie przymierza z Jezusem to kolejny krok. Być może, musisz zrewidować swoje odniesienie do rodziców i w końcu oderwać się od nieuświadomionej potrzeby zatrzymania dzieciństwa, być może potrzeba przebaczenia, albo zdecydowanego usamodzielnienia? Dotychczas ktoś, od kogo byłeś uzależniony, był dla Ciebie „bóstwem”. Teraz potrzeba, abyś w Bogu odkrył kogoś bliższego niż ta osoba, od której dopiero co się uwolniłeś.

tekst pochodzi z pisma Dobry Magazyn [PRODOKS]
nr 2 (19)/ 2005

Anonymous - 2011-11-27, 21:58

Dzięki maryniaa!
Anonymous - 2011-11-28, 12:24

A ja te "Kroki ku wolności" skomentuję tak: ????????????????.
Anonymous - 2011-12-08, 19:02

A ja się zapytam: to co zrobić, jeżeli jest się uzależnionym od małżonka? Odseparować się na czas procesu uwolnienia? Wyprowadzić się? Wyrzucić wszystko, co było wspólne? Trochę się pogubiłam... :-?

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group