Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Jeszcze większy ból po rozwodzie

Anonymous - 2011-10-16, 23:00
Temat postu: Jeszcze większy ból po rozwodzie
Witam.
Niestety uległam, nie wytrzymałam presji, poddałam się. 12 lat małżeństwa w lipcu zakończyło się rozwodem.
I niestety nie potrafię z tym żyć. Nadal go kocham. .....
Co dalej ?
JAK MAM WYCHOWAĆ CHŁOPCÓW (7,4,1)? Jak pokazać im, że miłość jest najważniejsza?
Nie sądziłam, że to tak boli.

Czy ktoś wie kiedy przestanie?

Proszę Was o modlitwę i wsparcie

Anonymous - 2011-10-17, 08:34

Pod Twoją obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko....
Anonymous - 2011-10-17, 16:58

Przykro mi bardzo, ja jestem już też po rozwodzie, może nie z takim doświadczeniem małżeńskim i dziećmi, ale serce bardzo boli, powiedziałabym że u mnie od jakiegoś czasu z dnia na dzień coraz bardziej, też kocham męża pomimo zaistniałej sytuacji tzn. że ma inną kobietę z którą jest już ponad roku i końca nie widać tego chorego związku! A nawet tego, że to ja wnosiłam o rozwód sądząc naiwnie , że przyniesie ulgę, a to tak naprawdę g... prawda! Jaka ulgę?! jak mąż sakramentalny jest mężem aż do śmierci! Nie wiem czy to kiedyś przestanie boleć? Wątpię!!!
Anonymous - 2011-10-22, 21:42

Jestem w separacji z moim mezem po raz kolejny pomimo bardzo krotkiego stazu malzenstwa.

Jeszcze niedawno bylam 100 % przekonana ze nie ma sensu walczyc o to malzenstwo, ze za duzo zlego sie stalo, zbyt duzo zranien. Patrzylam na to wszystko bardzo po ludzku zapominajac o tym ze Bog mnie kocha, Bog dziala cuda i przemienia serca ludzkie...
Wnioslam pozew o rozwod bo uwazalam ze to jest najbardziej rozsadne wyjscie z tej sytuacji. Dodatkowo ''doszukalam'' sie przeslanek swiadczacych o niewaznosci tego malzenstwa.
Bylam przekonana ze postepuje dobrze, ze wreszcie po tych wszystkich rozstaniach i zejsciach bez skutku rozwod bedzie najlepszym rozwiazaniem.

Nie wiem, czy moj maz nadal mnie kocha.
NIe wiem co mysli o naszym malzenstwie.
Boje sie zapytac, boje sie uslyszec ze mialam racje z tym rozwodem itd.

Ale wiem dzisiaj ze rozwod by niczego nie rozwiazal. Rozwodzilabym sie zapewne z czlowiekiem ktorego nadal kocham, nie wyczekuje na niego z obiadem, w oknie, ale mimo zranien, kocham...

Z mezem nie widzialam sie juz ponad trzy miesiace.
I nie mam odwagi sie z nim skontaktowac po tym co sie stalo.

Ale modle sie. Wierze ze stanie sie cud. Wierze ze BOG mnie kocha i chce dla mnie najlepiej cokolwiek to znaczy.

Prosze Was o modlitwe za mego meza, za jego uzdrowienie i trwala przemiane serca i o madrosc dla mnie i sile. Za nasze malzenstwo prosze o modlitwe...

Bog zaplac.



Bog jest Miloscia...

[ Dodano: 2011-10-22, 22:43 ]
Dodam ze kilka dni temu wycofalam pozew o rozwod...

I dzieki Bogu za to.


Bog jest Miloscia...

Anonymous - 2011-10-22, 22:30

Witam

Ja niedługo pewnie też będę po rozwodzie chociaz bardzo tego niechce. Mój sprzeciw pewnie nic niezmieni.Zrobiłam wszystko zeby niedoprowadzic do tego rozwodu.Mąz uwaza ze to ze złosliwosci ale ja wiem i czuje ze to z miłosci cały czas mam nadzieje ze wróci chociaz po ludzku to niemozliwe za daleko to zaszło.On wręcz przeciwnie gnębi mnie zebym zgodziła się na rozwód.
Dlaczego wszystkim się wydaje ze jak bedzie rozwód to ja przestane tesknic cierpiec i kochac.Ja mu dzisiaj powiedziałm ze to nie jest chora ręka którą jak się odetnie to się przestanie czuc.Ludzie po amputacji cierpią więc usuniecie nie zmiejsza bólu.Ja kiedys tez tak myslałam ze jak bedzie po rozwodzie to da mi swiety spokuj i ja nie bede cierpiec ale ja wiem ze to jest bzdura cierpienie bedzie ból bedzie wspomnienia zal i miłosc pozostanie i nic nawet rozwód tego niezmieni.Jezeli ktos mysli ze bedzie inaczej lepiej to jest w błędzie .

Anonymous - 2011-10-22, 22:32

Wnioslam pozew o rozwod b

Pozew można zawsze wycofać :-)

Anonymous - 2011-10-22, 22:52

Ja niestety niemogę na to liczyc :cry: mój mąz robi wszystko zeby dostac rozwód dosłownie wszystko dla niego nie ma swiętosci nawet dzieci.

[ Dodano: 2011-10-23, 01:01 ]
Mój mąz niedał nam szansy. :-(

Anonymous - 2011-10-25, 21:23

Według mnie ROZWÓD TO JEST NAJWIĘKSZE ZŁO jakie może być, teraz coraz więcej małżeństw się rozwodzi, bo media to też kreują w dużym stopniu i człowiek się gubi sam w tym życiu! Dla mnie rozwód to wykończenie człowieka psychicznie, wyniszczenie go całkowicie, to samo zło, nie polecam nikomu!!! Ja nadal kocham mojego męża i najgłupszą i najgorszą rzeczą, którą zrobiłam, to był właśnie rozwód, czego bardzo żałuje i nadal do końca nie mogę się z tym wszystkim uporać. Wiem, że swojego męża nigdy nie wymarzę z pamięci. Z resztą myślę, że męża ma się jednego,pomimo nawet rozwodu. Dla mnie mój mąż nadal jest moim mężem i tak go traktuje,pomimo zaistniałej sytuacji.
Anonymous - 2011-10-25, 21:27

Anna Teresa napisał/a:
ROZWÓD TO JEST NAJWIĘKSZE ZŁO


zgadzam się w zupełności . dzięki Aniu za świadectwo


Pogody Ducha

Anonymous - 2011-10-25, 21:47

Agnieshka....to smutne....3 lata małżeństwa,rozstania,powroty,kolejna separacja i "rozwód"
W cudzysłowie ,bo jak dodałaś wniosek wycofałaś. :-)

Bog dziala cuda i przemienia serca ludzkie... to pawda

Może właśnie przemienił Twoje, skoro zmieniłaś decyzje....
Może jeszcze nie wszystko stracone,może jeszcze nie wszystko zrobione...

Może napiszesz coś więcej...może sycharowicze wesprą,coś doradzą...
Nie jesteś sama.

Anonymous - 2011-10-25, 22:44

Lena,

nie wiem juz co o tym wszystkim myslec.

Wracalismy do siebie trzy razy, bez zadnych zmian. Maz obiecywal, tak tylko obiecywal terapie (jest DDA) zmiany na lepsze ale tego nie bylo i nie mialo nigdy miejsca. Tylko gadanie...

Najgorsze jest to, ze kiedy sie rozstajemy to ja z dziecmi opuszczam dom nasz wspolny dom ( nie chce i nie bede pisac dlaczego bo to bardzo osobiste i bolesne) a on zostaje w nim, nadal w nim mieszka i uzywa sobie zycia. WIem o tym, bo kiedys bylo tak ze mielismy wspolne konto w banku i wiem w jakim miejscach bywal i co robil tuz po naszym rozstaniu...

Prawda jest to, ze kiedy wychodzilam za meza, na swiecie byla juz nasza coreczka.

NIe wiem co mam o tym wszystkim myslec, bo chcialabym przezyc zycie w dobry sposob, nie nadzwyczajny ale dobry. Chcialabym tez miec pelna rodzine, pragnelabym pelnej rodziny dla naszych dwoch malych coreczek i oczywiscie kochajacego dobrego meza...Fakt jest taki, ze ja w moim malzenstwie bylam zawsze sama bo moj maz jest pracoholikiem i jest niezupelnie tego nieswiadom, wrecz przeciwnie- wierzy ze bardzo dobrym mezem i ojcem.
Zycie przeplywa tak nam a ja musze niestety napisac ze z tych naszych trzech niespelna lat malzenstwa byc moze polowe bylismy razem bo srednio co pol roku moj maz ma kryzys wiary a co za tym idzie kryzys ojcostwa bycia mezem itd. Wtedy wychodza z niego najbardziej okrutne rzeczy bo on sie zmienia nie do poznania.
Pamietam ze wielokrotnie prosilam go aby poszedl na terapie jako ze jest dzieckiem alkoholika. W odpowiedzi natomiast slyszalam ze ja go chce zmienic i ze go nie kocham i nie powinnam mu dawac warunkow.
Szczerze powiedziawszy na dzien dzisiejszy jestem bardzo zmeczona ta sytuacja i zmienianiem adresow ( co najciekawsze za kazdym razem slysze od rodziny meza ze ucieklam z dziecmi).
Zdaje sobie sprawe ze to jest moj maz.
Jednoczesnie mam bardzo wyraznie nakreslone granice i wiem, ze nie pomoge pozwolic na to, aby ta sytuacja sie toczyla dalej bo bez wzgledu na to jak wazne jest malzenstwo w moim przypadku musze rowniez pamietac o tym ze mam dwie male coreczki, ktore potrzebuja spokoju i bezpieczenstwa a niestety pod jednym dachem z ich tata tego nie ma.

I szczerze przyznam, ze na dzisiejszym Rozancu nie modlilam sie za me malzenstwo, a o to, abym umiala byc madra matka.

Pozdrawiam.
Dobrej nocy.

Anonymous - 2011-10-26, 11:39

Cytat:
.... musze rowniez pamietac o tym ze mam dwie male coreczki, ktore potrzebuja spokoju i bezpieczenstwa a niestety pod jednym dachem z ich tata tego nie ma


"Tego nie ma" czy Ty tego nie masz, lecz zasłaniasz się dziećmi? To spora różnica i myślę, że warto sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Piszę jako mąż z którym żona nie chciała zamieszkać i nigdy nie mieszkała (woli z rodzicami). Także mamy małe dziecko i podobnie jak Ty, argumentuje moja żona - że to m. in. dla dobra dziecka musimy się rozwieść. Bardzo mnie taka postawa u żony/Ciebie dziwi.

Nawet na badaniu w RODK orzekli (a nie cieszą się dobrą sławą ludzie tam pracujący), że rozwód byłby przeciwko dobru dziecka. Jednak żona odwołała się od tego stwierdzenia i żąda jego zmiany. Co kobieta musi w sobie przełamać by tak twierdzić?

Na pewno przecież uważasz, że kochasz swoje dzieci? A one potrzebują obojga rodziców - niezależnie jak racjonalnie będziesz argumentować. Fajnie by było, aby się wzajemnie kochali, lecz dziecko nie może być w tej sytuacji kartą przetargową. Niczym nie zawiniło, a cierpi najbardziej.

Wg mnie jest to wprost granie dzieckiem, co jest przeciwko niemu a nie dla jego dobra. Niestety mogę efekty tego obserwować na swoim dziecku. Jest smutne, praktycznie mnie nie zna, bo wizyty są na tyle rzadko, że zdąży zapomnieć o mnie (co 2 tyg. - dziecko za parę miesięcy skończy 3 lata). Niekiedy mówi do mnie "Pan" - cieszy to wtedy bardzo moich teściów, tak że nie potrafią opanować śmiechu. Żałosne lecz prawdziwe - i ja nic nie mogę zrobić. Boli mnie serce gdy widzę jak nasze dziecko jest przez własną matkę okradane z ojcowskiej miłości, bliskości, czasu spędzanego razem - i to wszystko dla jego rzekomego dobra. Wystarczą alimenty.
Dlatego zastanów się co robisz. Gdzieś wyczytałem, że do 3 roku życia dziecko rozwija się najbardziej emocjonalnie i tego czasu nie da się nigdy już nadrobić.

Cytat:
I szczerze przyznam, ze na dzisiejszym Rozancu nie modlilam sie za me malzenstwo, a o to, abym umiala byc madra matka.


Rozumiem, że to brak nadziei na odrodzenie małżeństwa to sprawił? Też tak czasem mam, ale generalnie staram się prosić Boga o duże rzeczy, nie poprzestaję na małych. Powodzenia.

Anonymous - 2011-10-26, 13:42

Myślę Zen77 że Twoja sytuacja i Agnieshki są zupełnie inne, Ona uciekła od męża pewnie nie bez powodu, pisze że z Nim dzieci nie są bezpieczne A skoro żona od Ciebie nie uciekła tylko nigdy nie mieszkaliście razem to sprawy inaczej się mają.
Anonymous - 2011-10-26, 15:25

Zen77,

nie wnikam dlaczego nie mieszkasz z wlasna zona i dzieckiem.
Ale zapewniam Cie ze wiele bym dala za to aby moc stworzyc wlasna rodzine, mysle nie o rodzinie dzieci+ matka/ ojciec a dzieci+ rodzice. Sytuacja jaka ma miejsce nie wynikla z mojego widzimisie, nie ma tez zadnego zwiazku z rodzicami ani mego meza ani moimi. Do wszelkich interwencji naszych rodzicow, o ile mnie pamiec nie zawodzi, nie dochodzilo. Ale, co smutne, dochodzilo do interwencji policji. I wiecej nie napisze na ten temat jako ze nie mam obowiazku ani nie czuje potrzeby tego tematu rozwijac.

Bezwarunkowo rozumiem jaka ogromna role w zyciu i rozwoju dziecka odgrywaja i ojciec, i matka.
Aczkolwiek, mimo zapewnien, ojciec moich dzieci niestety nie widuje sie z nimi i sluch o nim zaginal. Nie wiem dlaczego, nie wnikam. Bardzo kocham moje coreczki i staram sie, pomimo bledow, jakie naturalnie popelniam ( i zapewne jeszcze nie raz popelnie) szukac i kierowac sie ich dobrem. Ale niestety jestem jednoczesnie swiadoma tego, ze do niczego nie moge zmusic mego meza, do bycia ojcem i zainteresowania sie dziecmi rowniez.
Boli mnie ta sytuacja ale nie moge prosic mego meza o to aby wreszcie dorosl i wypelnial swe obowiazki przynajmniej wobec dzieci. Musze nadmienic ze otrzymuje alimenty na dziewczynki ale kiedy skladalam podanie o ich przyznanie otrzymalam kilka bardzo zlosliwych uwag od meza meza droga sms-owa i e-mailowa ( moj maz nie komunikowal sie ze mna w inny sposob nawet wtedy kiedy mieszkalismy razem pod jednym dachem, wysylal mi e-maile), ze jedyne o czym mysle to pieniadze. I owszem, w sytuacji, jakiej jestem, po raz czwarty, mysle o zapewnieniu dzieciom bytu jak i sobie. Natomiast fakt, ze maz ostatecznie ma obowiazek wsparcia finansowego wobec dzieci nie jest niestety niczym niezwyklym.

Czy utracilam nadzieje na odbudowe malzenstwa?
Zen77, uwierz mi, ze chcialabym miec te nadzieje w sobie, to poczucie, ze maz sie zmieni, zacznie pracowac nad soba, pojdzie na terapie, ze ja ulecze w sobie zranienia, przebacze, odbuduje zaufanie i milosc malzenska etc.
Ale ja juz przez to przeszlam wielokrotnie i jedyne na czym sie konczylo to byl nasz nowy adres ( w zyciu trzyletniego dziecka naliczylam ich dziesiec), bo to zawsze ja opuszczalam nasz dom rodzinny, maz mieszkal w nim nadal...
Tak dalej nie mozna. Moj maz, chcacy niechcacy podeptal cala moja godnosc, wiare w siebie itd. Naklamal na moj temat ( oprocz innych o wiele powazniejszych spraw) swej rodzinie, z ktora ja kontaktu nie mam zadnego, bo przeciez zostawilam go, no bo to ja go znowu zranilam...

Zen77, nie porownuj mnie do siebie. NAsze sytuacje sa inne.
I nie pisz ze zaslaniam sie dziecmi. Tym bardziej ze mnie nie znasz i nie znasz mej historii. Moze gdybys poznal, pisalbys inaczej. Ostatnie jednak czego chce to ludzka litosc i wspolczucie. Ja wierze w Boga i wiem, ze ON jest w stanie odbudowac wszystko to w czlowieku co zostalo zniszczone, i ja do NIego chodze prosic o pomoc i sile.
A co do mego malzenstwa, wskutek zdarzen, zaczynam myslec o tym wszystkim i spycha mnie to w kierunku procesu o niewaznosc tego malzenstwa. I szczerze, to jest ostatnia rzecz jakiej chcialabym...Ale rozmawialam z mym spowiednikiem, kanonista, z kilkoma ksiezmi i slyszalam jedno: masz wyrazne przeslanki aby starac sie o niewaznosc...
Ale to nie jest takie proste.



Z Bogiem.
Pozdrawiam.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group