Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Odbudowywanie

Anonymous - 2008-02-24, 13:58

Tak,mam świadomość zła które się dzieje a muszę powiedzieć że długo jej nie miałam.Poczytywałam zło jako dobro(tak samo jak mój mąż).Cieszyliśmy się oboje-ja że mam fajnego faceta z którym ułóżę sobie zycie,on że wreszcie skończył "tę farsę".Zero wyrzutów sumienia,wstydu.Dziś mnie przeraża tamto rozumowanie.Zaczęłam planować nowe życie z nowym "mężem" i postanowiłam że skoro jest taki wspaniały i wybawił mnie od męża tyrana,to dam mu potomka(to jego pierwsze dziecko).Nie mogę sobie wybaczyć swojej głupoty.Teraz myślę że gdyby nie dziecko wszystko było by duzo prostsze,choć pewnie w jego istnieniu tez jest jakis sens.Niedużo brakowało a dziś byłabym po ślubie cywilnym-dostałam od kochanka pierścionek zaręczynowy i przyjęłam go z wielka radością,planując na Boże Narodzenie ślub.Na szczęscie przywróciło mi rozum,o ślubie cywilnym nie ma mowy a pierścionek leży w ładnym pudełeczku(zwróciłam go "narzeczonemu" ).

Elu
Jest we mnie miłośc do męża choć przez jakis czas wydawało mi się ze nie ma po niej sladu.Zrobił mi duzo krzywdy-rękoczyny,wyzwiska,w końcu oszustwo finansowe.
Ale od rozwodu(9 miesiecy) ,a zwłaszcza od 4-5 miesięcy to zupełnie inny człowiek.Muszę powiedzieć ze udowodnił swoja przemianę wiele razy w tym krótkim czasie.Dlatego zdecydowałam się wrócic.Stukilowy chłop przepraszający ze łzami w oczach za wszystkie krzwdy,siedzący wieczorami w domu,gotowy wychowywac obce dziecko...Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Jesli chodzi o uczucia do kochanka to cóż-z dawnej fascynacji(byłam przekonana że to miłość
)został tylko szacunek bo dobry człowiek chociaz nie rozumie układu w jakim się znajduje.Niby wierzący ale widocznie"po swojemu" skoro gotów jest łamac do końca zycia 6 przykazanie,nie widząć w tym nic złego.
Tak,kocham męża,przebaczyłam mu wszystko i jestem gotowa zacząć od nowa,mam na to dużo siły.Oprócz tej miłości jest jeszcze coś -uczucie przynależności o którym nie ma mowy jesli chodzi o kochanka.
Właśnie to że wróciła miłość zdecydowało o mojej decyzji o powrocie.Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym w tym niesakramentalnym związku ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Małgosiu
Chętnie zapisałabym sie do tej kolejki ale nie wiem jak to zrobić ;)

Anonymous - 2008-02-24, 15:01

Agnes, przyszła mi taka myśl do głowy:
Skoro postanowiłaś odejść od swojego partnera, czy nie powinnaś zrobić tego przed porodem.
Wiem że trudno, ciężko, że niezbyt chętnie do teściów. Ale, jeśli wrócisz do tego człowieka z dzieckiem, pomyśl, ile bólu mu sprawisz. Jeżeli macie z mężem być razem, to mąż powinien być przy Tobie w dniach porodu, to mąż powinien odebrać Cię ze szpitala i przeżywać z Tobą te pierwsze chwile wspólnego rodzicielstwa.
Pomimo wszystko, trzeba brać pod uwagę uczucia tego drugiego człowieka, jego przywiązanie do dziecka, gdy od pierwszych dni będzie uczestniczył w życiu dzieciątka.
Ten człowiek też ma uczucia, nie dość że Ty odejdziesz, zabierzesz mu dziecko - jak paczkę, która do Ciebie należy.
Oczywiście zrobisz tak, jak będziesz mogła, jak warunki pozwolą.
Ale my - porzuceni - wiemy co to jest strata ukochanej osoby, on - chociaż w nieformalnym związku - odczuje to równie boleśnie.
Nam się wydaje że to takie proste: powrót do męża.
Znów ktoś ucierpi.

Anonymous - 2008-02-24, 19:19

Jakies to wszytko dziwne i smutne... bardzo współczuję temu nienarodzonemu dziecku i jego Ojcu...
Anonymous - 2008-02-24, 19:32

Maria Anna napisał/a:
Jakies to wszytko dziwne i smutne... bardzo współczuję temu nienarodzonemu dziecku i jego Ojcu...


ja też mu współczuję....za tyle dobra tyle zła go teraz spotkało...mam nadzieję, że przynajmniej będzie miał nieograniczone kontakty z dzieckiem

Anonymous - 2008-02-24, 20:28

Dziewczyny

Ja doskonale wiem ze muszę odejść przed porodem,nie wyobrażam sobie inaczej.Mam jeszcze 3 miesiące,jeśli mi się nie uda to nawet nie chcę o tym myślec ale chyba będę musiała zostać.
Mnie tez żal i dziecka i ojca sama już nie wiem kogo bardziej.
Czasami mam dośc wszystkiego,próbuję wyłączyć myślenie żeby nie zwariować.A szatan nie próżnuje i wtedy wydaje mi się że wszystko jest ok,że właściwie może zostac tak jak jest.
Czasem wydaje mi się że to sen i nie wierzę że wszystko dzieje się naprawdę.

[ Dodano: 2008-02-24, 20:48 ]
Więc co powinnam zrobić?

Zostac dla dziecka,wziąć ślub cywilny i próbowac jakos funkcjonować?
Pluć sobie w brodę że jednak nie spróbowałam naprawiac tamtego?
Takie życie jak mam teraz zabija mnie.Nie potrafię się niczym cieszyć-Jacek(ten z którym mieszkam)mówi że gdyby postawił mi dom ze złota to i tak bym się nawet nie uśmiechnęła.Widocznie bardzo to wszystko po mnie widac.
No cóz,będę próbowała jakos to rozwiązać.Jeśli nie uda się do narodzin dziecka-chyba zostanę.Wyprowadzki z dzieckiem i zostawienia mu pustego domu pachnącego jeszcze nowonarodzonym maleństwem jakoś sobie nie jestem w stanie wyobrazić:(

Anonymous - 2008-02-24, 21:25

Nie wiem co masz robic.

Wiem tylko, że są kobiety, które nie doceniaja tego co maja i pchaja się jak ćmy tam gdzie źle i tam gdzie spłona ich skrzydełka... Boję się, ze jak wrócisz będzie po jakims czasie powtórka z rozrywki...
A masz dzieci i o nie musisz teraz dbać, im zapewnić dobrą przyszłośc.

Pozdr .

Anonymous - 2008-02-24, 22:10

Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.

Anonymous - 2008-02-24, 23:30

Cztery miesiące to krótki czas. Weź to pod uwagę! Dobrze rozważ, jakie są motywacje i intencje twojego męża. Miłość do Ciebie odżyła? Nie neguję... Jednocześnie jednak działać może tęsknota za córkami, racjonalne podejście (byłaś - więc np. prałaś mu, dbałaś o niego, załatwiałaś wiele spraw, nie musiał tez płacić alimentów na dzieci). Twój powrót to dla niego może być także podreperowaniem opinii w środowisku (Teraz być może jest tym, którego kobita zostawiła dla innego...). Skoro jest agresywny i porywczy to może gdzieś w głebi jego serca czai się zemsta...
Pamietaj, że męzczyźni nie lubią jak tracą coś, co należało do nich. Twój mąż chce odzyskać swoją kobietę. Nie znaczy jednak, że będzie wytrwały i silny, aby Cię szanoiwać...
Zastanów się, czyTwój mąż nie próbuje manipulować?
Tyle mojego czarnowidztwa!
Dla przeciwwagi dodam, to co wiesz: miłość i wiara mają ogromną siłę!
Trzymaj się agnes! I jeszcze raz proszę Cię rozważ na chłodno swoje położenie. Nie ulegaj urokowi sms - ów męża. Jego zachowania, o których wspomniałaś, mogą ujawniać silne zabużenia emocjonalne. :-P

Anonymous - 2008-02-25, 17:52

Bozka

Masz miliard procent racji.Byłam służąca w każdym calu.Do tego stopnia że pan i władca wchodząc do domu rzucał kurtkę na podłoge(żona powiesi).Wychowując małe dzieci pomagałam mu w firmie,dbałam o dom i tysiąc spraw,on wyłącznie pracował.Nie pamiętam żeby choć raz umył gary czy zmienił dziecku pieluchę.
Teraz często wspomina że "ciężko bez kobity",więc pewnie masz racje pisząc że jest to jeden z powodów dla którego znów chce mnie miec w domu.
Sama nie wiem na ile szczere są jego słowa...Od paru miesięcy łazi za mna jak pies(akurat odkąd zaszłam w ciążę).Bez przerwy pisze smsy,nalega na spotkania podczas których przeprasza ze łazami w oczach i prosi żeby wrócic.Według katechizmu powinnam wrócić.
Co do mojego położenia to co tu gadac-jest o niebo lepsze niż w tamtym związku.Jestem kochana,szanowana,doceniana.I moje dzieci tak samo.Pytam nieraz dziewczynki czy chcą zebym znowu była z tata.One jednak wolą tate na odległość."Troche tu ,troche tam"."Ale Jacek będzie płakał jak się wyprowadzimy"."A jak tata znowu będzie się kłócił?"Napatrzyły sie na rózne sceny,zwłaszcza starsza.Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej...

Anonymous - 2008-02-25, 17:58

Agnes, współczuję. To trudna decyzja. Może powiedz mężowi o swoich wątpliwościach. Czy zauwazyłaś zmianę w jego zachowaniu? Czy to jego poniżanie odnosiło się tylko do Ciebie, czy wobec wszystkich był taki?
Anonymous - 2008-02-25, 20:17

Agnes, piszesz:
".Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej..."

A jaką masz gwarancję, że się powtórzą?

A jaką masz gwarancję, że Twój obecny partner nie będzie robił podobnie?

Życie jest loterią.

Anonymous - 2008-02-25, 21:38

Tak to juz jest,że mamy zagwarantowana tylko śmierć.Gdybym nie miała nadziei że się zmienił to nie myslałabym o powrocie-głównie ze względu na spokój dzieci(swój też).Ale mam nadzieję,kurcze-wierzę w tę zmianę i tyle.
Poza tym przeszkadza mi życie w grzechu ciężkim i niemożnośc przystępowania do sakramentów,szczerze mówiąc męczy mnie to coraz bardziej.

Wanbomko-nikogo specjalnie nie szanował,ale ze mna pozwalał sobie wyjątkowo,może dlatego ze byłam właściwie bezbronna?Zdana na niego i wpatrzona jak w obraz.
Wiem ze nie mogę wrócic do jego domu(dosłownie jego-teściowie sa tam tylko lokatorami) choc szkoda mi pracy którą włożyłam w jego remont i utrzymanie.
Panicznie boję się że powtórza się tam chwile o których wolałabym zapomniec.Zreszta tak jak juz pisałam-do siebie zawsze mogę go nie wpuścić w razie gdyby(odpukac) historia się powtórzyła.
Wiele razy rozmawiałam z nim na ten temat,mówiłam że się boję-zapewnia mnie ze nigdy juz nie podniesie na mnie ręki.
Na poczatku jego "podchodów" już po rozwodzie nie wiedziałam co o tym wszystkim myslec.Najpierw było to tylko wołanie do Boga-nie wiedziałam o co mam się modlic ale wiedziałam że zaczyna byc mi zle.Zaczęłam się modlic za niego,za siebie.Potem przyszła mysl ze własciwie nic nie jest stracone,że może by tak próbowac to posklejać....No i wtedy przyszło wybaczenie a potem świadomośc że przeciez ja go kocham, że jestem częścia niego.Niestety miałam juz pod sercem dziecko które we mnie rośnie.Paradoksalnie własnie wtedy mąż zaczął się starac ze zdwojoną siłą,do dzis nie wiem dlaczego akurat wtedy.
No i tak juz pół roku...Ja naprawdę czasami nie mam siły:(
Trzymajcie za mnie kciuki dziewczyny!Przeciez w końcu kiedys musi nam zaświecić słonce!
Pzdr

Anonymous - 2008-02-26, 19:26

Żadko odzywam się na forum, raczej czytam i to nie wszystko z braku czasu. Dla równowagi chcialbym przedstawiś męski punkt widzenia. Pewno narażę się żeńskiej części forum, ale moje słowa będą dość mocne. Z tonu , który świadczył o pewności Twojej decyzji po wypowiedzi Bozki i Anny Marii (ktore w pewnym zakresie wykluczają przemianę Twego męża) przeszłaś do gdybania. Napisałaś:

Cytat:
Mąż zaakceptował to dziecko,chce je wychowywać i byc dla niego ojcem tak jak dla naszych córek.Zapewnia mnie o swojej miłosci której podobno doswiadczył szczególnie po naszym rozwodzie.Jest pełen nadziei.Mówi że bez nas nie da rady.Zyje sam,żadnego związku nie bierze pod uwagę.Pracuje,ma swoje hobby,w weekendy zajmuje się dziećmi-wygląda na to ze rzeczywiście poszedł po rozum do głowy.Pare dni temu prawie się popłakałam ze wzruszenia jak mnie głaskał po brzuchu,wieczorem sms"dbaj o dzidzie".

Muszę powiedzieć ze udowodnił swoja przemianę wiele razy w tym krótkim czasie.Dlatego zdecydowałam się wrócic.Stukilowy chłop przepraszający ze łzami w oczach za wszystkie krzwdy,siedzący wieczorami w domu,gotowy wychowywac obce dziecko...Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.


Weź pod uwagę pewien fakt: mąż wybaczył Ci wielokrotnę zdradę zdradę,mało tego chce wychowywać dziecko sorry ale napiszę ,,obcego'' faceta i traktować je jak swoje i moim zdaniem w tym momencie dywagacje na temat udawania Twojego męża są moim zdaniem nie na miejscu. Piszę to jako facet . Spójrzmy prawdzie w oczy; to Ty związalaś się z obcym facetem ( on żyje sam), zdradzasjąc poczęłaś jego dziecko - a mąż wybacza Ci!!!. Dalej przeczytaj swoje słowa:

Cytat:
Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Jesli chodzi o uczucia do kochanka to cóż-z dawnej fascynacji (byłam przekonana że to miłość
)został tylko szacunek bo dobry człowiek


wiesz, że to nie jest miłość. Kolejną sprawą jak sama napisałaś:

Cytat:
Nie mogę modlić się o małżeństwo śpiąc jednocześnie obok innego mężczyzny choć mam za soba 2-miesięczny okres abstynencji(taka moja ofiara).Tak bym chciała iśc do spowiedzi,Komunii ale póki tu mieszkam nie mogę.Chciałabym tez żeby towarzyszył mi w tym sakramentalny mąż-podpytałam go i jest na tak(choć ostatni raz spowiadał się przed ślubem czyli 7 lat temu).Za rok I Komunia naszej córki...Niebawem urodzi się dziecko które trzeba będzie ochrzcić...Bardzo chciałabym żebyśmy oboje przyjęli Komunię Sw-tak jak na naszym ślubie...

Czasami mam dośc wszystkiego,próbuję wyłączyć myślenie żeby nie zwariować.A szatan nie próżnuje i wtedy wydaje mi się że wszystko jest ok,że właściwie może zostac tak jak jest.


Takie życie jak mam teraz zabija mnie.Nie potrafię się niczym cieszyć


już teraz się męczysz, ponieważ sumienie nie pozwala Ci spokojnie spać. Pragniesz totalnej duchowej przemiany i nie możesz tego ,,technicznie'' wykonać. Katujesz się duchowo co słychać z tonu Twojej wypowiedzi. Z dnia na dzień sorry, że napiszę, ale będzie Ci coraz ciężej. A uzdrowienie może przyjść tylko z jednej strony.
Dalej:

Cytat:
Niby wierzący ale widocznie"po swojemu" skoro gotów jest łamac do końca zycia 6 przykazanie,nie widząć w tym nic złego.


to Twoje słowa - w tym człowieku nie dostrzegasz większych wartości. I teraz chyba najpiękniejsze co napisałaś:

Cytat:

Tak,kocham męża,przebaczyłam mu wszystko i jestem gotowa zacząć od nowa,mam na to dużo siły.Oprócz tej miłości jest jeszcze coś -uczucie przynależności o którym nie ma mowy jesli chodzi o kochanka.
Właśnie to że wróciła miłość zdecydowało o mojej decyzji o powrocie.Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym w tym niesakramentalnym związku ze wszystkimi tego konsekwencjami.


i dalej

Cytat:
Ja doskonale wiem ze muszę odejść przed porodem

Zostac dla dziecka,wziąć ślub cywilny i próbowac jakos funkcjonować?
Pluć sobie w brodę że jednak nie spróbowałam naprawiac tamtego?



Wiesz doskonale co masz robić moim zdaniem, a na stwierdzenie ,,jakoś funkcjonować'' daj sobie odpowiedź jak te ,,jakoś'' ma wyglądać niby.
I tak to już jest, że się modlimy, prosimy, a gdy to już przychodzi - cofamy się. To nasuwa się pytanie o co myśmy w końcu prosili. czy to nie jest ta szansa, o którą się modlilaś. Przepraszam raz jeszcze za mocne slowa i za taki a nie inny post w postaci syntezy Twoich słów. Trzeba wziąć poprawkę, również na mnie, że mogę się mylić, ale chciałem ukazać moj męski punkt widzenia. Pozdrawiam i łączę się modlitewnie w Twojej intencji.

Anonymous - 2008-02-26, 19:39

agnes napisał/a:
Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.

To nie smutne.
To niebezpieczne!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group