Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Anonymous - 2007-01-08, 12:40

weronika wiem jak to boli, ale nie załamuj sie z powodu jakiego głupiego telewizora. Lepie miec czarno- biały i miłośc w sercu , niż kolorowy i mieć głaz.
Anonymous - 2007-01-08, 13:42

Dziękuję amelka00,Twoje słowa nawet posłałam sms do męża,tak mi się spodobały.........i wiele w nich prawdy,pozdrawiam.
Anonymous - 2007-01-24, 13:25
Temat postu: Re: Właśnie się dowiedziałam/łem, że...
ania z belgii napisał/a:
Przeważnie dowiadujesz się nagle, jakiś zaplątany liścik, dziwny telefon, mail...
Czasami on/ona zwyczajnie Ci mówi, że już Cię nie kocha, że potrzebuje wolności, że go ograniczasz. Wydaje Ci się wtedy, że to koniec, świat wali się na głowę, często nawet nie masz siły by płakać...
To nie jest koniec, to początek nowego etapu w Twoim życiu, bardzo trudnego etapu.
Pamiętaj nie jesteś sam/sama, tu znajdziesz zrozumienie, wsparcie i pomoc. Podziel się swoim bólem, żalem i złością. Tu nikt Cię nie wyśmieje.

Pamiętaj, że Bóg kocha bardziej niż człowiek i nigdy nie zdradza...


Tak właśnie u mnie wygląda!! Szukam pomocy zarówno w Bogu jak i w ludziach, lecz coraz bardziej tracę nadzieję. Ta sytuacja ciągnie się już kilka lat (a ja wiem od roku). Nic się nie zmienia !! On cały czas się z nią spotyka choć ja już o wszystkim wiem!! Co mam robić?? Za moment zwariuję !! Nie umiem poradzić sobie z samotnością !! Coraz gorzej ze mną!! Popadam w coraz większą depresję!! Brakuje mi sił do walki z takim stanem rzeczy.

[ Dodano: 2007-01-25, 18:05 ]
Piszecie o Bogu o przyjaciołach że są, że istnieją ALE GDZIE?? Jest we mnie tyle bólu, gniewu i złości ze nie potrafiłam uchronić mego małżeństwa przed złem, że nie potrafiłam stworzyć prawdziwego domu dla dzieci i nas!! Kto inny się wkradł w nasze życie i była to nasza przyjaciółka, która jeździła do nas my z mężem do niej, razem wyjeżdżaliśmy na wakacje!! I co teraz z tej dobroci mam?? SAMOTNOŚĆ !! bO ONA MI GO ODEBRAŁA!! ZAKOCHAŁ SIĘ W NIEJ !! JAK MAM PODJĄĆ DECYZJĘ O SEPARACJI!! JA GO CIĄGLE KOCHAM !! TO BOLI!!!!!!!!!!!!!!! i to tak mocno że wolałabym ze sobą skończyć niż dzień po dniu znosić takie cierpienie. Wiem to jest tchórzostwo. Ale nie mam wokół siebie nikogo kto może mi pomóc, poradzi co robić , to za zługo się ciągnie!!!!!! :-(

Anonymous - 2007-02-08, 14:24

czy wierze w uzdrowienie małżeństwa wierzyłam bardzo długo jednak dzisiaj kiedy dostałam pozew o rozwód już nie wierze jest we mnie pustka moje pierwsze słowa kiedy przeczytałam pozew to "skoro Pan Bóg chce mieć o dwie osoby mniej w kościele to tak musi być" przestałam wierzyć jakiś czas temu pogodziłam się z tym jednak zastanawiam się jak to będzie rozwód przy nim walka wzajemne oskarżanie bo nie pozwole na to by to było z mojej winy potem powrót do życia jak to będzie.

dzisiaj po raz pierwszy poczułam do niego wielką niechęć. Mam 23 lata najpiękniejsze lata spędziłam z nim wyszłam za mąż i czar prysł a teraz zobaczyłam to czego nie chciałam widzieć jego egoizm.

podziwiam was wszystkich którzy mają wielką wiarę bo ja ją chyba tracę tracę wiarę w sprawiedliwość. kocham Boga ale czy to pozwoli mi przetrwać?????????????

Anonymous - 2007-02-09, 00:20

Hm, to o czym piszecie, mnie też dotyczy...
Kazde "awizo" to tzw. strach, bo może to pozew, choć teoretycznie jesteśmy w separacji. Ale ta sepaacja to odpowoedź na moje "nie" na twz. porozumieniem stron.
Byłam tak zdołowana , tak czułam się winna rozpadu, że gotowa byłam przystać na rozwód "z mojej winy". Ale gdy nieco ochłonęłam, dokadnie przecztałam to, co jest w tym portalu na ten temat, uswiadomiłam sobie, że nie mogę działać wbew sobie, wbrew Bogu.. co za różnica czy za porozumieniem, czy przyznam się jako jedyna winna ( tak chyba nigdzie nie ma), byleby dogodzić męzowi.
Moja "kontra" wywołała w mężu taką złość i furię, jakiej nie widziałam przez naście lat!
To dowód na to, że szatan zareagował, bo nie poszło zgodnie z planem.
Mąż zapewne będzie się starał dopiąć swego, z dnia na dzień odkąd odszedł, kontakty ograniczył do "0", tak jakby dla mnie nie żył, i tego samego oczekuje.
Czy wierzę w uzdrowienie naszego małżeństwa?
Muszę wierzyć, bo po co bym tu była, ale ... to już sprawa Boga, ja nic nie mogę, żadne próby nie powiodły się..
Żałuję bardzo jednego - że tak póżno trafiłam na to forum. Szukałam pomocy za pomocą wyszukiwania różnych haseł, ale trafiałam na tzw. bardzo świeckie forum, gdzie szablon był jeden ... mąż Cię zdradził - walizki za drzwi - szukamy nowego..
..po co się męczyć.. wybaczać... trzeba sobie robi dobrze.. etc., etc..
W moim akurat przypadku, akurat odwodziłam męża od "walizek", ale szedł w "zaparte"... to była jego autonomiczna decyzja.
Ale moze gdybym tu trafiła kilka miesięcy wczesniej - nie doszłoby do tego. Kto wie?
Trudno, dla mnie było za późno... ale są tu tacy, którzy może w porę tu trafili, i nabędą wiecej sił i mądrości, żeby nie poddać się tak łatwo. Jest o co walczyć, i nie jestescie same/sami!!!!! I z Bogiem, przede wszystkim!!!!
Może

Anonymous - 2007-02-09, 11:52

Jak to kiedyś usłyszałam w telewizji po tym wypadku w Halembie: "nadzieja umiera ostatnia"!!
Anez nigdy nie jest za późno, choć moje relacje z mężem są znikome (widzimy się tylko w nocy jak przychodzi się przespać) i jeszcze z nami (mam 2 synów) jest, to tak jakby go nie było!
Ale moze przyjdzie taki dzień kiedyś, coś się wydarzy co pozwoli ponownie skrzyżować nasze drogi!
Trwaj przy swoim !! A choć trudno jest czasem i cięzko to wszystko znieść życzę wytrwałości!! To wspaniała cecha której uczymy się całe życie!!

Anonymous - 2007-02-11, 18:03

dołączam do Was dzisiaj, mój mąż wyprowadził się z domu po 16 miesiącach od ślubu, jest ro straszne, bo to jedyny człowiek którego kochałam i chcę kochać dalej, choć wiem że sprawa jest przegrana, jeżeli podejumuje sie decyzje w wyprowadzce to sytacja staje się jasna i klarowna, jestem sama niedługo, dopiero tydzień i wiem że muszę się pozbierać, najgorsza rzecz oprócz utraty sensu życia, wszystkich planów i marzeń oraz 11 lat życia to wyrzuty sumienia, związek rozpadł się glównie z mojej winy, starałam się go ratować póki mąż mieszkał w domu, może zbyt nachalnie, tak czy inaczej to koniec, on już mi ni ufa, a tak naprawdę myślę, że to brak miłości, kryzys trwał niedługo, przyczajony miesiąc później drugi miesiąc walki i tyle, szkoda, że ta decyzja była dla niego tak prosta i oczywista, nic innego mi nie pozostaje tylko żyć dniem dzisiejszym i uspokoić się na tyle na ile to możliwe, tak aby przetrwać to co przede mną czyli rozwód i wszystkie inne potworne rzeczy, które między ludźmi, którzy się kochali i oddali sobie wzajemnie całe życie nia powinno mieć miejsca, cieszę się, że znalazłam to forum, przynajmniej nie jestem sama
Anonymous - 2007-02-12, 14:43

Tak Agatko to trudna decyzja i te wszystkie wspólne lata i plany, szczęśliwe chwile tkwią w pamieci. Szkoda że tylko jedna strona pamięta! A ta druga tak łatwo rezygnuje, nawet nie próbuje wlczyć o cokolwiek. To boli! Boli bo poświęcasz komuś swoje życie (a to nie byle co, to nie taki codzienny prezent typu kwiatek, czy bombonierka) a ktoś je tak po prostu w kubeł wywala!
Chcemy walczyć ale tak naprawdę o co?
Czy czasem nie jest to tak że jak coś mamy to nie doceniamy, nie pielęgnujemy, tylko uważamy że tak musi być! A jak tracimy to wtedy uważamy się skrzywdzeni? Kurcze mam mętlik w głowie!!

Anonymous - 2007-02-22, 12:46

...
Anonymous - 2007-02-22, 13:24

Drogi Czterdziestolatku w połowie żywota znalazłeś się jak pośrodku gęstego lasu. Trójka dzieci, żona, stabilizacja. A tu trach, poczucie bezpieczeństwa runęło. Żonę nagle olśniło i serwuje Ci mądrości wyssane z brudnego palucha jakiegoś psychologa, który zamiast leczyć dusze, wprowadza zamieszanie, jakieś ustalenia pseudoracjonalne i pseudoetyczne wszelkiej maści doradców klęski, jakieś proroctwa szemrane, wieszczące odnalezienie szczęscia, gdy to małżeństwo-pmyłka przestanie istnieć.

Po pierwsze, spróbuj nie obwiniać się nerwowo i histerycznie szybko zmieniać. Tylko kobitę zdenerwujesz teatralnymi rolami.

Po drugie , nie demonstruj powrotu na "ścieżkę wiary". Noś go w sercu. Choć ludzka rzecz "jak trwoga to do Boga" i po to te ciosy, abyś przejrzał.

Po trzecie, tryb warunkowy nic tu nie ma do rzeczy. Zrobiłeś, co zrobiłeś , powiedziałeś, co powiedziałeś. Czasu nie cofniesz i nie sprawdzisz, co by bylo, gdyby. Ludzka rzecz się wściec po takich odkryciach. I ludzka zastanawiać, co dalej. Ona sie wahała. Teraz wygaduje głupstwa, które ranią, bo sama nie wie, co robić.

Po czwarte , na kryzys pewnie pracowaliście oboje, i oboje musicie chciec go pokonać. Poczekaj, daj jej czas. Nie wyznawaj co chwilę miłości. Okaż miłość ciszą i cierpliwością. Nie oskarżaj, tylko postaraj sie zrozumieć.

To strasznie trudne, ale tylko to może zadziałać.

Ja zrobiłam inaczej. Raczej nie polecam. Na razie. Wahanie mojego męża twało niemożebnie długo- obiektywnie, a za długo- subiektywnie.

I polecam spotkania z ludźmi. I na forum, i na mieście.

Pozdrawiam- Judyta.

Anonymous - 2007-02-23, 10:37

...
Anonymous - 2007-02-23, 13:52

Niestety, na pytania o to, jak konkretnie postepować, jak technicznie wybrnąć, nie ma łatwej odpowiedzi. Prawdopodobnie i tak nie unikniesz pomyłek. Będziesz upadał, aby wstawać. Paradoksalnie, to, co Cie wykancza, bedzie też wzmacniać.

To gadanie Twojej żony o pomyłce itp.to zagłuszanie sumienia, próba wyjścia z twarzą, obrony swoich kroków. Podobnie jak agresja jest fomą bezsilności. Czyli niewiary w siłę wskazówek moralnych.

Nic nie poradzisz na jej gadanie, myślenie, uczynki.

Skup się na sobie.

Ptrzebujesz wyciszenia- to daje modlitwa.

Potrzebujesz wsparcia- to daje forum, czytanie o przeżyciach innych, uczenie się od nich.

Potrzebujesz, aby Cię wysłuchano. Będziesz chciał mówić, rozstrzącać, zwierzać się, opowiadać, płakać- to daje przyjaciel. Syty nie zrozumie głodnego, więc powinien to być ktoś w podobnej sytuacji, ale już mocniejszy. Znajdziesz go może tutaj. Możesz go sam wybrać, możesz zostać wybrany. Mogę to być ja.

Potrzebujesz odzyskać wiarę w siebie, radość chwili- to dają spotkania z drugim człowiekiem, książka, kino, dobry obiad.

Potrzebujesz czasu. Daj czas czasowi.

Pozdrawiam- Judyta.

Anonymous - 2007-02-24, 04:45

Do Czterdziestolatka

Uważam, że macie duze szanse na naprawienie wszystkiego. Choć to kryzys - ale moga, a nawet chyba już są tego owoce. Zrozumiałeś swoje błędy i chcesz je naprawiać. Żona, być może, pogubiła się, znalazła kogoś wirtualnego, kto ją rozumiał, w dodatku był do tego przygotowany fachowo - psycholog. Teraz musi to sobie przemyśleć, poukładać... na to trzeba czasu. Zgodziła się na terapię... a to znaczy o Jej dobrej woli.
Może ten jedyny wirtualny flirt - mieć swoje dobre następstwa jednak, kto wie?
Miejmy nadzieję, że to się nie będzie musiało już powtarzać.
Ja to przerobiłam, mój mąż miewał takie znajomości, które zaczynały się niewinnie, jakaś biedna pani potrzebowała pomocy.. i tak to się zaczynało i rozwijało. Tyle tylko, że kobiety poważnie to traktują... a potem wszystko wymyka się spod kontroli i rzutuje na relacje, dla niego zabawa, dla nich - ???, dla mnie emocjonalna zdrada.
Tłumaczenie nie skutkowało, pojawiały się kolejne. Teraz wyprowadził się, wiem, że z kimś ostro "korespondował" przed odejsciem. I nie chciał słyszeć o terapii, o naprawie, o ratowaniu... Może sprawy poszły za daleko, przynęta połknięta.
W Twoim przypadku - myślę, że w porę przyszła reakcja i opamiętanie.
Będzie dobrze, kryzysy są po to, by z nich wychodzić. A Pan Bóg, którego odnalazłeś, na pewno Was nie zawiedzie. No i masz forum wsparcia.

Anonymous - 2007-02-27, 07:57

...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group