Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Rozwód - cięzko przebić mur

Anonymous - 2014-01-05, 14:37
Temat postu: Rozwód - cięzko przebić mur
Witam,

przeczytałem już dziesiątki tematów o rozwodach, ratowaniu malżenstw itd. Ale mimo wszystko opisze swoj problem, z ktorym niestety nie moge sobie poradzic...

Zona odeszla ode mnie miesiac temu, tak poprostu z dnia na dzien. W nd byl wspolny spacer, robilismy razem obiad i kolacje...

A nast. stwierdzila, ze chce sie ze mna rozwiesc poki jeszcze nie czujemy do siebie nienawisci.

Owszem były kłotnie itd, ale to chyba jak w kazdym małżenstwie. Robilismy wiele, jak nie wszystkie rzeczy razem. Wspolne pasje itd.

Dodam, ze moja zona cierpi na nerwice od dziecinstwa, na ktora niestety nie chce sie leczyc (Moze Wam sie to wyda dziwne, ale dopiero niedawno sie o tym dowiedzialem)

W ostatnim czasie jej ojciec ciezko zachorowal psychicznie, spedzil pare msc w szpitalu psychiatrycznym, rowniez w pracy doszlo jej obowiazkow bo awansowala na dosc wysokie stanowisko.

Teraz mnie odtraca, pisalem setki smsow, probowalem dzwonic. Nic... zadnej reakcji...

Pojechalem w swieta do jej rodziny bo akurat tam sie pojawila, chociaz wczesniej odizolowala sie na 3 tyg od bliski. Kupilem i wreczylem kwiatki. Od razu oddala je babci i poszlismy pogadac. Rozmowa spokojna, nawet zarty sie pojawily, ale jednak twierdzila ze nas nic nie laczy, ze mnie nie kocha (nie kocha?? Mozna sie odkochac w kilka dni?? Codziennie calujac i przytulajac?? Chyba ze byla tylko gra?)

Przez ten miesiac sie bardzo zmienila, wyglada jak wrak czlowieka, schudla, rece się trzesą jak 100letniej babci. Widac ze to mocno przezywa, ale mimo wszystko nie chce wrocic, nie chce tego ratowac, a ja sam nie wiem co mam robic??

Prawdopodobnie poglebila sie nerwica, depresja.

Zapomnialem o tym, ze jestesmy 3 lata po slubie, w sumie 6 lat w zwiazku.

BArdzo prosze o rady, co mam robic i czy w ogole cos robic??

Czy poprostu sie poddac??

Mimo, ze strasznie kocham i nie wyobrazam sobie zycia bez niej?

Anonymous - 2014-01-05, 15:09

Kriss, witaj na forum!
Dlaczego czujesz, że jest wyjściem "po prostu się poddać"?

Anonymous - 2014-01-05, 15:31

przeczytaj mój wątek- jest tam wiele rzeczy od tutejszych forumowiczów, które mogą się i Tobie przydać, lecz moim zdaniem zdecydowanie powinieneś żonę namówić na wizytę u specjalisty- psycholog na początek?

Może ma jakiś kłopot o którym Ci nie mówi i ją to przytłacza. Musisz być dla niej opoką. Nie odwracaj się od niej teraz, gdy może potrzebować wsparcia bo możesz tego potem gorzko żałować (jak ja). Nie poddawaj się i daj jej poczucie bezpieczeństwa. Zadbaj o nią i marsz do specjalisty. Oby dała się namówić bo tu może być kłopot- jak nie to idź sam. Kwiaty itp nic tu nie poradzą.

Anonymous - 2014-01-05, 15:33

Witaj Kris!
Podales wiele czynnikow stresujacych w zyciu Twojej zony. Zadziwiajace, ze nie zauwazyles przez 6 lat, ze choruje na nerwice, piszesz, ze bardzo schudla, byc moze zachorowala tez na inna chorobe, o ktorej nie chce ci powiedziec, moze sie boi, sytuacja wokol ja przerasta I ucieka. Dziwne,ze z dnia na dzien odchodzi...
Nie poddawaj sie, porozmawiaj z rodzicami zony jesli sie da, o nerwicy, o innych problemach, daj do zrozumienia, ze ja kochasz, martwisz sie o nia I chcesz walczyc!

Anonymous - 2014-01-05, 15:34

ile macie lat?
Anonymous - 2014-01-05, 15:43

może nasilila się choroba psychiczna, może choroba fizyczna do tego doszla
uciekla od Ciebie, bo się boi, ze Cie to przytłoczy ??
może woli sama cierpieć, bo....... ????????
cos się z nia na pewno dzieje zlego skoro piszesz, ze tak zle wygląda i do tego wiesz o nerwicy i chorobie psychicznej w jej rodzinie
mysle, ze ona sama nie wie teraz co robi i gdzie jest, podejmuje decyzje z emocjach - może w bardzo chorych i wypaczonych emocjach ??

nie zostawiaj jej, ale tez nie osaczaj
ona potrzebuje na pewno pomocy specjalisty

Anonymous - 2014-01-05, 18:16

wiesz ja bym pomyślała najpierw o wsparciu dla ciebie, bo to wszystko może/ choć nie musi być poczatkiem wielkiego kryzysu w waszym życiu.
Decyzji o odejściu żona z pewnością nie podjęła z dnia na dzień. To, że bardzo schudła i ma nerwice wcale nie oznacza choroby psychicznej i byłabym tez ostrożna w argumentach typu - bo był taki przypadek w jej rodzinie. Praktycznie w każdej rodzinie jest jakaś osoba nadużywająca alkoholu i to wcale nie oznacza, ze każdy w tej rodzinie będzie alkoholikiem.
Ja specjalistą nie jestem to, ze zona schudła to wyraźny sygnał czegoś, a czego? - może ostatnie 3 lata jej życia to ciągłe obowiązki, pogoń za karierą czyli maksymimu stresu przy minimum relaksu. Jeśli żyje się w ten sposób to nie trudno jest się złamać i zwątpić w sens swojego życia. Wydaje mi się, że jeśli chcesz pomóc żonie i uratować swoje małżeństwo to docieraj do niej miłością i zrozumieniem, a nie doszukiwaniem się w niej chorób. Przepraszam, że tak dosłownie to nazwałam. To forum z pewnością będzie ci ogromną pomocą, tylko pytanie - czego ty chcesz ratować czy sobie odpuścić, bo odniosłam wrażenie, ze sam nie jesteś pewien swoich dalszych kroków.

Anonymous - 2014-01-05, 19:18

Jesteśmy oboje bardzo młodzi.

Ja 27, zona 24.

W Sb się delikatnie pokłóciliśmy, to nawet kłótnią nie można nazwać, bo wymieniliśmy 2 zdania i ja troszkę wkurzony poszedłem bardzo wcześnie spać, bo i tak ogólnie dosyć zmęczony. Ona została, wtedy wiedziałem ze siedziała na necie i później TV. Sprawdziłem później jej laptopa to dosłownie przez 2 minuty poczytała o rozwodzie i tyle… następnego dnia było już OK miedzy nami.

Kolejnego dnia mi oznajmiła o tym rozwodzie, ze tak będzie lepiej, ze do siebie nie pasujemy itd.

A ja, co?? Prosiłem, błagałem żeby została… wtedy poprosiła żebym ja odwiózł na pociąg, bo chce wrócić do Krk (w Krk pracuje, a mieszkamy w Bochni). Tak zrobiłem, myślałem ze sobie cos przemyśli i następnego dnia będzie troszkę lepiej… jednak się myliłem.

Jeśli chodzi o nerwice to naprawdę nie wiedziałem, nigdy nikt w mojej rodzinie na to nie chorował czy cierpiał.

Przyznała sie dopiero nie tak dawno o nerwicy natręctw (m.in. cos ciągle liczyła), ale nie chciała sie leczyć mimo ze niejednokrotnie ja namawiałem.

Przez ten miesiąc sporo rozmawiałem z jej siostra, mimo ze wcześniej kontakt był raczej znikomy i dopiero po rozmowach sobie uświadomiłem, co moja zona przechodziła i chyba przechodzi dalej. Oboje na to prawdopodobnie cierpią, jednak raz jest lepiej, a raz gorzej. Siostra się przyznała, ze sama zniszczyła 5letni związek właśnie przez nerwice, zaburzenia osobowości (borderline - chyba tak to nazwano).

Ja myślałem raczej ze ma bardzo wybuchowy charakter i przez to robiła sie nerwowa, kłótliwa czy agresywna.

Rozmawiałem z jej rodzina, są załamani, podobnie jak i moja rodzina. Chcą nas połączyć, łącznie z wujkami, ciotkami, kuzynostwem itd. Oczywiście oni nie maja z nią kontaktu, tylko mnie wspierają, podpowiadają itd.

Słowa "Kocham Cie" powtórzyłem w smsach z setki razy, teraz troszkę sie odsunąłem, bo twierdzi ze ja nękam.

My generalnie zawsze mięliśmy kontakt dobry, tworzyliśmy przyjacielski związek.

Była i jest skryta... ale i tak sie dużo przy mnie otworzyła, wiem wiele rzeczy, o których nikt inny nie ma pojęcia.

Miała trudne dzieciństwo, w wieku 9 lat zmarła jej matka i tak później można powiedzieć ze wychowała sie w patologicznej rodzinie.

Skończyła dobre studia, znalazła dobra prace, wszystko w końcu zaczęło sie układać (w sensie dorosłego życia). Mięliśmy w planach zakup mieszkania, bo wcześniej z jednej pensji można było tylko pomarzyć.

Co do chorób fizycznych? Ciągle ja boli glowa (naczyniak) i chore serce... ale myślę ze to nie jest problem w naszych relacjach, bo jak sama twierdzi nic do mnie czuje i nic nas nie łączy.

Przepraszam, ze pisze tak chaotycznie, ale tak wszystko na szybko. Nie potrafię tez sie skupić na dłużej niż kilka sekund.

A wracając... namawiałem na terapie małż, itd. Sam sie przyznałem ze sie leczę odkąd odeszła, bo nie dąłbym rady bez leków.
Ja chce walczyć o nią, o to małżeństwo, o nasze szczęście. W końcu sobie przysięgaliśmy. Nawet na obrączkach mamy grawer „W zdrowiu…”, „… i w chorobie”

Ale co robić?? Nie wiem… Siła muru nie przebije

Dzięki za pomoc

[ Dodano: 2014-01-05, 19:20 ]
Dodam, może że później się przyznała ze już dawno myślała o rozwodzie. Tylko czemu nigdy nic nie mówiła?? Nigdy nie narzekała??

Przytula, całowała na dziek dobry czy dobranoc. Mówiła "Kocham Cie", no i oczywiście seks.

Anonymous - 2014-01-05, 20:06

quote]Pojechalem w swieta do jej rodziny bo akurat tam sie pojawila, chociaz wczesniej odizolowala sie na 3 tyg od bliski. [/quote]

Zatem gdzie żona pomieszkiwała na czas kiedy nie była z Tobą i kiedy nie miała kontaktu ze swoimi bliskimi? A może jest zasadnym zadać sobie pytanie u kogo bądź z kim?
Obawiam się Kriss, że wiesz o swojej żonie dużo, dużo mniej niż Ci się wydaje.

[quote]Sprawdziłem później jej laptopa to dosłownie przez 2 minuty poczytała o rozwodzie i tyle…[/
quote]

Nikt nie burzy swojego życia tak nagle, po dwuminutowym czytaniu o rozwodzie na necie. Do takich decyzji się dojrzewa i takie decyzje mają swoje powody - istotne powody.
Mam wrażenie, że jesteś w stanie bardziej zaakceptować jakąś tajemniczą chorobę, która to pozbawiła żonę umiejętności logicznego myślenia niż zagłębić się w temat i dociec co tak naprawdę żonę zmotywowało to tak "nagłej" decyzji?

Póki co nie wiesz.... gdzie mieszka Twoja żona i jak spędza czas, popraw mnie jeśli się mylę.
Budowanie scenariusza na domniemaniach nie pozwoli Ci się posunąć ani o krok.

Anonymous - 2014-01-05, 20:09

Nie, nie.

Jesli chodzi o pobyt to mieszkala u swojej kolezanki. To akurat wiem na 100%. I niestety ta kolezanka chyba miala na to duzy wplyw...

Jesli chodzi o rozwod to napewno nie wymyslila sobie w ciagu 2 minut, tylko zbierala sie jakis czas.

Anonymous - 2014-01-05, 21:42

KrisssBochnia napisał/a:
Nie, nie.

Jesli chodzi o pobyt to mieszkala u swojej kolezanki. To akurat wiem na 100%. I niestety ta kolezanka chyba miala na to duzy wplyw...

Jesli chodzi o rozwod to napewno nie wymyslila sobie w ciagu 2 minut, tylko zbierala sie jakis czas.


Jesteś pewien ze u koleżanki? No a czy zawsze wraca do tej kolezanki? Przepraszam, za insynuacje, ale moze koleżanka "kryje"?

Powiem wprost- moze jest ktoś trzeci? Zbadaj to.... Ale delikatnie, by nie narozrabiac. Ale zanim cokolwiek zrobisz, pomysl dwa razy.

Anonymous - 2014-01-05, 21:50

silverado napisał/a:
KrisssBochnia napisał/a:
Nie, nie.

Jesli chodzi o pobyt to mieszkala u swojej kolezanki. To akurat wiem na 100%. I niestety ta kolezanka chyba miala na to duzy wplyw...

Jesli chodzi o rozwod to napewno nie wymyslila sobie w ciagu 2 minut, tylko zbierala sie jakis czas.


Jesteś pewien ze u koleżanki? No a czy zawsze wraca do tej kolezanki? Przepraszam, za insynuacje, ale moze koleżanka "kryje"?

Powiem wprost- moze jest ktoś trzeci? Zbadaj to.... Ale delikatnie, by nie narozrabiac. Ale zanim cokolwiek zrobisz, pomysl dwa razy.


Nie ma faceta napewno... chyba ze to sie zmienilo w ciagu ostatnich 2 tygodnich. Wczesniej nie bylo o tym mowy... bo robilem maly wywiad...

gdyby kogos miala, to moze byc to zrozumial... a tak??

Anonymous - 2014-01-05, 22:04

Oczytałem sie róznych ksiązek i tak bywa, że jednak osoba zyje w przekonaniu
że wszystko jest ok
a druga sie dusi...
taki lajf

Anonymous - 2014-01-05, 22:54

[quote="KrisssBochnia"][quote="silverado"]
KrisssBochnia napisał/a:


Nie ma faceta napewno... chyba ze to sie zmienilo w ciagu ostatnich 2 tygodnich. Wczesniej nie bylo o tym mowy...


Skąd ta pewność? Ja tez tak myślałem i to baaaardzo długo.....

Ale zacznij od pomocy dla zony i bądź czujny


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group