Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - moja żona i druga kobieta- pomóżcie

Anonymous - 2014-01-04, 13:19

Silverado
Cytat:
no i jeszcze dalej- mam zezwolić na te lawiny smsów, potajemnych spotkań i udawać że się nic nie dzieje? To nie jest tylko kwestia tego, że nam się nie ułożyło. Żona wykorzystuje zarezerwowane tylko dla małżonków słowa, gesty, czyny wzgledem innej osoby. Okłamuje lub okłamywała mnie (nie chcę ponownie opisywać bo szkoda miejsca)...

Co z tym mam zrobić? Udawać że nie widzę? Dać ciche przyzwolenie? OK, niech żyje obok, ale nie mogę się zgodzić na takie zachowania!!!!


W tym "rozdaniu" nie masz w kartach NIC .
( przedstawiasz ujemną wartość emocjonalną dla żony ,
jej koleżanka zaś - wartość "nieskończoną" )
Masz zatem 2 wyjścia :
1. poddać tę partię , odpuścić jej znajomość
( żona nie posłucha , bo niby co
powiesz że ci się nie podobają jej spotkania ?
ona ma to gdzieś )
2. blefować
( pokazać żonie ewentualne konsekwencje : starasz się o opiekę nad dziećmi , podajesz ją o alimenty )
Ryzykowne , ale zapewne czasem skuteczne rozwiązanie .
Z tym , że "zwycięstwo" może być chwilowe i pozorne .

Zatem ?
................. propozycje ?


________________________________________


Miodzio
Cytat:
Z jednej gdy się rodzice roztają ...żle to wpływa na dzieci to fakt....
z drugiej gdy rodzice postanawiają coś dalej ciagac dla dzieci....tez jest żle....


Rozstanie fizyczne jest boleśniejsze śmiem twierdzić .
Miodzio ........... " źle wpływa " to eufemizm
tak jakby napisać , że cyjanek źle wpływa na organizm

Miodzio , u was dzieci juz dorosłe ( owszem , kiedyś nie były , ale i tak starsze ) .
Im dzieci młodsze i ich wiecej tym gorzej .
Oczywiście i na starszych , a nawet w wieku 30 lat
to bedzie miało duże konsekwencje .

Anonymous - 2014-01-04, 14:20

[quote="marcin74"]Moja żona po roku takiego miotania wyprowadziła się. Mija 2 miesiąc separacji i ta sytuacja jest dla mnie lepsza. Jeśli zechcesz odejść - odejdź, jeśli wrócić - wróć.

mnie też jest lepeij jak nie mieszkam z mężem. Sądowej sepracji nie mamy - daliśmy radę dogadać się co do opieki nad dziećmi i całkiem sprawnie to funkcjonuje. Jak się nawzajem ciągle nie denerwujemy, to łatwiej dojśc do porozumienia. Dzielimy się mniej więcej pół na pół, mieszkamy blisko, ale nie razem, więc dzieci nie zmieniają otoczenia. W ogóle priorytet był taki, żeby jak najmniej zmieniło się dla dzieci.
Ja jestem nawet szczęśliwa, bo to siłą rzeczy zaangażowalo wcześniej za mało zaangażowanego męża. Z tego punktu widzenia dzieci na tym wręcz zyskały, bo co im było po ojcu ciągle w pracy, albo zamkniętym w pokoju?
Dzieci same nawet powiedziały "mama się więcej uśmiecha, od kiedy nie mieszka z tatą" - to prawda, tamta nerwowa sytuacja odbijała się na dzieciach, nie tylko to, że taki wzorzec miały, ale też ja zdenerwowana wiecznie, krzyczałam na nie - jak Twoja żona.
I za to, że udało nam się w sprawie opieki tak dogadać też bardzo szanuję i podziwiam mojego męża. Na razie to rok funkcjonuje, ale nie zanosi się na żadne konflikty. Przeciwnie, jak dzieci będą samodzielnie się przemieszczać, powinno być łatwiej.
Nie bój się Silverado świetlicy, nawet przepełnionej - dzieci rosną i dają sobie radę. Moje chodzą i żyją, fajne przyjaźnie pozawierały w świetlicy. W dzisiejszych czasach, kiedy mało dzieci chodzi na podwórka, taka świetlica to skarb wręcz.
Ja mam dobrze, bo jestem niezależna finansowo. Takie poczucie też wiele daje - niech twoja żona pójdzie do pracy! Może nie będzie musiała szukać potwierdzenia własnej wartości po dziewczynach :) Samodzielność daje satysfakcję większą niŻ "odbijanie się w cudzych oczach" - może jak odzyska poczucie własnej wartości, to i Ciebie przestanie traktować jako zagrożenie dla siebie. A dziewczyny po prostu przestaie potrzebować.
Miej na uwadze to, co powiedziałam, że z oddalenia wiele rzeczy w moim mężu doceniłam. Bardzo też doceniam i szanuję go za to, że jak poproszę, to on mi zawsze pomoże w różnych domowych rzeczach :) Mogłabym ściągnąć majstra, ale ja po prostu wiem, że mąż mi dobrze życzy. Wtedy robię jakiś fajny obiad, albo deser.
Ja myślę, że mój mąż jest z tych, co właśnie kupiliby mi mieszkanie, na szczęście w naszym przypadku nie było to konieczne. Ale mam poczucie, że mogę mu ufać, że mi dobrze życzy.
Męża nie moge o to zapytać, ale wydaje mi się, że on też lepeij znosi to, że nie mieszkamy razem, skoro próby powtórnego zbliżenia nie prowadziły do niczego.

Anonymous - 2014-01-04, 14:48

Tilia ,
czy taki stan rzeczy jest docelowy ?
Wszystkim jest w zasadzie dobrze , wszyscy zadowoleni .
Właściwie , tak czytając to świetnie się dogadujecie .
Ja zazdroszczę - stanowicie raczej wyjątek .

Czego Tobie jeszcze brakuje ?
Czy w ogóle brakuje ? :roll:
Czy masz jeszcze jakieś niezdjęte blokady ?
Pytam , bo nie widać żeby Ci czegoś brakowało , mężowi też lepiej , dzieci mają się świetnie .
Gospodarka zyskuje , utrzymywanie dwóch lokali , wyposażenie itd.

Oczywiscie , trudno nie zauważyć , że następuje zbliżenie ,
tylko jakieś takie jakby "od niechcenia" .

Anonymous - 2014-01-04, 14:55

Tilia,

co było powodem rozstania- tamta kobieta? Jak z dziećmi mieszkaja na stałe u Ciebie czy 50/50?

[ Dodano: 2014-01-04, 15:15 ]
Tilia napisał/a:
Wtedy robię jakiś fajny obiad, albo deser.
Ja myślę, że mój mąż jest z tych, co właśnie kupiliby mi mieszkanie, na szczęście w naszym przypadku nie było to konieczne. Ale mam poczucie, że mogę mu ufać, że mi dobrze życzy.
Męża nie moge o to zapytać, ale wydaje mi się, że on też lepeij znosi to, że nie mieszkamy razem, skoro próby powtórnego zbliżenia nie prowadziły do niczego.


no to jak u Was jest tak "cukierkowo" i nie ma szansy na powrót to ja u siebie w ogóle nie widzę.

Żona prawie ze mną nie rozmawia. Tyle, co o dzieci zapyta i koniec.


No i znowu pojechała :-( i jak ja mam dalej żyć?

Anonymous - 2014-01-04, 15:19

Tilia,
Niełatwo mi było żyć obok obojętnej, obcej czy momentami wręcz wrogiej ukochanej osoby. Jej z kolei niełatwo było żyć obok własnego wyrzutu sumienia. Ale sytuacja separacji, choć lepsza, nie jest przecież dobra. Wciąż żyję ze świadomości wielkiego żalu, wielkej życiowej porażki. Rozczarowania.
Nie wiem, jakie próby podjęłaś, by znowu być razem. Jeśli dobrze doczytałem, twój mąż chciałby mieć wszystko po staremu, bez komunikacji, dialogu, tak? To rzeczywiście chyba powrót donikąd... Ale mimo wszystko jakże inne jest twoje zachowanie od starań, dramatów i wysiłków innych kobiet z forum. Czy może niesłusznie Ci zarzucam zbyt łatwe poddanie się?

Anonymous - 2014-01-04, 15:19

Cytat:

Oczywiscie , trudno nie zauważyć , że następuje zbliżenie ,
tylko jakieś takie jakby "od niechcenia" .
[/quote]

no nie nazwałabym tego zbliżeniem, pisałam wyżej, że to jest raczej (przynajmniej z mojej strony) coś na kształt miłości do rodzeństwa, na pewno nie małżeńskiej.
Cóż, nie będę się upierać, że mi źle :) chociaż wiadomo, nie to było celem małżeństwa, z tego punktu widzenia jest to porażka naszego małżeństwa. Ale w zasadzie nie o mnie chodzi. Byłam w podobnej sytuacji, jak żona Silverado, teraz jestem w sytuacji, któej wprowadzenie Silverado rozważa i dlatego się dzielę doświadczeniami. Zdaję sobie sprawę, że stanowimy wyjątek, ale po poczytaniu sporo na tym forum myślę, że mając dobre intencje wobec współmałżonka ma się całkiem niezłe szanse taki wyjątek stanowić. A Silverado, wydaje się, kocha żonę. Pozostaje mieć nadzieję, że ona to doceni i go uszanuje - wtedy co stoi na przeszkodzie, żeby pokojowo (nawet bez sądu) ustalili zasady? A może są jacyś katoliccy mediatorzy? Pewnie są?

Anonymous - 2014-01-04, 15:33

Tilia napisał/a:
A Silverado, wydaje się, kocha żonę. Pozostaje mieć nadzieję, że ona to doceni i go uszanuje - wtedy co stoi na przeszkodzie, żeby pokojowo (nawet bez sądu) ustalili zasady? A może są jacyś katoliccy mediatorzy? Pewnie są?


Tak, Silverado mocno kocha żonę, lecz ona tego nie chce, nie docenia i Silverado nie widzi szans na jej powrót do mojego serca. A to boli i baaaardzo trudno się z tym żyje.

Anonymous - 2014-01-04, 15:33

Cytat:
Ale mimo wszystko jakże inne jest twoje zachowanie od starań, dramatów i wysiłków innych kobiet z forum. Czy może niesłusznie Ci zarzucam zbyt łatwe poddanie się?


tak, plan był inny, zamiar był inny, jest porażka, nie został zrealizowany. Ale nadal są dzieci, trzeba się po porażce podnieść, otrzepać, i do roboty :) Wiadomo, że jest w człowieku żal.
Nie chcę jednak swoim żalem, swoją złością, swoim rozczarowaniem, swoją szarpaniną zatruwać dzieci. Ani szantażować męża :) Dlatego swoje starania i wysiłki, po tym, jak wobec męża okazały się bezskuteczne (pisałam o tym wyżej), skoncentrowałam na tym, żeby dzieci jak najmniej odczuły to, że mąż i ja nie możemy być razem. I wszystko zrobię, żeby z mężem się jak najlepiej dogadać w tym zakresie. mam szczęście, że on to docenia. Ale też i łatwiej to przychodzi, jak się nie żyje obok "obcej, ukochanej osoby", tylko jednak z dystansu na nią spojrzy. Jak codziennośc nie przypomina o żalu na każdym kroku, o porażce.

[ Dodano: 2014-01-04, 15:47 ]
Cytat:
co było powodem rozstania- tamta kobieta?


bezpośrednim powodem mojej wyprowadzki było drastyczne fiasko próby ponownego zbliżenia, podjętej pół roku po moim rozstaniu z nia - pisałam o tym w pierwszym moim poście.

Cytat:
Jak z dziećmi mieszkaja na stałe u Ciebie czy 50/50?


w zasadzie tak. Mieszkamy tak blisko, że w ciągu jednego dnia możemy się wymieniać. W dni powszednie mąż odwozi dzieci do szkoły, ja je odbieram i jestem z nimi. On wraca, jak już je położę spać (w jego domu) W weekendy tak trzy na jeden są u mnie, bo ja pracuję w domu, to mam trochę ciszy i samotności, a on tylko w weekend ma szansę. Ja to rozumiem i tak jest dla mnie OK. Święta na zmianę - ja wolę Wielkanoc, więc tak się już ułozyło, że BN z nim (już drugie i wszyscy żyjemy), Wielkanoc ze mną. I BARDZO się pilnuje, żeby nic na niego nie powiedzieć przy dzieciach. Wiem, że on też nie powie.

Cytat:
no to jak u Was jest tak "cukierkowo" i nie ma szansy na powrót to ja u siebie w ogóle nie widzę.


ależ nie od razu tak było! Mówię Ci, że rok już minął. Na początku było tak jak piszesz o sobie: mąż płakał w nocy, głośno... ja byłam twardsza, ale ja leczyłam depresję, a on nie. Ja uważałam, że mam dzieci i muszę się leczyć, jestem im to winna.

Cytat:
No i znowu pojechała :-( i jak ja mam dalej żyć?


ja przynajmniej nie widzę, dokąd on jeździ, jak jest sam. czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal :)

Anonymous - 2014-01-04, 15:48

Tilia napisał/a:
...że mąż i ja nie możemy być razem...

Tego nie rozumiem? To jest wasza czy twoja decyzja/konkluzja?

Anonymous - 2014-01-04, 15:57

Tilia ,
ależ doceniamy "głos"
zwłaszcza kobiety ( rozumiesz , to jak kod do kipu - taki przekaz pętelki na sznureczkach )

Cytat:
Zdaję sobie sprawę, że stanowimy wyjątek, ale po poczytaniu sporo na tym forum myślę, że mając dobre intencje wobec współmałżonka ma się całkiem niezłe szanse taki wyjątek stanowić.

..................... ba :mrgreen:
ale cały problem w tym , że współmałżonek nie ma dobrych intencji ,
czyli nie wykazuje zwykle chęci do DIALOGU , czasem nawet minimalnych
jego postawa jest jawnie wroga ,
stawia żadania :
zwykle takie
zniknij z mojego życia ( i dzieci , czasem ) , płać alimenty i nie twój interes na co idą ,
dzieci są moje i tyle - ... a widzenia są

Wiem , że nie zawsze jest aż tak żle , ale bywa .

Cytat:
wtedy co stoi na przeszkodzie, żeby pokojowo (nawet bez sądu) ustalili zasady? A może są jacyś katoliccy mediatorzy? Pewnie są?

Oczywiście , że są ,
ale Ty przedstawiasz "bajkową sytuację"

Nie wiem jak żyć , ale rozwodzić było by się z Tobą "piknie" . :-P

Anonymous - 2014-01-04, 16:02

marcin74 napisał/a:
Tilia napisał/a:
...że mąż i ja nie możemy być razem...

Tego nie rozumiem? To jest wasza czy twoja decyzja/konkluzja?


konkluzja. Coś w rodzaju konsekwencji niemozności znoszenia tego, o czym piszesz wyżej:
Cytat:
żyć obok obojętnej, obcej czy momentami wręcz wrogiej ukochanej osoby. Jej z kolei niełatwo było żyć obok własnego wyrzutu sumienia.

i silnych reakcji męża no i moich też, które uważałam za niszczące dla dzieci

[ Dodano: 2014-01-04, 16:11 ]
Cytat:

ale Ty przedstawiasz "bajkową sytuację"


nie no ja wiem, nie żyję na pustyni. Tylko myślę o Silverado (tylko dlatego gadam, że widzę dużo analogii z moją sytuacją) MOże jego żona ochłonie. Jak nie, to chociaż z wyrachowania będzie skłonna ustalić opiekę dzieloną - bo do pani swojej z dziećmi nie pojedzie, a jak będzie miała dzieci u siebie, bedzie jej trudniej się z nią spotykać. Albo nazwijmy to ładniej, z praktycznych względów. No i zawsze jest szansa w tym, że jak już po jednej stronie nie ma nienawiści to już jest jedna strona do przodu. Zazwyczaj obie strony się obrzucają i tyle.
No a jeśli cel jest wspólny, czyli opieka pół na pół (nawet gdy motywy inne), i znajdzie się mediator dobry, to szansa jest

Nie wiem jak żyć , ale rozwodzić było by się z Tobą "piknie" . :-P [/quote]

ależ nietypowy komplement :) no żyło się ze mną dość paskudnie. Teraz problem w tym, że ja się wcale nie chcę rozwodzić! i tak naprawdę dlatego przywędrowałam na to forum, a później znalazłam post Silverado.

Anonymous - 2014-01-04, 16:12

Tilia nie przedstawia żadnej bajkowej sytuacji, tylko
wybory i ustalenie pewnych zasad przez 2kę dorosłych, odpowiedzialnych ludzi.

Dziwię się, że ktoś nie może zrozumieć, że żoną/mąż się izoluje mieszkając w domu.
To reakcja obronną. Po latach odrzucania żona przez męża uczucie wygasa, taki jest fakt.
Może zostać jak w przypadku Tili jakiś szacunek, może nawet sympatia, ale to nie małżeńska miłość. Co taka zona może zrobić? Wyprowadzić się, albo mieszkać dalej, ale emocjonalnie
żyć osobno. To dość oczywiste i nie ma się co dziwić, że płacze histerie, błagania tego nie zmieniają, co najwyżej mogą wywołać agresję, albo całkowitą utratę szacunku dla męża.
Życie niestety jest brutalne, jak się warzy piwo, to trzeba je potem z godnoscia wypic

Anonymous - 2014-01-04, 16:29

Cytat:
bezpośrednim powodem mojej wyprowadzki było drastyczne fiasko próby ponownego zbliżenia, podjętej pół roku po moim rozstaniu z nia - pisałam o tym w pierwszym moim poście.


no ale co się stało, skoro mąż płakał, chciał itp.... dlaczego się nie udało? Co on Ci takiego zrobił?

ja jestem dla dzieci, żony, kiedy chce ja się dziećmi zajmuje itp. Czego Tobie (moje żonie) brakuje? Kocham ją- o tym wie. Choć dziś jest na mnie wściekła za te szpiegowania itp..... Ale grunt to odwrócić kota ogonem- ja go zdradziłam, on mnie szpiegował. JAK MÓGŁ? I o to cała złość.

Moja żona w ogóle nawet skruchy przede mną nie okazała. Nawet nie przeprosiła za kłamstwa itp. NIC!!!!!

[ Dodano: 2014-01-04, 16:34 ]
grzegorz_ napisał/a:
Tilia nie przedstawia żadnej bajkowej sytuacji, tylko
wybory i ustalenie pewnych zasad przez 2kę dorosłych, odpowiedzialnych ludzi.

Dziwię się, że ktoś nie może zrozumieć, że żoną/mąż się izoluje mieszkając w domu.
To reakcja obronną. Po latach odrzucania żona przez męża uczucie wygasa, taki jest fakt.
Może zostać jak w przypadku Tili jakiś szacunek, może nawet sympatia, ale to nie małżeńska miłość. Co taka zona może zrobić? Wyprowadzić się, albo mieszkać dalej, ale emocjonalnie
żyć osobno. To dość oczywiste i nie ma się co dziwić, że płacze histerie, błagania tego nie zmieniają, co najwyżej mogą wywołać agresję, albo całkowitą utratę szacunku dla męża.
Życie niestety jest brutalne, jak się warzy piwo, to trzeba je potem z godnoscia wypic


no i tak właśnie jest u mnie. Wywołało agresję. Żona straciła szacunek do mnie w 100%.

[ Dodano: 2014-01-04, 16:38 ]
Cytat:
Tylko myślę o Silverado


dziękuję, że mi czas poświęcasz, Ty i inni.

To powiedz, co by Cię skłoniło do chęci poprawy sytuacji? Co mąż (ja) musiałby(m) zrobić by odzyskać żonę, by go żona na powrót pokochała?

Przegrałem życie....

[ Dodano: 2014-01-04, 16:45 ]
Tilia,

Jak możesz to odpowiedź proszę (lub na prv)- czy sądząc po Twoich doświadczeniach- moja żona mogła się w tej kobiecie zakochać, tak wiesz, jak między kochankami a nie jak rodzeństwo czy przyjaciółki? Czy powstaje intymność? Pożądanie? Czy może dojść do kontaktów fizycznych jeśli jedna strona to zadeklarowana homo a druga (jak moja żona) do tej pory hetero?

Przepraszam za tak bezpośrednie pytania.....

Anonymous - 2014-01-04, 16:46

Cytat:
no ale co się stało,


pisałam powyżej. po prostu no nie mogłam się zmusić pomimo prób. To wszystko sztuczne było i tylko raniło. Przez 10 lat tak się oddalaliśmy, że się oddaliliśmy i to nie jest już małżeńska miłość.
Jak jest z Twoją żona to ja przecież nie wiem, ale tyle mogę Ci powiedzieć, że jak mój mąż płakał i prosił to tylko się wkurzałam (to zresztą też już pisałam) - brałam to za dalszy ciąg tej samej sprawy: rodzicielstwo go przerosło. OK, mnie też przerosło. Ale ja się starałam, leczyłam się, a on będzie leżał na podłodze i rozpaczał, jaki biedny? A o dzieciach znowu nie pomyśli, tylko nadal to jest moje sprawa, bo on, biedny, rozpacza? Takie sceny ranią dzieci! Jak nie dla siebie, to niech się dla dzieci ogarnie. Litości we mnie nie wzbudził, politowanie co najwyżej. I złość. Nic się tym nie uzyska. Godny szacunku jest partner, który pracuje nad sobą, a nie ten, który wisi na współmałżonku.
I myślę, że to właśnie mogło spowodować, że nie byłam w stanie "uczuciowo wrócić", chociaż, jak ciągle piszę, wiele cech w nim bardzo cenię.
O, teraz myślę - on jakby się stał jeszcze jednym dzieckiem, które ode mnie jest zależne. Takiego dziecka przecież nie da się kochać się jak partnera.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group