Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - moja żona i druga kobieta- pomóżcie

Anonymous - 2014-01-03, 19:14

Tilia napisał/a:
no tak, właśnie dlatego nie jestem za tym. Ale "podejrzane" wydaje mi się dlatego, że jeśli widzi, że jest źle, to trudno jednocześnie wmawiać dzieciom, że "jest dobrze jak jest źle"... ergo: może ona chce sobie "zabezpieczyć tyły" tak jak moja koleżanka (ta, co nie powiedziała mężowi i się z nim nie rozstała). No ale może faktycznie Twoja żona tak wierzy. Albo jest nie dla dzieci, tylko nie ma dokąd iść? Nie utrzyma się sama? Boi się być sama? Bo wydaje się, że jednak na codzienne wsparcie przyjaciółki jakoś nie liczy.


Żona uważa ze lepiej tak, razem i w obojętności niż 1 rodzic, choć ja mam wątpliwości. Ponadto, uważa, ze lepiej niech sie zatem dzieci uodpornia bo życie nie będzie łatwe. nie zgadzam sie z nią.

[ Dodano: 2014-01-03, 19:24 ]
Tilia napisał/a:
no tak, właśnie dlatego nie jestem za tym. Ale "podejrzane" wydaje mi się dlatego, że jeśli widzi, że jest źle, to trudno jednocześnie wmawiać dzieciom, że "jest dobrze jak jest źle"... ergo: może ona chce sobie "zabezpieczyć tyły" tak jak moja koleżanka (ta, co nie powiedziała mężowi i się z nim nie rozstała). No ale może faktycznie Twoja żona tak wierzy. Albo jest nie dla dzieci, tylko nie ma dokąd iść? Nie utrzyma się sama? Boi się być sama? Bo wydaje się, że jednak na codzienne wsparcie przyjaciółki jakoś nie liczy.



To tez racja- opcji nie ma. Mówiłem jej, ze taki układ jaki ma jest super wygodny. Tam pojedzie, jest miło i przyjemnie, brak pretensji, nie ma wrzasku dzieci, brak "brudnych gaci"- chodzi o problemy życia codziennego itp.

A mąż- dzieci zaopiekowane bo on pracuje w domu i jak jedno ma na rano to tata z drugim w domu do 13.00. Odwiezie to popołudniowe i odbierze poranne (dziecko), na angielski i basen zawiezie, kredyt na dom mąż spłaca, utrzymanie jest bo co ona zrobi z pensja 1200? Maz posprzata, kibelki wyczyści, poprasuje, obiad poda dzieciom itp.

Czemu z tego rezygnować? A ja? W tym czasie pojadę na entertainment udając ze jestem w szkole.

[ Dodano: 2014-01-03, 21:35 ]
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:

Co, Twoim zdaniem, byłoby obroną godności w tej sytuacji?

Trudne pytanie. W moim przypadku utratą godności było to błaganie o to, by została ze mną. Błaganie. Jest taki utwór wykonywany przez Michała Bajora, Nie opuszczaj mnie. I tego próbowałem. Nie da się żyć na kolanach. A świadomość, że ktoś będzie z Tobą z litości...
Nie zauważyłem jednej rzeczy - jesteś zarejestrowany na forum od sierpnia - więc trochę czasu już minęło. Myślę, że warto się zapytać, tak - zapytać raz jeszcze - czy jest zdecydowana pogrzebać to małżeństwo. Powiedzieć, jak cierpisz i otworzyć klatkę - jeżeli taki będzie Jej wybór. Starać się nie myśleć, gdzie jest, z kim, co robi. O konsekwencjach takiego a nie innego wyboru powiedzieć, możliwie spokojnie, raz. Separacja (nie wiem, jak skomplikowana jest wasza sytuacja materialna) może być sensownym rozwiązaniem, trudno jest żyć obok bryły lodu, pracować nad sobą.


w 100% podzielam Twoje zdanie. Ja straciłem godność- błagałem, płakałem wielokrotnie do poduszki, samotnie w nocy w łazience na podłodze. Widziała to i wyniosła się raz do innego pokoju mówiąc, że spać się nie da (taaaa, "śpimy" razem).

Sytuacja materialna- nie ma ona dla mnie znaczenia lecz damy radę. Albo ja dam radę.... będę musiał kupić żonie jakieś lokum i tyle. Sam z domu wynosić się nie zamierzam i chciałbym by dzieci nie zmieniały "swoich pokoi".

Dzieci to odrębna kwestia- będę o nie zabiegał. Nie wiem jakie mam szanse- może ktoś kompetentny się wypowie? To ja w 80% się nimi zajmuję bo mają plan szkoły w kratkę, raz jedno na 8.00 to drugie na 13.00 i tak na zmianę. A że pracuję w domu (czasami- 2x/mc na dwa-trzy dni wyjeżdżam) to zawożę, odbieram, zawożę, odbieram i tak w kółko. Angielski, basen itp. Dodatkowo weekendy gdzie żona w "szkole" się "entertainuje" to ja do tej pory się nimi zajmowałem- to jest dla mnie szok, że potrafiła ściemnić, że jedzie do szkoły a pojechała do tej kobiety zamiast być z nami, albo chociaż z nimi w domu. Poza tym, ja dom utrzymam- ona nie. Jest kredyt- ja go spłacę (póki co) ona nie. Mam środki do utrzymania dzieci- ona nie, (choć po to są alimenty). No i najważniejsze- nie chcę, by jakaś "ciocia" do nich przyjeżdżała w "odwiedziny" lub nie daj Boże nocowała itp.
Owszem, żona też się nimi dobrze zajmuje jak jest w domu, ale wiem też, że w sytuacjach napiętych- czas, szkoła, praca potrafi się zdenerwować, nawrzeszczeć na dzieci by się nie guzdrały tylko pędem się ubierały. Wiem, że dzieci to boli- syn się niejednokrotnie skarżył, że mama krzyczy i nazywa go gówniarzem (owszem- coś powiedział i może jego uwaga nie była stosowna, ale żona nie powinna tak). Powiedziałem mu na to, by powiedział mamie, iż jej słowa go ranią. Ale ona uważa, że dzieci trzeba karcić. Wiele takich sytuacji.....

poza tym, teoretycznie pracuje na 1/2 etatu choć i tak zamiast o 14.00 wraca o 15.30-16.00 i pt, gdzie ma dzień wolny i tak idzie do pracy. Np. teraz ferie- "ja urlopu wziąć nie mogę więc ty będziesz się musiał dziećmi zająć." A na pytanie co z dziećmi jak się rozstaniemy mówi- "przecież jest świetlica (przepełniona) i mogą tam od 7.00 do 17.00 przebywać bo ja będę musiała na pełen etat wrócić".

Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.

[ Dodano: 2014-01-03, 22:33 ]
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:

Co, Twoim zdaniem, byłoby obroną godności w tej sytuacji?


Nie zauważyłem jednej rzeczy - jesteś zarejestrowany na forum od sierpnia - więc trochę czasu już minęło.



sytuacja trwa od 2 lat- zobacz wzmiankę w 1-ym poscie

dziękuję Wam wszystkim. Piszcie, piszcie- to dobre rady

Anonymous - 2014-01-04, 09:52

silverado napisał/a:

Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.

Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste. Widzi i ocenia tę sytuację z zupełnie innej perspektywy, zupełnie Ci obcej. W jej przekonaniu Ty pewnie przejawiasz ośli upór i brak rozsądku w próbie zatrzymania jej przy sobie, kiedy ona nic do Ciebie nie czuje.
Życie może potoczyć się różnie. Czy stać Cię będzie na prawdziwe wybaczenie? Niezależnie od tego, czy znów Cię pokocha, czy będzie chciała z Tobą żyć? A takie wybaczenie, w moim przekonaniu, nie jestem stanem, a jedynie kierunkiem, krokiem w kształtowaniu swojej osobowości w pogodzeniu się ze samym sobą, ze otaczającym światem. Pierwszym ważnym krokiem...

Anonymous - 2014-01-04, 11:02

marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:

Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.

Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste. Widzi i ocenia tę sytuację z zupełnie innej perspektywy, zupełnie Ci obcej. W jej przekonaniu Ty pewnie przejawiasz ośli upór i brak rozsądku w próbie zatrzymania jej przy sobie, kiedy ona nic do Ciebie nie czuje.
Życie może potoczyć się różnie. Czy stać Cię będzie na prawdziwe wybaczenie? Niezależnie od tego, czy znów Cię pokocha, czy będzie chciała z Tobą żyć? A takie wybaczenie, w moim przekonaniu, nie jestem stanem, a jedynie kierunkiem, krokiem w kształtowaniu swojej osobowości w pogodzeniu się ze samym sobą, ze otaczającym światem. Pierwszym ważnym krokiem...



Tak, to racja- wypomina mi wszystkie moje winy i błędy. I te malutkie i te wielkie. I teraz za wszystko obwinia mnie i mówi, ze nasze małżeństwo to ja już dawno pogrzebalem.....i teraz efekt tego mamy

Ale jak tu dalej żyć w takim zawieszeniu? Ani to lodowate ani to gorące. Nijakie. Każdy dzień to uderęka i boje sie ze skończę w psychiatryku.

Anonymous - 2014-01-04, 11:29

marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:

Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.

Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste.


Wtrącę swoje 3 grosze.
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.
Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.

Anonymous - 2014-01-04, 12:07

Cóż, moim zdaniem życie bez pojednania jest jednak wciąż okresem rozpamiętywania doznanych krzywd i zawodów. Niekoniecznie świadomym, ale jednak. Każde kolejne "nie", "za późno", "twoja wina" itp. Itd. Decyzja została podjęta i może (i pewnie?) już nie gryzie się z myślami, nie buduje uzasadnienia, nie kownersuje z sumieniem - ale to są działanie świadome. A nieświadomie swoją postawą takie właśnie rozpamiętywanie prezentuje.
Trudno się przyznać przed sobą i jeszcze trudniej - przed małżonkiem - do swojego własnego udziału w kryzysie. Łatwiej powiedzieć to znamienne "coś się wypaliło". No ale wszyscy my tutaj dobrze chyba to wiemy...
Przychodzi moment w życiu, by powiedzieć sobie "Co tam, było nie było" (Paragraf 22) i zrozumieć istotę przesłanie modlitwy o pogodę ducha. Może moje małżeństwo nie będzie uratowane, ale to nie znaczy, by iść na dno razem z nim.

Anonymous - 2014-01-04, 12:08

Silverado ,
tym razem na forum :mrgreen:

Niestety ,
zgadzam się w 100 % z tym co napisał powyżej marcin74
i doprecyzował grzegorz
( zapewne żona juz dawno przeszła etap rozpamiętywania )
Zapewne tak mniej więcej jest .

Tylko ,
co w PRAKTYCE panowie proponujecie ? :mrgreen:
Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?
....... czasem cuda się zdarząją

Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .
Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe
i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .

Stawiać opór ?
( roszczenia żony mogą się nasilać )

Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .
Przydały by się KONKRETY .
Co ma robić tak konkretnie właśnie .

I jeszce jedno :
Silverado ma jednak kilka dobrych kart : dzieci , zapewnia żonie dość wygodne życie .
Tyle , że w sądzie może być , że łatwo straci i jedno i drugie .

_____________________________________________________


Marcin , zgoda
tylko nigdy nie wiadomo na 100%
czy już naprawdę trzeba odpuścić tą reanimację .



I druga uwaga .
Wybaczenie , ......................................................................... pojednanie .
Wybaczenie PRAWDZIWE jednej , potem drugiej strony to są LATA .
A może i nigdy do niego nie dojdzie .

POJEDNANIE - to już w zasadzie konkretne kroki "ku sobie" , powrót .
( pojednanie - oznacza jedność )


A dzieci rosną , dojrzewają TU I TERAZ , w tej sytuacji jaka jest .
TA sytuacja oddziałowuje na ich psychikę , ich własny dalszy los .
Co im po wybaczeniu i nawet pojednaniu .......... za 5 czy 10 lat .
Dla dziecka 5 lat to kupa czasu !
............ którego się nie cofnie


Zatem - za mało uwagi przywiązujemy chyba na tym forum dzieciom .
Kryzys - to nie tylko sprawa małżonków , ich własnego widzimisię .


Rozejście się powoduje , że i w dzieciach "coś pęka"
bezpowrotnie .

Anonymous - 2014-01-04, 12:15

grzegorz_ napisał/a:
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.

Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.

Silverado niestety...lub stety
Grzegorz ma rację....
Kolega Marcin 74 jest w błędzie-taki stan o jakim pisze masz już za sobą(rozpatrywania czegokolwiek przez zonę)
No cóż ten stan zazwyczaj ileś trwa ,tylko że albo go nie widzimy, albo o nim nie słyszymy , albo dla nas nie ma problemów.
Potem zaczyna się dziac jak pisze dokładnie Tilia-zaczyna się podróż emocjonalna
w innym kierunku, a dla nas kolejno zamykają się drzwi i pala mosty.
Powstaje właśnie coś jak napisał Grzechu-emocjonalny rozwód z mężem.
Powstaje własny prywatny świat w jakim kobieta powoli się odnajduje, buduje własną rzeczywistość, buduje własne pragnienia, wzmacnia swa kobiecość i powoli w tym zyje.
Czy jest szczęśliwa??? trudno powiedzieć że tak, bo jest to tez rodzaj jakiejś własnej klęski(gdy posypał się związek).
Ale trzeba -czy się chce czy nie żyć w w danym wyborze.
Zatem jak to wygląda??
Żona zaakceptowała to co sie stało , pogodziła się i stara się z tym żyć.
To tobie nie pasuja te wybory, to ty się z tym żle czujesz-dlatego się wijesz, wściekasz, nie rozumiesz jej i masz problemy z przyjęciem tego.

A najzwyczajniej w świecie nic z tym nie zrobisz-bo jesteś zależny od żony.
Myslę że czy chcesz-czy nie winieneś się z tym pogodzić, zrozumieć jej wybór, zrozumiec co czuje i dla siebie co będzie najbezpieczniejsze życ obok(jeżeli to potrafisz)

Daj po prostu zonie przebywać w świecie w jakim chce, nie neguj tego świata,nie nazywaj głupim i złym wyborem,nie określaj to jako osli upór.
Pozwól by sama oceniała jak jej jest i czego będzie chciała.


I na koniec to:
Jak zechce Silverado sama zaprosi cie do swego świata,ale może i tak być że zaproszenia nie dostaniesz nigdy.

Wiem że to trudne-ale nie jest niewykonalne :-D

Trzeba aby przeżyć mocno się zorganizować....znaczy się życ tak by mieć miejsce dla siebie,zarazem nie wdepując w ingerencji w świat żony-a wszystko razem by nie wyglądało że całkiem to olewasz.......

I da się żyć!!!!!!!

pozdrawiam

Anonymous - 2014-01-04, 12:24

grzegorz_ napisał/a:
marcin74 napisał/a:
silverado napisał/a:

Brak mi słów na jej ośli upór i brak rozsądku.

Zatem sobie odpuść tłumaczenie jej, co jest ważne i właściwe. Polegniesz. Ona rozpamiętuje teraz każdą krzywdę, której od Ciebie zaznała. I te urojone i te rzeczywiste.


Wtrącę swoje 3 grosze.
Myślę, że żona silverado krzywd juz nie rozpatruje, bo ten okres już ma za sobą.
Po prostu wzięła emocjonalny rozwód z nim i pewnie jest teraz znacznei spokojniejsza niż on, co nie znaczy zadowolona.


to racja- powiedziała, że dla niej małżeństwo już dawno się skończyło i jak mieliśmy rocznicę ślubu to powiedziała, że zamiast świętować, to chyba wieniec grobowy kupi :-(

Anonymous - 2014-01-04, 12:32

mare1966 napisał/a:
Tylko ,

co w PRAKTYCE panowie proponujecie ?

Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?

....... czasem cuda się zdarząją



Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .

Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe

i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .



Stawiać opór ?

( roszczenia żony mogą się nasilać )



Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .

Przydały by się KONKRETY .


Mare tak na chłopski rozsądek pomysl co powstaje???
jedno pogodzone ze sobą -żyje(lub stara się żyć) normalnie

drugie nie pogodzone z sytuacją i wyborami pierwszego wiję się i wkurza.

Kto ma problemy???
pierwsze-czy drugie.
Skoro na forum ludzie po rozwodach żyją normalnie(starają się żyć)
pogodzili się z daną sytuacją i maja jakąś tam nadzieję że cos się kiedyś zmieni.

To czy nie można z tym się pogodzić w takiej sytuacji???

czym to się różni???
tym że jest życie obok i z tym mamy problem??
To wciąż nasz problem Mare...i tego że to my nie potrafimy się pogodzić i z tym zyć.
Można Mare nie kłócić się ,nie rozpamiętywać,nie wadzić sobie,można nawet normalnie starać się rozmawiać,mozne spełniać obowiązki domowe rodzicielskie bez wyrzutów i wypominania
mimo tej sytuacji jaka powstała
czyli:
tak blisko siebie ...a tak daleko od siebie

pozdrawiam

Anonymous - 2014-01-04, 12:37

napisaliście wszyscy, co tak naprawdę wiedziałem, lecz tego do siebie nie dopuszczałem. Albo liczyłem, że jest jakiś inny sposób.

To jest właśnie to określenie- żona "umożliwia" mi życie obok niej, ale nie z nią. Teraz muszę odrobić pracę domową i odpowiedzieć na pytanie: czy dam radę tak żyć? Niestety po głowie chodzi mi rozstanie, separacja bo boje się, że źle skończę, że mogę nie dać rady. Jak nie ma jej obok to jakoś funkcjonuję lecz gdy jest fizycznie w domu lecz nadal obca i daleka, kiedy mijamy się na schodach bez słowa to wtedy uczucie jakie temu towarzyszy jest nie do zniesienia.

No i co dalej? Jak Mare66 podpowiada- jak to przełożyć na praktykę?

[ Dodano: 2014-01-04, 12:40 ]
miodzio63 napisał/a:
mare1966 napisał/a:
Tylko ,

co w PRAKTYCE panowie proponujecie ?

Zaprzestać "uporczywej reanimacji" ?

....... czasem cuda się zdarząją



Mieszkają razem , żona o rozwód nie wnosi .

Pozostaje udawać , że się nie znają , utrzymywać kontakty służbowe

i to jak najmniejsze , schodzić sobie z drogi .



Stawiać opór ?

( roszczenia żony mogą się nasilać )



Choroba znana , tylko lekarstwa nie wynaleziono .

Przydały by się KONKRETY .


Mare tak na chłopski rozsądek pomysl co powstaje???
jedno pogodzone ze sobą -żyje(lub stara się żyć) normalnie

drugie nie pogodzone z sytuacją i wyborami pierwszego wiję się i wkurza.

Kto ma problemy???
pierwsze-czy drugie.
Skoro na forum ludzie po rozwodach żyją normalnie(starają się żyć)
pogodzili się z daną sytuacją i maja jakąś tam nadzieję że cos się kiedyś zmieni.

To czy nie można z tym się pogodzić w takiej sytuacji???

czym to się różni???
tym że jest życie obok i z tym mamy problem??
To wciąż nasz problem Mare...i tego że to my nie potrafimy się pogodzić i z tym zyć.
Można Mare nie kłócić się ,nie rozpamiętywać,nie wadzić sobie,można nawet normalnie starać się rozmawiać,mozne spełniać obowiązki domowe rodzicielskie bez wyrzutów i wypominania
mimo tej sytuacji jaka powstała
czyli:
tak blisko siebie ...a tak daleko od siebie

pozdrawiam


No ale Miodzio63,

nie na tym polega zycie razem, by żyć tak blisko a tak daleko..... przepraszam za porównanie, ale tak mieszkałem w akademiku studenckim- pod jednym dachem z "obcymi" mi ludźmi..... (przepraszam, że może ostro). Nie o to Panowie, nie o to.....


no i jeszcze dalej- mam zezwolić na te lawiny smsów, potajemnych spotkań i udawać że się nic nie dzieje? To nie jest tylko kwestia tego, że nam się nie ułożyło. Żona wykorzystuje zarezerwowane tylko dla małżonków słowa, gesty, czyny wzgledem innej osoby. Okłamuje lub okłamywała mnie (nie chcę ponownie opisywać bo szkoda miejsca)...

Co z tym mam zrobić? Udawać że nie widzę? Dać ciche przyzwolenie? OK, niech żyje obok, ale nie mogę się zgodzić na takie zachowania!!!!

Anonymous - 2014-01-04, 12:43

mare1966 napisał/a:
Rozejście się powoduje , że i w dzieciach "coś pęka"

bezpowrotnie .

Mare nigdy nie ma doskonałych rozwiązań....
Z jednej gdy się rodzice roztają ...żle to wpływa na dzieci to fakt....
z drugiej gdy rodzice postanawiają coś dalej ciagac dla dzieci....tez jest żle....
Bo dzieciaki widzą chora sytuacje,widzą że rodzice nie sa razem,widzą że się nie kochają....i poswtają choćby w ich sercach i umysłach decyzje....

związek małżeństwo to głupota...bo i tak się kiedyś to rozwali,bo to jedna fikcja...

zatem jak widzisz brak rozsądnych rozwiązań.....a czasem nie da się wrócić do siebie emocjonalnie,nie da pokochać na nowo,nie da zreperować....

I mimo naszych poboznych marzeń i sam Bóg jest bezradny....

Anonymous - 2014-01-04, 12:46

Moja żona po roku takiego miotania wyprowadziła się. Mija 2 miesiąc separacji i ta sytuacja jest dla mnie lepsza. Jeśli zechcesz odejść - odejdź, jeśli wrócić - wróć. Nie wiem, jak radzić sobie z życiem "razem". Byłeś u psychologa?
Anonymous - 2014-01-04, 12:53

silverado napisał/a:
No ale Miodzio63,



nie na tym polega zycie razem, by żyć tak blisko a tak daleko..... przepraszam za porównanie, ale tak mieszkałem w akademiku studenckim- pod jednym dachem z "obcymi" mi ludźmi..... (przepraszam, że może ostro). Nie o to Panowie, nie o to.....

Oj Silverado ...wiadomo wybory są twoje......
ale ja ci brutalnie napiszę....
A JAK ŻYŁES DO TEJ PORY!!!!
nie byłes obok??? dlaczego takie wybory powstały w zonie???w skutek czego co????

Widzisz zamienia się sytuacja a ty już pekasz ,wymiękasz-bo nie potrafisz.....

Silverado aby dostać od Boga to cos-nie wystarczy dojrzeć....trzeba pokazac ..przekonać Boga
że warty jestem.......
i nie zapominaj Bóg nas zawsze kocha i jest miłosierny...i tu łatwo............
ale pozostaje jeszcze żona...a to proces...może długi...może krótki...może nigdy...

Ja oblizałem swoje rany, ja przestałem się rozczulać nad sobą ,ja szanuje ten wybór żony nawet gdy jak sztylet wbijał mi się w serce.
I odrzuciłem egoizm zwany musze mieć kogos obok siebie...bo ja tak czuje by był.

Najszybciej przychodzi do nas to o co nie skrobiemy w szybkę.....stojąc za nią i widząc kawałek wspaniałego tortu na jaki się oblizujemy..a nie możemy wejść do cukierni bo zamknieta.....

pozdrawiam

Anonymous - 2014-01-04, 13:06

miodzio63 napisał/a:
A JAK ŻYŁES DO TEJ PORY!!!!
nie byłes obok??? dlaczego takie wybory powstały w zonie???w skutek czego co????

Widzisz zamienia się sytuacja a ty już pekasz ,wymiękasz-bo nie potrafisz.....




masz 10000% racji- pewnie tak żyłem, pewnie nie zauważyłem, gdy żona o mnie tak zabiegała a ja daleeeeego, daleeeeko....ale kijem Wisły nie cofnę.

No i znowu masz rację- nie potrafię... juz dwa lata.... zaryzykowałbym stwierdzenie, że umiałbym bardziej żyć sam- sam, niż sam obok.... :-(


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group